fbpx

Montessori, a Rodzicielstwo Bliskości

  • DZIECKO
  • 2  min. czytania
  •  komentarze [27]

Ten post właściwie powinien mieć inną nazwę: „Montessori i Rodzicielstwo Bliskości”. Dlaczego? Obydwie metody mają wiele wspólnych mianowników, które spróbuje przytoczyć w tym poście.

Napiszę dość nietypowo, bo większość rodziców zazwyczaj najpierw dowiaduje się o RB, a dopiero później kiedy decydują się na zapisanie swojej pociechy do jakiejś placówki trafiają na metodę Marii Montessori.

U mnie było zupełnie odwrotnie.

O metodzie Montessori dowiedziałam się ponad 10 lat temu, będąc jeszcze na studiach. Już wtedy wzbudziła moje ogromne zainteresowanie. Kilka lat później zaczęłam pracować w przedszkolu montessoriańskim i wtedy miałam przyjemność zaznajomienia się z tą metodą. Od początku jest dla mnie metoda i-d-e-a-l-n-a. Kilka lat pracowałam w takich placówkach, aż urodziłam Lilkę. Wiedziałam, że tę metodę będziemy stosować również w domu.

Zapytacie pewnie, co na to mój mąż.

Otóż, podsunęłam mu do czytania kilka lektur, artykułów i wsiąkł tak samo jak ja. Któregoś dnia, jak Lilka miała chyba 3-miesiące trafiłam na artykuł o Rodzicielstwie Bliskości. Przeczytałam, przemyślałam i stwierdziłam, że my dokładnie wychowujemy córkę w duchu RB (jedynie z nią nie śpimy). Tak też stwierdziłam, że właśnie metoda Montessori ma wiele wspólnego z RB.Zacznę może od podstaw…

W Montessori nauczyciel jest jedynie przewodnikiem dziecka, to nie on jest najważniejszy. Dzieci traktuje się podmiotowo, a nie przedmiotowo. Wychowanie jest przed wszystkim naturalne. To dziecko pokazuje na co jest gotowe i wybiera do tego stosowne pomoce. Nic nie jest mu narzucane. W przedszkolach masowych często jest realizowany program według którego dzieci muszą się danych umiejętności uczyć.

W Montessori to dziecko decyduje, że jest na coś gotowe.

Przykładowo: 3-latek jeżeli ma chęć i wykazuje gotowość może uczyć się liter. Ważne jest wykorzystywanie tzw. okresów sensytywnych. Często w przedszkolach masowych są przegapiane takie momenty i takiemu dziecku później o wiele trudniej będzie przyswoić umiejętność, na którą okres sensytywny już minął. Następną kwestią jest zaufanie.

Nauczyciel ufa naturalnym instynktom i odruchom dziecka. Od samego początku używa się malutkich przedmiotów, porcelanowych dzbanuszków i innych pomocy, które w masowym przedszkolu/żłobku mogłyby być nie używane ze względu na pozorne niebezpieczeństwo. Szacunek, kolejna bardzo ważna sprawa.

Każdy do siebie odnosi się z ogromnym szacunkiem zarówno do osoby jak i pracy.

W czasie pracy własnej rozmawia się szeptem, nauczyciel jak coś mówi do dziecka zawsze kuca, aby być twarzą w twarz z dzieckiem. Kiedy dziecko jest zmęczone może udać się na drzemkę. Nie jest do tego zmuszane (moja trauma z przedszkola). Nie ma też kar, ani nagród. Nie ma pieczątek, naklejek i innych form nobilitacji pracy dziecka.

Właśnie ta wewnątrzsterowność pozwala wydobyć z dziecka jego własne zainteresowania, zachęca do pracy nad sobą (kiedyś napiszę jeszcze o tym post).Jak widzicie jest wiele cech wspólnych obu metod. Często rodzicie wychowujący dzieci w duchu RB boją się jak dziecko poradzi sobie w przedszkolu.

Placówki montessoriańskie są właśnie takimi miejscami gdzie te zasady są priorytetowe. Fajne prawda?

Komentarze

    Szkoda tylko, że w mniejszych miastach nie ma takich przedszkoli 🙁 A metoda fajna. Też ją na studiach poznałam. Pozdrawiam

    dokładnie u mnie w mieście podejrzewam że nikt nie ma zielonego pojęcie że takie podejście jak Montessori w ogóle istnieje mimo że są przedszkola zarówno prywatne jak i państwowe. Niestety 🙁 w przyszłości będzie moja Lila skazana na przedszkole starego typu chyba że coś się zmieni w tej materii.

    A jeśli chodzi o to podejście to przyznam się szczerze, że dowiedziałam się o nim od Ciebie Aniu i starałam się jakoś tam ją w życie mojej małej wprowadzać – teraz wydrukuję sobie ten art.co zalinkowałaś i poczytam. Zastanawiam się tylko czy to nie jest za późno na prowadzenie tej metody na 100% w życiu Lili ? / kika1983

    centrumwszechswiata- no niestety, chociaż warto poszukać! w moim rodzinnym mieście, w tzw. Polsce B jest przedszkole publiczne z oddziałami Montessori.

    kika1983- dzięki CI bardzo! Bo to znaczy, że te moje wypociny nie idą na marne. A co wprowadzania teraz to jak najbadziej. Musiałabyś jeszcze Mamę przeszkolić żeby nie mieszać Lilce w głowie. Ja przeczytasz radosne dziecko to daj znać może Ci coś podeślę:) Pozdrówki

    Jestem osobiście zakochana w Montessori, wszystko mi w tej filozofii odpowiada tylko nie cena samego przedszkola, nawet gdybym chciała Mikołaja tam posłać to mnie zwyczajnie nie stać;/ Poza tym Tomek zawsze robi wielkie oczy kiedy opowiadam Jemu o metodzie, a jeszcze większe jak widzi w rękach Mikołaja małe koraliki. W tym temacie u nas spór w domu. Poza tym ważne jest żeby metodę przenosić do domu jeżeli już dziecko tam chodzi, inaczej jest z lekka zdezorientowane.

    To mam pomysł! Wyślij Tomka najpierw do przedszkola, niech się zauroczy:) Mnie zawsze rozbraja widok pracujących w ciszy dzieci.

    Już zgłębiam wiedzę :). Niestety nie słyszałam o tych metodach ale mam nadzieję, że lada chwila nadrobię :). Pzdr!

    Zgłębiam wiedzę w tym temacie gdyż metody (wstyd się przyznać…) nie są mi znane, ale nadrobię zaległości :). Pzdr serdeczne dla Mamy i Lili 🙂

    Polecam ten link na dole. W skrócie przybliża główne założenia. My też pozdrawiamy:)

    No właśnie…musielibyśmy wszyscy mieszkać w dużych miastach żeby uczono nasze dzieci “normalnie”. Szczerze to te nagrody, pieczątki i naklejki mnie przerażają:/

    Tak jak pisałam wyżej, placówki montessoriańskie nie są tylko w dużych miastach. Do mnie też w ogóle nie przemawiają takie formy nagradzania.

    Bardzo zaciekawiłaś mnie tą metodą – muszę koniecznie poszerzyć swoją wiedzę.

    O tak, zapomniałam podać linka do mamy bliźniaczej! Super blog:)
    A to fakt, że taka ludzka jest ta metoda;) Tracy Hogg to nie moja bajka

    Wiesz, dlaczego warto mówić o Montessori? Bo społeczeństwo ma o nim błędne pojęcie.Kiedy w moim mieście powstało pierwsze (i jedyne) przedszkole M. byłam nianią dziewczynki, która właśnie zaczynała przedszkolną drogę- mama bardzo mądra, ciepła, w duchu bliskości, choć pewnie nawet o tym nie wiedziała… podunęłam jej informację o tym przedszkolu, bo słyszałam, że miało wolne miejsca, choć o samej metodzie nic nie wiedziałam- to przez tą mamę zostałam uświadomiona, że Montessori jest złe, bo (!!!!) zmusza dziecko do ciągłej nauki- a dziecko powinno mieć dzieciństwo, jest sztywne, ciężkie, surowe…. Jeżeli taki pogląd miała osoba o naprawdę dużej empatii i dużym zasobie wiedzy, to co dopiero musi myśleć cała reszta…?

    Te metody nie wydają się być jakieś odkrywcze. Skoro nie ma systemu kar i nagród,to w jaki sposób dziecko uczy się zasad? I co w sytuacji,gdy ewidentnie zachowuje się źle (np krzywdzi inne dziecko) a wszelkie próby perswazji słownej kończą się zdecydowanym “nie”? Rozumiem,że dziecka nie traktuje się jak gorszej kategorii człowieka,ale jestem przekonana że do pewnego okresu życia musi być prowadzone przez rodziców i uczone
    podstawowych normy kulturowych i społecznych. Przecież w dorosłym życiu ponosi się konsekwencje swoich zachowań a za ciężką pracę spotykają nas nagrody. Czy wychowywanie dzieci w oderwaniu od rzeczywistości nie wyrządza im potem krzywdy,kiedy muszą się zetknąć z brutalnym światem pełnym stresów?

    O tak, ja jestem właśnie wychowana w ten sposób i bardzo mi to utrudnia życie. Jestem uzależniona od pochwał (męża, mamy, znajomych, moich czytelników). Każda zła opinia mocno mnie dotyka. Często potrzebuje potwierdzenia, że coś co robię jest ok.
    Wydaje mi się, że podejście, które proponuje M. Montessori może nas od tego wyzwolić. Dlatego też w domu nie bijemy brawo i nie krzyczymy “super!” na każdego bazgroła na kartce.
    Co do norm… U nas są w przedszkolu prowadzone są nawet lekcje gracji, na których dzieci uczą się zasad savoir vivre’u oraz lekcje ciszy.
    Istnieje coś takiego jak naturalne konsekwencje i te podejście jest mi najbliższe.

    To smutne co piszesz… Też byłam wychowywana wg określonych norm i do pewnego okresu życia przyjmowalam je w pełni. Gdy potrafilam już sama dokonywać wyborów nie utrudniało mi to życia,do tej pory nie szukam ciągłego poklasku. Nie ukrywam natomiast,że niewymuszone pochwały traktuje jako bardzo miły element życia. Jestem przekonana,że rodzice muszą wyznaczać granice – dają w ten sposób dziecku poczucie bezpieczeństwa. Uważam,że rodzic nie powinien wchodzić w rolę wyłącznie towarzysza, jego zadaniem jest rola przewodnika,nauczyciela,pocieszyciela. Metody opisane w Twoim poscie traktuje jako inaczej nazwane “bezstresowe wychowanie”,którego efekty można obserwować każdego dnia w coraz bardziej roszczeniowo nastawionym społeczeństwie. A przecież nie chcemy wychować egoistow i egocentrykow!

    Specjalnie przejaskrawiłam moje podejście do pochwał, żeby pokazać, że mi przeszkadzają. Absolutnie nie jest tak, że opinie innych ludzi warunkują moje czyny. Mają jednak na to wpływ. Uważam, że jest to zbędne i próbuję z tym walczyć;)
    Myślę, że Ty też pisząc ten komentarz przytaczasz zachowania skrajne żeby podkreślić swoją postawę wobec tego tematu. Jestem zdania, że granice wyznacza sobie każdy z nas za cytatem “Wolność człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka”. Ja raczej nie stawiam granic, ale jej pokazuje granice. Dzieci uczą się przez obserwację/doświadczanie. Według mnie “bezstresowe wychowanie” to wychowanie bez żadnych norm, zasad. A tak przecież nie jest ani w R B, ani w Montessori.

    Dziekuje, ciesze sie, ze lubisz tu zaglądać. Po weekendzie napisze moje ulubione ksiazki 🙂 pozdrawiamy

    Fajnie że poruszasz tą metodę. Sama próbuję zgłębić trochę wiedzę na jej temat, więc post w sam raz dla mnie! Będę wprowadzać u siebie w domu.
    Szkoda tylko że rodzina jest oporna. Mąż, i dziadkowie też, uważają że im więcej zabawek ma moje dziecko, tym lepiej. A on się nimi nawet nie bawi, bierze na chwilę w rękę i zaraz wyrzuca za siebie. A ja po cichu chowam te wszystkie piszczące i śpiewające plastiki, daje synowi miseczki i drewniane klocki, i obserwuję jak ten nad nimi siedzi i przekłada z miseczki do miseczki.

    Nie wiem dlaczego… moze przez ta TH, ale ciekawa jestem jak przy metodzie MM czy w RB wyglada dzien dziecka, aglownie wieczor. Stale pory spania, jedzenia? Rutyna. Nie wiem czemu, ale mi Tracey Hogg dosc przypadla do gustu, choc niestety rzadko z czym sie stosujemy. Natomiast Gina Ford juz nie.
    Pozdrawiam

    Nie jestem specialista, ale z tego co sie orientuje w metodzie Marii Montesorri sa rowniez wymagane zasady od dziecka np. jak uzywac wybranych materialow do cwiczen, czy rozkladac je na stole czy tez podlodze, jak rozkladac dywanik, jak sznurowac buty i wiele innych. To nie jest metoda gdzie dziecko dokladnie robi co chce, dziecko samo decyduje czego chce sie w danej chwilli uczyc, ale postepuje wedlug wzorcow metody.

    Dokładnie tak jest. Mimo, ze w tej metodzie jest duzo wolności i dowolności jest bardzo konserwatywna.

    Witaj, za 2 tygodnie rozpoczynam prace w p’lu Montessori. Czy możesz polecic jakies lektury/ artykuły żeby bardziej “wgryzc” się w ideę?

    A nie masz jakiegoś szkolenia wewnętrznego? Ja najbardziej lubię tę: Odkrycie dziecka. Jednak jest to bardzo mało żeby pracować z dziećmi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

Bądź z nami na bieżąco
Dołącz do nas na Facebooku
NEBULE NA FACEBOOKU
Możesz zrezygnować w każdej chwili :)
close-link