fbpx

“Babcia rozpuściła mi dziecko”- o różnicy zdań przy wychowaniu dziecka

*Tytuł to cytat z wiadomości od jednej z czytelniczek

Są naszą podporą, dają nam poczucie przynależności, pomagają jak najlepiej potrafią. Dziadkowie, za chwilę ich święto. Jaką rolę pełnią w życiu naszych dzieci oraz naszym? Dziś chciałabym napisać o NICH. O naszych bliskich.

Dziś rodzicielstwo wygląda zupełnie inaczej niż kiedyś.

Zmieniły się trendy, moda i podejście. Kiedyś dzieci jak ryby głosu nie miały. Teraz często są osobami decyzyjnymi w rodzinie. Nasi rodzice mają okazję bacznie obserwować te zachodzące bardzo dynamicznie zmiany.

“Załóż  kapcie, bo będzie chory”—> “Ale my stosujemy zimny chów i może chodzić boso”

“Nie noś jej tyle, bo się przyzwyczai”—>”Bliskości nie da się przedawkować”

To tylko przykładowe rady jakie możemy usłyszeć od rodziców, ale są skierowane w wychowanie naszych dzieci. Zazwyczaj na wszystko inne co nie zawiera się  w naszej teorii wychowania reagujemy alergicznie. Mało tego, często nie pozwalamy nawet na inne metody w obawie o dobro naszych dzieci. A wiecie, że dziadkowie też chcą dobrze? Chcą nawet najlepiej.

Kiedyś wiedzę na temat pielęgnacji i wychowania dzieci przekazywały mamy córkom.

Nie było podręczników ani wielu wydumanych teorii na ten temat. Zaspakajało się podstawowe potrzeby dziecka i tyle. Nikt się nie zastanawiał czy nadmiar cukru może szkodzić i czy chodzenie na boso stymuluje układ dotykowy. Przez migracje do innych miast w poszukiwaniu pracy jesteśmy często oddaleni od rodziców o setki kilometrów.

Zapewniamy dzieciom sporadyczny kontakt od święta i często wymagamy od dziadków respektowania naszych zasad. A dziadkowie, jak to dziadkowie- spragnieni kontaktu chcą naszym pociechom dać przysłowiową gwiazdkę z nieba.

Pamiętam jak przyjeżdżałam do moich dziadków na weekendy.

Czekała na mnie odłożona porcja czekoladowych cukierków i ciastek. Babcia z dziadkiem od samego przyjazdu dogadzali wnukom. Ulubione potrawy pachniały na stole (wszystkie na słodko), pachnący truskawkami kompocik i oczywiście deser.

Dziadek przezywał mnie “Anka Cyganka”- wtedy okropnie mnie to denerwowało – a teraz wiem, że w taki sposób okazywał zainteresowanie, a po kieszeniach upychał cukierki. Kiedyś nie rozmawiało się w otwarty sposób z dziećmi- nie byli dobrymi interlokutorami. Z dziećmi można było się powygłupiać, a miłość okazywano przez jedzenie.

Teraz czasy się zmieniły i nam się wydaje, że wiemy wszystko najlepiej,

bo przeczytaliśmy Stein, Cohena i innych psychologów. Najlepszym nauczycielem jest życie. A ten kto żyje dłużej ma większe doświadczenie. Dziadkowie mają zupełnie inne podejście do naszych dzieci niż mieli do nas- jako rodzice i nie możemy mieć o to pretensji. Dlatego też często to powoduje konflikty. Nie możemy patrzeć na swoich rodziców przez taki pryzmat. Oni mają teraz inną rolę. Są dziadkami z wszystkimi przywilejami. Mają swoje podejście i my musimy to uszanować. My musimy wyjść w pewnym stopniu z roli ich dzieci.  To my w domu- stawia

my granice i pilnujemy ich jak Cerber, a każdą próbę wkroczenia w te zasady traktujemy jako zamach. Moim zdaniem jest to bardzo złe podejście. Musimy pozwolić dziadkom być dziadkami. Z tymi cukierkami i wszechobecną troską. Jeżeli na czymś bardzo nam zależy to po prostu zakomunikujmy ten fakt.

Czasami pewnych rzeczy ciężko jest się domyślić. Dzieci potrzebują różnorodności i w żaden sposób nie zachwieje to ich poczucia bezpieczeństwa. Dajmy dziadkom więcej luzu. Ja już przymykam oko na codzienny słodki kisiel, bo wiem, że moja córka będzie miała właśnie takie wspomnienie z dzieciństwa- “Mama, nie dawała mi cukru, ale u babci zawsze mogłam liczyć na słodki kisielek”. Sami zobaczycie:)

Komentarze

    Super napisane, jak wróciłam do pracy i to dziadkowie przejęli piecze nad opieką nad Jagodą, często dochodziło do kłótni, zwłaszcza z teściową. Teraz kiedy Jagoda poszła do przedszkola i dziadków odwiedza maksymalnie 2/3 razy w tyg a nie codziennie, łatwiej mi przymykać oko na słodycze, bajki czy noszenie na rękach. Ale do tego tez trzeba dojrzeć, ale warto zeby wizyta u dziadków nie była dla nas udręką 🙂 A czy Lilka ma swoich dziadków na codzień ?

    Dokładnie tak! Trzeba rozmawiać i wypracować wspólne działania. Lilka korzysta z bycia wnuczką na odległość 🙂

    I właśnie gdyby Lilka miała dziadków bliżej, dzisiejszy post by taki nie był 😉

    Coś Ty, często jesteśmy po 10 dni non stop i jest ok. Trochę kompromisów z jednej i drugiej strony i można się dogadać.

    Mam 36 lat i mam całkiem inne doświadczenia z babcią 😀 tam było dokładnie odwrotnie. Nie było słodyczy ale mi to w żaden sposób nie przeszkadzało. Była działka a na niej wszelkie owoce to jak tam wparowałam to truskawek i malin nie było 😀 jabłka gruszki żółte czereśnie itp też lubiłam. Zabawek też nie było albo była jedna. Czasem przywoziłam coś że sobą ale ze ja z tego rocznika co byle czym się pobawi i fantazje miałam to bawiłam się gałęziami albo brałam wapno z pola i rysowałam po komórce albo spalone kawałki drzewa. I to były najpiękniejsze czasy 😀 często przyjeżdżały kuzynki to bawiłyśmy się w podchody babingtona o inne zabawy na powietrzu. Babcia w t czasie robiła obiad i to też różny urozmaicony a najbardziej lubiła lepić pierogi 😀

    Wszystko Ok 😉 Ale ciśnienie mi się podnosi jak Dziadkowie (głównie teściowa) próbuje kierować życiem mojego dziecka. A to do żłobka (bo wspaniale wpływa na rozwój), ale nie takiego tylko tego. Absolutnie nie do przedszkola Montessori to jakiś wymysł dzisiejszych czasów – zniszczycie dziecko! itd I jak tu przymykać oko/oczy?! 😉

    Mimo wszystko radzę też spojrzeć z drugiej strony. Mam przyjaciółkę która szybko zaszła w ciąże a facet ją zostawił. Musiała mieszkać z matką. Niestety babcia nie potrafiła uszanować tego że jej córka stała się matką i traktowała swoją wnuczkę jak swoje drugie dziecko.W kółko podważała wszystko co matka robiła w stosunku do córeczki ( ” w co Cie ta twoja matka ubrala?” ” co ta matka ci dala ?” Wnuczka miała wpojony szacunek do babci a zadnego do swojej matki. Gdy wnuczka weszłą w trudny wiek ( 16 lat ) babcia zmarła to się dopiero zaczęło. Cpanie, nie wracanie do domu na noc, nie liczenie się ze zdaniem matki. Takze niestety, ja bardzo się cieszę ze dziadkow mam, bardzo ich kocham i przymykam oko na rozpieszczanie mojego dziecka, to nie zgadzam się na podważanie moich wyborów, mojego sposobu wychowania i uważam że nasi rodzice swoj czas mieli i teraz jest nasz czas i powinni to uszanowac.

    ..no tak ale otwartość i odrobina zaufania z drugiej strony by pomogła 😉

    U nas dziadkowie i prababcia znają najważniejsze zasady, których się trzymamy. Wielokrotnie tłumaczyłam co to BLW, dlaczego jeszcze karmię piersią i dlaczego nie dajemy słodyczy. Część z tych zasad została przyjęta, część nadal negocjujemy. Dziadkowie spędzają z Zosią zdecydowanie mniej czasu niż ja dlatego w pełni wybaczam drobne odstępstwa od zasad. Wiem, że zapamięta na całe życie, że babcia zawsze ma dla niej nową książkę, która przeczytają razem. Zapamięta dziadka biegającego z nią na rękach, albo tańczącego kaczuchy. O wiele łatwiej o zdrową relację z dziadkami jeśli jest dystans i chęć zrozumienia z obu stron. Choć kocham rodziców i teściów nie wiem czy wszystko przychodziłoby mi tak łatwo, gdby np z nami mieszkali.

    Mam identyczne podejście do Twojego, ale myślę że Nam jest łatwiej 🙂 rodzicom dzeci, których dziadkowie mieszkają w innych miastach… Maciek dziadków widuje raz w miesiącu i jest to zawsze Wielka feta… nie pilnuje wtedy ilości zjadanych słodkości, pory spania itd. Gdyby dziadkowie dostawali z Nim często (jak ja bym tego chciała :)) pewnie ciężko by było pogodzić się z taką rozpusta dziecka 🙂

    Ostatnio chrzestny mojego męża powiedział bardzo ciekawą rzecz o metodach wychowawczych swoich dzieci. “Najgorsze jest to że ja wiem że oni robią źle” ;). Niby żartem, ale pewnie często tak to wygląda z “drugiej strony”.

    Kisielek… Urocze! Też nie miałabym nic przeciw słodkiemu kisielkowi ;-). Niestety, jedni dziadkowie nie mogą zrozumieć/zaakceptować/zastosować się do faktu iż nie chcę aby każde spotkanie z nimi zaczynało i kończyło się słodkim jajkiem/misiem/batonikiem/cukierkiem/ciastkiem/i innym cudem!
    No i drżę zawsze na widok rosołu bo mimo iż na prawdziwej kurze, ekologicznej włoszczyźnie to przecież trzeba dodać tę kostkę, vegete, warzywko czy co tam wzmocni sztucznie ten smak! brrrrrr

    Kisielek już jest zawsze jak przyjedziemy i widzę, że budzi u córki bardzo pozytywne skojarzenia, bo babcia każdą łyżeczkę wydmucha i nawet nakarmi. I co z tego, że my jej nie karmimy? Babcia i wnuczka są zadowolone.

    Aniu, masz wiele racji w tym poście. Jednak są “ale”. Dziadkowie moich dzieci nie akceptują ich alergii… Oni wiedza, ze wszystkie dzieci są alergikami, ale absolutnie nie ich wnuki. ZAWSZE jest ciasto z kremem (którego nie może Młodsza) albo zupka ze śmietaną (Młodsza nie może białka mleka krowiego), albo jajka z niespodzianką/ciasto czekoladowe, którego nie może Starszak (uczulenie na czekoladę). I od kilku lat nie idzie tego wytłumaczyć! Wiec na każde spotkanie z Dziadkami ja osobiście dostaję wysypki i cała sztywnieję. A widzimy się dość często… Wiec o ile można faktycznie przymknąć oko na bajki (ale tez niech to będzie minimini a nie cartoon network…), o tyle jedzenie non stop (a mam dzieci jedzące) sprawia, że sztywnieję. Po weekendzie u Dziadków moje dzieci dochodzą do siebie (zarówno żołądkowo jak i zachowaniowo) kilka dni. Czy to jest naprawdę konieczne i dobre dla dzieci mieć taka huśtawkę? Nie lepsze jest dla nich trzymanie się reguł ustalonych przez rodziców? Ja bym wolała, zeby dziadkowie bawili się z moimi dziećmi, a nie pouczali mnie, że dzieci powinny się bawić same a ja je rozpuściłam bo zawsze towarzyszyłam im w zabawach. I właśnie w ramach nauki samodzielnej zabawy, Dziadkowie włączają telewizor na byle co, ważne że rysunkowe…

    Rozumiem Cię w pełni. Moja też ma alergię- najprawdopodbniej na sztuczne składniki zawarte w słodyczach. Jedno Rafaello wystarczy żeby dosłownie drapała się do krwi. Czasami jej pozwalamy, a później smarujemy grubymi warstwami kremu.
    Żadne rozmowy na temat nie pomagają?

    No właśnie nie pomagają… Jest to tym bardziej trudna i zarazem dziwna sytuacja, bo teściowa jest farmaceutką… Ja nie pozwalam Starszakowi na odstępstwa od diety, bo dostaje potwornego ataku kaszlu. Ja się męczę jak tego słucham, a co musi przezywać maluch, który nie może słowa powiedzieć od kaszlu… Oczywiście ratuje go bateria leków, ale czyż nie łatwiej i zdrowiej jest po prostu tego unikać? Na szczęście można żyć bez czekolady, cytrusów i miodu (ja dałam radę ponad 20 lat, wiec myśle, że on też 😉 ). A Młodsza… No cóż, robię jej odstępstwa (choć ona sama unika rzeczy, ktore jej szkodzą) i wtedy faktycznie wracamy do smarowania kilka razy dziennie i nie dopuszczamy do drapania po gołej skórze. Bo tak jak u Was drapiemy do krwi….

    ja myślę że skoro rodzice wychowali nas i nie jesteśmy jakimś marginesem (o ile nie jesteśmy ;-D), potrafiliśmy założyć szczęśliwe rodziny, zdobyliśmy wykształcenie to znaczy, że metody naszych rodziców nie były złe i ja ich nie neguje.

    Uwielbiam Pania czytac 🙂 Kobieta rok starsza odemnie 🙂 A taka madra!
    Od razu przypomnial mi sie komentarz pod Pani postem na fb, jak to jedna z mam zabrala ze soba dzieci do ginekologa, by tylko z dziadkami nie zostawic 🙁 Bylam w szoku. 🙁
    Ja nie mialam tego szczescia by miec dziadkow, obaj nie zyja, nawet moj tata nie znal swojego taty, zostal zamordowany jak tata mial kilka ms. 🙁 Babcia od mamy byla jaka byla, ale to byla babacia 🙂 skapa, sroga, ale taki typ 🙂 I tak ja lubilam i odwiedzalam 🙂 wakacje u niej spedzalam, ferie itd. Niezapomniane chwile 🙂 Babcia taty miala chyba stalowe nerwy 🙂 kiedys zauwazylam jak chyba zaciskala zeby zeby nie nakrzyczec 🙂 pamietam jak sie przestraszylam, bo uderzylam brata ciotecznego 😛 Poplakal sie i myslalam, ze na mnie nakrzycza, a oni mnie szukali, zwlaszcza babcia 🙂 schowalam sie w szafie, slyszalam, albo jak znow narozrabialam 😛 i tata ten jeden raz sie zamachnal, bo juz nie wytrzymal (nigdy nas nie bil), a ona sie odezwala i mi sie upieklo 🙂 jak lubila, gdy jej czytalam “Pamietnik Szalonego Malolata”, zastepowala mi mame, gdy umarla mialam 10lat, baaaaaardzo to przezyalm.
    Dziekuje za ten wpis. 🙂
    Zabawne, bo dzis z godzine wczesniej rozmawialam z kol, mowila, ze ona tam nie zabierze swoich dzieci do dziadkow, bo jej nietesciowie sa tacy i tacy a u niej w domu… Na co ja podobnie do Pani powiedzialam jej o plusach i jak wazne to jest dla dzieci i ze u wielu z nas bywa roznie, ale ja bym moim nie odbierala tej relacji 🙂 mojemu tacie i tesciowej moga wejsc na glowe 😛 skacza po nich (doslownie, a moj tata grubo po 50tce, tesciowa 60l 🙂 ), wlacza im tv, dadza lody itd. no coz… 🙂 Moja mama tez lubi wyglupy itp. 🙂 tesc znow twardy gosc 🙂 Ale to ich relacje i nie wyobrazam sobie im tego zabrac i wtracac sie, oczywiscie pomijajac wyjatki 😛
    Swietnie sie Panie czyta 🙂
    Pozdrawiam

    Asiu, dziękuję Ci za ten komentarz! Wiesz, po raz kolejny uświadamiam sobie, że nie możemy przekładać naszej relacji na stosunki dzieci z dziadkami. Ciężko jest to oddzielić, ale naprawdę warto. Ich kiedyś zabraknie, ale zostaną tak potrzebne wspomnienia.

    Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i ściskam:)

    A ja mam taką refleksję po przeczytaniu tego tekstu.
    Moja córka w żłobku jest jedną ze starszych podopiecznych. Siłą rzeczy opowiada, co się dzieje w jej życiu. Przy okazji prac plastycznych z okazji Dnia Babci i Dziadka powiedziała wyraźnie i stanowczo, że ona ma “Babcię Malię i Babcię Elę i Dziadka Gienia i Dziadka Lomka!”. I nie było problemu, żeby zrobiła po dwie prace każdego dnia. (Zajęło jej to tyleż samo czasu, co młodszym dzieciom ukończenie jednej). Okazało się, że w tej samej grupie jest dwójka dzieci, które babć i dziadków nie mają wcale… Mnie ta informacja zasmuciła ogromnie, bo nie wyobrażam sobie, jakim bólem dla młodego człowieka musi być wychowywanie się bez rodziców lub utrata ich w dorosłym życiu jeszcze przed narodzinami planowanych dzieci… Podejrzewam, że dla milusińskich brak postaci babci i dziadka wiąże się z jakąś pustką, której nie da się zapełnić nawet najcudowniejszym czasem spędzonym z rodzicami.
    Bo to właśnie dziadkowie patrzą na dziecko z innej perspektywy, mówią rzeczy, których rodzice przez lata nie powiedzą, noszą na rękach, przemycają słodkości, opowiadają zupełnie inne bajki niż rodzice i snują dziwne (jak dla człowieka urodzonego w erze cyfryzacji) historie z lat swojej młodości.
    I dlatego mimo wielu drażniących mnie sytuacji z udziałem moich rodziców i teściów, zawsze staram się zachować spokój i odzywam się dopiero wtedy, gdy ten sam schemat powtarza się kilkakrotnie. Niech tworzą w głowach dzieci niezapomniane wspomnienia, do których będą mogły wracać przez całe swoje życie. 🙂

    Jak zwykle Twój komentarz jest wyjęty z mojej głowy. Moi dziadkowie od 10 lat nie żyją i mam poczucie tej pustki, tego kontinuum. Chciałabym żeby moja córka mogła utrzymywać jak najczęstsze kontakty z dziadkami, bo to jest zupełnie inna bajka niż rodzice. Dziadkowie z tego powodu założyli sobie nawet Skype:)

    Wiele rzeczy jestem w stanie zaakceptować, ale jak tu nie stracić głowy, gdy mimo próśb i zakazów babcia częstuje wnuka łyżeczką cukru z cukierniczki albo garscią cukierków czekoladowych – zwłaszcza że dziecko ma problemy z nawracajacymi zaparciami? Ja rozumiem kisielki, własnoręcznie upieczone ciasto czy ciasteczka, ale cukier…? I po każdej zwróconej uwadze że synek nie może jeść takiej ilości słodyczy babcia zdziwiona pyta ” a to co? Ograniczasz dziecku słodycze?” Dlatego staram się już nie zostawiać synka sam na sam z babcią, odwiedziny raz na jakiś czas, żeby nie prowokować konfliktów.

    Rodzice wychowują, a dziadkowie rozpieszczają, taki ich przywilej po latach wychowywania nas.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

Bądź z nami na bieżąco
Dołącz do nas na Facebooku
NEBULE NA FACEBOOKU
Możesz zrezygnować w każdej chwili :)
close-link