fbpx

Dlaczego nie zapisałam moich dzieci do żłobka?

  • ŻŁOBEK
  • 6  min. czytania
  •  komentarze [77]

Żłobek, niania, a może urlop wychowawczy? Każda mama prędzej, czy później stanie  przed  takim wyborem. Niektóre z nas mają nawet plan – zanim jeszcze zajdą w ciążę. Co wybrać? Co jest najlepsze dla nas, dla naszych dzieci? 

Ostatnio na mojej grupie na Facebooku rozmawiałyśmy na ten temat i uznałam, że jest to tak ciekawe, że warto o tym napisać.

Jak to było u mnie? Chciałam wrócić do pracy, kiedy starsza córka miała 18 m. Charakter mojej pracy pozwalał mi na połowę etatu, a do tego miałabym ją blisko siebie. Jednak mój plan wziął w łeb, bo pierwszego dnia po powrocie dostałam wypowiedzenie. Chociaż wtedy byłam załamana, to dziś się z tego ogromnie cieszę i wiem, że nic lepszego nie mogło mi się przytrafić.

Mam na imię Ania i od 7 lat siedzę z dziećmi w domu

Jak to piszę, to sama się do siebie uśmiecham, bo brzmi to conajmniej tak jakbym naprawdę siedziała i nic nie robiła. Ostatnio właśnie dostałam taki komentarz, że wykształcone kobiety nie powinny siedzieć z dziećmi w domu (czyt. być na wychowawczym), bo dają dzieciom zły przykład. Stymulują swoje dzieci do modnych i rozwijających zabaw, a same siedzą i nic ze sobą nie robią. Trzeba iść do pracy i uczyć dzieci szacunku do niej.

Tak więc proponuję moim dzieciom zabawy metodą  Jagody Cieszyńskiej, Weroniki Sherborne, Marii Montessori, a sama siedzę w dresie na dywanie i cofam się w rozwoju.

Rozwój zawodowy to nie wszystko.

Jeżeli masz wybór to znaczy, że masz szczęście

Na świecie jest wiele kobiet, które tego wyboru nie mają. Muszą wrócić do pracy z powodu sytuacji finansowej lub rodzinnej. Znam takie osoby i wiem, że mają wyrzuty sumienia z tego powodu. Nie miejcie, czasami tak jest, że na coś nie mamy wpływu i nie warto wciąż tego rozpamiętywać, tylko warto starać się szukać plusów tej sytuacji.

Jednak kiedy pojawia się wybór to jest nam trudniej. To nie jest łatwa decyzja i wiem, że wiele mam się tym martwi.

Co jest najlepsze dla mnie i moich dzieci?

Odpowiadając na pytanie z tytułu – to jest najlepsze dla moich dzieci. Być może dla Twoich niekoniecznie. Może nie masz chęci czytać, śpiewać, lepić z plasteliny? Ja to szanuję.

Każda sytuacja jest zupełnie indywidualna i nie da się jednoznacznie określić, czy lepiej posłać dziecko do żłobka, zatrudnić nianię, czy może jednak zostać na urlopie wychowawczym. Każda z nich ma swoje plusy i minusy.

Denerwują mnie jednak takie powszechnie powielane stereotypy, które wciąż są aktualne.

Chcę wrócić do ludzi

Znam wiele takich matek, które do pracy po prostu chciały wrócić i w związku z tym szukały najlepszej opieki dla swoich dzieci. Wiele z nich mówi, że w pracy odpoczywają i dzięki temu są lepszymi rodzicami, bo się stęsknią i po powrocie mają energię do wspólnych zabaw. Sama tego uświadczyłam i znam to uczucie jak wraca się do domu, do dzieci.

Niesamowite jest to kiedy po przekroczeniu progu domu, kiedy rzucasz wszystko żeby móc wziąć na ręce swoje dziecko. Sporo matek, które znam mówiły, że po powrocie do pracy odżyły, że nie są tylko matką, ale też pracownikiem, koleżanką z pracy. Inne wyzwania również powodują, że czują się ważne.

Ja też mam takie poczucie w mojej pracy, że szybko widać jej efekt, a wtedy poczucie własnej wartości szybko wzrasta i czujemy się ze sobą lepiej. Wychowując dzieci nie możemy liczyć na szybki efekt swojej pracy, bo jednak jest to bardziej złożony proces. A efekty prac domowych są niestety krótkotrwałe (szczególnie przy dzieciach) i dlatego może to być frustrujące.

Kiedy podejmujemy decyzję o powrocie do pracy zaczynamy rozpatrywać możliwości opieki dla dzieci.

Żłobek wspaniale stymuluje rozwój dziecka!

“Twoje dziecko aż rwie się do dzieci, dlaczego siedzisz z nim w domu”, “W żłobku będzie się bawiło z rówieśnikami”, “Będzie bardziej samodzielne”. Mogłabym tak wymieniać i wymieniać. Czy żłobek faktycznie jest taki super?

Według mnie nie jest.

Powiedzmy sobie szczerze, małe dzieci w pierwszej kolejności potrzebują rodziców. Więź, która buduje osobowość dziecka zostaje z nim na zawsze. Żadna instytucja nie zastąpi rodzica. Małym dzieciom do prawidłowego rozwoju nie jest potrzebny rówieśnik, ale rodzic. Ten okres 0-3 lata jest bardzo ważny w rozwoju dziecka i to on definiuje wiele cech, które w przyszłości w nas się rozwiną.

Drugą kwestią jest zabawa z rówieśnikami. Owszem – jest ważna, ale dopiero dzieci około 4 roku życia bawią się ze sobą, a nie tylko równolegle. Jako były pracownik żłobka i przedszkola mogę też powiedzieć, że te pierwsze lata są bardzo trudne dla zabawy z innymi. Dzieci bardzo często się kłócą, wyrywają sobie zabawki i nie mogą dojść do porozumienia, bo brak im jeszcze elementarnych umiejętności, takich jak np. rozpoznawanie emocji.

Jeżeli chodzi o samodzielność to też bym się nad nią zastanowiła, bo jednak wolałabym żeby miało szansę dojrzeć do pewnych etapów, a nie być zmuszonym przez np. przepisy (brak pieluchy przy przyjęciu, czy też umiejętność samodzielnego jedzenia). Do tych ważnych etapów potrzebna jest ogromna cierpliwość  i czas osoby dorosłej, a kiedy ma się w grupie 20 takich dzieci, to może być za mało.

Żłobek to często też maraton chorobowy (oczywiście nie u wszystkich), ale warto to wziąć pod uwagę.

A jakie są plusy żłobka?

Na pewno finansowy, jest tańszy niż niania. Dzieci w żłobkach uczą się też zdecydowanie szybciej przystosowywać do norm społecznych. W żłobku są też różne zajęcia, które niekoniecznie są praktykowane w domu np. panie śpiewają piosenki, grają na instrumentach.

Warto też podkreślić przestrzeń – dzieci w tym wieku doskonalą dużą motorykę (skaczą, biegają). Żłobki zazwyczaj mają spore sale, które umożliwiają dzieciom nieskrepowaną przestrzeń do rozwoju motorycznego.

To może w takim razie niania?

Zawsze się zarzekałam, że nie będę nigdy miała niani na cały etat dla moich dzieci. Dlaczego? Obawiałam się, że nigdy nie znajdę kogoś, kto w 100 % będzie odpowiadał mi swoim podejściem do dzieci. Tak mam nadal. Nie potrafię powierzyć komuś tak dużej odpowiedzialności. Zostawienie na 2-3 h jest dla mnie akceptowalne, bo jednak to za krótko żeby ktoś miał wyraźny wpływ na to kim będzie moje dziecko. Ale to jest tylko moja opinia.

Ale być może Wy jesteście bardziej wyluzowani w tym temacie, albo mieliście tyle szczęścia, że znaleźliście taką osobę (czego Wam zazdroszczę). Serdeczna niania na pewno pomoże uchronić dzieci przed żłobkowym chorowaniem i może wnieść w życie dziecka różnorodność.

Chcę  (a nie muszę) być z dziećmi w domu 

Wiele mam podejmuje decyzję o pozostaniu w domu z dzieckiem. Zdają sobie sprawę z tego, że ten czas pomiędzy 0-3 rokiem życia, jest wyjątkowy i nigdy już nie wróci. Teoria  tworzenia przywiązania Bowlby’ego mówi właśnie o 3 roku życia dziecka jako ważnym momencie gotowości do życia społecznego. Zgadzam się z nią w 100%

Nie podoba mi się, że kobietom, które zdecydowały się zostać w domu z dziećmi wciąż zadaje się takie absurdalne pytania:

  • “Nie nudzi Ci się w domu?”
  • “Jesteś już w domu x czasu, to może pomyśl o jakimś biznesie?”
  • “Co Ty robisz całe dnie?”
  • “Ja bym zwariowała w domu”

Poważa się fakt, że zdecydowały się poświęcić dla rodziny, a jednocześnie wymaga się: pięknego wyglądu, kreatywności w zabawach, wysprzątanego domu (bo przecież nic nie robisz) i jeszcze uśmiechu na twarzy, bo przecież nie musisz pracować.

Nawet mamy, które zajmują się dziećmi czują presję społeczeństwa i często nie docenia się ich naprawdę trudnej pracy. Ja jestem zdania, że to co robimy jest naprawdę wspaniałe i śmiało mogę przyznać, że przez ten czas kiedy jestem  z dziećmi w domu nauczyłam się o wiele więcej niż w mojej pracy. Mam ogromną satysfakcję  z tego, że moje dzieci są takie, jakie są i ja wiem, że to moja zasługa. Ani niania, ani najbardziej wypasiony żłobek nie są w 100% zgodne z moimi przekonaniami. Absolutnie nie jest to zmarnowany czas.

Dzieci bardzo szybko rosną i ja to widzę, że z roku na rok tego czasu mam coraz więcej. To jest właśnie TEN czas, kiedy one mnie potrzebują najbardziej i ja to wiem, dlatego tu jestem. Wiem też, że za kilka lata będę miała dużo czasu na więcej pracy i jeszcze się napracuję w swoim życiu.

Często tak się myśli, bo wpadamy w pułapkę perfekcjonizmu. Twoje dziecko wcale nie potrzebuje coraz to nowych zabaw, czy też zabawy z rówieśnikami. Naprawdę wystarczy mu towarzyszenie Tobie w sytuacjach codziennych.

Ale to moja sytuacja, a nie kogoś innego. Nie wiem, czy nie chciałabym wrócić do pracy, gdybym nie miała bloga. Lubię to, że mogę się oderwać od tej codzienności i zająć innymi sprawami.

A czy czasami mam dość?

Oczywiście, ale wtedy zastanawiam się nad sobą, co mogę zrobić żeby było lepiej. Kiedy nie dbam o swój odpoczynek, to czasami mam dość i z chęcią uciekłabym do pracy. Ale wystarczy, że się głębiej nad tym zastanowię i znajduję jakieś wyjście. Ciągle szukam również fajnych spotkań dla mam, czy warsztatów. Nie mam poczucia straconego czasu, który mogłam poświęcić na pracę, bo przewartościowałam pewne sprawy. Teraz też mogłabym więcej pracować, ale po pierwsze nie jestem do tego zmuszona, a po drugie zwyczajnie nie chcę. Mam w głowie kilka dużych projektów, które mam zamiar zrealizować dopiero jak dzieci będą większe.

Rozwój zawodowy to nie wszystko. Widzę to po sobie, że ten czas z dziećmi w domu zweryfikował też moje plany zawodowe i w końcu wiem, w którym kierunku będę zmierzać. Na pewno nie odkryłabym tego wracając do pracy.

Ostatnio nawet Lilka powiedziała, że jak sama będzie miała dzieci, to też tak będzie chciała. Jest to największy komplement jaki mogłam usłyszeć.

Komentarze

    Tak.,,nie jest łatwo? zawsze znajda się głupie komentarze.. ja wróciłam do pracy jak starsza córka miała 2,5 roku a młodsza 7 miesięcy bo wydawało mi się ze tego chce dla siebie i ze poprawie nasza sytuacje finansowa. Jak wyszło ? A tak ze jestem sfrustrowana ze ciagle nie mam czasu dla dzieci i dla siebie, ze finansowo nas pogrozylam (bo moja wypłata pokrywała koszty niani, dojazdu) a jak dzieci chorowały (a często chorowały bo starsza zaraz poszła do przedszkola i ciagle coś przynosiła) to mąż pokrywał koszty leków i lekarza.. a głupie komentarze w pracy dot. opiek mogłabym cytować godzinami… planuje teraz 3 dzidziusia i wiem ze będę siedziała z córeczkami i tym maluszkiem do momentu aż będę pewna ze to jest ten moment i moje dzieci są na to gotowe… bo nic mi dobrego nie wyszło z tej pracy.. jedyne co to pocieszam się ze trafiłam po pewnych perypetiach na cudowna nianie i moje dzieci ja ubóstwialy i tylko to nie powstrzymywało mnie przed rzuceniem pracy z dnia na dzień

    Łączę się w bólu 😉 Żona wróciła do pracy i gdy dziecko choruje (a zdarza się to relatywnie często), pojawia się dylemat, jak wszystko pogodzić. Dziadkowie daleko, dalszej rodziny też nie ma na miejscu, przyjaciele pracują. To duże wyzwanie dla całej rodziny. Mimo to na razie zostajemy przy żłobku. Czas pokaże, czy była to właściwa decyzja 😉

    Mam to szczęście że ja jestem legendarnym programistą, a żona neurologiem dziecięcym (pediatra ze specjalizacją). Ogólnie nie narzekamy na pieniądze. Mieliśmy wybór jak zajmować sie naszymi pociechami. Noworodkiem i prawie 2 letnią starszą córą. Wymyśliliśmy inny patent. Hybrydowy i sprawdził się niesamowicie. Wykupiliśmy miejsce w żłobku, ale dzieci posyłaliśmy tam na 3h-4h, albo wcale. Czasami jedno szło do pracy później, innym czasem kończyło wcześniej. Mieliśmy grafik na styk i połaczyliśmy wszystkie +. Dzieciaki zostawały na rytminkę, basen, terapie ze zwierzętami na dłużej. A nudniejsze dni my się nimi zajmowaliśmy. Fakt że opłata za żłobek wynosiła po 2.5k za dziecko, ale tylko ten żłobek oferował wszystko co chcieliśmy.

    Artykuł dramat. Próba uzasadnienia braku ambicji zawodowych i wygodnictwa. Szkoda, że wymówką jest dziecko.

    Pytanie, jakie relacje będą łączyć dzieci z nianią ,a z Panią. . Czy nie ma takiej obawy? Iż bardziej będą zwiazani z nianią, czy w innych przyoadkach Panią ze żłobka?

    Niesamowite, że można znaleźć w dzisiejszych czasach tak mądra, świadomą kobietę, prawdziwą matkę. Śmieszne jest to jak ludzie podziwiają to, że ich dziecko (6 miesięcy!) idzie już do żłobka. Nie wolno przerywać więzi emocjonalnej dziecka z matką do 3 roku życia- DLA ZDROWEGO ROZWOJU PSYCHOLOGICZNEGO DZIECKA. Dziękuję za ten temat, trzeba uświadamiać matki, bo z braku wiedzy krzywdzą dzieci.
    Więcej na ten temat w wykładach dr Maté Gabor ,, Emocjonalne połączenie dzieci z rodzicami ” na YT oraz książki ,, Dlaczego rodzice powinni być ważniejsi od kolegów. Więź emocjonalna.” , ,,Mit normalności “. Dziękuję i pozdrawiam serdecznie

    Każda z nas ma inne potrzeby i czuje co innego. Osobiście ja uciekłam do pracy po pierwszym dziecku jak córcia miała 9 miesiecy. Dosłownie. Miałam już dość niejedzenia, niepicia, chodzenia po dworU 5 godzin dziennie w tempie biegacza, darcia się dzieciaka jak tylko pieczywo chciałam kupić, krzyku jak chciałam coś do jedzenia sobie zrobić. Dziecko w ciągu dnia nie spalo. Żeby 10 minut podpala na siłę musiałam ją bujać w nosidle czy na rękach 2 godziny. W nocy budziła się 11 razy. Miałam dość. Zaczęła raczkować jak miała 4 miesiące i wstawać i chodzić jak skoczyła 7 m-cy. Ja-zaplakana, sfrustrowana, byłam cieniem człowieka. Pojawiły się niedobory żelaza i problemy z psychika. Włączyła mi się depresja. Było mi obojętne w czym chodziłam i czy pije wodę z kranu i że jem suchy chleb. Naprawdę nie miałam przy niej czasu na nic nawet nie mogłam iść do ubikacji. Nic. Po drugim wróciłam jak córka skończyła 9 m-cy bo akurat przytrafiła mi się praca stała. Plakalam bo dziecko było wzorcowym dzieciakiem z którym można siedzieć w domu i 10 lat. DIeciak-cudo. Misio przytulam bezproblemowa i mądra. Boże jak ja płakałam że takiego Aniola muszę zostawić w żłobku. Ale żłobek miałam cudowny. Panie wspaniałe. Zaopiekowały się nią i przytulały. Mała dużo się nauczyła. Spędzałam czas z córkami po pracy. Straszą wyrosła z głupot a młodszą świetnie się rozwinęła. Nie żałuję swoich decyzji. Źle funkcjonując przy pierwszym dziecku nie mogłabym dobrze opiekować się drugim.jestem przekonana że druga nie byłaby tak wspaniałą dziewczynka jaka jest gdyby siedziała że mną w domu. Lecz pierwsza córka może nie byłaby tak skrzywdzona gdybym z nią została a nie uciekła do pracy bo może potrzebowała mnie ale byłam wrakiem kobiety wtedy wiec czułam że potrzebuje się odnaleźć . Ale wtedy tak było. Teraz korzystając ze swoich doświadczeń naprawiam rzeczywistość. Ale nie żałuję niczego.

    Mnie by było wstyd pisać to, do czego Pani sie przyznaje i w jaki sposób wyraża się o własnych dzieciach.. I to typowe niczego nie zaluje, które tak często można usłyszeć od nieciekawych typków. Eh.

    Pani Izabelo, piszę komentarz tylko, żeby Panią wesprzeć na duchu, bo widzę, że poniżej komentarz od Alex już Panią podsumował negatywnie i obwinił. Ja myślę, że to odważne, że szczerze Pani napisała, co czuła, gdy opieka nad pierwszym dzieckiem okazała się tak ciężka, że aż dochodziło do całkowitego wypalenia i może nawet depresji. Fajnie jeśli w takiej sytuacji możemy liczyć na pomoc partnera, rodziny, wykwalifikowanej niani, ale nie zawsze to jest możliwe. Uważam, że nie ma się Pani czego wstydzić, zwłaszcza, że z Pani opowiadania wynika, że starała się Pani bardzo by poradzić sobie z bardzo wymagającym dzieckiem i zapewnić córce najlepszą opiekę. Ale jeśli dochodzi do sytuacji, gdy mana już ledwo funkcjonuje, to ryzyko, że nie jest w stanie zapewnić dobrej opieki jest zbyt duże. W samolocie też najpierw maseczkę z tlenem ma założyć rodzic. Każdy z nas chce dla swoich dzieci jak najlepiej i stara się to im zapewnić według własnych możliwości i indywidualnej sytuacji. Swoją drogą to jak ma taka mama dbać o swoje zdrowie psychiczne, gdy pojawiają się komentarze, że wręcz nie wypada o tym mówić. To takie szkodliwe staromodne myślenie: Matka Polka ma zacisnąć zęby i cierpieć po cichu, byle tylko udawać, że wszystko ogarnia. Gdzieś usłyszałam takie piękne zdanie: Szczęśliwe dzieci, to takie które mają szczęśliwą mamę (tudzież tatę). Bo stan emocjonalny mamy/taty bardzo na nie wpływa.

    Ale “siedząc” z dziećmi w domu można sporo zrobić dla siebie. Ja przy dwójce byłam w domu 6 lat aż młodsze na 3 latka poszło do przedszkola. Wieczorami jak spały uczyłam się regularnie z kursów online i po tym czasie ruszyłam do pracy jako web developer. Teraz mam trzecie 13-miesięczne i pracuje z domu dorywczo, a z synkiem 4 godziny dziennie 3x w tygodniu jest babcia. Kokosów nie zarabiam, ale jak pójdzie za 2 lata do przedszkola to będę miała więcej czasu na pracę, doświadczenie (bo zmieniłam zawód) i większe zarobki. Tak mi odpowiada, nikt mi zarzuci że nie pracuje, a widze co synek robi kiedy mam ochotę. Ale rozumiem też mamy które muszą wyjść z domu żeby poczuć że żyją i wybiorą żłobek. Co rodzina to inna sytuacja. Pozdrawiam

    Synek ma 18mc I nawet przez chwilę nie pomyślałam o żłobku, jestem szczesciara że mam ten wybor i długo czekałam żeby móc spędzać każdy dzień z dzieckiem.

    Wracam do pracy, bo wiem ze o swoja przyszlosc musze zadbac sama. Gdyby nie to, ze musze pracowac na emeryture i w razie zwolnienia latwiej znajde inna prace niz majac dluga przerwe bez pracy, to zostalabym z dzieckiem. W domu sie nigdy nie nudze, ale zycie takie ze do pracy trzeba chodzic by zarabiac.

    Świetny artykuł. Podzielam pogląd w 100 % wybrałam taką samą drogę. Kariera zawodowa zawsze może poczekać, dzieci dorastają i każda chwila jest ulotna i nigdy nie wróci przeciwnie z karierą, którą zawsze można zrobić i tak naprawdę w każdej branży. Wszystko zależy od naszej wiary w siebie, braku strachu o jutro i poukładanych priorytetów. Będąc w domu z córeczką już 3 roku widzę, że nie byłaby tak wspaniałą, i inteligentną dziewczynką. Z kolei, zakończenie pracy na etat, która była moją pasją uwolniła mnie, otworzyła głowę, teraz o wiele bardziej siebie lubię, lepiej funkcjonuje jestem spokojną, opanowaną Mamą z głową pełna pomysłów i nowych pasji. Życie jest jedno i najpiękniejsze wspomnienia z życia to chwile spędzone z dziećmi tak więc wybór jest oczywisty 😉

    Jestem z dziećmi w domu od 5 lat. Co ja się nie nasłuchałam że jestem nierób że tylko siedzę że lepszy żłobek bo przecież w domu się nic nie nauczy. Cała rodzina na mnie weszła. Dodatkowo długo karmiłam.piersia obu chłopców. wszyscy mówią że trzeba wybierać najlepiej , żałować i być pełnym zrozumienia dla tych co wysłali do żłobka bo oknie mieli wyjścia. Ja to rozumiem, ale wiem też że tych podbramkowych sytuacji jest o wiele mniej niż się o tym mówi. Przez 3 lata żyliśmy z jednej lichej pensji ,,,, tak z niecałych 2 tys. Moje dzieci nie mają nowych butów i ubrań tylko z lumpeksu. Jak kupię coś w Pepco to jestem królowa życia z nieprzeciętnym ciuchem -nowym. Wkurza mnie że ma się takie postępowanie w pogardzie, że robię to dla własnej wygody- serio mam pracę lekka przyjemna i komfortową z przyjemnością bym wróciła, rzuciłam to robienie doktoratu bo urodził się pierwszy syn, ominęły mnie podwyżki awanse i ciągle słyszę że jestem leniwa bo można łączyć rodzicielstwo z pracą tylko jakim kosztem? Czy naprawdę te wierszyki piosenki i kreatywne zabawy są warte żeby zostawić na znaczną część dnia dziecko samo w żłobku? Czy ja jestem aż tak nieudolna ze nie mogę nic zaproponować dziecku w domu, nie rozwinie się aż tak pięknie? Bywa że mam dość chce wrócić ale nie wyobrażam sobie że moi synowie tęsknią bardziej za jakąś ciocia w żłobku niż za mną. Starszy syn chodzi do przedszkola, ostatnio jego kolega powiedział mi że chciałby taka mamę jak ja bo odbieram syna po obiedzie i mam dla niego czas a on siedzi do 17 i już mu się nawet do domu nie chce wracać…. No popłakałam się… A przecież to już przedszzkolak ta wypowiedź wyjaśnia wszystko. Na forach o posyłaniu bądź nie szczególnie o tematyce nie pośle dzieci do żłobka prym wiodą rodzice którzy posłali, jeśli są tacy utwierdzeni w przekonaniu że robią dobrze to czemu szukają poklasku akurat u „opozycji” żłobkowej ? Ja piszę ten komentarz bo nie mam komu powiedzieć co myślę bo w okol okół tylko zwolennicy żłobka i jestem sama jedna po tej stronie.

    Cudownie,na tym etapie dziecko potrzebuje emocjonalnej bliskości z rodzicem,ten czas mija szybko,żłobek tego nie daje.

    Ja bylam przekonana, ze syn pojdzie do zlobka, nikt z moich znajomych jakos specjalnie sie nad tym nie zastanawia, mama wraca do pracy a dziecko do zlobka. Do czasu pierwszych dni adaptacji, kiedy zrozumialam, ze ludzie chyba specjalnie sie oszukuja, ze ich dzieci tak super sie w zlobku bawia i rozwiajaja, a ja zrozumialam ze nie jestem w stanie zostawic mojego MALEGO dziecka. NIGDZIE. I nie chodzilo o zlobek, ktory staral sie stosowac wszelkie bliskie mi podejscia: blw, komunikacja bez kar, nvc, dialog. Wrocilam do pracy (na szczescie zmianowej) na pol etatu, glownie chodze tam wieczorami i w weekendy. Tata pracuje zdalnie. Jest to logistyczna masakra i czasem zalewa nas fala chaosu, gdy tylko cos drobnego nie wpasuje się w trybiki. Ale nie zamienilabym tego za nic. Rozwazam mysl o zlobku od wrzesnia, gdyz chcialabym wprowadzic w nasze zycie nieco wiecej rutyny i zmienic prace, ale nie jestem w stanie wyobrazic sobie jak wytrzymam bez mojego dziecka te 8,9 godzin dziennie. Zycie pracownika na etacie to nie zycie dla rodzica 😉

    Bardzo dziękuję za ten wpis. Wiem ze dobrze wybrałam ale czasem człowiek zaczyna mieć wątpliwość takze poprzez presje ze strony rodziny i otoczenia. Przy pierwszej coreczce wróciłam do pracy gdy miała 9miesięcy. Jestem zadowolona z tamtej decyzji bo mam takie doswiadczenie powrotu do życia zawodowego i wiem z autopsji ze dla mnie, moich dzieci i małżeństwa “siedzenie w domu” to najlepsza opcja. Dzis mam dwie coreczki i jestem w domu ?

    Hmm…powiem Ci że jak tylko zaszłam w ciąże to powiedziałam sobie ze chce wprowadzić podobny model co moja mama, która ze mną była na wychowawczym 3 lata i pózniej z moja siostra. Po czym gdy malutki sie urodził a ja siedziałam cała zimę w domu to powoli zaczynało mi brakować pracy. I wręcz zalewałam męża natłokiem pytań jak mu było w pracy, co sie działo itd itp. Finansowo sobie dobrze radzimy, mogłabym nie pracować ale ponieważ mamy własna działalność, chcemy rozwijać firme to po prostu jest potrzebna moja obecność..myślimy z mężem o tym by sie zamieniać opieka. Nie wyobrażam sobie żłobka czy obcej osoby bo po prostu (podobnie jak ty) wiem ze nie znajdę osoby która spełni moje wszystkie oczekiwania i wprowadzi taki sam model wychowawczy co ja. .powiedz mi czy tato zamiast mamy 3 dni w tyg nie zaburzy rozwoju dziecka? To moze troche głupio brzmi, ale meczy mnie ten temat od kilku dni i ciesze sie ze pojawił sie taki post 🙂

    Ja uważam że dziecko ma obydwoje rodziców i wspolnie ponoszą odpowiedzialność co do opieki nad nim. W swoim wpisze piszesz o decyzji tylko matki.
    Poza tym jako pedagog chyba znasz różne badania, które pokazują że aby dziecko się dobrze rozwijało i tworzyło prawidłowe więzi wcale nie jest mu potrzebny nieprzerwany kontakt tylko z jednym opiekunem. Teoria przywiązania jest dużo głębsza. Jak i jest dużo innych zmiennych niż tylko praca zawodowa matki lub jej brak.
    Acha, i wiele kobiet nie pracuje tylko dla tego że musi albo że chce pogadać z ludźmi. Pracuja tez dlatego że takie maja ambicje, że chcą, że czymś się fascynują.
    Jest też dużo innych opcji niż obca niania i żłobek z 20 dzieci w grupie.

    Oczywiście, zgadzam się. Tak jak pisałam, sytuacje są różne. U nas nie ma takiej możliwości. A jestem ciekawa, co masz na myśli, pisząc „inne opcje”?

    Np żłobek na kilka godzin dziennie,jakiś kameralny z 10 taką dzieci tylko,opieka babci wespół z mamą pracującą na pół etatu itp.Tekst niestety mega tendencyjny.

    Napisałam o mojej sytuacji, a takich opcji nie mam.

    Zhadzam sie w 100% z tym
    Komenatrzem. Wpis autorki niestety tendencyjny, kazda matka ktora nie poszla do pracy i siedzi z dziecmi w domu (z roznych powodow, czy to zwolnienia czy taki j decyzji) ma takie zdanie. A kameralny zlobek, na kilka godzinn dziennie albo kilka dni w tygodniu jest niezbedny dla rozwoju. Spojrzcie prosze na spokeczenstwa jak np. Szwajcaria. Tam okres macierzynski trwa 3 miesiace, i znaczna wielszosc matek wraca do pracy (choc ze wzgedow ekonomiznych nie musialaby absolutnie) i jest masa rozwiazan zeby pogodzic kariere i wychowanie a nie szukac pretekstow do siedzenoa w domu 🙂 zreszta na przykladzie Szwajcarii mozemy zobaczyc jak wplywa to na dalszy rozwoj takich niesczesliwych zlobkowych dzieci 🙂

    Boże, aż jestem zszokowana powyższym komentarzem. Otóż przez kilka pierwszych lat do rozwoju najbardziej dziecku jest potrzebne poczucie bezpieczeństwa droga pani. A później dziwne, że jest tylu dorosłych takich “szczęśliwych” z wieloma znajomymi, ze wspaniałą karierą- wariatów, psychopatów singli, żyjących tylko i wyłącznie dla siebie samych…

    Jako osoba, która mieszka w Szwajcarii i posiada kilkunastomiesięczne dziecko, muszę wyjaśnić, że w tym kraju niewiele kobiet pracuje do 3 roku życia dziecka, a jeśli już podejmują się pracy to tylko na pół etatu, bądź mniej. Kilkuletnie badanie prowadzone w tym kraju, wykazało, że najlepsze dla rozwoju dziecka jest nieposyłanie go do przedszkola przed ukończeniem 3 rż, gdyż jest to przede wszystkim ogromny stres dla dziecka, podwyższony poziom kortyzolu (hormonu stresu) utrzymuje się nawet do 6 mc.

    Kurczę, a mnie poruszył ten tekst i poruszają komentarze, gdzie mam wrażenie najbardziej krytykowany jest żłobek. Że jest dobry tylko w kontekście finansowym i tym, że panie grają na instrumentach. I że jest tam 20 dzieci. A jednak mieszkając w dużym mieście takim jak Warszawa mamy jeszcze punkty opiekuna dziennego, gdzie jest 5 dzieci i można mieć wolontariat jako rodzic i patrzeć jak dziecko się rozwija. Mimo że, tak jak mówisz Aniu, bawi się “obok” a nie “z”. Sama obecność innych dzieci wokoło mimo wszystko uczy życia w grupie i ma wiele plusów. Widuję to zarówno w praktyce jak i znam z teorii – najnowsze zalecenia w kwestiach organizacji placówek dla dzieci 0-3 pod patronatem Fundacji Rozwoju Dzieci im. Komeńskiego bardzo podkreślają wartość rozwojową placówki już dla dzieci od 1rż (oczywiście w niewielkim wymiarze godzin na początku). Rozumiem, że napisałaś jak Ty masz i dlaczego lubisz być w domu z dziećmi. To jest fajne i jak najbardziej masz do tego prawo. Ale ocena żłobka w tym artykule wydała mi się powierzchowna i oparta głównie na jednym doświadczeniu pracy w jednej placówce.

    Chętnie przyjrzę się bliżej tym miejscom – dzięki. Tak, to są moje doświadczenia, nie potrafię obiektywnie ocenić innych, których nie znam.

    Hej, przeczytałam z zainteresowaniem, bardzo szanuję Twoją decyzję, a przede wszystkim energię i zapał, który masz do dzieci (choć tak jak mówisz, myślę, że praca nad blogiem i udział w różnych eventach z tym związanych są bardzo ważną “odskocznią”). Sama wróciłam do pracy, choć na niepełny etat, gdy córka miała 14 miesięcy i mam porównanie, jakiej energii i wytrwałości wymaga przeciętny dzień w pracy, a jakiej przeciętny dzień w domu z maluchem. Z pewnością pracując “na zewnątrz” zdecydowanie większym wyzwaniem staje się logistyka, organizacja codzienności, dla mnie to jednak psychiczny oddech.
    Zgadzam się natomiast, że obraz żłobków w tekście jest uproszczony. Moje dziecko chodzi do małego, prywatnego żłobka, gdzie w grupie na 8 dzieci (zwykle nie ma wszystkich, bo któreś jest chore;) są 2 panie. Córka bardzo lubi to miejsce, szybko się zaadaptowała, teraz rano sama pokazuje, że chce iść do żłobka i z radością wita się z opiekunkami. Widzę, że dużo się uczy, opiekunki proponują ciekawe zabawy, których sama mam świadomość, pewnie bym jej nie zaproponowała, dają też dzieciom dużo ciepła – przytulają, noszą. Masz rację to nie jest jeszcze etap wspólnej zabawy, ale myślę, że samo bycie wśród innych dzieci, czy czasem okazja popatrzenia starszych dzieci mają wartość, zwłaszcza dla jedynaka. Także wydaje mi się, że Twoja wizja żłobka jest zbyt pesymistyczna, ale rozumiem ją, bo zanim sama nie doświadczyłam naszego żłobka też miałam w głowie takie klisze i tego się obawiałam. Z perspektywy czasu jestem bardzo zadowolona z naszej “placówki” i obserwując dziecko nie widzę nic niepokojącego w jej zachowaniu, wręcz przeciwnie. Rzeczywiście zależało mi, żeby córka nie spędzała tam całego dnia, mieliśmy możliwość takiego ustawienia pracy, że jest tam maksymalnie 6 godzin

    Punkty są wspaniałe, ja też nie posłałbym syna do dużego żłobka. Do punktu chodzi odkąd skończył półtora roku i od pierwszego dnia tam czułam, że to dobre miejsce. Jest tak jak napisała Magda. Syn uwielbia tam chodzić, a ja na prawdę cieszę się z tego, że mogę pracować. Nie ze względów finansowych, bo niewiele zarabiam, ale moja praca to moja pasja i dodaje mi skrzydeł.

    Nie czytałam książek na temat wychowania dzieci ale kiedy mój syn skończył rok to moje wyobrażenia na temat takiego dziecka zupełnie się zmieniły. Myślałam że roczne dziecko umie już dużo więcej i nie jest tak przywiązane do rodziców szczególnie do matki. Odnoszę wrażenie że zrobiłabym mu krzywdę gdyby poszedł do żłobka. Tak czuje po prostu stąd szukałam artykułów na ten temat. Na szczęście możemy sobie na to pozwolić żebym została w domu ale lekko też nie jest. Przydała by się druga wypłata jednak wiem że ten czas minie bezpowrotnie. Cały czas jednak słyszę że moje dziecko to mamy cyc, że jestem nienormalna że bawię się z dzieckiem na podłodze, że spacerujemy dużo razem ( bo przecież ileż można tak chodzić), powinnam go do kojca włożyć!… i cały czas komentarze. Nie rozwijam dyskusji bo to moje dziecko, olewam takie rzeczy chyba że ktoś bliższy mi próbuje narzucić metody wychowania to staram się bez emocji odpowiedzieć że każde dziecko jest inne a to że ktoś 30 lat temu robił tak a nie inaczej to mnie nie interesuje. Zazwyczaj skutkuje. Muszę poczytać o montessori i innych metodach tu wymienionych, na pewno dowiem się pożytecznych rzeczy. Pozdrawiam

    Czesc:)
    Bardzo mądry wpis.
    Jako producent reklamowy ( tv spoty) mialam bardzo ciekawe i absorbujace zycie zawodowe. Mnostwo rzeczy robilam takze poza praca- nauka dodatkowych jezykow, sporty, wyjazdy itp.
    Od 2 lat jestem z moim synkiem w domu.
    Czasami na prawde mam dosc.
    Brakuje mi kontaktu z ludzmi, rozmow o czyms “dla dorosłych”, tempa i adrenaliny, jakie dawala mi praca zawodowa. I oczywiscie niezaleznosci.
    Ale z drugiej strony- podobnie jak Ty, nie uwazam, zeby jakakolwiek opiekunka zastapila Mame, kiedy dziecko potrzebuje czulosci, przytulenia, otarcia łez, czy otuchy.
    Patrzac na dzieci bawiace sie na placu zabaw- na prawde widze roznice w zachowaniu pomiedzy dziecmi “zlobkowymi”, czy “opiekunkowymi” a tymi, ktore sa z mamami.
    I moze moglabym powiedziec o 2 paniach, ktore na prawde staraly sie zajmowac powierzonymi im dziecmi. Reszta- siedzi z nosem w telefonie, nie rozmawia i nie stara sie rozwijac dzieci. Pilnuja, zeby nic sie im fizycznie nie stalo i tyle w temacie.
    O jedzeniu nie wspomne- kroluje slodka bułka dana w raczke. Soczek w kartoniku, ktory ma tyle wspomnego z sokiem, co i ja.
    Opieka nad dzieckiem i dbanie o jego rozwoj to bardzo ciezka i odpowiedzialna praca. W porownaniu z tym, praca zawodowa to wakacje.
    Złobek jest bardzo wygodnym rozwiazaniem dla rodzicow, ale czy o to chodzi?
    Maluch do 3 roku zycia potrzebuje glownie bliskosci i poczucia bezpieczenstwa. Nie sadze, zeby opiekunka zlobkowa, nawet przy duzym zaangazowaniu byla w stanie dac kazdmu z ok 20 dzieci takie poczucie. Jest to niemozliwe.
    O patologiach, o ktorych slysze od znajomych, jakie maja miejsce w zlobkach i przedszkoalach nawet nie wspomne. I tutaj tez- im starsze dziecko, tym wiecej mozesz sie dowiedziec i zareagowac. Co powie taki brzdac, ktory nawet nie potrafi mowic, jesli ktos robi mu cos zlego? Nic.
    A konsekwencje pozostaja na cale zycie.
    Tak wiec- mysle, ze macierzynstwo nie jest dla kazdego. Nie chcesz zajmowac sie swoim dzieckiem- po prosu go nie miej. To nie jest zabawka, torebka, czy cokolwiek innego, co mozna odstawic i wziac, kiedy nam sie podoba.
    Dla fajnej foty na IG, czy FB.
    To odpowiedzialnosc i hard work. Ale warto.

    Przepraszam za taki komentarz, ale ostatnio wszędzie widzę błąd w pisowni słowa „naprawdę”. „Naprawdę” i „na pewno” czasem się mylą ?

    Jest jeszcze jedna opcja – babcia 🙂 oczywiście w miarę możliwości. To super wyjscie dla mamy wracającej do pracy.

    Dziękuję Ci Aniu za ten wpis. Obecnie ” siedzę” w domu 5 rok, teraz z synkiem 2 miesiące starszym od Julka, wcześniej z córką. Chociaż jest mi czasami ciężko jak każdej mamie, chciałabym własnie wyjść do ludzi, porozmawiać o czymś innym niż pieluchy, zabawki itp to nie żałuję swojej decyzji ani trochę! Tylko co jakiś czas nachodzą mnie wątpliwości np. gdy odbieramy córkę z przedszkola i syn aż się wyrywa, żeby też wejść do sali do dzieci (a raczej do zabawek:), albo wtedy gdy po raz kolejny słyszę od znajomych, rodziny, że ich pociecha idzie do żłobka (a wcześniej zarzekali się, że do żłobka nigdy dziecka nie oddadzą). Wtedy mam chwile zwątpienia – czy ja dobrze robię? Wtedy powtarzam sobie: został ci ostatni rok w życiu, który spędzasz z dziećmi w domu. przedostatnie wakacje – całe dla was. Ten czas nigdy nie wróci, nigdy….
    Dlatego jeszcze raz ci dziękuję za ten wpis – czytanie go będzie moim kolejnym elementem mantry w chwilach zwątpienia. 🙂

    A ja uważam, że nikt nie jest nieśmiertelny. Nikt nikomu nie życzy źle, ale nie wiadomo co przyniesie dzien dzisiejszy czy jutrzejszy. A co będzie jak się nagle mąż rozchoruje ( mam na myśli poważne choroby) albo ulegnie jakiemuś wypadkowi? Kobieta zostaje z z przysłowiową ręka w nocniku. Praca to nie tylko pieniądze teraz czy samodoskonalenie. Trzeba również myśleć o przyszłości, która jest nieznana. Nie mówiąc już o emeryturach. A dzieci jak dorosną jakie są każdy widzi. I nie uwierzę nikomu kto twierdzi, że przez takie czy inne wychowanie dziecko dopomóże rodziców na stare lata. A po za tym każdy musi być w życiu chociaż małym egoistą.

    Jednocześnie zgodzę się z Tobą Dzi i nie zgodzę. Owszem trzeba myśleć o przyszłości i tym, co będzie za kilka lat, Kiedy moja córka miała rok, a ja rozważałam kolejne studia podyplomowe moja mama powiedziała mi: “zastanów się co jest dla Ciebie najważniejsze i jak chcesz budować swoją rodzinę”. W końcu studiów nie robiłam, bo córka że swoją intenaiwnością mnie potrzebowała. Kiedy byłam w 6 miesiącu z synem moja mama dostała diagnozę rak. Przez to, że “siedziałam” w domu mogłam z nią płakać, że się boi, jeździć na chemię czy gotować jej kiedy nie miała siły wstać z łóżka. Syn miał niecałe pół roku i siedziałam z nim w domu kiedy dostałam telefon, że z mamą bardzo źle. Wreszcie ostatnie dwa tygodnie mogłam być przy niej z tym wyczekanym wnukiem na rękach. Moja mama umarła 3 tygodnie temu w wieku 53 lat. Choć praca była dla niej ważna, wcześniej nasze najmłodsze lata spędziła z nami. Nauczyła nas troski i uważności na innych. Czy praca i panika przed tym, co może nadejść jest ważniejsza od rodziny? Moja mama nauczyła mnie, że najważniejsze są relacje. Tylko dzięki nim i po śmierci będziemy żyć w sercach i wspomnieniach innych ludzi,

    Dziekuje Ci za ten wpis. Mam nadzieje ze kobiety przeczytaja go z dystansem i beda widzialy “bigger picture” a nie czepialy sie informacji o zlobkach czy opiekunkach.
    Ja “siedze” w domu 5 lat i nie moge sie nacieszyc moimi dziecmi. Patrze na mojego dwulatka i mysle “przestan tak szybko rosnac!”.
    Piekny wpis popelnila na swoim blogu Karolina Baszak o macierzystwie i roli kobiety w obecnym swiecie. Mysle ze warto miec szersza perspektywe na zycie.
    (zazwyczaj) Cichy Podgladacz
    p.s. kocham Julka

    Niestety, to nie jest łatwa decyzja. Często wszyscy inni wiedzą lepiej i dodają swoje 3 grosze do tematu. Sama wróciłam do pracy jak córka miała 18 msc i została z babcią. Teraz od września zapisałam ją do przedszkola. Wybrałam najlepsze przedszkole jakie miałam w okolicy. Małe, kameralne, rodzinne, a i tak cały czas mam w głowie masę wątpliwości. Chyba najtrudniejsze w macierzyństwie jest radzenie sobie z ciągłymi ocenami ludzi. Patrzą się na nas jak dziecko płacze, jak się bawi, jak się śmieje, jak je. Mają milion rad i uwag, jakby sposób na wychowanie był tylko jeden właściwy. Powoli przestaję przejmować się tym co mówią inni i nie zwracam uwagi na spojrzenia ludzi. Ale o ile łatwiej byłoby bez tych wszystkich “życzliwych” ludzi. Właśnie TYCH co matki które wracają do pracy oceniają jako porzucające swoje pociechy, a te które z nimi zostają jako leniwe kury domowe.

    Z pewnością masz rację Te co są ‘kurami domowymi’ są krytkowane za marnowanie swojego potencjału, te które starają się połączyć macierzynstwo z karierą są krytykowane za zbytnie skupienie na sobie. Wszystkich nie zadowolisz, więc nawet nie próbuj. Nie sądzę aby w macierzynstwie najtrudniejsze było radzenie sobie z ocenami innych ludzi. Ja naprawdę mam gdzieś co inni myslą o tym jak wychowuję swoje dzieci wliczając w to obie babcie. Może jesteś za mało asertywna?
    Ja uważam, że te wszystkie ‘a gdzie czapeczka?’ wynikają z naszej biologii. Wiesz, przedłużenie gatunku. Pamiętaj, że ewolucyjnie przez setki tysięcy lat dzieci były dobrem wspólnym, dopiero całkiem niedawno rodzicielstwo się zindywidualizowało i takie zachowania są z pewnością spóścizną po naszych przodkach.

    Wiem, dlatego jeździmy do dziadków, kiedy tylko możemy. Szczęściarą jesteś, że masz ich na miejscu.

    Raczej jestem dość asertywną osobą. Przy pierwszym dziecku, gdy wszystko jest nowe, trudno się odciąć od komentarzy i “dobrych rad”. Sama często nie byłam pewna czy dobrze robię, czy każdy mój wybór jest słuszny a do tego nieżyczliwe spojrzenia i komentarze. Dlatego dla mnie to było trudne. Akurat z tą biologią się nie zgodzę 😉 To wynika z charakteru i nietaktu ludzi. Zawsze lepiej podsumować świeżo upieczoną matkę niż siebie samego 😉

    Niestety spoto osób ocenia innych z góry jakimiś tabelami, sterotypami, szablonami… w wiekszosco to psychopaci, ktorzy nie potrafią zobaczyć w innych więcej, aniżeli om kiedyś narzucono. Brak świadomości, tylko wąska droga.

    Jestem nauczycielem przedszkola .Wrocilam do pracy gdy moj synek miał rok. Naszczescie pracuje do 13 a moj maz ma dośc luźne godziny pracy. Niania była -owszem,ale czasem na 4 czasem na 3h dziennie. Takie rozwiąźanie było dla mnie idelane .Wydawalo mi sie ze moje dziecko nic nie traci.Niania choćiażby najlepszaaa na świecie to tylko niania.Przychodziła zazwyczaj jak moj synek miał drzemki. Gdy miał 2.5 roku podjelam decyzje o przedszkolu -mialam mozliwosc zabrać go ze sobą -oczywiscie do innej grupy.To była super decyzja. Okres adaptacji przebiegł wzorowo.. Dużo wcześniej przygotowywałam go na to…i już widziałam po nim ,że jest gotowy na kontakt społeczny:bardzo samodzielny, dużo mówił.Owszem masz racje że wspolna zabawa z dziecmi to nie była… po roku interakcja nastąpiła. Jestem ogromnie zadowolona że mialam możliwośc wrócić “do ludzi”pracy,rozwoju zawodowego … dzięki mężowi i możliwości pracy w takich godzinach.Mam wrażenie ,że absolutnie nic nie straciłam 😉 Da sie…. da sie… Co do żłobka …mam takie samo zdanie ,co Ty
    Pozdrawiam.

    Dlaczego Twoje dzieci nie chodzą do żłobka? Bo nie muszą 😉

    Gdybym była pedagogiem z poczytnym blogiem 😉 To pewnie patrzyłabym na tę kwestię zupełnie inaczej. Tak naprawdę nie ma jednego słusznego modelu życia, każdy z nas ma inną sytuację i trzeba szukać rozwiązań optymalnych dla konkretnej rodziny.

    Przyznam, że nie brałam pod uwagę żłobka, dopóki nie zderzyłam się ze ścianą podczas poszukiwania niani. Problem był podobny co u Ciebie – nie byłabym w stanie zostawić dziecka z obcą osobą i wziąć na klatę tego, że de facto to ona by je wychowywała. Dlatego zdecydowałam się na żłobek i ograniczenie etatu. Patrząc z perspektywy czasu, widzę, że nie ma co żałować niani, którą mieliśmy “zaklepaną”, bo to była starsza pani. Wysiadłaby fizycznie przy tym dwuletnim wulkanie energii z bardzo stanowczym charakterkiem 😉

    Cieszę się natomiast, że Ty “siedzisz” w domu, bo takie blogi jak Twój pomagają nam, niepedagogom, organizować dzieciom czas w twórczy, rozwojowy sposób. A ja tego czasu spędzam z moim dzieckiem całkiem sporo, bo też zdaję sobie sprawę z tego, jak to jest ważne. Ważniejsze niż mój rozwój zawodowy, który z konieczności mocno zwolnił.

    Poruszyłaś ciekawy temat ale jest to jeden z tych, który potrafi poróżnić a i tak każdy ma swoją rację (aborcja, cesarka/poród naturalny, karmienie piersią/butelką należą do tej samej kategorii). Myślę, że jako pedagog Ty teraz po prostu pracujesz w domu. Czy może być coś fajniejszego niż spełnianie swojej zawodowej pasji na własnych dzieciach? Oczywiście zastrzegasz, że piszesz tylko i wyłącznie ze swojej perspektywy ale jednak post wyszedł Ci tendencyjny i nieco naiwny.

    Jeśli kobieta zostaje matką w wieku 25 lat to faktycznie nie za bardzo możemy mówić o jakiejś karierze, którą ona ewentualnie poświęca dla dziecka. Ale jeśli kobieta zostaje matką w wieku 35 lat, a w dodatku jest uznanym specjalistą neurochirurgiem z doktoratem i jedynym z trzech takich specjalistów w Polsce to czy ona ma moralne prawo aby zaszyć się z dziećmi w domu na siedem lat (co efektywnie położyłoby kres jej medycznej karierze?). Poza tym część kobiet może wrócić do pracy po to aby to ojciec dostał pełne pole do popisu a nie dlatego aby budżet się spiął.

    Trochę szkoda, że nie piszesz, jak nie-Twoja decyzja aby zostać w domu wpłynęła na Twojego męża. W ogóle go nie ma w tym poście a przecież dziecko ma dwoje rodziców. Czy oznaczało to, że musiał zmienić pracę na bardziej wymagającą ale lepiej płatną aby Was wszystkich utrzymać? Czy to oznacza, że on nie miał szansy na wzięcie urlopu tacierzynskiego i pozostanie z dziećmi w domu na jakiś czas? Czy jego rola w tygodniu ogranicza się do wieczornej kąpieli i przeczytania bajki na dobranoc czy może jednak wraca do domu po 16tej i zabiera się z dzieciakami za robienie domowej pizzy na kolację? To czego mi brakuje najbardziej, kiedy matka-blogerka porusza temat ‘siedzenia’ w domu jest właśnie rola ojca i męża w takim układzie.

    Ciekawa jestem czy masz jakieś lęki związane z tym, że jesteś z dziećmi w domu. Oczywiście rozwój zawodowy to nie wszystko. Ale czy nie boisz się zaniku kwalifikacji, tego czy kiedykolwiek uda Ci się znaleźć satysfakcjonującą pracę w zawodzie (jeśli oczywiście będziesz chciała), tego co będzie jeśli mąż zachoruje albo odejdzie? Czy nie martwisz się o emeryturę, bezpieczenstwo socjalne? Jest wiele aspektów ‘siedzenia z dziećmi’ w domu, których nie poruszasz. Jestem pewna, że nigdy nie powiesz, że żałujesz, że spędziłaś z dziećmi ten czas. Ale też myślę, że za 10-20 lat będziesz w stanie lepiej ocenić, co tak naprawdę poświęciłaś. Kobiety, które mówią, że ‘na karierę mają jeszcze czas’ niestety dość często zderzają się z dość brutalną rzeczywistością (chodzi mi tutaj głównie o kobiety, które nie mają własnego biznesu i szukają pracy na etat ‘u kogoś’).

    Żłobek też potraktowałaś trochę po macoszemu. Są różne żłobki, w których panują różne zasady. Oczywiście takie malutkie dzieci nie bawią się razem a kontakt z równieśnikami można im zapewnić na wiele róznych sposobów. Z drugiej strony ta samodzielność, to bycie bez taty/mamy/babci przez ileś tam godzin dziennie to jest coś czego nie możesz im zapewnić w inny sposób. Jedno jest pewne, nasze dzieci kiedyś wyjdą z domu a żłobek może im to ułatwić. W przedszkolu od razu widać, które dzieci są ‘żłobkowe’ w szkole od razu widać, które chodziły do przedszkola (a choroby prędzej czy później sie pojawią, jak nie w przedszkolu to w szkole). W Wielkiej Brytanii opieka nad dzieckiem jest najdroższa w Europie i nie ma czegoś takiego jak panstwowy żłobek czy przedszkole (a dzieci idą do szkoły w wieku pięciu lat). Natomiast każdy dwulatek z rodziny o niskich zarobkach kwalifikuje się do 15 godzin darmowej opieki tygodniowo, bo badania wykazały, że wyrównywanie szans społecznych zaczyna się już na tym poziomie i dwulatki, które mają za sobą takie doświadczenie później lepiej radzą sobie w szkole i generalnie w życiu.

    Czasem się zastanawiam czy dzisiejsze pokolenie ‘millenialsów’, których teraz dorosła rzeczywistość nieco przerasta chodziło kiedyś do żłobka? 😉

    Nie spotkałam jeszcze matki, która ‘siedzi’ w domu z dziećmi, i która by nie mówiła jakie to cudowne. Bo to oczywiście jest cudowne i po to ma się dzieci, aby z nimi być i je codziennie obserwować. Żeby dziecko postawiło pierwszy kroczek i wypowiedziało pierwsze słowo przy nas. I żeby pani ze żłobka nie powiedziała nam ‘o chyba właśnie wyrżnął się pierwszy ząb’ – mnie się to przytrafiło i było to bardzo przykre). Ale jest to też bardzo trudne, Ty przecież jakby nie było jesteś profesjonalistką. Czasem myślę sobie jednak, że w niektórych przypadkach może to być poza. Że nie wypada mówić inaczej a prawda jest taka, że niektóre z nich bardzo chętnie wskoczyłyby w uniform i pognały do pierwszej lepszej pracy byleby tylko być wśród ludzi, którzy nie korzystają z nocnika. Często nie jest to możliwe, bo najnormalniej w świecie nie mogą znależć pracy, która pokryłaby koszt żłobka. Łatwiej jest więc mówić o zaletach bycia ‘kurą domową’. Z drugiej strony w moim otoczeniu jest kilka ‘kobiet sukcesu’, które nie założyły rodziny i WSZYSTKIE tego żałują. Często zawodowo wypalone zostają nagle z niczym ewentualnie z depresją i kredytem w banku. Czasem te decyzje podejmujemy samodzielnie, czasem po prostu tak nam się życie ułożyło.

    Jednak widzę też wiele kobiet, które ‘siedziały’ z dziećmi w domu, dzieci poszły do szkoły a one są gotowe aby wrócić do pracy i nagle zadają sobie pytanie ‘ z czym do ludzi?’ Już się nie zastanawiam skąd biorą się te wszystkie blogerki, pisarki, fotografki, koderki, tłumaczki, szwaczki, cukierniczki, kucharki, trenerki. Bo to kariery, które można dopasować do rodziny, kariery, które często biorą się z pasji rozwijanych na wychowawczym a nie z twardych kwalikacji. Wiem już skąd się biorą kobiety po pięćdziesiątce ‘niewidzialne’ dla rynku pracy, wyparte przez młodsze koleżanki bo nie dbały o swoje kwalifikacje i doświadczenie zawodowe przez co są teraz totalnie zastępowalne. Wiem już skąd się biorą zgorzkniałe ‘moherowe babcie’ z głodową emeryturą, bo lepszej nie miały okazji wypracować. Wiem skąd się bierze rozwarstwienie płac.

    Jak się pewnie domyślasz mój model rodziny jest zupełnie inny ;). Tak jak piszesz, każdy wybiera to co dla ich dzieci jest najlepsze. Przecież każdy rodzic chce dla swoich dzieci jak najlepiej. Ja mam dwie córki i mam dziką satysfkację, kiedy widzą mnie rano jak się szykuję i wychodzę do pracy. Chcę aby to widziały. Cieszę się, że dzięki mojej pracy i zarobkom mój mąż mógł spędzić trzy miesiące w domu z każdą z nich kiedy były malutkie. Dla mnie jest to słuszny model co nie oznacza, że nie zdaję sobie sprawy z jego wad i potencjalnych konsekwencji tak jak Ty z pewnością zdajesz sobie sprawę z wad i konsekwencji swojego modelu. Chętnie natomiast przeczytałabym bardziej obiektywny post na temat konsekwencji ‘siedzenia’ z dziećmi w domu, także o tym co to oznacza dla ojca dzieci.

    W sumie masz rację, sama nie wiem dlaczego nie napisałam o roli Taty, przecież ona jest równie ważna. Mój mąż wraca około 17 i wtedy spędzamy razem czas. Weekendy też spędzamy razem, często zabiera dzieci sam. Nie miał możliwości tacierzyńskiego i podzielenia etatu. Co do wpływu, to on mi trochę zazdrości, że mogę być z dziećmi i pracować zdalnie. Może to się zmieni kiedyś, kto wie. Ja niestety nie jestem obiektywna w kwestii „marnowania” czasu i mojej kariery, bo wiążę swoją przyszłość z blogiem. Nie spełniałabym się aż tak jako terapeuta, w porównaniu z tym, co robię tutaj. Wpis jest subiektywny, jak cały mój blog i jego celem było przedstawienie mojego zdania.

    To dobrze jeśli praca bierze się z pasji. Każde naukowe odkrycie, wynalazek bierze się z pasji. Od tego prosta droga do sukcesu, bez pasji twarde kwalifikacje są niczym:). Czas spędzony z dzieckiem, pozwala też przyjrzeć się sobie- kim jestem, co chcę robić dalej. Rozwarstwienie płac bierze się z seksizmu. Dlaczego rynek produktów dla dzieci dzieli zabawki na chłopięce i dziewczęce? Lego dla dziewczyn, różowe- gwiazdy rocka, fryzjerki, ciastkarnia, opieka nad zwierzętami. Dla chłopaków lego laboratorium, dżungla, policja, itp. Dla dziewczynek infantylne bajki,itd. Dziewczynki nie wierzą w siebie. Współcześnie myślą o sobie jak o księżniczkach, a nie jak o samodzielnych, kreujących rzeczywistość osobach. Moherowe babcie dorastały w społeczeństwie, które narzuciło im rolę kuchty, służącej i niańki, więc poza wyjątkami nie były w stanie zmienić swojego losu. Konsekwencją siedzenia z dzieckiem jest to, że czterolatek jeździ na dwóch kółkach, trzylatek umie zawiązać sobie buty na przykład:) Ale ta konsekwencja jest zarezerwowana dla świadomych rodziców.

    Bardzo dużo ocenia Pani innych. Za dużo.
    Autorka jest tendencyjna a to co pisze jest naiwne.
    Pisze Pani coś o moralnym prawie kobiety do wychowania własnych dzieci a jakie moralne prawo ma Pani do oceny tego?
    Ojca się Pani też czepia.
    Powtarza Pani słowo “wiem” a mam do tego duże wątpliwości. Co Pani wie? Skąd?
    Chyba czytając prywatnego bloga możemy założyć, że duża częśc jego treści podyktowana jest osobistym doświadczeniem autora/autorki. Chyba, że zaznaczono inaczej.
    Wydaje mi się, że obiektywność wg. Pani mniemania polegałaby na opisaniu Pani życia.

    Do Autorki bloga:
    Mimo, że prowadzimy inne życia, z innymi ludźmi, jesteśmy na całkiem innych etapach życiowych, doceniam i dziękuję za dzielenie się Pani doświadczeniem, przemyśleniami i wiedzą. Dużo czerpię od Pani i, przefiltrowane przeze mnie, wprowadzam do życia swojego i swojej rodziny. Pozdrawiam 🙂

    Internet to takie medium, w którym często krytyczne komentarze wydają się być dużo bardziej krytyczne niż gdyby były wypowiedziane np. w bezpośredniej rozmowie. Czytanie internetowych komentarzy ze zrozumieniem jest pewną umiejętnością, którą być może nie każdy posiada. Napisałam, że ten konkretny post jest tendencyjny i nieco naiwny. Nie napisałam, że autorka jest tendencyjna, ani że to co pisze (w domyśle generalnie to co pisze) jest naiwne. Według mnie to zasadnicza różnica, choć oczywiście może się Pani ze mną nie zgodzić. Zadałam pytanie (nie wyraziłam natomiast żadnego stanowiska w tej sprawie) czy wysokiej klasy specjalistyczna lekarka, która jest matką ma moralne prawo zrezygnować z kariery na rzecz wychowywania dziecka. Nie ‘czepiam się’ w żadnym razie ojca. Zadałam pytanie autorce, dlaczego o nim nie napisała i autorka przyznała mi rację. Oczywiście, tutaj również nie musi się Pani zgadzać z naszą opinią.
    Nie wie Pani o mnie nic, ale ocenia Pani, że nie wiem o czym mówię. Moje wykształcenie i zawód jak najbardziej dają mi prawo (chociaż nie moralne) a nawet obowiązek do prezentowania obserwacji i dyskutowania o tych zjawiskach społecznych. W żadnym razie nie była to jednak ocena. Wręcz przeciwnie, w moim komentarzu podkreśliłam, że nie ma jednego ‘słusznego’ modelu, każdy ma swoje wady i zalety a wybrany model powinien być dostosowany do indywidualnych potrzeb konkretnej rodziny. Przykro mi więc, że uważa Pani iż brak mi obiektywizmu. Tak jak napisałam na wstępie w moim komentarzu temat jest ‘drażliwy’ i budzi wiele emocji. Czasem warto ochłonąć i się zastanowić, zanim coś się napisze.

    Ostatnio sporo myślę na temat tego co będzie dalej z moim życiem. Jestem obecnie w 6 miesiącu pierwszej ciąży i jestem rozdarta bo z jednej strony chcę do 3 roku być z dzieckiem, a z drugiej będąc teraz niestety na l4 widzę jak brakuje mi pracy, Wiem, że mój partner mając swoja firmę nie ma możliwości skorzystania z urlopu w celu wychowywania dziecka i zastąpienia mnie przez jakiś czas. Jego godziny jak i dni pracy są nieregularne, ciężko będzie dostosować do tego grafik niani czy żłobka. Ja w swoim zawodzie też nie mam co liczyć na pół etatu czy elastyczne godziny pracy. I co mam mu kazać zamknąć działalność, bo nasze obowiązki nad opieką będą nierówne? Działalność ta niestety przynosi większe dochody niż moja praca na etacie, więc ma niejako pierwszeństwo i to smutne ale prawdziwe. Postanowiłam więc już za młodu oddalić macierzyństwo i wyrobić sobie staż pracy żeby mieć coś w CV do czego mogę wrócić. Uważam, że 3 lata nie wykluczy mnie z rynku pracy, zwłaszcza jeśli będę na bieżąco śledzić swoją branżę, którą bardzo lubię. Czy będzie łatwo przez te lata w domu? Nie. Czy będzie łatwo wrócić do pracy? Nie. Ale kto mówił, że w życiu będzie łatwo?

    Każda z nas jest w innej sytuacji, która zależny od wielu czynników. Na niektóre mamy wpływ na inne nie. Każde dziecko jest też inne, o czym nikt w komentarzach nie pisze. Uważam, że nie ma idealnego, wzorcowego, uniwersalnego modelu wychowywania dziecka, który sprawdza się w prawdziwym życiu, bo na papierze to wszystko wygląda fajnie.

    Aniu, a jak wytłumaczysz fakt, że w wielu krajach wysokorozwiniętych większość dzieci (również wśród rodzin gdzie mama nie pracuje) bardzo wcześnie posyłanych jest do żłobka itp? Jest to szeroko przyjętą normą w wielu krajach. I dzieci te (a osobiście znam kilkoro) wydają się być bardzo szczęśliwe, bardzo fajnie się rozwijają, mają dobry, ciepły kontakt z rodzicami. Ciekawa jestem Twoich argumentów do powyższej kwestii.

    A wiesz, że też się zastanawiałam kiedyś nad tym – tak jest w USA. Mamy nie mają urlopu wychowawczego i są zmuszone nawet do odciągania mleka w pracy dla swojego niemowlaka. Według mnie jest to straszne i okrutne, ale ktoś kto nie ma wyjścia musi się z tym zmierzyć. Ciężko jest ujednolicać, czy dzieci są szczęśliwe, czy nie. Mnie zastanawia tylko ilość osób, które chodzą na terapię w życiu dorosłym. Absolutnie nie piszę tego w odniesieniu do żłobków. Ale nikt mi nie wmówi, że super relacja z dzieckiem i spokojnie wzdrożenie dziecka do życia w grupie jest dla niego szkodliwe. Znów podkreślę, to jest moje zdanie – nikt nie musi się z nim zgadzać.

    Myślę, że USA to bardzo niewdzięczny przykład (i niestety bardzo prawdziwy). Ale Ameryka to jest raczej ‘niedorozwinięty’ kraj ;). Muszę przyznać, że też się zastanawiałam jak tam wygląda macierzyństwo. I zgadzam się, jest to straszne i okrutne.

    U nas może też więcej ludzi by chodziło na terapię jakby było ich stać.
    Ogólnie wiadomo, że wpis jest Twoją wizją, ale jest trochę krzywdzący i ktoś, kto stoi przed dylematem a w sumie przymusem żlobka, może tylko się zdołować. Niania kosztuje w moim mieście ponad dwa razy więcej niż prywatny żłobek, i szczerze mówiąc, mam wrażenie, że żłobki jednak są bardziej “do skontrolowania”, są monitoringi, masa opinii rodziców dlatego nawet nie rozważałam niani. Nie stać mnie na zostanie w domu, i też nie chciałabym tego bo mój rozwój i praca są dla mnie ważne.
    Dodatkowo jak ktoś już tu wspomniał – a co jak np. w międzyczasie coś się stanie z pracą mojego męża (jak pandemia, już wiele osób zostało na lodzie)? zostajemy nagle na lodzie? Poza tym dziecko potrzebuje kontaktu z dziećmi, bodźców i są badania dowodzące, że dla małych dzieci ważniejszy jest czas spędzony jakościowo niż ilość. Więc to, że siedzi cały dzień z mamą, któa ma nos w telefonie naprawdę nie jest lepsze, niż to, że mama wraca z pracy, i jest stęskniona i fajnie spędzają czas.

    Jako pedagog, który wie na czym polega rozwój dziecka, zapewne wiesz, że to głównie dorośli potrzebują nieprzerwanego kontaktu z dzieckiem. To się nazywa lek separacyjny. Jako pedagog pracujący w żłobku i przedszkolu to straszne co piszesz, gdyż rzeczywistość jest inna. Przmawia przez Ciebie egoistyczne postawa kontroli i stwierdzenia, że Ty wiesz lepiej. W wieku 5-6 lat dziecko trafia do przedszkola i zaczyna się tragedia.
    Twój wpis to ewidentne tłumaczenie się, że zostałaś z dziećmi. Brak jest obiektywizmu A jedynie wypisane zarzuty.
    Rodzic nie musi być przy dziecku 24h, nawet 12h. Dziecko ma mieć kochającego rodzica, szczęśliwego rodzica.

    Dzieci do przedszkola ida w wieku 3 lat przecież 🙂 a ja z moimi na rok przed chodzę na zajęcia adaptacyjne cały rok.

    Słusznie ktoś tu zauważył, że temat posłać do żłobek czy nie to temat, który zawsze będzie dzielił. Ile rodzin, tyle opcji i zdań w tej kwestii. Wypowiem się z perspektywy rodziców, którzy posłali swoje dziecko do żłobka, kiedy miało 13 miesięcy. Nie rozważaliśmy innej opcji – babć na miejscu nie mamy, niani nie chcieliśmy (dla mnie to rozwiązanie nie do zaakceptowania z różnych względów), a ja nie wyobrażałam sobie być dłużej w domu. Czułam, że powrót do pracy pozwoli zachować mi zdrowy życiowy balans. Żłobek dał mojemu synkowi kontakt z inną rzeczywistością niż ta domowa i myślę, że to jest nie do przecenienia. A po pracy miałam dużo przyjemności z tego naszego wspólnego czasu. Ominęło nas także na szczęście jakieś wielkie chorowanie, a grupy w żłobku to było ok 10 dzieci, a przecież i tak zawsze kogoś nie było. Gdy synek miał 2,5 roku poszedł do przedszkola, bo żłobek (i nasza domowa praca) tak go rozwinął, że potrzebne były nowe wyzwania. Nigdy nie żałowałam tej decyzji, bo teraz jesteśmy rodzicami samodzielnego, przebojowego 5letniego chłopca, który z radością chodzi do przedszkola, wyjeżdża na wakacje z dziadkami i kuzynostwem i radośnie idzie w świat. A my jako rodzice mamy swoje prace, pasje, zajęcia,

    Szkoda, że wpis Ani zebrał tyle przykrych komentarzy mam z dumą mówiących, że one pracują. Dla zachowania równowagi, wspomnę o swojej historii, bo – jak wspominała autorka bloga – nie ma dwóch tych samych sytuacji, historii życiowych, dwóch takich samych rodzin.

    Jestem dzieckiem mamy – dyrektora, dumnej z pracy, pochłoniętej nią, ogromnie przywiązanej do niej – ale też do pozycji, prestiżu, poważania, które się z robieniem kariery wiązało. Kiedy dorosłam i skończyłam studia, potrzebowałam roku terapii u psychologa, żeby wyjść z depresji. Do tej pory pamiętam moje dziecięce przerażanie i rozpacz, kiedy regularnie wyjeżdżała w kilkunastodniowe delegacje.

    Proszę, niech nikt nie pisze, że to tylko moja jednostkowa sytuacja. Wiem i na górze sama to przyznałam. Właśnie o to chodzi. U jednych bez mamy zaangażowanej w wychowanie dzieci wszystko się zepnie, bo będzie odpowiedzialny tata, normalna babcia, sensowna niania etc. U innych wszystko się rozwali, a trauma będzie trwać przez długie lata. Nie oceniajmy,

    A co do wdzięczności dorosłych dzieci i głodowej emerytury…Kobiety dobrze wiedzą, co tracą, a co zyskują, zostając w domu. Czas z dziećmi minie, a one dorosną – no i dobrze, o to w tym chodzi. Wszystko minie, i wszystko na końcu stracimy. Odejdą nasi najbliżsi, majątku i pozycji również do grobu ze sobą nie zabierzemy. Choroba może odebrać nam nawet wspomnienia. Niektórzy wybierają opiekę nad dzieckiem w domu jako czerpanie z tego, co jest teraz – przy czym trzeba tu podkreślić, że czerpią obie strony. Mama i dziecko. Dziecko co do zasady nie będzie bardziej potrzebować mamy, kiedy będzie miało 16 lat.

    Moja mama zawsze powtarzała: rób karierę, to trwa, ale jak będziesz pod pięćdziesiątkę, to będziesz naprawdę kimś, i będziesz mieć więcej czasu dla rodziny. Bardzo toksyczne słowa.

    Mama mojego męża, ogromnie przez niego kochana, była z dzieciakami w domu przez 6 lat. Zmarła, mając 53 lata.

    Nie zapominajmy, że autorka tego bloga jest również pracującą mamą, która jak mniemam jest (słusznie) bardzo dumna z tego co stworzyła.

    Tutaj już trochę wchodzimy w temat robić karierę czy nie robić? Zajmować wysokie angażujące stanowiska czy nie? Ja póki co wybieram pracę na pełen etat, ale w bardzo fajnej ludzkiej firmie, z elastycznym rozumiejącym szefem (ojcem dwóch małych córek i partnerki “siedzącej” z nimi w domu:) i możliwością pracy zdalnej w razie choroby własnej czy dziecka. Taki układ daje bardzo duży komfort psychiczny, a wiem co mówię, bo we wcześniejszej firmie została mi wypominana moja łącznie tygodniowa nieobecność w pracy z powodu opieki nad dzieckiem. Pracowałam tam 1,5 roku i z radością odeszłam do miejsca, gdzie rozumie się potrzeby rodzica i dziecka.

    Ja mam pytanie do autorki (i innych) czy zna Pani może jakieś badania nad wpływem na dziecko stałej opieki obojga rodziców? Czy ktoś kiedyś coś takiego prowadził? Pytam, bo mamy możliwość (i do tej pory tak robimy) oboje zajmować się dzieckiem.

    Bardzo polecam książkę: Więź. Dlaczego rodzice powinni być ważniejsi od kolegów dr. Gordona Neufelda Mnóstwo badań i ciekawie napisana

    Aniu, ja jeszcze do Ciebie:) Wyżej opisałam sytuację mojej rodziny, Wasza jest zupełnie inna i wiesz co….. podziwiam Ciebie za to co robisz. I wszystkie mamy zostające z dziećmi dłużej w domu niż urlop macierzyński. Ja nie miałam tyle cierpliwości i kreatywności do wymyślania fajnych domowych zabaw. Interesuję się wychowaniem dzieci, robimy dużo fajnych rzeczy razem, jeździmy w różne miejsca, czytamy piękne i super wydane książki (to Twoja zasługa:), ale nie chodzić do pracy bym nie umiała. Twoje dzieci już czują jak dobrą robisz robotę, a za kilka lat tym bardziej docenią, że mają taką mamę. Zwłaszcza w świecie, kiedy łączenie wszystkich możliwych ról życiowych przez kobietę jest wręcz wymagane. Ty (Wy:) podjęłaś (podjęliście) inną decyzję i super:) Wiecie, że dla Was jest to dobre. To był wybór, a nie konieczność. A pracą po okresie wychowywania dzieci się nie martw – myślę, że jako ta Ania z TEGO bloga Nebule poradzisz sobie:))) Z resztą, po co być złej myśli, skoro można być dobrej:)?

    Ja siedzę w domu z 15 miesięcznym synem, w 17 miesiącu zacznie chodzić do żłobka, na początku na godzinę czy dwie, żeby powoli przyzwyczaić się do siedzenia tam 6-7 godzin. Serce mi pęka że nie mogę zostać z nim dłużej niż do 19 miesiąca, dla mnie to dalej maluszek i wolałabym od następnego września zapisać go od razu do przedszkola. Jedyne co pociesza mnie w te sytuacji to to że mieszkamy w Krakowie, więc mamy duży wybór, oraz to że nie będzie siedział tam po 10 godzin.

    Tak rzadko porusza się ten temat. I tak mało jest głośno wygłaszanych opinii, że żłobek nie jest ok.
    Podzielam to zdanie. Najlepsza dla dziecka jest mama. Zostając rodzicem przecież mamy świadomość na co się piszemy. Moje dzieci (3) żłobka nigdy nie widziały na oczy. Dopiero przedszkole od 3 roku życia. I nie wyobrażam sobie abym mogła je to żłobka posyłać,

    Jesli masz jak przy np.sprzataniu, prasowaniu, w samochodzie…
    Polecam posluchac Ten swiat jest jakis inny na yt, m.in.cz. 9-14 chyba… Mozna sie z nim w niektorych messiah nie zgodzic, ale sa i takie, w ktorych ciezko zaprzeczyc.

    Uwielbiam Cie! Po przerwie wracam do Ciebie z przyjemnoscia.
    Dziekuje za ten wpis. Dziekuje, ze mimo miejsca w ktorym mieszkasz, a co za tym idzie ludzi, z ktorymi czesto masz do czynienia nie dajesz sie! Dbasz o kulture, wartosci itd. I wyrazasz swoje zdanie. Bez watpienia nie jest to latwe w dzisiejszym swiecie. Gratuluje! Kibicuje!
    I dlugo jeszcze moglabym pisac.
    A filmik o kp?? Swietny! Sama bylam z dwojgiem taka chowajaca sie mama. :'(

    Wracam do pracy kiedy mała M. skończy rok. Nie jest to dla mnie łatwe ale chyba i ja tego potrzebuję. Określenie “siedzisz z dzieckiem w domu” jest naprawdę niefortunne, tak samo jak “urlop macierzyński”. A jeśli już ktoś zna Twój blog to tym bardziej nie sposób mówić o “siedzeniu” 🙂 Wychodzę z założenia, że każda matka swojego dziecka wie co dla niej i dla niego najlepsze oraz postąpi właściwie w swojej sytuacji. Mała M. zostanie z opiekunką na pełen etat. Myślę, że trafiliśmy na odpowiednią osobę. Żłobek nie wchodzi w grę w opisanych przez Ciebie powodów, chociaż choroby nie były czynnikiem decydującym.

    Siedzę i ryczę, trochę ze wzruszenia trochę z radości… z radości, że nie tylko ja w pełni spełniam się w roli mamy. Chwilami odnosiłam wrażenie w rozmowach z koleżankami mamami, że może nie mam jakiś większych aspiracji, niee wiem.. ale dobrze mi tak jak jest. Wiadomo! bywa różnie ale czuję, że jestem potrzebna tu i teraz tylko nie potrafiłabym tego ubrać jak w słowa jak Ty. Dzięki za ten wpis!

    Po co straszyc? Rozpowszechniac bzdury o wielkiej gromadzie dzieci, ktora opiekuje sie jedna pani, niewyksztalcona i do tego pewnie z lapanki? Stresowac mamy, ktore nie maja w poblizu babci ani mozliwosci zostac z dzieckiem w domu? “Grzeczne dzieci” przez zlobek – serio? Jakies zrodlo tych absurdow? I owszem, sa dzieci, ktore potrzebuja duzo wiecej niz tylko “towarzyszenie nam w dniu codziennym” i czuja sie swietnie w zlobku. Zamiast slepo wierzyc “teoriom” (nic dziwnego, przeciez zgadzaja sie dokladnie z twoimi przekonaniami…) moze warto rozejrzec sie po swiecie i zaobserwowac czy faktycznie maja cos wspolnego z rzeczywistoscia? Dzieci sa silniejsze niz nam sie wydaje i to ze maluch spedza dni z nauczycielami nie sprawi, ze nagle zapomni o swoich rodzicach. I nie mieszajmy leku mamy z lekiem dziecka, bo to ta pierwsza zazwyczaj ma wiekszy problem ze zlobkiem.

    Niestety spoto osób ocenia innych z góry jakimiś tabelami, sterotypami, szablonami… w wiekszosco to psychopaci, ktorzy nie potrafią zobaczyć w innych więcej, aniżeli om kiedyś narzucono. Brak świadomości, tylko wąska droga.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

Bądź z nami na bieżąco
Dołącz do nas na Facebooku
NEBULE NA FACEBOOKU
Możesz zrezygnować w każdej chwili :)
close-link