fbpx

Dlaczego wolę zabrać dziecko do muzeum niż na kulki?

Pogoda byle jaka. Skreślam dni do wiosny i staram się myśleć pozytywnie. Niech tylko przestanie lać, słońce wyjrzy zza chmury i wszystko obudzi się do życia. Taki mam plan. A teraz? Zbliża się weekend i myślę co zaplanować na dwa najbliższe dni. Szkoda siedzieć w domu kiedy jesteśmy w końcu zdrowi i chętni na wyjście. I co robić z aktywną 3-latką  żeby miło i przyjemnie spędzić czas? Duże miasto daje mnóstwo możliwości i wszystko zależy od tego jakie mamy preferencje oraz ile gotówki w portfelu.

Oferta dla dzieci jest naprawdę szeroka, więc dlaczego ciągamy nasze dziecko po “nudnych” muzeach i galeriach zamiast dać jej się wybawić i wyszaleć w kuleczkach?

Jeżeli miałabym do wyboru muzeum czy kulki zawsze wybrałabym to pierwsze. Gorzej jest jeżeli wyboru dużego nie ma, a najbliższe miejsca związane z kulturą mamy 100 km od domu.

No i co jest takiego strasznego w kulkolandach? 

W niedzielę po koncercie w  Mazowieckim Instytucie Kultury równolegle odbywały się warsztaty z Kinder Niespodzianką- tym wielkim jajem, które zna każde dziecko. Wychodząc ze Smykofonii nie dało się tego nie zauważyć. Wchodzimy, dzieci około 40 na 25 metrach kwadratowych. Gorąco, głośno, wilgotno. Rozglądam się i mój “chorobowy czujnik” już bije na alarm.

Po prawej dziecko z gilem po pas, pewnie “alergicznym”, w basenie z kulkami 5 lub 6 dzieci. Jedno kaszle tak, że aż się dusi, obok siedzi niemowlak i pochłania buzią jedną kulkę. Dziecięce wydzieliny są wszędzie. Jestem w stanie je zaakceptować tylko wtedy kiedy jest w nich DNA mojego dziecka. Inne przyprawiają mnie o dreszcze i odruch wymiotny. Mam wiele wątpliwości związanych z takimi miejscami.

Po każdej wizycie w kulkolandach Lilka była chora. A po 2 tygodniowej kwarantannie, wycieraniu nosa, robienia inhalacji i łażenia w piżamach nie mam ochoty na powtórkę z rozrywki. Raz byłam świadkiem kiedy dziecko zasikało się w basenie z kulkami. Opiekun szybko zabrał dziecko i nic sobie nie zrobił z pozostałości. Oblepione we włosach plastikowe kuleczki dalej bawiły dzieci. Mnie to totalnie nie bawi i nie chcę żeby moje dziecko w tym spędzało czas. Kiedyś czytałam artykuł (nie mogę do niego dotrzeć), że w kulkach jest więcej drobnoustrojów niż na desce klozetowej w publicznej toalecie.

Brud kontra dzieci

Możecie sobie pomyśleć, że jestem przewrażliwiona. Ale nie jestem. Moje dziecko nie chodzi brudne, ale tylko dlatego, że jej to przeszkadza. Nie mam obsesji na punkcie plamki na bluzce czy okruchów na buzi. Ona sama to zauważa i krzyczy żeby zmienić, co czasami doprowadza nas do małych spięć, bo np. za godzinę będzie przebierać się w piżamę, więc nie widzę sensu zmieniać bluzki z powodu maleńkiej plamy.

Jednak ona ma swoje zdanie na ten temat i jej pozwalam. Nie pamiętam żebym myła zabawki czy inne rzeczy, które z pasją wkładała do buzi. Bo wiem, co jest u mnie na podłodze  i nie mam wątpliwości, czy ktoś to nasikał czy napluł.

Za mało higieny?

Jednak jeżeli widzę potencjalne zagrożenie zdrowia to je eliminuję i wolę się tym nie martwić. Oczywiście, powiecie, że wszędzie może się czymś zarazić nawet o tym nie wiedząc. Jednak polityka niektórych sal zabaw budzi moje wątpliwości i wolałbym aby były jakieś punkty prawne w tej kwestii.

Sanepid monitoruje tylko niektóre takie miejsca raz na kwartał. W ciągu 3 lat byłam w dwóch miejscach, które wydawały mi się czyste. Reszta pozostawiała wiele do życzenia. W jednym nawet Pani pytała czy dziecko jest zdrowe i zdezynfekowała nasze dłonie. Ale jednak to nie wystarcza. Staramy się unikać takich miejsc i dlatego właśnie wolę zabrać ją gdziekolwiek tylko nie tam. Z obawy o zdrowie- nic więcej.

Kultura niska i wysoka

Oczywiście wizyta w muzeum czy galerii jest bardziej wartościowa poznawczo niż zjeżdżanie na dmuchańcach, ale dzieci potrzebują jednego i drugiego. A proporcję powinny same wyznaczać w zależności od potrzeb.

Można też dyskutować o wyższości niektórych atrakcji dla dzieci nad innymi, ale tutaj każdy ma swoje przemyślenia na ten temat. Nie wiem czy mi się do końca podoba tylko to, że bilet rodzinny np. do warszawskiej Zachęty kosztuje 15 zł (za 3 osoby, cały dzień, wszystkie wystawy), a 3 h w kulkach 35 zł. Jednak wkład organizatorów jest tutaj niewspółmierny.

Nie pozostaje mi nic innego jak czekanie na wiosnę. Powrót na plac zabaw jest jednym z moich marzeń. I nawet nie martwię się o piaskownice, bo wiem, że ktoś nad nimi czuwa.

p.s. Ten wpis powinnam wrzucić do kategorii: “Miejsca NIEprzyjazne dzieciom”.

Komentarze

    Nigdy nie patrzyłam na kulki pod tym względem… Ale też sporadycznie tam bywamy (max kilka razy w roku). Co do jednostek kultury… one się wreszcie otwierają na dzieci! Już muzeum nie musi się kojarzyć z tym, że nic nie można dotykać, trzeba być cicho i będzie nudno.

    Do takich dziecioatrakcyjnych muzeów ostatnio przez nas odwiedzanych zaliczam Muzeum Emigracji w Gdyni. Tam nawet jest specjalęte na ostatni guzik.gdy ma być wszystko dopina strefa dla dzieci nawiązująca do statku 🙂

    W muzeum w Tucholi jest qiuz (dla jednak starszych dzieci niż moje czy Twoje), a z Zakopanem dzieciakom podobały się zwierzątka.

    a z planów- wczoraj widziałam plany ogrodu botanicznego Marszlewo w Gdyni. To ma być coś! chodzenie w koronach drzew… Czekam z utęsknieniem na wizytę za 2 lata,

    O właśnie, w punkt! Super, że tak dużo zaczyna się dziać. A nawet w Bibliotekach sporo jest wydarzeń dla dzieci. Bardzo mnie to cieszy, bo wtedy dostęp jest ułatwiony.
    My np. przez cały ubiegły rok chodziłyśmy na zajęcia dla przyszłych przedszkolaków do biblioteki (za darmo).

    O czasu do czasu można się wybrać na kulki, ale z zdrowym dzieckiem i naprawdę raz na dłuższy czas. Lepiej pójść na spacer, dotlenić się, pogadać, na plac zabaw czy do lasu;).

    Z bomb bakteryjnych kojarzą mi się jeszcze klamki w małych sklepach, wózki sklepowe (czy ktoś je czasem myje??) i barierki w komunikacji miejskiej. Przedszkolna toaleta oraz niestety basen:(. Chciałam nauczyć córkę pływać, dla zdrowia plecków i frajdy zaczęłyśmy jeździć jesienią na basen, córka 3,5 roku, ale musiałyśmy przerwać, bo zaraz zaczęły się u niej infekcje intymne i dróg moczowych:(( Ciężko było wyleczyć, a pisk i płacz przy siku i myciu straszny. Przestałyśmy jeździć.. I spokój. Ale szkoda mi tego basenu, aj

    No i widzisz- masz zdrowe dziecko, pójdziesz i nie ma opcji żeby czegoś nie przyciągnęło. U nas wizyty na basenie kończą się infekcjami dróg oddechowych- sama nie wiem dlaczego. Dziś jedziemy kupić czepek i może to pomoże.
    W basenie to chociaż woda chlorowana lub ozonowana…

    My z Tymkiem chodzimy na basen odkąd ma 3 miesiące. Teraz ma rok. Przez ten czas miał dwa razy katar, który złapał raz od babci, a raz od taty. Żadnych infekcji dróg moczowych. To tak, żeby pocieszyć tych, którzy chcą iść na basen, ale się teraz przestraszyli;-)

    Popieram w 1000%! Moje dziecko NIGDY nie było i nie będzie na kulkach. Wolę jej zorganizować zjezdzanie z kanapy w poduchy w domu. Niestety w mniejszych miastach ciężko z alternatywą … jeśli już coś ciekawego się dzieje to 4+, dla dwulatkow nie ma nic. Czekamy więc na wiosnę, a póki co nadrabiamy towarzystkie zaległości i karmimy kaczki ?

    Moje dziecko tez nigdy nie bylo i raczej nie bedzie na kulkach, chyba ze polecisz te czyste w stolicy:) za duzo tam zarazkow, bakterii i pasozytow… lekarze od pasożytów odradzaja baseny i kulki wlasnie

    Nic dodać, nic ująć.Z tego powodu unikam zajęć z dziećmi, spotkań i do lekarza chodzę jak naprawdę MUSZĘ..nawet szczepienia są dla mnie stresujące, bo widzę chmurę mikrobów fruwających nad naszymi głowami…..tez nie mam obsesji, ale nasze bakterie to nasze bakterie 😉 nawet bakterie naszego psa są naszymi 😉 ale obce gile…brrrrrrrr ;)))

    Obserwowałam swego czasu moją bratanicę, którą rodzice zabierali na kulki regularnie, co niedziela. Jej odporność musiała być dość niska, bo “pechowo” w każdy poniedziałek (albo jeszcze w niedzielny wieczór) dziecko było osowiałe, miewało podwyższoną temperaturę, a później to już klasycznie: glut po kolana, duszący kaszel i inne takie “przyjemności”. Zbieg okoliczności? Być może, choć sporo tych zbiegów…

    Zaproszenie na kulki otrzymywaliśmy wielokrotnie, ale zawsze znajdowałam pretekst, by odmówić. Zawsze wybierałam opcję, która dla mnie – rodzica – była większą frajdą, jak choćby basen czy odwiedziny u przyjaciół z trójką małych dzieci. W obydwu miejscach ryzyko złapania jakiegoś “parcha” też występuje, a jednak perspektywa spędzenia czasu Z DZIECKIEM, na wspólnej zabawie jak dotąd wygrywała. I mam nadzieję, że zawsze będzie wygrywać. 🙂

    I tak jak Wy, my też czekamy na ocieplenie i możliwość odwiedzania placów zabaw! 😀

    Własnie, co z piaskownicą? my chodzimy tylko do dwóch wybranych (bo są co sezon napełniane nowym piaskiem). Chyba nie da się przewidzieć co się w nich kryje :/ A wyjazdy nad polskie morze? Gdzie najczyściej?

    Moje dzieci (syn 4, córka 2) były w kulkach 1 raz. Cała prawie drżalam :p Byliśmy ostatnio pierwszy raz w muzeum i byli zachwyceni!!! Zbliża się weekend, wszyscy zdrowi i już pytają czy znowu się wybierzemy.
    Mój syn ma alergię na roztocza, codziennie inhalacje, więc unikamy takich “brudnych” miejsc jak ognia!

    Bardzo wartościowy post, który powinien trafić do jak najszerszej grupy rodziców. Klara lat 4 nie była jeszcze “na kulkach” i ma się z tym faktem bardzo dobrze. Nawet nie wie co to jest :).
    A przy okazji zapytam o coś jeszcze – Aniu, jakie jest Twoje zdanie na temat tych wszystkich kinderballi organizowanych w klubikach, kulkowniach i innych przybytkach, gdzie pani animatorka organizuje znudzonym dzieciakom moc atrakcji… Ostatnio kolega córki obchodził urodziny na dworze (tak, w lutym!!!). Było ognisko, kiełbaski, tort i inne atrakcje, a dzieciaki same się zabawiały ganiając z patykami, piekąc kiełbaski, i był to jeden z fajniejszych kinderballi, na którym było moje dziecko.

    w warszawie byliśmy na kulkach raz i przywlekliśmy 2 choroby, na szczęście niegroźne. ostatnio kulki były w hotelu podczas ferii- na szczęście hotel nowy i dzieciaki sie nie po chorowały ale wątpliwości miałam sporo.

    Ania, jeśli lubicie książeczki dla dzieci i ilustracje (tak jak ja 🙂 to, aby “przeczekać” zimę wybierzcie się do Zachęty i Muzeum Drukarstwa na wystawy dotyczące ilustracji dla dzieci – tych współczesnych i naszego dzieciństwa. Znajdziesz na stronach info albo na moim FB linki. Pozdrawiam! PS. Żałuję, ze nie mieszkam w Warszawie ze względu na takie wydarzenia, ale mam nadzieję, że uda mi się przy okazji zobaczyć te wydarzenia 🙂

    W Zachęcie byliśmy właśnie w niedzielę. Świetna wystawa! A do Muzeum Drukarstwa również się wybierzemy, dzięki:)

    My unikamy takich miejsc, głównie ze względu na to, że mój synek nie lubi miejsc ciasnych i głośnych. Ale kwestia higieny to druga sprawa…
    Zastanawiam się dlaczego czekacie z placem zabaw na wiosnę? My chodzimy codziennie i pora roku raczej nie ma tu nic do rzeczy 🙂 noszę przy sobie 3 pieluchy tetrowe, którymi wycieram mokry sprzęt, jak jest bardzo zimno to na hustawce kładę kocyk 🙂 ale generalnie to nie widzę sprzeczności między zimą a placem zabaw. Dzisiaj np. robiliśmy babki w piaskownicy.
    Nie mam obaw przed publicznymi piaskownicami. Po pierwsze większość wokół mnie jest ogrodzona, więc ryzyko odchodów jest mniejsze (choć wiadomo, że ptakom nic nie przeszkodzi 😉 ), ale zwracam uwagę, żeby synek nie brał rąk do buzi a po powrocie oczywiście ręce myjemy.
    Do tej pory (2 lata 4 m-ce) żadnej infekcji 🙂 inną sprawą jest fakt, że mały jest w domu ze mną, na piersi, wcina kaszę jaglaną itd. jednak codzienna porcja świeżego powietrza to podstawa 🙂

    My chodzimy na plac głownie bawić siè z dziećmi. A jak jest zimno to i nikogo nie ma…

    Publiczne, piaskownice które nie są zasłonięte na noce, raczej są niebezpieczne z powodu odchodów kotów-bardziej niż ptaków.to koty są większym zagrożeniem jeśli chodzi o pasożyty.
    Wiadomo że nie da się zupełnie dziecka od tego odizolować..a będąc szczerym to większe narażenie na pasożyty jest w żłobkach i przedszkolach..i wtedy zwierzęta nie mają tu nic do powiedzenia jeśli chodzi np o owsiki :/
    Moje dziecko pomimo” zagrożeń ” będzie korzystało z piaskownicy, ale głownie chodzi mi o aspekty socjalne..myślę, że jednak na takim placu zabaw,jest zdecydowanie mniej bakterii, pasozytów i innych obrzydliwości niż w takich oślinionych kulkach 😉

    A ja się z chęcią dowiem gdzie się wybieracie w weekend? Czasem coś fajnego się dzieje a ja się dowiaduje po czasie 🙂 odnośnie kulek. Pomijając bakterie, mnie zawsze poraża tona plastiku.

    W ten weekend na pewno basen. Myśleliśmy też o Centrum Nauki Kopernik, ale jak już prawie zarezerwowałam bilety zobaczyłam, że jedna z wystaw, ktora była zamknięta od grudnia będzie otwarta od 1 marca. Wolimy poczekać 🙂

    My też basen jak co tydzień i serio miał być Kopernik. Mówisz o wystawie dla dorosłych? My jeszcze nie widzieliśmy bzzz bo czekałam aż młody będzie miał min 2 lata i skorzysta.

    Mówię o wystawie dla dzieci o ruchu. Będzie od pierwszego marca:)

    Na kulkach bywamy kilka razy w roku i raczej uniknąć ich się nie da, bo w pewnym wieku odbywa się tam większość imprez urodzinowych.
    Moim zdaniem warto je „oswoić”: i tak,jeśli wybieramy się tam sami planujemy wypad w tygodniu, w dniach mało obleganych przez tłumy (np. we wtorkowe popołudnie). Unikamy też okresów największych zachorowań, czyli prędzej wybierzemy deszczowe popołudnie latem, niż zimą. Przy wyjściu obowiązuje wszystkich szorowanie rąk, po powrocie do domu, wymiana i pranie ubrań w wysokich temperaturach. Wybieramy sale, kóre poza kulkami mają duże przestrzenie do biegania i skakania. Staramy się zabrać wtedy z sobą jakiegoś kolegę.
    Dobrym rozwiązaniem na jesienno-zimową porę okazały się, u nas, zajęcia dodatkowe – syn płacze, kiedy nie może pójść na angielski ze swoją grupą i domaga się dodatkowych zajęć w domu.
    Na weekendy staramy się spacerować, niezależnie od pogodu, poza tym szukamy warsztatów w kinach, teatrach i innych miejscach twórczości dziecka i… zazwyczaj brakuje nam czasu na zrobienie wszystkiego co zaplanujemy.

    Całkowicie się z Tobą zgadzam, tzn. ja też często traktuje salę zabaw jako źródło zarazków, dlatego bywamy tam naprawdę rzadko 🙂

    No, niestety, nie bardzo rozumiem ten wpis. To, że na kulkach są zarazki wszyscy wiemy, ale jak się to ma do wizyt w muzeum? Tytuł postu ” Dlaczego wolę zabrać moje dziecko do muzeum niż na kulki?” Odpowiedź wynikająca z postu jest bez sensu, czyli wolisz z dzieckiem iść do muzeum , bo na kulkach są zarazki i śliniące się niemowlaki? Nie rozumiem takiej motywacji, ja z córcią też latam po muzeach, ale z nieco innych powodów. Poza tym, nie zgodzę się również z tym, że wizyta w galerii, czy muzeum jest bardziej ‘wartościowa poznawczo’ od wyjścia na kulki. Praktycznie każde miejsce może być dla dziecka wartościowe poznawczo( jak to ujmujesz), dorosły nie powinien w ten sposób wartościować. Kulki jako kultura niska? Nie bardzo rozumiem o co chodzi.

    Tak, dokładnie z tego powodu wolę ja zabrać do miejsca, z którego skorzysta, a nie będzie chora po dobie.
    Dodatkowe walory miejsc związanych z kulturą przeważają dodatkowo szalę korzyści.

    “Kulki jako kultura niska? Nie bardzo rozumiem o co chodzi.”- chyba nie powiesz mi, że kulkolandia jest ciekawym doznaniem estetycznym i kulturalnym? Tam się chodzi z innych pobudek.

    Ostatnio odkryłam alternatymną wersję urodzin. Nie chciałam bawialni z wielu powodów. Urodziny były w muzeum na wystawie afrykańskiej. Super zabawa a cena dużo atrakcyjniejsza. Dzieci zachwycone.

    U nas dopiero zaczną sir takie imprezy. A najbliższe urodziny Lili planuje zorganizować na farmie dyń:)

    Nie wiem, jak można dyskutować z wyższością wycieczki do muzeum nad wyjściem w kulki. Dziecko się więcej nauczy na zwykłym spacerze do parku, goniąc wiewiórki lub robiąc orzełki w śniegu. Mój synek chodzi na sale zabaw bardzo sporadycznie – do tej pory był 5 razy (ma 3 lata), głównie z okazji czyichś urodzin. Sam też wcale nie ciągnie. Ja do wymienionych przez Ciebie wad dodałabym – bardzo wysoką temperaturę w tych salach. Można się spocić już siedząc, a co dopiero biegając. Poza tym ja uwielbiam korzystać z takich wyjść w Afrykarium we Wrocławiu, w Teatrze Małego Widza czy np. w Muzeum Kinematografii bawię się z nim. W kulkach on się bawi, a ja się nudzę i modlę się, żeby już się nas czas skończył. Co tam w ogóle mogą robić rodzice? Na czytanie książki jest za głośno…

    Nigdy nie patrzyłam na kulki z tej perspektywy. Być może dlatego, że nie bywamy w takich miejscach poza okazjami typu urodziny (na razie nie ma tego za dużo), czy przypadkowa wizyta (czasami nie udaje nam się uniknąć “kulek”w Liroju niestety), nie zauważyłam zależności “kulki” = chorowanie.
    Ja tam troszku egoistycznie 😉 wole zabrać dziecko w miejsca, w których sama nie umrę z nudów.

    Porównując te dwie opcje spędzania czasu z dziećmi również wybieram muzeum. Akurat moje dzieci je uwielbiają, czasem sama jestem tym zaskoczona.

    My byliśmy tylko raz i to był ten ostatni (synek ma prawie 2’5 latka)! M chorował ponad tydzień i niestety kulkowe atrakcje są skreslone! zresztą już jak tylko weszliśmy wiedziałam że tak się skończy widząc 3 chłopców z noskami cieknacymi i wszystko wycierane w wykładzinę podłogowa na której bawiły się dzieci 🙁 na zwykły basen chodzimy od 5 miesiąca mieliśmy przerwę bo chorobie ale znowu chodzimy i właśnie wczoraj po powrocie mówiłam jaki pozytywny wpływ na dziecko ma właśnie basen 🙂 i owszem wiem ze tez ryzyko choroby występuje ale znacznie w mniejszym stopniu i tez obserwuje swoje dziecko! Muzea u nas tez na plus to tez zależy od dziecka akurat mój M lubi i biorę go nawet na wystawy dla dorosłych i w narodowym pokazywał pani pilnujacej pieska Matejki (jakie było moje zdziwienie ze pamiętał jako 2latek) a w zachecie na otwarciu dzikich pól był tak zafascynowany ze wszyscy nie mogli się nadziwić 🙂 no i zawsze polecam wpaść na chwilkę do muzeum wojska Polskiego – zawsze robi wrażenie na moim synku:) a na wystawę dla dzieci do zachęty tez idziemy 🙂 daj znać jak wam się podobało kochana :)))

    Nasze dzieci nigdy nie były na kulkach (starsza córa ma ponad 4lata). Ani nas – dorosłych ani ich – dzieci tam nie ciągnie. Bardziej ich bawią (ku mojej ogromnej radości?) spacery po lasach, parkach i ogrodach botanicznych – a tam przecież mają, po pierwsze, multum ruchu, a, po drugie, uczą się mnóstwa o przyrodzie, świecie,etc. Muzea i galerie też lubimy? i dzieci i my – rodzice. Pamiętam jak ogromną frajdę sprawiła im wizyta w Starej Pomarańczarni w Łazienkach Królewskich, w muzeum rzeźby – no szał był po prostu, aż sama byłam zaskoczona, że aż tak ich to bawi?

    Bylismy raz i nie szybko tam wrócimy. Corka nic nie lizała, nie brała do buzi a wróciła z mega pleśniawką. Wszystkie łyżki, smoczki, butelki, bidony, szczoteczki dobzeviw trzeba było wygotowywac po kilka razy. Smarować buzie (wez 2 letniemu dziecku wytłumacz ze muzie smarujemy a nie zlizujemy maść z mojego palca :/ )
    Tak sie zrażałam ze teraz nie zgadzam sie na kulki. Ona czasem w sklepie widzi i chce ale zawsze proponuje cos innego bo mnie to obrzydza.
    Bawiła sie na kulkach podczas pobytu w hotelu, tam mieli taka mała sale zabaw. Ale tam byłam w stanie uwierzyć ze utrzymują to w czystości bo nie ma tam takiej masówki, nikt nie wpada ja godzine z zasmarkanym dzieckiem. Jesli ktoś jedzie na weekend do hotelu to raczej dziecko ma zdrowe (a przynajmniej chce w to wierzyć)

    Pracuje w takiej jednej sali zabaw dla dzieci. Dbam o higienę, również sala jest często dezynfekowana, łącznie z każdą kulka i zabawka oddzielnie. Ale mimo wszystko zgadzam się z Tobą. To jest idealne środowisko dla bakterii. Nie bez powodu często choruje. A ostatnio przez 2 tygodnie meczylam się z jakąś bakteria i zapaleniem żołądka… Też wolałabym swoje dziecko (gdybym je miała) prowadzić w inne miejsca niż kulki 😉

    Są kulkolandy dobre i złe, jak są dobre i złe restauracje. Nie popadajmy w skrajności. Do przedszkola też przychodzą zasmarkane i kaszlące dzieci, Wirusów i bakterii można uniknąć, jak się nie będzie wychylać nosa z domu. To ja dziękuję 🙂 Wystarczy znaleźć dobry kulkoland, gdzie dba się o czystość. I to wystarczy jeśli dziecko ma dobrą odporność.
    A w ogóle to najlepiej wychodzić na zewnątrz. My codziennie jesteśmy na placu zabaw i się zastanawiam właśnie co robią te wszystkie dzieci które tu były 2 tygodnie temu… Pewnie siedzą w domach na zmianę z kulkolandami a ich mamy zachodzą w głowę skąd te ciągłe katary.

    Zupełnie nie zgadzam się z tym postem. Ja z moim Synkiem bardzo często chodzimy do różnych bawialni-kulkolandii i Francio nic w nich nie łapie.
    Dlatego moim zdaniem nie należy straszyć przed nimi Rodziców – niech każdy pójdzie i sam sprawdzi, my ze Znajomymi lubimy ?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

Bądź z nami na bieżąco
Dołącz do nas na Facebooku
NEBULE NA FACEBOOKU
Możesz zrezygnować w każdej chwili :)
close-link