fbpx

Moje dzieci nie muszą być szczęśliwe

Każdy rodzic chce żeby jego dziecko było szczęśliwe. Nie mam żadnych wątpliwości pisząc te zdanie. Kiedy pytam moich znajomych jakiego człowieka chcieliby wychować to zawsze chórem odpowiadają: „Szczęśliwego!” Niektórzy powtarzają jak mantrę: „Nieważne kim lub z kim będziesz, najważniejsze żebyś był szczęśliwy!” Uważam, że to błędne myślenie i dążenie do tego.

Niezły ciężar na nas leży, prawda? Kiedy w szpitalu podają nam małe, wątłe ciałko w 100% zależne od nas myślimy, że to niesamowity dar. Mamy przed sobą nowe życie, które w dużym stopniu będzie zależało od nas. Niektórzy potrafią sobie nawet wyobrazić, jak dziecko będzie wyglądało za lat naście lub kilkadziesiąt.

Układamy scenariusze, które najprawdopodobniej się nie spełnią, bo znając życie,  dziecko wybierze sobie inną ścieżkę. Każdy z nas chciałby żeby nasze dzieci były szczęśliwe. Miały uśmiech od ucha do ucha i tryskały pozytywną energią. Jednak często się tak nie dzieje.

Kultura w jakiej obecnie żyjemy narzuca nam nawet, że bycie nieszczęśliwym jest czymś złym, a ktoś kto nie czuje się szczęśliwy jest nieudacznikiem.

A ja powiem Wam szczerze, nie jestem w stanie wziąć na siebie odpowiedzialności za szczęście mojego dziecka. Myślę sobie nawet, że to nie jest moje zadanie i nie muszę do tego dążyć.

Co będzie jeżeli za kilkanaście lat moje dzieci powiedzą, że są nieszczęśliwe?

Czy będę szukała winy w sobie? Raczej nie. Teraz kiedy wychowuję moją dwójkę, naprawdę daję z siebie wszystko co mam. A jeżeli w życiu dorosłym powiedzą, że są nieszczęśliwi to będę tylko słuchać. Według mnie każdy człowiek ma inny przepis na szczęście i może dojść do niego tylko i wyłącznie SAM.

Sama jest optymistką.

Lubię racjonalizować sobie różne sytuacje, tak żeby mieć poczucie sprawczości. Nawet mój mąż często się ze mnie śmieje, że nawet w najgorszej sytuacji potrafię odnaleźć sens. Powiedzieć: „Może tak miało być?” albo „Gdyby to się nie stało, to wydarzyłoby się coś znacznie gorszego”. Skąd u mnie takie myślenie? Moja mama nigdy mi nie powtarzała, że mam być szczęśliwa, czy też inna.

Sama do tego doszłam. Mało tego, często powtarzam sobie, że jestem szczęśliwa i nie spływa to na mnie jak błogosławieństwo z fanfarami w sytuacjach kiedy leżę, pachnę, dzieci się bawią, a ja mam poczucie szczęścia. Tylko w takich małych, maleńkich momentach dniach: kiedy brudne łapki syna mojego najmłodszego ciągną mnie za szyję po to żeby pocałować moje lico, kiedy córka podbiega  z tyłu i mocno mnie przytula, kiedy mąż mówi, że wszystko jest ok.

Szczęście razy milion: zobaczyć na żywo traktor

Nie ma tu wielkich przeżyć w stylu podróż dookoła świata, ogromnych prezentów czy też szóstki w totolotka.

Takie rzeczy szczęścia nie dają.

Jest jeszcze jedna rzecz, która pomaga mi codziennie. Pozwalam sobie na smutek – nie wypraszam go z mojej głowy bardzo często, tylko się zastanawiam, co mogę zrobić. Nauczyłam się również odróżniać SMUTEK od ZMĘCZENIA.

Wszystkie emocje są potrzebne, nawet te kiedy nie mam na twarzy uśmiechu. Mało tego uważam, że pozwalając sobie na takie chwile (nie udając bohaterki miru domowego) bardziej odczuwam szczęście. Właśnie dlatego.

Nie mogę uczynić moich dzieci szczęśliwymi, ale mogę spróbować pokazać im jak tego szczęścia szukać.

„Szczęście dziecka nie jest jedynym celem, do którego dążymy; chcemy także by dziecko stawało się budowniczym samego siebie…”Maria Montessori

Ja się skupiam bardziej na tym drugim zdaniu i takie wartości wpajam moim dzieciom.

W sytuacjach codziennych pokazuję im gdzie się szuka szczęścia i powiem Wam, że to się najlepiej sprawdza. Czuwam nad tym i czasami interweniuję. Dlaczego? Bo widzę, że błądzą.


Jakiś czas temu moja córka miała zły dzień. Wszystko szło nie tak i zapytała mnie wprost: „Czy na pocieszenie możemy kupić lody?”

Odmówiłam.

Wiecie dlaczego? Bo miałam ją przed oczami za 30 lat kiedy po złym dniu w pracy siedzi sama w mieszkaniu i zjada litr lodów prosto z pojemnika.


Nie tędy droga.

Zaproponowałam jej wiele rzeczy, które opierają się relacji: czytanie ulubionej książki, przytulanie, noszenie na barana, rysowanie razem. Wybrała czytanie.

Albo szukanie szczęścia w rzeczach materialnych. Powtarzamy jej do znudzenia, że one nie dają szczęścia.

Bardzo lubię ten cytat:

Każda złotówka wydana na przeżycia ma większą wartość niż wydana na przedmioty”Arkadiusz Recław, Uroda życia 06.2017

Ciężko jest dziecku powiedzieć, że ta różowa, błyszcząca zabawka nie daje szczęścia, dlatego pokazuję też alternatywy jak tego szczęścia szukać.

Mam taki, swój kodeks bycia szczęśliwym, którego nigdy jeszcze nie miałam okazji spisać, ale myślę, że dziś jest dobra okazja:

  • Bycie z drugim człowiekiem daje najwięcej szczęścia
  • Poczucie własnej wartości – kształtowane od małego: „Jesteś dla mnie bardzo ważny”. Jak wiecie nie stosujemy kar i nagród w naszym domu. A nawet dzieci wybitnie nie chwalimy, staramy się pobudzać motywację wewnętrzną.
  • Szukanie szczęścia w małych czynnościach (nie rzeczach) – skakanie po kałużach, kawa wypita niespiesznie, rozmowa (nawet krótka) z przyjaciółką lub mężem, przytulanie itd.
  • Pomaganie innym – jeżeli tylko mam okazję uczę dzieci pomagania innym. Nie zmuszam do dzielenia się, ale zauważam drobne gesty i próbuję uzyskać nazwę emocji, która im towarzyszy.
  • Pozwalam wyrażać złość, smutek i inne emocje. Uczę ich nazywania. Pisałam o tym wpis: Pozwólcie dzieciom płakać
  • Na koniec dnia pytam o dobre momenty, które się przytrafiły. /Wczoraj Lilka sama powiedziała, że najlepszym momentem dnia było wyrwanie marchewki z grządki na działce u dziadków, umycie jej i zjedzenie/
  • Sama przyznaję się do błędów. W końcu jestem tylko człowiekiem, pokazuję również inne emocje niż radość i mówię co mnie zdenerwowało. Ale nigdy nie robię tego w szale lub wielkiej złości. Wtedy mój język mnie nie słucha;)
  • W problemach widzę możliwość rozwoju i tego również uczę dzieci, że to właśnie wtedy uczymy się najwięcej, bo na własnym doświadczeniu.
  • Przebaczam i sama uczę przebaczania. Jak pisałam wyżej nigdy nie upieram się przy swoim kiedy wiem, że mogę nie  mieć racji. Nie mam z tym najmniejszego problemu. Człowiek nie jest nieomylny i tego chcę uczyć moje dzieci.
  • Zamieniam moje słabości w mocne strony. Kiedyś na przykład wiele osób (przede wszystkim nauczycieli) zarzucało mi, że robię za wiele rzeczy na raz, a powinnam się skupić na jednej. Teraz kiedy jestem mamą uważam, że to jednak z najważniejszych cech, która pomaga mi organizować nasze życie. Nie jestem też perfekcjonistką, wiele razy mówiono mi, że robię wiele rzeczy po łebkach i często odpuszczam. Dzięki temu jest mamą, która nie ma wyrzutów sumienia, że nie gotuje codziennie dwudaniowego obiadu i nie ma błyszczącej podłogi w domu. I bardzo dobrze mi z tym.

Myślę, że poczucie szczęścia to tylko nastawienie do świata, którego można się nauczyć.

Przez najbliższe lata właśnie na tym zależy mi najbardziej i taki „narzędziownik” mam zamiar dawkować moim dzieciom. Nie mam żadnej gwarancji, że dzięki temu będą szczęśliwe, ale ja przynajmniej będę miała poczucie, że starałam się jak najlepiej. A kiedy jednak przyjdą do mnie z miną na kwintę i nieszczęściem w oczach, powiem: „Siadaj, pogadamy”.

Komentarze

    No i super, ostatnio sie nad tym zastanawialwm przy lozeczku mojego dziesiecio tygodniowego syna po tym jak jego tata zapytal “myslisz ze bedzie w zyciu szczesliwy?”… odpowiedzialam ze nie wiem i ze sam będzie musial sie tego nauczyć. Wiadomo, jestem mama i chcialabym dla niego najlepiej ale tych malych i duzych nieszczęść tez chcialabym go nauczyc, zeby potem jako nastolatek czy osoba dorosla nie rozlozyl rak nad swoim nieszczesciem tylko wzial przyslowiiwego byka za rogi i cos z tym robil.

    Lubie tenaty krore poruszasz 🙂

    Pozdrawiam

    Aniu, Twoje podejście do tematu bardzo mnie zainteresowało i dało do myślenia… w dobie szalonych czasów i ciągłej presji aby być NAJ i nie pozwalać sobie na słabości to mam wrażenie, ze mamy pełno sfrustrowanych ludzi, którzy zakładają te swoje maski. Szczęście to stan umysłu, który czasami ma gorsze momenty, ale sztuką jest wyciągać wnioski i uczyć się zaglądać głębiej… P.S. Świetny blog!!!

    Aniu, po raz pierwszy nie do końca rozumiem ideę tego wpisu. Z jednej strony cyt :”A ja powiem Wam szczerze, nie jestem w stanie wziąć na siebie odpowiedzialności za szczęście mojego dziecka. Myślę sobie nawet, że to nie jest moje zadanie i nie muszę do tego dążyć…” a z drugiej strony pojawia się kodeks bycia szczęśliwym. Chyba troszkę zaprzeczasz sama sobie .Czy odpowiedzialne wychowanie nie jest samo w sobie dążeniem do szczęscia naszych pociech…?Czy nie pownnismy wychowywać dzieci tak by wyrosły na szczęśliwe dorosle osoby?sama jestem mamą i każdy uśmiech córki potwierdza mi to że moje dziecię jest szczęśliwe…A tym.samym.ja też … jeżeli czasem prowokuje je do płaczu ( np. leżeniem na brzuszku.ktorego nie znosi) to z zamiarem późniejszego szczęscia…Chcac czy nie chcąc wychowujac dziecko bierzemy poniekad za ich przyszle szczescie odpowiedzialnosc…

    Napisałam o SWOIM kodeksie dążenia do szczęścia. Niestety nie mogę nikomu zagwarantować, że to co teraz robię sprawi, że jednak dzieci będą szczęśliwe. W przytoczonym cytacie bardziej mi chodziło o to, że nie mam ciśnienia żeby moje dzieci były koniecznie szczęśliwe. Ja im mogę pomóc szukać, ale czy one to znajdą – to nie wiem…

    Bardzo pomocny tekst:-) Czy mogłabyś wkrótce napisać jak wygląda u Was w praktyce niestosowanie kar i nagród? Bo może pisałaś, a ja przeoczyłam. Przeczytałam ostatnio książkę Malgorzaty Musiał “Dobra relacja – skrzynka z narzędziami dla współczesnej rodziny”- jest świetna! (polecam). Sama też mam dwójkę dzieci (4 lata i 9 miesięcy) i chciałabym zmienić podejście do ich wychowywania, m.in. poprzez rezygnację z kar i nagród i budowanie relacji.

    Też właśnie czytam “narzędziownik” Musiał:) bardzo mi się podoba. Jasne, napiszę jak to wygląda, chociaż dla mnie jest to tak normalne, że będzie ciężko. Postaram się stanąć z drugiej strony i spojrzeć na to inaczej.

    Bardzo mądry tekst, aż dziwi mnie brak komentarzy 😉
    Zgadzam się, że szczęście to coś, czego każdy z nas musi nauczyć się sam. I wiem, że można się tego nauczyć, co więcej, są na to różne sposoby. I ta myśl bardzo pokrzepia, bo rzeczywiście zabiera trochę odpowiedzialności z barków.
    Ważna wzmianka o lodach na pocieszenie – muszę się przyjrzeć, czy przypadkiem nie pomagam synkowi w zajadaniu smutków.

    Nie zrozumialam tego wpisu. Szczescie to nastawienie do swiata jak piszesz, dlaczego wiec uwazasz, ze nauczenie tego dzieci to zbyt duza odpowiedzialność dla rodzica? Piszesz, ze to nie jest Twoje zadanie, ale w takim razie czyje? Kto ma ich nauczyć tej postawy wdzięcznosci? Przepraszam, ale nie załapałam co chcialas wyrazic.

    Chodziło mi o to, że nawet ucząc postaw, pokazując pewne zachowania i tak nie mam gwarancji, że dzieci będą szczęśliwe.

    Myślę że każdy rodzic mówiąc że chce aby jego dziecko było szczęśliwe wyraża to że chce dla niego jak najlepiej.I nie jest mi to obojętne że moje dziecko jest nieszczęśliwe w nigdy nie będzie mi to obojętne.Jesteśmy rodziną i się wspieramy.Myślę że źle interpretujesz intencje albo sama źle sie wyraziłaś w wpisie odnośnie tematu.

    A ja chce, żeby moje dzieci były szczęśliwe! Szczęśliwe, mądre i dobre. Tobie daja szczęście małe czynności, jak wypita niespiesznie kawa to nie rozumiem, dlaczego Twojej córce odmawiasz loda, który być może daje jej podobny rodzaj szczęścia? Przecież nie chodzi jej o nową, najdroższą lale na pocieszenie…

    Nie powiedzialabym, ze jednorazowe kupienie loda, o które prosi to od razu kształtowanie nawyków. Jeżeli potrzebuja przytulenia to je przytulam. Jeżeli chcą czytać książkę to to robimy. Jeżeli raz na jakiś czas poprosi o loda po jakimś przykrym przeżyciu to ja mogę im tego loda kupić. Nie uważam, ze jest to kształtowanie nawyków.

    A może twoja córka nie pamietalaby tak tych lodów ale to ze razem spędziłaś z nią trudną chwilę o poszłyście na te lody Razem.Mnie w dzieciństwie ciocia zabierala do horteksowej na bitą śmietaną i wcale nie jadam tego deseru a samo wyjście z ciocią wspominam do dziś.Pozdrawiam

    Wspaniały tekst.
    Dziekuję za niego.
    Takiego mi brakowało w blogosferze.
    Akurat dwa dni temu oglądałam na TED Isaaca Lidsky’ego, który swoją ślepotę uważa za dar. Serio. (ma to związek z tym, co piszesz, w kontekście percepcji szczęścia i tego, co jest. Nie wiem, czy tak się robi w necie, ale tutaj linek: https://www.ted.com/talks/isaac_lidsky_what_reality_are_you_creating_for_yourself)

    Świetny jest Twój wpis. Ciesze się, ze poruszasz kwestię odpowiedzialności za przyszłośc dzieci – że nie da się zagwarantować szczescia, ale da się próbować wyposazyć w narzędzia do jego odnajdywania i odczuwania.
    Dać wędkę, nie rybę.
    I szczęście jest w nas, w mózgu, w percepcji.
    Szczęście nigdy nie jest obiektywne.
    Dziwię się, jak wielu ludziom to umyka… jak bardzo szczęście jest względne i subiaktywne.
    Cieszę się z dyskusji pod tym postem. Z myslenia ludzi i Twoich odpowiedzi.
    Pozdrawiam bardzo serdecznie, z uśmiechem.

    Bo jak dziewczyna rodem z Podlasia coś napiszę, to musi mieć ręce i nogi 🙂 .. hedonizm to plaga naszych czasów.
    Pozdrawiam i czekam na wpis jak uniknąć nadmiaru zabawek w pokojach naszych pociech.

    odpowiedź jest prosta – nie kupować 🙂
    albo raczej kupować mądre zabawki, które służą na kilka lat, a którymi można się bawić na kilka sposobów.
    nie wiem, czy jest jeszcze jakieś inne dziecko, które ma tak mało zabawek, jak nasza córeczka. jednak ona nigdy się nie nudzi. sama wymyśla sobie różne zabawki albo zabawy z tych kilku zabawek, które ma.
    a i tak najlepsza “zabawka” to czas razem 🙂

    Mądrze napisane… Mam wrazenie, ze teraz jeden po drugim powtarza – wazne by byli szczesliwi. Co to jest szczescie? Rozni ludzie moga roznie definiowac szczescie. Wazne, by cieszyc sie z malych “rzeczy”, by odkrywac szczescie w codziennosci.
    Lubie czytac Twoje artykuly. Daja do myslenia, daja konkretne wiadomosci. Pozdrawiam 🙂 Justyna

    Moim zdaniem jeśli samemu jest się ogólnie optymistycznie nastawionym do świata i ludzi,to dziecko samo z siebie się tego nauczy obserwując rodziców,nic na siłę…

    Wydaje mi się, że nie można z góry zakładać, że dążenie do poczucie szczęścia jest błędnym nastawieniem. “Chcę aby moje dziecko było szczęśliwe” – stało się już wiele razy powtarzanym skrótem myślowym. Podzielam stanowisko, że poczucie szczęścia to nastawienie do życia oparte o wypracowanej przez wiele lat własnej wartości. Doceniania wartości samego siebie. Już chyba wyleczyliśmy się z dążenia do posiadania dóbr materialnych w celu osiągnięcia “poczucia szczęścia”. W drodze zmian zarówno ekonomicznych, jak i zmian postrzegania rzeczywistości ludzie nauczyli się doceniać wartość przeżytych chwil, bliskości. “Chcę aby moje dziecko było szczęśliwe” – to pewnie już dla większości rodziców – głębsza myśl, która nie jest oczywista i na pewno nie sprowadza się tylko do kwestii posiadania. Twój dekalog optymalizacji poczucia szczęścia bardzo mi się podoba :). Pozdrawiam

    Rozumiem jaki miałaś cel pisząc ten tekst, ale nie ze wszystkim się zgadzam. Sama często powtarzam, że chcę by moja córka była szczęśliwa i mi to wystarczy. Sprowadzanie tego jednak do dóbr materialnych to ogromne uproszczenie. Nie mam zamiaru brać odpowiedzialności za szczęście swoich dzieci. Raczej, że to moje jedyne rodzicielskie marzenie, bo zależy mi na niej. Ani nie skończone studia, piątki w szkole, dobrze płatny zawód. Nie związek czy singlowanie. Tylko jej poczucie, że jest szczęśliwa na drodze, którą sama wybrała. I, że ma kogoś kto ją wesprze w trudnych chwilach (być może my, a może ktoś inny kogo ona wybierze). Jest to związane z moją definicją szczęścia, do której dążę. To chcę pokazywać swoim dzieciom.

    Dzień dobry,
    ja mam pytanie ciut z innej beczki, tzn z dziedziny usypiania dziecka i RB. Czy jest ok, że 16 miesięczne dziecko zasypia tylko noszone na rękach lub na piersi?
    z góry dziękuję za odpowiedź.

    Sama nie wiem, co mam napisać. Hmm, jeżeli dla Was jest to ok, to super:) A jeżeli się męczycie to nie jest ok.

    No i wreszcie jakiś bardziej egzystencjalny wpis w gąszczu rodzicielskich blogów.
    Jednak wciąż mało.
    Dlaczego na rodzicielskich blogach pojawia się tak mało fundamentalnych pytań?
    Zamiast tego dywaguje się nad kolorem nocników.

    Może dlatego, że takie pytania należy zadać sobie zanim zostanie się rodzicem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

Bądź z nami na bieżąco
Dołącz do nas na Facebooku
NEBULE NA FACEBOOKU
Możesz zrezygnować w każdej chwili :)
close-link