fbpx

Gdybym urodziła się 5 lat temu…

…, a nie 30 to jakby wyglądało moje życie?

Pod jednym względem byłoby o 100% lepsze.

Ale może zacznę od początku. Byłam dzieckiem bardzo płaczliwym i wrażliwym. Większość zdjęć jakie mam z dzieciństwa wygląda mniej więcej tak: siedzę pod stołem i płaczę.

Teraz już nie pamiętam powodów moich smutków, bo w głowie mam najwięcej tych miłych wspomnień. Jako 5-6 latka byłam bardzo ruchliwa. Prawie cały wolny czas wykorzystywałam bardzo aktywnie. Biegałam po podwórku i intensywnie korzystałam z dobrodziejstw placów zabaw. W tamtym właśnie okresie zaczęło być widać moje problemy.

Miałam bardzo duże zaburzenie równowagi. Właściwie codziennie podczas podwórkowych eskapad zaliczałam potoczną “glebę”, a przedwczorajsze strupy nie zdążyły się nawet zagoić. Miałam kolana zdarte do gości. Jak ktoś patrzył na mnie z boku to miał wrażenie, że zaczepiam się o własne nogi.

Pamiętam, że tuż przed wakacjami jak miałam 7 lat mama zapisała mnie na kolonie.

Bardzo się cieszyłam z wyjazdu nad morze. Zbliżał się dzień wyjazdu, a ja tuż przed klatką schodową wywinęłam takiego orła, że znów strupy nie miały szansy się zagoić. Mama podjęła decyzję, że na kolonie pojadę dopiero jak chociaż trochę rany się zagoją. Bardzo rozpaczałam z tego powodu.

Kolejnym moim problemem była bardzo silna choroba lokomocyjna. Jazda ze mną to był koszmar. Podczas jednej krótkiej przejażdżki musiałam wysiadać kilka razy aby zwrócić zawartość żołądka. Później dostawałam już magiczną tableteczkę na “A” i zazwyczaj przesypiałam podróż.

Koszmarem również była dla mnie jazda pociągiem, ale nie z powodu nudności. Jak wysiadałyśmy na stacji później trzeba było zmierzyć się ze schodami nad torami, które między każdym schodkiem miały prześwit. Innej drogi nie było. Szłam po nich i kurczowo trzymałam się maminej spódnicy. Tak bardzo się bałam. Te schody śnią mi się do tej pory.

W szkole nie miałam większych trudności poza ortografią i pismem.

Moja mama szybko zauważyła problemy i baaardzo dużo ze mną pracowała w domu. Nawet dziś pamiętam, że tak nie lubiłam tych ćwiczeń, że wrzucałam zeszyty z dyktandami za szafę i udawałam, że się zgubiły. Gdyby nie praca mojej mamy prawdopodobnie byłabym dziś dysortografem i dysgrafem.

Na lekcjach było mi bardzo trudno wysiedzieć. Miałam sporo uwag w dzienniczku. Niemożność ruchu kompensowałam sobie “gadaniem na lekcjach” i huśtaniem się na krześle, co nie wiązało się z niezbyt przychylną uwagą pani nauczycielki. Odliczałam sekundy do dzwonka na przerwie i korzystałam jak najbardziej tylko się dało. Któregoś dnia tak wyrwałam, że rozmawiająca w drzwiach nauczycielka włożyła mi palec do oka i przecięła paznokciem źrenicę.

To oczywiście była moja wina, bo “latam jak szalona”. Całe szczęście, że podczas przerw można było wychodzić na podwórko i biegać do woli. Tam mogłam wyładować potrzebę ruchu.

Tak wyglądało moje dzieciństwo.

Każdy dzień to była próba oszukania zmysłów, rekompensowania w układzie nerwowym. Gdybym urodziła się 5 lat temu, a nie 30 to teraz chodziłabym na intensywną terapię Integracji sensorycznej. Byłoby mi łatwiej się uczyć i zapanować nad swoim zmysłami.

Zdiagnozowano by pewnie silną podwrażliwość proprioceptywną i nadwrażliwość przedsionkową, niepewność grawitacyjną. Wtedy byłam tylko niezdarą, która zaczepia się o własne nogi.

Jak to wygląda teraz? Niestety, wiele z tych zaburzeń zostało mi do dziś i najnormalniej na świecie utrudniają mi życie. Mam ogromny lęk wysokości i nadwrażliwość przedsionkową. Nie jestem w stanie nawet patrzeć jak Lilka kręci się na karuzeli. Została mi niestety dysgrafia mimo przepisanych 50 zeszytów. Nauczyłam się już z tym żyć, a dodatkowo mam w domu dorosłego z potworną nadwrażliwością słuchową.

Kiedy ktoś zarzuca, że Integracja sensoryczna to moda i sposób na wyciągnięcie pieniędzy od zdesperowanych rodziców to niech przeczyta mój tekst. Bardzo się cieszę, że wiele rodziców gdzieś usłyszy o istnieniu SI i szuka pomocy. Może te dzieci będą miały większego farta niż ja.

Komentarze

    Obie z moją mamą też takie jesteśmy… ale kto by wtedy na to wpadł? Moja mama założyła, że widocznie nadrażliwość dotykową, chorobę lokomocyjną i hipermobilność stawów odziedziczyłam po niej, bo cóż innego miałaby wymyślić? Dziś obie wiemy jednak, jak radzić sobie z własnym ciałem i nie jest źle, ale kiedy pierwszy raz przeczytałam o SI, szczęka mi opadła.

    Dokładnie tak jest, dziedziczymy również układ nerwowy i jeżeli w rodzinie występowały podobne przypadki to i innych mogą się pojawić.
    Ja jak byłam na kursie to wyszłam taka spełniona. Wiedziałam w końcu co mi jest:)

    Widzisz… niezdara, ze strupami, siniakami, potykająca się o własne nogi, ciągle w biegu, z lękiem wysokości, karuzele, zjeżdżalnie też nie dla mnie… a takie schody z prześwitem… masakra
    Do tej pory brzydko piszę, i mam problemy z ortografią..
    Cała JA

    I wiesz co? Zrobiło mi się lżej 🙂
    Dziękuję

    Ja dopiero jak skończyłam kurs SI to przejrzalam na oczy i wszystko zaczęło mi się układać w logiczną całość.

    Będąc dzieckiem nie wracałam na to uwagi. Dopiero jak się dowiedziałam jak funkcjonują zdrowe dzieci to zdałam sobie sprawę z moich problemów.

    O matko – przeciąć źrenicę? Okropne! Współczuję pani 🙁

    Podobnie jest i u mnie, wiele dolegliwości okresu dziecięcego układa się w logiczną całość i dlatego wiem, że moje dziecko odziedziczyło po mnie te zaburzenia. Mam nadzieje, że odpowiednie ćwiczenia pomogą i wyjdziemy na prostą – szkoda tylko, że wielu lekarzy nie ma odpowiedniej wiedzy by zauważyć pierwsze objawy i skierować do specjalistycznej placówki która poprowadzi pacjenta.

    No wlasnie, tylko rodzic musi mieć chociaz minimalną wiedzę na ten temat!

    A widzisz? Mądry pedagog tak na to spojrzy,a inny że dziecko jest nie grzeczne lub nadpobudliwe lub jeszcze jakąś inną negatywną łatkę przykleją.kiedyß dzieci mogły się wybiegać na przerwach,a teraz mój syn nie może nawet zejść z piętra przy swojej klasie.a za bieganie dostaje się uwagi.

    Jestem terapeutą Integracji Sensorycznej i niesamowite jest dalej dla mnie to jak dzieciaki po takiej terapii się zmieniają, jak bardzo dzięki ćwiczeniom można ułatwić im funkcjonowanie w codziennych sytuacjach. Oczywiście ciężko codzienne funkcjonowanie ocenić podczas zajęć, jednak rodzice często sami przychodzą, bo już po kilku zajęciach widzą zmiany w zachowaniu dziecka, w codziennych, wydawałoby się, najbardziej banalnych sytuacjach. Niestety dalej często słyszy się, tak jak napisałaś, że jest to wyciągnięcie pieniędzy od rodziców, ale oczywiście mówią to Ci którzy o temacie nie mają pojęcia :/

    Tekst jakby o mnie – zgadza się prawie wszystko. Do wielu rzeczy się przyzwyczaiłam choć nadal utrudniają mi życie. Moja córka ma podobnie … jest bardzo wrażliwa i delikatna. Do tego ogromne przeczulenie na punkcie dźwięków. O wyjściu do kina nie ma mowy i to nie tylko ze względu na hałas, ale i to, że ktoś na kogoś podniesie głos albo skrzywdzi, zasmuci. Prawie nie ogląda bajek. Spacery też bywają problemem, bo tu ktoś kosi trawę tam głośniej coś przejedzie. Do tego ma bardzo wyczulone na dotyk stopy – dopiero w tamtym roku pierwszy raz ( 4 lata ) miała na nogach sandałki bez skarpet i chodziła po piasku i trawie. Wcześniej była histeria, gdy jedno ziarenko przylepiło jej się do skóry. Pierwszy raz natknęłam się na artykułu o SI jakieś dwa lata temu – dużo mi pasowało, ale sceptycznie podchodzę do takich teorii. Może jednak coś w tym jest?

    Mój mąż miał w dzieciństwie zaburzenia si i tak go to męczyło że szukał informacji na ten temat aż wreszcie przeczytał o si (było to dopiero kiedy był na studiach). Też o tym czytałam i będę zwracała uwagę na symptomy u córki. Dobrze że podzieliłaś się swoim doświadczeniem, takie wpisy od serca bardziej trafiają do świadomości niż ogólnikowe teoretyczne teksty.

    O rety..z nieba spadł mi ten tekst.Mój mąż opowiadał jak to w dzieciństwie miał dosłownie takie same przypadłości które Pani opisała.. Wiecznie strupy zlamania potkniecia,do dziś został mu lek wysokości,kłopoty z ortografia..i to samo obserwujemy u 9letniego syna mojego męża(z pierwszego małżeństwa).Dziecko zabija się o własne nogi,w szkole uwagi bo nie potrafi usiedzieć na lekcji a na przerwach tez biegać nie może,nie potrafi się na czymś skupić,jest bardzo wrażliwy i drażliwy, denerwuje się jak coś jest za glosno, itp..Kiedyś już wspominałam Jego mamie ze może by tak do jakiegoś terapeuty Si się udac (bo gdzieś już mi ten temat obil się o uszy)..ale niestety nic z tym nie zrobiła.Teraz widzę ze chyba musimy wziąć sprawy w swoje ręce,zaraz poszukam czy w moim mieście jest jakiś terapeuta.

    hmmm no popatrz mam prawie 30 lat a nie zastanawiałam się nigdy nad sobą w taki sposób. A może idzie to tym, że całe życie jestem popyrtana!

    Niestety wiele osób słysząc o SI (żadnych nachalnych sugestii itp.) od razu bierze cżłowieka za wariata a teksty typu “Za moich czasów…. “, “Moje dziecko po prostu takie jest…” to typowa odpowiedź rodzica na takie “rewelacje i wymyślanie”.
    Nie jestem idealnym dzieckiem, ale mam brata z wieloma zaburzeniami integracji sensorycznej. Widzę jak mu to życie utrudnia. Bardzo mądrze zrobiłaś,że pokazałaś na swoim przykładzie o co w tym wszystkim chodzi. Ludzie często za bardzo obruszają się słysząc,że może warto sprawdzić u specjalisty, pewne zachowania, niedomagania. Wtedy te wszystkie narzekania na dziecko (jakie to ono niegrzeczne, że takie i owakie) zmieniają się w usprawiedliwianie swego potomstwa a na końcu uznanie sprawy za nieważną, nieaktualną.
    Bywając u przyjaciół mamy (ojciec prowadzi SI, matka też “specjalna”;p) sama się czasem łapię na tym,że się zaczynam zastanawiać co z tą T. (lat 5) jest nie tak,że na reh. i do logopedy jeszcze chadza. Przecież normalna z niej dziewczynka. I tak właśnie się utarło,że specjaliści są dla ludzi poważnie chorych. Bardzo doceniam Twoją pracę, zaangażowanie i cieszę się,że jest takie miejsce w sieci, z tyloma rzetelnymi informacjami na tematy związane z pedagogiką. Trochę posłodziłam,ale to szczera prawda. Obserwuję Was już od jesieni 2012 (za wyjątkiem okresu, kiedy byliście bardziej priv.) i nie zapowiada się, abym miała tego zaprzestać. Czasem tylko się wkurzę po postach typu “tego na pewno nie wolno”,ale to chyba bardziej na siebie bo taki dysonans poznawczy to raczej nic miłego (oh jak życie zweryfikowało moje pierwotne założenia, oj jak bardzo…:))

    U nas zaburzenia sensoryki i właśnie obijanie się o framugi szły w parze z niedowidzeniem i niedosłuchem. Sensoryka została (wrażliwość na dotyk i nadruchliwość), resztę dało się wyleczyć. Najważniejsze to być rodzicem, zauważającym problem, jak Twoja mama ucząca Cię ortografii.

    Bardzo ciekawy tekst. Na anglojezycznych blogach temat integracji sensorycznej jest od dawna bardzo aktualny. Jedyne co mnie jednak razi to moda na podpinanie wszystkiego pod “problemy sensoryczne”. Nie lubi plasteliny – terapia, nie lubi halasow – terapia, nie che dotykac palcami obslizglych substancji – terapia. To naduzywanie jest winne podejzeniom o mode. A szkoda, bo problemy naprawde istnieja.

    ps: nie moge skojarzyc zadnych takich historii z dziecinstwa ale schody z przeswitem to dla mnie do tej pory ciezka jazda 🙂

    Nie wiedziałam, że takie coś istnieje… Ja też ciągle miałam kolana obdarte i wiecznie gdzieś biegałam. Sama nie wiem czy kiedyś było lepiej czy teraz. Bo mimo wszystko twoja mama sobie dała z tobą radę. A teraz daje się dziecko i ma się ‘spokój’

    Ja do dziś potrafię nie zmieścić się w dzwiach albo wejść w ścianę . Piszę jak kura pazurem i robię błędy choć skończyłam filologię polską. I całe żcię się nasłuchałam że swoimi rykami zabrałam mamie 10 lat z życia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

Bądź z nami na bieżąco
Dołącz do nas na Facebooku
NEBULE NA FACEBOOKU
Możesz zrezygnować w każdej chwili :)
close-link