fbpx

“Mamo, kup mi to”- jak uniknąć męczących tekstów na zakupach spożywczych

W ubiegłym tygodniu pisałam o moich “live hacks” czyli sposobach na ułatwienie i organizację życia codziennego. Takie metody często się sprawdzają jeżeli zrobimy z nich nawyk i po jakimś czasie rzeczywiście możemy uznać je za skuteczne. Dziś chciałabym Wam napisać o moim kolejnym ułatwiaczu życia, przez który mam więcej wolnego czasu dla siebie oraz tracę mniej nerwów.

Przyznam Wam szczerze, że kiedyś uwielbiałam robić zakupy. Miałam cały swój rytuał z tym związany. Lubiłam przygotowywać listy zakupowe, wyszukiwać w internecie wykwintne przepisy kulinarne i poznawać nowości. Następnie spisywałam bardzo skrupulatnie wszystkie potrzebne składniki i z taką gotową ściągawką wybieraliśmy się we dwójkę w weekend na zakupy.

Mój mąż, z tego co wiem, jest ewenementem-  uwielbia zakupy spożywcze i mimo tego, że ma gotową listę to, musi przejść przy każdej półce i zobaczyć, czy nie ma czegoś nowego, co mogłoby nam posmakować.

Ja jestem zadaniowcem i rzadko kiedy kupuję coś spoza listy i nie mam chęci na długie, “romantyczne” spacery wśród sklepowych półek. Dlatego często w sklepach się rozdzielamy. Ja biegam i w myślach odhaczam kolejne pozycje z kartki, a on chodzi, wybiera, ogląda i analizuje. Dzięki temu mieliśmy zrealizowaną listę zakupową oraz kilka ciekawych nowości do wypróbowania.

A jak jest odkąd mamy dziecko? 

Obydwoje biegamy jak opętani po markecie i wrzucamy rzeczy na oślep. Często mamy podwójne egzemplarze jakiegoś produktu, bo obydwoje go lubimy, ale przy komunikacji ograniczającej się do “Nie możemy tego kupić”, “To jest niezdrowe”, “Jeszcze chwilę, wytrzymaj” nie możemy się porozumieć. Jest w tym sporo uroku, bo tylko naprawdę nasz rytuał weekendowy się zmienił o jakieś 180 stopni i przyjemności odnajdujemy w innych czynnościach z Lilką niż zakupy spożywcze.

Po 15 minutach w zatłoczonym markecie mam ochotę uciekać. Ilość bodźców docierających do mnie przekracza moje możliwości i po bardzo krótkim czasie staję się nerwowa i mało przyjemna. Jeżeli muszę jeszcze walczyć o prawie każdy produkt “z reklamy” i szerokim łukiem omijać półki z  kolorowymi słodyczami to mam serdecznie dość. Kiedyś wybraliśmy się w Rzeszowie bez Lilki na zakupy. Mimo tego, że był jeden dzień przed Wigilią i w hipermarkecie panował chaos i hałas zupełnie nam to nie przeszkadzało. Powiedzieliśmy o tym szwagrowi, który ma 3 dzieci i zaśmiał nam się w twarz: “Zakupy bez jednego dziecka?”:)

Mali konsumenci nie ułatwiają zakupów i o ile czasami udaje nam się zażegnać kryzys długimi pertraktacjami i małymi przekupstwami to często widzę matki, które nie są w stanie sobie poradzić z krzyczącymi i płaczącymi dziećmi. Wtedy porozumiewam się z nią spojrzeniem: “rozumiem Cię doskonale”, a do akcji wkraczają sklepowi Pedagodzy- obserwatorzy, w których oczach to Ty jesteś zawsze ta zła. Wiedzą lepiej wszystko, nawet to, że roczne dziecko chce Snickersa- a Ty wyrodna matka nie chcesz mu kupić.

Zakupy nie są już dla mnie/nas przyjemnością. A są obowiązkiem, który wymaga od nas nie lada gimnastyki.

Dlatego raz na jakiś czas robimy duże zakupy spożywcze w internecie. Odkryliśmy tę metodę, kiedy mieszkaliśmy na 5 piętrze w kamienicy na warszawskim Żoliborzu. Winda dojeżdżała na 4 piętro, a później wnosiliśmy jeszcze jedno piętro wyżej zakupy. Kiedyś dostawca pół żartem pół serio powiedział nam, że im wyżej ludzie mieszkają tym więcej zgrzewek wody zamawiają.;)

DSC_4413
Czwartek, godzina 22.45- robię zakupy
DSC_4704
Piątek, 8.30 rano- kończę zamawiać

Wróciliśmy do tej metody znów odkąd mamy dziecko. Czy mam wymienić plusy, bo minusów nie jestem w stanie dostrzec.

  1. Zakupy robię wg listy – wpisuję każdy produkt w wyszukiwarkę i od razu go znajduję- nie muszę krążyć po sklepie i szukać np. płatków jaglanych.
  2. Mogę je robić o każdej porze dnia i nocy, nie ograniczają mnie godziny otwarcia sklepów. Najbardziej lubię robić zakupy w nocy, kiedy Lilka już śpi, a ja z kubkiem herbaty mogę spokojnie zrealizować moją listę.
  3. Nikt mnie nie pyta o tysiąc rzeczy i nie błaga o lizaki przy kasie.
  4. Zakupy mogę zacząć dziś, a skończyć jutro jeżeli nie mam wystarczająco dużo czasu.
  5. Kupując w zaufanym i sprawdzonym sklepie, wiem, że produkty zawsze będą świeże, a mrożonki nie będą rozmrożone- co się niestety zdarzało po 3-godzinnych rodzinnych zakupach.
  6. Nie muszę nic ważyć, ani nawet o tym pamiętać (a często o potrzebie zważenia dowiadywałam się przy kasie, kiedy już miałam chęć stamtąd uciekać)
  7. Mogę na spokojnie przeczytać skład każdego produktu, a nie dowiadywać się o różnych “truciznach” już w domu
  8. Po skończonych zakupach mogę dokładanie porównać listę z zawartością wirtualnego koszyka. A nie liczyć,  na to, że chyba włożyłam masło i dopiero przy rozpakowywaniu zorientować się, że czegoś nie ma.
  9. Noszenie toreb, a właściwie ciągnięcie ich do domu. Nie mamy parkingu podziemnego i z naszego miejsca musimy przejść spory kawałek. Przy zakupach internetowych nie muszę się o to martwić. Zakupy są dostarczane pod mój próg
  10. Przypomnijcie sobie jak pakujecie zakupy przy kasie: ja wrzucam jak leci, bo jestem w trakcie bardzo ważnych pertraktacji na temat kupienia Tic taców i często znajduję kostkę do WC razem z warzywami. Zakupy zrobione w markecie internetowym dostawca przywozi posegregowane. Produkty, które  mają być w lodówce są w jednej reklamówce, a chemia jest oddzielnie. To bardzo duże ułatwienie!
DSC_4443
Sobota, 7.40 rano, mam zakupy u siebie

Mamy jeden taki sklep

z którego usług korzystamy już od dawna i jesteśmy bardzo zadowoleni. Więc kiedy Frisco zwróciło się do mnie z zapytaniem o recenzję, zgodziłam się od razu, bo korzystam z zakupów już przez długi czas i mogę śmiało polecić innym. Dlaczego tam?  Sposób w jaki zamówienie jest kompletowane jest zupełnie inny.

Ten sklep internetowy nie ma swojego hipermarketu stacjonarnego dlatego wszystkie świeże produkty są często pakowane już u dostawców. Właśnie dlatego, że stawiają na najwyższą jakość- wybrałam już dawno ten sklep. Dodatkowo zachęcają konkurencyjne ceny, w porównaniu z innymi marketami spożywczymi, właśnie z tego względu, że nie mają sklepu stacjonarnego.

Pełna usługa zakupów jest dostępna na terenie Warszawy i okolic, a poza tym obszarem obsługuje ich firma kurierska. Jednak produkty świeże w tym przypadku są wyłączone z oferty, bo bardzo dbają o jakość usług.

DSC_4455-2
DSC_4460

Spodobał Ci się ten wpis? Daj mi znać zostawiając komentarz lub klikając “Lubię to” na profilu https://www.facebook.com/nebuleblog/ Dziękuję

Komentarze

    Zakupy spożywcze przez Internet odkryłam kiedy młody był słodkim bobasem a ja miałam serdecznie dość taszczenia słoiczków hipp do domu 😉

    Takie zakupy to niesamowite ułatwienie, a jak raz spróbujesz to nie możesz przestać:)

    Już któryś raz w Twoich tekstach pojawiają się obserwatorzy którym przypisujesz złe intencje (którzy źle Cię oceniają)- w sklepie, w piaskownicy…

    Wydaje mi się, że życie jest łatwiejsze kiedy nie zakładamy, że inni są do nas negatywnie nastawieni. Myślę, że tacy ludzie w sklepie mają nas (rodziców i nasze dzieci) w nosie i nie oceniają naszego zachowania póki im nie wejdziemy w drogę np. nie sprzątniemy ostatniego snikersa sprzed nosa 😉

    To ja mam tylko takiego pecha, że takie osoby spotykam? 😉 kiedyś starsza Pani kupiła mojej córce w sklepie wspomnianego Snickersa ( dodam, że miała trochę ponad rok).

    hehe nie wiem czy masz pecha 😉 ja w każdym razie wokół siebie prawie takich osób nie widzę… a starsze panie bywają urocze

    Nie do końca zakupy przez internet są fajne. Nie można zobaczyć tego, co się kupuje. Więc ja robiąc zakupy przez internet nie zamawiam świeżych warzyw, mięsa, wędlin, bo nie mam pewności, że faktycznie przywiozą mi świeże. Raz zamówiłam jabłka i dziękuję, nie wiem czy to przypadek, czy specjalne zagranie, ale były poobijane. Jeździmy po hipermarketach z dzieckiem. Na razie nie mamy problemu. Ja ciągnę wózek z zakupami, a dziecko biega z mężem po sklepie, co jakiś czas, robiąc “biiip” tzn. sprawdzając na czytniku cenę 😀

    No właśnie, ja mam zaufanie do jednego sklepu i nigdy sie nia zawiodłam. A mięso, warzywa, świeże ryby mają często świeższe niż w zwykłym hipermarkecie, bo biorą je bezpośrednio u dostawcy.
    Fajny motyw z tym czytnikiem:)

    Ja też odkryłam spożywcze zakupy online jakoś zaraz po narodzinach synka. Teraz nie wyobrażam sobie inaczej. Do mnie Frisco nie dowozi, korzystam z konkurencji 😉 (ezakupy Tesco).

    To jednak jest duże udogodnienie. Myślę, że za kilka lat będzie jednym z głównych sposobów robienia zakupów.

    Też tak myślę. Ja w każdym razie wszystkim dookoła opowiadam jakie to wygodne i robię im darmową reklamę 😀 . Minusem takich zakupów jest tylko to, że nie można towaru “pomacać”, dlatego nie kupuję mięsa i ryb (chyba, że paczkowanych). Z drugiej strony – raczej i tak nie kupuję mięsa niepaczkowanego w marketach.

    Już dawno odkryłam uroki zakupów internetowych. Mojemu dziecku wydaje się, że ubarnia i zabawki przynosi listonosz, co ma tę wspaniałą zaletę, że nie prosi o nic w sklepach stacjonarnych, bo jej do głowy nie przyjdzie, że można tu kupić jakieś zabawki. ;P Natomiast na zakupy spożywcze przez internet jeszcze się nie odważyłam. Po częstotliwości pojawiania się samochodów z różnych supermarketów na naszym osiedlu widzę jednak, że takie zakupy są coraz popularniejsze.
    Staram się ograniczać wizyty w sklepach z córką do minimum, bo to ją męczy i nudzi. Nigdy o nic nie jęczała, o nic nie prosiła (myśle, że brak TV i reklam też pomaga), ale i tak po 15 minutach ma dość. Ale raz na jakis czas ją zabieram do sklepów z kasami samoobsługowymi, bo zabawa w sklep to jedna z jej ulubionych zabaw, a możliwość skanowania produktów na prawdziwej kasie zawsze sprawia jej wiele radości. 😉

    U nas sporo rzeczy jest “od kuriera”. Nawet tata prezent na urodziny dostał od kuriera. Ah ten XXI wiek:) To jest niesamowita wygoda- raz spróbuj to już wielkich siat nie będzie Ci się chciało ciągnąć. We Frisco są jeszcze rosyjskie szampony i odżywki do włosów, które do tej pory kupowałam w Białymstoku.
    AA, moja nawet w radio usłyszy reklamę i później mi suszy głowę:)

    Madame chyba jeszcze nie kojarzy tej zależności, że to o czym gadają w radio to jest do zakupienia. 😉
    Rosyjskie szampony powiadasz…
    Jak to mówią, kto nie ryzykuje, szampana nie pije. 😉

    Dobrze, że nie rosyjskie szampany:) Pewnie też mają:)

    U nas zakupy spożywcze przez internet to też standard, zwłaszcza odkąd wróciłam do pracy 🙂

    Choć z moją Li na szczęście nie mam problemu z wymuszaniem i miauczeniem przy półkach, bo zawczasu ustalamy co kupujemy i w trakcie zakupów dostaje konkretne zadania: np. wybierz najładniejsze pomarańcze, czy kupujemy jabłka czy gruszki etc.

    Tak ją to zajmuje, że nie marudzi że coś chce 🙂

    A no właśnie, nie musisz poświęcać dodatkowego czasu po pracy na zakupy i całą logistykę z tym związaną.
    Ja już nie wiem- czy tylko moja tak “prosi” o każdy napotkany słodycz?

    Ja już od dłuższego czasu zamawiam zakupy przez internet. Nigdy ich nie lubiłam robić w marketach (co innego sklepiki osiedlowe!),a do tegoz zakupami przez internet jest taka oszczędność czasu! No i nie trzeba nosić ciężarów…?
    Ale o ile z początku zamawiałam z Frisco, tak skutecznie mnie do siebie zniechęcili, bo w każdych zakupach zapominali o czymś, a ja za to płacilam, potem zamiana w odkręcanie wszystkiego etc. Przynosili nie to mleko, albo – notorycznie – mleko z terminem ważności … 1-2 dni…! I mimo maili i uwag nic się nie zmieniało.. Więc w końcu tupnęłam nogą i przeniosłam się do Piotra i Pawła i póki co nie żałuję?

    Ja też kupuję w osiedlowych albo na Hali Mirowskiej, ale to już wyprawa na cały dzień, która ma swój urok.
    O widzisz, mi się nigdy jeszcze coś takiego nie zdarzyło. Wszystko zawsze było ok i pierwszej świeżości. A z kolei w innym markecie się zawiodłam, bo zamówiłam zakupy na wieczór z przyjaciółmi, a przyjechały na następny dzień rano…

    Zakupy przez internet to duży komfort przy dzieciach. Niestety oprócz wymienionych przez Ciebie zalet mają wady. Ceny są wyższe niż na półce w rzeczywistości (porównywałam w tych marketach które mają sklep rzeczywisty i internetowy). Ale powiedzmy, że można to zaakceptować jako cena zaoszczędzonego czasu i nerwów 😉 Największym ryzykiem obarczone jest zamawianie produktów świeżych czyli owoców, warzyw, mięsa. No i niestety zdarzyło mi się dostać zwiędniętą włoszczyznę i śmierdzące mięso…

    My mieszkamy w centrum, więc ceny są tu dużo wyższe w marketach na półkach niż w sklepie internetowym.
    A to mi się coś takiego nie zdarzyło. Nawet ostatnio jak przyszedł łosoś to był tak świeży, że aż pachniał.

    Niestety ja już nie mam tego komfortu odkąd wyprowadziłam się z Warszawy…
    Przyzwyczajam więc moich synów od małego do robienia wspólnych zakupów. Na codzień mamy małe sklepiki, albo tatę dowożącego zakupy wracając z pracy. Jeśli wybieramy się do marketu to najpierw zakupy z listy (ile frajdy w znajdowaniu produktów i odchaczaniu z listy), potem trochę wyścigów wózkami, biegów między półkami a na koniec syn zawsze może wybrać sobie jedną rzecz, którą mu kupimy (drugą wybiera dla młodszego brata) i jest to jakiś drobiazg ;-). Odkąd podchodzę do zakupów na luzie i liczę się z tym, żeby maluchy się nie nudziły idzie sprawniej i ja mam z tego sporo frajdy ;-).
    Wiadomo, że takie zakupy nie zdarzają się codziennie więc dla dzieciaków nie jest to jeszcze rutyna…

    A zakupy z dwójką, która cały czas się kłóci, stroi fochy i krzyczy to naprawdę udręka i ja po takich zakupach mam już wszystkiego dość. Internet wybawienie :). Jedyny minus to ilość siatek w których przywożą zakupy (w moim przypadku Tesco) – czasami jest to nawet 25 szt!!! Masakra, szkoda że nie ma opcji wyboru papierowych torebek.

    A no właśnie, ja też mam dość takich atrakcji. Chyba, że są biodegradowalne?

    Ja tez mam możliwość takich zakupów sle nie korzystam. Pamietam ze przez dobry rok od urodzenia Felixa nie jeździliśmy z nim do miasta. Mieszkamy na obrzeżach i tu załatwialiśmy z nim wszystkie sprawy. Jak nam sie ram w czas zdarzyło pojechać z nim do miasta to był szał. Dzikie dziecko:))) nie no żart ale ilośc boćcow tak go nakręcała ze nie dawaliśmy sobie z nim rady. Jak juz któryś raz z kolei zauważyłam ze to sie dzieje tylko w mieście w my wku.wieni bo juz nawet nie wkurzeni na maxa wracaliśmy do auta z postanowieniem ze NIGDY WIECEJ Z DZIECKIEM DO MIASTA!!!! i wtedy cos mnie tknęło i powiedziałam do meza ze wlasnie ze nie. Ze musimy z nim do tego miasta jeździć zeby sie nauczył. Bo oznaczają bedzie taki dzikus sz pójdzie do szkoły. I od tej pory zabieramy dzieci ze sobą wszedzie. Nie jest lekko ale nie jest tragicznie. Zakupy robie nawet sama z dwojka dzieci. Felek juz wie ze moze sobie wybrać resoraka i to wszystko, doskonale wie ze nie ma sensu jęczeć i plakac bo ze mna nie ma żartów. Nauczył sie:))) sle tylko dlatego ze nie robie zakupów przed monitorem komputera tylko realnie jeździmy z nimi co tydzien do sklepu:)))

    Bardzo dobre podejście, my też staramy się “wychować” dobrego konsumenta, więc zabieramy, tłumaczymy itd.

    Dodam moze ze odkąd “zatrudniam” Felka przy wkładaniu produktów do wozka badz brania z półki tego co potrzebujemy to zakupy stały sie przyjemniejsze niż jak wcześniej wolałam non stop “Felek nie ruszaj, nie biegaj, nie uciekaj, zostaw!!!” Teraz nawet jak cos zrzuci to nie robie tragedii:))) grunt to luz i nastawienie :)) ale przyznam ze kosztowało mnie to sporo czasu i nerwow zanim nauczyłam sie “olewać” rzeczy na które i tak w sumie mam mało wpływu:))) i jak ja wyluzowalam to ten moj trzy latek magle stał sie bardzo grzeczny na zakupach:))))

    U nas to od zawsze sprawnie idzie. Mieszkamy na wsi, więc wyjazd do miasta to atrakcja nie tylko dla córki, ale i dla mnie. Zakupy w sobotę lub niedzielę to nasz rytuał. Menu na cały tydzień i lista zakupów ułatwiają sprawę. Markety mają jakiś swój porządek więc wystarczy robić listę wg sklepowych półek. Zosia uwielbia dotykać i nazywać owoce i warzywa. Pomaga przy pakowaniu, wrzuca do koszyka produkty. Jeździmy wózkiem i robimy pib bip innym. Czasem zatrzymujemy się przy zabawkach, żeby pogłaskać misia albo poodbijać piłki. Ludzie widząc nas zawsze się uśmiechają. Zosia nie boi się obcych, ale też nie pójdzie z każdym. Kasjerki uwielbiją nas, bo Zosia ciągle się cieszy i gada jak katarynka. Nigdy nie chce słodyczy, bo u nas się tego nie jada. Od początku tłumaczymy jej, że są produkty które kupujemy, a inne nie. Nie kupujemy 10 rodzajów płatków śniadaniowych prawda? Jeździmy tak odkąd Zosia skończyła 5 miesięcy.
    Zaopatrujemy się internetowo za to w sklepach ekologicznych. Tanio i gwarancja, że wszystko “egzotyczne” się dostanie.

    Po narodzinach Syna też zaczeliśmy robić zakupy spożywcze on-line. Może nie tyle ze względu na jego zachowanie w sklepie (bo lubi siedzieć w koszyku, więc mamy względny spokój 😉 omijamy tylko alejki z zabawkami), ale głównie ze względu na brak czasu. Zwykle korzystamy z Auchan Direct, ale we Frisco jest większy wybór produktów, więc tam kupujemy, gdy potrzebujemy czegoś nietypowego.

    Uśmiałam się przy opisie wizyty w markecie;)) u nas o zimne dreszcze przyprawia mnie w sklepie stoisko z żelkami (piękne, podświetlone, kolorowe, z łopatkami, dla mej córki mały raj:)) My nie mamy możliwości robienia zakupów przez internet, a pewnie czasem okazałyby się wybawieniem. I często na wspólne zakupy jesteśmy skazane. Ale udało nam się wypracować pewne rytuały np. wybór owoców na deser, czy obowiązkowe samodzielne nakładanie fistaszków do torebki (które potem z zapałem przez godzinę obiera dla całej rodziny). Tak myślę, że zakupy spożywcze z dzieckiem to trochę jak gotowanie razem.Można ponazywać, podtykać, powąchać, porównać, dać możliwość wyboru jakiś produktów(pod kontrolą of kors:)). I wyjaśnić na co i dlaczego się nie zgadzamy (co przerabiam od kilku miesięcy z żelkami, hehe:)). I super są małe bazarki czy mniejsze sklepiki, przyjemniej i mniej pokus przynajmniej. pozdrawiam cieplo!

    A ja uwielbiam robić zakupy z moim dzieckiem. W dużych marketach i małych tyci sklepikach nie ma problemu, a w Bierdonce i Lidlu zawsze domaga się bułeczki (sic!), a ja mu ją daję. Czasem przy kasie sięga po coś, ale wtedy tłumaczę, że już kupiliśmy pełno prezentów, więc cukierka nie będzie. Nie robi awantur i nikt obcy nigdy mu nic nie kupował. A w sklepie jest fajnie – bierze swój koszyk i wkłada swoje produkty – serek, wędlinę, marchewki itp. Uwielbia czegoś szukać i jak mały szczeniak czeka, aż go poprosimy, żeby coś przyniósł. To dla niego szansa, żeby się nauczył – jabłko nadgniłe nie ruszamy, patrzymy na zawartość cukru i datę przydatności do spożycia itp. Jedyne czym się czasem denerwuję, to gdy do pobliskiej biedronki bierze rower biegowy. po czym go rzuca, bo on tutaj to ma koszyki – i ja muszę za nim dreptać z rowerkiem na plecach. Ale generalnie i tak uważam nasze wyprawy za mega fajne.

    Aaaaaa! Dacie wiarę? Zamówiłam, pan przywiózł, Młoda z zapałem rzuciła się do rozpakowywania a tam gratis – czekolada mleczna z dodatkami z firmy fioletowej krowy!!! No i co chciała dostać w pierwszej kolejności? ???

    Haha, też ją dostałam:) Tylko moja nie lubi czekolady i “musiałam” ją sama zjeść 🙂

    Aj waj! Moja lubi, bo postanowiłam dawać jej czekoladę, ale zawsze kupuję Lindt gorzką czystą lub z dodatkami i ją uwielbia a Milkę jadła pierwszy raz 🙂 no ale oczywiście jeden kawałeczek, resztę też będę “musiała” zjeść sama 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

Bądź z nami na bieżąco
Dołącz do nas na Facebooku
NEBULE NA FACEBOOKU
Możesz zrezygnować w każdej chwili :)
close-link