fbpx

Nie możesz mieć wszystkiego. O dziecięcych zachciankach.

„Mamo, zobacz ja to chcę!”, „Oo jaki piękny konik, kupisz mi?”, „Tato, widziałam tam w sklepie takie pomadki, mogę je mieć?” Im macie starsze dziecko to pewnie słyszycie te frazy coraz częściej. Ja też słyszę je codziennie i wiem, że to jest ważne dla dzieci. Tylko jak znaleźć złoty środek? Przecież nie kupimy im wszystkiego, co tylko zapragną. 

Jest rok 90, wstaję rano i wiem, że to dziś przychodzi Mikołaj. Tak to dziś dostanę swoją wymarzoną, wyproszoną lalkę Barbie, o którą prosiłam w listach do brodatego starca. Biegnę do choinki żeby odpakować moją plastikową lalkę.

Już przy drzwiach do pokoju wypatruję  błyszczący papier. Prezent ma kształt prostokąta. Wszystko się zgadza – lalki przecież sprzedawane są w takich pudełkach. Z wypiekami na policzkach jednym szarpnięciem zrywam błyszczący papier. Biorę głęboki oddech i widzę tam… puzzle z Myszką Mickey.

Pamiętam moje rozczarowanie. Wtedy jeszcze nie rozumiałam, że to był prezent, na jaki moja  mama mogła sobie pozwolić. Jednak emocje z tamtego dnia pamiętam do dziś. W końcu dostałam podobną lalkę do Barbie i bawiłam się nią baaardzo długo. Siedziałam z koleżankami pod blokiem na kocyku i ze starych skarpetek szyłam jej ubrania.

Teraz są inne czasy – zdaję sobie  z tego sprawę. Możemy pozwolić sobie na więcej. Mało tego, że możemy – wielu z nas próbuje nadrobić za naszych rodziców żeby dziecko miało wszystko, co tylko chce. Nie potrafimy dostrzec tego, że spełniając każdą zachciankę robimy dziecku krzywdę.

Jak nie wychować materialisty?

Nienawidzę reklam dla dzieci! Chciałabym żeby i u nas (tak jak w Skandynawii) wprowadzono przepisy ograniczające ich emisję. Niestety pokazują one często nie zabawkę jako produkt, ale niesamowity ładunek emocjonalny. Pokazuje dzieciom, że właśnie szczęście osiągną poprzez zakupienie zabawki.

Często mówię córce, że reklamy kłamią. Wtedy ona mówi mi, że nie wszystkie i dyskutujemy o tym. Pomagam jej dostrzec manipulację ze strony firmy, która próbuje nakłonić dzieci żeby prosiły o dany przedmiot rodziców. I to działa!

Chcę czy potrzebuję?

Kiedy mamy malutkie dziecko jego potrzeby są bardzo proste: sucho, pełny brzuch, blisko mamy. Bez tych elementarnych rzeczy nie jest w stanie rozwijać się prawidłowo. Później im jest starsze pokazuje nam czego chce np. mój roczny syn nie komunikuje się jeszcze werbalnie, ale za to jest w stanie pokazać paluszkiem wszystko, co chce. Tak nauczył się prosić o kubek z piciem.

My nauczyliśmy się odczytywać ten znak i za każdym razem jak wskaże swoim pulchnym palcem na kubek to podajemy mu go do picia. To wciąż jest potrzeba. Ale kiedy starsza córka na dopiero co zobaczoną rzecz mówi, że „to chcę!” to już przyglądam się temu uważniej i rozmawiam z nią na ten temat. Wystarczy, że spojrzę na tę rzecz, wyrażę swoją opinię i najczęściej odkładamy ją na półkę. Ja też lubię oglądać w sklepie różne rzeczy.

„Mamo, to książki są od kuriera?”

Takie pytanie zadała mi córka kiedy kurier wręczył mi paczkę książek u progu mojego mieszkania. Ona nie widziała, że dwa dni wcześniej, wieczorem robiłam zamówienie w sklepie internetowym. Często zamawiam rzeczy z przedpłatą, więc nawet nie widzi, że ja za te książki płacę.

A czym są też pieniądze dla 5-letniego dziecka, kiedy za prawie wszystko płacimy kartą? Po pierwsze nie widzi zbyt często pięniędzy, nie jest w stanie ocenić czy to dużo, czy mało oraz skąd się one biorą na koncie. Dla niej jest to przyłożenie karty i głośne „pik” . Jest to zbyt abstrakcyjne żeby zrozumieć jak się kupuje rzeczy. Wg niej jest to zupełnie idylliczne i pozbawione wysiłku rodzica.

Dlatego tak często prosi o nowe rzeczy i chociaż w 99% jej odmawiam, na drugi dzień jest to samo.

Dlaczego tak się dzieje?

Prawie wszystkie zakupy robię w internecie kiedy dzieci śpią lub nie ma ich w domu. Sama wybieram ubrania, buty, książki, a nawet i zabawki. Teraz po moich przemyśleniach widzę to bardzo dokładnie. Pozostawiam jej wybór, co do zakupu … szczotki do zębów. Trochę mało, prawda?

Oczywiście przy zakupach  staram się kierować jej gustem, a nie tylko moim. Kiedy widzę, że obecnie uwielbia kręcące się sukienki to nie kupuję jej spodni jeansowych, bo wiem, że się jej nie spodobają i będziemy tylko obie się denerwować. Tak samo z innymi przedmiotami. Wiem też, że gdybym z nią robiła zakupy to od stóp do głów byłaby ubrana w Krainę lodu. A nie chcę tego. Przełamałam się nawet i kupiłam jej bluzkę z Elsą, cieszyła się tydzień, a póżniej o niej zapomniała.

Dlatego jak już wyjdziemy na zakupy to tak często o coś prosi.

Ale ja jej tego nie kupuję

Większość rzeczy, o które prosi to są właśnie zachcianki. Takie chwilowe popędy, które rządzą dziećmi, kiedy zobaczą cokolwiek ich interesującego przy okazji innych zakupów. Co robię w takiej sytuacji? Zazwyczaj rozmawiamy, że tego nie potrzebuje, że ma w domu podobne. A jak to nie pomaga to recytuję z głowy po co tu przyszliśmy i czy ta rzecz była zaplanowana. To zazwyczaj pomaga.

Doświadczenia, nie przedmioty – dają szczęście

Mistrzem doświadczeń i  afirmacji tego sposobu życia jest mój mąż, który potrafi wydać sporo pieniędzy na butelkę dobrego wina, pyszny holenderski ser, czy też kurs nowego języka. Od początku stara się wpoić córce, że to właśnie przeżycia są najważniejsze, a nie rzeczy.

Podam Wam teraz przykład z wczoraj. Byłam z dziećmi w kiosku po baterie. Lilka zobaczyła na obrazku książkę z żółwiem Franklinem, którego bardzo lubi i mamy ich kilka w domu. Poprosiła żeby zapytać panią sprzedawczynię, co to za książka, bo jej akurat nie ma. Pani odpowiedziała jej, że od jutra będzie można je kupować w kiosku co dwa tygodnie. Oczywiście moje dziecko odrzekło, że chce te książki. Odpowiedziałam moją standardową formułkę, którą zawsze stosuję „Lilu, zobaczymy, ok?”

Kiedy wróciliśmy do domu Lilka opowiedziała o tym tacie. Widziałam, że to dla niej ważne. Wyciągnęła nawet swoje książki o Franklinie i je znów czytaliśmy. Wieczorem wpadłam na fajny pomysł, który dużo ją nauczy.

Sprawdziłam cenę książki i powiedziałam Lilce, że jak bardzo chce to możemy pójść i ona SAMA ją sobie kupi. Chciałam żeby doświadczyła wartości pieniądza i żeby czegoś się nauczyła. Do tej pory raz na jakiś czas dawaliśmy jej drobne i wrzucała je do skarbonki. Jednak jeszcze nie miała okazji z niej skorzystać. Powiedziałam ile kosztuje książka  i ile pieniędzy musi przygotować.

Otworzyła skarbonkę i pokazałam jej nadruki na monetach. Wzięła monety: 2 zł, i 3 po 1 zł. Włożyła je do swojego portfela i poszłyśmy razem do kiosku. Sama zapytała Panią o książkę z Franklinem i sama za nią zapłaciła. Pani wydała jej grosik reszty, który wrzuciła do portmonetki. Książkę włożyła do swojego koszyka. Żebyście widzieli jej minę. Była z siebie dumna! Podchodzi do mnie i mówi: „Sama sobie kupiłam Franklina i nawet resztę dostałam” 🙂

W moim dzieciństwie to było normalne.

Mama dawała parę groszy i sama biegłam do kiosku po pestki lub gumy kulki. Bezcenne wspomnienie!

Lilka nie mogła się doczekać oglądania książki, którą sama sobie kupiła i przysiadła na murku żeby ją obejrzeć. Przez to doświadczenie nadała tej książce dodatkowego ładunku emocjanalnego i z pewnością zapamięta je na długo. I pewnie w dorosłym życiu nie będzie pamiętać tych książek, tylko właśnie sam fakt, że to zrobiła.

Taka prosta rzecz, a tak cieszy. Często o tym zapominamy!

Oczywiście obiecałam jej, że kupimy tez kolejne części, które będą się ukazywać co dwa tygodnie żeby mogła zebrać taką piękną kolekcję.

Pewnie zapytacie o jej dostępność: od dziś jest dostępna w kioskach i salonach prasowych, a także na stronie literia.pl. Cała kolekcja będzie liczyła 28 książek, cena I tomu to: 4,99; kolejnych: 11,99. 

Jak widzicie nie ma super zasady, gotowych rad jak radzić sobie z ciągłymi prośbami. Najważniejsza jest rozmowa i uwaga poświęcona dziecku. Jeżeli my będziemy mieli do tego zdrowy stosunek to i nasze dzieci się tego nauczą. 

Komentarze

    Moje dziecko też uważało długo, że ubrania i książki to listonosz / kurier przynosi. 😉 Teraz czasem zasiadamy przed komputerem razem.
    U nas było tak, że w 95% zakupy robiłam bez dziecka, więc jak się wybieramy razem to najważniejsza jest kasa samoobsługowa i zabawa w sprzedawczynię. Ona chyba wciąż nie zdaje sobie do końca sprawy z istnienia w supermarkecie półek z zabawkami. 😛

    No właśnie, to jest znak dzisiejszych czasów, dlatego wydaje mi się, że dzieci mają większą potrzebę kupowania. Z tą kasą samoobsługową super pomysł, ale w naszym sklepie non stop się zawiesza (tracę wtedy cierpliwość w sekundę;)

    Bardzo fajny tekst ;). A co do doświadczania wartości różnych rzeczy, to do dziś pamiętam, jak przed balem karnawałowym w podstawówce moja mama zabrała mnie do sklepu papierniczeego (uwielbiałam sklepy papiernicze i księgarnie i do dziś mi to zostało ;)) i zaproponowała, żebyśmy kupiły zwykłą tekturową maskę kota, a ona mnie ubierze na czarno i zrobimy same ogon. To była era wypożyczania kostiumów. Tak, jak i dziś, wszystkie dziewczynki zawsze były przebrane za księżniczki. Mama próbowała mi wytłumaczyć, że szkoda pieniędzy na wypożyczenie kostiumu na jeden dzień i zaproponowała, że zamiast tego mogę sobię kupić kolorowy pamiętnik z pachnącymi stronami ;). Tak, dobrze pamiętam ten bal, na który poszłam przebrana za czarnego kota i czułam się taka mądrzejsza i sprytniejsza, bo moje koleżanki miały strój na jeden dzień, a ja pamiętnik na całe życie 😉

    Pięknie to napisałaś:) Też mi się przypomniał mój pachnący pamiętnik. Dziękuję za miłe słowa, pozdrowienia

    Miałam przez długi czas podobnie. Ale właśnie w myśl tego co napisałaś “Doświadczenia, nie przedmioty – dają szczęście” uzgodniłyśmy ostatnio, że zamiast kupować kolejne zabawki, które i tak cieszą ją przez chwilę, będziemy chodzić w różne ciekawe miejsca – kino, wycieczki do wesołego miasteczka, albo wyjazd w góry. Zapisałam też dziecko na naukę jazdy konnej. To już całkowicie pomogło 🙂

    Pytanie średnio związane z tematem, ale mam nadzieję że się nie obrazisz 😉 Gdzie zamawiasz najczęściej ciuszki dla dzieciaków? Np. To body w koniki Julka z dzisiejszego instastories, albo bluzę która ma na zdjęciu z placu zabaw na drążku?

    Jak zawsze mądry i dający do myślenia wpis ?
    Na szczęście reklamy nas omijają, bo nie mamy telewizora, ale wystawy w sklepach kuszą.
    Dzięki za wiadomość o Franklinie, bardzo go lubimy i chętnie spojrzę na tytuły w kiosku, pewnie na kilka się skuszę.

    A co takiego złego jest w bluzce z Elsą? Moja córka jest właśnie na tym etapie i nie widzę oporów, by kupić jej bluzkę czy torebkę z Elsą, jest bardzo szczęśliwa i ja też.

    Najlepiej, gdy dzieci na zakupy idą wyposażone we własne portfeliki ze swoimi pieniędzmi 🙂 Wtedy nawet maluch powstrzymuje się przed zachciankami 🙂 Od jakiegoś czasu tak robię i raz, że nie jęczą ciągle “kup mi”, a dwa, że uczą się że trzeba sobie odmówić czegoś żeby mieć coś innego. Podobnie robimy na wyjazdach. Daję dzieciom ustalona kwotę i muszą sobie rozplanować tak, żeby wystarczyło na cały wyjazd. Młodsza córka oczywiście wszystko by wydala od razu, wtedy tłumaczę, że np zostanie kolejne 7 dni bez pieniędzy. I kiedy mam ochotę sponsoruję im dodatkowe lody, kulki czy trampoliny, ale wtedy jest to mój wybór i chęć sprawienia im przyjemności a nie wymuszanie licznych atrakcji 🙂

    Zrobiłam ostatnio zakupy z dzieckiem – chodziło o rower i wiecie co się okazało? Zamówiłam dwa rowery! ?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

Bądź z nami na bieżąco
Dołącz do nas na Facebooku
NEBULE NA FACEBOOKU
Możesz zrezygnować w każdej chwili :)
close-link