fbpx

Wypalić się w macierzyństwie

Macie czasami wrażenie, że jesteście na każde zawołanie swojego dziecka? Ja tak! Jestem otwarta na wszystkie emocje, szczególnie na te trudne. Jestem, trzymam za rękę, przytulam, głaszczę, noszę, ocieram łzy. Przyjmuję wszystkie uczucia, które nie odbijają się ode mnie. Moje dziecko  powraca do normalnego stanu dość szybko i o tym zapomina. A ja? Trawię to wszystko przez cały czas.

Czasem mam takie dni kiedy mam ochotę powiedzieć: “A dajcie mi wszyscy święty spokój. Nie interesuje mnie zgubiona kredka, mokra pielucha, czy nie zapłacony rachunek.

Wypalenie może dotknąć każdego, kto styka się z emocjami innych. Lekarza, prezesa, ale też matkę. Jak się ratować, gdy pracy nie można rzucić, a życia zmienić? Proporcje są najważniejsze, żadna praca nie powinna być naszą jedyną aktywnością

dr hab. Sylwiusz Retowski

Każde słowo w tym cytacie mam ochotę zakreślić na czerwono i powiesić na lodówce. Jeżeli wypalenie spotyka nas w pracy możemy pomyśleć o zmianie, szukać czegoś innego, wyprowadzić się w Bieszczady i paść owce.

Oczywiście “wypalenie zawodowe” jest o wiele głębszym i bardziej złożonym tematem, którym zajmują się psychologowie. Ja moje wypalenie odczuwam tak, że brakuje mi tej iskry do działania. Wszystko mnie wkurza i sama mam ochotę tupać. Niewyspanie i zmęczenie tylko ten stan potęguje. W domu robię totalne minimum na dopalaczu w postaci kawy.

Z pracy wychodzimy o 17 i zajmujemy się czymś innym. Jest to zmiana. A rodzicem jesteśmy 24h na dobę. Nawet będąc w pracy jesteśmy rodzicem.

Nie możemy przecież rzucić tego wszystkiego i szukać czegoś bardziej zajmującego.

Rodzicielstwo jest piękne, to fakt. Ale ma swoje górki i doły.

Kocham być mamą, uwielbiam swoje dzieci, ale czasami naprawdę mam powyżej uszu. Żałuję, że drzwi od łazienki może otworzyć 9-miesięczne niemowlę (taki wymysł architekta).

Przyszedł i do mnie taki czas, że mam dość. Po wielkiej euforii macierzyństwa po raz drugi, moja krzywa mocno opadła. Poniżej zera. Wiem też że przyrost mojej energii będzie wprost proporcjonalny do ilości słońca na niebie.

Przedwczoraj o godzinie 14.25 zauważyłam, że jestem jeszcze w piżamie. Spojrzałam na siebie w lustrze i uznałam, że coś ze mną kiepsko. Za mało czasu dla siebie, za dużo mnie dla wszystkich. Stwierdziłam, że zrobię coś dla siebie i poćwiczę. Udało się, Junior się nie obudził i zrobiłam 40-minutowy trening.

Tak ustawiłam sobie pisanie postów w tym tygodniu żeby móc zrobić to jeszcze 2 razy. No i oczywiście się nie udało, Jul się pochorował i ledwo jadę na rezerwie. O żadnych ćwiczeniach nie ma mowy.

W takie dni kiedy rozpasane wirusy wyskakują z kaszlącego gardła mojego syna prosto w moją zmęczoną twarz, mam naprawdę krótki lont.

Jedna błahostka zapala mnie w sekundę i do końca dnia już nie dam rady powrócić do mojej homeostazy. 

Ja wiem, że one przeminą, że będzie lepiej. I tak naprawdę tylko to trzyma mnie na nogach. Tak bardzo żałuję, że moja wioska jest daleko ode mnie. Ten wpis nie jest po to żeby się żalić czy też marudzić. On jest po to żebyśmy spojrzały na siebie łaskawszym okiem. Poszukały czegoś tylko dla siebie i o to dbały.

Pisałam Wam nie raz, że moja mama wychowała mnie samodzielnie. Jak czasami jest  mi ciężko to myślę właśnie o niej. Pamiętam, że w każdy weekend jeździliśmy do babci. Od piątkowego popołudnia do niedzieli wieczór byłyśmy u rodziny. Już teraz wiem dlaczego. Żeby złapać oddech na pozostałe dni, żeby móc z kimś pogadać, żeby ktoś inny zajął się Twoim dzieckiem, żeby pomyśleć o czymś innym niż “dziecko”…

Takie kryzysy są normalne. Często, chwilę po tym wychodzi słońce. A jeżeli nie, to szukałabym pomocy u specjalisty. Polecam tekst u Natalii

Wypalenie nie dotyczy tych, którzy nie znoszą swojej pracy. Wręcz przeciwnie. Bo aby się wypalić, trzeba najpierw się zapalić, być choćby chwilowym pasjonatem

dr hab. Sylwiusz Retowski

Cieszę się bardzo, że mam blog, że mam Was. To właśnie praca, którą wkładam tutaj jest moim wentylem. Spuszczam wszystkie emocje kiedy siadam przy komputerze i piszę. Wciąż szukam nowych inspiracji i to one właśnie mi pomagają. Kursy fotograficzne, spotkania biznesowe pomagają mi zatęsknić.

Nie potrafiłabym nie pracować na macierzyńskim i w 100 % oddać się rodzicielstwie.

Już dawno spuściłam z tonu i jestem szczęśliwsza.  Niech no jeszcze tylko zaświeci słońce. A teraz robię sobie kubek aromatycznej kawy, nakrywam się kocem i czytam gazetę.

Jeżeli macie chęć napiszcie w komentarzach jak Wy wyłączacie się z bycia rodzicem, chociaż na 15 minut.

Zdjęcie tytułowe by https://travelicious.pl z tych lepszych dni, bo takie chce pamiętać

Komentarze

    Jakbym siebie widziała..tylko, ze ja siedzę w domu z 2 już od ponad dwóch lat…od jakiegoś czasu czuje się wręcz nieszczęśliwa ciągłym siedzeniem w domu, w mieście, gdzie nie mam rodziny i przyjaciół (300km nas dzieli) i nie mam jak odreagować.. na całe szczęście starsza niedługo idzie do przedszkola i chce w końcu pomyśleć o sobie! Rzadko mysle o sobie, jestem na każde zawołanie, miauknięcie i płacz. Kocham to ale czasem mam ochotę wyjść i płakać..

    Włąśnie miałam napisać, że bardzo podziwiam mamy, które są w domu z dziećmi non stop. Myśl o sobie i odpuszczaj trochę.Niedługo będzie wiosna i mniej tych kombinezonów do ubrania:)

    Kochana! Trafiłaś tym wpisem w sam środek mojego obecnego stanu.
    Samodzielnie wychowuję córkę. Mój były mąż zabiera ją na kilka godzin dwa razy w tygodniu. Wtedy czuje, że jest to czas dla mnie. Ale… Najczęściej nie potrafię się po prostu położyć do łóżka i leżeć, odpoczywać. Nie mogę gdy widzę, że podkładane ubrania czekają na chwilę, gdy przełożę je do komody, a w salonie sytuacja wygląda jak po przejściu tajfuna. Zawsze sobie wtedy mówię ok spoko zrobisz to i odpoczniesz. Ale wpadam w wir i jestem na wysokich obrotach. Mało tego sprawia mi to przyjemność. Ostatnio w niedziele właśnie poleniuchowalam, obejrzałam kilka odcinków ukochanego serialu, zjadłam cos słodkiego. Bo na codzień dieta i ćwiczenia. W których moje 2,5 letnie dziecko nie koniecznie mi pomaga. Czasami ćwiczę w 16 kg obciążeniem. Dzięki za ten wpis, wszystko jest tymczasowe. Czekam z niecierpliwością na kolejną iskrę.

    Aniu! Tak bardzo Ci dziękuję za ten tekst. Dokładnie wszystko przez co dzisiaj przechodzę!

    Pływam raz z tyg. Tylko ja, cisza i woda to pomaga, ale czasami właśnie wirusy, brak snu i ogólne przemęczenie uniemożliwia wyjście na basen.

    No i chwila z kawą też pomaga.

    Ja polecam kino, najlepiej z przemyconym w torebce ukochanym smakołykiem. Chodzę sama, na filmy które JA chcę obejrzeć i na 2 godziny zapominam o świecie. Pomaga!

    Ja ostatnio sie schowalam w tlumie m. Byl z tata po czym minelo moze 5 min jak z usmichnieta buzia od ucha do ucha. Blyszczacymi oczami przylecial i pow. “Szukalem cię ale moj radar cie namierzyl”i rece opadaja a serce, a ja mysle przetrwam.w koncu. Dam jakos rade????

    Mnie uskrzydla fotografia i gotowanie. Dziecię moje dopiero 11 miesiecy a ja chce z domu uciekać :/ odkad mała jest aktywna i bardziej absorbująca, nie mam czasu a raczej siły na swoje rzeczy…

    Ja siedzę ze swoimi dziećmi w domu już od ponad ( o zgrozo!) czterech lat. Przez te cztery lata nie ulotniłam się z domu sama na dłużej jak 3 godzinki. Kocham bardzo dzieci, uwielbiam być mamą ale od około pół roku zaczęło dziać się ze mną coś niedobrego. Ciągłe zmęczenie ( nawet jeśli noce przespane ciurkiem siedem godzin) znużenie, rozdraznienie, smutek a nawet rozpacz z byle powodu. Nic mnie nie cieszy i czuję się paskudnie sama ze sobą… Zdecydowałam się pójść na starz, osiem godzin, za biurkiem, ładnie ubrana i umalowana, wśród dorosłych osobników itp. itd. Jestem przerażona jak uda mi się to wszystko ogarnąć, Lila co prawda i tak chodziła do przedszkola więc dla niej nie będzie to jakaś szokująca zmiana ale Julek nie zostawał beze mnie nigdy dłużej jak na 3 godziny a tu perspektywa ośmiu z babcią… Ale jestem też podekscytowana i mam nadzieje że pozwoli mi to odzyskać pewność siebie i takie poczucie wartości które gdzieś tam podrodze się zgubilo… No i na samą myśl o tym wszystkim już tęsknię i mocniej kocham dzieciaki:)

    Dzięki Ci za ten tekst! Wielkie dzięki!
    Siedziałam z dwójką, tak na 100% przez 8 lat….aż w końcu wybuchłam i poszłam “porozmawiać o pracy”. Chyba Ktoś nade mną czuwał tam w chmurach, bo po 5 dniach byłam już zatrudniona. Nie spodziewałam się. To było jak skok na głęboką wodę. Przez pierwszy miesiąc stres zżerał mnie od środka, Następne trzy miesiące “wciągałam się” , więc dla rodziny byłam tylko w weekendy. Praca w pracyi po pracy-bo trzeba się wykazać. W końcu myślałam, że chyba się nie nadaję, bo albo 100% matka, albo 100% pracownik- nie umiem się dzielić.
    Ale od nowego roku zmniejszono mi zakres obowiązków-i złapałam oddech. Zaczęło być dokładnie tak, jak mówisz: trochę pracy, trochę pasji, reszta dla rodziny. Wreszcie zaczynam łapać równowagę. Wyciągam wnioski, bo tak jak piszesz: “spuściłam z tonu i jestem szczęśliwsza” 🙂
    Pozdrawiam

    A ja muszę powiedzieć że dla mnie najlepszy czas taki tylko dla mnie jest czasem gdy mogę sama bez dzieci wyskoczyć na zakupy,nawet te zwykłe spożywcze i spędzić godzinę czy więcej w ciągu dnia tylko ze sobą. Mam wtedy czas żeby pomyśleć, czasem zadzwonić do kogoś komu obiecałam telefon. Gdy tego czasu nie miałam przed ostatnie miesiące to czułam się tak jak opisujesz..jakbym jechała na rezerwie paliwa. A dokładaly się do tego ciągle jakieś choroby, które uziemialy mnie z dwójką dzieci w domu. Ja juz odliczam do wiosny! 🙂

    Dziękuję Aniu za ten tekst. Ja mam dzieci w wieku bardzo zblizonym do Twoich. Oglądając Wasze zdjęcia na insta, czytając bloga i zastanawialam się czy ze mną jest coś nie tak, że nie zawsze tryskam szczęściem macierzyństwa mimo, że kocham moje dziewczyny najbardziej na świecie. Bardzo chciałam drugiego dziecka, do tej pory miewam łzy wzruszenia w oczach z wdzięczności za to, że mam dwie wymarzone wspaniałe córki a jednak nie potrafię być mamą jaka w moich wyobrażeniach jest ideałem. Z nieskończoną cierpliwością, z pasja bawiaca się w Elsę i z uśmiechem podążająca za każdym ze stu pomysłów na godzinę, które ma moja starsza córka i do absurdalnych niekiedy fochów i napadów jęczenia i wycia. Moje dzieci a zwłaszcza starsza potrafią mnie tak wkurzyć, że cały dzień spedzony razem z nimi sprawia, że wieczorem jestem totalną dętką. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić bycia z dwójką w domu na codzień i zajmowania się tylko nimi. Kompletnie nie mogę wtedy z siebie wykrzesać tej energii i radości, mam poczucie, że rozładowują mi się baterie z każdą godziną; ) Jestem trochę sobą rozczarowana bo nie dorastam do swoich oczekiwań i wyobrażeń na temat tego jaką matką chciałam kiedyś być (zanim nią zostałam; ) Takie teksty jak Twój przynoszą mi naprawdę dużą ulgę bo przypominają, że większość z nas ma takie momenty wypalenia i jest mi z tą myślą dużo raźniej. Łatwo ulec pokusie porownywania się do “idealnego” życia wykreowanego na potrzeby bloga, instagrama i tym podobnych. Dziękuję, że jesteś autentyczna i że się podzielilaś z nami swoimi odczuciami. Trzymaj się dzielnie a wirusy niech uciekają i nie wracają! P.S. I nie dawaj za wygraną z treningami, to niesamowite jak bardzo potrafią poprawić samopoczucie! To też moja ukochana odskocznia i wentyl bezpieczenstwa ☺

    Ja uciekam w torty i tworzenie roznych rzeczy nie tylko slodkosci;) mam tez bardzo dobrego mez aktory po pracy zjada obiad a pozniej z checia zostaje z dziecmi a ja ide na kijki, pobiegac lub na jakies zajecia fitnes a np w ta sobote ide na caly dzien na kurs lepienia figutek z masy cukrowej;)

    Czasami jest naprawdę ciężko. Kochasz swoje dziecko najmocniej na świecie, ale nie potrafisz już tak bardzo wszystkiego przeżywać. Brakuje czasu, żeby pomyśleć, pobyć tylko ze sobą, swoimi myślami. Ja takiego wypalenia doświadczyłam po raz pierwszy po dwóch latach od urodzenia dziecka. Wcześniej wszystko tak bardzo mnie cieszyło, angażowałam się w 100%. Rozumiem wypalenie jako utratę spontaniczności, energii, entuzjazmu. Jesteś z dzieckiem, ale jakby obok (czasami nie masz siły we wszystkim uczestniczyć, tylko patrzysz, cieszysz się, że ono jest i każdego dnia się zmienia). To smutne, ale jeśli w takiej chwili nie nastąpi porządna regeneracja psychofizyczna, to może skończyć się depresją. Bo kto zawalczy o nas, jeśli nie my same? Kto uwierzy za nas we własne siły?

    Dzięki Aniu za ten post!Już mi lepiej:) Sen-to krótki (zwykle przerywany) odpoczynek od trójki dzieci ;/ Spokojnej nocy!:)

    Aniu, mamy dzieci w tym samym wieku;) z dziećmi przeważnie cały dzień jestem sama, wieczorem pomaga mi mąż. Często się czułam tak jak Ty, dopóki nie wylądowaliśmy na początku roku w szpitalu. Mieliśmy być tylko na chwilę, potem było 5 dni, 7 dni… 10-ego dnia Mała dostała zapalenia płuc co oznaczało dodatkowe minimum 7 dni w szpitalu. Nigdy tak długo nie widziałam starszej córci. Trudno było się wymienić, mąż w pracy, woził i odbierał starszą… Bez niczyjej pomocy, jak zwykle sami… Od tej pory nie przeraża mnie siedzenie w domu z chorym dzieckiem, na co często narzekałam. Wszystko jest lepsze od szpitala. Najlepiej jest w domu, w swoich ścianach, gdzie możesz spokojnie posadzić dziecko na podłodze (kto się odważy w szpitalu? :)) Ilekroć jest mi ciężko wspominam pobyt w szpitalu, i wiem że gorzej być nie może, że dam radę. Oczywiście trzeba mieć odskocznię dla zdrowego funkcjonowania. Ja jej nadal szukam.
    P.S. Twojego bloga, jako jednego z nielicznych, bardzo lubię i cenię. I mam nadzieję że znajdziesz siły na następne posty, bo zawsze na nie czekam. Z kubkiem kawy;)

    Są chwile kiedy macierzyństwo jest dla mnie synonimem koszmaru, zniewolenia, bezsensownosci….. trzymam się jednak hasła, że czas gra na moją korzyść…. :). Czy wolne chwile podczas których spotykam się z koleżankami, chodzę do kina etc są w stanie zrekompensować mi notorycznie odczuwane zmęczenie… nie!

    Dla mnie codzienną ucieczką jest poranny ( kiedyś znienawidzony) i popołudniowy spacer z psem. Rano mąż ma dodatkowe 15 minut w łożku, a po południu od razu przejmuje wytęskniony córę, a ja uciekam z psem.

    Jakbym czytała o sobie… Mój syn też ma obecnie 9 miesięcy i ciągły katar bo starsza córka przynosi paskudztwa ze żłobka… Więcej siedzę z dwójką niż z jednym bo starsza ciągle chora. Inhalacje, odsysanie glutów, antybiotyki, probiotyki, zero spacerów, odkurzacza i katarka nawet nie chowam. Wstaję w nocy do jednego i drugiego. Jak żyć?! A dziś weszłam do pokoju po położeniu na drzemkę malucha, a córka jedząc zupę wyjęła 150 chusteczek z pudełka i wytarła do sucha miskę, łyżkę, stół… Aż się popłakałam jak to zobaczyłam… Oby do wiosny!!!

    Muszę przyznać, że zdecydowanie lepiej znosiłam te pięć lat w domu z różną ilością dzieci na stałę, niż powrót do pracy i opieka nad dziećmi… teraz mam zdecydowanie więcej takich momentów, kiedy potrzebuję być tylko sama ze sobą. Co więcej, łapię się na tym, że faktycznie uciekam od dzieci zostawiając je z tatą. Od powrotu do pracy jestem typowym “krótkolontowcem”… wiec czasem sobie myślę, że lepiej wyjść gdzieś sama z sobą, niż co chwilę wybuchać na dzieci – zwłaszcza, że Młodsza również odreagowuje na mnie swoje pójście do przedszkola i fakt, że nie jest ze mną przez cały dzień. Kocham moje dzieci ponad wszystko, ale połączenie pracy w korporacji z wychowywaniem jest jakimś mega wyzwaniem…
    Też się pocieszam, że do wiosny już jest bliżej niż dalej 😉
    Pozdrawiam! M.

    Ja mam grupę wsparcia w postaci kumpelek! Wszystkie jesteśmy Mamami, niestety przez wirusy, w sezonie zimowym prawie w ogóle się nie spotkamy nie mniej jednak dzwonimy, piszemy do siebie, słuchamy się i wspieramy! Szczególnie gdy trzeci tydzień z rzędu nie wychodzisz z domu bo wirus atakuje po kolei wszystkich domowników, a Ty marzysz już tylko żeby znaleźć chęci, czas i siły do umycia głowy…

    U mnie jest tak, że z wyboru jestem z córeczką do czasu, aż pójdzie od września do przedszkola. Wtedy wróce do pracy. Córeczkę urodziłam w wieku 42 lat, wiele lat o nią się staraliśmy i ciagle nie mogę się nią nacieszyć.
    Nie mam w pobliżu babć, cioć, wujków itp. do pomocy, bo mieszkają daleko. Kiedy bywa, że mąż musi zostać dłużej w pracy, tym samym przedłużają się moje godziny sam na sam z dzieckiem kosztem mojego wolnego czasu, który i tak często przeznaczam na sprawy domowe i te związane z wychowywaniem dziecka. Na pasje i chwile tylko dla siebie bywa, że nie starcza już albo czasu, albo sił.
    Musiałam znaleźć coś, co pozwoli mi na totalną odskocznię od zajmowania sie dzieckiem i domem.
    Czyli:
    – wyjście z domu.
    – wyjście do ludzi.
    – wyjście tam, gdzie chociaż przez chwilę myśli będą mogły wyłączyć się od ciagłego warkotu pamiętania, że teraz to, tamto, idziemy tam , robimy tak, dzisiaj inaczej itd…
    – wyjście tam, gdzie myśli chociaż na chwilę oderwą się od tematu DZIECKO (czyli starzy dobrzy znajomi odpadają)
    – wyjście tam, gdzie chociaż przez chwilę zmęczona głowa wejdzie w tryb resetu i relaksu
    – zrobienie czegoś tylko dla siebie, skoro całymi dniami troszczę się o innych
    – zrobienie czegoś innego, czegoś nowego
    Wykupiłam karnet na zajęcia w klubie fitness: JUMP na trampolinach, żeby wyskakać cały stres minionego dnia i nabrać dużo pozytywnej energii.
    Wykupiłam karnet na zajęcia w drugim klubie fitness: LATINO DANCE & SHAPE, aby poczuć się bardziej kobieco i wyrzeżbić sylwetkę.
    Odżyłam! To uzależnia! Po powrocie za każdym razem odliczam dni do kolejnego treningu o godz. 20-ej.
    Czuję się naprawdę super. Mam dużo energii na każdy kolejny dzień, robię coś tylko dla siebie, wyłączam się od spraw domowych zaledwie na godzinę, a po treningu czuję się tak, jak gdyby nie było mnie całe popołudnie.
    Wcześniej ćwiczyłam w domu.
    Ale to tak, jak gdyby ktoś po całym dniu pracy chciał odpocząć w pracy.
    Wcześniej wychodziłam sama po prostu się przejść. Ale wtedy najlepiej mi się myślało właśnie o tym, o czym przez chwilę chciałam nie myśleć.
    Dodatkowo zapisałam się jeszcze na kurs szycia. Żeby nauczyć się czegoś nowego, żeby robić coś innego. Wymyślam sobie co chcę uszyć i uczę sie jak to zrobić.
    Przy okazji plotki w miłym towarzystwie.
    W sumie wychodzę w poniedziałki, środy, czwartki i piątki.
    Córeczka juz śpi, a mąż w tym czasie chetnie odpoczywa w domu po całym dniu pracy i pilnuje córeczki.
    Ja, dla odmiany potrzebuję pobyć poza domem.
    To tylko godzina poza domem. A działa cuda.
    Nawet kiedy się nie chce wyjśc z domu, wychodzę, Bo wiem, jak fantastycznie czuję się po powrocie.
    Polecam każdemu!
    Najdziwniejsze jest to, że zanim zapisałam się do klubów fitness, rozważaliśmy z mężem zatrudnienie opiekunki na dwa dni w tygodniu chociaż na kilka godzin, bo zwyczajnie chwilami miałam już dosyć.
    Teraz, opiekunka nie jest juz nam potrzebna 🙂 Mam wystarczająco energii na cały dzień i odskocznię by nabrać zdrowego dystansu do swojej pracy pt. wychowywanie córeczki.

    Rety…a już myślałam, że jestem złą matką bo mam czasami ochotę rzucić to wszystko w pieruny… Tak, czasami mam takie dnie. Ponad rok już siedzę w domu. Gdzie sprzątanie, gotowanie i opieka nad moim Synem to jedyna rozrywka, której Niemąż wciąż mi dokłada “Misiu a może zrobiłabyś pierogi skoro i tak siedzisz z Małym w domu…” Super. Jakbym siedziała bo tak mi się widzi… Ale od tygodnia Mały zaczyna żłobkowanie, ja mam nadzieję zacząć Swoje życie. Znaleźć pracę i znaleźć siebie. Wciąż będę matką, dla mojego Syna najlepszą ale jak mówią Szczęśliwa mama to i dziecko szczęśliwe. Tak właśnie będzie… Dzięki Ci za ten wpis!

    Dołączę do podziękowań za ten wpis. Ufff, dobrze wiedzieć, że nie jest się samemu. Dwa miesiące temu urodził się nam drugi syn. A od września starszy zaczął chodzić do przedszkola. I mamy mały armagedon, bo nie dość że adaptacja przedszkolna przebiega dużo wolniej niż normalnie, to jeszcze adaptacja do bycia starszym bratem nie przebiega praktycznie wcale, a najczęściej jesteśmy w trójkę w domu, bo kolejna zaraza przyniesiona z przedszkola wszystkich nas dopada. I wczoraj myślałam już, że włożę buty, wyjdę i nie wrócę. I wiem, że powinnam wyjść z domu i wyczyścić umysł choć na chwilę, ale na razie nie udaje się i nie mam już skąd czerpać…

    Ja momentami chciala bym byc bezdzietna. Byly by wakacje kilka razy w roku czas na czytanie ksiazek. nie musiala bym sie martwic co na obiad. raz w tygodniu zrobic pranie…
    A tak tylko wymyslam co tu ugotowac , piore gotuje sprzatam zmywam 3 razy dziennie podloge…
    Nawet nie odczulam tego ze czasem przychodzi pani posprzatac mieszkanie.

    A ja myślałam, że tylko ja mam “taki” problem…..
    Dziewczyny, siedzę w domu już 6 rok! Na początku zaraz po urodzeniu dziecka pracę brałam do domu, ale gdy córka nauczyła się co to są kredki i zaczęła malować moje mapy A0 (drogie jak pierun) to projekty zmieniły się tylko i wyłącznie na wersje elektroniczne. Niestety im większe dziecko, tym bardziej absorbuje naszą uwagę i tak musiałam z pracy zrezygnować. Później podchodziłam do tematu jeszcze kilkukrotnie, ale niestety nie mogłam być dyspozycyjna w 100% – więc musiałam podjąć trudną decyzję i zrezygnowałam z projektów definitywnie 🙁 (jeśli nie mogłam odebrać telefonu, być na spotkaniu ani jechać by wyznaczyć trasę – to oznaczało, że nie mogę się tym dłużej zajmować). I tak teraz mam dwoje dzieci, i zero czasu dla siebie! Chyba popadam już w nerwicę niestety (4 ściany, opieka nad dziećmi 24/24 i brak kontaktu ze światem…) Do niedawna prowadziłam dwie firmy (swoją i Męża) ale teraz czuję się jak stara zapuszczona baba a nie kobieta w wieku 33 lat….
    Przykład : siedzimy oboje z Mężem w pokoju i przychodzą dzieci od razu z przedpokoju słyszę “mamo..mamo!”(i tutaj 1000 problemów wypowiadają jednocześnie) – tak jakby ich Tata był niewidzialny – też tak macie?
    W nocy śpię, ale jednocześnie czuwam…Wstaję by :sprawdzić czy są przykryte, czy nie jest im zimno albo za gorąco, by pocieszyć gdy coś im się śniło i płaczą .
    I najgorsze jest to, że gdy teraz dzieci idą do szkoły wydawać by się mogło,że będę miała więcej czasu dla siebie i będę mogła wrócić do projektów – ale codzienne odwożenie i przywożenie ze szkoły, odrabianie lekcji, nauka piosenek, wierszyków, liczb, literek , ich : angielski, taniec, basen, dentysta, lekarz – ciągle coś….a czasu dla siebie nadal brak!

    Aniu, trzymam kciuki, żeby słońce zaświeciło jak najprędzej! 🙂 Mnie też jakiś czas temu dopadł kryzys. Od tamtej pory mam “umowę” z mężem, że dwa razy w tygodniu wychodzę na rower. Ze względu na zimę zazwyczaj dojeżdżam tylko do jakiejś kawiarni, siedzę tam 2 godzinki z gorącą herbatą i ciachem i myślę o wszystkim, tylko nie o dzieciach 😉
    A poza tym codziennie zarówno mnie, jak i córce zdarzają mi się mniejsze kryzysy w okolicach godz. 16-17. Tak działają nasze wewnętrzne zegary 😉 Wtedy zazwyczaj staram się zmienić otoczenie: wychodzimy na krótki spacer w wózku lub nosidle, chociażby do osiedlowego sklepu, żeby tylko przetrwać tą najgorszą godzinę 😉 Potem mąż wraca z synem z przedszkola i już jest lepiej.
    Dla mnie też blogowanie jest taką odskocznią. Żałuję, że nie miałam bloga kiedy pierwsze dziecko było małe, bo wtedy uciekałam w pracę zawodową i mam wrażenie, że trochę się już wypaliłam w mojej branży 🙁

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

Bądź z nami na bieżąco
Dołącz do nas na Facebooku
NEBULE NA FACEBOOKU
Możesz zrezygnować w każdej chwili :)
close-link