fbpx

Wyższe dobro

Rodzicielstwo to nie tylko uśmiechy z rana i gilgotanie w stopy. Czasami jako rodzice stajemy w obliczu spraw trudnych, dla nas i dla dziecka. Głowimy się jak to będzie dalej, zastanawiamy się jak dany problem wpłynie na naszą rodzinę. Martwimy się jak sobie z tym poradzić i szukamy pomocy.

Najczęściej po wizytach u specjalistów mamy już wytyczoną konkretną ścieżkę i mamy nią tylko podążać. To “tylko” to w wielu przypadkach jest “aż tyle”, bo dziecko nie współpracuje. I co dalej? Wiemy, że jeżeli nie będziemy stosować się do zaleceń to sytuacja zdrowotna nie ulegnie poprawie. No i jak sobie z tym poradzić?

Staramy się wychowywać córkę poprzez przykłady, tłumaczenie, naturalne konsekwencje, a nie zakazy, nakazy, kary i nagrody. Wymaga to od nas naprawdę wielu wysiłków i często nam ręce opadają od tłumaczenia. Milion razy miałam już chęć odpowiedzieć “bo tak” i uciąć dyskusję, bo już naprawdę brakuje mi argumentów. Jednak wiem, że takie ucięcie i pokazanie swojej wyższości nie pomoże jej zrozumieć danego problemu. Za jakiś czas dana sytuacja powróci ze zdwojoną siłą.  

Naturalne konsekwencje również u nas działają.

A czym są? Naturalne konsekwencje są rezultatem działania lub braku działania bez interwencji dziecka. Na podstawie własnych doświadczeń uczą się jak zbudowany jest ten świat. “Nie założysz czapki to zmarzną Ci uszy”. Ot i cała filozofia. Widzimy przyczynę i skutek.

Najlepiej jednak działa w sytuacjach obecnych. Dziecku ciężko będzie zrozumieć skutek, który będzie za 2 miesiące. Wraz z wiekiem oczywiście będzie lepiej kojarzyć fakty, ale im mniejsze dziecko tym czas ma być krótszy.

Wracając do tematu. Jak w takim razie 2-3 letniemu dziecku wytłumaczyć, że np. musi nosić okulary? Okulary nie są korekcyjne tylko terapeutyczne. Bez nich jak na złość widzi o wiele lepiej. Ma je nosić od rana do wieczora, a robić tego nie chce.

Nie działają prośby.

Nie działa tłumaczenie, bo dziecko nie jest w stanie zrozumieć, że noszenie okularów jest koniecznością, która zaprocentuje w przyszłości. A może nawet uniknie operacji.

Naturalne konsekwencje tutaj zupełnie nie działają, bo dziecko tego nie zrozumie, że bez okularów oczy nie ćwiczą.

Nie działają groźby (TAK. DOBRZE CZYTACIE. Postawiona pod murem muszę stosować takie metody jako  wyższe dobro. Nie mogę pozwolić na to żeby tylko i wyłącznie przez bunt i postawienie się nam miała poważne konsekwencje zdrowotne)

Działają szantaże

Tak, dokładnie. Mam z tego powodu wyrzuty sumienia, ale wciąż jest to dla mnie dobro wyższe i wiem, że jeżeli tylko to działa to muszę to kontynuować. Dla jej dobra.

Jak tylko widzę, że idzie do mnie bez okularów jest postawiona w sytuacji alarmowej. Ciśnienie podnosi się, a już jestem bojowo nastawiona i tylko myślę co tym razem zaproponować.

Czasami są to aktywności. “Załóż okulary i idziemy się bawić”.

Staram się nie formułować negatywnych komunikatów “Jeżeli nie założysz okularów to nie pójdziemy na podwórko”, bo jednak tak brzmi to gorzej.

Czasami jest to słodycz “Załóż okulary i idziemy po lizaka albo tiktaki”, a czasem bajka “Załóż okulary i włączamy bajkę”.

Zazwyczaj to działa, jednak nie czuję się z tym dobrze. Mam  poczucie, że wyższe dobro ma tu większe znaczenie.

Ale wiem, że nigdy nie użyję siły.

Komentarze

    Dzięki za artykuł. My mamy problem ze smarowaniem rąk. Młody ma AZS i często rany na rękach. Nie pomaga tłumaczenie, nawet zakażenie wału paznokciowego i złażenie paznokcia nie pomaga. Nie pomagają karteczki motywacyjne i wkładanie przypominajek do plecaka. Ręce i piersi opadają. Jedyne co działa to solidny opiernicz (tak, nie jestem z tego dumna) i szantaż.
    Czas spróbować Twojej metody, tylko o ile w domu mogę ją zastosować to już w szkole nie bardzo, a na tym nam najbardziej zależy. Może masz jakiś pomysł?

    Oj, ciężkie są te tematy… A może poprosić Panią o dyskretne przypominanie? A ile syn ma? Te tematy są tak delikatne, że nie znając dziecka ciężko jest cokolwiek radzić. Metoda prób i błędów jedynie może zadziałać.

    Młody ma 7 lat. Nie wyobrażam sobie, żeby Pani w szkole przypominała mu o takich rzeczach, ponieważ w klasie jest 25 dzieci.
    W przedszkolu rzeczywiście mieliśmy z Panią taką metodę, ale efekt był taki, że jak Pani przypomniała to posmarował, a to chodzi o to, aby sam o tym pamiętał.

    Masz rację! Jedyne co mi przychodzi do głowy to jakiś elektroniczny przypominacz, ale przecież w szkole nie można używać takich sprzętów. Pomyślę jeszcze:)

    u nas początki były bardzo trudne okulary były często zdejmowane, do momentu pójścia do przedszkola gdzie każdy zachwyca się jej okularami łącznie z najlepszym kolegą 🙂 teraz okularów nie zdejmuje a plasterki klei codziennie (niestety bajka tylko w plasterku) mam nadzieje ze to pomoże uniknąć operacji

    Plasterki to już dawno u nas są beee. Ale na szczęście po wczorajszej wizycie u prof. mamy trochę inne zalecenia.

    Ehhh…znam to 😉 Ola gdy miała rok i osiem miesięcy zachorowała na cukrzyce insulinozalezną ( typ1), która jest bardzo ograniczającą dysfunkcją a insulinoterapia narzuca niepojęty nieraz dla dziecka reżim … Ale co zrobić ?! – taki los…trzeba zaakceptować i robić wszystko, aby na codzień okiełznać bestię i nie doprowadzić do zagrażających życiu powikłań w przyszłości … Tylko jak to wytłumaczyć maluchowi ?! Szczególnie gdy terapii towarzyszy fizyczny ból i psychiczne dręczenie ( nie można zjeść gdy jest sie głodnym przy wysokim cukrze – trzeba poczekać aż zadziała insulina – czasem 2-4h… Wszystko ważyć i przeliczać – zero spontanicznego podjadania przy wspólnym gotowaniu w domowej kuchni ( permanentnie jestem punktowana za próbowanie z garnka – dlaczego ja mogę obliczać łyżkę z miodu, a ona nie itp…) Jest ciężko przede wszystkim psychicznie , bo mimo reżimu i nieskończonej sie kontroli 24/7/365 i tak przez całe życie (!) – staramy sie żyć na ile to możliwe normalnie i nie dawać odczuć Oli na co dzien, ze jest chora/inna/niepełnosprawna . Ale tak jak piszesz – nie obce są nam fazy/dni/okresy buntu – “nie i koniec !” – a tu nie ma takiej obcji, bo 4h bez insuliny i lądujemy w szpitalu z kwasicą ketonową, a w dłuższej perspektywie w śpiączce(!) – za nic w świecie nie chce straszyć dziecka szpitalem czy śmiercią (!!) rozumiem bunt przeciw bolesnym procedurom, które i tak znosi niezwykle dzielnie ( zmiany wkłuć , dzieki którym z pompy do organizmu dostaje się insulina; 10-15/dobę mierzenie cukru z pokłutych na maxa paluszków , zabiegi pielęgnacyjne itp itd…) ale z drugiej strony jest to “dobro wyższe” czyli zdrowie/życie , które dla dzieci jest totalną abstrakcją, a nam – rodzicom- spędza sen z powiek…:( przyznam, ze nie mam dobrego patentu na kryzysowe sytuacje – najcześciej próbuje rozmawiać ( teraz Ola ma juz 5.5roku wiec mogę !) – jest nadwiek rozsądna i dojrzała , co jest prawdopodobnie bezpośrednia pochodna choroby przewlekłej i wcale nie jest to dobre/zdrowe wbrew pozorom… Często samo wygadanie sie , wypłakanie – wylanie żalu i nasza rozumiejąco-wspierająca postawa wystarczą… Czasem sami zakładamy sobie wkłucia /pozwalamy Oli mierzyć nam cukier ( Tata Oli podłączył sobie kiedys nawet ciągły monitoring glikemii zeby Oli było raźniej ! 😉 ) odmawiamy sobie posiłku, gdy ona nie moze akurat jesc itp – i widzę, ze to doraźnie pomaga… Na dłuższa metę potrzebna jest niestety świadomość konsekwencji ewentualnego zaniedbania, ale to nie powinno byc zmartwienie naszych dzieci poki co tylko nasze! – one pomimo swoich chorób czy ograniczeń powinny żyć spokojnie bez strachu o przyszłość – to nasza rola stać na straży codziennej rutyny/profilaktyki – nie obciążać tym emocjonalnie naszych milusińskich, choć wiem jak to trudne :/ i tak! – gdy Ola była młodsza często sięgałam do przekupstwa ( cieżko od 2 latka wymagać wyrozumiałości !) – bajki, czekoladki, wspólne czytanie – zauważyłam, ze dobrze jest w takiej sytuacji dać dziecku wybór ( na ile to możliwe oczywiście!) np zeby przyspieszyć akcję zmiany wkłucia pytam Olę gdzie tym razem robimy – ręka czy noga np i która itp ? – dzieci często to “kupują” bo czują, ze to mimo wszystko ich wybór i ze mają jednak nad sytuacja kontrolę ?? czasem wybór jest bardziej “brutalny” w stylu:” zmieniamy wkłucie, dajemy korektę i jemy obiad czy idziesz sie bawić bez jedzenia??” ? ( dodać muszę, ze w naszym przypadku każde jedzenie to święto , wiec po oporach z reguły działa ?) – i mimo, ze Ola bardzo dobrze zna mechanizmy swojej choroby/dysfunkcji – zna przyczyny , skutki i wie, ze wspólnymi siłami staramy sie zastąpić jej trzustkę, która została zniszczona w procesie autoimmunologicznym ( rodzice wraz z pompą insulinową to rodzaj “sztucznej-zewnętrznej trzustki” dla małego człowieka ) , to i tak buntuje się nieraz pewnie dla samej zasady badania granic i ćwiczenia nas – rodziców – jak to 5latki generalnie mają w zwyczaju…! ???

    Bardzo dziękuję Ci za ten komentarz. Jesteście niesamowici! Wiem jednak, że wielu rodziców postawionych w takiej sytuacji również by sprostało, bo myśli się o celach nadrzędnych. Cieszę się też, że z wiekiem jest lepiej. Przesyłam moc uścisków! p.s. znacie bloga blog.lifenotes.pl?

    Oj tak…niestety, kolejna świeża historia…? Śledzimy od poczatku i z całego serca wspieramy Ninkę i wspaniałych Rodziców !! ❤️ ( niemal codziennie na nasze forum trafiają nowi rodzice – to straszne jakie żniwo zbiera ta choroba ? – 20tys dzieci w Polsce – 400-500 nowych przypadków rocznie… Plaga!! – znak czasów, cena obecnej cywilizacji … ?)

    I TAK!! – ze smarowaniem dłoni rowniez mam problem!!! – Ola tego nienawidzi ( mam wrażenie, ze bardziej niz kłucia!!! ?) a jest to niezbędny element terapii, bo AZS to tez autoimmunologia niestety i nam nie odpuszcza 🙁 ale tak jak w domu mam nad tym jako tako kontrole , tak w przedszkolu nie ma takiej opcji- i tak wdzięczna jestem ze panie po 2 latach naszego koczowania na przedszkolnym korytarzu odważyły sie w końcu ważyc posiłki i podawac insulinę wedle naszych codziennych wytycznych !! – kremy i inne zabiegi pielęgnacyjne-lecznicze juz im odpuszczam) Niestety, Ola sama z siebie – nawet po przypomnieniu czy wyraźnej prośbie – rąk NIE posmaruje, bo tego nie znosi…! ?

    Agata, a cos takiego zeby. W jedno pudeleczko do szkoly wlozyc krem i np. Trzy cukierki albo 2 cukierki i ciastko i umowic sie, ze zjada jedno i smaruje przy okazji i tak na 3 przerwach? Moze to pomoze wyrobic nawyk smarowania? Ciezka sytuacja.

    a skoro widzi bez okularow dobrze, to skad wiedzialas ze cos jest nie tak i zeby isc do lekarza?

    A ja bym chyba zainwestowala w zerówki 🙂 serio..pierwsza rzecz jaka mi przyszła na myśl czytając post. Wybierzcie się razem na takie dziewczyńskie zakupy do optyka i niech Lila doradzi, poczuje sie doceniona no i będzie to kolejna rzecz którą dzieli z mamą-okulary.
    Bratowa ma córeczkę z problemami ze wzrokiem ale juz powoli z tego wychodzą. Teraz ma 5 lat ale między 2 a 4 r.ż. zmuszali i odbierali przywileje jeśli je zdejmowala albo nie chciala dac zakleic oka..z bolem serca to robili ale zdrowie to wyższe dobro i kiedys bedzie im za to wdzięczna- miala wadę rzędu 10 dioptrii w jednym oku a drugie (dominujące)bylo o wiele lepsze przez co nie widziała najgorzej bez okularków. Wiem ze teraz jest lepiej dzięki ich konsekwencji.
    Trzymam kciuki i wspieram jako mama,bo wiem ze nie jest to latwe, ale nie warto się zadręczać wyrzutami sumienia.
    Pozdrawiam,
    Aneta

    Mó mąż nosi cały czas okulary.
    Zaklejał sobie tez oko. To nie pomaga.

    Ja nie wiem czy da się wychować dziecko bez kar, nagród, gróźb i szantażu. U nas jest wszystko.Czasami jak już nie dajemy rady to nawet krzykniemy. Wiem ze to jest be ale emocje biorą górę a moje dziecko jest wyjątkowo charakterne. nauka używania nocnika była za nagrody, branie leków było za nagrody, ćwiczenia logopedyczne były za nagrody. Potem wszystko stało się normalnymi czynnościami – ale zaczynaliśmy od nagród. Kary też są- kiedy nie działa rozmowa i przekonywanie- wtedy jest kara za jakieś złe zachowanie. Np zakaz bajek w tv w danym dniu lub zakaz jedzenia słodyczy. Obie jesteśmy konsekwentne- ja nie odpuszczę- nie skracam kary, zawsze musi być do końca, a moje dziecko kochane częstowane słodyczami przez dziadków odmawia i mówi że nie może bo ma karę. Jestem straszna? Teraz mamy kryzys przedszkolny- nie chce jej się wstawać ubierać i chodzić do przedszkola- mówi że tam jest nuda. Macie jakis sposób na to?

    Byc może się naraze moimi wątpliwościami, ale jestem ciekawa Twojego i reszty zdania. Dotyczy uzywania sily… mam znajomych prawicowych z trójką dzieci, stosujących Rb nie wiedząc nawet, ze coś takiego jest. Robia to intuicyjnie. Bije od nich cieplo empatiai szacunek. Są otwarci, komunikatywni i szczesliwi ze sobą. Potrafia konstruktywnie rozwiązywać problemy i dostosowywac sie do sytuacji kiedy trzeba. Z drugiej strony obserwuje znajomych dyskutujacych z dziecmi, przekupujacych i odwracajacych ich uwage. Chcieliby stosować rb, ale im to nie wychodzi. Pierwsi znajomi przyznaja, ze jak dziecko jest male a musza cos zrobic to nie dyskutują tylko ubieraja je i wychodzą , szanując ich frustracje. Drudzy znajomi robią wszystko, aby siły nie użyć. Ale jak patrze na tych dorosłych to bardziej poukladani i ze zdrowszym podejsciem do zycia są ci pierwsi. Nawet Juul pisal, ze “juz z dwuletnim dzieckiem można tak rozmawiac” no właśnie a co wczesnie? Kiedy dziecko wyczuwa zdenerwowanie doroslego ale nie wie o co chodzi. Czy nie bierze tego do siebie? Moze lepiej na spokojnie ubrać i nie dyskutować? Nie wiem. A jeszcze bardziej namieszala mi w glowie książka Żyć w rodzinie i przetrwać-Skynner i Cleese. W ktorej dowodza, ze w pewnym wieku (0-3) odpowiednia dawka dyscypliny jest konieczna, gdyz wtedy dziecko wyrasta na człowieka, który potrafi dostosowywac sie do życia i wzrasta jego elastyczność. Abstrahujac od Twojego tekstu, co myślicie na ten temat? Bo im bardziej obserwuje otoczenie tym bardziej ta zasada sie potwierdza…

    Agnieszko, bardzo ciekawy temat poruszyłaś. Ja ostatnio dochodzę do wniosków, że jednak te wszystkie książki i poradniki mieszają rodzicom w głowach. Ja nie jestem w 100% za żadną z teorii. Postępuję intuicyjnie w wielu sytuacjach i nie zastanawiam się czy to zgodne z RB, Montessori czy Juulem. W wielu kryzysowych sytuacjach właśnie tak postępowaliśmy, są zasady, których nie naginamy i koniec. Zdarzyło nam się również wbrew Lilce zakładać jej buty, a nie czekać aż je w końcu założy. Myślę, że dyscyplina, a raczej wolę mówić na nią “granice” są bardzo potrzebne. Ja każdej rzeczy nie przegaduję z Lilką, bo bym chyba oszalała. Również sądzę, że dzieciom potrzebna jest taka odgórna decyzyjność w wielu kwestiach. Daleko mi jest do rodzica- kumpla, który cały czas daje wybór.

    Jak zwykle pokazuje pani moim zdaniem jak madra kobieta i swiadoma, odpowiedzialna mama pani jest 🙂

    Przy pierwszym dziecku bylam dosc wyluzowana. 🙂 jedyne co czytalsm to jsk sie nim zajac 😛 gdy kolo 10-11 ms pojawily sie problrmy ze snem. Nie mialam pojecia o skokach. Sxukslam pomocy, bo wracalsm do pracy, zaszlam w ciaze i juz nie dawalam rady 🙁 siegnelam najpierw po TH 🙂 otworzyla mi oczy na kilka speaw. Dzieki niej inaczej spojrzalam na moje dziecko, ale nie 🙂 zadnych metod nie stosowalam 🙂 pozniej zapragnelam wiecej…
    Pojawily sie tez blogi. Kika, ale hednsk.
    zaluje! Zaluhe czasu na czytanie niemal tego wszystkuego, zaluje tych nerw i stresiw. Wczesniej nigdy nie podnioslsm glosu na dziecko i nie dlatego, ze vadania mowia to czy tamto… do tego doszlo edukowanie dziecka, bo bedzie gorsze… a ja w ciazy, ogromna, ciezka, kp i do tego z naprawde szalejacymi hormonami 🙁
    Stracilam pewnosc siebie, zaczelam wciagacw to meza kiedy on jest super ojcem sam z siebie 🙁
    A to co czytam nie raz na grupie rb… normslnie jak sekta. Szkoda 🙁
    Nikt nie zna naszych dzieci tak jak my znamy. Nikt tez nie jest taki sam. To ze Juul chcisl byc takim a nie innym ojcem, nie znaczy ze takim chce byc moj maz czy ja matka.
    I tak sobie mysle jak wielokrotnie musialsm nie byc soba, byc nienaturalna a moje biedne dziecko na to patrzylo :/

    Żyjąc w czasach w jakich żyjemy, wychowani przez naszych rodziców powielamy masę błędów nieświadomie, działamy sztampowo. Ze swojej strony polecam książkę “jak mówić żeby dzieci nas słuchały”. Ale jest wiele ciekawych tytułów godnych polecenia. Jednak wychowanie dziecka jest sztuką a nie nauką i o tym nie należy zapominać, bo gotowej recepty nie ma. A na koniec ”kontrowersja” – jeżeli powtórzyłeś dziecku coś 100 razy a ono dalej nie rozumie… To które z was wolniej się uczy??

    Aniu przepraszam, ze tak nie w temacie. Ale robisz piekne zdjecia, a jestem na etapie szukania aparatu.. Mogłabys powiedziec jaki masz model? Z góry dziekuje. Karolina

    Oj dziękuję! Ale miło mi się zrobiło. Zdjęcia robię Nikonem D7100 najczęściej obiektywem 1,8 35mm.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

Bądź z nami na bieżąco
Dołącz do nas na Facebooku
NEBULE NA FACEBOOKU
Możesz zrezygnować w każdej chwili :)
close-link