kontakt i współpraca
Na wiosnę czekam z utęsknieniem od 1 marca. Codziennie mam nadzieję, że to już! Wypatruję promieni słonecznych i pączków na drzewach. Szczególnie dziś, kiedy spadł śnieg myślę intensywnie o tym czasie i wizualizuję nasze wiosenne spacery.
W ubiegłym tygodniu zrobiłam porządki w szafie i sprawdziłam, czego mi brakuje na nadchodzące miesiące.
Udało mi się załatwić też dla Was zniżkę na 15% (na nie przecenioną kolekcję), hasło: nebule2018, ważny do 20 kwietnia na stronie https://www.crocs.pl.
Lekka spacerówka rozkładana na płasko Easywalker Buggy XS to nowość, która niedawno pojawiła się w Polsce. Mamy okazję testować ją od ponad 2 miesięcy i dziś napiszę Wam o tym, jak nam się nią jeździ.
Spacerówka zazwyczaj jest drugim wózkiem, na który się decydujemy i tak jak obserwuję swoje wybory i moich przyjaciółek to widzę dwie ścieżki:
Każdy ma inne wymagania i potrzeby, dlatego nie mogę powiedzieć, że są wózki idealne dla wszystkich. Niektórzy lubią mieć duży wózek, którego nigdy nie składają i nie wkładają 4 razy dziennie do bagażnika. Jeżdżą po wertepach i nie zależy im na lekkości.
Ale jeżeli szukają lekkiego wózka, który idealnie sprawdzi się w mieście i na wyjazdach to warto przyjrzeć się tej: Easywalker Buggy XS jest wózkiem bardzo niepozornym, ale wartym uwagi.
Easywalker ma wiele zalet, które sprawiają, że używa się go wspaniale.
Zacznę od wymiarów po złożeniu i samego sposobu składania, bo to jest NAJWIĘKSZY ATUT tego wózka:
Idealnie się nadaje do małych bagażników, bo zajmuje niewiele miejsca i z tego jestem najbardziej zadowolona. Jak się go rozkłada? Zobaczcie poniżej. Odblokowuje się blokadę z boku i trzymając przycisk na rączce się go rozkłada.
Jest to wózek idealny na podróże, bo zajmuje niewiele miejsca, można dokupić do niego torbę, z której my korzystaliśmy na lotnisku. Wózek składa się do niewielkich wymiarów, wkłada do torby i można powiesić go na ramieniu.
On naprawdę jest tak lekki, że bez problemu można go nieść w torbie na ramieniu. Jeżeli musicie wózek wnosić po schodach to jest pod tym względem idealny. Można go trzymać za rączkę i wnosić, do tego jest tak skonstruowany, że rzeczy z organizera nie wypadają, co mi się zdarzało przy innych wózkach. Kilka razy niosłam wózek z Julkiem po schodach i bez problemu dałam radę.
Stelaż wózka jest bardzo stabilny, nie zdarzyło się żeby pusty wózek np. z torbami na rączce się wywrócił (co zdarza się przy Maclarenach). Do tego jest zwrotny i dobrze sunie po nierównościach.
Piankowe koła, mimo tego, że są małe to dobrze zamortyzowane. Przednie kółka mają średnicę 13 cm, a tylne 15 cm. Można zablokować kółka przednie żeby lepiej jechały po dużych nierównościach. Powiem Wam szczerze, że ten element wózka zaskoczył mnie najbardziej.
Nie spodziewałam się, że takie małe kółka tak dobrze będą sobie radziły z nierównościami i jechały np. po dziurawym, starym chodniku. Easywalker Buggy XS dobrze sobie radzi na twardych, polnych ścieżkach.
Podbijanie z 12- kilogramowym Julkiem i zakupami nie jest może wspaniałe, ale nie jest źle. Wózek często prowadzę jedną ręką, bo za drugą trzymam Lilkę.
Lekka spacerówka rozkładana na płasko bardzo często kojarzy się z parasolką, która nie ma pałąka. W tym wózku jest pałąk, którego brakuje mi np. w Bugaboo Bee 3. Julek, jak siedzi w tym wózku to zawsze się go trzyma, a w Bee trzyma się po bokach. Do tego pałąk jest niezwykle pomocny przy nakrywaniu kocem (zawsze go nakładam na pałąk) i dzięki temu nie zjeżdża. Można go bez problemu zdemontować, wciskając przyciski po bokach. Myślę, że mniejsze dziecko podczas drzemki może zakładać na niego nogi.
Siedzisko rozkładane na płasko to niewątpliwy atut tego wózka, dzięki temu śpiącemu dziecku jest w nim wygodnie i kiedy zapniemy je tylko w pasie to może spać na boku lub przewrócić się na brzuch (przy poluzowaniu pasów). Kąt nachylenia jest minimalny, a samo siedzisko mimo tego, że jest pokryte miękkim materiałem jest twarde, czyli takie jakie zaleca się najmniejszym dzieciom.
Wymiary siedziska to: 30 cm szerokość (tyle co Babyhome), 45 cm oparcie, 21 cm siedzenie bez rozłożonego podnóżka, 37 cm z rozłożonym podnóżkiem.
Siedzisko może sprawiać wrażenie małego, ale takie nie jest. Julek waży obecnie 12 kg i ma 87 cm wzrostu i jest mu wygodnie. Wiadomo, że ten ostatni rok wózkowania jest taki, że dziecko więcej chodzi niż jeździ, więc nawet jak będzie większy to na niedalekie przejażdżki będzie idealny.
Siedzisko rozkłada się i składa za pomocą paska z tyłu, możemy dowolnie regulować jego wysokość.
Maksymalna waga podana przez producenta to 15 kg.
Pasy są 5-punktowe pokryte miękkimi naramiennikami, które będą dobrze trzymały małe dziecko. Można je zaczepić na dwóch wysokościach lub zdemontować. Starsze dziecko można zapinać tylko w pasie (my tak jeździmy). Łatwo się je zapina i rozpina. Pas w kroku jest powleczony miękkim ochraniaczem.
Ta lekka spacerówka rozkładana na płasko ma wiele plusów, ale niewątpliwym atutem jest spora, jak na taką spacerówkę budka, rozsuwając suwak, dodatkowo możemy ją powiększyć. Wtedy budka po bokach ma siateczkę, przez którą dostaje się powietrze (przydatne przy upałach), a my możemy obserwować dziecko. Boki budki się rozpinają i kiedy dziecko np. śpi w ogrodzie w wysokiej temperaturze to możemy zapewnić mu cyrkulację powietrza.
Sam materiał budki jest przeciwdeszczowy i ma filtr UV (UPV 50 +).
Easywalker Buggy XS ma naprawdę spory kosz na zakupy (do 5 kg), do tego łatwo dostępny. Po bokach ma siatkę, dzięki której łatwiej jest nam znaleźć potrzebną rzecz.
Rączka nie jest regulowana i jest na wysokości 105 cm.
Hamulec jest nożny, po środku między kołami.
Wózek ma rozkładany podnóżek, który świetnie sprawdza się przy spaniu, bo nie wiszą nogi.
W związku ze swoim niewielkim rozmiarem i wagą Easywalker Buggy XS musi mieć jakieś wady, bo wózków idealnych nie ma (a przynajmniej ja na taki jeszcze nie trafiłam). Jest kilka rzeczy, na które można zwrócić uwagę przy kupnie, a później je zaakceptować.
To tyle z minusów, które nie bardzo utrudniają użytkowanie, a w kontraście do wszystkich plusów uważam, że jest to bardzo fajna, lekka spacerówka rozkładana na płasko.
Jeżeli szukacie takiego małego wózka, to warto zwrócić na niego uwagę.
W zestawie z wózkiem jest folia przeciwdeszczowa.
Fanpage Easywalker Polska znajdziecie TUTAJ
Prosiłyście mnie o porównanie do Bugaboo Bee, którego często używamy:
Wózek dostępny jest w kilku wersjach kolorystycznych:
Wózek kosztuje około 1200 zł i najtaniej możecie go kupić poniżej. Są również dostępne różne akcesoria:
Easywalker Torba Do Transportu Wózka Buggy XsOd 155,00 zł
Easywalker Buggy XS Berlin Breakfast SpacerowyOd 899,00 zł
Easywalker Buggy Xs Night Black SpacerowyOd 899,00 zł
a tu macie recenzję gdzie opisuję Wózek na dużych kołach – Dubatti one
Z czym Wam się kojarzy wiosna? Budząca się przyroda, jaskrawa zieleń i zapachy, które zwiastują mój ulubiony czas w roku. Nie wiem czy Wam też, ale rzeżucha przypomina mi wiosnę. Dlatego zrobiłam z dziećmi świetną pracę, która nie tylko fajnie wygląda, ale też ma walory edukacyjne. Dzieci uwielbiają podlewać, sadzić, a później podglądać efekty.
Dziś Was zainspiruję do wykonania z dziećmi Pana Rzeżuchy
Nasze ludziki są na razie łyse, ale już nie długo zamieszkają u nas Panowie Rzeżucha:)
W skorupkach dzieci układają namoczone i złożone na 4 waciki (po 2 lub nawet 3, aby zapełnić całą skorupkę). Później wysypują rzeżuchę i spryskują spryskiwaczem. Na koniec robimy twarze, które można narysować mazakami, kredkami lub pastelami żelowymi.
Stawiamy na parapet i czekamy aż czupryny wyrosną. Codziennie nawilżamy im skalpy:)
A tak po kilku dniach wyglądają Panowie. Rzeżuchę obcinamy nożyczkami i dodajemy do kanapek:)
Przyznaję się, nadal nie mieszczę się w swoje jeansy, które z czeluści szafy przypominają mi o bardziej łaskawych czasach dla mojej sylwetki. Mam wrażenie, że czasem zerkają ukradkiem na mnie z politowaniem: “No weźże już się za siebie”, a czasem się ze mnie śmieją: “Anka, ta czekoladka miała być ostatnia, no!”. Bywają dni, że chcę je wyrzucić żeby nie mieć wyrzutów sumienia, ale są też takie kiedy myślę o nich jako celu.
Niestety nie należę do osób, które dwa tygodnie po porodzie mogły się pochwalić fotką z podpisem “Ten dzień kiedy dwa tygodnie po porodzie mieścić się w swoje jeansy”. Ja na swoje nie śmiałam nawet spojrzeć. Pierwsze tygodnie przechodziłam w jeansach, i owszem, ale ciążowych. Pamiętam jak weszłam do sklepu na dole, a ekspedientka zapytała mnie “To Pani jeszcze nie urodziła???”.
Szczerzę zazdroszczę dziewczynom, które mają takie niesamowite predyspozycje, że chwilę po urodzeniu dziecka wyglądają jakby jego nie urodziły, a adoptowały. Ja mam takie predyspozycje, wręcz paranienormalne: wystarczy, że spojrzę nawet na coś słodkiego i już mam nadliczbowe kilogramy.
Waga miała lecieć tuż po porodzie, miała też spadać jak Jul z leżącego berbecia przemienił się w wędrującego niemowlaka, kilogramy miały znikać jak zaczął chodzić. Endomondo pokazywał mi, że robię dziennie 14 000 kroków, po moim 50-metrowym mieszkaniu drepcząc za rocznym dzieckiem. Czasem chodziłam też z obciążeniem doklejonym do mnie w Tuli. Przysiady po zabawki z Julem na plecach miały spalać więcej niż crossfit. I nic. Waga stała w miejscu jakby w szoku ją coś zamurowało.
Później przyszła zima, którą postanowiłam pokonać ksylitolem. Ciągoty do cukru dusiłam już w zarodku. Zarodki pszenne, pudding chia, ciasto z fasoli na długie i zimne wieczory miały stanowić namiastkę czegoś słodkiego. I to się nawet udawało: zero mąki pszennej, cukru, skrobi i kiedy stanęłam na wagę doznałam szoku. Było o 2 kilogramy więcej.
Nie zauważyłabym tego nawet, bo na codzień noszę się w dresówce, która ma nieograniczone zdolności do kamuflowania nadliczbowych kilogramów. Gdybym codziennie nosiła koszule i garsonki, to z pewnością zauważyłabym to o wiele szybciej, gdyż guziki z gumy nie są i każdy dodatkowy centymetr wyszedłby podczas próby siadania na krześle.
Wciąż myślisz, co ugotować żeby a) zjedli b)nie narobić się po łokcie przy tym c)było wartościowe. Umówmy się, dzieci po samych warzywach i kaszy za chwilę będą głodne. Czy sobie robić oddzielnie sałatkę, piec chude bitki i patrzeć jak dzieci zjadają pierogi i na deser proszą o ciasto.
Podobno co z oczu, to z serca. A jak masz cały czas coś przed oczami? Siła woli nie daje rady, kiedy otwierasz serek z krówką i musisz wyrzucić wieczko od niego ze sporą ilością cukru. Naprawdę chcesz się wziąć za siebie, ale wszystkie okoliczności przyrody nie pozwalają na to.
Jakie mama ma przyjemności z życia tylko dla siebie? Karmi, więc stroni od czerwonego wina, na manicury wyjdzie raz na 3 miesiące, na plotki z koleżanką jeszcze rzadziej. Szybką przyjemnością, która jest w zasięgu ręki jest ta czekoladka, która zerka ze srebrnego papierka z wizerunkiem Świętego Mikołaja, schowana na końcu szafki z przyprawami.
Przecież nie da takiego świństwa dziecku z syropem glu-fru i z tłuszczem palmowym. Jak można kupować dziecku w prezencie słodycze z takim składem? Ale za to smakuje wybornie.
Naprawdę ruchu matce nie brakuje i można by pomyśleć, że te kilogramy powinny lecieć jak worek cementu z drugiego piętra, a tym czasem lecą jak krew z nosa.
Codzienny trening cardio z wózkiem, później siatkówka kobiet z torbami na 3 piętro i dzieckiem pod pachą, interwały na nogi jak wyjdziesz z dzieckiem na plac zabaw, ABS kiedy zrywasz się w nocy do płaczącego dziecka. Matka naprawdę robi wszystko, poza leżeniem do góry na kanapie do góry brzuchem. Więc dlaczego ten brzuch jest jak kaloryfer, tylko że zapowietrzony?
Pomocy szuka nawet u specjalistów, wiadomo jak to jest po dwóch ciążach – ciało już nie te. Byłam pewna, że winowajcą mojej oponki jest rozejście mięśni prostych brzucha (btw warto to sprawdzić u specjalisty), które powodują właśnie opływowe kształty w tej części ciała. Niestety fizjoterapeutka pozwoliła robić te wszystkie brzuszki, skręty i przysiady (są niewskazane przy rozejściu). A już myślałam, że będę miała wymówkę. Wizytę miałam we wrześniu i już miałam kupić karnet na siłownię, kiedy rozchorowało się jedno z dzieci.
choroba dziecka->brak snu->zmęczenie->słodycz na poprawę humoru->nie będę szła na trening skoro zjadłam pół tabliczki czekolady
I w taki diabelski młyn wpadłam z jesiennymi humorami. Około listopada się ocknęłam z letagru, że nie mam siły, wszystko mnie drażni, rano nie dam rady wstać z łóżka i poszłam do lekarza. Zrobiłam badania ( w tym “ukochaną” krzywą cukrową i insulinową) i wyszła lekka insulinooporność. Wszystko stało się jasne: każdy słodycz, skrobia, węglowodany powodowały wyrzut insuliny i zjazd sił do zera. Oponka też jest objawem isnulinooporności. Przeszłam na dietę, zakupiłam książki i zaczęłam od nowa.
Szczerze, nie mam jakiegoś super powera, nie czekam na nagły napływ motywacji albo znak z nieba. Przyszedł ten dzień kiedy w końcu sobie głośno powiedziałam, że dzieci i brak czasu nie mogą być moją wymówką. Gdybym poświęciła czas spędzony na Facebooku na ćwiczenia, to bym była super-fit-ekstra-laską.
A powiedzmy sobie szczerze, mając dzieci wymówek mamy milion! I bardzo łatwo je znaleźć. Zwykłe wyjście na ćwiczenia mogą pokrzyżować choroby, spóźnienie męża, czy kiepski dzień z ząbkującym dzieckiem u boku. Łatwiej jest zasiąść przez ulubionym serialem, czy z książką.
Kiedy przeprosiłam się z Panią Ewą Ch. to jedyne na co czekam to “Jestem z Ciebie dumna”, które pojawia się na końcu treningu. Nie znalazło się dla mnie zajęcie, którego nie mogłabym się doczekać. Najlepiej moje podejście opisują słowa Michała Rusinka:
“Sport? Broń Boże! Sport jest niezdrowy i nieestetyczny. Człowiek się poci, męczy. Pływanie? Jestem hydrofobem. Nie umiem pływać, idę na dno, jakich ruchów bym nie wykonywał. Jedyny sport który jakoś akceptuję to narty (…) poza tym uważam, że nie wypada biegać, ani nawet podbiegać, na przykład do tramwaju. Człowiek traci godność. Zadyszka, ściganie się z czasem… należy poruszać się po świecie statecznym krokiem.”*
Ja nawet w getrach nie wyszłabym na ulicę. Dlatego ćwiczę przy oglądaniu serialu. Oszukuję mój mózg, który tej czynności nie znosi. Dietę trzymam i coś tam się zaczyna dziać. Bez walki się nie poddam, bo wiem, że przy insulinooporności jest trudniej schudnąć, ale tym razem chcę wygrać. Dietę i tak muszę trzymać do końca życia, więc efektu jojo nie powinno być.
No cóż, tak jak myślałam, że ten dzień nigdy nie przyjdzie, to przyszedł. Bez żadnych fanfarów, zakreślonych terminów w kalendarzu. Nie poprzedziłam go też królewską ucztą, bo przecież od jutra się odchudzam. Dziś już wiem, że te jeansy, które śmieją się ze mnie z odmętów mojej szafy, jeszcze się zdziwią.
*Cytat pochodzi z książki Agaty Napiórkowskiej “Jak oni pracują” wyd. W.A.B.
P.s. Proszę nie powiększać wagi na zdjęciu, jest przekręcona o 5 kg 😛
Prezenty od zajączka, czyli drobne upominki, które można podarować dzieciom w Wielkanoc. W różnych regionach panują inne zwyczaje, ale często bliscy kupują najmłodszym niewielkie prezenty. Zamiast czekoladowych zająców, czy jajek można podarować coś ciekawego, związanego mniej lub bardziej z symbolami nawiązującymi do świąt.
post zawiera linki afiliacyjne
W moich inspiracjach uwzględniłam właśnie: jajka, zajączki i wodę. Jest też kilka propozycji, które są ciekawe, ale nie mają nic wspólnego ze świętami.
Tu łap nasze poprzednie inspiracje na Drobne Wielkanocne upominki
Tu macie 70 inspiracji na Prezent dla 4 latka
Mam też do Was prośbę, jeżeli macie zamiar skorzystać z moich pomysłów teraz lub w przyszłości albo podoba Wam się ten post, to kliknijcie „Lubię to” na moim fanpage’u. Facebook wprowadził nowy algorytm i bardzo mocno ogranicza zasięgi postów autorów blogów. Działa to w ten sposób, że nie ma moich postów na Waszych tablicach, jeżeli nie klikacie ? lub ❤. Dzięki
A tu inspiracje na konkretny wiek:
Prezent na roczek 100 inspiracji
Prezenty dla 2 latka
Prezenty dla 3-latka
Prezent dla 4 latka
Prezenty dla 5-latka
Prezenty dla 6 latka
Prezenty dla 8-latka
Prezenty na święta dla dzieci 2021
Nigdy nie byłam Perfekcyjną Panią Domu i test białej rękawiczki oblałabym na wstępie. Ale nie sądziłam, że aż tak zaniedbuję moich pomocników, którzy wspierają mnie w domowych obowiązkach.
Są w domu takie sprzęty, bez których nie wyobrażam sobie życia. Z automatu wkładam, wciskam przycisk i się dzieje „Czystość”. Kiedy skończy – wyjmuję i rozkładam na swoje miejsca. Ot i filozofia! Codziennie ich używam, nie zastanawiając się co by było gdyby nagle odmówiły współpracy.
Nie zgłębiam tajników pracy, czy też innych programów. Mam swoje ulubione i z nich najczęściej korzystam. Nie wczytuję się w instrukcje, bo nawet nie wiem gdzie one są. Jak coś przestaje działać to radzę się dr. Google. Ostatnio zapytałam go:
I znowu moja wina.
A naprawdę każda Pani Domu wie, że rzeczy zrobionych nie widać. Domownicy zauważają je dopiero, jak nie są zrobione. I tak się stało u nas.
Oczekuję od moich domowych pomocników pełnej gotowości i świetnej pracy, a sama o nich nie dbam. Nie dziwię się w sumie, że przestają ze mną współpracować.
Ciężko mi to wyznać nawet przed sobą, bo to tylko potwierdza fakt, jak beznadziejną Panią domu jestem. Przyznam szczerze, że lista moich przewinień jest znacznie dłuższa. Przez moje „grzeszki” związane z brakiem dbania o ukochaną zmywarkę, przestała pracować, tak jak powinna.
Jednak w ostatnim czasie dowiedziałam się jakie były moje przewinienia i dziś się nimi z Wami podzielę. Może same również popełniacie te błędy, które prowadzą do powolnej śmierci Waszej zmywarki.
To moja wina i mój obowiązek, który zaniedbałam. Zmywarka raz dziennie zmywa nasze rodzinne brudy, a ja powinnam o nią dbać.
1. Sól dosypywałam jak mi się przypomniało (raz na pół roku).
2. Nabłyszczacz – a po co mi on?
3. Płyn do mycia zmywarki – to zmywarka nie myje się podczas zwykłego cyklu?
4. Odświeżacz – jak się szybko wstawia zmywarkę to nie ma nieprzyjemnego zapachu, więc nie widziałam potrzeby.
Do tego mogłabym wypisać całą listę skandalicznych czynności takich jak: ustawianie naczyń jedno na drugim, blokowanie dużym talerzem dyszy myjącej (dopiero gość z serwisu zwrócił mi na to uwagę), ładowanie zmywarki na full itp. itd.
Jak ma ona myć naczynia, skoro sama jest brudna?
Raz na jakiś czas warto użyć płynu do czyszczenia zmywarek Finish, który dogłębnie czyści głęboko osadzony (np. na filtrze) brud jak tłuszcz czy kamień. Wystarczy uruchomić pustą zmywarkę z płynem (na 65 stopni) i po jednym cyklu mamy czystą i pachnącą zmywarkę.
Ale jeżeli nie chcemy marnować jednego cyklu „na pusto” to możemy również wypróbować nowości – kapsułek Finish, które umieszcza się na dnie załadowanej zmywarki. Dzięki niej szybko pozbędziecie się tłuszczu i brudu, a zmywarka i naczynia będą czyste.
Regularne czyszczenie
Niewiele osób wie, że dzięki stosowaniu nabłyszczacza mamy:
Nabłyszczacz Finish
Z solą mam taki problem, że niby wiem o konieczności jej dosypywania, ale nigdy nie pamiętam żeby to zrobić, bo nawet nie wiem po co mam to robić.
Dowiedziałam się, że dzięki regularnie dosypywanej soli:
Dosypywanie soli
Zawsze myślałam, że pojawia się dlatego, bo zbieram naczynia w zmywarce przez cały dzień i nawet się z nim oswoiłam. Jednak zawsze można użyć odświeżacza, którego woń zupełnie nie przenosi się na naczynia, a przy każdym otworzeniu zmywarki unosi się świeży zapach.
ROZWIĄZANIE
Odświeżacz Finish
Jak widzicie – dowody są oczywiste. Popełniłam chyba wszystkie możliwe zbrodnie wobec zmywarki, która ratuje moje dłonie przed codziennym zmywaniem. Nie dbałam o ten wspaniały wynalazek, a oczekiwałam od niej wielkiej efektywności.
Za karę: zmywanie ręczne! Oj szybko sobie zapamiętam wszystkie zasady dbania o zmywarkę.
A wtedy cała mokra robota przejdzie z moich rąk na zmywarkę, a my nie będziemy musieli się martwić praniem naszych brudów.
Winnym współudziału w tej zBRÓDni doskonałej jest marka Finish, która nie umywa rąk od brudnej roboty.
Taka piękna pogoda, a powietrze jest fatalne. Chciałoby się w odetchnąć, nie sprawdzać codziennie aplikacji z pomiarami, ale niestety nie da się. Nadal ten problem jest aktualny, dlatego poprosiłam naszą, zaufaną pediatrę żeby odpowiedziała na kilka pytań o tym, jak smog wpływa na zdrowie dzieci.
Dziś rozmawiam z pediatrą dr Ewą Miśko-Wąsowską, autorką bloga ewamisko.pl
Małe dzieci są bardziej podatne na negatywne skutki działania smogu, ponieważ mają niedojrzały zarówno układ oddechowy jak i immunologiczny. Niedojrzałe śluzówki i ich mechanizmy obronne, częste oddychanie przez usta i fakt, że większe stężenie zanieczyszczeń obserwujemy przy gruncie same chyba nasuwają nam odpowiedź.
Dzieci oddychają z większą częstotliwością (więcej oddechów na minutę niż dorośli), przez co więcej substancji toksycznych dostaje się do dróg oddechowych i więcej może się kumulować w organizmie.
Rozwój płuc u dzieci trwa do 6-8 r.ż. Narażenie w tym okresie na zanieczyszczenia powietrza może ten rozwój upośledzać i wiązać się z gorszym funkcjonowaniem dróg oddechowych nawet w wieku dorosłym. Wiele obserwacji i badań wykazuje, że w rejonach o znacznym zanieczyszczeniu powietrza więcej dzieci i dorosłych ma stwierdzoną astmę oskrzelową i częściej u nich występują zaostrzenia tej choroby.
Upośledzenie czynności dróg oddechowych i układu odpornościowego może się wiązać z częstszym występowaniem chorób zakaźnych płuc (np. zapalenia płuc). U dorosłych częściej również obserwuje się nowotwory płuc, rozedmę czy przewlekłą obturacyjną chorobę płuc. Badania pokazują też zanieczyszczone powietrze może wywoływać też choroby układu krwionośnego czy nerwowego.
Są również doniesienia, wykazujące negatywny wpływ zanieczyszczenia powietrza na rozwój płuc dzieci jeszcze w brzuchu mamy. Substancje toksyczne wdychane przez ciężarną przedostają się przez łożysko do organizmu rozwijającego się maluszka. Mogą też wiązać się ze zwiększonym ryzykiem porodu przedwczesnego i niskiej urodzeniowej masy noworodka.
Dobrze jest codziennie sprawdzać tzw. alerty smogowe i unikać spacerów, kiedy powietrze jest złej jakości. Dane dostępne są na stronie Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska oraz na stronach inspektoratów wojewódzkich. Można też się posłużyć aplikacją na telefon. Mieszkania też wietrzymy, kiedy jakość powietrza jest dopuszczalna.
Warto zadbać o to, aby pokój dziecka nie znajdował się od strony ulicy.
Unikajmy spacerów przy ruchliwych ulicach – wybierajmy te mniej uczęszczane i jak mamy możliwość to spacerujmy po parku.
Wyjeżdżajmy z dziećmi w miarę możliwości poza miasto – każdy pobyt w lokalizacji o czystszym powietrzu może być na wagę złota. Jeżeli musimy podróżować z dzieckiem autem to najlepiej robić to poza godzinami szczytu, okna w samochodzie powinny być pozamykane i wentylacje ustawione na obieg zamknięty.
Starszym dzieciom można rozważyć zakupienie maski antysmogowej, aczkolwiek ich skuteczność w ochronie przed tzw. pyłem zawieszonym jest trudna do oceny, trudno też dopasować wielkość maski do twarzy dziecka.
Nie zapominajmy też, że antyoksydanty w diecie pomagają w walce z wolnymi rodnikami, które powstają, gdy oddychamy zanieczyszczonym powietrzem. Dbajmy o urozmaicenie diety, o warzywa i owoce na talerzu.
Rośliny w pomieszczeniu również mogą pomóc w oczyszczaniu powietrza – efektywność ta ma znaczenie, gdy na każde 10 m2 przypada przynajmniej jedna roślina. Zanim jednak zakupimy konkretne gatunki należy się upewnić, czy nie będą one toksyczne dla dzieci i zwierząt (jak z nami mieszkają).
Warto rozważyć zakupienie urządzenia oczyszczającego powietrze z filtrem HEPA – dobre filtry oczyszczają powietrze nawet z najdrobniejszych cząsteczek zanieczyszczeń ale też z części alergenów, wirusów, bakterii czy grzybów. Taki oczyszczacz powinien być umieszczony w tym pomieszczeniu, w którym najczęściej przebywają dzieci – zwykle pokój dziecięcy lub salon.
Tu z pomocą przychodzą nam strony m.in. wspomnianych wyżej wojewódzkich inspektoratów ochrony środowiska, które podają z jakimi rodzajami zanieczyszczeń mamy do czynienia i czy wychodzenie na dwór jest wskazane. To samo dotyczy wietrzenia pomieszczeń.
Tak, to dobry pomysł. Warto też podawać coś do picia – nawilżone śluzówki gardła będą w stanie zatrzymać część zanieczyszczeń.
Jeszcze jedna bardzo ważna rzecz – należy bezwzględnie unikać palenia papierosów przy dzieciach – dotyczy to także osób, które wychodzą np. na balkon, żeby zapalić i zaraz wracają do pomieszczenia.
Okazuje się, że ilość zanieczyszczeń, na które są wówczas narażone dzieci jest porównywalna do tych, gdy dorosły pali bezpośrednio w pomieszczeniu, w którym przebywa dziecko! Bierne palenie jest również związane z rozwojem astmy oskrzelowej i innych chorób układu oddechowego i nie tylko.
Dziękuję za rozmowę.
O smogu trzeba mówić głośno przez cały rok, a nie tylko wtedy kiedy normy są przekroczone parokrotnie. Jest to problem, który narasta z roku na rok i budzi dużo emocji. Ważna jest edukacja, ale też działanie na rzecz poprawy jakości powietrza.
Puść dalej ten wpis, niech szersze grono dowie się, jak smog szkodzi najmłodszym.
a tu rozmowa z Panią doktor Katar u dzieci – 10 pytań do zaufanego pediatry
Wszystko widzę jako sztukę w Zachęcie to wystawa, na którą czekałam bardzo długo. Kiedy tylko zobaczyłam już zapowiedź, wiedziałam, że warto odwiedzimy ją z dziećmi. Dziś tam byliśmy i przygotowałam dla Was krótką relację.
O tym, dlaczego lubimy zabierać dzieci w takie miejsca pisałam we wpisie Dlaczego
Sztuka współczesna wychodzi do dzieci w taki sposób, który są w stanie poznać. Czyli jak? Za pomocą wszystkich zmysłów. Dzieci nie potrafią się opanować przed dotykaniem eksponatów w muzeum, czy też poznaniem innymi zmysłami. Lubią się poruszać, być głośno, zadawać mnóstwo pytań…
Nie sztuką jest przygotować wystawę, która pokazuje dzieło. Sztuką według mnie jest taka prezentacja, która pozwoli ją zrozumieć. Dzieci mają niesamowite wyobraźnię i dzięki niej tworzą niesamowite rzeczy. Tak właśnie zaplanowana jest wystawa dla dzieci „Wszystko widzę jako sztukę”.
„Każde dziecko jest artystą. Jedyny problem to pozostać artystą, kiedy się już dorośnie”,Pablo Picasso
„Każde dziecko jest artystą. Jedyny problem to pozostać artystą, kiedy się już dorośnie”,
„Dzieci przekonają się, że mogą robić najróżniejsze rzeczy: obierać w galerii ziemniaki jak Julita Wójcik, wyszywać makatki jak Monika Drożyńska, naklejać na ścianach kolorowe taśmy jak Edward Krasiński, poświęcić życie malowaniu liczb jak Roman Opałka, rzucać kostkami do gry jak Ryszard Winiarski, malować swoje ciało na czarno jak Aneta Grzeszykowska. Traktujemy najmłodszych widzów poważnie — nie tłumaczymy, nie podpowiadamy, nie narzucamy, jak dzieła sztuki należy rozumieć, za to zachęcamy do myślenia i wyrażania własnych opinii.”
Naprawdę Wam polecam odwiedzić warszawską Zachętę z dziećmi.
p.s. Wystawa w Zachęcie jest od wczoraj, dlatego są tam prawdziwe tłumy. Myślę, że za kilka tygodniu będzie luźniej. Jeżeli planujecie wizytę, to spróbujcie wybrać inny dzień niż weekend, bo spora ilość zwiedzających utrudnia swobodne korzystanie z wystawy.
My napewno wybierzemy się tam jeszcze raz, na spokojnie w dzień powszedni (galeria czynna jest do 20). Możecie też przekazać nauczycielkom swoich dzieci, że możliwe jest wejście grupowe.
A sama wystawa jest rewelacyjna! Moje dzieci nie chciały stamtąd wyjść.
Bidon dla dzieci do picia wody – to jedna z rzeczy, którą warto mieć. Mieliśmy do czynienia z 10 modelami, ale dopiero ten spełnił wszystkie wymagania. Używamy go cały czas, a on wciąż wygląda jak nowy. Dziś pokażę nasz ulubiony bidon dla dzieci B.box.
Kiedy zaczynamy rozszerzać dietę dzieciom, to szukamy również odpowiedniego kubka do podawania wody. Każde z moich dzieci zaczynało od kubka Doidy cup, o którym pisałam wpis Doidy. Niestety ten kubek nie sprawdza się na spacerach, dlatego szukałam butelki lub bidonu, z którego może napić się 7-miesięczne dziecko.
Nie zdecydowaliśmy się na typowy niekapek lub kubek 360 stopni, bo tego typu naczynia nie wspierają prawidłowego rozwoju aparatu artykulacyjnego (pisałam o tym we wpisie: Co z tym niekapkiem). Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem jest bidon dla dzieci.
Picie przez słomkę wspomaga rozwój mięśni aparatu artykulacyjnego – pisałam o tym tu: Dlaczego warto pić przez słomkę
Kupiłam więc pierwszy bidon, który wyrzuciłam po dwóch dniach. Mimo tego, że był zamknięty zalał mi całą torbę z książeczką zdrowia dziecka. Byłam wściekła i zaczęłam szukać innego modelu. Wypróbowaliśmy bidony kilku różnych firm i dopiero niedawno trafiłam właśnie na ten – B.box.
Bidon B.Box dostępny jest TUTAJ
Czy Wasze włosy po zimie też wysyłają sygnał SOS? Moje potrzebowały ratunku, bo tak fatalnego stanu czupryny już dawno nie miałam. Ale znalazłam szybki ratunek na to, jak odżywić włosy na wiosnę.
Chyba każde włosy nie lubią się z czapkami, kapturami, mrozem, suchym powietrzem i gorącymi podmuchami suszarki. Moja czupryna mocno się zmieniła, bo warunki pogodowe jej nie sprzyjają. A ja dodatkowo nie mam czasu specjalnie o nią zadbać. Krótko mówiąc – moje włosy są w kiepskim stanie – przyklepnięte na górze i suche na końcach.
Do tego je zaniedbałam. Czas w łazience mam ograniczony do minimum, więc przyznaję się, że moje wcześniejsze zabiegi (olejowanie, mycie metodą OMO, wcierki) zastąpiło szybkie mycie głowy, nałożenie maski lub odżywki.
Moje włosy nie zostały mi dłużne i po prostu się zbuntowały. Do tego swędziała mnie skóra głowy, a czasem nawet bolała. W styczniu miałam badanie skóry głowy, które potwierdziło, że mam zanieczyszczone cebulki włosów. Zdziwił mnie ten wynik, bo zawsze dokładnie myłam skalp, ale jak się okazało, to nie wystarczy.
Wszystkie zanieczyszczenia, które osadzają się na skórze głowy źle wpływają na pracę gruczołów łojowych, często powodując łupież i niedotlenienie cebulek, a przez to włosy rosną słabe i matowe. Skóra głowy, która jest zanieczyszczona często swędzi, pojawiają się wypryski lub mocno się przetłuszcza. Warto zadbać o odpowiednią pielęgnację, a przede wszystkim o oczyszczanie.
Już wtedy specjalistka poradziła mi, żebym raz w tygodniu robiła peeling skóry głowy i myła włosy oczyszczającym szamponem. Wzięłam sobie to do serca i jak zobaczyłam, że na rynek wchodzi nowa linia kosmetyków do demakijażu włosów – postanowiłam ją przetestować.
Obiecałam też, że się podzielę moimi wrażeniami z testów linii BIOVAX BOTANIC, która zaprosiła mnie współpracy.
Produkty L’biotica znam i lubię od dawna, więc byłam pewna, że nowe kosmetyki z tej linii będą dobre dla mojej skóry i włosów, ale nie spodziewałam się takiego efektu. Żałuję, że nie zrobiłam sobie zdjęcia „przed” i „po”, bo już po jednym zabiegu, moje włosy odzyskały dawną świetność.
Wszystkie produkty z linii BIOVAX BOTANIC zawierają organiczne ekstrakty z czystka i nasion czarnuszki. Są to rośliny, które mają pozytywny wpływ na stan skóry i włosów.
działa antyoksydacyjnie, antybakteryjnie i przeciwgrzybiczo. Intensywnie oczyszcza skórę głowy i reguluje wydzielanie sebum.
bardzo dobrze wpływa na stan skóry głowy i łagodzi podrażnienia. Poprawia też wygląd włosów i wzmacnia blask.
Każdy z kosmetyków z tej linii zawiera 90% substancji pochodzenia naturalnego. Do tego mają certyfikaty ECOCERT i COSMOS.
Tyle o kosmetykach, czas przejść do moich wrażeń po testowaniu.
TUTAJ
Z nadzieją użyłam go pierwszy raz. Na mokrą skórę głowy nałożyłam peeling i delikatnie masowałam. Już sam masaż mnie odprężył. Bez problemu spłukałam kosmetyk z drobinkami i na tak przygotowany do dalszej pielęgnacji skalp, nałożyłam niewielką ilość szamponu.
Niewielka ilość szampony wystarczyła, że umyć bujną czuprynę. Zaskoczyło mnie to, że kosmetyk bardzo dobrze się pieni, co jest niespotykane w szamponach bez SLS i SLES. Dzięki temu rozprowadziłam szampon na całej długości włosów i delikatnie umyłam. Nie spodziewałam się, że tak dobrze będzie się spłukiwał. Na koniec nałożyłam ekspresową odżywkę 7w1.
Nałożyłam niewielką ilość odżywki na włosy (od okolic ucha do dołu). Ma przyjemny, świeży zapacg i dobrze się rozprowada. Poczekałam minutę i zmyłam.
Cały zabieg trwał może 7 minut.
Wypiłam czystek, zdjęłam ręcznik z włosów i zostawiłam włosy do wyschnięcia. Zapomniałam nawet, że użyłam czegoś nowego, bo wciągnęły mnie domowe obowiązki. Kiedy po 2 h poszłam do łazienki, to nie mogłam nie zauważyć efektów oczyszczania włosów i skalpu.
Moje oklapnięte wcześniej włosy były uniesione u nasady, błyszczące (a mam farbowane) i do tego tak miękkie i lekkie, że byłam zaskoczona. Po kilku dniach zauważyłam też, że przestała mnie swędzieć skóra głowy.
Wystarczył jeden zabieg (mechaniczny peeling) plus odpowiednie kosmetyki do włosów, a ja czułam działanie.
usunął zanieczyszczenia z mojej skóry i poprawił krążenie. Dodatkowo pozbyłam się pozostałości po kosmetykach do stylizacji. Ten zabieg oczyścił cebulki i przygotował je do dalszych etapów pielęgnacji. Efekt był widoczny już po tym jednym razie. Peeling wystarczy robić raz w tygodniu.
bardzo dokładnie oczyścił moje włosy, bo na całej długości zrobiły się lekkie. Wcześniej miałam niektóre miejsca bardziej przyklapnięte i jakby nie do końca umyte. Teraz już wiem, że ten szampon będzie mi towarzyszył co drugie mycie, żeby nadać włosom tę lekkość i uniesienie u nasady.
na końcu nawilżyła moje końce i przywróciła blask. Włosy są miękkie i nawilżone. Wystarczy ją zostawić na jedną minutę. W składzie jest wyciąg z bursztynu, który jest naturalnym filtrem słonecznym. Teraz stosuję ją po każdym myciu, bo jest bardzo skuteczna i szybko działa.
Nie wiedziałam, że demakijaż włosów może być ważnym elementem pięlęgnacji. Dlatego moje włosy wcześniej były matowe i pozbawione blasku. Nie sądziłam też, że regularny peeling skóry głowy działa w taki sposób, że unosi je u nasady i dodaje włosom lekkości. Polecam Wam linię BIOVAX BOTANIC, szczególnie przed wiosną, kiedy wszystko budzi się do życia, a my mamy chęć wyjątkowego zadbania o siebie.
Żeby i Wam umożliwić przetestowanie tych produktów, to mam dla Was kod na 15 % rabatu na cały asortyment sklepu www.biutiq.pl od 6-11 marca, kod: nebule.
Zdjęcia Justyna Duszak
Mnie książki bardzo skutecznie usypiają, dlatego stworzyliśmy naszym dzieciom rytuał przed snem, który ułatwia odpłynięcie. Dziś pokażę Wam nasze hity, po które najczęściej sięgamy wieczorem.
Czytanie książek przed snem jest nawykiem GENIALNYM!
Jest to zupełnie indywidualne. Są dzieci, które potrafią wysiedzieć przy książce już w wieku 18 m. A są takie, które dopiero w wieku 3 lat. My przy dwójce dzieci zaczynaliśmy około 20 miesiąca życia. Zbudowaliśmy taki rytuał: kolacja-kąpiel-czytanie w łóżkach- zasypianie przy śpiewaniu. Nam on odpowiada i naszym dzieciom również.
Dodam też, że na palcach jednej ręki mogę policzyć ile razy dzieci zasnęły W TRAKCIE czytania. Dopiero po przeczytaniu, zgaszeniu światła i śpiewaniu kołysanek usypiają na dobre.
A jakie książki czytamy?
Z Julem zaczynaliśmy od tej.
DOSTĘPNA TUTAJ
O czym jest książka? O rytuałach przed snem. Rodzic razem z dzieckiem przygotowuje do snu… książkę. Pyta ją czy umyła zęby, czy opowiedzieć jej bajkę, czy nakryć kocykiem itd. Świetna książka dla małych dzieci. My ją uwielbiamy!
Świetna książka do czytania o każdej porze. U nas się sprawdza nawet wieczorem, mimo tego, że jest dość aktywizująca. W środku są otwierane okienka, a właściwie są to „ziewające paszcze” zwierząt. Julek uwielbia ją czytać, naśladuje, nazywa zwierzęta i naprawdę ziewa:) a my razem z nim! Ziewanie jest zaraźliwe (dzięki neuronom lustrzanym) i to właśnie dlatego nie możemy się opanować przed tą czynnością.
Jedna z niewielu książek, którą czytamy bardzo regularnie (nie tylko przed snem). Jakby ktoś mnie zapytał, jaka jest Jula ukochana książka to byłaby właśnie ta. A o czym jest? Cały plac budowy zbiera się do snu. Betoniarki, koparki, ładowarki kończą pracę i zamykają powoli oczy. Książka jest genialna! Jeżeli jeszcze jej jakimś cudem nie znacie, to koniecznie kupcie.
To jest hit! Ta książka zawładnęła naszym domem, bo Julek teraz chce przed snem czytać tylko ją. Często wieczorem szukam jej wszędzie, bo bez niej nie ma usypiania. Jul zna już ją na pamięć i mnie poprawia.
Jest cudownie napisana i zilustrowana. Najpierw myślałam, że otwierane okienka będą za mocno aktywizować przed snem, ale się myliłam. To idealna książka do czytania tuż przed odpoczynkiem.
Sama również czerpię ogromną przyjemność z tej lektury, bo jest zabawna.
„Wszystkie kredki śpią w piórniku,tylko jedna poszła siku.”
„Wszystkie kredki śpią w piórniku,
tylko jedna poszła siku.”
Te słowa za każdym razem wywołują na moje twarzy uśmiech 😉
Świetny zbiór wierszyków, które nawiązują do snu. Genialnie napisane i zilustrowane. Sama zaczynam ziewać przy tej książce, bo w tekst wplecione są różne motywy, które mniej lub bardziej kojarzą się ze spaniem. Jest odliczanie, kolorowe sny i dużo ciekawych porównań. Do tego całość zdobią piękne ilustracje ze zwierzętami.
Książka napisana dla małych buntowników, którzy walczą z tym żeby nie iść spać. Lubimy bardzo to rodzeństwo (oglądamy tez bajki), bo z każdej opowieści płynie ciekawy morał. W tej opowieści, młodsza siostra nie chce iść spać, ale na szczęście jej brat ma na to pomysł i oczywiście się udaje.
Jeżeli nie znacie jeszcze tej serii, to polecam ją bardzo dla dzieci 3+ (Lilka wciąż je lubi).
Pościel – Snap the moment
Moje kapcie – Oysho
Jelonek Maileg
a tu macie Książki dla najmłodszych dzieci wspierające rozwój mowy: