kontakt i współpraca
Trzeba w końcu głośno to powiedzieć – Polacy masowo przegrzewają dzieci. Ponad 15 stopni, a na placu zabaw królują kurtki zimowe, grube czapy i śniegowce. Skąd to się bierze i dlaczego jest niezdrowe?
Co roku powtarza się ta sama sytuacja: widzę rodzica w wiosennym płaszczu, bez czapki, a obok biegnie dziecko za grubo ubrane. Dlaczego myślimy, że dziecku jest chłodniej niż nam?
W dzisiejszym poście postaram się udowodnić, że ubranie niestosowne do pogody potrafi zrobić więcej szkody niż pożytku.
Można powiedzieć, że w Polsce panuje kult ciepła. Przegrzewamy dzieci, przegrzewamy mieszkania i trudno wyjść nam z tego błędnego koła. Ciepło – kojarzy się z dobrobytem, komfortem i jak się okazuje – starszym osobom kojarzy się ze zdrowiem.
A prawda jest inna:
Dlaczego tak się dzieje?
Kiedy dziecko jest ubrane na podwórku za ciepło w jego ciele dochodzi do powszechnego przegrzania. Zaburzona jest termoregulacja i dziecko zaczyna się pocić.
Tak naprawdę ośrodek termoregulacji jest niedojrzały tylko u noworodka. Po ukończeniu 1 miesiąca życia dziecko jest w stanie samo się ogrzać lub ochłodzić – jeżeli tylko damy mu taką możliwość. Niestety większość opiekunów ma swoje własne teorie i błędnie interpretuje np. zimne dłonie u dziecka.
Chłodne rączki i nóżki są zjawiskiem normalnym – jest to sposób na termoregulację. Efekt chłodnych dłoni i stóp jest spowodowany naturalnym skurczem obwodowych naczyń krwionośnych (kończyn i skóry). Ten spadek przepływu krwi powoduje zmniejszenie oddawania ciepła do otoczenia, stąd biorą się zimne ręce i stopy.
Kiedy dziecku jest za gorąco -> poci się -> zaczyna marznąć (ma mokre plecy, a ciało nie radzi sobie z termoregulacją)->szybciej złapie infekcje
Na karku – pamiętajcie o tym miejscu.
U małych dzieci kark jest jak termometr – sprawdzamy tu, czy dziecku nie jest za zimno lub za ciepło. Może się zdarzyć, że dziecko będzie miało chłodne dłonie, a na karku będzie już czuć kropelki potu.
Można nawet odważyć się i stwierdzić, że jedna warstwa ubrania dodatkowo jest bardziej szkodliwa niż jej brak. Jeżeli pozwolimy aby termoregulacja zadziałała naturalnie, to dziecko znacznie lepiej poradzi sobie z chłodem.
Kiedy dziecku jest chłodniej – organizm dostaje sygnał żeby uruchomić szereg mechanizmów obronnych i uczy się dostosowywania do zmiennych warunków atmosferycznych. Układ odpornościowy prawidłowo odpowiada i się uczy.Kiedy dziecko jest przegrzane – ogranizm nie umie sobie z tym poradzić, powoduje to osłabienie odporności i więcej infekcji.
Pamiętajmy również, o innych kwestiach związanych z przegrzewaniem:
Temperatura w aplikacji pogodowej jest podawana w cieniu, czy na placu zabaw również będziemy siedzieć w cieniu? Raczej nie, jak na zewnątrz jest ok 7-8 stopni to naturalne jest, że będziemy dążyć do tego aby przebywać w słońcu. A tam mamy temperaturę o 10 stopni wyższą. Czy w 17 stopni nosilibyśmy kurtkę puchową i gruby szalik?
Dziecko, które jest w ruchu odczuwa temperaturę nawet o 10 stopni wyższą, czyli kiedy jest 6 stopni to na placu zabaw będzie odczuwało 16 stopni w cieniu, a jak będzie w słońcu w ruchu to może nawet ponad 20!
Trzeba je ubrać tak, aby się nie doprowadzić do przegrzania. Jeżeli my spokojnie idziemy, siedzimy na ławce i nie jest nam zimno, a nasze dziecko jest ubrane tak samo jak my, a jest w ruchu, to na pewno jest mu za gorąco. Nie możecie dopuścić do tego, że dziecko się spoci.
Chyba Was rozczaruję, bo wielu rodziców martwi się o uszy, zawianie itd.
Ucho środkowe jest dobrze chronione – oddzielone jest od ucha zewnętrznego błoną bębenkową. Wszystkie choroby ucha powodują wirusy, bakterie, a wysięk pojawia się najczęściej przy katarze. Brak czapeczki i “zawianie” nie ma tu nic do rzeczy. Czapka jest potrzebna tylko do utrzymania prawidłowej temperatury ciała (wtedy kiedy jest potrzebna).
Niemowlakom (do 12 msc. życia) czapka jest zalecana dopiero przy temperaturze poniżej 10- 12 stopni. A starszym dzieciom kiedy sami czujemy, że jest zimno.
Jest kilka sposobów:
zobaczcie też wpis Jak wzmacniać odporność u małych dzieci.
Polecam też książkę Dagmary Chmurzyńskiej-Rutkowskiej “Jak zadbać o zdrowie swojego dziecka“
Jak widać przegrzewanie w Polsce ma się dobrze, a to powoduje osłabienie odporności. Dzieci częściej chorują, a przez to mniej wychodzą na zewnątrz i z troski znów są przegrzewane żeby nie złapać kolejnej infekcji. Czy widzicie już tą zależność?
W końcu przyszła! Wiosna rozgościła się w na zewnątrz i czeka na właściwie przyjęcie. Co roku czekam na ten moment od końcówki marca, a kiedy zobaczę niewielkie przebłyski słońca – mam ochotę na coroczne prace w ogródku. Tym razem mocniej mnie poniosło, bo zima była nadzwyczaj ciemna i długa. Rano wstaję, spoglądam za okno i spostrzegam słońce, to dostaję energetyczne doładowanie. A kiedy widzę nasz wiosenny taras z kwiatkami, to mam ochotę rozsiąść się tam wygodnie i celebrować ten czas.
Płatna współpraca z marką:
Dziś przygotowałam Wam post z efektownymi dodatkami do mojej wiosennej metamorfozy, które znalazłam w sklepie Amazon.pl. Wśród wielu okazji wypatrzyłam kilka świetnych gadżetów idealnie pasujących na nasz taras. Wielkimi krokami zbliża się też wyjątkowe wydarzenie – Wiosenne okazje Amazon. To niespodzianka, która umożliwi dostęp do najlepszych promocji dla klientów.
Wydarzenie Wiosenne okazje Amazon rozpoczyna się 27 marca wyjątkowo o godz. 18, a potrwa do 29 marca do końca dnia. W tym czasie będziecie mogli skorzystać z tysięcy specjalnych okazji na produkty z różnych kategorii, w tym znanych światowych marek, jak i produktów od polskich producentów.
Jeżeli potrzebujecie coś kupić – być może rzecz, której potrzebujecie – będzie z dobrą zniżką.
Decydując się jednorazowo na Amazon Prime za jedyne 49 zł rocznie (albo 10.99 zł miesięcznie) – patrzcie ile macie benefitów:
A teraz przechodzimy do naszego wiosennego tarasu. Jak widać na zdjęciach poniżej – po zimie potrzebowaliśmy kilku dodatków, które odżywiłyby to miejsce i sprawiłyby, że jest bardziej przytulny.
Tak samo Wy – możecie odświeżyć Wasze balkony i ogródki za pomocą kilku drobnych dodatków dokonać spektakularnej metamorfozy
Nic tak nie ożywia tarasu lub balkonu jak zielone rośliny. Soczysty kolor tuż za oknem poprawia humor błyskawicznie! Co roku czekam na 1 dzień wiosny, właśnie wtedy w sklepie ogrodniczym kupuję kwiaty i pierwsze rośliny. Na te, które mam na stałe w ogórku niestety muszę jeszcze poczekać, więc sprawiam, że wiosna przychodzi szybciej.
W tym roku kupiłam piękne niebieskie szafirki, stokrotki i zawciągi. Jeżeli nie macie rabatek z ziemią, wystarczy, że kupicie duże donice lub stojaki ze skrzynkami. Takim niewielkim nakładem będziecie mieli zieloną przestrzeń.
KOTARBAU® Stojak na kwiaty, 3 poziomy, na rośliny, regał na kwiaty
Duża doniczka od KOTARBAU® z materiału kompozytowego pochodzącego z recyklingu
KOTARBAU® Doniczka betonowa na doniczkę, 26 x 14 cm, na rośliny z dekoracyjnego betonu
To hit ostatnich lat, który dodaje przytulności na balkonie lub tarasie. Sama się obawiałam, że warunki zewnętrzne mogą uszkodzić dywan lub zwyczajnie po jednym sezonie nie będzie wyglądał dobrze. Na szczęście moje obawy się nie potwierdziły. Dywan zewnętrzny przykryje nieładną podłogę lub zupełnie zmieni styl przestrzeni.
W tym roku mam aż dwa dywany, które zostawiam na cały sezon na zewnątrz. Wyglądają świetnie i podkreślają nowoczesny styl. Możecie szaleć przy wyborze koloru, wielkości i kształtu.
JEMIDI Zewnętrzny dywan tarasowy
Uwielbiam klimat, jaki tworzą światełka na tarasie. Spokojna muzyka, ciepłe refleksy pobłyskujące na ścianie i wygodne poduchy. Zazwyczaj nie myślimy o oświetleniu na balkonie lub tarasie, bo nie mamy kontaktu z prądem na zewnątrz. Jest na to metoda – oświetlanie solarne. Właśnie takie mamy na tarasie – nie musimy nic włączać, czy wyłączać.
Lampki pobierają energię w ciągu dnia (i wcale nie musi być słońce) i same zapalają się wieczorem. Światło lampek daje niepowtarzalny klimat. Fajnym pomysłem są również solarne lampiony – dają więcej światła, a są również ciekawym elementem dekoracyjnym.
Dla podbicia efektu przytulności zapalam też aromatyczne świece i tealighty.
Gadgy ® Zestaw solarnych latarni ogrodowych rattanowe
Solarna lampa podłogowa do ogrodu, 12 diod LED, 8 sztuk
Wieczorna herbata, w komforcie miłego koca i miękkich poduszek to coś, co sprawia, że się relaksuje. Wystarczy, że macie leżak lub wygodny fotel dołożycie kilka dodatków i już macie przytulną przestrzeń do czytania książki.
Coraz częściej widzę, że ludzie na nawet na małych balkonach mają takie strefy: nieduży fotel, stolik i miękkie poduchy. Jeżeli chcecie stworzyć takie urokliwe otoczenie to poszukajcie takich dodatków.
JOTOM Zestaw 4 wodoodpornych poszewek na poduszki na zewnątrz
Wiecie co jest pierwszą rzeczą, na którą zwracają uwagę nasi goście? Lustro ogrodowe. Przyciąga wzrok, jak nic innego i jest elementem niespotykanym powszechnie w ogródkach lub tarasach. Szkoda, że nie jest takie popularne, bo naprawdę robi świetny efekt. Nie dość, że powiększa niedużą przestrzeń to jeszcze jest genialnym elementem dekoracyjnym.
Lustra zewnętrzne znajdziecie w różnych rozmiarach i kształtach na Amazon.pl – tu podobne do naszego:
Lustro zewnętrzne – Milton dwór czarny – łukowe okno
Piękny dzbanek na wodę ze szklankami, ratanowa taca czy nawet małe wazoniki na roślinki – to wszystko sprawia, że balkon lub taras nabiera nowego wyglądu. Wystarczy, że wychylicie głowę za okno, a zobaczycie jak fajnie to razem wygląda.
Lubię dodawać takie elementy, które sprawiają, że wszystko jest spójne i dopracowane. Możecie też poszaleć w akcesoriach – wszystko zależy od tego jaką macie przestrzeń do zagospodarowania.
Navaris Karafka na wodę o pojemności 1,55 l z czterema szklankami
Stojak do rozmnażania roślin, 3 szt
Taca do serwowania, prostokątna, antypoślizgowa, z uchwytem, rattanowa
Najszybszy, najtańszy i najmniej wymagający pomysł na zazielenie balkonu lub tarasu. Wystarczy kilka doniczek z ziołami na stojaku lub parapecie, a od razu zobaczycie różnicę. A do tego jaki pożyteczny: nic tak nie smakuje jak kanapka z pomidorem i zieleniną z własnej doniczki.
Zioła też nie są specjalnie wymagające – mogą stać w różnych miejscach. Ja kupuję już duże zioła, nie hoduję od nasionka, bo lubię mieć natychmiastowy efekt.
Tu łapcie jeszcze taki lifehack:
PIQIUQIU Rękawice ogrodowe (8 pazurów, 2 pary), rękawice ogrodowe do sadzenia roślin
A tu macie jeden link gdzie znajdziecie wszystkie moje polecajki – KLIK – Wiosenne Porządki
Jak widzicie kilka prostych tricków i macie odświeżony balkon lub taras. Ja też Was zachęcam do przyjrzenia się Waszym przestrzeniom, może się okazać, że wystarczą tylko ciekawe dodatki, a będziecie mieli przytulne miejsce w zasięgu Waszego wzroku. A wieczorem, po pracy cudownie jest usiąść w miękkim fotelu z kubkiem ulubionej herbaty i odpocząć po całym dniu. W końcu jest już wiosna i trzeba z niej skorzystać.
Przedszkolaki uwielbiają opowiadania, które pokazują im świat i rozwiązują ich drobne problemy oraz rozwiewają wątpliwości. Muszą być przy tym zabawne, pogodne, a najlepiej z bohaterem w ich wieku, który zmaga się z podobnymi wątpliwościami. Takie są właśnie opowiadania o Jeżyku Franku! To nowa seria, którą polecam Wam dla przedszkolaków!
Jak wiecie promowanie czytelnictwa jest jednym z najważniejszych celów nebule.pl, dlatego wyszukuję dla Was najwartościowsze książki dla dzieci. Tę pozycję objęłam również patronatem – a wszystko to dzięki współpracy płatnej z Wydawnictwem Wilga. Wytrwali znajdą na końcu rabat 40 %!
Choć nam, dorosłym, świat dzieci wydaje się prosty i oczywisty, dla nich jest zupełnie nowy! Do poznania jest wszystko! Zwykłe, codzienne czynności mogą być powodem fascynacji, strachu, radości czy złości, a także zaciekawienia, bo maluchy kierują się naturalnie swoimi emocjami. Oswajanie świata pozwala im na lepsze poruszanie się w nim.
Gdy dzieci wiedzą, czego mogą się spodziewać po danej sytuacji czy miejscu, są pewniejsze siebie. Wiedzą, że to nic strasznego! Wiedzą też, jak się zachować.
To oczywiście my, dorośli jesteśmy odpowiedzialni za to, by pokazywać dzieciom świat i uczyć je funkcjonowania w nim. I robimy to na każdym kroku. Także czytając im bajki! Jedną z takich pozycji, które Wam polecam, jest właśnie nowa seria o Franku, autorstwa Kasi Keller, znanej z fajnych bajek dla najmłodszych.
Franek to uroczy jeżyk i przedszkolak, który zmaga się z różnymi wyzwaniami. W premierowej serii ukazują się dwa pierwsze opowiadania:
To opowiadanie o tym, jak można każdy dzień rozpocząć i zakończyć przyjemnie, rozsiewając dobrą atmosferę dookoła. Franek przekonał się o tym, gdy wstał lewą nogą, ale zaraz poprawił mu się humor, gdy przywitał się z mamą. Ze zdziwieniem zobaczył, że wszędzie, gdzie tylko pojawia się mama, ludzie się uśmiechają. Postanawia sprawdzić, co takiego robi mama. Czy to magia?
Okazuje się, że zwykłe, życzliwe „dzień dobry” powiedziane z uśmiechem na twarzy, może zmienić humor i nastawienie innych. O czym sam Franek szybko się przekonuje na własnej skórze.
Gdy pewnego dnia w przedszkolu dzieci po wyjściu nie posprzątały zabawek, na drugi dzień dzieci z przykrością stwierdziły, że te rozrzucone zabawki zniknęły! Postanowiły sprawdzić, co się z nimi stało i szybko doszły do wniosku, że powrót zabawek jest możliwy tylko wtedy, jak zaczną o nie dbać i sprzątać. Przyznam, że to świetne opowiadanie dla wszystkich dzieci, bo jak wiadomo, żadne nie są fanami porządków😉.
Tym, co bardzo podoba mi się w tych opowiadaniach, jest prosty, zrozumiały dla dzieci język, który do nich przemawia. Nie bez znaczenia są także przepiękne ilustracje Natalii Berlik. Cudownie wpisują się w dziecięcy świat, jeszcze bardziej pozwalając na skupienie się na opowiadaniu.
Cała seria będzie poruszała kwestie dziecięcych emocji, radzenia sobie z różnymi trudnościami i problemami, ale także oswajała dzieci z tym, co je otacza. Podprogowo opowiadania niosą przesłanie, że zawsze są dorośli, na których można liczyć. W przypadku Franka rodzice czy opiekunka. Wszyscy bohaterowie są sympatyczni, a świat Franka niezwykle miły i kojący. Dzieci z łatwością się z nim utożsamią i rozpoznają swoje, podobne wątpliwości w codziennym życiu, ucząc się radzenia z trudnościami.
Książeczki możecie dostać TUTAJ
A jeśli w koszyku wpiszecie kod FRANEK to zniżka będzie wynosić aż 40%! (Kod nie łączy się z innymi promocjami).
Polecam Wam świat Jeżyka Franka, który także rodzicom jest pomocny😊. Nikt tak nie przekona maluchów do mówienia „dzień dobry” i sprzątania zabawek, jak uroczy Franek i jego przyjaciele!
A tu macie link do innej wartościowej serii: „Co i jak?”, czyli książeczki dla dzieci, w których znajdziecie odpowiedzi na trudne pytania
Myślałam, że znam dobrze wszystkie marki klocków dostępnych na rynku. Jednak, muszę przyznać – te totalnie nas zaskoczyły. Nie spodziewałam się, że w sobotni wieczór będziemy siedzieć razem na podłodze i razem układać wielkiego pawia.
Jak wiecie, wyszukiwanie edukacyjnych perełek jest jednym z najważniejszych celów nebule.pl, dlatego przeszukuję dla was czeluści internetu by prezentować najbardziej wartościowe rekomendacje. Niniejszy materiał jest sponsorowany przez dystrybutora zabawek wyjątkowych – Dante.
Uwielbiamy klocki – mamy w domu ich całą masę. Małe, duże, magnetyczne, drewniane – mają różne funkcje i właściwości. Tym razem przyjrzeliśmy się bliżej genialnym, duńskim klockom Plus-Plus.
Nie wierzyłam, że używając klocków tylko w jednym kształcie można stworzyć dinozaura, ludzika, a nawet wulkan!
Klocki Plus-Plus to oryginalna, bezpieczna i ekologiczna zabawka dla chłopców i dziewczynek. Historia marki sięga lat 80-tych, a siedziba firmy znajduje się w Holbæk, nieopodal Kopenhagi.
Plus-Plus mają swoją fabrykę w Danii, która opiera się na ekologicznych rozwiązaniach np. cała produkcja jest napędzana energią wiatrową, a wszystkie opakowania nadają się do rycyklingu. Co ciekawe, materiał z jakiego są wykonane jest w 100 % bezpieczny i przeznaczony do kontaktu żywnością.
Klocki Plus-Plus mają dwie wielkości:
My jesteśmy fanami Plus-Plus Basic. To niewielkie i można powiedzieć, że niepozorne klocki – kształtem odrobinę przypominają puzzle.
Cenowo też wypadają dobrze – taki jednorożec z 250 elementów kosztuje około 40 zł
Co jest fajne, to uniwersalność: kupicie zestaw do układania po numerkach, ułożycie (nam zajęło 4h!) – chwilę pocieszycie oczy, możecie rozłożyć wszystkie elementy i układać je dowolnie (wg swojego pomysłu lub z internetu.
Jak wiecie mam hopla na punkcie takich zabawek, które nie dość, że bawią to i uczą. To jest w nich najciekawsze. Każda konstrukcja może być stworzona z dowolnej ilości klocków i w różnej wielkości. Dzieci mają możliwość kreatywnej zabawy i takim zestawem 5 latek będzie się bawił, w zupełnie inny sposób niż 10 latek. Jest to zabawka na lata.
Tu macie link do Pawia Plus-Plus
Klocki Plus-Plus to idealny pomysł na prezent dla koleżanki lub kolegi. Większe lub mniejsze zestawy są w dobrej cenie i gwarantuję, że na pewno koledzy ich nie mają.
Jeżeli wydaje się Wam, że już nic Was nie zaskoczy, to sprawdźcie koniecznie te klocki i dajcie mi znać. Bo u nas inne klocki obecnie kurzą się w pudełku, a wszyscy razem uwielbiamy Plus-Plus.
Gdy maluchy, ni stąd, ni z owąd, stają się dorastającymi nastolatkami, podrzucanie im ciekawych książek staje się coraz większym wyzwaniem. Jest tyle ciekawych rzeczy naokoło! I rówieśnicy stają się coraz ważniejsi. Nie ustawajcie jednak w „robieniu swojego” i zachęcajcie dzieciaki do czytania nadal! „Zaklinaczka burz” Sophie Anderson jest jedną z książek, które mogą okazać się dla nich strzałem w dziesiątkę!
Jak wiecie promowanie czytelnictwa jest jednym z najważniejszych celów nebule.pl, dlatego wyszukuję dla Was najwartościowsze książki dla dzieci. Artykuł powstał dzięki płatnej współpracy z nowym wydawnictwem dla dzieci – Świetlik.
Jeśli macie w domu dzieci w wieku 11+, a nawet już 10+, z pewnością powoli odczuwacie pierwsze nastoletnie foszki. Objawiają się one oczywiście w różnych aspektach życia, ale dziś pogadamy o książkach. Choć kanon lektur szkolnych się zmienił, nadal pozostawia wiele do życzenia, a szkolna testoza daleka jest od zachęt do czytania. Zamiast powodować u dzieci chęć do sięgania po książki, działa dokładnie odwrotnie.
Na szczęście jako rodzice nie jesteśmy bezradni! Naszym zadaniem jest podrzucanie dzieciakom książek, które trafią w ich gust i sprawią, że czytanie pochłonie je bez reszty. Ważne jest, żeby się nie poddawać. Wszak nie zawsze wstrzelimy się w ich klimat. Jednak bywa i tak, że się udaje!
Już wiele razy odbijałam się od ściany z różnymi pozycjami. A bywało i tak, że słyszałam „ja nie lubię takich książek”. Po czym włączałam podczas podróży autem w formie audiobooka i wszyscy słuchali z zapartym tchem.
Dzieci w tym wieku jeszcze nie do końca wiedzą, co lubią, bo mają za mało doświadczeń i zbyt mało znają, by definitywnie określać swoje upodobania. Nie oznacza to, że nie mamy ich słuchać!
Przeciwnie – słuchajmy, ale jednocześnie poszerzajmy im horyzonty. Poza tym bywa, że książki, których jeszcze w zeszłym roku by nie tknęli, dziś czytają po kilka razy. Po prostu dorastają i ich gust też się zmienia. Rolą rodziców jest podążanie za tymi zmianami i otwieranie im kolejnych literackich drzwi. Kto wie, czy to, co za nimi czyha, nie okaże się dla nich megafascynujące!
Jak wiecie, lubię podrzucać Wam inspirujące perełki, które mogą kliknąć także u Waszych latorośli. Tym razem chcę Wam polecić baśń dla młodszej młodzieży!
Premiera nowej książki Sophie Anderson od razu zachęciła mnie do sięgnięcia po nią. To autorka świetnych, współczesnych baśni, przesyconych magią, która prowadzi do całkiem innego świata, gdzie dobro, sprawiedliwość i zwykła życzliwość mają znaczenie.
„Zaklinaczka burz” rozpoczyna się od tragedii – jak to czasem w baśniach bywa. Oto na wyspie w kształcie złamanego serca żyją w symbiozie dwa rodzaje stworzeń: ptakopodobne alkonosty oraz rodzaj człowieczy. Mają dwie królowe i cieszą się spokojem do czasu, gdy w wyniku wypadku na morzu obie królowe giną i zaczyna się walka o władzę.
Jak można przypuszczać, przejmuje ją nie ten, który jest dobry i prawy, ale istota o cechach zgoła przeciwnych. Tajna organizacja – Ruch dla Jedności – prowadzi dywersję i inne działania, by przywrócić na wyspie znowu ład. To taki ruch oporu. O wydarzeniach, które zaburzyły spokój na wyspie opowiada 13-letnia dziewczyna z rodzaju człowieczego. To jej matka – królowa – zginęła na morzu. Tak to się zaczyna, a potem jest jeszcze ciekawiej.
Morał – nie używajcie tego słowa przy nastolatkach, jeśli nie chcecie widzieć przewracania oczami😊. Ale jest! Przekazany podprogowo. Oto jest podzielony, skłócony świat, gdzie każda ze stron przekonana jest o swoich racjach. O tym, że tylko oni są dobrzy i mają monopol naprawdę, dobro i bohaterstwo. A po drugiej stronie jest wróg. Coś Wam to przypomina? Tak, niestety prawdziwy świat…
O tym mówi sama autorka. Celem, dla którego napisała tę historię, była chęć wzbudzenia w dzieciakach poczucia jedności – bez podziałów i wzajemnej niechęci, budowanej przez dorosłych, którzy je tworzą.
I to nie tylko w szerokim zakresie dotyczącym całego świata, ale też ich małych światów. Niech szukają tego, co ich łączy, a nie dzieli. Niech wiedzą, że choć są inni, mogą żyć razem w zgodzie i bez nienawiści.
To takie ważne w dzisiejszych czasach, gdy nastolatki często w szkole tworzą wzajemnie zwalczające się grupki, pełne słownej, a czasem nawet fizycznej przemocy. Autorka mówi: STOP! O co Wy walczycie? To książka, która zachęca do przemyśleń i buduje właściwie zdefiniowany „kręgosłup moralny”.
Wiem, że wiele rodziców boryka się z problemami przemocy szkolnej wśród dzieci, dlatego takie książki są cegiełkami, budującymi właściwe spojrzenie na trudne aspekty związane z tolerancją i wzajemnym poszanowaniem.
Bez względu na to, po której stronie tej przemocowej barykady są Wasze dzieci, dajcie im „Zaklinaczkę burz” do przeczytania, a później porozmawiajcie o tym, że można się różnić i wzajemnie szanować, a nawet czerpać inspirację z tych różnic, żyjąc ze sobą w zgodzie, bez wrogości, niechęci i wzajemnego zwalczania. Wierzę, że w głębi duszy pragnie tego chyba każdy człowiek. A czym skorupka za młodu nasiąknie…
Niech więc nasiąkają zgodą, jednością, wyrozumiałością i empatią razem z Zaklinaczką Burz.
Książkę możecie kupić w przedsprzedaży (premiera 22 marca) np. na stronie Taniej Książki – TUTAJ, a kto woli EMPIK link TUTAJ
zobaczcie też „Ulica Radosna 123” – moja nowa polecajka książkowa, czyli jak zachęcić dzieci do czytania
Jestem mamą od 10 lat i w tym czasie nauczyłam się więcej niż w czasie całej mojej edukacji. Jeżeli ktoś powie, że w macierzyństwie się nie rozwijasz i tylko siedzisz bezczynnie w domu – to jest w błędzie. Dziś udowodnię, że bycie rodzicem edukuje lepiej niż studia na prestiżowym kierunku.
Do podzielenia się moimi doświadczeniami zaprosił mnie w ramach współpracy płatnej, producent produktu leczniczego Hederasal, który codziennie wspiera rodziców w chorobach dzieci.
Gdyby ktoś kilkanaście lat temu powiedział mi, że macierzyństwo tak mnie rozwinie, to nie uwierzyłabym. Niektórym, zupełnie niesłusznie bycie rodzicem kojarzy się z PZM (Pieluszkowe Zapalenie Mózgu), które oczywiście miałam też na początku. Jednak szybko wyleczyłam się z tej przypadłości.
Błyskawicznie uczę się na błędach, a tych w rodzicielstwie popełniłam sporo i najwięcej wyciągnęłam konstruktywnych wniosków.
Master of negotiation and conflict management – szkoda, że nie przyznają certyfikatów.
Dzieci potrafią pertraktować w taki sposób, że w końcu i tak się zgodzisz, z poczuciem, że jednak masz zdolności negocjacyjne. Nie musisz kupować Sztuki kompromisu w drodze do sukcesu.pdf – wystarczy porozmawiać z dwulatkiem, który zasnął w aucie o osiemnastej…
Strzelasz racjonalnymi argumentami, jakbyś negocjował kontrakt na przyszły rok. Na koniec dziecko ogląda bajkę w wannie, a Ty masz poczucie sukcesu po wygranej werbalnej konfrontacji, bo wcześniejsze pertraktacje zawierały też jedzenie w kąpieli.
Zupełnie inny level tego skilla osiągasz, kiedy masz więcej niż jedno dziecko. Stajesz się mediatorem, prawnikiem, pośrednikiem, jurorem, a nawet sędzią sportowym.
Czytanie o 3 w nocy badań na PubMedzie? Luzik, kiedy jesteś rodzicem.
Potrafię jednym spojrzeniem ocenić, że dziecko jest przeziębione. Szczególnie w przedszkolnej szatni.
Nie wiem jak wy, ale ja osiągnęłam stopień asystentki dr. Google’a. Podaję objawy, “konsultuję” u doktora i już wiem, co mam jutro powiedzieć na wizycie u pediatry. Znam składy leków i jako sukces rodzicielski uważam:
Nigdy nie pomyliłam syropu wykrztuśnego z hamującym kaszel.
Mężowi się zdarzyło i miał nockę z głowy. Od tamtej pory pamięta, że syropu z żółtą etykietką nie daje się na wieczór.
Od kiedy dzieci skończyły 2 lata przy mokrym kaszlu sięgam po syrop wykrztuśny Hederasal – pomaga rozrzedzić zalegającą wydzielinę. Zawiera suchy wyciąg roślinny z liści bluszczu i zmniejsza częstotliwość, a także bolesność ataków kaszlu. Mam go w apteczce w domu i zawsze zabieram na wyjazdy. Ma przyjemny herbaciany smak i dzieci chętnie go piją. Kilka lat temu, w czasie choroby został nam polecony i od tamtej pory mamy Hederasal pod ręką.
Nigdy nie byłam dobra z matmy – obliczenia to nie był mój konik. A teraz? Potrafiłam przeliczyć w pamięci ile pieluch wystarczy do końca weekendu, bez problemu wyliczam dawki leków na kilogram ciała.
Najważniejsza umiejętność to jednak następująca zdolność – z prędkością światła umiem przeliczyć, ile ma lat dziecko, którego matka mówi, że ma 30 miesięcy. Potraficie tak?
Zanim zostaliśmy rodzicami nie mieliśmy nawet w domu śrubokręta (tak, wiem – wszystkie śrubki odkręcaliśmy czubkiem noża). Kiedy pojawiły się dzieci, drastycznie wzrosło zapotrzebowanie na drobne naprawy w gospodarstwie domowym – nie wiem jak to możliwe, ale ciągle coś trzeba było przykręcać, odkręcać.
Bilans użycia śrubokręta stanowczo zawyżają zabawki elektroniczne, w których trzeba wymienić baterie. U Was też?
W czasach panieńskich gotowanie nie było moją mocną stroną – przygotowanie posiłków ograniczałam do zalania wrzątkiem, tudzież podgrzania na patelni. Kiedy zostałam rodzicem, zaczęłam gotować. I to od razu wskoczyłam na poziom restauracji gwiazdkowej: żadne tam papki i gotowce. Chodziłam z wózkiem na organiczny targ, 10 minut wybierałam najbrzydszego pasternaka (bo wiadomo, że taki nieurodziwy znaczy niepryskany) po czym przygotowywałam mojemu dziecku amuse bouche z tegoż, mieszając delikatnie z topinamburem i kleksem z oleju roślinnego tłoczonego na zimno.
Kiedy miałam 20 lat nie wiedziałam nawet, co to jest topinambur.
Rozwinęłam się również jako główny dietetyk rodzinny. I całe menu podzieliłam na to, co jemy do momentu kiedy dzieci pójdą spać, a co później my jemy, jak oni nie widzą.
LIFEHACK: Pamiętajcie żeby w tym przypadku, być ostrożnym i koniecznie torebkę po chipsach włożyć na sam dół śmietnika, a nie na wierzch.
Przez wiele lat nie miałam okazji używać angielskiego, ale przy dzieciach stał się naszym sekretnym językiem. Używamy go wtedy, kiedy nie do końca chcemy żeby zrozumiały treść naszej konwersacji. Problem jest obecnie taki, że znajomość angielskiego u dzieci wzrosła i “nasz” język, już nie jest taki “sekretny”.
Czas chyba odświeżyć niemiecki, bo obydwoje kiedy się go uczyliśmy. Z całym szacunkiem, ale węgierskiego, to ja się nie nauczę.
Co tu dużo mówić, nigdy nie miałam słuchu muzycznego, ani głębokiego, wibrującego głosu. Jednak brak tego talentu nie przeszkodził mi w nauczeniu się piosenek, które potrafię zaśpiewać nawet przez sen. Potrafię je nawet wymruczeć.
Odkryłam u siebie jeszcze jedną zdolność – umiem przekręcać słowa piosenek żeby brzmiały śmieszniej. Chyba minęłam się z powołaniem i była mi pisana kariera piosenkarki kabaretowej.
Chyba każdy rodzic odkrył u sobie zdolności logistyczne. Bo czym innym jest zapakowanie dzieci do auta wraz z ich przybytkiem (nie zapominając o niebieskim króliku) przejechanie z punktu A do B, z B do C, czasem z punktu C do B i z B do A – a i protokół zdawczo-odbiorczy na końcu się będzie zgadzał.
Choć czasem jedno z dzieci zaśnie na ostatnim zakręcie przed domem, to my i tak damy radę przenieść delikwenta bez budzenia, prosto do łóżka (trzymając w zębach niebieskiego królika). No kto tak potrafi? Bo ja tak.
Zawsze mi się wydawało, że jestem dobra w multitaskingu. Na lekcjach potrafiłam słuchać, jednocześnie rysować na końcu zeszytu i rozmawiać z koleżanką. To była wersja dla amatorów. Będąc rodzicem jestem w stanie gotować obiad, słuchać radia, odpowiadać na pytania ciekawskiego 6-latka z dziedziny paleontologii, odpisywać na smsa i wycierać umazany stół.
Mam wrażenie, że każdy mój zmysł potrafi przetwarzać bodźce oddzielnie. Brzmi jak moc superbohatera, prawda?
Wydaje mi się, że zanim miałam dzieci, to wszystko musiałam wpisywać do kalendarza. A teraz? Obudzona w środku nocy wymienię wszystkie pieski z Psiego Patrolu i nie zapomnę o Riderze, pamiętam o wizytach lekarskich, zebraniach w szkole i tym, żeby kupić cyrkiel. Oczywiście wspomagam się kalendarzem w telefonie, ale i tak naprawdę mam wszystko w głowie.
Współpraca reklamowa z firmą Herbapol Wrocław S.A., producentem Hederasalu
W ubiegłym roku zauważyłam, że coś złego dzieje się z moim włosami. Z bujnej i błyszczącej czupryny zostały smętnie wiszące strąki. Pewnego dnia zobaczyłam zdjęcie moich włosów z tyłu i się przeraziłam. Została połowa tego, co miałam wcześniej. Do tego miałam ogromne problemy ze skórą głowy, która swędziała i była zaczerwieniona.
Uznałam, że najlepiej zacząć od zrobienia badań z krwi. Wszystkie wyniki wyszły dobrze, więc to nie tutaj leżał problem. Doszłam do wniosku, że coś muszę robić nieprawidłowo, skoro moje włosy są w coraz gorszej kondycji.
Zaczęłam interesować się świadomą pielęgnacją włosów, sporo czytałam i obserwowałam konta włosomaniaczek na Instagramie. Przez miesiąc stosowałam się do planu pielęgnacyjnego od Zaczesanej i faktycznie zaczęłam widzieć poprawę. Jednak prawdziwe efekty zobaczyłam dopiero jak jeszcze mocniej zgłębiłam tematykę pielęgnacji i naprawiłam wcześniejsze błędy.
Jeżeli kosmetyk się sprawdza, to używam go cały czas – też macie takie przyzwyczajenie? Ja tak! I o ile w pielęgnacji skóry jest to zasadne, to przy włosach jest inaczej. Potrzebują różnych składników w szamponach, które zapewnią tzw. równowagę PEH, czyli:
I jeżeli używamy odżywek, które są czysto emolientowe, to nasze włosy w pewnym momencie mogą być przeemolientowane (moje właśnie takie były). Miałam wrażenie, że zrobiły się bardzo cienkie, było ich mniej. Do tego wyglądały na przyklapnięte i nie do końca świeże.
Byłam przekonana, że moje włosy są suche i zniszczone, więc cały czas używałam maski z emolientami. A to był błąd! Aby równowaga była zachowana powinnam też używać innych produktów, a przede wszystkim co drugie mycie użyć szamponu łagodnie oczyszczającego.
Mam swoich dwóch faworytów – 2 szampony, które bardzo dobrze myją, a jednocześnie są łagodne.
Pomyślicie, że to absurd – jak można źle myć głowę? Właśnie tak – napiszę Wam jakie błędy popełniałam, bo możliwe, że też je robicie:
Kubek do spieniania szamponu KLIK
Bawełniany turban do pielęgnacji włosów KLIK
Wszyscy wkoło trąbią o konieczności używania peelingu, a ja myślałam, że taki kosmetyk dodatkowo podrażni moją już czerwoną i uwrażliwioną skórę głowy. Kiedy pierwszy raz użyłam tego peelingu to zmieniłam zdanie. Już od pierwszego użycia zobaczyłam, że moje włosy są uniesione, mniej się przetłuszczają, a co najważniejsze skóra głowy przestała mnie boleć.
Używam tego peelingu i uważam, że jest najlepszy: Hairy Tale Cosmetics, Squeaky Clean, Kwasowy peeling do skóry głowy KLIK
Wcześniej wcierki kojarzyłam z dziwnym zapachem i tłustą formułą. Moje podejście zmieniło się po pierwszym użyciu. Wcierki, których używam są na bazie wody i nie są widoczne na włosach. Możecie używać ich codziennie, nawet jeżeli nie macie w planach mycia głowy. Oprócz tego, że wcierka działa na cebulki włosów i skórę głowy to też podbija włosy do góry.
Uwielbiam wszystkie 3 i naprawdę polecam Wam spróbować. Jeżeli nigdy nie używałyście wcierek to polecam na początek Joannę Konopie. Wcierek używam codziennie wieczorem. Później masuję skórę głowy przez około 2 minuty.
Kolejność wprowadzenia wcierek wg mnie:
Przez wiele lat robiłam koczek na czubku głowy i spinałam włosy spinką. To właśnie w tym miejscu miałam najbardziej zaczerwienioną skórę głowy. Od kilku miesięcy zabezpieczam włosy na noc serum z olejami i silikonami – następnie robię luźny kok i związuje scrunchie. Ta metoda sprawia, że rano mam ładne włosy, a do tego nie niszczą się w trakcie spania.
Polecam te dwa produkty – są bardzo wydajne, bo wystarczy kilka kropel
Mam włosy rozjaśniane i w pewnym momencie kolor moich włosów się zmieniał. Zazwyczaj przez to, że włosy były mocno wysuszone nabierały żółtych tonów. A ja umawiałam się do fryzjerki na tonowanie. Obecnie na rynku jest mnóstwo odżywek, które pozytywnie wpływają na poprawę koloru. Ja też mam swoich ulubieńców:
Kiedyś próbowałam naparu z pokrzywy i krótko mówiąc totalnie mi nie podszedł. A pokrzywa ma udowodnione działanie na włosy, zawiera:
Aż trafiłam na pokrzywę z dodatkiem mango z Lipton. Jest naprawdę pyszna!
Niestety przez bardzo długi czas nie używałam żadnego produktu, który zabezpieczałby moje włosy przed wysoką temperaturą. Możecie używać serum z silikonami lub sprayu. Dodatkowo te kosmetyki ułatwiają rozczesywanie.
Teraz lokówki używam sporadycznie, a włosy suszę chłodnym strumieniem powietrza Co ważne – suszarkę trzymam daleko od włosów. To naprawdę pomaga i włosy wyglądają znacznie lepiej.
Zdaję sobie sprawę, że świadoma pielęgnacja włosów może wydawać się skomplikowana, ale przynosi rewelacyjne efekty. Poniżej przygotowałam Wam listę na początek:
Mam też dla was rabat 15% na wszystkie nieprzecenione produkty. Wystarczy wpisać podczas zakupu kod NEBULE04. (Rabat nie łączy się z innymi promocjami. Kod ważny do 30.04)
A tu łap mój wybór 10 kosmetyków polskich marek z drogerii Pigment a tu moje wrażenia – rok temu zrezygnowałam z manicure hybrydowego – poznaj 10 powodów dlaczego to zrobiłam