kontakt i współpraca
Nie dziwi mnie popularność serii o przygodach Emi i tajnego klubu – gdybym miała 7-11 lat, sama zaczytywałabym się w tych książkach. Najnowsza część, o wyjeździe na wakacje, jest kolejnym strzałem w dziesiątkę.
Jako, że lubię książki, których bohaterami są ludzie, do tego wcześniejsze części uznałam za wartościowe – z przyjemnością objęłam Emi patronatem nebule.pl.
Jeśli jeszcze nie znacie Emi i jej przygód, musicie to nadrobić. Emi to dziewczynka, która zakłada Tajny Klub Superdziewczyn, do którego po jakimś czasie dołącza również super chłopak. Czy tylko jeden? Tego Wam nie zdradzę. ?
Przede wszystkim książka jest napisana w formie pamiętnika. To sama Emi opowiada o swoich perypetiach, dzięki czemu dzieci łatwo identyfikują się z narratorką. Dzieli się ona swoimi przemyśleniami i spostrzeżeniami, również na temat dorosłych. A dziewczynki w tym wieku uwielbiają pamiętniki i sekretne zapiski.
Jej przygody dzieją się w dzisiejszym świecie. Jest internet, food trucki, a nawet problem z zanieczyszczeniem planety plastikiem.
Przyjaciele Emi mają swoje problemy, obawy, przygody i przyjemności takie, jak wszystkie inne dzieci, dlatego Emi i jej Tajny Klub Superdziewczyn jest na topie wśród dziewczynek w wieku wczesnoszkolnym i szkolnym.
Jest to jedna z tych książek, które wciągają i pokazują dzieciom, że czytanie to świetna rozrywka. A o to nam chodzi – wszak książki poszerzają horyzonty, wzbogacają wyobraźnię i sprawiają, że dzieci mają apetyt na poznawanie świata.
ALOHA, dziewczyny!
Najnowsza część przygód „Emi i Tajnego Klubu Superdziewczyn. ALOHA” to wyprawa na wakacje. A wszystko zaczyna się od porządkowania ubrań. Tak, wiem, że to uwielbiacie – matka Emi przybiłaby nam piątkę?(Czy ja się właśnie identyfikuję z postacią z tej książki? – same widzicie, dobra jest ta Agnieszka Mielech, autorka). Segregowanie ubrań jest przyczynkiem do dyskusji dotyczącej ekologii i nowego życia starych rzeczy. To mi się bardzo podoba w całej serii.
W ten sposób tłumaczone są zjawiska fizyczne czy funkcjonowanie świata – bez napuszenia i wielkich tyrad naukowych. Zwyczajnie, mimochodem dzieci dowiadują się, co to jest pierwsza zasada dynamiki Newtona, bo muszą na dach auta wrzucić wielkiego, dmuchanego flaminga. No petarda!
Tak powinno się uczyć dzieci w szkołach. W taki sposób wszyscy – dzieci i dorośli – szukamy informacji dotyczących rzeczy, które nas interesują. A złapałam się na tym sama podczas oglądania głośnego serialu „Czarnobyl” (koniecznie zobaczcie), gdy zaczęłam szukać informacji o tym, jak właściwie działa elektrownia jądrowa, bo chciałam zrozumieć przyczyny katastrofy. Dzieci w taki sam sposób poznają świat i uczą się – są ciekawe!
Wróćmy jednak do fabuły. „ALOHA” to opowieść o wyjeździe Emi i jej przyjaciół na obóz windsurfingowy, gdzie dzieci poznają zasady panujące na obozie i obozowe życie. Są instruktorzy, wczesne śniadania i codzienne zabawy w morzu. Jest też #tajnamisja , ale o niej sza! Zdradzę tylko, że bardzo spodoba się dzieciakom.
Jest też kilka słów o relacjach pomiędzy dziećmi i pojawia się kwestia nowego członka Tajnego Klubu Superdziewczyn i Jednego Superchłopaka. Czy do klubu dołączą nowe osoby? Czy #tajnamisja zakończy się sukcesem? No i czy Emi nauczy się windsurfingu? Wszystkiego dowiecie się z najnowszej części „Emi i Tajny Klub Superdziewczyn. ALOHA”.
Znacie serię o przygodach Emi i Tajnego Klubu Superdziewczyn? Czy Wasze dzieci też ją uwielbiają? Jeśli jeszcze książki z tej serii nie wpadły w ręce Waszych dzieci, koniecznie to nadrabiajcie – gwarantuję, że dziewczynki pokochają przygody Emi. A co z chłopcami? Skoro w Tajnym Klubie Superdziewczyn jest też Superchłopak – sprawa jest jasna.
Są takie bajki, które sama lubię oglądać razem z dziećmi – z różnych powodów. W niektórych twórcy puszczają oko do rodziców, a w innych – tak jak w bajce Bing – zachwyca mnie prosta historia z mądrym przekazem. Czasem lubię też poczuć się jak wtedy, gdy sama byłam dzieckiem. A najbardziej lubię bajki, które uczą przez zabawę. I tu na scenę wkracza magazyn BING. Cieszę się, że na kanwie tej bajeczki powstał dwumiesięcznik dedykowany dzieciom, które podobnie jak serial, łączy przyjemne z pożytecznym.
„Najpierw nauka, potem zabawa” – tak mówiono nam w dzieciństwie, prawda? I już było wiadomo, że na jednym biegunie jest przyjemność, a na drugim obowiązek. Od razu stawiano naukę w opozycji do przyjemności. A przecież nauka jest ciekawa! Tylko trzeba ją serwować w odpowiedni sposób dostosowany do wieku dziecka. Jako przyjemność.
I podsuwam im takie zabawy, przez które się także uczą. Myślicie, że to trudne i skomplikowane? Że trzeba godzinami ślęczeć w internecie w poszukiwaniu inspiracji? Nie! Jest tyle możliwości! Dla dzieci ciekawe jest wszystko to, czego nie znają. A połączenie tej nauki z zabawą, czy z ich ulubioną postacią z bajki, to już jest w ogóle strzał w dziesiątkę. Właśnie dlatego bardzo się ucieszyłam, że Egmont przychodzi na pomoc z magazynem BING. Trzeba sobie ułatwiać życie i korzystać z tego, co jest dostępne i atrakcyjne dla dzieciaków, prawda?
Uroczy króliczek z wielkimi oczami, otoczony grupą przyjaciół – oto BING. W każdym odcinku edukacyjnej serii o przygodach tego zwierzaka, o słodkim głosie, poruszany jest temat, który dotyczy poznawania świata, rozumienia zjawisk oraz emocji. W prosty sposób BING, wraz z dziećmi, doświadcza przygód, których celem jest wyjaśnienie zagadnień dotyczących świata, dostosowanych do poziomu maluchów.
Bajka ta przeznaczona jest dla najmłodszych dzieci. Jest pięknie narysowana, pełna radosnych kolorów, uroczych postaci, życzliwości i śmiechu. Nie dziwię się, że dzieci ją uwielbiają. Bing mówi bardzo dużo o emocjach, w taki sposób jak my to robimy, czyli nazywa je i tłumaczy. Bajka Bing jest na naszej bajkowej liście wszechczasów: edukacyjne bajki dla dzieci.
Magazyn BING jest przeznaczony dla dzieci od drugiego roku życia. W każdym numerze oprócz opowieści o BINGU, znajdziecie mnóstwo zadań idealnie dopasowanych do poziomu małych dzieci. Wszystkie one mają na celu to, co lubię – naukę przez zabawę. Dzieci więc wycinają i kolorują, ćwicząc motorykę małą, ale jednocześnie uczą się kolorów i orientacji przestrzennej. Odpowiadając, co jest niżej lub wyżej dowiadują się, jak określamy umiejscowienie przedmiotów w przestrzeni.
Uczą się również liter. W tym czasopiśmie są nawet ćwiczenia logopedyczne, ukryte pod zabawą! Dzieciaki odpowiadając na pytania uczą się także prawidłowo interpretować emocje i nastrój innych oraz odpowiednio na nie reagować. Oczywiście BING to także prezenty, które dzieci uwielbiają. Z każdym numerem otrzymują atrakcyjne zabawki, których celem jest rozbudzanie wyobraźni i pobudzanie chęci do samodzielnej zabawy. Do tego numeru dołączone są pacynki Binga i Flopa.
Podoba mi się to, że magazyn BING wychodzi jako dwumiesięcznik, gdyż zawiera taką ilość zadań, która wystarczy na dłuższy czas. Wiadomo, nie oczekujemy po kilkulatku, że zrobi wszystko na raz. Oczywiście dziecko może się tak zachwycić, że będzie miało zapał, ale zdecydowana większość maluchów może się skupić najwyżej na kilkanaście minut. I to wystarczy na dobrą zabawę z BINGIEM. No właśnie – zabawę czy naukę? Wszystko na raz!
Tak właśnie rozbudzamy naturalną ciekawość poznawania świata i wewnętrzną motywację.
Wyjątkowa seria dla najmłodszych czytelników, wspierająca rozwój mowy. Zestaw zawiera 3 książki: Agugu, Akuku i Gadu gadu
Audiobooki dla dzieci to świetna sprawa! Ze względu na chorobę lokomocyjną, to jedyne czym możemy próbować zająć dzieci w podróży. Jeżeli gdzieś się wybieramy to zawsze mamy coś nowego w zanadrzu. Choć ze względu na upodobanie dzieci do słuchania ulubionej bajki po wielokroć – słuchawki dla nich to też dobra opcja. Natomiast co ciekawsze tytuły włączamy też w domu.
Choć książki dzieciom czytam sama, to oprócz podróży audiobooki są świetnym rozwiązaniem na jesienne wieczory, czy zmęczenie rodziców? Przygotowałam Wam listę 15 sprawdzonych audiobooków, które możecie śmiało puszczać dzieciom. A nawet sami podsłuchiwać ?
Edit – odkryłam ostatnio dobra źródło audiobooków! Po więcej szczegółow zapraszam do wpisu – Audiobooki. Tam poczytasz jak odmieniły moje życie. Jeśli używasz Storytel – dodaję linki – będziesz mogła dany tytuł od razu wrzucić sobie na półkę. A jeśli nie używasz – możesz za darmo spróbować:)
a teraz już czas na:
Artur Andrus wziął się za pisanie bajek – czy to się mogło udać? I to jak! Stare postaci z bajek, jak Czerwony Kapturek czy Jaś i Małgosia, są już znudzone powtarzalnością ich historii, więc czas wymyślić inne. Absurd, gra słowem i inteligentny humor – polecam słuchać w czasie długich podróży. Ubawią się nie tylko dzieci, ale także i Wy. Nie ma nudy?
A czyta to nie kto inny, jak sam Artur Andrus – już jest śmiesznie, prawda?
Dostępny tutaj —>„Bzdurki, czyli bajki dla dzieci (i) innych”, A. Andrus
Wanda Chotomska czyta swoją opowieść o pięciu uroczych szczeniaczkach, które wprowadzają do domu chaos – jak to maluchy. Ileż jest z nimi roboty! Autorka w swoim stylu przeplata prozę, z uroczymi wierszykami, uzmysławiając dzieciom, jak dużo pracy jest, gdy ma się jedno małe zwierzę, za co dopiero pięć! Jest to też historia o odpowiedzialności za żywe stworzenia.
Dostępny tutaj —>„Pięciopsiaczki”, W. Chotomska
Mamooo, a dlaczego kamień jest twardy? A czemu truskawki muszą być czerwone, a nie niebieskie? A skąd się bierze trawa? Idę o zakład, że znacie to. Ta książka pozwoli Wam odciążyć się od części z tych pytań, jednocześnie zaspokajając ciekawość dzieci. A wszystko to zebrane jest w 22 historie, które opowiada Anna Rusiecka.
Dostępny tutaj —>„Dlaczego rekiny nie chodzą do dentysty? Historyjki dla ciekawskich dzieci.”, P. M. Schmitt, C. Dreller
Gdyby zapytać Julka – to numer 1 jeśli chodzi o audiobooki dla dzieci. Może dlatego, że był na karnawale w Eindhoven, a Jaś i Janeczka to klasyka literatury holenderskiej:) Para uroczych pięciolatków – tytułowi Jaś i Janeczka – łobuzują, poznają świat, zadają wiele pytań. Prosty język, idealny dla maluchów, opisuje ich przygody, zabawy, spory i codzienne życie. Cała opowieść to kilka tomów zabawy dla młodszych dzieci. A czyta Jarosław Boberek….
Ten audiobook jest też fajny do włączania na wieczór i usypiania
Dostępny tutaj —>Jaś i Janeczka tom 1
Dostępny tutaj —>Jaś i Janeczka tom 2
Dostępny tutaj —>Jaś i Janeczka tom 3
Moda na skarpetki nie do pary nie przyszła znikąd. Ona zrodziła się z w wyniku powszechnie zachodzącego procesu znikania skarpetek podczas prania. Znacie to, prawda? A wiecie, dlaczego skarpetki znikają? Niektórzy mówią, że to „syndrom kłaka”, a tymczasem… no cóż posłuchajcie, razem z dziećmi, co się dzieje ze skarpetkami, które giną nam z oczu. Okazuje się, że wiodą bardzo ciekawe żywoty. A o wszystkim opowie Wam Anna Wodzyńska.
Dostępny tutaj —>„Niesamowite przygody dziesięciu skarpetek”, J. Bednarek
Tym razem, to nie dziecko pragnie mieć psa, ale pies marzy o posiadaniu dziewczynki. Urocza, ciepła i zabawna opowieść o perypetiach psiaka, który postanowił spełnić swoje marzenie. Historia dla wszystkich dzieci, które chcą mieć psa, ale także dla tych, które kochają zwierzęta. Książkę czyta Artur Barciś.
Dostępny tutaj —>„Groszka. Piesek, który chciał mieć dziewczynkę”, S. Peltoniemi
Jako ośmioletnia dziewczynka sama czytałam tę książkę i byłam zachwycona. Do szkoły szłam udając, że jestem Lisą. Wyobrażałam sobie, że skaczę przez strumienie i boso biegnę po trawie. Te wspomnienia zawsze wywołują uśmiech. Jaką wtedy miałam wyobraźnię! Ile radości wzbudziła książka o przyjaciołach z małej wioski, którzy, jak wszystkie dzieci mają swoje małe i wielkie sprawy. Niezwykle aktualna, a czytana przez Edytę Jungowską, wzbudza nawet dziś wiele pozytywnych emocji. Czyż mogłabym jej nie podsunąć moim dzieciom? No way!
Dostępny tutaj —>„Dzieci z Bullerbyn”, A. Lindgren
Storytel —> “Dzieci z Bullerbyn” – audiobook
Tak naprawdę są to wiersze Jana Brzechwy, które czyta Piotr Fronczewski. To absolutna klasyka. Pan Kleks opowiada więc o kwoce, która chciała nauczyć wszystkich kultury, o leniu, którego pracy nikt nie dostrzegał, czy o dzikim dziku, przed którym trzeba zmykać na drzewo. Myślę, że już wiecie, jakie wiersze czyta Pan Kleks – znamy je wszyscy.
Dostępny tutaj —>„Wiersze Pana Kleksa”, J.Brzechwa
Jeśli sądzicie, że nie jest łatwo żyć wychowując gromadkę dzieci, to poznajcie państwa Brown. Lata temu, na stacji Paddington, spotkali oni bowiem misia, który przybył z Peru. Od tej pory ich życie diametralnie się zmieniło i nic już nie było takie, jak przedtem. A życie Brownów wywróciło się do góry nogami. Jeśli Wasze dzieci lubią Kubusia Puchatka, to pokochają także uroczego Paddingtona. Książkę czyta Artur Barciś.
Dostępny tutaj —>„Miś zwany Paddington”, M. Bond
Storytel —> po angielsku “Paddington” – audiobook
Jeśli Wasze dzieci nie znają jeszcze serii książek o Basi, to koniecznie musicie to nadrobić. Basia, jak każda dziewczynka ma swoje marzenia, pomysły i fochy. Tym razem marzy, by zapisać się na taniec. Podobnie jak jej mama. Ta książka, oraz cała seria o Basi, pomaga dzieciom zmagać się ze słabościami i wyjaśnia im skomplikowane reguły, które rządzą światem. Pozwala im też oswoić sytuacje, które wydają się potencjalnie straszne. W książce jest sporo ironii, kierowanej do rodziców – z pewnością znajdziecie ją między wierszami. Przyznam, że bywało, że śmiałam się do łez, a dzieciaki nie rozumiały dlaczego?. Czyta Maria Seweryn.
Dostępny tutaj —>„Basia i taniec”, Z. Stanecka, M. Oklejak
Storytel —> “Basia i taniec” – audiobook
Choć książeczka kierowana jest do dzieci w wieku 3-7 lat, tytuł zobowiązuje i także rodzice ubawią się przy słuchaniu tych opowiadań. A są to zabawne historyjki, opowiadane przez przedszkolaka, którego interesuje wszystko. Szuka on odpowiedzi na pytania, których my dorośli byśmy nie zadali. Nawet nie wpadlibyśmy na to, żeby o to pytać. No bo, która z Was zastanawia się o czym śni pies? A opowie o tym, kto? Oczywiście Artur Barciś!
Dostępny tutaj —>„Opowiadania do chichotania”, R. Piątkowska
Storytel —> “Opowiadania do chichotania” – audiobook
I znowu Artur Barciś czyta opowiadania, których tym razem bohaterem jest Tomek, chłopiec, który ma kilka lat i niezwykłe pomysły. Przygody rezolutnego przedszkolaka są zabawne i pouczające jednocześnie. Na kanwie sukcesu pierwszej części książki, pojawiły się kolejne z tej serii – przedszkolaki będą zachwycone. Dzieci co chwilę krzyczą: to prawda! Tak właśnie jest!
Dostępny tutaj —>„Opowiadania dla przedszkolaków”, R. Piątkowska
Storytel —> “Opowiadania dla przedszkolaków” – audiobook
Sama jestem zaskoczona, że ta pozycja trafi na top 15 audiobooki dla dzieci, ale i Lila i Julek po prostu ją uwielbiali! Kazimierz Nowak, w latach 1931 -1936 przemierzył całą Afrykę pieszo, rowerem, konno i czółnem. Gdy kilkadziesiąt lat później odnaleziono materiały z tej wyprawy, powstała relacja z podróży, a na jej podstawie opowiadania dla dzieci, które zapierają dech w piersiach. Wszystkie przygody z tej książki są oparte na rzeczywistych wydarzeniach, które miały miejsce w czasie tej fascynującej podróży. Dzieciaki poszerzają horyzonty, nawet nie wiedząc, że to robią. Te niezwykłe opowieści czyta Artur…. a nie, bo Jacek Kawalec?.
Dostępny tutaj —>„Afryka Kazika”, Ł. Wierzbicki
Storytel —> “Afryka Kazika” – audiobook
Tym razem dzieci przeniosą się do wyjątkowej Krainy Uważności. Tam znajdą spokój, ciszę i wsłuchają się w siebie wśród dźwięków natury i muzyki. Odkryją, czym są emocje takie jak złość, nuda czy brak poczucia własnej wartości. Nauczą się technik uważności. Bardzo kojąca książka, także dla dorosłych.
Dostępny tutaj —>„Słuchowiska. Kraina uważności”, A. Pawłowska
Lila po tacie uwielbia wszelkie gry słowne, dlatego w kategorii audiobooki dla dzieci – jej nagrodę oczywiście otrzymuje “Co to znaczy…?”. A czy Wasze dzieci wiedzą, co znaczy czuć do kogoś miętę, albo mieć kiełbie we łbie? Ta książeczka to zbór opowiadań, które w zabawny sposób wyjaśniają, co oznaczają popularne związki frazeologiczne. I znowu mamy naukę poprzez zabawę – to lubię!
Dostępny tutaj —> „Co to znaczy…?”, G. Kasdepke
Na koniec pokażę Wam świetny magnetofon, który kupiłam dzieciom – właśnie do słuchania płyt i muzyki z mp3. Mamy go od roku i wszyscy bardzo lubimy.
Ma przyciski odpowiednie do małych paluszków i łatwo go obsłużyć. Ma wejście na pendriva i na kabelki.
Można go kupić TUTAJ
A jak dla odmiany będziecie chcieli coś pooglądać – tu macie fajne, miłe i edukacyjne – Najlepsze bajki HBO GO
tutaj Najlepsze bajki na Netflix
a tu Edukacyjne bajki dla dzieci
Uczenie się mówienia jest bardzo ważnym elementem rozwoju każdego dziecka, dokładnie tak samo jak kształtowanie sprawności fizycznej czy rozwój intelektualny.
Dzieci nabywają wszystkie umiejętności w różnym czasie, zgodnie ze swoim własnym tempem. Po prostu każdy maluch rozwija się indywidualnie. Niewielkie różnice w czasie i tempie uczenia się różnych rzeczy są czymś naturalnym.
Istnieją jednak mimo wszystko granice normy, pewne progi wiekowe, po których przekroczeniu zupełny brak jakichś umiejętności może, a nawet powinien, niepokoić. Podobnie jest z mową.
Rodzice małych dzieci często zadają sobie pytanie, czy ich pociecha rozwija się prawidłowo i bacznie ją obserwują. Z niecierpliwością wyczekują pierwszych słów, jakie wypowie maluch. Dziecko zaczyna mówić coraz więcej, uczy się składać nowo poznane słowa w coraz dłuższe i bardziej skomplikowane zdania, wypowiedzi.
Ale bywa i tak, że jego mowa (chociaż skończyło już 2 lata i wydawałoby się, że powinno już mniej lub bardziej sprawnie porozumiewać się z otoczeniem) rozwija się w niepokojąco wolnym tempie, lub dziecko nie mówi w ogóle.
Dobrze, jeśli rodzicom zapala się lampka ostrzegawcza i szukają jakiegoś rozwiązania. Gorzej, jeśli ze wszystkich stron słyszą, że nie ma się czym martwić, że dziecko jest przecież jeszcze takie małe i z pewnością ma czas. I w dodatku dają się na to nabrać.
Wielu rodziców zastanawia się, od jakiego wieku można już iść z dzieckiem do logopedy i czy ich pociecha się kwalifikuje, czy nie jest jeszcze za mała.
A tak naprawdę nie ma zbyt młodego wieku na taką konsultację. Dzieci już od chwili narodzin mogą, a w wielu przypadkach nawet powinny, być badane przez logopedę. Terapeuta sprawdzi i oceni budowę narządów artykulacyjnych (języka, podniebienia, ust, wędzidełka) oraz ich funkcjonowanie. W razie potrzeby mogą być już podejmowane działania, które pomogą zwalczyć istniejący problem lub zapobiec ewentualnym trudnościom na przyszłość.
U trochę starszych dzieci można sprawdzić ich zdolności komunikacyjne (nie tylko słowne, ale też pozawerbalne jak np. gesty) i chęci, motywację do nawiązywania relacji z otoczeniem. Pamiętajmy, że komunikacja dziecka to nie tylko jego wypowiedzi, ale też sposób, w jaki sygnalizuje ono swoje potrzeby, emocje, jego mowa ciała.
Nad tym wszystkim może pracować terapeuta, po to, żeby rodzicom, ale przede wszystkim dziecku ułatwić życie i zaoszczędzić wielu nieprzyjemności w starszym wieku.
Chciałabym w tym wpisie prześledzić etapy, jeśli chodzi o rozwój mowy dziecka – od samego urodzenia do ukończenia 2 roku życia.
dziecko przeżywa “szok” – z bezpiecznego i znanego środowiska nagle znalazło się w kompletnie innym świecie. Nic dziwnego, że musi przyzwyczaić się do zupełnie nowego otoczenia i wszystkiego, co z tym związane. W pierwszych dwóch miesiącach życia dziecko komunikuje się przede wszystkim płaczem i krzykiem. W ten sposób sygnalizuje swoje potrzeby, samopoczucie, a także na przykład odczuwany ból czy niezadowolenie. Robi to jednak jeszcze nieświadomie.
Około 2 miesiąca często można już usłyszeć głużenie, czyli spontaniczne, gardłowe dźwięki połączone z samogłoskami (egh, kli, gla ebw…). Głużenie świadczy o dobrym samopoczuciu dziecka, widać przy tym, że maluch jest ożywiony. Pamiętajcie też, że głużą dzieci głuche. W tym czasie powoli zaczyna się też pojawiać uśmiech społeczny – niemowlę uśmiecha się do otaczających je osób, najpierw najbliższych, znanych i wodzi za nimi oczami.
Słychać też już, że płacz dziecka jest zróżnicowany – inny, kiedy jest głodne, inny, kiedy chce spać, ma brudną pieluszkę, czy coś je boli. To już początki komunikacji z otoczeniem. W 3 miesiącu niemowlę coraz bardziej zwraca uwagę na ludzi i to, że coś się do niego mówi, jest zaciekawione, ożywione. Intensywnie się uczy słuchając otoczenia i obserwując je.
rośnie sprawność ruchowa dziecka, a co za tym idzie, również sprawność jego aparatu artykulacyjnego. Wiąże się z tym wydawanie przez niemowlę coraz więcej ilości dźwięków, pojawiają się głoski wargowe (p,b,m). W tym czasie dziecko nabywa też zdolności zmiany wysokości dźwięków, jakie wydaje. Około 5 miesiąca pojawiają się kolejne spółgłoski (k, g, t, d) i sylaby złożone z samogłosek i spółgłosek.
pojawiają się pierwsze świadome dźwięki wydawane przez dziecko – gaworzenie. Niemowlę słucha odgłosów wydawanych przez otoczenie i samego siebie – zaczyna je powtarzać, „eksperymentuje” ze swoją mową i dobrze się przy tym bawi. Zaczyna też tworzyć pierwsze sylaby, łącząc spółgłoski z samogłoskami. Gaworzenie pozwala dziecku kojarzyć dźwięki z konkretnymi przedmiotami.
To bardzo ważny moment, bo jest on początkiem świadomego tworzenia dźwięków. Poza tym, u dzieci z poważniejszymi zaburzeniami słuchu gaworzenie się nie rozwija. Dlatego jego pojawienie się świadczy o ich braku i powinno uspokoić rodziców, jeśli mieli jakieś wątpliwości w tym temacie. Dziecko w tym okresie zaczyna też posługiwać się gestami w stosunku do innych osób.
Może na przykład kierować rączki w stronę mamy lub taty, kiedy chce być przytulone. Zaczyna też już wyczuwać i rozumieć zabarwienie emocjonalne wypowiedzi (np. „Ale ładnie!” lub „Fe!”). Przez cały ten okres gaworzenie się rozwija, staje się bogatsze, bardziej zróżnicowane. Dziecko patrzy też na osobę, do której mówi i wskazuje palcem przedmioty, na które chce zwrócić uwagę dorosłego.
dziecko ćwiczy powtarzanie własnych i zasłyszanych dźwięków i słów, doskonali je metodą prób i błędów, poprawia, utrwala. Przygotowuje się do artykulacji wyrazów. Pod koniec pierwszego roku mówi już słowa takie jak „mama”, „tata”, „baba”, „nie”, „pa” i jest w pełni gotowe na to, żeby naśladować mowę dorosłych. Zna imiona bliskich osób, nazwy ulubionych zabawek i aktywności (np. spacer), reaguje na nie i samo próbuje je nazywać.
rozwój mowy dziecka nabiera tempa, jest jeszcze bardziej intensywny. Dziecko rozumie też już proste pytania i polecenia („Podaj mi to.”, „Gdzie jest miś?”) . Po swojemu nazywa przedmioty i zjawiska z najbliższego otoczenia, których odkrywa i poznaje coraz więcej (dlatego musi to wszystko jakoś określić, np. pies – au, au, krowa- muuu). Jego wypowiedzi są jeszcze krótkie, jedno- lub rzadziej dwuwyrazowe. Cały czas rozwija się rozumienie.
ma jeszcze nieduży zasób słownictwa czynnego (mówionego), za to słownik bierny (rozumiany) jest już dosyć bogaty. Rozumie przede wszystkim nazwy tych przedmiotów i czynności, które już dobrze zna, bo są związane z jego codziennym funkcjonowaniem. Wypowiada już sporą część spółgłosek, ale jeszcze je zmiękcza. Często jeszcze nie odmienia wyrazów. Jego wypowiedzi są zazwyczaj dwuwyrazowe.
Jeśli chodzi o rozwój mowy dziecka – oczywiście każde dziecko będzie nabywało te wszystkie umiejętności we własnym tempie i w swoim czasie. Mimo wszystko, warto orientować się, w jakim wieku maluch przechodzi przez poszczególne etapy, aby wiedzieć, czy jest jeszcze czas, czy coś może się dzieje i trzeba to sprawdzić.
Warto zwrócić uwagę na to, w jaki ogólnie sposób porozumiewa się dziecko, zwłaszcza jeśli nie mówi (np. czy używa gestów, naśladuje innych, pokazuje swoje emocje), czy rozumie wypowiedzi innych i czy lubi nawiązywać kontakt z otoczeniem, czy raczej od tego stroni.
Drodzy Rodzice, jeśli cokolwiek Was niepokoi w rozwoju komunikacji i mowy Waszego dziecka, zastanawiacie się czy już powinno coś umieć, czy może jednak na razie poczekać, pamiętajcie jedno: na wizytę u logopedy nigdy nie jest za wcześnie. Ze specjalistą zawsze można się skonsultować, nawet tylko po to, żeby rozwiać wszelkie wątpliwości.
Logopeda – Małgorzata Monach
Jako autorka zapraszam też po Książki dla najmłodszych wspierające rozwój mowy
zajrzyjcie też do wpisu – Kiedy do logopedy a kiedy na Badania słuchu
Literatura:
Cieszyńska J., Korendo, M. Wczesna interwencja terapeutyczna. Stymulacja rozwoju dziecka od noworodka do 6 roku życia. Kraków, Wydawnictwo Edukacyjne, 2007
Demel G., Eelementy logopedii. Warszawa, WSiP, 1979
Akademia Mądrego Dziecka to seria ponad 70 książeczek, z których część już Wam pokazywałam. Dziś chcę Wam przedstawić kolejne z nich – „Pierwsze Bajeczki”, dedykowane są dzieciom od drugiego roku życia.
Dobrze wiecie, że sama uwielbiam czytać i staram się zarazić moje dzieci miłością do literatury. To dlatego od najmłodszych lat (w właściwie, od najmłodszych miesięcy), „kąpię” moje dzieci w książkach, słowach, ilustracjach. I dzielę się z Wami najciekawszymi pozycjami, jakie znajduję na rynku. Dziś chcę Wam pokazać książeczki, które są kontynuacją serii, już prezentowanej na blogu –„Pierwsze Bajeczki”, wydawnictwa Egmont.
Seria składa się z trzech tytułów, choć podejrzewam, że to dopiero początek – zapowiada się bowiem bardzo ciekawie. Kierowana jest do dzieci powyżej drugiego roku życia. W każdej z książeczek poruszany jest temat, który dwulatkom jest bliski i pozwala oswoić się z otaczającym ich światem. Oczywiście nieocenioną cechą tych pozycji jest ich interaktywny charakter. Na każdej stronie znajdują się ruchome elementy, które pozwalają dziecku niejako wejść w świat przedstawiony w opowieści. Dodatkowym atutem jest rozwój motoryki małej podczas manipulacji interaktywnymi elementami.
W tej książeczce dziecko oswaja się z podróżą, poznaje słownictwo związane z samochodami. Dzięki kolorowym obrazkom uczy się czym jest sygnalizacja świetlna, oraz czego potrzebuje samochód, by jechać.
Ta część serii oswaja dzieci z lataniem. Dowiadują się jak wygląda odprawa na lotnisku i kim jest pilot. Krótka historyjka dostarcza podstawowych informacji, dotyczących podróży samolotem. To świetna pozycja dla maluchów, które mają odbyć pierwszą tego typu podróż. Po zabawie z tą książeczką, żaden lot nie będzie straszny. Przeciwnie, może okazać się fascynującą przygodą.
To może stać się także i Wasza ulubiona część serii, jeśli tylko dzieci zastosują się do wskazówek dotyczących spania, jakie znajdą w tej opowiastce. Mamy tu niesforną pandę i jej mamę, która usiłuje położyć łobuziaka spać. Dziecko uczy się, że spanie wiąże się z rytuałem i jest konieczne do regeneracji i zebrania sił do dalszych zabaw.
Wszystkie książeczki mają sztywne kartki, co jest istotne, wszak są dedykowane dwulatkom. Mają bardzo kolorowe, wyraziste ilustracje, wykonane przez Nathalie Choux, która jest autorką całej serii.
Polecam te bajeczki, bo rozwijają wyobraźnię, dostarczają informacji o otaczającym dzieci świecie w przystępny dla nich sposób, oraz rozwijają sprawność mięśni dłoni i palców. Prawda, że to dużo zalet, jak na tak małe książeczki?:)
A czy Wasze dzieci lubią tą serię? Koniecznie dajcie znać, co myślicie o książeczkach „Akademia Mądrego Dziecka”. A może macie swoje ulubione części?
Jeśli szukasz jeszcze innych książeczek, w których mnóstwo okienek i przesuwanych elementów wzmaga ciekawość u dzieci i urozmaica czytanie – zobacz np. Wielką Księgę Zabaw – naprawdę warto ją poznać i stosować wszystkie metody dbania o Ziemię.
Ssanie, gryzienie i połykanie to umiejętności kształtujące się naturalnie – bez potrzeby ingerencji ze strony rodziców. Dobrze jednak wiemy, że zanim dzieci zaczną sprawnie i samodzielnie jeść każdy rodzaj pokarmu, musimy nauczyć je nie tylko nowych smaków, ale także czuwać nad nabieraniem przez nie wprawy w spożywaniu „ryzykownego” jedzenia. Dziś Wam opowiem o moich sposobach, które pozwoliły mi nie osiwieć ze strachu przed zadławieniem.
Dzieci krztuszą się właściwie od pierwszego karmienia. Nawet mlekiem z piersi. Prawdziwe kłopoty z tym związane zaczynają się jednak wraz z rozszerzaniem diety. Zanim zaczniecie rozszerzać dietę warto rozróżnić zakrztuszenie( z którym dziecko radzi sobie samo (kaszle, prycha, odkasłuje), od zadławienia, którego objawem jest trudność ze złapaniem oddechu, wytrzeszczanie oczu, nie możność wydobycia z siebie dźwięku, sinienie na twarzy.
Uważam, że każdy rodzic powinien zrobić chociaż krótki kurs pierwszej pomocy żeby móc być przygotowanym i na takie wypadki.
Jednak jeżeli nie macie takie możliwości to warto obejrzeć kilka razy filmy instruktażowe, np. ten:
Ja podeszłam entuzjastycznie do wprowadzania nowych smaków i konsystencji. Jednak szybko przyszedł ten pierwszy raz, gdy doszło do zakrztuszenia. Dzieci radziły sobie same i odkasływały. Nadal kontynuowałam stosowanie metody BLW (Baby Led Weaning), która z założenia omija podawanie niemowlętom papek na rzecz produktów, które trzeba gryźć. Uznałam, że zalety BLW są nieocenione. Gryząc, żując, odgryzając, mlaskając dziecko ćwiczy mięśnie, których rozwój jest potrzebny do nauki mówienia.
No dobrze, ale co z tym zadławienim – zapytacie. Nauczyłam się unikać sytuacji potencjalnie niebezpiecznych związanych z możliwością zadławienia.
Oto moje sposoby na podawanie niemowlętom i małym dzieciom jedzenia, które może wywołać zadławienie:
bez względu na to, czy dzieci są niemowlętami, czy teraz, gdy są większe, pilnuję, gdy jedzą. Oczywiście dziś nie ślęczę im nad głową podczas kolacji, ale w czasie jedzenia orzechów, winogron, borówek, czy innych drobnych pokarmów, siedzę obok nich i obserwuję. Gdy były niemowlętami i uczyły się gryźć, zawsze byłam przy nich – gotowa w razie potrzeby interweniować.
ta zasada jest święta i ma związek nie tylko z bezpieczeństwem podczas jedzenia, ale także z pewną celebracją czasu, który spędzamy razem. Ponadto, jedzenie przy stole unieruchamia dzieci, które gdyby im pozwolić, biegałyby z kanapką po całym domu, a ruch – szczególnie w wykonaniu maluchów – sprzyja możliwości zadławienia.
to nie tylko kwestia kultury jedzenia, ale także ryzyka związanego z zakrztuszeniem. Sami wiecie, że gdy dwoje dzieci zaczyna rozmawiać i się śmiać, to nie da się tego opanować. W czasie rozmowy czy śmiechu, wciągamy powietrze także ustami, co może doprowadzić do zassania jedzenia do tchawicy, a to już stwarza niebezpieczeństwo zadławienia.
wydaje się to oczywiste, jednak znam rodziców, którzy pozwalają dzieciom, szczególnie pić na leżąco. Taka pozycja to proszenie się o nieszczęście. Spróbujcie same położyć się i napić. Żartuję, lepiej tego nie róbcie – to naprawdę niebezpieczne.
małe dzieci, które jeszcze nie mają zębów muszą otrzymywać pokarmy dostosowane twardością do swoich możliwości. Jeśli damy bezzębnemu niemowlęciu orzech, będzie go memlało w buzi, a ostatecznie wypluje lub połknie w całości, dlatego ważne jest, by dostosować jedzenie do możliwości maluchów. Starsze dzieci, często spieszą się w trakcie jedzenia i niedokładnie gryzą pokarm, połykając duże kawałki jedzenia. To niezdrowe i ryzykowne.
Stosowanie się do tych zasad pozwoliło nam jak dotąd – odpukać – uniknąć potencjalnie niebezpiecznych sytuacji związanych z utratą oddechu, spowodowaną udławieniem.
Szczególnym wyzwaniem dla mnie, na początku macierzyństwa, było podawanie leków. Choć każdy syrop zawiera odpowiednią strzykawkę czy łyżeczkę z miarką, to ich użycie też wymaga wprawy. Chyba nie ma w Polsce osoby, która nie słyszałaby dramatycznej historii Oli, córki Ewy Błaszczyk, która w wieku 6 lat zakrztusiła się przy połykaniu tabletki i zapadła w śpiączkę. Myślę, że to wydarzenie wpłynęło na wiele współczesnych matek. Boicie się podawania tabletek swoim dzieciom?
Jak podaję dzieciom leki:
Niemowlętom i małym dzieciom podaję leki w syropie – jeśli tylko jest to możliwe, to małym dzieciom podaję leki w płynnej formie. Łatwiej je aplikować, a dzieciom połykać.
Używam strzykawek załączonych do leków – są one bezpieczne, zakończone odpowiedniej średnicy otworem, bez ostrych krawędzi.
Syrop tłoczę strzykawką, kierując w policzek dziecka – to najbezpieczniejszy sposób podawania leków – także w nocy, gdy dziecko bywa nie do końca obudzone. Płyn nie ma możliwości pod ciśnieniem wystrzelić do gardła dziecka.
Zawsze na siedząco – o tym pisałam już wyżej, ale warto wspomnieć o tym jeszcze raz w kontekście podawania leków, które czasem musimy aplikować nocą i jest pokusa, żeby nie ruszać dziecka, tylko podać mu syrop w pozycji leżącej. Nigdy tak nie róbcie, konsekwencje mogą być dramatyczne.
Niemowlętom i małym dzieciom kruszę – są leki, choć jest ich niewiele, które nie mają swojego płynnego odpowiednika, a jednocześnie trzeba je podać dziecku. Oczywistym jest, że maluszek ich bezpiecznie nie połknie, dlatego trzeba je rozkruszyć i podać wraz z płynem na łyżeczce.
Tłumaczę – z doświadczenia wiem, że dzieciaki współpracują, gdy wiedzą, że traktuje się je poważnie. Moim dzieciom wyjaśniam, jak trzeba połknąć tabletkę i czym jest zakrztuszenie. Wiedzą, że w czasie połykania nie ma śmiania się, wygłupów. Połykamy i wtedy możemy się bawić.
Pomimo zachowywanych środków bezpieczeństwa, zdarza się, że dziecko się zakrztusi. Co wtedy robić? Musicie zachować zimną krew. Nie wpadajcie w panikę. W większości wypadków dziecko poradzi sobie samo, kaszląc. Obserwujcie uważnie każdy oddech – rozpoznacie, czy potrzebna jest pomoc. Nie każcie mu podnosić rąk, nie klepcie po plecach. W większości przypadków efektywny kaszel jest skuteczny.
Gdy nie przyniesie efektów, dziecko straci oddech. Wtedy konieczne jest natychmiastowe działanie. Niemowlęta układamy na przedramieniu i przechylając głową w dół, z wyczuciem, klepiemy w plecy. Starsze dzieci powinny się pochylić do przodu. Gdy dziecko nadal nie odkrztusza, uciskamy okolice mostka (starsze dzieci uciskamy w nadbrzusze), by wywołać kaszel. Jeśli dziecko nadal nie oddycha lub straciło przytomność, rozpoczynamy resuscytację i wzywamy pogotowie.
Dramatyczne w skutkach przypadki zakrztuszenia, wbrew pozorom, nie zdarzają się bardzo często. Przy zachowaniu zasad bezpieczeństwa i odpowiednich nawyków związanych z jedzeniem, zakrztuszenie – nawet, gdy się przytrafi – skończy się na kaszlu. Pamiętajcie też o tym, żeby obserwować dziecko po zakrztuszeniu, bo może się zdarzyć, że pokarm przedostanie się do dolnych dróg oddechowych.
A Wy miałyście jakieś nieprzyjemne historie z zakrztuszeniem? Jakie są Wasze sposoby na uniknięcie takich sytuacji?
Opowieść o uroczym mopsiku – Peggy – który bardzo chce być kochany, to nie tylko historia o małym piesku, ale przede wszystkim o tym, że zawsze warto być sobą. (Choć bycie jednorożcem wydaje się kuszące?).
KLIK
Na początku tej historii poznajemy uroczego szczeniaczka, który znalazł się w niewłaściwym domu, z nieodpowiednią właścicielką. Maluch ostatecznie trafia do schroniska, tracąc poczucie własnej wartości, będąc przekonanym, że na miłość musi zasłużyć, bo nie jest wystarczająco fajny, by być kochany takim, jakim jest. Splot różnych zdarzeń sprawia, że Peggy trafia do nowej rodziny, gdzie poznaje Chloe – dziewczynkę, która marzy o jednorożcu. Tak, dobrze myślicie – Peggy postanawia zostać jednorożcem, żeby stać się spełnieniem marzeń Chloe i zostać w nowej rodzinie na zawsze.
Na marginesie całej historii mamy całkiem fajny humor, który z pewnością spodoba się nie tylko dzieciom, ale także miłośnikom psów i kotów. W zabawny sposób przedstawione są typowe zachowania szczeniaków oraz zdystansowanych, zblazowanych i sarkastycznych kotów.
Biorąc pod uwagę powszechne pragnienie dzieci posiadania psa, te elementy opowieści z pewnością pomogą Wam uzmysłowić dziecku, z jakimi problemami przyjdzie się Wam zmagać, jeśli zdecydujecie się przygarnąć do domu zwierzaka.
Mamy tu zatem pogryzione buty czy zniszczony dywan, ale także tęsknotę psa za swoją panią, która przez większość dnia jest nieobecna. Nie zabraknie też kilku zabawnych wkrętek dotyczących fizjologii zwierzaków.
Najważniejszym „podprogowym” przekazem opowieści o Peggy jest to, że każdy jest fajny taki, jaki jest. Nikt nie musi nikogo udawać.
Dzieciom czasem brakuje pewności siebie, bez względu na to, jak staramy się o to zadbać. Ta książeczka pozwoli im uświadomić sobie, że czasem wydaje się im, że powinny być lepsze, zabawniejsze, fajniejsze, podczas gdy są cudowne takie, jakie są. I nie muszą nikogo naśladować, bo do bycia super, wystarczy, że będą sobą.
Hej, czy to przekaz tylko dla dzieci? ?Budowanie pewności siebie to trudne zadanie. Choć zapewne wszystkie staramy się ją wspierać u dzieci, to także środowisko rówieśnicze ma wpływ na to, jak dziecko postrzega samo siebie.
Z pewnością możemy nasze dzieci wyposażyć w ładunek dobrych emocji i wsparcia, by wśród kolegów było im łatwiej. „Mopsik, który chciał zostać jednorożcem” jest taką cegiełką, którą możecie ułożyć na budowli poczucia własnej wartości dziecka.
Historia Peggy uczy maluchy, tego, co staram się powtarzać nieustannie własnym dzieciom:
Nikt nie jest przecież doskonały. Każdy człowiek (a nawet mopsik) popełnia błędy czy zawodzi, ale to nie czyni go złym. Nie musi zmieniać się w kogoś innego. Może być coraz lepszą wersją samego siebie.
nadaje się zarówno dla młodszych, jak i starszych dzieci. Młodsze mogą jej słuchać jako opowieści na dobranoc. Starsze – samodzielnie czytać. W książce są urocze ilustracje Mopsika – wierzcie mi, chce się tego psiaka przytulić.
Dzięki takim książkom dzieci zarażają się miłością do literatury. Sprawdźcie same! Może i Wy przestaniecie marzyć o byciu jednorożcem i zobaczycie, jakie jesteście fajne? ?
Koniecznie dajcie znać, co sądzicie o Mopsiku i jak Waszym maluchom podobała się ta historia.
Coraz bliżej ferie zimowe. Jako, że zdecydowaliśmy się po raz pierwszy porwać nasze dzieci na narty i nie mamy jeszcze naszych sprawdzonych, subiektywnych typów – to Was poprosiłam was o inspirację – dokąd jeździcie? Co polecacie? Jakie są sprawdzone adresy na ten pierwszy raz? Jakie hotele są dostosowane do dzieci i mają odpowiednią infrastrukturę? Które to po prostu najlepsze hotele na narty z dziećmi?
Wiedziałam, że mogę na was liczyć. Bardzo wam dziękuję – bo zasypaliście nas inspiracjami! Wiadomości było dwie fale – jedna z nazwami hoteli – a druga z prośbami o upublicznienie tej listy:) Poniżej więc zebrałam w kolejności alfabetyczno-geograficznej (po miejscowościach) – najczęściej pojawiające się miejscówki wraz z polecanym przez was hotelem dla rodziny z dziećmi.
My dopiero rozpoczniemy narciarską przygodę – wszystkie zdjęcia poniżej – z kanałów i stron hoteli!
Aby zawęzić listę hoteli na ferie zimowe do potrzeb wpisu – przedstawione poniżej powtarzały się najczęściej w waszych wiadomościach. Zdecydowałam że 10 to mało a 30 za dużo – wygrała więc opcja TOP 20. Kolejne kryterium to przyjazność hotelu dla dzieci – załapały się te, które primo – w opisie mają: ” Dzieci w każdym wieku są mile widziane. ” Secundo – oprócz stricte opisu – faktycznie zapewniają dla dzieci atrakcje. Po trzecie i ostatnie – kolejność hoteli jest nieprzepadkowa! A alfabetyczna:)
Zapinajcie więc narty i szusujemy.
A jak Arłamów. B jak Bieszczady. H jak Hotel Arłamów. Pokoje rodzinne. Najbliższy wyciąg 0,5 km od hotelu. Z dala od cywilizacji. Goście chwalą widoki, kuchnię. To miejsce jest zresztą doskonałe miejsce dla dzieci nie tylko na ferie zimowe. Parę cytatów z opinii:
B jak Białka Tatrzańska. M jak Mekka. Tak mówią statystyki:) To Białka Tatrzańska najczęściej pojawiała się w Waszych rekomendacjach na ferie zimowe! Te parę hoteli, które wklejam to i tak już zawężona lista. To właśnie też z Białki Tatrzańskiej jest niekwestionowany leader rankingu – mianowicie najwięcej wskazań jakie przysłaliście po stories z pytaniem o hotele na narty z dziećmi – wskazuje na hotel:
A właściwie Hotel Bania Thermal & Ski. Konkurencję zostawił daleko w tyle. Naprawdę waszych rekomendacji na ten hotel było 2 razy więcej niż na hotel, który znalazł się na drugim miejscu. Bezpośredni dojazd do obiektu na nartach też dobrze rokuje. Garść opinii:
Kolejne wasze polecenie z Białki Tatrzańskiej – Pensjonat Silverton. Kilka wyciągów narciarskich w promieniu 1-2 km. Sam nie ma basenów ale blisko na termy Bania. A ich goście pisali:
i ostatni adres, który sprawia, że Białka Tatrzańska jest najczęściej przez was rekomendowaną miejscówką na ferie zimowe – Hotel Zawrat Ski Resort & Spa. Usytuowany tuż obok stoku Kaniówka. Do tego relaks apres ski gwarantowany. Kości można ogrzać w spa a zmysły nasycić w restauracji. Oto kilka opinii:
Kolejna w alfabecie jest Bukowina Tatrzańska. Polecany przez was hotel na narty z dziećmi z tej lokalizacji to Grand Stasinda. Najbardziej ujęła mnie pierwsza z opinii:
Komu bliżej do Karpacza – ten również znajdzie polecane przez Was hotele na wypoczynek ze zdrową dozą białego szaleństwa i w tej okolicy. Dwie miejscówki notorycznie przewijały się w Waszych rekomendacjach, a były to:
Gołębiewski Karpacz. Cztery gwiazdki. Całe 150 metrów do wyciągu narciarskiego Pod Wangiem. Bezpłatny wstęp do parku wodnego Tropikana. To powinno zaspokoić wszelkie apetyty na uciechy dla całej rodziny na czas ferii zimowych. Obfitość dobrych opinii:
Drugie adres polecany przez was to Sandra Spa. Raptem 350 metrów do najbliższego wyciągu narciarskiego. Kto chętny na bobsleje – 600 metrów do alpejskiego toru bobslejowego Alpine Coaster. Kompleks basenów zobaczycie na zdjęciach, a goście piszą:
Teraz przenosimy się do Krynicy-Zdroju. I tu uwaga – brązowy medalista wg czytelników nebule jeśli chodzi o hotele na narty z dziećmi na ferie zimowe – Hotel Czarny Potok Resort SPA & Conference. Od hotelu do stacji narciarskiej jest 1,4 km. A na miejscu można dostać zakwasów od zwiedzania czteropiętrowego Spa! Komentator Leszek chyba jeszcze nie był z żoną – ale myślę, że byłaby zadowolona:
W kategorii – hotele na narty z dziećmi – miejscowości Rzyki pewnie bym nigdy nie rozważyła na ferie zimowe gdyby nie Wy! Tymczasem to może być strzał w dziesiątkę. I to nie tylko w zimie, bo okazuje się, że 50m od hotelu jest sztuczny sztok narciarski. Sztuczny ma swoje dobre strony, bo oznacza że działa cały rok, a hotel, który polecacie to Hotel & SPA Czarny Groń. Poniżej opinie jakimi dzielą się bywalcy:
Ja nie wiem, choć mowa u białym szaleństwie – to zauważam jakieś mocne lobby miłośników koloru czarnego…to już kolejny a wciąż nie ostatni górski resort z czernią w nazwie:) Normalnie jakiś Yin i Yang. Tym razem przenosimy się do miescowości Stronie Śląskie – tu na hotel na narty z dziećmi polecacie Hotel Górski Czarna Góra. Faceci w czerni pisali:
Ze Szczyrku przewija się w Waszych rekomendacjach kilka miejscówek. Przy selekcji eleminowałam wszystkie z kolorem czarnym w tle:) Żartuję -najczęściej pojawiają się następujące:
Hotel Klimczok Resort & Spa jest położony ok. 2 km od najbliżsych wyciągów. Na miejscu baseny, sauny, hydromasaże – wszystko by rozmasować strudzone po nartach kończyny. Dzieci mogą za to dalej wyczerpywać swoje bateryjki w sali zabaw. Zadowoleni klienci piszą:
Druga polecana przez was gorąco miejscówka z atrakcjami dla dzieci na ferie zimowe w Szczyrku to Apartamenty Górska Legenda. Do wyciągu narciarskiego beskid jest 500 metrów. Po powrocie dzieci mogą spędzić czas w krainie zabaw a dorośli zażyć kąpieli w wannie z hydromasażem. Goście opiniowali tak:
Szklarska Poręba to kolejny adres, który wielokrotnie przewijał się w Waszych nebulowych rekomendacjach jeśli chodzi o hotele na narty z dziećmi na ferie zimowe. Najczęściej wymieniane przez was były 3 następujące hotele:
Najpierw ulga, że kolor w nazwie inny niż czarny – Blue Mountain Resort. Piękne apartamenty z widokiem na góry. Do tego powiedzieć “basen” – to mało powiedzieć. Tu faktycznie jest park wodny i z wewnętrznymi i z zewnętrznymi basenami. Atrakcyjne miejsca dla dzieci. Salka zabaw z wszelkimi szykanami. Garść opinii:
No dobra – to już obiecuję ostatni resort dla amatorów czarnego szaleństwa – Czarny Kamień Resort & Spa. Na miejscu baseny, sauna, siłownia. To apartamenty z aneksem kuchennym, lodówką, płytą kuchenną. 2.1 km jest do Parku Rozrywki Dinopark. Wciąg narciarski Hala Szrenicka – 1,4 km. A to opinie gości:
Na koniec trzeci polecany adres na ferie zimowe: Norweska Dolina Luxury Resort. Zaprojektowany jak w nazwie reklamuje dla miłośników luksusu i najwyższej jakości świadczonych usług. Dwa style do wyboru – gość może sam wybrać design – styl prowansalski lub retro. Każdy apartament ma podziemny parking. Baseny, jacuzzi, sauny. Do ośrodka sportów zimowych 1,2 km. A goście takimi się dzielą wrażeniami:
Przenosimy się do Wisły. Tam w malowniczej dolinie Jawornika, polecacie – Hotel Stok. Dwa wyciągi narciarskie na miejscu, kryty basen, hydromasaże, sauny. Trzy hotelowe restauracje do wyboru – kuchnia polska, regionalna i międzynarodowa. Każdy więc znajdzie coś dla siebie. Bywalcy podzielili się takimi opiniami:
Jeśli chodzi o hotele na narty z dziećmi na ferie zimowe w Zakopanem – bo przecież musiało się pojawić, musimy zacząć od Nosalowego Dworu. To nasz srebrny medalista. Zebrał najwięcej po Bani głosów i popleczników, bardzo dużo szczerych rekomendacji. Zimową stolicę rozpoczyna z zaszczytnym drugim miejscem w Waszych sercach:
Jeszcze raz powtórzę – Nosalowy Dwór to numer 2 w tym rankingu! A chcę się pochwalić – wtedy Waszych rekomendacji nie znając – wybrałam go na pewne okrągłe urodziny dla mojego małżonka, a jako, że on grudniowy to przeżyliśmy wspaniałe chwile z przyjaciółmi i całą bandą dzieciaków w hotelu Grand Nosalowy Dwór. To więc jedyny hotel z całej listy w którym faktycznie byliśmy. Potwierdzamy – to same super atrakcyjne miejsca dla dzieci. Właściwie w tym samym miesjcu jest też ekonomiczniejsza opcja czyli Nosalowy Dwór. Sami możecie zdecydować, która z opcji bardziej wam odpowiada. Najbliższy wyciąg narciarski na Nosalu to 140 m. 1,5 km do Wielkiej Krokwi gdybyście chcieli trochę poskakać:). Opinie gości z Granda:
Hotel Mercure Kasprowy Zakopane o milimetry przegrał podium – ilość Waszych wskazać daje mu 4 miejsce w zestawieniu na najlepsze hotele na narty z dziećmi na ferie zimowe. Nie może być inaczej skoro w odległości 350m jest nawet nie jeden a dwa wyciągi narciarskie. Wielbiciele ruchliwych kurortów ucieszy odległość do Krupówek 1,7km – to raptem kilka rzutów śnieżynką. Dzieci od 0-4 bezpłatnie! Goście pisali:
Ostatni polecany przez was adres z zimowej stolicy polski to Aries Hotel & SPA . Hotel jest 1,5km od wyciągu narciarskiego Szymoszkowa. 1.1 km od Aqua Park Zakopane – choć i na miejscu jest piękne Spa. Do tego raptem 5 min spacerem na Krupówki. Zadowoleni goście pisali:
Niniejszym dotarliśmy do końca rankingu na hotele na narty z dziećmi- wybrany i polecany przez Was nr 20 to Vital & Spa Resort Szarotka. Jest to hotel w pobliżu uzdrowiska Duszniki Zdrój. Trzy wyciągi narciarskie – 300 m, 500 m i 1,3 km. Bezpośrednio dojazd do obiektu na nartach. Garść opinii z pierwszej ręki:
Reasumując – jeśli chodzi o atrakcyjne miejsca dla dzieci na ferie zimowe – to tym hotelem zamykam listę. 20 wydaje się akuratną liczbą by każdy mógł wybrać coś dla siebie. Jak pisałam na początku – ta lista to propozycje podesłane przez Was. To Wasze doświadczenia i przeżycią ją stworzyły. Mogłam zrobić w punktach listę od 1 do 20 – wydało mi się jednak bardziej user-friendly – dać choć pogląd na parę fotek. Jak pisałam – wszystkie zdjęcia są albo ze stron hoteli albo social mediów hoteli. Opinie też pochodzą z ogólnodostępnych portali.
Czujcie się wszyscy zaproszeni by w komentarzach umieścić Wasze prywatne wrażenia z waszych ferii zimowych – i pozytywne ale i te negatywne! Może się okazać, że zdaniem większości, któryś hotel nie trzyma poziomu i wtedy wymażę go z listy. To samo zresztą w drugą stronę. Jeśli droga czytelniczko przegapiłaś akurat ankietę dotyczącą ferii zimowych – zachęcam – pisz w jaki według Ciebie są najbardziej atrakcyjne miejsca dla dzieci? Jeśli jakiś adres będzie się gęsto powtarzał – obiecuję dopisać go do rankingu. Wszystko w Twoich rękach. Życzę aby przerwy świąteczne i ferie zimowe obfitowały w śnieg. Według nas wszystkie podróże są dla dzieci szalenie rozwijające. Przełamują różne swoje zahamowania, bariery – bogacą się w doświadczenia i zdobywają świat!
A komu z nartami nie po drodze i jest amatorem szaleństw innych niż biały kolorów – po inspiracje na alternatwyne do gór kierunki – zapraszam do wpisu: Hotele dla rodzin z dziećmi.
Kto chciałby się dowiedzieć jak u nas wygląda nauka angielskiego dla dzieci – dziś przyszedł czas na konkret. Popełniłem kiedyś wpis a zarażaniu potomków głodem do języków: Dlaczego warto uczyć dzieci języków obcych – dziś opiszę praktykę. Jak to robimy? Co działa? Co nie działa? Choć sam akurat władam kilkoma językami, nie jestem żadnym edukacyjnym guru. Tym bardziej nie mówię, że mamy cudowną receptę, po zaaplikowaniu której, wasze dziecko w jedną noc nauczy się języka angielskiego.
Opiszę ci po prostu moje starania – a ty sama zdecydujesz, które hacki mogą przypaść do gustu i zdziałać cuda, przy konkretnie twoim dziecku. Jestem też ciekaw co działa u Ciebie?
Chcesz zapewnić swojemu dziecku najlepszą edukację. Siadasz do komputera i wpisujesz w wyszukiwarkę frazy: nauka angielskiego dla dzieci, nauka angielskiego w domu, nauka angielskiego dzieci online etc.
Wszędzie pojawia się wspólny mianownik – słówko NAUKA.
Póki Lila miała 2-3 latka, czy na obecnym etapie Julka – odrzuciliśmy coś takiego jak Nauka Angielskiego (czy Nauka Chińskiego). Samo słowo Nauka – wznieca w nas uczucie, że wiąże się to z jakimś trudem czy wysiłkiem. Natomiast tak naprawdę chodzi tylko o to, że Nauka oznacza świadome stosowanie przeróżnych zabiegów by zrozumieć i opanować język, słownictwo, gramatykę, strukturę języka. Spójrz za to na język ojczysty – nabywasz go spontanicznie. Dziecko samoistnie go przyswaja. Próbuj więc na pierwszym etapie właśnie takiej naturalnej akwizycji/przyswajania.
Jak Julek widzi, że na coś po raz piąty, dziesiąty, pięćdziesiąty mówię „imbryk”, to koduje, że to jest imbryk. To jest przyswajanie/naturalna akwizycja. Nie mam recepty jak sprawić by przyswoił jego angielski odpowiednik – teapot – ale próbuję mniej czy bardziej udolnie – zamiast pytać „a jak jest imbryk po angielsku?” – formułować pytanie tak by go zaciekawić – „Julek, a wiesz jak Anglicy mówią na imbryk? Teapot!”. Subtelnie – ale ku swej radości obserwuję, że Julek pyta – “a jak Anglicy mówią na Triceratopsika:)?”
Czyli reasumując – przez zabawę, przez użycie zwrotów/słówek naturalnie – wymiennie z rodzimymi. Taki hack u nas DZIAŁA
Dowolna lalka, miś, kukiełka – ogólnie postać, którą animujemy ręką i dajemy jej głos.
Kiedy to my chcielibyśmy mówić do dzieci w obcym języku – dzieci buczą i nas zakrzyczą. „Taaato, przestań”. Kiedy za to animujemy jakąś zabawkę – możemy się upierać, że Winnie the Pooh jest brytyjskim gentelmenem i można się z nim porozumiewać jedynie po angielsku. To też hack na przyswajanie. Miś prosi o miodzik, balonik, inne zabawki czy smakołyki – parę słówek i zwrotów uda się w zabawie przemycić? Doskonale DZIAŁA.
Założę się, że potwierdzisz – pierwsze dziecko jest wychowywane w sposób dużo bardziej – jak by tu ująć – kategoryczny – niż każde kolejne. Jako rodzice nie mamy jeszcze pewnego bagażu doświadczeń, mamy za to większą spinkę – co naturalne – w końcu wszystko, to wtedy – „ten pierwszy raz”. Lila np. nie wiedziała co to cukier, była dzieckiem kompletnie BLW (w życiu nie dostała słoiczka), nie była też narażona na uroki telewizji? Kiedy w końcu została dopuszczona przed ekran – samo zło – mogło to być tylko w celach edukacyjnych. „Baby Einstein” i te sprawy. Jednym z moich pomysłów było by – jeśli już ma oglądać bajki – to TYLKO w oryginale.
OK, osłuchać się osłuchała. Czy natomiast w tym wieku – nie znając żadnych słówek mogło to coś dać? Mam poważne wątpliwości. Jest to tak pasywne – hehe jest to tak „pasywna aktywność”, że od samego oglądania bajek w oryginale – kompetencji językowych jej nie przybyło.
Hack na bajki – a tak zupełnie pasywnej postaci – NIE DZIAŁA.
Idąc chronologicznie – kolejnym kamieniem milowym na naszej ścieżce były fiszki. Nie będę się rozwodził nad zaletami. Możesz mnie wypunktować, że to już nauka a nie przyswajanie. Będę polemizował – myśmy zaczynali w wieku około 2 lat – fiszki były obrazkowe
na przykład takie KLIK
Zwłaszcza przy rzeczownikach – jest to łatwe, proste i przyjemne. Jak już widzisz że słowo opanowane – odkładasz głębiej w pudełko i powtarzasz rzadziej. Nie był to jakiś szykowany dla Lilii z premedytacją scenariusz – to zresztą ciekawa historia. Jedna z czytelniczek, zwróciła naszą uwagę, że Lilce na zdjęciach uciekają oczy. Po fazie początkowego oburzenia – przyznaliśmy sami przed sobą, że coś na rzeczy jest – i udaliśmy się do specjalisty. Ten nakazał ćwiczenia – codziennie mamy Lilii przykładać rzeczy blisko oczu, by robiła zeza i w ten sposób ćwiczyła mięśnie. Tu więc potwierdzam tylko że sposób na fiszki DZIAŁA i przechodzę do kolejnego punktu:
Jako, że oczy trzeba było ćwiczyć codziennie – oparliśmy na tym rytuał. 10 minut ćwiczeń – czyli 10 minut fiszek – a potem oglądanie bajek (tak, wyobraźcie sobie że oglądanie bajek z bliskim ekranem też było zaleceniem zdrowotnym…).
To doskonałe combo – fiszki + systematyczność. Słówka wchodzą ślicznie do szufladek w mózgu. Powtarzane z odpowiednim algorytmem – pięknie się magazynują w pamięci długotrwałej. Już nie pamiętam od ilu lat Lila nie musi ćwiczyć oczu – a fiszki robimy prawie codziennie. Wierzcie mi, przy nauce chińskich znaków, ciężko byłoby bez tego o rezultaty.
10 minut dziennie – to SUPER MOC – wspaniale DZIAŁA
Chcemy przecież zapewnić potomkom najlepszą możliwą edukację – Lila chodziła więc też na tradycyjny stacjonarny kurs angielskiego dla dzieci. Dwa razy w tygodniu. Z nativem. Miała 5 lat. Jako rodzic czułem się spełniony, że jej to zapewniam. A do tego zabiegany ponad normę. Jako że koło tej dobrej szkoły ciężko było o miejsce parkingowe – plus popołudniowy korek – dojazdy autem były wykluczone. Nasuwaliśmy więc lato, zima komunikacją miejską.
Biegałem z wywieszonym językiem z pracy by się wyrobić. Aby dać odsapnąć żonie, która spędzała z dziećmi większość czasu – jeździł z nami i Julek. Kiedy czekaliśmy na Lilę, biegałem wytrwale po korytarzach za tym niestrudzonym eksploratorem. Po powrocie do domu, padałem wyzuty jak pęknięta dętka. Ale to logistyka.
Kurs na pewno pokazał Lilii, że nauka języka może być aktywnością spędzaną z rówieśnikami. Natomiast że było to jeszcze w wieku przedszkolnym – to mogą być jej pierwsze asocjacje z nauką. Czyli trudem i znojem. Choć nie powiem złego słowa na kurs jako taki – na pewno był wartościowy, to szczerze – nie wiem czy bogatszy w doświadczenia – powtórzyłbym ten scenariusz. Mam więc problem z jednoznacznym oszacowaniem. Kurs na pewno DZIAŁA – ale myślę że więcej przyniesie na późniejszym etapie życia.
Jeszcze ostatnia refleksja dotycząca logistyki – kurs ze względu na choćby 5 osobową – ale jednak grupę dzieci – odbywa się zawsze w ustalonych, sztywnych terminach. Np. wtorek – czwartek 16.30 – jeśli cokolwiek wypadnie – lekcja przepada. Dziecko musi nadganiać i nic z tym zrobić się nie da.
Biurko Lili – Minko.co
Angielski dla dzieci online to jednym słowem – szach-mat. Tak mogę streścić nasze ostatnie doświadczenia. Kto śledzi IG czy FB Stories nebule – widział na pewno wyzwanie, na jakie się zdecydowaliśmy dla Lilii by ją w angielskim rozgadać. Za wszystkim stała jak to zwykle rekomendacja. Czy to u Matki Wariatki czy to u makóweczki – widzieliśmy że ich dzieci uczą się w internecie. Zaczęliśmy drążyć. Nie dość, że od nich usłyszeliśmy, że to działa – to w parę sekund można się zapisać na darmową lekcję. Tylko uważajcie – to wciąga!
Mógłbym tak jeszcze wymieniać jak wszyscy zachwyceni przede mną – spróbuję natomiast krótko a treściwie wyjaśnić skąd sukces – dlaczego Lila nagle się otworzyła i zaczęła aktywnie mówić: formuła 1×1 online wymusza dialog!
Nauczyciel nie mówi ni słowa po polsku. Natomiast to wciąż przyswajanie i zabawa! Trick polega na tym, że nie tylko języka, ale też technologii. Lila nie miała dostępu do komputera. Lekcja na komputerze to dla niej ekscytująca przygoda. Siada, uczy się obsługiwać myszkę, klikać, rysować po ekranie. Materiały są dla dzieci, które już zaczynają przygodę z czytaniem – natomiast operują obrazkami. Dziecko zakreśla, podkreśla – to co widzi. To interesująco przygotowany program. Słowo klucz – interaktywny.
Sam nauczyciel to mały kwadracik w dole ekranu. Moderator aktywności. Jest tu więc i element fascynacji technologią, i element grywalizacji. Lektor wprowadza dziecko w ten magiczny świat – interakcja jest na początku inicjowana gestem – a potem rośnie naturalnie w tempie wykładniczym. Jasne – na sukces akurat Lilki i jej akurat przypadku – składa się cały dotychczasowy plecak doświadczeń – natomiast te lekcje jakby otworzyły niepohamowany strumień zasobów, które do tej pory były gdzieś głeboko ukryte i niedostępne.
Obserwujcie Stories – tam możecie zobaczyć – jak dziecko odkrywa świat nowego języka. Odkrywa jak komunikować się z całym anglojęzycznym światem. DZIAŁA DZIAŁA DZIAŁA!
Ostatni ważny hack – zamiast szukać metod jak się uczyć – szukamy metod jak się jezykiem bawić!
U jednego może to być rysunek, u innego czytanie – dla Lili to śpiew. Kiedy bawiła się chińskim jako 2-3 latka – pierwsze były piosenki. Uczyła się znaków/tekstu by potem śpiewać razem z youtubem. Do tego mając umysł jak gąbka, śpiewa piosenki po węgiersku, hiszpańsku – naturalnie słowa z nich nie rozumiejąc – opanowała abstrakcyjne zwroty tak jak my tekst piosenki doktora Paj Chi Wo z Pana Kleksa.
Teraz kiedy ma 7 lat, kiedy jest faza na pisanie i czytanie – bawimy się na przykład aplikacją Lyrics Training. Jeśli znacie jakieś inne podobne – dajcie znać. Lyrics Training odtwarza teledysk piosenki wraz z tekstem i mniej lub bardziej akuratnie – kursorem pokazuje gdzie obecnie wokalista się znajduje.
Można wybierać różne rodzaje muzyki. Jest też cała sekcja poświęcona piosenkom dla dzieci, gdzie znajdziemy ich ulubione hity.
Oprócz samej nauki języka – można w ten sposób ćwiczyć czytanie czy pisanie po angielsku. Lila ma jakąś ulubioną piosenkę, której słowa już zna na pamięć. Tłumaczymy tekst by nadać słowom znaczenie. Dzięki paru powtórzeniom może wyłapać jak się zapisuje poszczególne słowa. Na koniec utrwala się to w grze w uzupełnianie tekstu.
Można się bawić albo na stronie – albo w aplikacji na telefonie. Każda z opcji oferuje trochę inne możliwości zabawy. Można dobrać co kto lubi.
Piosenki są doskonałym materiałem – refreny, teksty, ciągłe powtórzenia – wymowa słówek sama rozbrzmiewa w głowie. Do tego jeśli dziecko samo śpiewa – dochodzi element wokalny – mózg ma jeszcze łatwiej zapamiętać skoro generuje te dźwięki i słówko samo się na wielu poziomach utrwala. – WIELOPOZIOMOWO DZIAŁA
Tak jak pisałem – nie jestem wyrocznią, wszystkie wyżej opisane sposoby, przetestowałem na człowiekach – członkach mojej rodziny a jeszcze wcześniej w dużej mierze na sobie. Jestem bardzo ciekaw waszych tricków! Proszę piszcie i inspirujcie co najlepiej działa na wasze pociechy?
kolejna część tego wpisu to Guwernantka XXI wieku – język angielski online
to info dlaczego Chiński jest prosty a tu life-hack jak opanować Rosyjski alfabet bez wysiłku i na jeden raz! A tu Alfabet ukraiński
A może chcecie zrobić o jakiejś partii słownictwa edukacyjny Lapbook?
Był taki czas, kiedy uważałam tę metodę za bardzo pomocną przy wychowywaniu dzieci. Starałam się stosować te zasady w życiu codziennym, jednak zauważyłam, że metoda Montessori stosowana w domu w całości,może nie wszystkim służyć.
Trzeba pamiętać przede wszystkim (i jest to to bardzo ważne), że jest to kierunek pedagogiki, czyli są to działania związane ściśle z edukacją. Wspieranie rozwoju dziecka jest tutaj kluczowe. Zwraca się uwagę na takie założenia:
Natomiast jeżeli zaczynamy podchodzić do tej metody, jako głównego sposobu na życie codziennie – to warto to jeszcze przemyśleć.
Metoda Montessori ma ponad 100 lat i nie miała żadnych aktualizacji. Dużo na ten temat myślałam, co na przykład Maria Montessori zmieniłaby gdyby żyła w dzisiejszych czasach. Świat przecież idzie do przodu cały czas, a zapatrując się ślepo w metody sprzed ponad wieku możemy wpaść w pewny konserwatywny schemat.
Gdy ja go u siebie zauważyłam, zdecydowałam, że będę stosować tylko wybrane elementy pedagogiki Marii Montessori w domu. Zrobiłam to bardzo świadomie i nie żałuję. Przestałam się zadręczać, a zaczęłam cieszyć się macierzeństwem.
Kiedyś odpowiedziałabym – tak, zdecydowanie. A dziś, kiedy 7 lat macierzyństwa już jest za mną – mogę jedynie odpowiedzieć “nie wiem”. Był taki czas, że metoda Montessori była dla mnie bardzo ważna i rzeczywiście robiłam wciąż nowe materiały, przygotowywałam wieczorem ciekawe zajęcia… A rano moje dziecko zupełnie się tym nie interesowało, albo nie pracowało z pomocą tak jak nakazuje instrukcja.
Co innego przedszkole Montessori – dziecko ma określone zasady, które są dość konserwatywne. A kiedy wychodzi z przedszkola ma możliwość styczności na przykład z fikcją, która jest dozwolona w tej metodzie od 6 roku życiu. 100 lat temu ograniczenie fikcji rzeczywiście było możliwe, bo nie było ani bajek, ani internetu. A w dzisiejszych czasach, czy jest to możliwe? Według mnie nie i w końcu prędzej czy później dziecko się z nią zetknie – możliwe, że nie będzie na to przygotowane. Może to być niebezpieczne.
Prawdziwe przedszkole Montessori za to jest wspaniałym miejscem. Dziecko ma możliwość wszechstronnego rozwoju i kiedy wychodzi z niego do domu ma właśnie tę różnorodność. Tak samo szkoła Montessori – małe klasy mieszane wiekowo, nauczyciel jest mentorem, który poprzez mądre przewodnictwo uczy dzieci.
Z prostej przyczyny, ja podchodziłam do tego bardzo ambitnie i chciałam aby jak najwięcej elementów było spełnionych. Nauczycielki w przedszkolu Montessori lub w szkole nie muszą w tym czasie prać, sprzątać, zmywać, żeby móc towarzyszyć dziecku w procesie uczenia. Mogą w czasie pracy własnej obserwować dzieci, robić notatki, pisać opinie i dzięki temu móc dostosowywać program do indywidualnych potrzeb.
A ja zwyczajnie nie dałam rady. Wolałam swoje wydanie “Montessori”: czyli dzieci ze mną sprzątały, gotowały, rozwieszały pranie. Przestałam przygotowywać prace i zamiast tego kupowałam ciekawe edukacyjne zabawki, które według mnie były ciekawsze niż pomoce Montessori. Mogę śmiało powiedzieć, że straciłam radość macierzyństwa starając się być nauczycielem mojego dziecka. Widziałam w dzieciach wielkie zainteresowanie światem fikcji, a wg twórczyni powinnam się wstrzymać do 6 roku życia. Moje dzieci też miały wiele kreatywnych pomysłów, co do pracy z pomocami i nie mogłam im tego odmówić, a wręcz przeciwnie – podziwiałam sposób myślenia poza schematem.
Pokazałam Lilce, jak to się robi, a ona wolała na dywaniku jeździć na brzuchu po korytarzu. A później złożyła dywan w kostkę (co jest złamaniem zasady i w przedszkolu jest niedopuszczalne).
Dzieci wykorzystują wszystkie możliwości do rozwoju i trzeba im zapewnić pomoc. Uczenie to nie tylko metody, programy, artykuły, to przede wszystkim obserwacja dziecka.
Szkoła podstawowa czy przedszkole według mnie są świetnym pomysłem na alternatywną edukację – ale pełne wykorzystanie tej metody w domu jest według mnie niemożliwe. A co z kolejnymi etapami edukacji? Liceum, studia? To już nie są takie proste decyzje. Szkoły Montessori są też dobrym pomysłem dla dzieci, które nie odnajdują się w systemie.
Na koniec mam jedno przemyślenie – odkąd przestałam kurczowo trzymać się zasad, to stałam się szczęśliwsza i moje dzieci również.
Jeśli interesuje cię Metoda Montessori tu moje poprzednie wpisy:
Dziś przedstawię wam nasze najlepsze filmy familijne. Tu jest wpis stricte Filmy dla dzieci. Tymczasem tu, przez filmy familijne – rozumiem takie, które mrugają oczkiem także do dorosłego widza:)
Są takie wieczory, gdy zasiadamy całą rodziną i mamy wieczór filmowy. Lubię te chwile, ale jest coś, co mi przeszkadza się nimi cieszyć – wybór filmu. Przy pierwszym dziecku z chęcią oglądałam wszystkie bajeczki i fascynował mnie ten świat niejako powrotu do własnego dzieciństwa, przy jednoczesnym obserwowaniu tworzenia się filmowych wspomnień mojego dziecka.
Dziś już jestem rodzicem z bagażem doświadczeń i fascynacja oglądaniem bajek jest zamierzchłą przeszłością. W takie filmowe wieczory myśl o kolejnej bajce jest dla mnie męcząca, choć przecież są filmy animowane dla dzieci na poziomie – je uwielbiam, ale generalnie bajki dla dzieci są… dla dzieci.
Szukam więc kompromisu, którym są filmy familijne. To oczywiście nadal nie „Forrest Gump”, ale zwykle wszyscy jesteśmy zadowoleni. Dziś ułatwię Wam sprawę i podzielę się listą najfajniejszych filmów familijnych, które ubarwią Wasze wieczory, ucieszą dzieci, a Was nie znudzą.
klikając w zdjęcie – przeniesiesz się do zwiastuna.
Nie będę tego z tego robić rankingu TOP 10, TOP 20 czy TOP 30. Ba! Nawet nie będę numerować – dzięki czemu jak podeślecie inne sprawdzone produkcje – będę ubogacać wpis! Lista zaczyna się więc od najnowszych produkcji by na koniec przypomnieć klasyki.
IMDb – 7,4
tytuł oryginalny: Onwardrok produkcji: 2020długość filmu: 1h 42 min
Najnowsza produkcja Pixara ma wszystko. Jest filmowa podróż. Jest przygoda życia. Jest przemiana bohaterów. Jest przesłanie, że jest potrzebny nam umiar w używaniu technologii. Historyjka nie jest może super odkrywcza, ale odpowiednio bawi i wzrusza.
IMDb – 8,2
tytuł oryginalny: Klausrok produkcji: 2019długość filmu: 1h 36 min
To będzie obowiązkowa lektura w okolicy świąt. Choć niektórym dzieciom/rodzicom nie przeszkadza tematyka oglądać go po 7 razy i okrągły rok:) Film pełny komizmu sytuacyjnego. Najważniejsze, że i dziecko i dorosły znajdą coś dla siebie. W porównaniu do innych świątecznych produkcji – bardzo odświeżający!
IMDb – 7,2
tytuł oryginalny: A Dog’s Purpose rok produkcji: 2017długość filmu: 1h 40 min
Film reżysera Hachiko. To opowieść o miłości, przyjaźni i przywiązaniu, które pokonuje wszystkie bariery. Chłopiec, który w dzieciństwie dostaje psa, dorasta z nim, jednak kres psich dni jest szybszy niż ludzkich. Okazuje się jednak, że zwierzęca reinkarnacja istnieje – przynajmniej w tym filmie – i Bailey otrzymuje nowe ciało ze starą, psią duszą…
IMDb – 8,4
tytuł oryginalny: Cocorok produkcji: 2017długość filmu: 1h 45 min
Coco to opowieść o meksykańskim chłopcu, który kochał muzykę tak bardzo, że przeniosła go ona do świata umarłych. Świata który miał szansę poznać, by dowiedzieć się, że zmarli to nie tylko zdjęcia, ale prawdziwe historie prawdziwych ludzi. W tej opowieści wszystko jest piękne: pokazanie tradycji meksykańskich, związanych ze śmiercią, muzyka i sama animacja jest tak piękna, że zapiera dech. Wzruszenia i śmiech, plus mnóstwo mądrości.
IMDb – 6,7
tytuł oryginalny: Ferdinandrok produkcji: 2017długość filmu: 1h 48 min
Co się stanie kiedy pacyfista trafi na arenę… Bardzo ciepła opowieść. Sympatyczni bohaterowie. Mądre przesłanie. I co najważniejsze każdy znajdzie coś dla siebie. I dzieci i dorośli będą parskać głośnym śmiechem.
tytuł oryginalny: The Jungle Bookrok produkcji: 2016długość filmu: 1h 46 min
Dzieci klasykę znać muszą. I „Księga Dżungli” właśnie nią jest. Chłopiec wychowywany jest przez zwierzęta – nie będę opisywać fabuły, bo ją znacie. Ta wersja filmu to jednak majstersztyk. Wszystko dopracowane w najmniejszych szczegółach, a zwierzęta w wersji life-action przyprawiają o ciarki.
a tu łapcie świeżutki największy prezentownik z inspiracjami dla dzieci od 1 roku aż po nastolatków. 10 tablic z podziałem na wiek dzieci, w sumie ponad 100 przemyśłanych propozycji! – Prezenty na święta dla dzieci 2023
IMDb – 8,1
tytuł oryginalny: Inside outrok produkcji: 2015długość filmu: 1h 35 min
I kolejna animacja, ale także jest w tym zestawieniu, ze względu na swoją wyjątkowość. To opowieść o emocjach, które mieszkają w każdym z nas. W tej historii mają swoje imiona, twarze i charaktery. Tak, tak. Niczym w „Było sobie życie” emocje są spersonifikowane. Jest Radocha, Smutna, Gniew, Odraza i Strach. Gdy dziewczynka przeżywa trudne chwile związane z przeprowadzką, jej dotąd działająca doskonale konstrukcja psychiczna, zaczyna się chwiać w posadach. Na ratunek ruszają Radocha i Smutna docierając do najdalszych jej zakamarków. Ten film jest tak dobry, że jego rekomendacja zajęłaby mi kolejnych kilka stron tekstu. Musicie to zobaczyć. Czapki z głów dla twórców.
IMDb – 6,9
tytuł oryginalny: Cinderellarok produkcji: 2015długość filmu: 1h 45 min
Klasyczna baśń o dziewczynie, która dzięki udanemu mariażowi, z pomiatanej pasierbicy, staje się żoną księcia. Choć schemat jest już dziś nieco passe, to film jest przepiękny i z pewnością spodoba się dzieciom. Dorośli odnajdą w nim magię, jednak ostrzegam, że opowieść ta, momentami absurdalna, może irytować, dlatego oglądając ją z dziećmi, nastawcie się na dobrą zabawę i przymknijcie swoje feministyczne oko na irytujące wątki.
IMDb – 7,5
tytuł oryginalny: Heidirok produkcji: 2015długość filmu: 1h 51 min
Chyba mało kto zna Heidi. A warto! Oszałamiające alpejskie widoki, wzruszająca historia. Osierocona Heidi, ma ułożone życie ze dziadkiem na łonie natury, kiedy pojawia się ciotka, pragnąca ucywilizować dziewczynkę. Zabiera ją do miasta, gdzie poznaje niepełnosprawną bogatą Klarę. Światy obu dziewczynek nie mogłyby się bardziej różnić…
IMDb – 7,0
tytuł oryginalny: Maleficentrok produkcji: 2015długość filmu: 1h 37 min
Ten film jest pięknie zrobiony – kostiumy, scenografia no i wspaniała kreacja Angeliny Joli w roli Diaboliny z pewnością spodobają się Wam. Dzieci urzeknie fabuła, która zbliżona jest to opowieści o Śpiącej Królewnie, jednak pokazuje tę historię z punktu widzenia Tej Złej?
tytuł oryginalny: Paddingtonrok produkcji: 2014długość filmu: 1h 35 min
Paddingtona chyba nikomu nie muszę przedstawiać. Dzieci tak samo jak kochają książki, z rozdziawionymi buziami pochłaniają też film. Film zrobili producenci Harry’ego Pottera. Niech samo to będzie rekomendacją że wzięli się za to profesjonaliści. Wyszło wspaniałe kino familijne. Film doczekał się już paru części:)
tytuł oryginalny: Belle et Sébastien rok produkcji: 2013długość filmu: 1h 44 min
To kolejna opowieść o przyjaźni człowieka ze zwierzęciem, w tym przypadku psem. Akcja filmu dzieje się w cudownych i malowniczych Alpach w 1943 roku. Mieszkańcy wioski tracą swoje owce. Tymczasem Sebastian spotyka w górach samotnego owczarka, z którym się zaprzyjaźnia. Czy to Bella jest winna porwaniom owiec? Wspaniały klimat i piękne okoliczności przyrody dla dorosłych i oczywiście chłopiec i pies dla dzieci.
IMDb – 6,3
tytuł oryginalny: Karsten og Petra blir bestevenner rok produkcji: 2013długość filmu: 1h 14 min
To jest ostatni hit! Obejrzeliśmy razem i znów pojawiły się prośby o ponowne włączenie. Film powstał na podstawie książki, o której kiedyś pisałam. Bardzo fajny dla dzieci, które zaraz zaczną edukację przedszkolną, bo pokazuje kuluary tej instytucji. Trochę magii i piosenek urozmaica oglądanie. W kinach studyjnych jest teraz wersja świąteczna, ale nie możemy trafić.
IMDb – 5,6
tytuł oryginalny: Mirror Mirrorrok produkcji: 2012długość filmu: 1h 46 min
Julia Roberts jako Zła Królowa, trafia np. do gabinetu odnowy biologicznej…:) Popis autoironii. To taka ocierająca się o parodię formuła komedii, gdzie i dzieci i dorośli będą się śmiać do rozpuku. Osadzona w baśniowym świecie ale pełna odnośników do wspólczeności.
IMDb – 7,7
tytuł oryginalny: Tangled rok produkcji: 2010długość filmu: 1h 40 min
Ona jest uziemiona… na wieki. Ale teraz dostała okazję by poznać świat po raz pierwszy na spółkę z pewnym łotrzykiem. Historii Roszpunki nie muszę wam opowiadać. Wspaniała adaptacja filmowa. Idealna doza humoru.
IMDb – 7,1
tytuł oryginalny: Le petit Nicolas rok produkcji: 2009długość filmu: 1h 31 min
Mikołajek, Rosół, Ananiasz… te postaci przenoszą mnie do mojego dzieciństwa:) A Julek i Lilka chłonąc ich przygody na ekranie, wieczorem podtykają do czytania przed snem moje ulubione książeczki:)
tytuł oryginalny: Uprok produkcji: 2009długość filmu: 1h 36 min
Jeśli jakimś cudem nie widziałaś tego filmu – to od niego zacznij! To też tak uniwersalne i ponadczasowe kino familijne, że i dzieciaki i ty będziecie oglądać przyklejeni do telewizora. Film porusza głębokie nuty. Wartość przyjaźni, pogoń za marzeniami, że nawet nie będąc już najmłodszym wciąż można zmienić swoje nastawienie i wziąć świat za rogi!
tytuł oryginalny: WALL·Erok produkcji: 2008długość filmu: 1h 38 min
Zaczynają się prawdziwe klasyki:) Choć nie myślałem, że tak szybko stanie się nim historia robota sprzątającego. Kiedy Wall·e poznaję EVE – mimo, że film dzieje się za 700 lat – opowiada historię starą jak świat:)
tytuł oryginalny: Enchantedrok produkcji: 2007długość filmu: 1h 47 min
Znacie księżniczki disneyowskie – ptaki nad nimi śpiewają, słońce dla nich wstaje, jak śpiewał Kult: „na głowie kwietny ma wianek, w ręku zielony badylek. A przed nią bieży baranek, a nad nią lata motylek”. Taka właśnie księżniczka, w wyniku czarów-marów trafia nagle do współczesnego Nowego Jorku. Co może pójść źle? Wszystko! Oczekiwania kontra rzeczywistość. Księżniczka z bajki i zwyczajny facet. Zobaczcie sami.
IMDb – 6,4
tytuł oryginalny: Night at the Museumrok produkcji: 2006długość filmu: 1h 48 min
Cudowny film przygodowy, który przybliża dzieciom dawny świat i uzmysławia, że eksponaty to żywa historia. Oto Larry został zatrudniony jako strażnik w Muzeum Historii Naturalnej. Pracując na nocną zmianę, dowiaduje się, że właśnie nocą eksponaty ożywają. Rany, jak ja mu zazdroszczę! A co dopiero dzieci!
IMDb – 6,5
tytuł oryginalny: Nanny McPheerok produkcji: 2005długość filmu: 1h 37 min
Do ojca z gromadką niesfornych dzieci trafia Niania, która ma zapanować nad chaosem. Początkowo dzieci nic sobie nie robią z kolejnej niani, jednak tym razem trafiła kosa na kamień i Niania McPhee wprowadzi porządek w tej rodzinie, co oczywiście nie spodoba się dzieciom. Do czasu. Dużo zabawnych perypetii, ale także wzruszeń. Czasem zastanawiam się, czy potrzebuję takiej Niani, czy może sama już nią jestem?
tytuł oryginalny: The Chronicles of Narnia: The Lion, the Witch and the Wardrobe rok produkcji: 2005długość filmu: 2h 23 min
Kolejna z klasycznych opowieści, które trzeba znać. Rodzeństwo odkrywa magiczną szafę, która przenosi ich do magicznego świata Narni. Dzieci będą oczarowane opowieścią, a rodzice cudownym klimatem i światem, jaki udało się stworzyć twórcom tego filmu.
tytuł oryginalny: The Princess Diaries rok produkcji: 2001długość filmu: 1h 51 min
To opowieść, którą najlepiej ogląda się mamom i córkom. Nastoletnia, zwykła dziewczyna z San Francisco, zostaje odwiedzona przez nieznaną jej dotąd babcię, która oznajmia jej, że jest następczynią tronu niewielkiego, europejskiego państwa. Dziewczynki, już takie od 8 roku życia, będą zachwycone perypetiami dziewczyny, która ma stać się królową.
IMDb – 7,8
tytuł oryginalny: Shrekrok produkcji: 2001długość filmu: 1h 30 min
Bez dwóch zdań klasyk, który po prostu musiał się tu znaleźć. W Polsce zapisał się na kartach historii, dzięki brawurowemu tłumaczeniu i cudownemu dubbingowi. Pewnie nawet nie wiecie, że w oryginale bohaterom głosy dodawały takie tuzy aktorstwa jak Mike Myers, Eddie Murphy czy Cameron Diaz! Ale chyba mimo tego polski dubbing wygrywa:)
tytuł oryginalny: A Little Princessrok produkcji: 1995długość filmu: 1h 37 min
Tę opowieść zna chyba każdy. No może każda?. Mała Sara trafia na pensję do Panny Mincin, gdzie ma pobierać naukę. Gdy jednak nadchodzą wieści o śmierci jej ojca, okrutna właścicielka szkoły zamienia życie Sary w piekło, degradując ją z pozycji bogatej uczennicy do służącej. To klasyka gatunku, pełna wzruszeń i emocji.
tytuł oryginalny: Jumanji rok produkcji: 1995długość filmu: 1h 44 min
Chłopiec, który odnalazł grę, trafia do serca dżungli w niewiadomy sposób. Mija 26 lat, gdy dwójka dzieci, wprowadzając się do jego domu, odnajduje tę grę i zaczyna w nią grać. Oni również zostają wciągnięci do świata Jumanji. Czy im wszystkim uda się wydostać? Świetna rozrywka dla dzieci i rodziców.
tytuł oryginalny: Alla vi barn i Bullerbynrok produkcji: 1986długość filmu: 1h 27 min
Znów – klasyk, którego nikomu nie trzeba przedstawiać – nie udało mi się odkopać żadnego trailera – kliknięcie w plakat przeniesie was wprost do drugiej części filmu z nowymi przygodami!
IMDb – 6,8
tytuł oryginalny: Akademia Pana Kleksarok produkcji: 1983długość filmu: 2h 38 min
Polacy nie gęsi – więc i nasz swojski prekursor Harry’ego Pottera musiał się znaleźć w tym zestawieniu. Absolutny klasyk. Ja sama oglądałam go może z 50 razy na kasecie VHS. A razem z Lilką zdarzyło się to już może z 10 razy. Soundtrack dzieci znały na pamięć zanim w ogóle poznały co to telewizor:)
tytuł oryginalny: E.T. the Extra-Terrestrialrok produkcji: 1982długość filmu: 1h 55 min
To najstarszy film w rankingu. Aż trudno uwierzyć, że ma już 38 lat! Opowieść o kosmicie, który przypadkowo został na ziemi i trafił pod opiekę chłopca, urzeka już kolejne pokolenia. Dzieci muszą zobaczyć E.T., a dorośli… no cóż, rozczuliło mnie oglądanie tego filmu. Uśmiechałam się też z ciekawością, oczekując na scenę odlotu statku kosmicznego. Fajnie sobie kiedyś radzili, gdy nie było takich możliwości technologicznych, jak dziś.
A jak szukacie tysięcy godzin filmów za 49 zł rocznie to może zobaczcie jakie super seriale i filmy można obejrzeć na Amazon Prime Video
A tu łapcie nasze rekomendacje – Najlepsze seriale 2023
Tu znajdziecie coś dla dorosłego widza – nasze Najlepsze filmy 2022
Tu łapcie świeżutki SkyShowtime TOP 20 z naszymi polecajkami a tu Disney dla dzieci.
Tu łapcie Seriale dla dzieci na Netlixie
A tu macie nasze ulubione Seriale 2020
Tu znajdziecie coś dla dorosłego widza – nasze najlepsze seriale Netflix, tu Disney seriale a tu Najlepsze seriale HBO GO
Tu znajdziecie odpowiedź Jak wprowadzać dzieci w świat bajek
a jak już je wprowadzicie zapraszam po Najlepsze bajki na Netflix a tu wpis w którym znajdziecie najlepsze bajki edukacyjne, dostępne też poza Netflixem
Koniecznie napisz mi co jeszcze jest “lekturą obowiązkową” w Twoim domu! Jakie są twoje ulubione filmy familijne? Obiecuję zebrać najczęściej powtarzające się sugestie i zaktualizować wpis o tytuły, które przegapiłam!
A jak macie już dość ekranu – zainspiruj dziecko by zrobiło Lapbook na interesujący go temat