fbpx

Czy nasze mamy miały lepiej?

Nigdy nie zapomnę dnia, kiedy moja mama  powiedziała mi te słowa: „Zrozumiesz to, jak sama będziesz matką”. Wiele razy później powtarzała tę frazę. Nie znosiłam kiedy tak mówiła! Trzaskałam drzwiami, wybiegając w jednym bucie na klatkę schodową, a pod nosem burczałam : A co Ty możesz wiedzieć!

Minęło ponad 13 lat, odkąd wyprowadziłam się z domu, a jej słowa realizują się jak samospełniająca się przepowiednia.

Dziś sama jestem matką i wiem, co to znaczy paniczny strach o zdrowie dziecka. Tego dziecka, które przed chwilą było uśmiechnięte i ściskało Twoje palce z całych sił. Wiem, co to znaczy być nieprzytomnym po nieprzespanej nocy. I nie mam tu na myśli 10 czy 16 pobudek, tylko siedzenie przy łóżku i pilnowanie czy przypadkiem dziecko znów nie wymiotuje i się nie dławi. Wiem też, jak to jest, kiedy uśmiech dziecka pomaga przetrwać ten czas.

Jesteś mamą i zawsze będziesz chciała jak najlepiej dla swoich dzieci.

To co moja mama próbowała mi wytłumaczyć 25 lat temu, dopiero teraz jest dla mnie jasne. Są to prawdy uniwersalne o byciu mamą. Nieważne, że minęło tyle czasu…

Czasy się zmieniają, ale ludzie pozostają tacy sami.

Często rozmawiam z moją mamą o wychowywaniu dzieci. Jak sama mi kiedyś przyznała: Wtedy było łatwiej!

Nie mogłam uwierzyć w jej słowa, bo jednak zawsze mi się wydawało, że mamy tyle udogodnień, długi i płatny  (TRZY RAZY DŁUŻSZY) urlop macierzyński, wsparcie zaangażowanych ojców i wszystkiego innego. A może mamy za dobrze i nie doceniamy tego, co mamy?

Postanowiłam przenieść się w czasie i sprawdzić, jak to było kiedyś i czy faktycznie było łatwiej, a może podobnie?

ROZMOWY KONTROLOWANE

Telefon, czerwony i błyszczący z kablem zakręconym jak świński ogon – marzenie każdej gospodyni domowej. Symbol luksusu i łączności ze światem. Nie dzwoniło się na plotki czy też bezsensowne pogaduchy z newsem, że Lewandowska z góry urodziła.

Telefon służył do przekazywania najważniejszych informacji: ktoś zmarł, ktoś się urodził, rzucili wózki na Lipowej lub też aranżowaniu spotkań towarzyskich. Często wpadało się bez zapowiedzi, ku „uciesze” wszystkich domowników.

Rozmowy face to face, zamiast naszego fejsa były znacznie łatwiejsze. Nikt się nie obrażał za to, że na końcu rozmowy nie dałaś ikonki Emoji z puszczonym oczkiem, bo to był jednak żarcik. A Ty to wzięłaś na serio.

Kiedy byłaś ciekawa, co słychać u sąsiadki pukałaś po szklankę cukru, a nie zaglądałaś na profil na Instagramie @sasiadka_z_gory.

Zamiast wystylizowanej fotki z kawą upiększonej filtrem Valencia – parzona kawa w szklance w metalowym koszyczku ze stylową grzałką obok. Teraz wiesz co jakaś @nebule jadła na śniadanie, a nie wiesz jak się nazywa sąsiad zza ściany.

Bez przypomnień na telefonie wiedziały, kiedy jest następne szczepienie na Polio czy też, o której zaczyna się przedstawienie w teatrze lalek. Zawsze przed czasem i na spokojnie – i to MPK-iem, bez buspasa.

Dziś wyjście i dojechanie z dwójką dzieci na umówioną godzinę muszę planować na dwie godziny przed, a i tak się stresuję czy zdążymy.

DBAJ O ZDROWIE TĘP MUCHY

Czy w PRL-u doba była o 3 godziny dłuższa, czy może matki się szybciej ze wszystkim uwijały? Mindfullness przy cerowaniu skarpet i kotlety mielone w stylu slow food przepuszczone przez maszynkę do mięsa zdiełaną w ZSRR, którą wujek Kazik przywiózł z wyprawy po złote łańcuszki. Jak to jest, że matki miały czas na wszystko?

Frania uprała górę prania i odwirowała ubrania – w trybie manualnym kręcąc za korbkę. Oczywiście nie sama! Spracowane dłonie – zakończone paznokciami w migdałki, pomalowane na perłowy kolor potrafiły zrobić wszystko. Teraz hybryda zdziera się tylko od stukania w klawiaturę i scrollowania fejsa.

Teraz zapłaciłabyś paypalem, przelewem lub zbliżeniowo, żeby doba była dłuższa o 3 h. Dziś luksusem jest czas, na który nie możesz sobie pozwolić. Siedzenie bezczynne to marnotrawienie pieniędzy. Jesteś 5 tygodni na macierzyńskim już powinnaś szyć kocyki minky. Zostajesz na wychowawczym? To może jakaś praca freelancera lub start-up?

Szkoda czasu na siedzenie na dywanie i czytanie po raz setny Pucia. A kiedy decydujesz się wrócić po roku na swoje stanowisko i jakimś cudem nie zajęła go młodsza o 10 lat dziewczyna w wieku (jeszcze) przedprodukcyjnym to jesteś ZŁĄ KORPOMATKĄ, która woli zarabiać hajs na nianię lub drogie przedszkole językowe.

KOSMETYCZNE MUST HAVE

Mydło wszystko umyje, nawet ciuchy i szyję – płatki mydlane detergent naszych mam do wszystkiego. Mydło – kosmetyk dla dzieci oraz zabawka kąpielowa w jednym! Łapać mydło pod wodą, bańki puszczać, a na pozostałym osadzie na wannie pisać litery. Skóra po takich zabiegach aż skrzypiała od czystości.

Płaszcz lipidowy zmyty do zera. Nie było niczego innego, więc matki i tak się cieszyły, że miały to mydło. Chyba, że nadeszła paczka zamorska z krajów zachodnich, wysłana pół roku wcześniej przez kuzynkę. A tam: czekolada, dwie pary majtek i Dove. Symbol luksusu i wielkiego świata. To nie było mydło, a kostka myjąca. Jeszcze wtedy matki nic nie wiedziały o pH skóry, o tym, że kosmetyk musi być neutralny.

Teraz już nie używamy zwykłych mydeł mimo, że nadal znajdziemy je na półkach (za antybakteryjne jest już internetowy lincz na forach dla matek), teraz jeśli sięgamy po mydło w kostce to tylko po KOSTKI MYJĄCE, czyli syndety. Kto by pomyślał 30 lat temu, że będą też produkty bezzapachowe, bo przecież to ma pachnieć mocno i ładnie.

Takich zamorskich rarytasów używało się od święta, więc i na rok go wystarczało. Teraz Dove w każdym osiedlowym Rossmannie, a od niedawna nawet w dedykowanej wersji Baby. Jakby tego burżujstwa było za mało to w dwóch wariantach: dla tych co lubią jak ich dzieci pachną, i dla tych co lubią jak ich dzieci pachną… dziećmi (czyli bez zapachu). 

Oldscholowa kostka wróciła do mojej łazienki dzięki kostce myjącej Baby Dove. Ona tylko z wyglądu przypomina zwykłe mydło, ale tak naprawdę mydłem nie jest i nie wysusza skóry. Moje dzieci łapią ją pod wodą, a przy okazji ćwiczą koordynację ręka-oko;) A przecież to ważne żeby wspierać rozwój dziecka!

KOBIETA PRACUJĄCA ŻADNEJ PRACY SIĘ NIE BOI

Sprzątanie w trybie manualnym (czytaj ściera i balia z wodą) plus asany na podłodze, w pozycji „pies z głową w dół” – z każdego kąta lakierowanego parkietu wytarte śmieci. Radziecki odkurzacz wył jak przy starcie Sputnika i mało kto dziś pamięta, że można było nim nadmuchać materac. Stylowa grzałka to był must have każdego gospodarstwa domowego.

Herbata i kawa tylko fusiasta – zostawiała niezły osad na zębach. Ciasta, szynki i kiełbasy piekło się w prodiżu postawionym na paździerzowym stołku. Jedzenie dla niemowląt przecierane ręcznym blenderem (czytaj: przez sitko), oczywiście wszystko eko i bio, bo na naturalnych nawozach od stryjka Zdzisia spod Pułtuska. Jaja od kurek szczęśliwych z wolnego wybiegu i mleko od krówek dojonych humanitarnie. Problem był wtedy, kiedy nie miało się rodziny na wsi.

PRZEPRASZAM, A ZA CZYM KOLEJKA TA STOI?

„Kobiety, jutro o 8 rzucą buty dla całej rodziny w tym sklepie na Górczewskiej” – to nie wiadomość z poczty pantoflowej z 85-go roku, a post na fejsie o plastikowych butach z logiem krokodyla. Lubimy dalej coś upolować, wystać, wyprosić, wywalczyć.

Wtedy to był nieodłączny element miejskiego lajfstajlu, a dziś? Promocja w drogerii potrafi przenieść nas na nowo do PRL-u, kiedy wszystkie Panie były jak… Pani Walewska – o tym samym zapachu.

WYPRAWKA W STYLU SMART

A właściwie eko i fair trade: tetra na pupę, tetra pod szyję, tetra na budę wózka. Silny trend minimalizmu – dostawało się ich 10. Genderowe ubranka po siostrze na brata, po bracie na siostrę i zawsze w czapeczkach, koniecznie wiązanych pod brodą – nawet w domu, a już zbrodnią było nie założenie jej po kąpieli.

Vintage kaftaniki wiązane na troczki to znak rozpoznawczy każdego berbecia – od ciągłego prania (Frania), wyrzynania przez rolki i prasowania z lekkim efektem sprania i przecierania. Dziś płacimy za takie ciuchy hiszpańskiej marki kilka stówek z hasztagiem #bobolovesyou.

Wózek dostawało się w spadku bo dziadku (od stryja siostry córki sąsiadki spod Łomży) lub jakimś fartem nowy ze sklepu. Podnoszenie takiego pojazdu dawało lepsze efekty niż crossfit 3 razy w tygodniu. Dziecko w takim wózku zasypiało 3 minuty, bo amplituda bujania na skórzanych paskach był wprost proporcjonalna do poziomu zmęczenia dziecka.

Z racji tego, że mamy nie miały takich luksusów jak np. pieluszki jednorazowe, nawilżane chusteczki, czy też nosidła ergonomiczne, były zmuszone zostawiać dzieci w domu. Dzieci w przestrzeni publicznej praktycznie nie było.

Zaglądam właśnie do mojej torby, bez której nie ruszam się z domu i mam tam moje pewniaki: pampersy, pielęgnacyjne chusteczki Baby Dove, 3 łyżeczki plastikowe, body z długim rękawem, jedna (?) skarpetka, śliniak, 3 klocki Lego. Z moich rzeczy jest tam: portfel. Pisałam już, że to moja torba?

Blogi w tamtych czasach nie miałyby racji bytu, bo była tylko jedna marka kocyków, jedna marka ubrań i jedna marka wózków. Zero inspiracji – wszędzie to samo. Być może blogi z DIY byłyby najbardziej popularne, bo tylko mama potrafiła uszyć z barchanowych gaci rożek do chrztu.

Czy w takim razie było lepiej czy gorzej?

Trudno orzec – widzę dużo podobieństw. Wydaje mi się, że nasze mamy nie miały takiej presji: bycia świetną mamą, pracownikiem roku, a do tego wzorową żoną. Miesiąc po porodzie nie musiała myśleć o nadliczbowych kilogramach, a mimo tego nigdy nie chodziła w dresie.

Zawsze zadbana, ubrana w garsonkę lub sukienkę z lekkim makijażem i perłową pomadką na ustach. Brak internetowych schadzek i scrollowania Facebooka  generował naprawdę sporo wolnego czasu, który można było spożytkować na coś ciekawego.

Wniosek jest tylko jeden.

Nie ma znaczenia ile masz lat, czy pamiętasz czasy Gierka, czy może Wałęsy.

Nie ma znaczenia w jakiej szerokości geograficznej mieszkasz, czy po wodę chodzisz do kuchni całej w marmurach i z baterią ze złota czy też musisz pokonać 20 km z bańką na głowie.

Nie ma znaczenia czy, dzieci Twoje dzieci wychowywałaś 30 lat temu, czy robisz to teraz.

Nie ma znaczenia, czy Twoje mieszkanie wygląda jak ze skandynawskiego katalogu, czy też przy wytapetowanej ścianie stoi brunatna meblościanka.

Jesteś mamą i zawsze będziesz chciała jak najlepiej dla swoich dzieci.

Jeżeli spodobał Ci się tan wpis kliknij „Lubię to” na moim profilu: https://www.facebook.com/nebuleblog/

Pin it
Share
Tweet
Share
Email
Print

Wpis powstał we współpracy z marką Baby Dove

Stylizacja sesji: Monika Wielgo

Zdjęcia: Justyna Duszaj

Zdjęcia wykonano w Muzeum PRL

Komentarze

    Fajny wpis, fajne zdjęcia tylko ta reklama Dove mi nie siadła. Cała ta seria Baby to nic specjalnego. Tyle szumu a składy bylejakie. A w ogóle to kostki myjące sa zupełnie passe! Teraz mydełka naturalne, ręcznie robione, z naturalnych olejów, maseł i ziół 🙂

    A moim dzieciom bardzo odpowiadają. Jul ma alergię na cytrusy i nie toleruje naturalnych kosmetyków, w których często są z nich konserwanty. My używamy i lubimy:)

    Pamiętaj tylko o tym, że każdy blog jest subiektywny i autor może pisać na nim co chce. Nawet nie podpisując się swoim imieniem i nazwiskiem jak w/w blogerka.
    To zależy, co komu odpowiada. Julka np. uczuliły bardzo polecane tam chusteczki z konserwantem z grapefruita.

    Dokładnie srokao rządzi, jesli o “mazidła” chodzi, ale wpis świetny 🙂

    Aniu fenomalny wpis ! Jestem zachwycona 😉 na pewno sporo ci zajelo gomstworzenie i zdradz prosze Jak stworzylas te wnetrza . Gratuluje !! Niezly na Dzien Matki,ktory gdzieniegdzie juz był 😉

    Aniu, dziękuję! Do wpisu przygotowywałam się miesiąc, ale warto było:) Sesja powstała w muzeum PRL-u w Warszawie. Naprawdę czułam się tam jakbym przeniosła się w przeszłość:)

    Aniu te zdjęcia rewelacja, przeniosłam się w czasie ? i ta kryształowa popielnica na ławie obowiązkowo w każdym
    domu i biurze ?

    Haha, ale tam oczywiście niezgaszony Klubowy 😉 aż mnie kusiło żeby jeszcze bardziej wczuć się w rolę;)

    Piękne zdjęcia 🙂 Czy to może Muzeum PRL-u w Warszawie? Muszę się tam wybrać z dzieciakami 🙂

    Rewelacja! Fajny pomysł i świetne zdjęcia 🙂 Moje ulubione to z packą na muchy 🙂 🙂 Buzia aż sama się uśmiecha.

    Pani Aniu Dziękuję za możliwość przeniesienia się w czasie. Muszę pokazać te zdjęcia Moim Dzieciakom jak wrócą ze szkoły. Urodzona w 1976 roku pamiętam te wnętrza i “gadżety”. Cudny wpis z piękną refleksją ……

    Jeśli chodzi o PRL i nie wypuszczanie dzieci na zewnątrz, dobrze pamiętam jak sama będąc dzieckiem budziłam się z przerażeniem, że zostałam sama w mieszkaniu. Ojciec w pracy matka stała w kolejce. Czy wyobrażacie dzisiaj żeby zostawić kilkuletnie dziecko samo na kilka godzin i pójść do sklepu?
    Jeden był w tych czasach “złoty cielec”, któremu młodzi rodzice gotowi byli poświęcić niemal wszystko – mieszkanie. Najpierw swoje, później choć trochę większe.
    Czy matki miały lepiej? TAK, ponieważ ich nie rozliczano.
    Mit matki i kult matki był rzeczywiście bardzo silny. Matki nie podlegały takiej krytyce jak w dzisiejszych czasach. Panowało ogólne przyzwolenie na przemoc fizyczną i psychiczną wobec dzieci. I nikt wówczas nie ważył się matkom zwracać uwagi. Dzieci miały być grzeczne i być wdzięczne za sam fakt, że daje im się jeść. Gromady tzw. “najduchów” biegały godzinami w samopas wkoło bloków. Nieraz, któreś złamało nogę spadając z drzewa, znacznie częściej rozcinało sobie czoło, co niespecjalnie robiło wrażenie na społeczeństwie.
    Wielu rzeczy nie wymagano tak jak teraz, jak choćby tego żeby dzieci były pod opieką trzeźwego dorosłego.
    Obecnie praca jest towarem luksusowym, kiedyś był obowiązek pracy. Matki nie musiały się obawiać utraty pracy, wymówek, że nie będą przychodzić do pracy z powodu chorego dziecka, itp. Rzadziej zapewne dochodziło do sytuacji, aby napięcia w pracy odbijać sobie na własnych dzieciach, itp.

    Jeśli mogę jeszcze pozwolić sobie na bardzo ogólną uwagę do wszystkich – nigdy w swoich wypowiedziach nie używajcie stwierdzeń typu “każda matka…, …jak to matka czy w stylu każda matka chce najlepiej”, itp. Nigdy nie wiesz kim jest Twój rozmówca, jakie ma doświadczenia, więc lepiej nie ryzykować takimi frazesami.
    No chyba, że to bardzo dobrzy znajomi i naprawdę zna się na tyle dobrze czyjąś sytuację.

    Trafiłam na ten wpis dopiero dzisiaj. Śmieszą mnie niektóre komentarze, skupiające się na doborze kosmetyków dla dziecka i innych uczuleniach, bo to nieistotny szczegół, a autorka postawiła poważniejszy temat na tapecie. Dlatego uważam, że nasze matki były znacznie dojrzalsze, a przez to spokojniejsze, mniej analizowały, nie były takie drobiazgowe. We wpisie mowa o ocenie, wszechobecnej krytyce, wówczas nie było nawet z kim się porównywać. W większości ludzie żyli na podobnym poziomie. Wydaje mi się, że dzisiaj kobiety narzucają nie tylko sobie tępo życia, ale i swoim partnerem, a także dzieciom, wymyślając setki bzdurnych zajęć. Warto też zauważyć, że dziecko wchodzi do centrum życia w domu, kiedyś dzieci były obok rodziców dziś są najważniejsze. Nie chodzi o ignorowanie dzieci, niezauważanie ich potrzeb. Ostatnio widziałam reklamę aspiryny w telewizji, gdzie córka wrzeszczy na przeziębionego ojca, by ten sięgnął po lek i spełnił jej życzenie. Czy to dobry motyw? Jako rodzice nie możemy być w gorszej formie, musimy spełniać zachcianki i wszystkie obietnice bez względu stan zdrowia bo tak media kreują rzeczywistosc. Reklamy wspólnych zabaw, wpierajacych, że właśnie tak powinna wyglądać zaangażowana matka czy ojciec. Dawniej granice między światem dorosłych a światem dzieci były jasne i luksusem było ułożenie kolejki na dywanie z ojcem. Naturalną rzeczą było też poczucie odpowiedzialności za młodsze rodzeństwo, co w mojej ocenie jest największą wadą obecnych rodziców. Dlatego nasze matki miały lepiej, bo dzieci uczone były szacunku, zrozumienia, odpowiedzialności za siebie i innych, a rodzice nie wchodzili w swiat dzieci. Ja jestem matką jak z PRL. Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

Bądź z nami na bieżąco
Dołącz do nas na Facebooku
NEBULE NA FACEBOOKU
Możesz zrezygnować w każdej chwili :)
close-link