Trochę mnie pocieszylas… Mam 21 miesiecznego syna. Bardzo madrego, umiacego zajac sie soba, pobawic sie samemu. Chodze do pracy. wstaje przed 6. on zostaje z niania. wracam o 15. robie obiad. jak zjemy jest 16. potem Z reguly musze isc po jakies zakupy. wiec jesli tylko nie ma ulewy pakuje go w wozek i ide z nim zeby spedzac z nim czas. wiadomo jaka jest pora roku i o 16 nie pojde z nim na plac zabaw. wracamy po godzinie. musze ogarnac kuchnie po obiedzie. wstawic jakies pranie/rozwiesic. wiec biore go do piwnicy zeby mi pomogl. tak samo z wypakowaniem zmywarki. albo wszystko co mozna wyrzucic do kosza na smieci zlecam jemu bo uwielbia to robic. potem z godzine sie z nim pobawiem. a potem zazwyczaj dopoki nie pojdzie spac lezymy na kanapie bo po prostu nie mam sily na nic wiecej!!!! i… mam straszne wyrzuty sumienia ze za malo czasu mu poswiecam. ze moglabym wiecej. prosze napisz co o tym myslisz w zwiazku z tym wpisem??
Towarzyszenie przy pracach domowych to swietny czas zeby budowac relacje i uczyc sie nowych rzeczy. Wiesz, ze Twoj synek prawdopodobnie nauczy sie wiecej niz jezeli przez ten czas bys siedziala z nim i ukladala puzzle?
Uff…jak dobrze. Myślałam, że to ja jestem jakaś “inna”. Moja córeczka też jest bardzo samodzielna, potrafi zająć się sobą, pobawić się sama. Nie poświęcam jej maksimum swojego czasu, często miałam o to do siebie pretensje, wyrzuty sumienia…Wydawało mi się, że muszę być ma każde jej skinienie, zawsze dla niej…ale na dłuższą metę to się nie sprawdza. Potrzebuję oddechu, chwili dla siebie. Czasami po pracy jestem tak “wypompowana”, że nie mam siły na nic…Dobrze, że jest jeszcze Tata, który też dzielnie zajmuje się Młodą 🙂
Twój wpis przypomina mi moją ostatnią rozmowę z mamą. Zadałam jej pytanie jak to jest być babcią? I usłyszałam, że bycie babcią jest dużo fajniejsze niż bycie mamą, bo babcia jest tylko dla wnuków. Nie myśli o zakupach, praniu, gotowaniu, ubraniach i sprawach codziennych, ale przychodzi, siada na podłodze i po prostu jest. Resztę ogarniają rodzice (łącznie z tym bałaganem, który zawsze zostaje po szaleństwach z babcią :)).
Dzięki za ten wpis.Dałaś mi do myślenia…chyba najwyższa pora zacząć myśleć trochę więcej o sobie i przestać uczestniczyć w konkursie na super-rodzica.Zawsze się zastanawiałam jak inne mamy ogarniają obowiązki domowe, pracę i jeszcze mają czas oraz siłę na super kreatywne spędzanie czasu z dzieckiem. Nigdy mi to nie wychodziło bo zwyczajnie nie starcza czasu na wszystko i ta świadomość że czas z dzieckiem nie został wykorzystany w wystarczająco dobry sposób jest dobijająca (jakkolwiek irracjonalnie to brzmi) bo przecież innym mamom się to udaje (a mi nie). Ale juz chyba najwyzszy czas odpuścić…
Aniu, pewnie! Ja też często odpuszczam. Zwłaszcza, że w tym roku mam okrągłe urodziny i trochę się zastanawiam nad najważniejszymi kwestami w moim życiu. Na pewno w tym roku stawiam na siebie:)
Reprezentujesz bardzo podobne do mojego podejście do spędzania czasu z dzieckiem. Mój Jerzy też lubi bawić się sam, gdy ja krążę po domu, i coś robię. Lecz gdy ma ochotę, to też lubi pomagać w praniu, wieszaniu prania, zamiataniu i czym się da. Gdy czasami już sobie usiądę na kanapę, to jest wtedy karmienie Jurka, bo tak on kojarzy ten mebel. Trudno jest wypić ciepłą herbatę, w spokoju przy stole, ale już przyzwyczaiłam się do smaku herbaty a’la ice tea 😉
Ostatnio rozmawiałam z moją mamą o czasach kiedy była mała. Lubię słuchać jak mi o tym mówi, ale nie zawsze o wszystkim pamięta. Co raz się jej coś przypomina. Bardzo mi jej wtedy żal – porównując czasy dzisiejsze z tamtymi.. To były lata pięćdziesiąte. Nie było telewizorów (itp.) w domach, ludzie częściej ze sobą rozmawiali, spotykali się. Grano w karty, przędło się, chodziło rwać pierze 😉 To była praca i rozrywka w jednym, bo rwiesz pierza (do poduszek i kołder) i rozmawiasz z innymi kobietami. Jak o tym słucham to nie dowierzam jak świat się zmienił i zmienia… Kiedyś nie trzęsło się tak nad dziećmi. było kilkoro rodzeństwa, jedni wychowywali drugich. Trzeba było iść w pole i ciężko pracować, nie było maszyn. Mam podobnie jak Ty. Niedawno o tym tutaj pisałam twierdząc, ze pewnie wyglądam na wyrodną 😉 Nie chodzę krok w krok, nie stoję nad córką. Wiem też, że gdybym tak robiła to ona nie umiałaby się sama bawić, bo byłaby przyzwyczajona do mojej obecności. I masz rację usiąść się nie da! Bo wiem, że wtedy grozi to skakaniem po mnie 🙂
Ja też uwiebiam słuchać o dawnych czasach. Wiem, że było trudniej materialnie, ale łatwiej się żyło. Rozmawiało, chodziło na spotkania. Uwielbiam czytać o warszawie w tamtych latach…
A ja znów mam odwrotnie… Mogę siedzieć, czy leżeć i pachnieć i dzieci się bawią, a jak tylko wstanę coś zrobić to wisi mi na nodze 😉
Od wczoraj na Ty, Anito, staramy się, gadamy, pracujemy, spacerujemy lyb ogarniamy bunty, gadamy, bawi(my) się. na maila wrzucam fotę z rozpakowywania zmywarki. myślę, że prace domowe, choć często dzieki młodej trwaaaaaaaaaają pięćsetmiliardów razy dłużej, stanowią najciekawszą rozrywkę.
Pięknie:) Z maleństwa rośnie już przedszkolak.Mój synek ud urodzenia jest bardzo przywiązany do mamusinej nogawki (spódnic nie noszę), ostatnio wręcz mam wrażenie, że ten stan się pogłębia. Nawet do dentysty muszę jeździć z kimś do opieki nad małym (w domu nie zostanie)a po godzinie w poczekalni jestem witana, jakby mnie przez tydzień nie widział (nie wspominając o głośnym płaczu). Tak sobie myślę,że to może taki czas….niedługo będę chciała,żeby się do mnie przytulił bądź wziął za rękę a on będzie miał tysiąc innych spraw na głowie:p Tylko nosić te 13 kg szczęścia… Nie tylko nerwy trzeba mieć ze stali:p
Mówiliśmy o tym w odcinku Daleko od Miasta i powiem Ci, ze bałam się odbioru, tego, że dziecko wychowuje się gdzieś “przy okazji”. Że to takie mało poprawne politycznie mówić, że nie skupiasz sie tylko na dziecku. Że trzeba, nieważne, że to rodzi frustracje. A tak naprawdę życie musi się toczyć, trzeba puścić konie, wywalić obornik, nakarmić kury, przynieść siano, pomyć wiadra. Jak to na wiosce;] Lew “wisi” z rzadka na nas, Mikołaj przyniósł komputerek edukacyjny – więc teraz jak ja zasiadam do blogowania, on siada obok i robi to co mama. Bo w sprzątaniu boksów, zmywarkach i rozwieszaniu prania ma już fakultety;]
Uff… Dziękuję, również wymazałaś moje wyrzuty sumienia… 🙂 🙂 Czuję się “lżejsza” wiedząc że wiele Mam ma podobne rozsterki 🙂
A ja widzę, że dużo mam ma wyrzuty sumienia. Chyba pomyślę o wpisie na ten temat, bo ja mam ich coraz mniej.
Daleko mi do matki idealnej ale moim podstawowym celem w ciągu dnia jest przeznaczyć trochę czasu tylko i wyłącznie synowi. Żeby nie zwariować w natłoku obowiązków domowych po pracy na etacie oddałam ich sporą część mężowi. Wiem że nie każda tak może, wiem że nie każdej codziennie się uda i nikt tego nie oczekuje ale jednak warto sobie uświadomić że nasze dziecko będzie małe tylko raz, rach-ciach stanie się zbuntowanym nastolatkiem i wtedy dopiero będziemy żałować ze codzienne 3 partie prania z prasowaniem, czy idealny obiad i porządek pochłonęły czas na ważne sprawy naszego malucha – bo on właśnie ma problem że “Kapsel nigdy nie chce się z nim bawić a gdy mamę prosi ona znowu coś gotuje…” Złoty środek.
Moja córka kilka dni temu skończyła dwa lata, a ja jestem mamą na pełen etat i mimo to jeszcze nie osiągnęłam pełnej równowagi, ciągle zdarza się, że cudze opinie zachwieją moimi przekonaniami, że mam jakieś wyrzuty sumienia, czy poczucie, że czegoś robię za dużo lub za mało. Na szczęście zdarza się to coraz rzadziej, a coraz częściej widzę zalety postępowania zgodnie z własną intuicją. Też nie siedzę pół dnia na podłodze, nie reaguję od razu, kiedy mojemu dziecku dzieje się “krzywda”, staram się być krok za nią, a nie przed nią zachęcając co chwilę do nowych aktywności, żeby broń Boże dziecko nie ponudziło się pięć minut… Kocham i szanuję, licząc na to samo z jej strony, ale nie rozpieszczam i nie poświęcam się.
Bardzo dobrze napisane – staram się działać podobnie :). Za to bardzo zainteresował mnie temat odróżniania zachcianek od potrzeb za Marią Montessori – gdybyś kiedyś szukała inspiracji i miała ochotę napisać jak to u Was wyglądać, bardzo bym się ucieszyła z takiego tekstu! Pozdrowienia 🙂