Nie wierzę, że musiałaś to napisać. Plac zabaw to najlepszy przyjaciel rodzica – idziesz, siadasz, czytasz a dziecko się samo wychowuje przez 2-3 godziny Nic nie musisz, ono się samo sobą zajmuje. W dodatku za darmo i później chce tylko pójść spać. Mamy to szczęście, że do parku wychodzimy prosto z bloku – wieczorami, kiedy francuskie dzieci już o 18 idą do domów – my dopiero wychodzimy. W parku jesteśmy prawie sami. Albo boso siedzimy w piaskownicy, albo Emma zjeżdża jak opętana (zjeżdżalnia to jej ulubiona zabawka). W Warszawie najfajniejszy był Ogród Krasińskich (tak?), a kiedyś w drodze Strasbourg-Mazury, zrobiliśmy postój w Berlinie i zwiedziliśmy wszystkie najfajniejsze place zabaw. Jest jeden nad samą rzeką, który jest… pirackim statkiem. OGROMNYM pirackim statkiem, ze skrzynią ze skarbami, siatką do wspinania, rampą, liną, a nawet klatką a’la bocianim gniazdem. Sama się tam chętnie bawiłam 😀
Masz rację 🙂 często podczas spacerów słyszę tego typu narzekania dorosłych czy instrukcje kierujące uwagę dzieci na coś innego. Placy zabaw jest już sporo a większość ogrodzona (podejrzewam, że ze względów higienicznych, by psy i koty nie załatwiały się w piasku). Może fakt nadzoru zabawy jest w jakimś stopniu związany z tym ogrodzeniem? Bo skoro już się siedzi na tej ławce i patrzy na dziecko to przychodzi do głowy komentowanie i zachęcanie lub zniechęcanie do zabawy? 😉 Nasi rodzice nie widzieli najczęściej co wyprawialiśmy na placach zabaw jako dzieci 🙂 Czasy się zmieniły i nie widzę jakoś grupek dzieci bawiących się samych a szkoda…
Jakże ja się zgadzam!!! Moje starsze dziecko jednak trochę mniej. Ale nie dziwię się,jeżeli jest jedyną osobą puszczoną samopas…
Anka, jak zwykle świetny tekst. Też tak mam – idę z Marceliną na plac zabaw i daję Jej wolną rękę. Nie latam nad Nią jak helikopter. Czasem patrząc na innych rodziców nie mogę się nadziwić jak wiszą na dzieckiem i każdym jego krokiem. Dziecko jest zmęczone, oni są zmęczeni – maksimum obaw o wszystko, minimum radości. Fakt, Marcyśka ma poobijane kolana. Ale całą głowę. I zwykle dobrze wyczuwa, na co może sobie pozwolić, a na co lepiej nie. uściski dla Was!
Moja 2letnia córka uwielbia place zabaw. Staram się ją czasami asekurować, bo do sporej ilości sprzętów jest jeszcze za niska, muszę ją podsadzić. Ale bawi się tak, jak chce ona. I to chyba prawda, że rodzice rzadko zabierają dzieci na takie place. My jesteśmy prawie codziennie (mimo naszego mini placu na podwórku) i najczęściej jesteśmy jedynymi osobami… A jak już się ktoś pojawi, to słyszę: bądźcie cicho, nie śmiejcie się tak głośno, nie zjeżdżaj na zjeżdżalni, bo się ubrudzisz i znowu będę musiała prać… Litości!! Albo zauważyłam teraz trend – rodzice zabierają dzieci na plac zabaw, popstrykają im kilka fotek i “no dobra jedziemy”, dzieci jęczą, że chcą jeszcze…ale na nic ich prośby. Przynajmniej jest relacja na fejsa, że świetnie się bawili…
A ja już się nie mogę doczekać aż wybierzemy się na plac zabaw 🙂 Sama jakbym mogła to bym z chęcią pozjeżdżała na zjeżdżalni albo porobiła fikołki na trzepaku. Ach, to były czasy 🙂
Ja od zawsze uwielbialam place zabaw i jako dziecko i teraz jako dorosla i mama. Codziennie chodze ze swoimi pociechami, bo one moga sie pobawic, a ja z kubkiem kawy klapnac, poczytac i troche odpoczac. I fajnie, ze w Polsce jest coraz wiecej tych placow zabaw budowanych, szkoda tylko, ze tak trudno znalezc mimo wszystko zglednie sie nadajacy. Moja cora uwielbia na bosaka, po trawie, po piasku i pozwalam jej na to tu w Finlandii gdzie mieszkamy. Ale jak co roku jezdzimy na miesiac do mojej mamy i oprocz mojego ganiania po sklepach, to wlasnie na ten plac zabaw. I jakis czas temu wybudowali kolo mojej mamy na podworku fajny drewniany plac, to mowie idziemy. I poszlysmy….i wyszlysmy szybciej niz weszlysmy. Butelki wszedzie, szklo w piasku, zdemolowana zjezdzalnia. A moje dziecko zawiedzione. Wiec my w tramwaj i poszukiwania. I sie znalazl na szczescie 🙂 Ludzie chyba mysla, ze jak cos jest za darmo, to chyba nie trzeba dbac, wrecz mozna a nawet trzeba zniszczyc, bo przeciez nie moje. A dla dzieci to czesto jedyna rozrywka wlasnie. Pozdrawiam
my od zawsze na plac zabaw – mamy świetny koło basenu, z piaskiem 🙂 Mała robi co chce i jak długo chce, a ja cóż, odpoczywam na ławeczce :)) dodam, ze Róża ma 21 miesięcy – gdy miała 11 zaczęłam ją puszczać samą, aby robiła to , na co ma ochotę 🙂 z początku trudniejsze elemnty, jak przejście ruchomą kładką – pokonywała z moją pomocną ręką. w tej chwili śmiga wszędzie sama, jest rozważna, uważna i szybka 🙂 ach – no i pozwalam jej się brudzić dowoli – w końcu ważny jest człowiek, a nie materialna rzecz 🙂 pozdrawiam
Czasami nie warto oceniać pochopnie. I uogólniać. Ja mam syna z wrodzoną chorobą genetyczną. Na pierwszy rzut oka jest taki jak inny. Ale wystarczy, że zaczyna iść i juz widzimy różnice między nim a zdrowym trzylatkiem. Zaburzona równowaga, osłabienie mięśni nóg, nie biega, nie skacze, nie wdrapuje się, nie wchodzi po schodach itd. Na placach zabaw bywamy. Ale rzadko. Mamy duży ogród i swój mini plac zabaw. Ale gdy jesteśmy na takim publicznym ja jestem jego Aniołem. Muszę. Podtrzymać, przytrzymać, podać rękę, podnieść. I myślę, że wtedy gdy ktoś nas obserwuję może błędnie ocenić. Nadopiekuńcza matka. Wszędzie Go trzyma, podaje ręce, podnosi, wszędzie z nim jest. A ja z chęcią bym zjechała z nim ze zjeżdżalni, bo zawsze jego osłabione mięśnie przechylają jego głowę i całe ciało do przodu. Dlatego nie oceniajcie. Nie uogólniajcie. Każda z nas ma swój powód być taką lub inną. Każdy ma swoje sposoby metody i przekonania. Ostatnio przypadkowa osoba zwróciła mi uwagę. Syn w wózku. A Ona na to.Cooo nie chce się chodzić, mama wozi, wygodnie tak??? W takich chwilach chciałabym mieć w torebce kserokopię orzeczenia o niepelnosprawności. Albo opowiedzieć jak synek płacze w nocy, bo nogi Go bolą. Niech każdy z nas zajmie się sobą, swoim światem. Ja nie komentuję i nie oceniam Jej. Niech Ona mnie nie ocenia. Tymbardziej, że ocena jest niesprawiedliwa. Ale ostatnio pełno tego. Każdy ma jakiś swój przepis, swoje racje, mądrości. I oczywiście każdy jest przekonany co do słuszności tych racji. Mama pilnuje – nadopiekuńcza. Mama nie pilnuje – wyrodna, wygodna. Oceniamy wszystko i wszystkich w zależności od sytuacji. I albo na tapecie jest telewizja, bajki, gry, albo słodycze, czerwone mięso i białe pieczywo. Podśmiwchuję się wtedy trochę. Bo tak naprawdę nie mamy nigdy pewności kto będzie zdrowszy, szczęśliwszy. Czy warto analizować czy mam każe siedzieć na piachu czy nie. Najważniejsze aby być dobrym człowiekiem. I nieważne czy mama nam ciągle myła rączki czy nie. Nie ma recepty.
Dokładnie tak. Ja też zawsze trzymam za rękę kiedy mnie potrzebuje. Po to tam jesteśmy żeby łapać nad przepaścią:)
Zgadzam się z Tobą – nie zawsze wiemy co kryje druga strona ! Widzę też jak na mnie patrzą gdy zwracam uwagę synowi, żeby nie siadał na mokrym/zimnym piachu – pewnie sobie myślą ” ale nadopiekuńcza”, ale nie wiedzą, że moje dziecko tydzień choruje, tydzień jest zdrowe … Wkurza mnie jeszcze to, jak niektóre mamy “puszczają” samopas swoje pociechy, które rzucają piachem w inne dzieci, wyrywają zabawki, popychają … Nie dyrygujmy, ale reagujmy ! Ja zawsze dbam o to, żeby inne dzieci, poprzez zabawę mojego syna, nie poczuły się skrzywdzone. Jedyny sposób to zwrócić uwagę, że tak nie wolno. Czy to też już dyrygowanie?? Może powinnam wziąć książkę i mieć wszystko w poważaniu.
Wychowałam się na wsi, a teraz mieszkam w mieście i czasem nie potrafię się pogodzić z tym, że tu jest “tylko” plac zabaw w sumie. Na wsi biegałam po łąkach, lasach i polach, zbierałam kamienie, brodziłam w kałużach i czasem jest mi przykro, że moje dziecko nie ma tego na co dzień, ja za to muszę kątem oka patrzeć, czy nie wejdzie pod samochód. Ale.. na placu zabaw moja 2-letnia córka jakoś się nie odnajduje. Nie wiem, jaka jest tego przyczyna. Woli usiąść ze mną na ławce i posiedzieć niż biegać czy pobawić się w piaskownicy. Szybko nudzi ją huśtanie i zjeżdżalnia. Czasem martwię się, czy nie ma w tym mojej winy… Staram się jej nie ograniczać, ale momentami wydaje mi się, że aż czuję potrzebę popchnąć ją, by coś na tym placu robiła… Co o tym sądzisz Aniu?
Ja mam bardzo podobnie! Też dwulatka, która bardzo lubi chodzić na plac zabaw, ale jak już tam jesteśmy, to tak jakby… nie wiedziała co z nim zrobić? Wszystko jest dla niej trochę za duże, więc często potrzebuje małej pomocy. Boi się zjechać ze zjeżdżalni, choć widzę, że by chciała. No i nie bardzo wiem, co by z tym fantem zrobić 🙂
Aniu a ja mam pytanie z zupełnie innej beczki. Mam zamiar zakupić takie samo łóżko dla córeczki które ma Lilcia i mam pytanie jaki macie do tego łóżeczka rozmiar pościeli chodzi mi o rozmiar kołderki i poduszki.
Z jednym się tylko nie zgodzę- “Nie chce mi się Ciebie huśtać”. Bo tak jest naprawdę. Nienawidzę stać przy huśtawce, jak debil, piasek mi się sypie do butów, nienawidzę tego. Huśtawka jest w pełnym słońcu, nienawidzę słońca, wolę siedzieć w cieniu i sobie czytać, a nie, że dziecko przyklejone do mnie, a ja bujam bez sensu przez 40 minut. Nienawidzę tego i mówię mojemu dziecku o tym, bo ja również mam prawo do swobody i mówienia o tym, ze nie mam na coś ochoty. Place zabaw mnie irytują jeszcze, bo nie są przystosowane do dzieci 3 letnich- dlaczego nie ma na nich huśtawek zainstalowanych tak nisko, ze 3latka może sama uczyć się huśtać? Dlaczego wszystko jest zalane słońcem (w Niemczech większość znanych mi placów otaczają gęste korony drzew); nie ma choćby jednej toalety, albo miejskiego źródełka z wodą (na naszym osiedlu było i ktoś je zepsuł po miesiącu, a spółdzielnia naprawy nie przewiduje); dlaczego ruchliwa droga jest 20 metrów dalej? Przepraszam, że tym razem narzekam, ale ja nienawidzę większości znanych mi placów zabaw, nienawidzę tego, ze muszę siedzieć na nich bezczynnie i nie mogę się doczekać, gdy Pola będzie na tyle duża, ze sobie pójdzie tam sama bez mojej opieki. Albo tego, że na 30 rodziców przypada jedna ławeczka i obsikany trawnik (w słońcu!). Ten temat wcale nie jest czarno-biały.
Ja też nie przepadam za huśtaniem, ale wiem, że jej pomaga na chorobę lokomocyjną, więc stoję w słońcu i huśtam. Moja sama wejdzie na huśtawkę, ale nie umie się z rozbujać. Ta umiejętność przychodzi około 4 r. ż.
Plac zabaw to nasz numer jeden. Zawsze jesteśmy tam pierwsze i zwykle wychodzimy ostatnie. Na szczęście mamy do niego trzy kroki . Teksty w piaskownicy są najlepsze – nie ruszaj, nie siadaj, nie syp i jak ja tam wyglądam, jako matka z nogami zakopanymi w piachu :). Nie lubię huśtania i karuzeli, ale to ze względu na fakt, że od samego patrzenia na nie robi mi się niedobrze. Odkąd skończyłam 10 lat nie mogę się kręcić i gwałtownie ruszać głową. Na szczęście starsza córa, która mogłaby siedzieć na huśtawce godzinę radzi sobie sama – młodszej wystarczą 2 minuty.
Odkąd moje dziecko skończyło roczek, wyjście na plac zabaw to był nasz główny punkt dnia, pomijając to co napisałaś to jeszcze ten kontakt z dziećmi w rożnym wieku. Nie rozumiem matek, dla których celem dnia jest łażenie od sklepu do sklepu a potem powrót do domu, nieważne czy trwa to dwie godziny czy pół., to jest jakieś ograniczanie dziecka. Ale niestety wiele matek unika placów zabaw bo boją się drabinek, huśtawek i interakcji z innymi dziećmi, typu wojna o wiaderko 😀 aaaa no i tego, że dziecko się ubrudzi i nie będzie można zrobić selfie w nowej szmatce a tym bardziej sprzedać za tą samą cenę co się kupiło ;);) żal mi ich 😀 Moim błędem było to, ze czasami się wkurzałam (wewnętrznie), że np córka siedzi pól dnia w piaskownicy zamiast szaleć na zjeżdżalni 😀 widać miała taki dzień 😉 no i irytują mnie jeszcze te przerażone spojrzenia matek, że pozwalam iść na karuzelę czy drabinki …dramat….a ostatnio jedna zwróciła mojej córce uwagę, że karuzela jest niebezpieczna i ma się nie kręcić, nosz k……ręce opadają 😀 Pozdrawiam:)
Ja chodząc na plac zabaw ze swoją zbuntowaną dwulatką też nią nie dyryguję tylko siadam sobie na ławce i pilnuję swojego noworodka. Ale pewnego dnia przydażyła się Nam dziwna sytuacja. Tosia wchodziła na drabinki, zawsze do tego samego poziomu bo wyżej Jej nie pozwalałam i w pewnej chwili podeszła do Niej starsza Pani i powiedziała, żeby zeszła, bo spadnie. A ja obserwowałam z daleka czy już zakazany poziom nie jest przekroczony (nie był) Tosia wpadła w histerię i powiedziała, że chce iść do domu, pierwszy raz w życiu, nigdy nie chciała wychodzić z placu. Zauważyłam też że pewne matki patrzą na mnie jak na wyrodną matkę, że siedzę a nie chodzę za swoim dzieckiem. Bo zazwyczaj na wielu placach jestem jedyną, która siedzi… reszta rodziców krok w krok chodzi za swoimi dziećmi. Dodam, że ani nie czytam ani nie siedzę z nosem w telefonie tylko obserwuję i jak widzę zagrożenie to reaguję, ale ludzie ograniczają wolność swoim pociechom 🙁
Każdy ma swój powód. Dla Ciebie może to być ograniczenie wolności. Dla mnie konieczność. Pozory często mylą. Każda mama wie najlepiej co dla jej dziecka jest odpowiednie. Dla jednych jest to ograniczenie wolności a może dla innych cudne uczucie, że mama jest blisko. Nie można uogólniać. Każdy rodzic jest inny tak jak i każde dziecko. Ja kiedyś też niesprawiedliwie oceniłam.
wszystko się zgadza, tylko nie wspomniała Pani o tym,że “to puszczanie samopas” dzieci ma też inną stronę. I poza nadopiekuńczymi rodzicami, oraz tymi wyluzowanymi są też inni,stawiający na naukę “przetrwania” i postawienia na swoim. Z moich obserwacji wynika, że rodzice bardzo często odpuszczają dzieciom na placach ale… odpuszczają też wszelka edukację, uczenie poprawnego zachowania. I mamy sytuację, że 6 latek spycha 1,5 czy 2 letnie dziecko ze ślizgawki, bo zwyczajnie jest szybszy i większy. Brak reakcji obserwującego to rodzica. Zabawki takiego malucha są nagle niezwykle super i można mu je zabrać, bo nie zdąży zaprotestować. Głupi uśmiech rodzica. Wszystko jest ok, to są tylko dzieciaki ale są tez granice. Niestety wielu dorosłych nie reaguje na niegrzeczne a czasem wręcz chamskie zachowania swoich kilkulatków (przecież nie będziemy ich stresować w miejscu publicznym). Wpychanie się na huśtawki, ostentacyjne siadanie na ślizgawce taki sposób , że uniemożliwia to zabawę innym dzieciom. Oczywiście można powiedzieć, że dziecko uczy się zachowań społecznych, funkcjonowania w grupie itd. ale rodzice chyba tez powinni tę umiejętność posiadać.
Aniu, Kolejny Twój wpis jest rewelacyjny. Wszystko w punkt. Super że poruszyłaś ten temat. Zgadzam się z Tobą że w dzisiejszych czasach rodzice są nastawieni na najlepsze, najdroższe przyjemności, zabawki etc. dla swojego dziecka. Poniekąd to trochę rozumiem i sama się na tym niejednokrotnie łapię. Wtedy mówię sobie stop. Czego potrzebuje moja córka. Chociaż nie znoszę np. tych supermarketowych, plastikowych zabawek tylko drewniane to od czasu do czasu jej kupię bo widzę że sprawia to jej ogromną frajdę. Kasa z Pepco jest hitem i pomimo że mi się nie podoba to córeczce sprawia przeogromną frajdę.
Jesteśmy codziennie, ale córa jest tam najmłodsza 19m. i ciągle jakieś wypadki na szczęście nie groźne (ale jednak), więc chodzę za nią krok w krok i ciąglę właśnie strofuję i serio codziennie o tym myślę, czy źle nie robię..ale ja się boję o nią zwyczajnie, bo już 2 sytuacje, które mogły się zakończyć tragicznie były..a do tego jeszcze te starsze i wredne dzieci, które wrzeszczą “nie wolno, nie zabiieraj, zostaw” gdy tlko córka coś ich do ręki weźmie i co z tego, że ja matka jestem obok,że tłumaczę już właśnie od razu” zostaw to jest chłopca nie twoje” jak taki bachor I tak pozwoli sobie wrzasnąc na moje dziecko lub wyrwać jej coś po hamsku z ręki..Dlatego zawsze mówię nie ruszaj, nie wolno, zostaw tłumaczę spokojnie, ale może nie powinnam? bo co to biedne dziecko wie, rozumie z tego? jedynie pamięta, że matka ciągle jej czegoś zabrania, hamuję ją..a ja to w dobrej wierze żeby nie ruszała, bo jak ma na nią nawrzeszczec zaraz ktoś to po co..a i właśnie ze względów bezpieczeństwa i troski ciągle mówię “uważaj, nie podchodz ,trzymaj się itd”…ehh zła matka ze mnie szkoda mi tego dziecątka, bo nie dość, że mała i spokojna,grzeczna, niedokuczająca innym,oddaąca swoje zabawki nie upominając się wcale, gdzie nne jej nie dadząa zabiorą, gdzie onawręcz bojąca się tych wszystkich drących się na nią dzieci to ja ją dalej w tym kierunku mało pewnej siebie pcham…a nie chcę by była takm poychadłem. co robić…
Świetny wpis! Podpisuje się pod nim w 100 %. Sama jestem na etapie szkolenia na terapeutę SI, wiec to o czym piszesz jest mi bardzo bliskie. Medialna rzeczywistość, spacery w galeriach, ograniczony ruch dzieci na świeżym powietrzu tworzą pacjentów na terapię SI, bo na czym polega terapia? Na aktywnościach wprost z placów zabaw, tylko, że w laboratoryjnych warunkach. Nie mogę słuchać tych matek: wolniej, nie wchodź, pobrudzisz się…Słysząc to zachęcam moją 20 msc córcię: szybciej biegnij, wstań sama, spróbuj tam wejść.. Niestety większość rodziców wychowuje swoje dzieci “przy okazji”, a przecież powinien być to proces świadomy i celowy. Nasze postawy, reakcje wpłyną na późniejsze ukształtowanie dziecka- jego otwartość i ciekawość poznawczą albo wycofanie i niską samoocenę. To temat rzeka…
Znajoma ciągle zaprasza mnie na jakieś wypady “do miasta” (bom ze wsi), bo przecież “z dzieckiem trzeba coś robić”. Naprawdę trzeba? Przecież dziecko samo potrafi sobie wyśmienicie zabawę znaleźć, czasem tylko zaprasza nas także do niej.
Ania zgadzam sie z Toba w kwestii zakazow. Sama gotuje sie na placach zabaw kiedy slysze “nie wchodz”, “wstan z piasku”, “spadniesz”… Natomiast w kwestii zachecania nie zawsze sytuacja jest taka jednoaznaczna. Moja corka z dysfunkcja SI sama nie weszlaby na plac zabaw w obawie przed halasem i niekontorlowanym dotykiem. Wiec stoi sobie taka zdrowo wygladajaca dziewczynka i slyszysz matke mowiaca “zobacz jaki fajny mokry piasek dzis jest, pewnie mozna swietny zamek z tego zbudowac”. Podobnie hustawka. Bardzo potrzebna do rozwoju ukladu przedsionkowego. I dwa lata roznych podchodow zeby zechciala skorzystac. Przy drabinkach, klasyczna matka helikopter, zawsze w odleglosci takiej zeby lapac jak znow z zaskoczenia “odpadnie”. Bo znow ten uklad przedsionkowy. Nigdy nie wiemy czemu ta mama tak krazy i zacheca. Bo przeciez kazdemu nie bede tlumaczyc ze ma klopoty neurlogiczne. I uwierz trzeba mniec duzo dystansu zeby nie przejmowac sie ze ktos patrzac na ciebie mysli jak w tytule “a daj temu dziecku spokoj”.
Ach jak łatwo jest krytykować innych. Mamy lubią krytykować inne mamy. I oczywiście każda ma receptę i monopol na prawidłowe wychowanie.
Aniu apropos tego, ze teraz moda na zabieranie dzieci ‘duzo często’ !myslalam,ze jestem jakas inna i tylko mi sie tak wydaje.licze na jakis większy post o tym!;) o przebodzcowaniu 2,3 latka pliz!:) poZdr!sstala czytelniczka
To prawda, ale widzę po komentarzach, że niektórzy mają zupełnie inne zdanie na ten temat. Muszę przemyśleć tę kwestię bardzo dogłębnie.
A ja nie spotykam sie na płacach z taka przesadną opiekunczoscia! Wręcz przeciwnie. Mamy siedzą na ławkach i rozmawiają przez telefon albo znudzone patrzą w dal. A ich dzieci drą sie w nieboglosy,popychają młodsze itp (w skrócie i uproszczeniu).a ja owszem,chodzę za moja 2latka,pomagam jak trzeba,razem wymyslamy np grządki z kamyków i patyczków itp,przytrzymuje ja na zjeżdżalni i huśtawce bo nie umie jeszcze sama oceniać ryzyka.i nie ma w tym niczego nienormalnego,na wszystko przyjdzie czas!
Aaaa a najcześciej dzieci dumnych mam pod tytułem ‘moje dziecko chodzi do żłobka i fantastycNie sobie radzi!jest samodzielne!nie potrafią sie bawić,sa negatywnie nastawione na inne dzieci itp Moja corka najcześciej z uśmiechem podchodzi i zaczepia w piaskownicy,a spotykamy sie z zerowa reakcja,kamienna twarzą i cisza ze strony opiekuna.wiec moze warto częściej wstać z tej ławki i zareagować,pokazać i podpowiedzieć? Pozdrawiam
Jest jeszcze taki próbę ze placów zabaw dla dzieci w naszym kraju prawie nie ma.Mieszkam we Wrocławiu i moim zdaniem osiedlowe place zabaw to tragedia. Brud szkło śmieci psie kupy . I oczywiście brak placów zabaw z prawdziwego zdarzenia. Zjeżdżalnia i piaskownica to najczęściej cały plac zabaw. Mi najbardziej przeszkadza to ze moje dziecko jest dokarmianie przez innych rodziców. Nikt się nigdy mnie nie zapyta czy można . moja 2,5 latka nie rozumie ze nie wolno brać jedzenia od innych choć ciągle ja tego uczę. I często dostaje słodycze , chrupki itp zdrowe jedzenie a potem patrzą na mnie jak na wariatka bo ja jej to zabieram, a córka płacze.
Problem pojawia się w momencie w którym nasze dziecko ma dwa, trzy latka a bawią się tam też 6-7-8 letnie dzieci, które biegają jak szalone. A dziecko czasami maleńkie wspina się za wysoko. To też nie może być upadek taki, ze jak spadnie i uderzy to straci przytomność. A co do placów zabaw, to może tak jest w wielkich miastach. U mnie to ciągle matki prowadzą dzieci na plac zabaw. W moim małym miasteczku życie wolno płynie, a czas się jakby zatrzymał.
Ja tylko szukam placu zamykanego furtką, bo moja córka lubi ostatnio uciekać. Zamykamy się na takim placu i róbta, co chceta. Jestem zdania, że plac zabaw to taki wybieg dla małych dzieci, jedyne miejsce gdzie tak na prawdę mogą spalić swoją niespożytkowaną energię. Znam jednak osoby, które uważają że na placu zabaw powinien istnieć rygor, do którego dzieci mają się stosować, a rodzice mają pilnować, aby dzieci się stosowały. Śmiać mi się chce jak słyszę takie bzdury.
Uwielbiam place zabaw. Dla mnie to nie tylko okazja aby dzieci się wyszalały, ale również aby nabyły nowe znajomości. Plac zabaw to czasem istna dżungla różnych zachowań zarówno dzieci jaki i rodziców wiec jednocześnie świetny moment na nabywanie umiejętności społecznych 🙂 A gdy przy okazji jest chwila abym odpoczęła – to ja żadnych minusów nie widzę 😛 pzdr
Lato w pełnej krasie więc plac zabaw to obowiązkowy punkt każdego dnia. Gdy przyjdzie plucha i szaruga gorąco polecam patent podpatrzony przez mnie w IMD w Poznaniu. Zakupujecie lub też odkopujecie z piwnicy dmuchany malutki basenik, kupujecie 10 kilo dużej fasoli, dodajecie do tego zabawki z piaskownicy i zabawa na długie zimowe miesiące zapewniona. Przetestowane na synku 🙂
Place zabaw są super, a jak ktoś już musi gdzieś iść to zawsze może iść na ten sąsiedni plac zabaw, albo ten na innym osiedlu, gdzie huśtawka jest lepsza. Z dzieciństwa pamiętam to zwiedzanie podwórek, teraz ze swoją córką też czasem tak robię. Na przykład jedziemy na muzeyczny plac zabaw (Wrocław)
a co robic, jezeli dziecko (lat 7 do tego!!!!) jak tylko wchodzi na plac zabaw to chce sie bawic, ale …. ze mna. W berka, w superbohaterow i tak dalej. I wcale nie jest tak ze sam sobie organizuje czas, wrecz bardzo chce zebym we wszytskim uczestniczyla. To juu moj trzylatek bardziej samodzielnie korzysta z placu zabaw!!! I pewnie wyglada to z boku jakbym caly czas tego nieszczesnego siedmiolatka nadzorowala….
Schodzenie z placu zabaw o 18 to nie jest francuskość tylko normalność. Wychodzenie o tej godzinie na spacer to (parafrazując) arabskość. Na pewno nie jest to wyraz wyjątkowości – jak sugeruje wpis. Aczkolwiek różne dzieci=różne potrzeby.