fbpx

Dlaczego wypisałam dziecko z wszystkich zajęć dodatkowych?

Za chwilę się zacznie – zostaniemy zalani falą ofert zajęć dodatkowych dla dzieci. Wszystkie są absolutnie cudowne, rozwijające kreatywność i wspomagające rozwój. Jak nie oszaleć, wybrać coś sensownego i nie być etatowym kierowcą naszych dzieci?

W tamtym roku zaczynaliśmy semestr z założeniem, że nie będziemy w TYM uczestniczyć.

Zupełnie nie wiem jak to się stało, że nagle w poniedziałek jechałam 40 min (2 km) na balet do centrum, w środę wieczorem na basen, a w sobotę na chiński i raz na 2 miesiące na Uniwersytet dzieci. Wkręciliśmy się w ten kołowrotek, widząc ogromne zainteresowanie i pasję dziecka.

Uznaliśmy, że lepiej jest spędzać długie i ciemne wieczory na ciekawych, rozwijających zajęciach niż nudzić się w domu. A tak wcale nie było – jesienne i zimowe wieczory wpływały na zmęczenie i większą frustrację. Naprawdę fajniej by było spędzić ten czas na czytaniu książek, czy wspólnych grach.

A tymczasem spędzaliśmy ten czas w pośpiechu, nerwach, dogryzając drożdżówki w długim korku – tak zupełnie bez sensu. Dzieci zasypiały w aucie jadąc na 16 na balet, a ja byłam wściekła, że jestem taka zmęczona. Mąż pędził z pracy, rzucał torbę z laptopem w kąt i jechał na basen. A wiecie jak wyglądają takie zajęcia: pół godziny jedziesz, pół godziny dziecko pływa, 40 minut je ubierasz i suszysz, a później wracasz na kolację. Wieczorem nie masz siły na NIC i przeklinasz pod nosem “Po co mi to było?”

Zajęcia dodatkowe dla dzieci nie zawsze są dobrze prowadzone

Dodam też, że naprawdę trudno jest znaleźć dobrze prowadzone zajęcia dodatkowe. Byliśmy w 5 szkołach baletu i każda nam nie odpowiadała. Chęć i pasja dziecka była ogromna, więc się nie poddawaliśmy. Niestety nie mogliśmy tego znieść, że np. dziecko nie może wyjść do toalety w czasie lekcji, bo powinno załatwić potrzebę przed zajęciami. Płacze dziewczynek na sali i rodzice krzyczący, że “Jak się nie przestaniesz mazać, to więcej tu nie przyjdziemy”. Ja rozumiem, że balet cechuje się pewnymi wartościami i dyscypliną, ale bez przesady, to są tylko dzieci, które wcale nie będą primaballerinami tylko chcą założyć tutu i nauczyć się 5 pozycji baletowych. Niektórzy prowadzący o tym zapominają i wg mnie podchodzą zbyt ambitnie.

Dlaczego wypisałam córkę?

Bo powiedziała po występie, że jej się nie podoba, jest jej zimno w tym stroju i zaczęło ją to nudzić. Jeszcze raz zapytałam czy chce chodzić dalej, bez namysłu odpowiedziała, że nie.

Od razu nasuwa się pytanie, czy warto namawiać dzieci żeby uczestniczyły w zajęciach. Według mnie nie. Nie ma sensu. Pamiętam jak w wywiadzie Ola Kwaśniewska powiedziała, że ma do swojej mamy żal, bo nie namawiała jej na kontynuację zajęć tanecznych. Myślę, że miałaby większą traumę gdyby ją namawiała albo kazała chodzić.

Ja sama jako dziecka i nastolatka próbowałam wielu rzeczy. Czasem była tylko na jednej lekcji, a były to:

  • basen
  • harcerstwo (jedna zbiórka)
  • balet (jedna lekcja)
  • taniec towarzyski (jeden semestr)
  • nauka gry na gitarze (dwie lekcje)
  • chór

Za każdym razem to była moja decyzja, że chcę chodzić. Rezygnowałam również sama. Jedyne do czego moja mama mnie przekonywała to j. angielski i za to jej dziękuję! Ale nawet nie pamiętam takich kryzysów, że nie chciałam chodzić.

Te wszystkie próby chodzenia na zajęcia nie wynikały ze słomianego zapału, słabej motywacji, braku talentu itd. tylko były motywowane poszukiwaniem siebie i wzmacnianiem relacji z innymi dziećmi.

Tak samo jest z dziećmi, to nie są fanaberie, czy humory. To sprawdzenie siebie, czy jest to interesujące i jak ja się z tym czuję. Widzę też, że dzieci chętniej chodzą jeżeli na takie zajęcia chodzą znajomi. Z tego względu wypisaliśmy też córkę z Uniwersytetu dzieci – zajęcia nie dość, że są w sobotę i zauważyliśmy, że przeszkadzają nam w czasie wolnym przeznaczonym na rodzinny czas, to za każdym razem w grupie są inne dzieci i ciężko jest nawiązać znajomości.

Od września chodziliśmy też dzielnie na basen i wytrzymaliśmy do kwietnia. Zwyczajnie szkoda było mi zabierać dziecko z podwórka, gdzie się bawiło w najlepsze z kolegami. Raz spróbowałam i uznałam, że to bez sensu.

Był jeszcze chiński, na który jeździliśmy w kratkę, bo był też w sobotę. Ale decydując się na szkołę w weekend byliśmy tego świadomi.

Za chwilę znów te decyzje przed nami i staram się ograniczyć zajęcia dodatkowe dla dzieci do minimum. Według mnie najlepiej jest, jak zajęcia dodatkowe są w szkole od razu po lekcjach, ale oczywiście nie wszędzie są. Albo nie ma takich, jak interesuje nasze dziecko.

W tym roku zdecydowaliśmy się tylko na taniec raz w tygodniu z koleżanką i j. chiński. Reszta będzie w szkole. Myślę, że każdy z nas chciałby żeby dzieci mogły korzystać z zajęć dodatkowych rozsądnie. Ale czasami ponosi nas za mocno.

Jak wybrać te najlepsze?

Sama tego nie wiem. Pytałam znajomych rodziców i chyba w końcu znalazłam sensowną szkołę tańca. Widzę w dziecku ogromną chęć, tylko do tej pory nie trafiliśmy na dobre miejsce.

Jeżeli też stoicie przed wyborem zajęć dodatkowych dla dzieci to bardzo Wam polecam przeczytanie wpisu Agnieszki Stein —> Zajęcia dodatkowe dla dzieci. Posyłać czy nie? Pomoże Wam podjąć decyzje.

Mi też zależy żeby dzieci miały czas na nudę, brak pośpiechu, zwykły czas w domu z rodzicami i na swobodną zabawę z rówieśnikami. Ale też widzę ogromny zapał u dziecka i talent, który mógłby się zmienić w prawdziwą pasję.

A jak Wasze podejście? Zapisujecie, czy nie?

Komentarze

    My podeszliśmy do tematu tak, że z góry zapowiedzieliśmy, żeby wybrała maksymalnie 2 zajęcia tygodniowo i obie opcje są dostępne blisko domu (na jedne może chodzić sama, bo malarstwo odbywa się 2 bloki dalej :)) a na gimnastykę będziemy jechać 10-15 minut maksymalnie, a w pobliżu jest Lidl, więc to taka w sumie opcja połączenia z cotygodniowymi zakupami.
    Angielski zdecydowaliśmy się na opcję nauki online i będzie uczyć się albo w jakiś dzień przed szkołą (jak ma na później, 1 klasa) albo w soboty. Popołudniami chcę żeby miała czas dla siebie i na ew. obowiązki, na spotkania z koleżankami i te 2x w tygodniu to jest absolutny maks ( Wiki jest dzieckiem WW, więc tym bardziej)

    angielski online? napiszesz coś więcej o Waszym planie na takie zajęcia?

    Są takie szkoły językowe, które tak prowadzą zajęcia m.in. NovaKid.
    My wybraliśmy tę formę bo a) ogranicza dojazdy b) dziecko uczy się 1:1 z nauczycielem c) dziecko skupia się dużo na mówieniu, a na tym nam najbardziej zależy.

    My nie chodzimy na zajęcia na które trzeba jeździć, mamy blisko. Inaczej to na pewno bym nigdzie nie jeździła, bo nie byłoby czau. Syn chodzi raz w tygodniu i córka raz. Blisko domu.

    Zgadzam się w 100%.
    Nie rozumiem tej pogoni. Wszędzie tylko słyszę : “Nasz Tomek chodzi na angielski i matematykę, świetnie mu idzie”, “Kasia w tym roku chodzi na konie, naukę gotowania i basen” i wtedy myślę, że chyba jestem złą matką, tzn nie dość dającą mojemu dziecku. Oczywiście sama chciałabym zaliczać różne kursy, ponieważ uwielbiam się uczyć, ale czasem trzeba się zatrzymać i może skupić na jednym. Wracamy po pracy i przedszkolu ok. 17:00 i to jest nasz czas. Dodatkowe zajęcia wchodzą w grę max. raz w tygodniu, a to i tak wymaga akrobacji czasem bo nie mamy nikogo do pomocy :(. Podobno dla dzieci w wieku przedszkolnym najważniejsze są zajęcia manualne, bo one ułatwią potem naukę pisania i tego się trzymam. W domu wykonujemy dużo prac plastycznych, jeździmy na rowerach, spacerujemy 😉 i oczywiście podróżujemy, choćby na weekend w góry.
    Sadzę, że jest cienka granica pomiędzy zmuszaniem dziecka do jakiś zajęć a ukierunkowywaniem go. Trzeba mieć niesamowite wyczucie, żeby przewidzieć, że znienawidzone ćwiczenia gry na pianinie z czasem dziecko polubi i wyrośnie z niego świetny muzyk. Znam takich, którzy znienawidzili i do dziś dostają gęsiej skórki.
    P.S. To co napisałam stoi w sprzeczności z tym, że sama żałuję, iż rodzice nie pchnęli mnie w stronę muzyki (do szkoły muzycznej) bo miałam zdolności. Niestety bali się, że zawalę pozostałe przedmioty, jak się skupię na brzdękoleniu…a tak kocham muzykę. Ech… Decyzje dotyczące przyszłości są trudne. Pozdrawiam gorąco!

    ja mam podobnie. Córka chodzi już 3 rok na naukę pianina i na basen.
    Czasami narzeka na pianino,ale chodzi dzielnie. W domu też ćwiczy dzielnie, ale ja nie przekraczam czasu 15 minut dziennie na to pianino (za to musi to być codziennie: świątek , piątek, niedziela). Ja sama w dzieciństwie chciałam się uczyć gry na instrumencie, ale rodzice nie byli chętni, żeby mnie zapisać (poświęcenie ich czasu, kasa, dojazdy, kupno instrumentu, itd). Do dzisiaj żałuję tego i im wypominam. Dlatego, może czasem muszę przekonywać córkę , żeby ćwiczyła, ale mam poczucie, że nie będzie to coś, czego będzie żałować w przyszłości. Oczywiście, nie mam wygórowanych ambicji, że ma zostać muzykiem, czy grać doskonale – po prostu chcę, aby opanowała grę na podstawowym poziomie, a potem zrobi z tym , co będzie chciała,

    Nie wyobrażam sobie takiego funkcjonowania. Córka jeździ tylko na zajęcia indywidualne na basanie raz w tygodniu. Reszta zajęć dodatkowych odbywa sie w czasie przedszkola – zanim rodzice odbiora dzieci. Kazdego dnia jest cos innego, kto chce idzie, kto nie – zostaje na tzw. świetlicy. Córka wraca do domu i mamy czas na zabawe 🙂

    Patrzac po znajomych, niektorych znanych ludziach, dziaciach wokolo, czy nawet po sobie, widze, ze wcale nie sa potrzebne czesto drogie zajecia, najczesciej w konkretnych godzinach, bo jesli kogos cos interesuje, pasjonuje to wlasna praca do tego dojdzie 🙂 a jeszcze w dzisiejszych czasach, w dobie internetu. Dodatkowo pracujac sami w dowolnych dla SIEBIE godzinach, gdy mamy ochote, pomysl (moim zdaniem) mamy wieksze szanse wymyslic cos SWOJEGO. Stworzyc swoj WLASNY styl.
    Niedawno z mezem rozmawialismy na ten temat i wg.nas ludzie osiagajacy duze sukcesy to czesto ludzie albo z bogatych rodzin gdzie szly, ida na to duze pieniadze badz osoby z biednych rodzin dochodzacy do wszystkiego przez swoj upor i ciezka prace np.pilkarze.
    Np.ja osiagalam (o dziwo) lepsze wyniki w j.ang.niz kolezanki ktore od lat chodzily na zajecia dodatkowe z tego jezyka. Nauczyciele czesto mowili, ze ja to czuje. Choc chcac nie chcac pracowalam w domu, bo uwielbialam ten jezyk, piszac prace dla innych, odrabiajac lekcje za innych, czytajac o krajach anglojezycznych itd., ale tez osluchalam sie w filmach, w ktorych tylko sie dalo, bo lektor byl opozniony 🙂 Jak tez pozniej hiszpanskiego dzieki telenowelom. 😛
    Takze mysle, ze dzieciom czesto wystarczy po prostu pomoc, gdy porosza, a nie wysmiewac, ze : gdzie tam, z tego sie nie da wyzyc, to niepowazne, bez sensu, bez przyszlosci, lepiej…I
    Np.kolega byl z biednej rodziny, jednak kiedy powiedzial rodzicom, ze chce byc fryzjerem to spieli sie i zdobyli pieniadze na praktyki, ktore kiedys byly bardzo drogie, a pozniej juz sam oplacal kursy itd.
    Widze tez, ze czesto dzieci, ktore znow dostaly wszystko podane na tacy najczesciej tego nie doceniaja. I nie mam na mysli rodzicow i tego co dali.
    Troche chyba jak z pieniedzmi, rzeczami. Inaczej obchodzimy sie z tym co dostaniemy, a inaczej z tym na co sami zaracujemy.
    Sama wpadlam w wir dodatkowych zajec ze swoim dzieckiem 🙁 I nie moge tlumaczyc sie swoimi ambicjami, bo jestem osoba spelniona. Moje dzieci jesli zechca moga pojsc do szkol zawodowych. Chyba wlasnie to zajecie czasu, obecna moda, danie “wiekszych” mozliwosci.

    Wasz grafik to jest pikus, ja tez sie dalam poniesc w pewnym momencie i corka miala cos codziennie (wiekszosc w szkole) plus weekendy. Bylam wyczerpana i sfrustrowana a dziecko wcale nie czulo sie lepiej ode mnie, bylo zmeczone i nie mialo sily do lekcji. Teraz mamy “tylko” nauke plywania, zuchy i Uniwersytet Dzieci (bo ma ekipe?. Czasami mnie kusi na wiecej ale jak kubel zimnej wody dziala jak widze te mamy, ktore po wlasnej pracy leca po juz zmeczone dzieci do szkoly i ciagaja je do g. 20.00 po roznych zajeciach i jeszcze sa z siebie dumne. Bo przeciez sa takie zorganizowane ….a nikt w tej rodzinie sie nie usmiecha…..

    Proponowalam córce różne zajęcia dodatkowe, nie chciała, więc nie zmuszalam, raz w tygodniu jeździ na basen i wspomina ostatnio o skrzypcach, więc może od następnego semestru,jeśli nie zmieni zdania, będzie uczyła się grać.

    Ja po moim dziecku, które spędza w przedszkolu (obecnie grupie zerowej) 7h, widzę, że po przyjściu do domu bardzo potrzebuje już raczej „luźnego” czasu. Sądzę, ze po całym dniu jego pracy/nauki/ćwiczeń w przedszkolu z kolejnych zajęć pozaprzedszkolnych wyniósłby nie więcej niż nic. My z mężem prowadzimy swoje firmy, ja w 6 m.c. obecnie i przyznam szczerze – nie chce nam się. Na szczęście Stasiowi też się nie chce. Wole z nim porobić coś w domu, „wygibasy” na łóżku, PUS-y (tak, tak – te PUS-y 🙂 czy wspólne rozmowy o niczym… Będzie chodził w soboty rano na dwie godziny do przedszkola na jedne dodatkowe zajęcia wymagające skupienia uwagi i uważam, że jest to jedyny słuszny dzień i pora.

    My będziemy kontynuować naukę matematyki (3 rok), syn zadowolony, w czerwcu oznajmił, że on nadal chce chodzić 🙂 efekty widać więc wszyscy zadowoleni 🙂
    Chciałabym również żeby chodził na jakieś zajęcia sportowe LUB myślałam o wspólnym popołudniu np na ściance wspinaczkowej 🙂
    Ale sam podejmie decyzję 🙂

    Dobrze ze to piszesz. Czulam sie jak zly rodzic kiedy moje dzieci siedzialy na dywanie z klockami duplo, my przy stole pilismy herbate a sasiedzi w tym czasie zrobili 10km na rowerach z dziecmi, zawiezli na basen i na akrobatyke. Ale z drugiej strony moje dzieci sie nie wyrywaja do tych zajec a po za tym niech sie bawia razem bo to sprawia ze tworza wieź, niech sie nudzą bo jak sie nudzą to cos wymysla, niech widza nas pijacych razem herbate zeby wiedzialy ze tak wyglada normalny dom ze rodzice lubia posiedziec ze soba razem i pogadac.
    Od tego roku postanowilam zapisac ich na angielski bo to trzeba poprostu umiec i koniec. I nie do zadnych znany szkol do ktorych trzeba wozic daleko dziecko. wybralam szkole najblizej przedszkola. o godzinie 17;30 bedziemy juz w domu. Corka pojdzie dodatkowo na basen bo krzywi kregoslup i uzyjemy tego jako profilaktyke. Kazde z zajec raz w tygodniu. to moim zdaniem wystarczy.
    zauwazylam ze corka po przedszkolu potrzebuje chwili dla siebie, wraca zamyka sie w pokoju i rysuje. potrzebuje wyciszenia. nie mialam sumienia zmuszac jej do kolejnych aktywnosci.

    Nie mam aspiracji zeby moje dzieci zostaly akrobatami, tancerzami lub poliglotami. chce zeby byly szczesliwe, zdrowe i mialy podstawy ktore pomoga isc dalej w jakims kierunku jesli tego zapragna.

    Pamietam jak kiedyś miałam podejście takie, że dziecko należy namawiać, bo po jednych zajęciach nie będzie wiedzialo jeszcze, czy się mu to podoba czy nie. Teraz mi się zmienia powoli podejście, jak będzie później zobaczymy, jednak ciekawą rzecz powiedział kiedyś znany coach, mianowicie jest wdzięczny rodzicom, że posyłali go na wiele różnych zajęć dodatkowych, bo dzięki temu wie, co się mu podoba a co nie. Oczywiście nie zawsze jest to takie zero jedynkowe, ale warto wziąć takie podejście pod uwagę.

    Moja Mama też pozwalała mi wybierać i za to jestem jej mega wdzięczna. Chodziłam na mnóstwo różnych zajęć ale harcerstwo to była najdłuższa przygoda z którą mam najwspanialsze wspomnienia. Trwa z resztą do dziś i mam nadzieję, że jak pojawią się dzieci to uda się je tym zarazić ale nic na siłę 🙂

    Nigdy nie narzucam dzieciom na jakie zajecia dodatkowe maja chodzić ani nie zmuszam do chodzenia. Ustalamy wspólnie i chodzą do momentu, aż im się nie znudzi/przestaje podobać (najczęsciej dostają miesiąc na określenie się, jeżeli nie chca wypisujemy się). Uważam, że należy próbować różnych zajęć, sportów ale nic na siłę. Córka będzie chodzić drugi rok na balet (przerobiliśmy 3 szkoły baletowe, wygrały zajęcia z cudowna, ematyczną Panią Lidią w Szkole Tańca i Baletu Piruecik), angielski i tenis, a syn na robotyke i tenis (we wcześniejszych latach chodził na piłkę, matematykę, angielski, taniec, ścianke wspinaczkową, z których sam zrezygnował). To są ich wybory i ja to szanuję, i choć mają kryzysy mniejsze/większe to finalnie nigdy nie poprosili o wypisanie:)

    Syn mial w przedszokluw pewnym momencie 11 (JEDENASCIE) zajec dodatkowych tygodniowo. W godzinach pracy przedszkola, najpozniej do godz 15. Codziennie angielski, raz w tygodniu rytmika, gimnastyka sportowa, korekcyjna, szachy, religia… wtedy zrozumial, ze on nie chce tak zyc! zajecia (procz obowiazkowej religii) byly jego wlasnym wyborem.
    Teraz zaczal 3. klase SP. Z zajec dodatkowych – w szkole, od razu po lekcjach a ma ich codziennie 6 – wybral sobie podstawy malarstwa, pilke reczna i informatyke. Matka zapisala tez na gimnastyke korekcyjna (platfusy ze hej). Decyzje o tych zajeciach podjal po 4 semestrach doswiadczen z roznymi zajeciami, min. kolko przyrodnicze, teatralne, badminton i szachy (wszystkie w szkole, po lekcjach). W tym roku poprosil tez o indywidualny angielski, bo w szkole poziom jest slaby (w przedszkolu byl rewelacyjny – rewelacyjna pani!). Od godz 14/15 do wieczora syn ma czas dla siebie – wtedy rysuje, czyta i slucha muzyki. Uwielbia plywanie ale zatoki chore wiec nie moze plywac 🙁 Ruchowo ograniczy sie wiec do 3 w-fow tygodniowo i pilki recznej w szkole, a po lekcjach – do placow zabaw, gdzie robi co chce.
    Corka – w tym roku pierwsza klasa – wybrala sobie dodatkowa lekkoatletyke, gimnastyke artystyczna oraz (przymusowo, hehe) gimnastyke korekcyjna. W ramach normalnych 6 lekcji codziennie ma tygodniowo 3 w-fy oraz basen. Uwielbia sie ruszac – zadna z nas, ani ja ani ona, nie chcialysmy na zadne zajecia “mentalne” typu czytanie czy plastyka itd. Jak ma siedziec w glosnej swietlicy, to lepiej niech biega za pilka czy sie gimnastykuje :). Corka – podobnie jak syn – o godz. 14/15 zaczyna swoj czas, i wtedy sie bawi albo idziemy na jakis fajny plac zabaw.
    W zyciu bym nie chciala dzieci gdziekolwiek wozic (w miesxcie Korkow) – ja sama tez nie chodze na zadne zajecia dodatkowe, joge cwicze w domu, spaceruje wieczorami, w badmintona gramy pod blokiem. I dzieci to widza – ze wybieram takie zajecia, ktore sprawiaja mi przyjemnosc, a nie staje sie zawodowym kierowcom procz etatu w korporacji, w domu: matki, zony i gosposi…. sorry, ale siebie szanuje tez, tak samo jak innych. Zaden ze mnie wol roboczy i matka polka umeczona 😀

    Myślę, że trzeba znaleźć złoty środek – ja jestem przeciwna zajmowaniu dzieciom wszystkich wieczorów i weekendów (to jest czas dla rodziny i na swobodną zabawę w domu), ale jeśli chodzi o zajęcia w czasie przedszkola i szkoły, jestem jak najbardziej za. Synowie korzystali ze wszystkich zajęć dodatkowych w przedszkolu, z jakich tylko chcieli (i tak odbieraliśmy ich ok. 16, więc po prostu pół godziny zabawy swobodnej zamieniali na szachy czy robotykę), teraz podobne podejście mamy jeśli chodzi o szkołę (syn zaczyna właśnie pierwszą klasę) – zajęcia dodatkowe jak najbardziej, ale w czasie świetlicy. No i oczywiście do niczego ich nie zmuszamy, sami wybierają sobie, co ich interesuje, my możemy co najwyżej sugerować. Chociaż jest wyjątek, starszego o angielski nie pytaliśmy, po prostu zapisujemy i tyle 😉

    Ja kiedyś codziennie córkę gdzieś woziłam – o 19 obie w domu byłyśmy po tej gonitwie zmęczone. Dodatkowo córka zmierzła, bo i głodna już i śpiąca. Wiosną było mi juz szkoda czasu na to wszystko bo w tym czasie chciała iść na plac zabaw. Więc w tym roku, ma umówione 4 zajęcia w tygodniu: 1 x angielski – dojeżdżamy 20 min, angielski trwa 45 więc w tym czasie robię zakupy w pobliskim lidlu (i z tego nie zrezygnujemy, bo to się przyda w przyszłości – widzę po sobie) , 1 x nauka gotowania – nie dojeżdżamy bo córka ma te zajęcia ze mną 😉 darmowe, na miejscu, i czas spędzony razem; 1 x gry planszowe – oprócz tego że jest to cotygodniowo zaplanowane, spędzamy razem czas, to co tydzień kto inny z rodziny wybiera grę. Oczywiście gramy też w weekendy – ale to już wychodzi spontanicznie, a to w tygodniu traktujemy jako miły obowiązek. No i czwarte zajęcia obowiązkowe – niedzielny basen całorodzinny. Każdy zadowolony: ja bo mamy pewną rutynę, bo finansowo też nas to nie szarpie, bo nie spędzamy pół tygodnia w aucie, a dziecko bo się cieszy na te zajęcia, sprawdza plan co kiedy i nie jest zmęczone samymi dojazdami.

    Dzieci od 4 roku zycia na basenie. W tym roku MOSIR ZYWIEC i pierwsze zawody. 4 style opanowane. Harcerstwo bo bardzo chca. Angielski same – Direct English.

    Nic wiecej.

    Czas dla siebie- bezcenny.

    Temat bardzo na czasie. My w tym roku rozpoczynamy przygodę z basenem ze względu na lekką wadę postawy. Syn ma 4 lata i nie chce go zbytnio obciążać – rówieśnicy chodzą na konie, języki, rytmiki, balety. Ja na razie wolę, żeby skupił się na jednym. Jak mu się nie spodoba to odpuścimy i poszukamy czegoś innego.

    Kiedyś myślałam że jak na zajęcia to do super miejsca bo inaczej nie ma to sensu. Teraz mając dziecko zweryfikowałam to i jeśli coś wybieramy to jest to poczciwy MDK, do którego mamy 5 minut na nogach. Chociaż jak moja koleżanka usłyszała ze wybrała (o matko boska) MDK?! to z wyższością stwierdziła że ona to wozi córkę do szkoły gimnastycznej, która jest bardzo dobra (dodam ze pod miastem i spędzają 3 popołudnia w tygodniu w aucie na dojazdach plus balet na drugim końcu miasta). Dziecko ma zapełnione 5 popołudni w tygodniu i cytuje ” na wyjście na plac zabaw już nie ma siły ani czasu”. Jak te dzieci potem mają się skupiać w szkole, mieć czas i siłę na naukę…

    Hmmm…pierwszy raz od nie wiem kiedy przeczytałam artykuł do końca. Tytuł “dlaczego wypisałam dziecko ze wszystkich zajęć dodatkowych?” A na samym końcu tekstu “w tym roku został tylko taniec raz w tygodniu i chiński, i kilka zajęć dodatkowych prowadzonych szkole” chyba tu czegoś nie zrozumiałam WTF ? ?

    Bo wpis jest o słuchaniu dzieci, podejmowaniu różnych decyzji, a nie o tym, że zajęcia dodatkowe są złe.

    Ale to jest wina rodzicow ze tak pedza,czesto sa to ich niespelnione marzenia…
    Ja mieszkam w Irelandi i ostatnio spotkalam sie z kolezankami ze studiow w Polsce i kazda dzielila sie i informacjami na jakie to ich dzieci zajecia chodza…no i zapytanie a na co moje dzieci chodza.. i wielki szok mojej odpowiedzi…ze na nic…no ale jak to…a poprostu ja treniwalam balet o 4 roku zycia kilka godzin dziennie i nie mialam czasu na nic…tylko na jezyk angielski…wiec nie pcham dzieci…razem chodzimy raz w tygodniu na basen, corka poszla raz na zajecia tanca irlandzkiego i stwierdzila ze to nie dla niej i szanujd jej decyzje pomimo ze ma 6 lat…ale spytsla sie czy moglabym ja zapisac na lekcje gry na pianinie…zobaczymy czy jej sie dpodoba….nie wkrecajmy sie w ten wir a bo dzieci mojej siostry chodza na to i na to…lepiej wyluzowac i spedzic wiecej czasu razem niz 2 godzinny dziennie w aucie

    Pamiętam jak w zeszłe wakacje moja córka tworzyła listę zajęć na które chce chodzić, a ja – po przeprowadzce na podwarszawską wieś – wyszukiwałam miejsca, gdzie mogę ja zapisać, żeby to wszystko logistycznie ogarnąć. Na szczęście im bliżej 1-go września, tym krótsza robiła się ta lista i ostatecznie córka zrezygnowała ze wszystkich pomysłów.
    Zapisałam ją jedynie na język angielski: po przedszkolu, w którym grupę prowadził native spiker, poziom w szkole jest dla mniej za niski i zwyczajnie mi szkoda tego, czego się nauczyła. Na szczęście u nas we wsi układ jest taki, że dzieci są odbierane ze świetlicy i zaprowadzane do szkoły angielskiego, więc uczy się w czasie, który i tak spędza w szkole czekając aż wrócimy z pracy.
    Ponad to sama zdecydowała, że chce – w ramach świetlicy – uczestniczyć w zajęciach plastycznych.
    I tyle. jeśli przyjdzie do mnie i powie, ze marzy o akrobatyce, balecie czy strzelaniu z łuku, postaram się znaleźć dla mniej zajęcia i będę wozić jeśli okaże się to jej pasją, ale nie dopuszczę, żeby tych pasji zrobiło się więcej niż dni w tygodniu. 😉

    jestem zawiedziona tym artykułem, zaczął się bardzo radykalnym tytułem, a zakończył trochę niczym; miałam nadzieję poznać zdanie rodzica, ale z artykułu wynika, że tego zdania nie ma; co akapit to ‘odwracanie kota ogonem’;
    moim zdaniem są zajęcia w których dzieci naprawdę chcą uczestniczyć, a są takie które my, czy szkoła, ewentualnie reklama uważa , za super niezbędne; i oczywiście w tych drugich nie warto brać udziału; są tez zajęcia z puli tzw. prawie obowiązkowych np. angielski, który jest w obecnych czasach inwestycją, jedną z najważniejszych i tu nie warto patrzeć na zajęcie jak na coś fakultatywnego; jeśli są pieniądze na naukę i możliwość wożenia, to wg mnie trzeba wozić, szczególnie jeśli nauka języka w szkole nie jest zadowalająca;
    w przypadku tych pierwszych zajęć są dzieci, jak mój syn, który w wieku 4 lat orzekł, że chce grac w piłkę, co nas zadziwiło, bo w rodzinie takiej tradycji nie ma; wtedy jeszcze nie było tzw przedszkoli piłkarskich, czekał zatem cierpliwie dwa lata, aby zacząć grać i do dziś gra, zaliczył nawet dwie reprezentacje dobrych klubów, a jest już rosłym nastolatkiem; i nasz wysiłek 4 razy w tygodniu wożenie na trening oraz weekendowe mecze, miały sens, chociaż bardzo trudne to były czasy… szczególnie, że syn nie jest jedynakiem i pozostałe dzieci też potrzebowały uwagi i czasu dla nich; ale zrobiłabym to ponownie, bo pasja w tym przypadku jest ogromna i miałbym wyrzuty sumienia, nie wiem czy umiałabym z nimi żyć, gdybym nie poświeciła tego czasu na treningi;
    zatem każde zajęcie ma sens, jeśli dziecko tak uważa, jeśli mamy możliwość pomóc mu w rozwijaniu pasji, jeśli nas na to stać; nie robienie tego dla własnego komfortu nie jest ok.

    Jako dziecko nie chodziłam na żadne zajęcia. Moje koleżanki miały pianina w domu, chodziły na angielski, taniec – a ja? nie było pieniędzy na rozwijanie pasji. Rodzice nie posyłali nas do szkoły językowej, dziś słabo znam języki obce, nie mam bakcyla do nauki, nie chodziłam na taniec – słabo czuję się we własnym ciele, nie chodziłam na basen – nie umiem pływać, nie miałam roweru – kiepsko jeżdżę. Nie mam syndromu – moje dziecko będzie wszędzie. Zapisałam je na basen, zajęcia trwają 50 minut – ja w tym czasie “pływam jak umiem” na głębokim basenie – indywidualnie. Zabieram dziecko do teatru, do kina, na wystawy, do lasu. To jest czas wolny, kreatywny. Myślę, że trzeba znaleźć jakiś balans ale jednak dzieciom coś podsuwać albo przynajmniej dawać wybór aby wiedziały, że jak będą chciały pójść na judo to mogą iść. Zajęcia blisko domu też są dobrym rozwiązaniem.

    Zapisujemy. Mamy 4, z tego trójka chodzi na zajęcia dodatkowe. Język musi być obowiazkowo. Plus dochodzą zajęcia sportowe. Na początku założenia były takie, że wybieramy zajęcia by były blisko i dzieci same chodziły, ale okazało się że dwójkę trenerzy bardzo zachęcali do zaawansowanych treningów i w ten sposób mamy po kilka treningów w tygodniu u każdego dziecka, w tym część daleko. Nie rezygnujemy, bo jeśli osiągają sukcesy (medale, stypendia) i chcą je osiągać dalej, a chcą, to muszą się nauczyć, że wymaga to pracy. Nie osiąga się sukcesu po szybkiej rezygnacji przy pierwszych przeszkodach.
    To zawsze jest płynne i decyzja jest trudna. A jeśli marnujemy talent? A może marnujemy młodość dzieci… A gdy dziecko nie chce chodzić, to uczymy je poddawania się i zbyt szybkiego odpuszczania? Czy może rzeczywiście to jednak nie ten kierunek i dziecko wie, z czego rezygnuje?

    U nas też czwórka i trójka chodzi na zajęcia zgodnie z ich pasjami i potrzebami. Córka wymiata z języków więc chodzi na angielski, niemiecki i hiszpański, do tego raz w tygodniu grafika komputerowa gitara i basen w szkole dodatkowo zajęcia sportowe – sporty zespołowe ( bo na w-f nie można z powodu PANDEMII – tak, wiem że absurd) Syn poszukiwacz proprioceptywny z zaburzeniami SI 2x w tygodniu piłka nożna, 2x judo, basen angielski, gitara i keyboard, pięciolatek 2x w tygodniu piłka nożna. Mieliśmy jeden rok bez żadnych zajęć – nigdy więcej. Zajęcia są PRZYWILEJEM, obowiązki domowe i szkolne muszą być zrealizowane żeby móc iść na dodatkowe zajęcia. Dzieci nie grają w gry komputerowe, nie siedzą na tik tokach i innych pożeraczach czasu. Zwyczajnie wolą swoje zajęcia w realu. Oczywiście nie ma przymusu, co semestr jest weryfikacja czy chcą nadal chodzić. Jedyne o co proszą to w soboty ścianka wspinaczkowa, na co jeszcze nie jesteśmy gotowi bo weekendy miały być 100%dla nas na wypady w góry i wspólne spędzanie czasu, ale pewnie w zimie się złamiemy.

    Znam doskonale ten tryb. Mam dwóch cudnych chłopców – 3,5 i 5latka. Właśnie”przeżyłam” taki rok gehenny z zestawem zajęć – karate i logopeda (2razy w tygodniu), basen, angielski, piłka nożna i co dwa tygodnie jakieś dodatkowe atrakcje typu warsztaty tematyczne. Bynajmniej nie był to mój wymysł a raczej konsekwencja tego, że starszy syn miał te wszystkie zajęcia w przedszkolu prywatnym – oczywiście w czasie pobytu w przedszkolu. Po roku dostał się do przedszkola państwowego ale nadal chciał chodzić na te wszystkie zajęcia… i co tu zrobić? Oczywiście podeszłam do tematu ambitnie tym bardziej, że okazało się że młodszy syn również może uczęszczać na wszystkie zajęcia – niestety nie zawsze w tym samym czasie co starszy ale przynajmniej w jednym miejscu. Dzieci były początkowo zachwycone i w sumie dzielnie znosiły codzienną gonitwę moja albo męża. W sumie do końca kwietnia nie opuściliśmy prawie żadnych zajęć. I to był jedyny sukces… z dnia na dzień widziałam jakie te dzieci są przemęczone – codziennie odbieranie po 16 z przedszkola ( czytaj ja z wywieszonym językiem próbuje przebić się w korkach) w wielkim pośpiechu, szybko do domu na obiad albo żeby ewentualnie jakaś kanapkę zabrać na drogę. Potem dwie godziny zajęć. Powrót na 19-20 i tak w kółko oprócz niedziel.
    Można mi wierzyć lub nie ale nie lubię się poddawać, a dla dzieci jak każdy wie Czlowiek zniesie wiele. W lutym pamietam zaczęłam zasypiać np. W szatni na karate, w marcu było ze mną już coraz gorzej, nawet chwilami pytałam dyskretnie moje dzieciaczki czy przypadkiem dziś byśmy jednych zajęć nie odpuścili… ogólnie nie zanurzając – dla mnie wykańczający rok, którego nikomu nie życzę. Jestem zdania, że w godzinach popołudniowych dziecko na prawdę niewiele korzysta z tych zajęć i są one dla niektórych dzieci na prawdę dobijające. Szkoda, że w mało którym państwowym przedszkolu jest możliwość dodatkowych zajęć. My osobiście po wakacjach odpuściliśmy na chwile obecna wszystko ale to z racji przeprowadzki – natomiast już boje sie momentu kiedy moje dzieci zaczną sie znów domagać dodatkowych zajęć :/ wiem jedno – będę myśleć o jednych maks dwóch zajęciach bo nie chciałabym powtórki z rozrywki

    No cóż uroki życia w stolicy. Ja mam dodatkowe zajęcia na swoim osiedlu. Na inne się nie piszę, bo nie mam prawa jazdy 🙂 Moje dzieci jeszcze nigdzie nie są zapisane -mają dopiero 5-6 lat (usłyszałam już – Gdzieś ty się uchowała?), ale plany na ten rok już są. Dla starszego, bo drugie nigdzie nie chce nigdzie chodzić. Będą to jedne zajęcia i tylko jeśli się dziecku spodobają.
    Polecam ucieczkę z dużego miasta. W mniejszych stolicach województw takich szalenstw na ulicach nie ma, a oferta też bogata.

    Mam 2 synów. Starszy ma 3xtyg piłkę i 2xtyg basen, 1xtyg zbiórki harcerskie.
    Młodszy ma 2xtyg basen, 1xtyg zbiórki harcerskie, 1xtyg logopedę. Chodzą bo chcą i sprawia im frajdę (oprócz obowiązkowego logopedy. Tu chodzi bo musi). Chodzić będą do momentu aż nie powiedzą dość. Nie chcemy. Ale póki co od 3 lat ważę ich na wszytkie zajęcia i końca nie widać. Bardziej ja mam dość niż chłopaki 😁

    Muszę przyznać, że zazdroszczę kiedy czytam jak zamiast posyłać swoje dzieci na lekcje jazdy konnej, tańca czy pływania, od 17 dotąd aż położą się spać spędzacie z nimi wspólnie czas na spacerach, jeździe na rowerze, wspólnym czytaniu i graniu w planszówki… Osobiście mam zgoła inną codzienność tzn. pracując z mężem (z dojazdami do 17 i 18) i mając po powrocie do ogarnięcia dom, nie mamy czasu, który moglibyśmy im poświęcić. One z kolei chętnie wtedy sięgają po tablet, telefon, tv. Oczywiście funkcjonują w naszym domu rozwiązania typu zakazy czy ograniczenia w używaniu elektroniki, jednak nie do końca podoba mi się takie podejście. Wolałabym żeby same dzieci się kontrolowały i starały nie nadużywać tego typu rozrywek i staram się je tego uczyć, bo przecież też nie da się w 100% kontrolować nastolatka. Nie wiem czy to tylko u mnie tak wygląda (z relacji znajomych raczej nie) ale kiedy tylko jest taka alternatywa wybiorą grę/tv, dlatego też poniekąd przymuszam je do dodatkowych zajęć, zwłaszcza sportowo-ruchowych. Wygląda to w ten sposób, że mąż zawozi 1 dziecko na zajęcia dodatkowe, ogarniając przy okazji zakupy, a ja w tym czasie np. gotuję czy przypilnowuję drugie z lekcjami, bądź załatwiamy wizytę u dentysty. I tak na zmiany niemal co dzień przy dwójce. Pewnie gdyby spędzały co dzień po szkole czas na podwórku z kolegami, to nie szukałabym na siłę formy ruchu, którą polubią. I może to zależy od dziecka, a nie od tego że mamy takie czasy, choć z tego co obserwuję wokół, to chyba jednak to drugie…

    A mnie zastanawia co niektórzy rodzice mają we łbach. Bo ok – zajecia dodatkowe rozwijają, są ciekawa forma spędzania czasu i jak dziecko to lubi, to zarabiscie.
    Ale znam kilka mamuś, które chyba spełniają swoje chore ambicje dzięki dzieciakom. Jedna dziewczynka odkąd skonczyla pół roku była rozciągana dzień w dzień i miala już swoje pierwsze tutu baletowe. Mając 3 lata chodzila na zajęcia dodatkowe już 4-5 razy tygodniowo, dodatkowo była męczona w domu, na każdym spacerze, w każdej możliwej sekundzie – musiała robić jakieś pozy baletowe, szpagaty i inne idiotyzmy. Taka tresowana małpeczka. W tym momencie chodzi do państwowej szkoły baletowej i do zgrupowania gimnastycznego, gdzie ma średnio 3 h dziennie intensywnego treningu plus turnieje w większość weekendów. Jakimś cudem wcisnęli w to jeszcze naukę tenisa, angielski i planują chyba jeszcze jazz. Podejrzewam, że na tym się nie skończy i zapchają jej cały grafik od rana do wieczora, jeśli w ogóle jakas wolna godzina została. Kto w ogóle pozwala na coś takiego? Gdzie są nauczyciele? Kiedy to dziecko ma mieć czas na zabawę, odpoczynek i na spotkania z rówieśnikami? Juz kilkakrotnie ta dziewczynka była zapraszana przez moją córkę na urodziny i sie nie pojawiła, bo trening. I czy można nazwać to pasja czy to raczej wytresowaniem, bo od urodzenia dziecko było prowadzone w te stronę i miało wpajane, że jest tancerka, baletnica, gimnastyczka i sportsmanka? Bo niby “ona to kochać – ale to jakieś głupie wytłumaczenie rodziców swojej choroby psychicznej.
    Skąd to wiem – bo niegdyś przyjaźniłam się z rodzicami tej dziewczynki. I nie jest to jeden przypadek. Znam takich mamuś na pęczki. Ten po prostu jest mi najbliższy.

    I jakby wiem, że sławni sportowcy często bardzo dużo trenowali od dziecka i poświęcali pół swojego dzieciństwa na treningi. Aczkolwiek mam wrażenie, że w tych czasach zawalanie dzieciakow tym wszystkim jest już chorobliwe i paranoiczne. Porąbany wyścig szczurów kosztem dzieci.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

Bądź z nami na bieżąco
Dołącz do nas na Facebooku
NEBULE NA FACEBOOKU
Możesz zrezygnować w każdej chwili :)
close-link