fbpx

Droga mamo, przed Tobą piękny, ale wymagający czas…

Powiedzcie mi jak to się stało, że najpiękniejszy czas w roku stał się tym najbardziej wymagającym?

Widzę tylko jedną zmianę – zostałam Mamą i to już na mnie spadł obowiązek przygotowywania wszystkiego, co tylko ze świętami może być związane. Kiedyś wydawało mi się, że to wszystko robi się „samo”, a teraz wiem, że moja Mama wieczorami sama wszystko przygotowywała, bo tylko naprawdę niewielka część jest do zrobienia z dziećmi.

Jako dziecko kochałam ten beztroski czas, a teraz jako Mama skłamałabym że ten czas to sama zabawa. Nie zrozumcie mnie źle, ja to naprawdę kocham, ale jest to dla mnie taki okres, który również wiąże się z wieloma obowiązkami, stresującymi sytuacjami, ale także z wielką radością.

Nawet jak piszę teraz ten list to zerkam na moją lodówkę, na której wisi przyczepiona magnesem z choinką kartka, a na niej cała lista z wypisanymi rzeczami do zrobienia w okresie okołoświątecznym. A uwierzcie mi, że normalnie nie używam takich rzeczy – wszystko mam w głowie, ale w tym roku zaczynając od stroju Anioła na jasełka (przecież go nie kupię, muszę sama zrobić) i kończąc na stroikach DIY na stół.

Choinka już kupiona, oczywiście żywa, bo bez tego zapachu nie ma świąt. Świąteczny wianek wisi na drzwiach, a z głośników płynną spokojne melodie, na które alergię ma mój mąż.

Kocham ten czas, ale czuję, że za bardzo się staram.

Gdzieś usłyszałam, że rodzice MUSZĄ już dziś pracować na wspaniałe wspomnienia swoich dzieci i robić wszystko, żeby szczególnie ten czas był dla nich cudowny.

Święta jak z obrazka – ustawione pod linijkę, a każdy członek rodziny z niewymuszonym uśmiechem patrzy w obiektyw. Nawet dzieci wszystkie na raz (co przecież nie jest możliwe). Dążymy do tej idylli, którą serwują nam reklamy.

Mama uśmiechnięta, w pięknej sukni z diamentami w uszach i na dłoniach. W koło wesoła gromadka jak z katalogu, mieszkanie wysprzątane na błysk, a na talerzach wykwintne i wystylizowane dania.

Jak to widzę, to mam poczucie, że chyba jestem za mało zorganizowana i powinnam do tej listy na lodówce dopisać jeszcze conajmniej 20 rzeczy do zrobienia. Albo myślę, że to wszystko przygotował ktoś inny, dziećmi zajął się tata, a mama miała 3 h, żeby się przygotować.

Znów patrzę na moją listę (średnio 20 razy dziennie) i widzę tam ogrom zadań, bez których chyba ŚWIĄT NIE BĘDZIE!

Uszyj wyżej wspomniany strój na przedstawienie, odbierz i własnoręcznie zapakuj prezenty (torebki są passe), przemyśl menu, ugotuj je, kup białe rajstopy dla Lili, wyprawa po choinkę, szopka DIY, pierniczki z dziećmi (2 h roboty – 1 dzień sprzątania), zrób i wyślij kartki świąteczne, wymyśl nowy przepis na ciasto z niskim IG, a przy tym zachowaj spokój ducha, uśmiech na twarzy i miej morze cierpliwości do dzieci.

Ah i najważniejsze! Niech wszystko będzie magiczne!

Też to czujecie?

A co z dziećmi? Ciągłe:

„Zaraz”

„Za chwilkę”

„Tata się Wami zajmie”

„Nie ruszaj! To na święta”

„Jeszcze muszę to, tamto i owamto”

We mnie coś pękło, kiedy sama pojechałam z Lilką po choinkę i próbowałam ją sama wyciągnąć z bagażnika (ważyła chyba więcej niż ja). Pomyślałam wtedy, że to chyba coś jest nie tak. Po co aż tyle rzeczy biorę na siebie? Dlaczego chcę szyć strój na jasełka, a nie kupić? Czy to dlatego, że ja tak chcę, czy może dlatego, że inne mamy szyją swoim dzieciom stroje? Czy ja umiem zrobić wianek? Raczej nie.

Podeszłam do mojej lodówki z kubkiem herbaty zimowej w ręku. Zaczęłam się przyglądać tym wszystkim rzeczom, które mam liście i z radością w sercu zaczęłam je wykreślać. Gruba kreska na szopce – ciach! Wieniec kupię! Menu sprawdzone, bez nowości. Kolędy te same co rok temu. Nie będę po rajstopy specjalnie jechać do galerii, bo utknę w korku na 2 h.

Po wszystkich cięciach zostało mi dosłownie kilka rzeczy, które jestem w stanie ogarnąć. Prezenty lubię pakować, więc zajmę się tym z przyjemnością.

I nagle zrobiło się więcej czasu dla siebie, dla rodziny i dla tych, którzy nas w tym czasie potrzebują.

W ubiegłą niedzielę robiłam z dziećmi pierniczki. Było wesoło, świątecznie i każdy miał dobrą zabawę. Nawet się nie przejęłam rozsypaną mąką na podłodze i śladach małych stóp w niej. Zamiast pucować do błysku kuchnię, poszliśmy wszyscy na lodowisko. Lila pierwszy raz jeździła na łyżwach, a ja ściskając jej małą dłoń, miałam łzy w oczach. To będzie jej wspomnienie, a nie ja, która się wkurza, że nie zdąży, że klej na ciepło nie chce brać szyszki do wieńca.

A ona zeszła z tafli, przejechała się jeszcze na wiedeńskiej karuzeli i powiedziała, że to był jej najlepszy dzień w życiu. Jak to usłyszałam, to przełknęłam głośno ślinę i nie mogłam się powstrzymać przed wzruszeniem.

Tak sobie pomyślałam, że nie warto! To wszystko jest tak naprawdę zbędne, a to co zapamiętają nasze dzieci może nas samych zaskoczyć. To, że zjadały pierniczki prosto z choinki, czy też wyjadały masę do ciasta pachnącą przyprawami, a może zapamiętają szopkę, którą same wycinają.

Dzieciom naprawdę niewiele potrzeba, ale w tym czasie najbardziej potrzebują… CZASU, którego my często dla ich nie mamy, bo staramy się im zapewnić wspaniałe przeżycia. Dostrzegacie ten paradoks? Ja tak!

Dlatego w tym roku moje święta będą totalnie nieidealne, ale za to bardzo prawdziwe – z kupionymi dekoracjami, z daniami takimi jak co roku, z krzywymi piernikami, które może nawet nie dotrwają do świąt, z umazaną buzią od lukru i pewnie z brakiem zdjęć, bo chcę to wszystko zapamiętać tak jak jest, a nie tak jak ja sobie to wyobrażam.

I tego Wam również życzę razem z marką Baby Dove, która towarzyszyła nam przez cały rok. We wpisach pokazywałam Wam uroki prawdziwego macierzyństwa i dzieliłam się swoją wiedzą odnośnie rozwoju dzieci.

A to nasze i tylko nasze przygotowania do świąt – prawdziwe i bez filtra.

Chciałabym też przypomnieć Wam moje wpisy, które powstały pod patronatem Baby Dove. 

Jest w nich dużo wartościowej treści:

Bycie mamą jest wspaniałe, ale bywa też trudne…

Czy nasze mamy miały lepiej?

Dzieci, które czują bardziej. O małych wrażliwcach.

Jak wygląda prawdziwe macierzyństwo?

Jak odstawić dziecko od piersi w łagodny sposób i bez utraty bliskości?

Jak wspomagać rozwój dzieci w codziennych sytuacjach?

Komentarze

    Świetna kampania Wam wyszła z Dove, wpisy z tej serii to chyba moi tegoroczni faworyci u Ciebie na blogu 🙂 Ze Świetami mam to samo – też wmówiłam sobie, że buduję wspomnienia moich dzieci na całe życie, więc ma być IDEALNIE! Dopiero niedawno uświadomiłam sobie, że nie mam absolutnie żadnych zdolności plastycznych, więc wszelkie świąteczne DIY, które próbowałam uskuteczniać powodowały głównie frustrację moją, a co za tym idzie, także dziewczynek. Buduję więc tradycję taką, z jaką mi po drodze – mnóstwo spacerów wśród rozświetlonego miasta, śpiewanie kolęd i masa czasu na zabawę.

    Nawet nie wiesz, jak jest mi miło przeczytać taki komentarz! Staram się zawsze dla Was, więc dziękuję za docenienie. Ja wiem, że duży wpływ mają blogi i social media, ale nie dajmy się zwariować. Ja też wolę trochę kupić, trochę odpuścić i mniej mieć tej gonitwy.

    Good point of view… ale w moim wydaniu ciężko się wyzbyć tej przesadnej MUSZĘ TO I TAMTO… a od kiedy mam dzieci, to te wszystkie przygotowania dzieją się kosztem mojego czasu… najczęściej do późnych godzin nocnych szykuje menu, klecę stroje na jasełka, szykuje prace na następny dzień dla młodszej pociechy… a na sen zostaje parę godzin… Jednak ten scenariusz działa tylko wtedy, kiedy wszyscy są zdrowi. Jeżeli chociaż jedno ogniwo choruje to nawet noce nie wystarczają, a poziom stresu osiąga level high… przez pięć lat bycia mamą nauczyłam się kumulować to wszystko w sobie… ale tylko czekam, kiedy to pęknie… Mój mąż jest obok mnie i bardzo mnie wspiera… i znosi ten mój czasem bezsensowny upór z rodzaju “muszę to i tamto”… Pozdrawiam i gratuluje dobrego postanowienia

    Masz rację w tej przedświątecznej gonitwie tak łatwo możemy zapomnieć co tak naprawdę jest ważne. Ja wspominam moje dzieciństwo i te chwile, ktore najbardziej utkwily mi w pamięci? Staram się znaleźć złoty środek w tym “świątecznym szaleństwie” i najzwyczajniej w świecie część rzeczy odpuszczam?
    P.s. a jesli chodzi o Wasze pierniczki, to się obawiam czy doczekają do Świąt ???

    Od początku grudnia mam w domu kaszlącą i smarczącą czterolatkę i ząbkującego ośmiomiesięcznego malucha (dzisiaj większość dnia na rękach/w nosidle), po raz pierwszy nie zrobiłam własnoręcznie kartek, nie kupiłam nawet, choinkę ubraliśmy dopiero w miniony weekend, odpuściłam szukanie super prezentów dla dzieci z rodziny i wybrałam wszystko w jednym sklepie internetowym (a dziś anulowałam zamówienie, bo kompletują je dwa tygodnie i nadal nie jest gotowe, więc czeka nas szukanie prezentów na ostatnią chwilę…). Mimo, że sporo odpuściłam, to jestem zmęczona i wyjątkowo nie mam ochoty na te święta. Jednak nie samobiczuję się, tłumaczę sobie, że czasem tak bywa i wyciągam wnioski na przyszły rok. A w święta i tak będzie pięknie.

    Dokładnie, tak bywa. Można odpuścić dla własnego świętego spokoju. A i tak będzie pięknie – tak jak napisałaś! A i jeszcze planie mam z Lilką Muminki w kinie – wyskoczę, w ramach relaksu.

    Aniu proszę o poradę , co myślisz o pierwszym seansie kinowym dla chłopca w wieku 3 lat ( gaduła, żywczyk i wie co to bajki;) nie za wczesnie ? myślałam o muminkach własnie

    Myślę, że się Wam spodoba:) Muminki są super – idealne na pierwszy raz.

    Świent wpis!!! Dzięki 🙂 ja z dzieciństwa w Święta pamiętam głównie przymus i zaharowaną, padającą ze zmęczenia Mamę. I to oczekiwanie wdzięczności wiszące w powietrzu…
    Dopiero teraz widzę, ile to wszystko kosztowalo Mamę, to zdobywanie prezentów w PRLu… (wiecie, nie chodzi o cenę, ale o wysiłek i starania, by je dostać/wystać a równocześnie tyyyyyle rzeczy w domu ogarnąć…!!!)
    Warto też przeczytać wywiad z Agnieszką Stein na ladnebebe o rodzinie (nie)świętej. W ten klimat 🙂
    Dobrych Świąt!

    Czyli jednak się to pamięta;) Było trudniej, zdecydowanie! Ja pamiętam, że raz mieliśmy święta bez żadnych prezentów, bo przez przypadek zostawiliśmy je w domu, a wigilia była u babci. Ciekawe doświadczenie;)
    Przeczytam, bo lubię jej gadanie:)

    świetny wpis, dziękuję! postaram się go czytać co roku, czas to najważniejsze co mamy!!!

    Mi utkwiło w pamięci jedno zdanie: w tym całym przedświątecznym rozgardiaszu chodzi o to żeby przygotować SIEBIE na ten wyczekiwany czas, a nie prezenty, choinkę, stół, rodzinę, dekoracje itd. …

    Aniu poleciała łezka czytając te słowa …to prawda na nic te wyidealizowane święta najważniejsze jest to ,że razem, że powoli i uważnie. Także jak to mawia pewien cudny słodziak,,jesce piernicka” i wyluzujmy. Wesołych Świąt ❤

    Super wpis, bo juz mozna zdechnac od tej cudownej, sielskiej atmosfery u innych blogerek/vlogerek, ktore nic innego nie robia tylko hygge&DYI;) U mnie oczywiscie juz po pierwszej wtopie – zakwas na barszcz sie zepsul, kromka chleba spleśniala;)) wiec teraz juz z gorki;))

    Jak zaczęłam czytać, to tylko kiwałam głową ze zrozumieniem myśląc “mam tak samo”, aż doszłam do samodzielnie robionego stroju aniołka 😀 No nie, szycie odpuszczam, puknęłam się w głowę, jak po nocy dziubania stroju na Halloween syn nawet nie chciał go założyć 😉
    Nigdy nie miałam problemu z odpuszczaniem, nigdy nie byłam perfekcjonistką, aż kiedyś urodziłam dzieci i w głowie się poprzestawiało. No bo przecież wspomnienia na całe życie, no bo przecież “magia świąt”! Tyle, że mój starszy syn ma dwa lata i 9 miesięcy i po za tym, że podoba mu się choinka, to jeszcze nie rozumie, czym naprawdę są święta, a córka, 10 miesięcy, głównie ogarnia pełzanie, ząbkowanie, skoki rozwojowe i inne takie rozrywki, więc święta to jeszcze zupełnie nie jej temat.
    Dla mnie święta to, poza wszelkimi przygotowaniami w domu, także konieczność uciążliwych podróży po Polsce, bo rodzinę mamy rozsianą po różnych miastach. Zawsze wyglądało to tak, że Wigilię spędzaliśmy u jednych rodziców, pierwszy dzień świąt (cały…) byliśmy w podróży, drugi dzień świąt u drugich rodziców i potem wielogodzinna podróż powrotna do Warszawy. Efekt był taki, że nienawidziłam nawet myśli o świętach i potrzebowałam urlopu, żeby po nich odpocząć. W tym roku zaparłam się rękami i nogami – jak sobie pomyślałam o tej wielogodzinnej jeździe, o tych zmęczonych i przebodźcowanych dzieciach, o ząbkującej córeczce, o usypianiu maluchów w obcych domach… W efekcie jedziemy do jednych (tych bliżej mieszkających) rodziców na obiad wigilijny (babcia się prawie obraziła, bo jak to obiad a nie WIECZERZA!) i jeszcze tego samego dnia wracamy do domu, pierwszy dzień świąt spędzamy sami w domu (Boże, co za ulga! Zjemy spaghetti i będziemy czytać i oglądać bajki!) a w drugi dzień świąt odwiedzają nas kuzyni. Nie umyłam okien, odkurzymy tylko i ogarniemy rozrzucone zabawki 😀

    A jeszcze tak trochę nie na temat – gdzie jest taka piękna karuzela i napis? Czy to Plac Grzybowski? Jak człowiek na drugim z rzędu macierzyńskim łazi tylko po Ursynowie, to przestaje ogarniać, co się w mieście dzieje…

    Choinka kupiona ubrana tylko w lampki, ale za to razem z córka. Dekoracje kupione , dom ustrojony nie jak z żurnala, ale z córka. Pierniczki zrobione, pół zjedzonych od razy , bo się wszyscy nie mogliśmy opanować. Prezenty popakowane, bo uwielbiam to robić, nawet rajstopy dla córki kupione trochę się wtedy zagrzała, ale i tak było przyjemnie. Jeszcze tylko trochę gotowania, ale to już w sobotę. WsYstkie te rzeczy sprawiły Nam ogromna frajdę i zero stresu i zmęczenia. Dodam ze nie ma mnie w domu Ok 11 godzin dziennie i dało radę wszystko ogarnąć.
    Nie ma ciśnienia świątecznego jest tylko ta extra atmosfera z bycia i robienia wszystkiego razem.

    O widze ze ostatnia niedziela podobna-Adam tez pierwszy raz jezdzila na łyżwach i byl szczesliwy a ja mega dumna ze pomimo kilku upadkow sie nie poddaje. Ja lubie świąteczny czas przygotowan, fakt sa one lagodne bo ograniczaja sie do pieczenia roznego rodzaju ciasteczek, ma reszte jedziemy do rodziny ? w ramach tego czasu wspolnego mamy np pomysl na wigilina wyprawe na okoliczny wulkan (tak tak w Polsce) coby dzieci nie pomordowaly sie w domu- na pewno to beda pamietaly. Btw skad Lilka ma rekawiczki?

    Odpuszczać uczyłam się już w zeszłym roku. Nagle pierniczki z córką czy zabawy bombkami były ważniejsze niż wypucowane okna. W tym roku właściwie w każdej chwili mogę rodzić, moja mama choruje na raka. Tym bardziej przyziemne sprawy schodzą na drugi plan. Ważne są nasze relacje i czas spędzony razem. Choinka nieidealna, ale ubierana przez Zo. Pierniki wyciskane przez wszystkich nawet z odciskiem psiej łapy. Pierogi w wykonaniu mamy i taty. Mamy listę na lodówce w razie pobytu na porodówce, by dziadkowie wiedzieli gdzie co jest do Wigilii. I jakoś mam przeczucie, że to będą niezapomniane Święta.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

Bądź z nami na bieżąco
Dołącz do nas na Facebooku
NEBULE NA FACEBOOKU
Możesz zrezygnować w każdej chwili :)
close-link