fbpx

Jak (nie) schudnąć 10 kg?

Czyli rozterki Matki Polki fitnesowej

Przychodzi taki czas, że coś by się chciało w sobie zmienić. W moim przypadku nałożyły się 2 newralgiczne momenty – Nowy rok – jak większość oraz zmiana kodu z przodu, czyli combo motywacyjne. “To już nie żarty”- pomyślałam i najnormalniej na świecie wzięłam się za siebie.

Nie było by w tym pomyśle nic trudnego, gorzej jak zwykle jest z realizacją. Kiedy już zjadłam ostatnie kostki czekolady z postanowieniem “Od jutra się odchudzam”, a potem jeszcze 5, bo przecież od jutra się odchudzam – nadszedł ten dzień.

Wstałam rano uśmiechnięta i zadowolona. Powoli nasypywałam kawę i myślałam jaki mieć gry plan? Pierwszy punkt – 0 (słownie zero) słodyczy. Ale jak to zrobić jak w szafce obok jest jeszcze sterta słodyczy z Lilkowej paczki od Mikołaja. No przecież nie wyrzucę. Przekładam wszystko w najdalszy zakamarek szafki i zastawiam poppingiem z amarantusa w myśl zasady “Co z oczu, to z serca”.

Dieta? Jaka dieta?

Hmm… szukam czegoś w lodówce. Podchodzi Lilka i przez moje nogi zagląda i krzyczy “Baaaaton, tam jest. Daj mi”. Ups. Mleczna kanapka z  paczki od M. Trudno, daję jej, ale z wielkim zaciekawieniem patrzę i mówię “Liluś, ale Ty nie lubisz przecież czekolady”. Nic to nie działa, ma na nią chęć.

Trudno, na obiad zrobię soczewicę i bilans się wyrówna. Siedzę naprzeciwko jej i patrzę jak je. Po chwili odchodzi i mówi, że już nie chce. I tak leży sobie samotna Mleczna kanapka w ilości więcej niż pół. Stoję i patrzę na nią. Sprawdzam na opakowaniu ile ma kalorii. Odliczam zjedzoną część, wychodzi tyle co dwa jabłka.

Najwyżej nie zjem tych jabłek. No przecież jej nie wyrzucę! Zjadam z wielką przyjemnością i małymi wyrzutami sumienia.

Nadchodzi wieczór, trzeba wziąć się również za ćwiczenia. Sposób najprostszy i co najważniejsze skuteczny. Polubiam znów Ewę Ch. na Facebooku (kiedyś już ją lubiłam, ale później wkurzały mnie te chude laski po metamorfozie, więc odlajkowałam). Przepraszam się, więc z nią szczerze i odpalam Youtube.

Zaczynamy

Przybiega zaciekawiona Lilka. “Mama, tańczysz?” i robi to samo co ja obok. Nie mogę ze śmiechu patrzeć na Ewę… Uff poszła, no to znów power. “Dasz radę”- słyszę, ale chyba jednak nie dam.

Endorfinki nie spływają, bo znów podbiega Lilka i przechodzi mi pod nogami, bo przecież robię tunel. Czekam tylko na te 4 ostatnie słowa. Robię tak na pół gwizdka i czekam. Jest!

“Jestem z Ciebie dumna”

ja z siebie też.

Postanawiam poszukać czegoś poza domem. Może siłownia lub fitness. Bieganie odpada, bo pogoda nie sprzyja. Znajduję ciekawe miejsce obok nas. Przeglądam ofertę zajęć: ABT, TBC – nic mi to nie mówi. Bliższe mi skróty to: BLW, AZS, WNM, RB. Tamte muszę wyguglować. ‘Fat burner”- nazwa mówi sama za siebie. Decyduję się na nie – dawno nie paliłam.

Zbliża się godzina wyjścia i oczywiście mam odwieczny problem każdej kobiety. Ale serio nie mam co na siebie włożyć. Decyduję się na t-shirt czarny h&m mama do karmienia piersią – z daleka wygląda trochę fitnessowo i spodnie dresowe, w których chodziłam na ćwiczenia w ciąży.

Wyciągam z czeluści szafki stare adidasy. AAA – najgorzej, nie mam się w co spakować.

Mam trzy opcje:

a)plecak męża, z którym chodził kiedyś grać w piłkę

b) torebka foliowa – totalna wtopa

c) torby wózkowe.

Wyciągam torbę  Beaba i pakuje moje rzeczy. W międzyczasie jeszcze wyciągam z bocznej kieszonki – pampersa w rozmiarze 3 i żel na ząbkowanie.

Idę! A właściwie lecę. Czuję wolność. Słucham muzy na full i przechodzę na czerwonym świetle (z dzieckiem zawsze czekam na zielone, ekhm). Wbiegam lekko spóźniona na siłownię i doznaję szoku. Ja w dresie, adidasy okazały się za małe po 2 latach (ah ta ciąża), a wszystkie laski wyglądają jak Ewa Ch. Piękne leginsy (obcisłe, kolorowe i dobrane kolorystycznie do karnacji) staniki sportowe we fluorescencyjnych kolorach, a na to luźny tiszert oczywiście znanych firm na A., N, R. A ja jak sierota w tych dresach.

Do tego większość ćwiczy z rozpuszczonymi włosami (?). No cóż, jak się ostatni raz było na siłowni 10 lat temu to i moda się lekko zmieniła. Wycisk był niezły – 3 dni miałam zakwasy.

Kolacja po powrocie.

Ja jem sałatkę z łososia lekko skropioną oliwą, a dziecko moje pyszny świeżutki chlebek z masłem i żółtym serem. Siedzę naprzeciwko jej i patrzę z zazdrością. A właściwie to pożeram wzrokiem jej kanapkę, a w ustach czuję smak wędzonego łososia.

To nie fair. Ale nic straconego, może zostawi kawałek na 2 gryzki. Nagle, odchodzi od stołu. Ja już sięgam ręką po kanapkę, ona się odwraca i mówi: “Mama, ale nie zjesz mi kanapki?”. Czar prysł.

Przedwczoraj patrzę na grafik i myślę, które zajęcia wybrać. Zumba nie dla mnie, Body pump – co to jest? Ok, idę. Ale najpierw jemy obiad. Mówię do męża: “Ale mi się nie chce…” “A na co idziesz?”- pyta “Sztangi”- odpowiadam “To nie idź”, “Ok, przekonałeś mnie”- odpowiadam z uśmiechem.

 *zbieżność postaci jest nieprzypadkowa, to ja Matka Polka Fitnesowa

Komentarze

    Uwielbiam Cię! Już wiem, dlaczego czuje pokrewieństwo dusz!
    Ja tez codziennie myślę o tym – 10 kg. Ale jakoś dzień cały się nie składa. Przypominam sobie codziennie wieczorem. Aaaa sory, w dzień tez czasami pamiętam – najpierw przeszukuję Allegro, bo przecież nie mam ani butów do ćwiczeń, ani legginsów takich specjalnych. Wieś wsią, ale jak mam ćwiczyć, to muszę wyglądać przecież. Nie zdążę jednak zwykle kliknąć kup teraz, bo idę zrobić 4 pranie, poskładać klocki i pokasować hejt z fejsa.
    Nadchodzi wieczór.
    Kładę się do łóżka z książką, czekoladą, odpalam instagrama i lajkuję zdjęcia fit matek, Ewy, zagryzam wafelkiem, popijam herbatą z 2 łyżkami cukru. I myślę, ale motywację dają kurcze no!
    Od jutra zacznę!

    Się uśmiałam bo to tak jakbym o sobie czytała 😀 Wczoraj Filip zostawił na stole 2 herbatniki, ja siup je do żołądka pewna że On już po prostu nie chciał… a jaki był płacz jak się kapnął że herbatniki zniknęły !! 😀

    Nooo, ja teraz ćwiczę z trenerem – zupełnie inna jakość ćwiczeń. Myślę sobie o 17: “Dobra dzisiaj odpuszczam ćwiczenia”, a tutaj o 18 dzwoni trener, każe wałkować mięśnie i ćwiczyć, a na dodatek zdać raport nazajutrz. O taka sytuacja 😀

    ” Ale nic straconego, może zostawi kawałek na 2 gryzki. ” – po prostu jest w Tobie i matka polka fitnesowa i matka polka ‘odkurzaczowa’ :DDD

    a na zumbę sama śmigałam, nie najgorszy wymysł 🙂

    Ja nie łapię układów:) mam chyba dysparksję. Nooo jest, jest z filtrem Hepa

    Ale się uśmiałam!! Też czasem czyham na resztki jakiś pyszności, których Marcelina nie dojada…skórki chleba po grzankach z serem, rozbabrana reszta budyniu waniliowego… I też mega mi to smakuje ;-)) A potem skwapliwie włączam E. Chodakowską i patrzę na te jej wyrzeźbione nogi w najmodniejszych legginsach i mam jeszcze większego powera 😉 Więc może to się jakoś równoważy, co? 😉 Całusy!

    ale powiem Ci, że jednym z moich wspomnień z dzieciństwa jest właśnie to, że tata ‘wydłubywał’ nam resztki z opakowania po zjedzonym serku albo jogurcie, którymi trzeba było się z nim podzielić 😉

    A ja już zlajkowałam 6 stron o odchudzaniu na fejsie i nic! Dalej jestem gruba. Chyba coś robię źle…

    Rok temu też zalajkowałam 6 stron o odchudzaniu i przytyłam 5 kg. Odlajkuj koniecznie! To zło;)

    Powiem Ci, że zaskoczyłaś mnie tymi dresami w poście 🙂 mówię to z całą sympatią bo tu na blogu zawsze jakieś metki widoczne są na zdjęciach a nagle okazuje się, że Ty normalna dziewczyna jesteś i że masz dresy w szafie (o ich metkę nawet nie pytam!). osobiście kiedyś chodziłam na zajęcia latino solo – ni to taniec, ni aerobik i było fajnie ale potem pojawiła się zumba i wyparła wszystko inne taneczne a dla mnie zumba zbyt dynamiczna.może w Wawie znajdą się jakies tańce solo? spróbuj poszukać, pozdrawiam

    Ciekawe kto nie ma dresów w szafie? Teraz mam już nawet legginsy- no name co prawda. Ja do Tańców się nie nadaje… Nawet mnie kusiło, bo prowadzi je u nas znany Żora… Ja mam coś z dyspraktyka i wyglądam dosć pokracznie podczas tańca;)

    Na prawdę trafiłaś w samo sedno z tym postem!! Ja właśnie dlatego nie lubię żegnać starego i witać nowego roku…bo zawsze sobie robię listę,a potem tą listę wiadomo co trafia. Listę szlag trafia, a mnie frustracja. Choć w tym roku sobie znowu obiecałam, że popracuje nad kondycją, bo ciąża,a potem po ciązy to się kondycja przydaje…ale co z tego, ja czekolada jest taka dobra, a ja tylko kobietą w końcu jestem:)

    Ja też niestety tak mam, ale kiedyś serio się wzięlam za siebie i schudlam 10 kg. To byly czasy diety dukana;)

    Mnie po ciąży przeszkadzają jedynie pajączki na nogach, są coraz bardziej widoczne.
    Myślę, że mam to po mamie.
    Co do figury to odchudzają mnie nerwy. Mam tak, że raz tyję 1kg, a raz chudnę i za nic w świecie waga nie chce zejść poniżej 57kg.

    Dawno nie czytałam tak prawdziwego i zabawnego teksu. W każdym akapicie znalazłam odzwierciedlenie siebie 😉 Więc nie martw się jest nas więcej 🙂

    Witam,
    Przed chwilą trafiłam na Twój blog pierwszy raz (dzięki Makóweczkom) i z każdym kolejnym przeczytanym zdaniem myślałam sobie “ja tez tak mam, dokładnie tak samo”.
    Też mam 2 letnie dziecko, też w styczniu skończyłam 30 i dostałam w prezencie (od najlepszej przyjaciółki z czasów studenckich) karnet do fitness klubu 😉 No i właśnie wczoraj wybrałam się na pierwsze zajęcia (po prawie 3 tygodniach zbierania się do tego) i dokładnie miałam to samo, w co się ubrać? (ja wyciągnęłam leginsy z czasów ciąży :P) jakie buty? (musiałam wziąć takie okropne stare, sciuchrane, bo nie miałam innych) i na koniec w co to zapakować? hehe, więc wyobraź sobie jak czytałam Twojego posta 🙂
    Potem z ciekawości przejrzałam jeszcze kilka innych i już zalajkowałam Cie na fb 🙂
    pozdrawiam 🙂

    Dzięki za miłe słowa. Cieszę się, że nie tylko ja mam takie rozterki. A w co zapakowlaas? Ja od przyjaciolek na urodziny dostane wlaśnie torbę na siłownię żeby nie wyglądać jak ciul;)

    hehe 🙂
    no chyba muszę iść na zakupy, tylko obawiam się że jak sobie już kupie profesjonalny strój (z neonowym sportowym stanikiem), buty, torbę to po 2 tygodniach mi się odechce chodzić…
    Rzeczy w końcu wrzuciłam do mojej torebki (jako mama posiadam taką duużą żeby wszystko się zmieściło)

    ja kupiłam po 2 tygodniach. Powiem jedno, nowy strój nie zwiększa motywacji;)

    Dodam, że specjalnie kupilam za małą suknię ślubną żeby mieć porządną motywację do odchudzania.

    Ja jestem chuda, ale mam okropny brzuch.. Do tego jestem strasznym leniem, Ty chociaż lubisz się z Ewką, ja za Chiny nie dam rady 40 min na raz, do tego dziecko, które jak tylko zacznę ćwiczyć wchodzi na mnie lub krzyczy, że mam przestać. 3 razy byłam na siłce, ale nie potrafię się przełamać by przy wszystkich położyć się i udawać, że ćwiczę, haha, porażka 🙂

    Ale się uśmiałam:) w moim mieście nie ma gdzie iść schudnąć więc po problemie mam:)))

    wrzuć proszę przepis na tą zdrową soczewicę co wyrównuje bilans po czekoladzie 😉

    Ania,jesteś super! Uśmiałam się do łez, i dokładnie piszesz jak jest, dobrze,że nie tylko ja tak mam z dietami i ćwiczeniami 🙂

    Kiedyś (jak byłam w liceum, jestem rocznik 86), też strasznie chciałam schudnąć. Ważyłam dobre 65kg, a wysoką tyczką nie jestem. Wszystko szło w biust i biodra (posiadam duży tyłek ;). Im bardziej chciałam schudnąć tym bardziej byłam większą pyzą 😉
    Teraz z biegiem lat zrozumiałam, ze nic na siłę. I Tobie też tak bym radziła 🙂 Może więcej spacerów z Lilką? Przyjemne z pożytecznym zamiast zmuszać się do ćwiczeń, hmm?

    I skąd ja to znam:) Niejedna kobieta ma problem żeby się porządnie zmobilizować do ćwiczeń i diety bo jak to zrobić skoro wszędzie wkoło tyle pokus się czai i jeszcze dzieci smakołyki podjadają, ech… Post rewelacyjny, pierwszy raz tu zajrzałam i na pewno z chęcią jeszcze tu wrócę:)

    To samo mama. TO-SA-MO! Nawet ten tunel się zgadza. I to liczenie kalori z niedojedzonych jajek niespodzianek…

    u mnie do zrzucenia przynajmniej 15 :/ no coz. przyznaje, ze nie przeszkadzaly mi te kg poki… ciazowe ubrania nie stawaly sie co raz obcislejsze 🙁
    nie jesrem dobra w postanowieniach i tak sobie mysle, ze albo ten stan zaakceptuje i ustopie mezowi bysmy wybrali sie wreszcie na zakupy, by wymienic garderobe, albo naprawde wezme sie w garsc ( choc tak naprawde licze na wiosne, a wraz z nia na liczne spacery, dluzsze dni i przyplyw energii 😛 )
    gdy pewnego dnia zdecydowalam sie, ze zaczynam wreszcie cwiczyc, wl dvd z Ewa Ch. moj synek chwile patrzy w ekran, podchodzi i cyk! wylacza 🙂 ok. druga proba 🙂 slysze ‘mamooo cytamy’. na co ja, ze za chwile i cyk! 🙂 znow wyl. tv 🙂 tyle pocwiczylam 😛 ale KOCHAM calym <3 nadal sie usmiecham pod nosem jak sobie przypomne 🙂
    Pani Aniu. moze mi pani wierzyc albo nie. ja sadze, iz w ogole nie jest zle. w szafce slodycze z mikolajek?! :O podziwiam! u nas kilka dni nie poleza! i wcale nie przesadzam 🙂 obie z siostra tak mamy 🙂
    pamietam jak mama chowala slodycze przed nami, zebysmy na raz nie zjadly, by byly w razie gosci, ale my mamy wech jak nikt 😉 a domowe wypieki mamy mmm 🙂 natomiast druga siostra nie bardzo za slodkosciami… byla 🙂
    naprawde swietny tekst 😀

    Świetny tekst, chociaż w sumie trochę straszny. Że tak kiepsko z motywacją u nas jeśli chodzi o odchudzanie. Ja w tym roku już parę razy się zapierałam, że nigdy więcej słodyczy, zazwyczaj po obejrzeniu w internecie zdjęć smukłych dziewcząt, ale już w drodze do kuchni docierało do mnie, że to przecież i tak photoshop i że prawdziwe kobiety tak nie wyglądają. Może jak będzie cieplej to będę więcej spacerować z młodszą i “samo się schudnie”?:) Ale na razie przy tej szarej zimie, chorych dzieciach i mężu musiałam sobie trochę poprawić humor i upiekłam ciasto. Za to z marchewką! 🙂

    Przy tak motywującym mężu to wcale się nie dziwię, że ciężko zabrać się za trening 😀 Miałam podobną silną wolę na studiach: “idziesz dziś na zajęcia?” – “ok, namówiłaś mnie, chodź do galerii” 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

Bądź z nami na bieżąco
Dołącz do nas na Facebooku
NEBULE NA FACEBOOKU
Możesz zrezygnować w każdej chwili :)
close-link