fbpx

“Mamo to jest okropne”- o tym jak macierzyństwo zweryfikowało teorię

Macierzyństwo zadziałało na moją dotychczasową wiedzę jak papierek lakmusowy. Zweryfikowało wiele teorii, które do tej pory wydawały mi się słuszne. Dopiero teraz wiem, że nie ma jednoznacznej odpowiedzi na wiele pytań.

Im jestem starsza i im dłużej jestem mamą tym moja optyka się zmienia. Na wiele rzeczy mam teraz inne spojrzenie i myślę o tym bardzo rozwojowo. Podczas pierwszych lat studiów nabyłam tylko i wyłącznie wiedzę teoretyczną. Później doszły praktyki, na których można było w niewielkim stopniu zweryfikować treści wyuczone z książek. Jednak jako praktykantka nadal miałam niewielkie pole do popisu, bo jednak profesorowie czuwali gorliwie nad nami.

Po zakończeniu studiów, kiedy podjęłam pierwszą pracę w końcu mogłam się wykazać. Wydawało mi się, że JA- świeżo upieczona Pani magister pozjadałam wszystkie rozumy i wiem prawie wszystko. Często w konfrontacji z rodzicem byłam oceniająca i nie potrafiłam zrozumieć pewnych zachowań.

Jak można nie ćwiczyć w domu?

Skoro wdrożyliśmy plan terapii, rozpisany punkt po punkcie. Dlaczego rodzice nie stosują się do końca do moich zaleceń? Byłam tym sfrustrowana.

Dopiero jak sama urodziłam dziecko to z czasem zrozumiałam co to znaczy nie mieć czasu. Ba! Nawet zrozumiałam i to bardzo dobrze, że nie ma się siły, że ręce opadają i że ma się ochotę cisnąć tym zeszytem logopedycznym w kąt i poleżeć bezczynnie na kanapie. Najlepiej żeby nikt chociaż przez 10 minut nic od nas nie chciał.  

Tak, dopiero wtedy kiedy zostałam matką zrozumiałam rodziców małych pacjentów.

Mniej radykalnie również podchodzę do wszystkich stereotypów. O wiele mniej mnie interesuje co ktoś robi i z jakiego powodu. Skoro u innych to działa to dlaczego nie?

Tak sobie teraz myślę jaka ja byłam głupia… W wielu kwestiach, które tak dzielą poglądy na te czarne i te białe. Teraz u mnie wszystko jest szare. Może być tak albo inaczej. Wiecie co? Przez to odpuszczenie jestem szczęśliwsza.

A to kilka przykładów moich “mądrości”.

Dzieci karmione piersią mniej chorują

czy ja wiem. To zależy od układu odpornościowego, środowiska w jakim żyje, co je i miliona innych czynników. Znam dzieci karmione mlekiem modyfikowanym, które są okazami zdrowia. Jednak wciąż uważam, że pokarm mamy jest najlepszy dla dziecka.

Ssanie smoczka zaburzy laktację

u jednego dziecka może zaburzyć a u innego nie. Moja przyjaciółka podała smoczek córce w wieku 3 tygodni. Nic się nie stało. Podaje jej również w razie wyjścia butelkę ze swoim mlekiem. Również nie miało to wpływu na laktację.

Wyłączne karmienie piersią nie spowoduje wad wymowy

taaaa, moja Lilka praktycznie bezsmoczkowa ma seplenienie międzyzębowe. Na wady wymowy wpływa wiele czynników i nie można w tej kwestii generalizować. Oczywiście może się zdarzyć, że przy pewnych dysfunkcjach aparatu artykulacyjnego smoczek może przysporzyć wiele kłopotów.

Dzięki BLW Twoje dziecko będzie wszystko jadło

o ja naiwna! Skoro dajemy mu możliwość spróbowania wszystkiego to będzie chciało jeść różnorodnie i wszystko. Tak, jasne. Zdarzały się u nas posiłki, których Lilka nie tknęła (risotto z kalafiora poniżej). Gotowałam długo wymyślne danie i jedyne o co ją poprosiłam to spróbowanie. Po jednym kęsie nie było mowy o dalszym jedzeniu.

Dopiero lektura “Moje dziecko nie chce jeść” pozwoliła mi wyluzować. Obecnie Lilka je dość wybiórczo, ma swoje ulubione smaki i potrafi jeść coś non stop. Ale ja też tak mam, więc w tym temacie zupełnie wyluzowałam. Potrafię przez 2 miesiące jeść kanapki z kozim serem na kolację. Nie dziwi mnie to, że moje dziecko też tak ma.

Nie można przyzwyczaić dziecka do noszenia na rękach

ten akapit jest dość kontrowersyjny i wiele mam, wychowujących w duchu RB może się ze mną nie zgodzić. O ile twierdzę, że noszenie małego dziecka potrzebującego bliskości jest normą i nie jest przyzwyczajaniem. To przy noszeniu dziecka 2,5- letniego np. na spacerach mam pewne wątpliwości.

Nasze dziecko nie znosi drogi jednostajnie prostej. Po minucie się nudzi i bez krępowania prosi, płacze o to żeby nieść je na rękach. Kilka razy udzieliłam jej odpowiedzi odmownej, bo nie jestem w stanie jej nosić (ze względu na kręgosłup).

Oczywiście odmowa spowodowała wielką frustrację. Wymyśliłam za to kilka zabaw, które umilają takie jednostajne chodzenie i od tamtej pory nie zdarzyło się żeby córka mnie o to poprosiła. Jednak mój mąż nie jest tak twardy jak ja i za każdym razem brał ją na ręce. Doszło do tego, że idąc we 3 Lilka prosiła tylko tatę żeby ją niósł. A ze mną chodziła już normalnie.

Jak jeden raz dasz coś słodkiego to nie wpłynie na nawyki żywieniowe

hahaha! Jeden raz tata posłodził Lilce rooibosa. Było to 2 tygodnie temu. Do tej pory upomina się o dosłodzenie jej herbaty. Wystarczyło też jeden raz dodać śmietany do pierogów.

Takich “kwiatków” jest o wiele, wiele więcej. Pozostaje się tylko nie przejmować. Teoria jest tylko teorią – to co się sprawdzi u jednej osoby zupełnie może nie zadziałać.

g
h

Komentarze

    A ja pytanie do punktu z jedzeniem. Zuza też ma tak, że je tylko to co lubi, proszenie ją aby tylko spróbowała czegoś nowego wywołuje złość i frustrację. Zastanawiam się co z tym zrobić, bo jej “menu” jest bardzo ubogie. Staram się jak mogę. W domu sobie jakoś radzimy, bo dostaje kanapkę z serkiem, czy kurczaka takiego jak lubi. Ale zastanawiam się jak sobie poradzić z jedzeniem w przedszkolu, bo tam w ogóle nie chce jeść.
    Ja w tym temacie jestem okropna, bo też jem to co lubię, mogę zrobić dla męża wieprzowinę, czy wołowinę, ale ja tego już nie zjem.

    Chyba małymi krokami jedynie. Ale nic ni je w przedszkolu, bo adaptacja jeszcze sie nie skończyła czy nic jej tam nie smakuje?
    No wlasnie trzeba tez uważać co sie robi na swoim talerzu;)

    W przedszkolu nic, kompletnie nic. Choć i tak jest postęp, bo na początku była afera, że jest to śniadanie, czy obiad, a teraz siada sama z dziećmi do stolika i czeka. Nic nie je, ale pije herbatkę, czy kompot. O i tyle. Ciężka sprawa. Mam nadzieję, że jeszcze się opatrzy jak jedzą inne dzieci.

    Logika dziecka jest prosta: “jak mama nie je, to dlaczego ja muszę”? Jeśli nie masz sesnownego argumentu (argument nie lubię jest słaby, bo dziecko natychmiast też go użyje 😉 ) trudno będzie przekonać dziecko, że ono musi/nie może, a dorosły przeciwnie.
    Madame na przykład nie je gotowanej marchewki od chwili, kiedy się zorientowała, że tato nie je. I zawsze mnie informuje, że “nie lubi, tak jak tatuś” 😉 Kiedyś starałam się, aby spróbowała i zasmakowała we wszystkim, czego nie je mój mąż (dużo tego jest) zanim się zorientuje, że tata tego nie je. Nie do końca to się udało, bo marchewkę gotowaną jadłą i lubiła. Do czasu… 😉

    U nas też było różnie że starszym synem. Jako niemowlę karmiony wyłącznie piersią, nie tolerował żadnej gumy, więc smoczek i butelka nie wchodziły w grę, a czasem bardzo chciałam żeby było inaczej, ale cóż, ok. Potem fajne rozrzeszanie blw nam szło, miał bardzo różnorodne menu, jadł rzeczy, których ja nie jadłam i szykowałam specjalnie żeby go nie ograniczać moimi uprzedzeniami. Jadł super do 1,5 roku, potem stopniowo było coraz gorzej, odrzucał kolejne produkty. Nie zmuszalam, ale musiałam się przekonać do zup kremów i różnego sortu placuszków, bo bardzo okroił listę warzyw, które lubi, więc jakoś je musiałam przemycać. Na szczęście zupy kremy mu weszły, je prawie wszystkie (myślę, że tu duża robotę robią grzanki?), ale do każdej nowej podchodzi nieufnie. I kiedy wydawało mi się, że jest już całkiem nieźle, poszedł do przedszkola i tam przez pierwsze kilka miesięcy z jedzeniem masakra, prawie niczego nie chciał ruszyć, tylko chleb z masłem, ziemniaki i suchy makaron (bez sosu), oczywiście naleśniki i racuchy jadł, ale konkretów żadnych, nawet tych, które w domu były pewniakami… Trwało to długo, spokojnie kilka miesięcy, mimo że adaptację miał ekspresowa i chętnie chodził do przedszkola. Potem nastąpił przełom i w przedszkolu zjada obecnie większość posiłków (łącznie z wszelkiej maści pastami rybnymi, pasztetami i np.zupa cebulową), ale ciągle podkreślał, że w przedszkolu mu smakuje, ale nie chce żebym w domu mu to robiła. No i klops. Ale ostatnio wpadłam na pomysl, żeby go zachęcić chociaż do próbowania jedzenia i wymyśliliśmy grę “odkrywca smaków” – za każdą potrawę, której nie chciał zjeść, ale zdecyduje się spróbować dostaje małą naklejkę, ma swoją kartę, na którą je przykleja. Za każde zebrane 10 dostaje małą nagrodę (oczywiście żadnych słodyczy). Zwykle jeśli podaję coś, czego wiem, że nie zje, najpierw staram się zachęcić, żeby jednak spróbował, jeśli konsekwentnie odmawia, to wtedy proponuję, że może zagramy i że jeśli spróbuje np. 3 kęsy to mu zaliczę wyzwanie i dostanie naklejkę. Po tych kęsach nie ma obowiązku zjeść więcej, ale już parę razy się zdarzyło, że zjadł całość, bo mu zasmakowało. A raz nawet poprosił o dokładkę kremu z ciecierzycy i od tego czasu weszła ona na stałe do naszego menu.? Ale oczywiście wciąż daleko nam do ideału,, bo też
    nie zawsze ma ochotę na gre. Także nie załamujcie się, cierpliwości i szukajcie swoich sposobów. Powodzenia.

    Jakie piękne zdjęcia <3 Naprawdę istnieją takie kalafiory?
    Mnie na studiach już wybili z głowy jakiekolwiek ocenianie i zakładanie czegoś z góry, ale to nie przeszkodziło mi zrobić wielu różnych głupot, jak pozwolenie córce jednak zjeść tę czekoladę. Przeklinam ten dzień, od tamtej pory codziennie prosi mnie o czekoladę i musi godzić się z odmową. Oczywiście, że jedno ciastko może zmienić nawyki żywieniowe dziecka. Właśnie to jedno. To pierwsze.
    Emma je co chce, najczęściej chce chleb z dżemem albo z Kiri.
    Ocenianie sobie rodziców na placach zabaw uważam, że zbawienne i niezbędne w procesie wychowawczym – uczymy się na cudzych błędach. Możemy zobaczyć jakie dane zachowanie może przynieść efekty. Nie bójcie się, ktoś się naszych też nauczy.
    Metod, sposobów wychowawczych jest mnóstwo, tak samo jak różnych dzieci. Można znaleźć wyjście z sytuacji, ale nie zawsze będzie ono tak oczywiste i wprost z podręcznika Rodzic Idealny. 🙂
    Nie mogę z tym kalafiorem!

    a ja się śmieję ze wszystkich tych “nawyków”, które matki chcą wpoić swoim dzieciom… no bo prosty przykład jaki podałaś – tata dosłodził herbatkę, bo i sam sobie dosładza, pierogi też lepiej smakują ze śmietaną, niż suche, więc czemu zabierać te smaki dzieciom? dzieci są różne, tak jak i dorośli – jednemu smakują kiełki, a drugiemu pierogi i nie ważne jakie nawyki wprowadzimy. Jakbym ja pozostała przy nawykach jakie chciałam wpoić mojej córce to pewnie teraz by jej ze mną nie było, bo zagłodziłabym wyrodna matka – niejadek wyjątkowy mi się trafił… Jak nie chce – to nie zje, ile ja się nakombinuję, a i specjalnym widelcem jeszcze ma być, bo z metalowego nie smakuje i płacz jest… A pierogi nie dość, że ze śmietaną daję, to i jeszcze posłodzone – bo wiem, że takie zje, a innych nie ruszy, choćby to takie same były… A i co tydzień ważona jest, bo często lubi sobie schudnąć kiedy powinna przybierać – ma 5 lat. No i co Ty na to? Ile dzieci – tyle zwyczajów żywieniowych, wychowawczych… I każdy jest ok 🙂 No i co ja bym dała, żeby moja córka zjadła to, co jej podam, beż grymasów, płaczu, czasem nawet histerii… Dużo bym dała…
    pozdrawiam
    a i święta racja – jak się matką zostaje, to wszystkie te przykazania, które w ciąży sobie postawiłaś – że niby tak będziesz wychowywać – taaa… o kant dupy rozbić – życie weryfikuje, i pozwalasz na bajki, na komputer i dosładzasz pierogi…

    No właśnie też tak jest. Kurczowe trzymanie się zasad powoduje tylko frustrację. W pełni Cię rozumiem, bo ja sama byłam niejadkiem. Mama często mi opowiada jakie zabiegi stosowała żebym cokolwiek zjadła.
    Najbardziej u dziadków smakowały mi placki ziemniaczane z cukrem:)

    o tak… mi babcia też takie robiła… bo ja też z tych niejadkowych – no i wiadomo po kim Lena taka… Mam nadzieję, że syn w ślady ojca pójdzie i takich problemów nie będzie…

    Właśnie mam pytanie odnośnie seplenienia międzyzębowego. Moja córka ( w czerwcu 3 lata skończyła) też ma seplenienie i od maja chodzimy do logopedy. Raz w tygodniu po 30 minut. w domu ćwiczymy różnie- czasami 10 minut czasami 30 a czasami wcale. Powiedzmy że na 6 dni bez logopedy 1 lub 2 nie ćwiczymy z powodu różnych humorów. W ciągu dnia ją upominam, zwracam uwagę , czasem coś obiecam w zamian za ładne mówienie. Mamy zrobione s i z od jutra zaczynamy c.Przeczytałam że pozbycie się takiej wady jest proste i trwa od 6 tygodni do 3 m-cy. Co Ty na to? jak to jest naprawdę? Zaczęłam się martwić- u nas jest mega poprawa bo język już nie ląduje na zewnątrz i kiedy zwracam uwagę mała się pilnuje i stara się ładnie mówić. Jednak nie można powiedzieć że jest idealnie i że już nie sepleni.

    A od kiedy chodzicie? To super, że dobrze Wam idzie! Powiem szczerze, że zmotywowałaś mnie do ćwiczeń z Lilką, bo jakoś to odkładałam. Ide zaraz wyciągnąć moje stare pomoce logopedyczne.
    Pytasz o czas, to oczywiście zależy. U niektórych dzieci terapia międzyzębówki trwa nawet rok. Na to wpływa wiele czynników. Ogromny wpływ ma typ połykania. Jeżeli u Twojej córki występuje dorosły typ i motywacja do ćwiczeń jest duża to pewnie szybko pójdzie.
    Powodzenia, trzymam kciuki:)

    Na diagnozę poszłam pod koniec maja i od razu na zajęcia. O co chodzi z tym połykaniem? 🙂 Na początku było ciężko bo córa nie chciała ćwiczyć, potem weszło jej to w nawyk, potem nadeszło znudzenie więc poszukałam w necie zabaw, gier, wierszyków, i jedziemy z tym dalej. Przeważnie sama wieczorem szuka zeszytu i mówi że jeszcze poćwiczyć musi.

    U nas też seplenienie międzyzębowe. Wrzuć jakiegoś posta- chętnie łyknę jakieś ćwiczenia:)

    Aniu dokładnie do tych samych wniosków doszłam po 3 latach macierzyństwa. Zanim zostałam matka często zdazalo mi się oceniać inne matki ,, ja tak nigdy nie zrobię” ,, u mnie tak na pewno nie będzie” a gdy w tv zdążyło mi się oglądać super nianie oczy z orbit mi wychodziły jakie te dzieci rozwydrzone a jacy rodzice nieporadni. ..i co? I to że teoria rzadko idzie w parze z praktyką. A człowiek starający się podciągnąć jak najbardziej do tej teorii chodzi sfrustrowany. Ja również uczę się odpuszczac w wieku aspektach przede wszystkim odpuszczac czasem sobie i dobrze mi z tym 🙂 Bo gdy dziecko wychowuje się w ciepłym szczęśliwym domu gdzie na głowę nie kapie gdzie się z nim rozmawia gdzie jego zdanie jest ważnego gdzie traktuje się je jako odrębną jednostkę mającą swoje uczucia i odczucia to zaprocentuje o stokroć bardziej niż cokolwiek innego. A tak na marginesie Aniu uwielbiam Twojego bloga. Ściskam mocno :*

    Aniu, sama także jestem mama 16 msc Werci i logopedą 🙂 i doskonale Cię rozumiem zarówno w sprawach terapii z dzieckiem oraz kontaktach z rodzicami 🙂 inne problemy i dylematy dopiero przede mną, ale dobrze, że jest Ktoś, kto będzie służył radą 😉

    A do tego wszystkiego najgorsze jest porównywanie dzieci do siebie i ocenianie ich przez dorosłych już w przedszkolu dla niektórych zaczyna się”wyścig szczurów”.

    Chyba jestem innym typem nauczycielsko-rodzicielskim. Od początku swojej pracy starałam się traktować rodziców jak partnerów do pracy. Czasem to działało czasem nie. Raz nawet mamusia przedszkolaka strzeliła mi prawie godzinny wykład o tym skąd taka młoda bezdzietna dziewczyna może czerpać wiedzę i od kogo. Odkąd jestem mamą mam określone poglądy na wychowanie swojego dziecka i czasem coś do męża skomentuję, że nie zrobiłabym tak ale…. Nie ma dwójki takich samych dzieci i nie ma identycznych rodziców. 12 miesięcy karmię piersią, jemy wg BLW, na razie Zosia nawet z torta wyjada jedynie owoce. Od urodzenia jest bezsmoczkowa yi od wyjścia ze szpitala bezbutelkowa. Nie oglądamy przy niej TV, co ograbiczyło liczbę odmóżdżaczy. Spotkałam jednak rodziców, którzy robią inaczej i mają fajne zdrowe dzieci.
    Za to często jak czytam Twoje wpisy zastanawiam się dlaczego są tak radykalne. Zabawki przede wszystkim drewniane, zajęcia dodatkowe poza logopedią be.. Szczepienia tylko wg własnego kalendarza. Mało tu na inne wybory.

    To jeden z pierwszych wpisów jakie u Ciebie czytałam. Chodzi raczej o to, że być może masz bardziej stonowane poglądy, ale jak to opisujesz to wygląda na czarne i białe jedynie. Być może się mylę. Wydaje mi się jednak, że jeśli piszesz jako blog edukacyjny warto zaznaczać, że nie wszystko móżna tak polaryzować. Właściwie to nawet jestem Ci wdzięczna za ten wpis, bo choć raz nie pokazuje jedynej prawej drogi wychowywania dzieci.

    I to jest wlasnie sedno! Bloga prowadzi jedna osoba, ktora ma swoje poglądy na dany temat. Na przede cieżko by mi było pisac z innej perspektywy, a nawet nie jestem w stanie sobie tego wyobrazic. Wiem, że to moze wyglądać z zewnątrz na “moja prawda jest najmojsza”;) ale tak wlasnie jest:)

    ita88 Nebule to blog pisany przez Anię, więc oczywiste jest, że jego treść jest odbiciem jej poglądów. Dla mnie to oczywiste. Ja go czytam i lubię, bo te poglądy są mi w większości bliskie, ale nie oczekuję, że pod kazdym postem Ania napisze:” takie jest moje zdanie, ale ty czytelniku możesz mieć inne”. To chyba oczywiste, że nie muszę w 100% zdadzać się z autorem bloga, żeby go czytać, prawda? 😉 Nie odnoszę też wrażenia, żeby Ania wyznawała zasadę, że są tylko 2 opinie na kazdy temat: jej własna i błędna. 😉

    Muszę przyznać, że odkąd jestem mamą to stałam się jeszcze bardziej zasadnicza niż wcześniej :-). Kiedyś jak słyszałam opowieści rodzinne, że jedna babcia dała wnuczce lizaka czy kubusia play do picia wbrew rodzicom i była o to awantura to uważałam, że matka zdecydowanie przesadza. Teraz gotowa jestem skakać do gardła za takie rzeczy nawet tatusiowi dzieci :-). Do jedzenia i telewizji podchodzę zdecydowanie ostrzej niż kiedyś 🙂 Rownież zgodnie z zasadą uczenia się na cudzych błędach staram się unikać za wczasy sytuacji, które widzę wśród obcych dzieci, a które dość mocno podnoszą mi ciśnienie 🙂 Miłego dnia!

    A to bardzo ciekawe zjawisko. Ja miałam kilka założeń sprzed ciąży i raczej moje teorie teraz od nich nie odbiegają.

    Ja widzę, że jako mama zrobiłam się bardziej zasadnicza w jednych kwestiach, a wyluzowałam w innych. Być może moje dziecko wymaga w tych tematach zasadniczości, a inne “nie zepsuje się” nawet jak będzie miało tam więcej luzu. 😉
    Za to luzowania nauczyłam się już podczas porodu. Przyjechałam urodzić SN bez żadnego wspomagania za wszelka cenę, urodziłam przez CC pomimo, że jeszcze 24h wcześniej nie byłam w stanie przyjać do wiadomości istnienia takiej opcji. LOL

    Bardzo mądry wpis 🙂 Nasze ostatnie wieczorne rozmowy z moim mężem dotyczą właśnie odpuszczania naszej córce (Zosia 3 lata). Zawsze staraliśmy się wychować Zosię na idealne dziecko. Tryskająca energią, wulkan energii wręcz! Nie było problemów z jedzeniem, bardzo szybko zaczęła mówić pełnymi zdaniami, sztukę operowania sztućcami też szybko opanowała. Zdolna, wszechstronna, grzeczna. Niestety wiele z tych rzeczy uzyskaliśmy przez gadanie, gadanie, gadanie naszej córce nad głową. Ślęczenie nad nią, ganianie za nią, umartwianie się, zakazywanie….. Po trzech latach batalii mamy cudowną córeczkę, która nie słucha, ignoruje, ironizuje, specjalnie posikuje majtki, tapla się w jedzeniu….. Wymiękła 🙂 My też wymiękamy i odpuszczamy, bo mamy jeszcze 8-miesięcznego synka, który poszedłby za Zosią w ogień i wszystkiego się od niej uczy. Odpuszczamy dlatego, bo nie chcemy już krzyku, chcemy spokoju, żeby nasze dzieci miały w sobie spokój i poczucie, że jeśli zrobią coś złego to mogą nam o tym powiedzieć, a nie to ukrywać, w obawie o naszą reakcję.
    Muszę przyznać, że odpuszczanie działa. Jest spokojniej, chociaż we mnie czasem jeszcze się gotuje… 🙂
    Kurczę! Ja też lubię czekoladę! I mam dosyć ukrywania się po kątach! A Zosia niech sobie zje odrobinę (będzie chciała jeszcze ale jakoś się rozejdzie po kościach) , a podczas kolacji znów zapyta: “Mamusiu? Dlaczego dałaś mi tak mało warzywek?”

    A moja dewiza życiowa brzmi: Nie popadajmy w skrajności! Jedzmy i róbmy wszystko, ale z umiarem.

    Jeny… Mam takie wspaniałe dzieci…

    Asiu, własnie o to chodzi żeby podążać za dzieckiem! Ja też widzę, że jak odpuszczę to wszyscy są szczęśliwi:)

    Dziękuję za ten wpis potraktowałam go bardzo osobiście bo jako mama dwójki kompletnie różniących się dzieci wkurzam się jak ktoś generalizuje í krytykuje moje metody wychowawcze. Nikt nie jest w mojej sytuacji i dlatego uważam że warto się zastanowić zanim się osądzi. Przykĺady mogę mnożyć. Dlaczego ma dwa lata i smoka? Niewydolny wpust żołądka i związane z tym dolegliwości powodują że gryzie własne pięści. Dlatego ! Wady wymowy nie ma! Dlaczego je w wannie, przed tv ? Bo nie jadł i nie pił wcale po kilkanaście godzin. Dlatego ! I mogę mnożyć przykłady

    2, 3 i 4 chyba opierają się w dużej mierze na statystyce, która jak wiadomo jest jednym z rodzajów kłamstwa. 😉 I z tego samego wora są stwierdzenia mam dzieci długo używajacych smoka i butelek, które twierdzą, że ponieważ ich dzieci nie maja wad wymowy, to twierdzenie, że smoki je powodują to bzdura. 😉
    Jesli chodzi o 5-kę to o BLW najwięcej nauczyły mnie mamy mega-niejadków dla których BLW było jedyną szansą, żeby ich dziecko zjadło cokolwiek (np. suchy makaron non-stop). 😉
    Do 6-ki my mamy taką teorię, że dziecko doskonale wie na co może sobie z kim pozwolić. Ciebie o noszenie nie prosi, bo wie, że to bezcelowe. Prosi męża, bo wie, że on ulega. U nas jest to samo. Są tematy, w których jeden rodzic jest miększy i zawsze Madame bezbłędnie uderza w tych tematach do bardziej miękkiego rodzica. 😉 Dlatego w kwestiach, na których nam bardzo zależy, staramy się oboje zachować konsekwencję (udaje się albo nie, jak w życiu).
    Nie uważam natomiast, żeby noszenie niemowlaka skutkowało automatycznie tym, że duże dziecko będzie domagało się noszenia. 🙂
    8-ka w mojej opinii to bzdura. Słodkie jest dobre i porządane – tak działa nasz mózg. Na to nic nie poradzimy. Dla dziecka wychowanego bez cukru, większość słodyczy będzie za słodka, ale to nie znaczy, że nie będzie chciało słodyczy wcale (nie wszystkich, ale jednak). Ok, zapewne jakiś promil ludzkości nie lubi słodkiego wcale, ale tutaj wchodzimy w punkt 2,3 i 4. 😛

    A wracając do generalnej myśli tego posta. TAK, TAK i jeszcze raz TAK. Siedząc sobie wygodnie (no w miarę) na kanapie i głaszcząc rosnący brzuch bardzo łatwo o kategoryczne stwierdzenia Ja też miałam ich mnóstwo( jak napisałam wyzej, już poród zweryfikował moje kategoryczne podchodzenie do tematów). Dziecko weryfikuje wszystkie teorie. I najważniejsze jest, żeby nauczyć się luzować i odpuszczać, bo kurczowe trzmanie się teorii, które nie dają się realizować z naszym dzieckiem, rodzi niepotrzebne frustracje.
    A najlepszym przykładem na to, że nic nie jest czarno-białe jest mnogość poradników w tematach okołodziecięcych, których treść się wzajemnie wyklucza. 😉

    Nie wiedziałam, że Nebule ma takiego adwokata, wiedząc o tym w ogóle bym nic nie pisała. Widać niewiele zrozumiałaś z mojej wypowiedzi skoro tak, a nie inaczej skomentowałaś. Ucieszył mnie taki wpis, bo ukazał że nie każdy rodzic posiada patent na wiedzę i wychowanie. Ani Ty, ani ja, czy Nebule.
    Zresztą tak jak Nebule ładnie zaprzeczyła sobie tak i Ty zrobiłaś komentując sporo komentarzy pod tym wpisem.
    Osobiście więc pasuje jeśli chodzi o dalszą dyskusję, bo mam w sobie odrobinę pokory. I nie posiadam patentu na wiedzę. Miłego dnia 🙂

    ita88, słowo pisane ma to do siebie, że można je różnie interpretować. Ty zarzucasz mi, że źle zinterpretowałam Twój komentarz. Ja uważam, że Ty nie zrozumiałaś mojej odpowiedzi kompletnie. Odniosłam się do zarzutu, że Ty odczytujesz posty tak, że u Ani wszystko jest czarno-białe. Ja tego tak nie odczytuję. Chciałam Ci pokażać, że Twoja interpretacja nie jest jedyną słuszną i można te same posty rozumieć inaczej. Nie jestem niczyim adwokatem. 😛

    Żaden rodzic nie ma patentu na wychowanie wszystkich dzieci świata, a zarazem ma ten patent na wychowanie swojego (niezależnie co o efektach tegoż sądzą inni). Tyle.
    Pozdrawiam Cię serdecznie!

    Brawo Matko Polko 😀 szkoda, że taki tekst nie pojawił się 2, 3 lata temu, kiedy blogosfera wrzała jak tylko pojawił się gdzieś o jedynym słusznym kierunku kp, blw itd…Nigdy nie kumałam tych wojen i nienawiści słodkich matek blogerek, z których wychodziło prawdziwe ja przy tego typu akcjach. Sama karmiłam piersią, ale dostawałam k…cy, jak widziałam ubliżanie i jazdę bez trzymanki w stosunku do matek karmiących butelką czy nie stosujących metody blw….tragedia. Widzę, ze powoli się to zmienia, dzieci rosną a mamusie zmieniają zdanie na wiele poglądów.
    Aniu ja trochę z innej beczki, chciałabym poznać Twoje zdanie. Ze zdumieniem (przyznaje) obserwuje mamy dzieci (a właściwie córek) w wieku przedszkolnym. Dzieci odzianych wyłącznie w czernie, brązy, beże tudzież musztardę, dresowe sukienki do kostek w kolorze szarym i spodnie dresowe z krokiem do kolan :/ Dlaczego ze zdumieniem? bo przedszkole zweryfikowało wieleeeeew w tej kwestii. Kiedy ja wieczorem wyciągam dwie propozycje stylóweczek (zgodnych z najnowszymi trendami i w stonowanych kolorach) moje dziecko uderza w płacz, bo ona nie chce np. czarnych rajstop i szarej sukienki tylko bluzkę w kolorze wściekły róż z brokatem i najlepiej Elzą! bo (uwaga) Zuzia tudzież inna Maja czy Zosia nie lubią takich kolorów (bo są chłopakowe) i jak oznajmiła mi moja córka ona również woli fiolet i róż i duuuużo brokatu.
    Ogólnie mimo wszystko staram się mieć wpływ na garderobę mojej córki i idę na mały kompromis bo widząc autentyczny smutek córki i gorsze samopoczucie że ma bluzkę w kolorze “chłopakowym” a nie coś według niej szałowego, odpuszczam. Oczywiście dbam by nie wyglądała jak choinka cała w różu i krainie lodu, ale nie do końca jest tak jak ja bym sobie to wyobrażała. Pytanie więc moje widząc dzieci mam-blogerek ubranych wyłącznie stylowo, czy nigdy nie spotkały się z tym, że dzieci w przedszkolu chcą wyglądać nieco inaczej? a najbardziej na topie jest aktualny bohater z kreskówek? Tylko błagam nie zarzucaj mi że wychowałam dziecko na pustaka, dla którego wygląd jest najważniejszy – właśnie nie!:D dopiero zderzenie z presją grupy przedszkolnej otworzyło mi oczy.

    Świetny komentarz, dzieki! Wiesz co ja tez byłam kiedy taka, że myslalam o istnieniu jedynej słusznej drogi. Jednak zycie to zweryfikowało.
    Hehhe, fajny temat! My tez mamy raczej stonowane ciuchy, ale jest kilka perełek np. z brokatem. Nie sa to jednak koszmarki z Elsa lub innymi. Lilka jakos fazy na to nie ma. W przedszkolu dzieci chodza rożnie ubrane, ale widzę, że ona zupełnie na to nie zwraca uwagi. Ta identyfikacja z grupa chyba nie jest jeszcze tak silna. Z tego co wiem dzieci innych blogerek maja takie ciuchy tylko nie wstawiają takich zdjec;). Takie zakrzywienie rzeczywistości;)

    hahah no chyba, że tak 😉 bo serio zaczęłam się zastanawiać czy to może zależy od miejsca zamieszkania, tudzież innego czynnika.
    Moja córka chodzi drugi rok do przedszkola i o ile jeszcze w zeszłym roku (nie wspominając słodkich czasów przed przedszkolem kiedy wszystko co założyła mama było dla niej bosko piękne) jakoś obyło się bez ubraniowych dramatów, tak w tym roku niestety “chłopakowe” kolory są odrzucane z pogardą 😀 no ale w końcu to ona ma być szczęśliwa i czuć się “fajowo”, a mi jak na razie JESZCZE udaje się to jakoś w miarę ogarnąć 😉
    Pozdrawiam serdecznie:)

    Super wpis. Ja poza tym co opisałas doświadczyłam jeszcze jednej lekcji macierzynskiej (chyba najbardziej bolesnej) tj. Postęp równa się regres. Nie można spoczywać na laurach i cieszyć się że o juz coś wspólnie osiągnęliśmy bo tuż za rogiem czeka na nas porażka. Im szybciej to zrozumiemy tym łatwiej przyjdzie nam je przeżywać i iść powoli na przód.

    Mój Synek ma już 2 lata i właśnie różnie jest z tym jedzeniem. Najchętniej jedzone są parówy! A zarzekałam się, że przecież moje dziecko nie będzie jadło takiego syfu! Ach…
    Myślałam, że nie ma sensu kupować tej książki, bo Synek taaaaaki duży, ale chyba się skuszę, bo naprawdę zachęcasz swoją recenzją. Nie spodziewałam się, że można tam wyczytać takie newsy, że warzywa i owoce można by było wprowadzać dopiero po 3 roku życia…
    Dzięki!

    Oj tak, im dłużej jestem mamą to większość teorii mogę o kant kuli…
    Dla mnie teraz największym wyzwaniem jest noszenie. Nie nosiłam mojego dziecka jak było niemowlęciem tyle ile noszę teraz. Tłumaczę sobie, że ona ma straszną potrzebę bliskości teraz, może przez ten “bunt 2latka” i wszystkie emocjonalne fazy z nim związane, ale zrozpaczone “Mamus tuli, tuli mamus” u nas jest na porządku dzienny. No i plecy mi przy tych jej 11kg wysiadają 🙁 A jak się buntuje mam podobnie jak ty, ryk i frustrację i nawet tulenie na klęczka nie pomaga … :/

    Mam koleżankę, która swojego 6- latka karmiła jeszcze piersią. Dziecko autentycznie chore non-stop. Antybiotyk za antybiotykiem, bo nie były to “zwykłe” przeziębienia.
    Moje dziecko ssało smoka prawie do 1 roku życia i waliło butlę do czasu pójścia do przedszkola (zwykle rano) i nie ma wady wymowy ani zgryzu.

    Ja teorii miałam sporo, głównie na temat jedzenia:) Szło nieźle, aż nie poszedł do przedszkola… i nagle “Jaś nie je pietruszki” i koniec. Oczywiście faza minęła i już Tymon pietruszkę je, ale za to mamy fazę “Ble fuj…” Czekam aż minie:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

Bądź z nami na bieżąco
Dołącz do nas na Facebooku
NEBULE NA FACEBOOKU
Możesz zrezygnować w każdej chwili :)
close-link