Wpis o podobnej tematyce pojawił się u mnie w ostatnim tygodniu… postanowiłam rzucić wszystkie diety i poszukać równowagi w żywieniu ( i właśnie za to słowo pochwaliła mnie pani Zuzanna w komentarzu )… moj szesciolatek nie podzielil sie ze mna czekolada, bo sie odchudzam – to daje do myślenia … i znowu dochodzimy do trudności jakie stoją przed współczesna kobieta, łączenie ról …. mamy, kobiety , żony … jest coś jeszcze – nasza Polska mania chudości ….
ja karmie 3 miesiąc i normalnie to mogła bym jeść cukier lyzka. Mam niesamowita ochotę na słodkie. Zjadłam ostatnio tabliczkę czekolady na raz i miałam ochotę na więcej.
Bardzo ciekawy tekst, jestem aktualnoe na etapie rozszerzania diety naszego synka, wybrałam metode BLW, mam nadzieje że sie uda i nie bedziemy mieli niejadka???? A jeśli chodzi o ocene rodziców oczami naszych maluchów, to prawda dla nich jesteśmy najpiękniejsi????????????
“…Ale jeśli my pokażemy dzieciom, że ze słodyczy można mądrze i bezpiecznie korzystać, to będą to wiedziały przez resztę swojego życia ????” Mądry post, lecz jeszcze fajniej by było, gdyby napisano tak konkretnie: ile słodyczy i jak często można podać dziecku, by uznać to za bezpieczne… Mój synek chętnie jadłby deser codziennie. Kiedyś stosowaliśmy metodę “słodycze tylko w niedzielę”, lecz siłą rzeczy – a to jakiś prezent, a to urodziny, czy jakaś inna okazja w środku tygodnia – trudno było mi wytłumaczyć kiedyś dwu – a teraz już trzylatkowi takie odstępstwa i utrzymać restrykcyjny plan. Nie podaję dziecku słodkich jogurtów, gotowych deserków, batoniki tylko zbożowe, “zdrowy” lizak, czasem piekę coś na ksylitolu, lecz zawsze trafi się ktoś, kto poczęstuje syna cukierkiem, bądź innym badziewiem… i przyznam, że sama nie wiem, co mu w takiej sytuacji powiedzieć. Czy mówić dziecku wprost,że takie słodycze są niezdrowe?
Każdy powinien sam ustalić “ile” to jest wsytarczająco. Mi już weszło to w nawyk, sama raczej nie kupuje (ale zdarza się, że w sklepie Lilka mnie bardzo prosi o coś to ulegam, ale jest to może raz w miesiącu). Mamy trochę zdrowych słodyczy i nimi się ratujemy;)
Moja córka po narodzinach bardzo szybko zaczęła tyć. Przez ponad rok karmiłam naturalnie, więc nikt się tym nie przejmował. Później zdiagnozowano u niej niedoczynność. Pomimo, jak uważaliśmy, zdrowej diety wciąż tyła (mając 104 cm ważyła 24,5kg..). Zdecydowaliśmy ruszyć do dietetyka. Odstawiliśmy gluten, mleko krowie i produkty mleczne, cukier. Wprowadziliśmy zdrowsze nawyki (np. regularne posiłki). Efekt był natychmiastowy. Historia jest o wiele dłuższa, ale odnośnie wpisu najważniejsze jest to, w jaki sposób córka dostosowała się do nowych zasad – praktycznie bezproblemowo. Zmiany dotyczą oczywiście nas wszystkich. Dużo rozmawialiśmy z nią o zdrowiu, dobrym samopoczuciu itp. Od czasu do czasu chodzimy też z nią na “świadomowe zakupy”, kiedy uczymy się, jakie zdrowe przekąski możemy wrzucić do koszyka (czekolada gorzka z dużą zawartością kakao, koktajl owocowy, sezamki z miodem). Nie wyeliminowaliśmy słodkości, bo tak jak zostało wspomniane, za kilka lat dziecko może się rzucić w ich wir. Uczymy umiaru i dobrych wyborów. Jest tak wiele fajnych alternatyw, że nie ma czego żałować. Ograniczenia, okazuje się, są w naszych głowach. Dzieci zaś mają niezwykłe zdolności adaptacji do nowych sytuacji 🙂