fbpx

Potrzebna cała wioska

Przez 9 miesięcy byłaś w centrum zainteresowania. To Tobie od progu podstawiano krzesło i pytano jaką chcesz herbatę. Nie, nie taką? To zaraz znajdziemy inną, lepszą. Musisz mieć najlepszą, bo nosisz w sobie życie.

Komplementów nie umiałaś przyjmować, bo te 20 kg wg Ciebie pojawiły się z tyłu, a nie z przodu – jak wszyscy uważali. Drzemka o 17, tak! Cichutko, bo mama śpi.

I  w ten jeden dzień wszystko się zmienia.

Urodziłaś – i te kilka dni po porodzie jesteś bohaterką. Wszyscy (jeszcze) pytają jak się czujesz. Leżysz w szpitalu lub w domu i dostajesz obiad pod nos i deser nawet. Chwała Władzy za te 2 tyg tacierzyńskiego, bo wioska, która była kiedyś znacznie większa zawęziła się do małej 2- osobowej komórki społecznej.

Mąż poda, przyniesie, przewinie. Ten czas mija jak 2 dni i zostajesz SAMA. A gdzie moja pomoc na te 4 tygodnie do końca połogu?

Po pierwszym porodzie byłam bohaterką! “Super się czuję”, “Taaak, dam sobie sama radę”, “No pewnie, że ugotowałam zupę”. Posprzątane, dziecko nakarmione, a ja nawet umalowana i nie w dresie. Każdy przychodził i pędził do małego, białego łóżeczka zobaczyć ten cud. A ja dawałam radę. Dlaczego miałabym nie dać.

Gdybym powiedziała: “Wiesz, nie daję rady ugotować obiadu, sprzątnąć i dzieckiem się zająć” to by mnie do psychologa wysłali, że przecież krów nie muszę rano doić i do lekarza iść z dzieckiem 5 km na piechotę. Niby teraz łatwiej. Fizycznie pewnie łatwiej. Nie dziwne, że jak tylko mąż przekraczał próg to po 2 min miał wręczone dziecko.

Polskie społeczeństwo stawia bardzo wysokie wymagania wobec młodych matek. Zarówno w sferach związanych z macierzyństwem jak i byciem Perfekcyjną Panią Domu. Mając w domu nawet tylko jedno małe dziecko jest to zwyczajnie trudne.

A jeżeli trafi nam się wyjątkowo wymagający egzemplarz często niewykonalne. “Ja sama”- to nasze drugie imię. Boimy się prosić o pomoc. Publiczne przyznanie się, że ma się pomoc np. do sprzątania często jest potępiane. Dlaczego? W innych krajach jest to zupełnie normalne. Tylko w Polsce MUSISZ wszystko robić sama, choćby z dzieckiem na rękach.

Wiecie jaki był najlepszy prezent jaki dostałam od pewnej marki na Dzień Matki?

Nie kolejne kocyki czy kosmetyki do pielęgnacji niemowląt. Przysłali mi zapas obiadów na tydzień. Takich, które tylko się podgrzewa i gotowe. A do tego zdrowe, bo bez sztucznych składników. Wymarzony prezent.

Moje drugie macierzyństwo jest zupełnie inne. Nie boję się prosić o pomoc. Raz na dwa tygodnie przychodzi Pani posprzątać nam mieszkanie. Broniłam się przed tym dwa lata, bo to tak jakbym przyznała się do porażki. A ja się tego nie wstydzę. Wolę zatrudnić kogoś do pomocy przy domu, niż kogoś do opieki nad dziećmi. Do tego też pewnie niedługo dojrzeję, bo chciałabym raz na jakiś czas wyjść z mężem bez dzieci.

I co z tą wioską?

“To naprawdę wyjątkowa sytuacja w historii ludzkości, by noworodkiem  opiekowała się stale jedna osoba”- J. Dąbrowska

Dlatego kiedy w perspektywie miałam bycie słomianą wdową przez tydzień wybrałam podróż do mojej wioski. Właśnie po pomoc. Potrzebowałam tego bardzo – zająć się tylko dziećmi (a i nimi zajmował się czasami ktoś inny). Niczym innym. Odpoczęłam, spędziłam czas tylko ze starszym dzieckiem i naładowałam akumulatory na dalsze życie z daleka od mojej wioski, czyli ludzi, którzy chętnie nam pomagają.

Poniżej nasze migawki z tego wyjazdu, gdzie w spokoju mogłam znów wziąć aparat do ręki i uwiecznić te chwile.

20160606-DSC_7712
20160606-DSC_7723
20160607-DSC_7737
20160606-DSC_7714
20160607-DSC_7738
20160606-DSC_7727
20160607-DSC_7747
20160606-DSC_7736
20160607-DSC_7764
20160607-DSC_7766
20160607-DSC_7781
20160607-DSC_7784
20160607-DSC_7791
20160607-DSC_7799
20160607-DSC_7805
20160607-DSC_7803
20160607-DSC_7810
20160607-DSC_7815-2
20160608-DSC_7823
20160608-DSC_7830
20160608-DSC_7851
20160608-DSC_7855
20160608-DSC_7872
20160608-DSC_7895
20160608-DSC_7912
20160608-DSC_7926
20160608-DSC_7869
20160609-DSC_7949
20160609-DSC_7959
20160610-DSC_7961
20160610-DSC_7987
20160610-DSC_7993
20160610-DSC_8008
20160611-DSC_8026
20160611-DSC_8025
20160610-DSC_7966
20160610-DSC_7976

Lilki sukienki  i rampers w kaktusy Lindex

Moje sandały Next

Lilki trampki żółte Igor

Jula śpiwór w traktory Gro

Otulacz z ostatnich zdjęć Pink no more

Wózek Bugaboo Bee 3

Chusta Hoppediz 

Pomadka Bourjois (moje odkrycie!)

Komentarze

    Mam pytanie odnośnie trampek Lilki, czy te trampki Igor są raczej na szerszą stopę, czy na węższą? Moj syn ma wąską stópkę i nie wiem czy ta gumka będzie mu trzymała ją. A niestety nie znalazłam sklepu, żeby można byłoby przymierzyć je.

    ooo super, własnie miałam pisać z tym samym pytaniem!! Moja też ma bardzo szczupłą stopę i wiele bucików wygląda na za duże, mimo że są dobre…

    a jaki rozmiar na jaką długość stopy wzięłas?

    rozmiar 26 na 15,5. Lila normalnie nosi 25.

    Ja pamiętam moje początki macierzyństwa i nie było lekko… moja mama chciała z nami zamieszkać na 2 tygodnie nie zgodziłam się po pierwsze dlatego, że bardziej by mi ona przeszkadzała niż pomagała i po drugie chciałam SAMA poradzić sobie.

    Tak jak w tym pierwszym cytacie, który przytoczyłaś sama chciałam dać radę, pokazać, że potrafię się odnaleźć w nowej sytuacji. Prałam, gotowałam, sprzątałam jak szalona, jednocześnie nie dosypiając… Pamiętam jak raz na spacerze szłam w pół śnie i dobrze, że byłam oparta o pchany przeze mnie wózek, bo bym się chyba wywróciła.

    Mój Staszek nie brał tacierzyńskiego, bo pracował wówczas na umowie śmieciowej i często mi go brakowało. Brakowało mi też spotkań z innymi matkami, tego jak fajnie było na zajęciach szkoły rodzenia. Mijałam inne matki wózkowe na spacerach, myśląc, że fajnie byłoby się spotkać wymienić uwagami. Gdy mój Duda miał kilka miesięcy powstał w moim mieście klub mam i to była super inicjatywa. Chodziłam na spotkania regularnie poznałam kilka fajnych mamusiek. Taka moja mała wioska.
    Fotorelacja z wyjazdu jest świetna, tęsknię za wsią, którą wspominam z czasów dzieciństwa…

    Masz szczęście, że ktoś Cię traktował jak bohaterkę. Ja w dniu, w którym miałam termin porodu wysyłałam na poczcie 11 paczek – każda po kilogramie. Tydzień później 40-godzinny poród zakończył się cesarką. Moje niemowlę krzyczało 20 godzin na dobę, prawie w ogóle nie spało, a ja byłam bliska depresji. I głodna. Okropnie głodna, bo Korni była uczulona chyba na wszystko.

    W kolejnej ciąży byłam już pół roku później i była to ciąża zagrożona. Mąż wychodził do pracy z samego rana i wracał ok 17, a ja sama – słaba, otumaniona Relanium, z niespełna rocznym (wciąż płaczącym) dzieckiem przy boku. Potem druga cesarka i do domu. Mąż w pracy. Ja z dwójką dzieci w pieluchach, sama non stop na środkach przeciwbólowych i ze świadomością, że moja ciężko chorująca mama już nie wyzdrowieje. Trzy miesiące później z dwójką malutkich dzieci przy boku jeździłam do hospicjum, a niedługo potem moje córki nie miały już babci.

    Nie pamiętam ani jednego błogiego dnia ciąży i ani jednego radosnego dnia jako młoda mama. Nigdy nie miałam swojej wioski.

    Droga Małgosiu,
    Twoja historia przyprawiła mnie o dreszcze. Słowa od obcej osoby pewnie niewiele wniosą do Twojego życia, niemniej przyjmij moje wyrazy współczucia z powodu straty mamy oraz współczucia wobec sytuacji związanych z Twoim dubeltowym macierzyństwem.

    Można tylko gdybać, ile kobiet jest w podobnej sytuacji. Ile kobiet codziennie walczy z niewyspaniem, z przemęczeniem. z frustracją wywołaną płaczem dziecka, dietą czy choćby kolejnym biustonoszem, na który dziecko solidnie ulało. Tłumaczę sobie w głowie to, co nie raz słyszałam od mojej, że kobieta, szczególnie ta, która jest matką, zawsze sobie poradzi. A to, co przeżywamy, z jakimi demonami mierzymy się każdego dnia i każdej nocy, wiemy tylko my.

    Życzę Ci, byś mimo trudnych początków macierzyństwa dziś odnajdowała w nim radość i spełnienie. Wszystkiego dobrego!
    M.

    Małgosiu, bardzo mi przykro z powodu Twoich doświadczeń. Twoja historia dowodzi jak wiele kobiety mogą udźwignąć na swoich barkach.
    Pozdrawiam Cię ciepło i zaglądam na bloga:)

    Ech… Trudno się przed sobą przyznać, ale i ja nie potrafiłam i nadal nie potrafię prosić o pomoc. A przecież tak fajnie by było wrócić do regularnych ćwiczeń na siłowni, wyjść samej do fryzjera czy na manicure, albo spotkać się z koleżankami bez małego obserwatora każdego mojego ruchu. 😉

    Każda z nas, matek, pisze zupełnie inną historię. Jedna będzie miała “złote dziecko”, które je i śpi, a z czasem pomiędzy spaniem i jedzeniem bawi się, głuży i śmieje. Druga będzie narzekać na kolki, brak drzemek dziecka i konieczność ciągłego noszenia dziecka na rękach. Jeszcze inna będzie chodzić półżywa z niewyspania i zmęczenia, ale za nic w świecie nie powie o tym swoim bliskim (zwłaszcza koleżankom z wioski!). Bo, co ludzie powiedzą?!

    Każda historia jest inna i każda wymaga innego podejścia, innej pomocy (bliskich, psychologa, a czasem psychiatry). “We are all unique”, jak czytamy na piżamce L. – lepiej bym tego nie ujęła. 🙂

    Uściski,
    M.

    Przy pierwszym dziecku, ja też nie chciałam się przyznać. Teraz o wiele łatwiej mi to przychodzi. Nie zarywam nocy, bo muszę coś w domu zrobić tylko idę spać. Świat się nie zawali.

    Pamiętam kiedyś widziałam program o afrykańskiej wiosce, w której kobieta po porodzie miała zakaz wstawania po porodzie specjalnie dla niej gotowano posiłki i pilnowano aby miała utrzymaną odpowiednią temperaturę w tym celu miała rozpalony mały ogień pod łóżkiem co miało sprzyjać rozwojowi laktacji.Niestety u nas podstawowa opieka nad kobietą po porodzie to najczęściej fikcja położna wkracza do nas i od progu trzeba wypełnić jej stos papierów ach po prostu szkoda gadać

    Doskonały przykład! Ostatnio w Charakterach czytałam artykuł, w którym było napisane, że w afrykańskich wioskach jedna osoba zajmuje się 1 dzieckiem przez 20 minut i idzie dalej w ręce sióstr, braci, ciotek, babek…

    no właśnie cała wioska!
    Gdy została mamą bliźniaków a moja wioska była ponad 2 tyś kilomentrów ode mnie to było wyzwanie.
    Czasem jeżdżę do tej wioski aby podreperować się i odpocząć.
    Gdy ktoś chociaż ugotuje obiad lub pozmywa po obiedzie to już taka duża pomoc.
    No nic weszłam tutaj na chwilę, przeczytałam i zmykam do mojej sterty naczyń w zlewie które muszę zmyć sama, obiad też sama zrobiłam i zaraz idę sama pobawić się z dziećmi.
    Mąż w pracy a wioska daleko.
    Nic to.
    Ściskam mocno:*

    Dlatego myślę, że trzeba sobie budować wioskę daleko od domu- jeżeli jesteśmy do tego zmuszeni. I nikt nie powinien mieć wyrzutów sumienia, że korzysta z pomocy.

    Odniosę się tylko do zdjęć, bo odnośnie mojego macierzyńskiego padłoby dużo westchnień, zbyt dużo narzekania wynikającego z besilności wobec wymagań, które sobie stawiam i nie mogę przestać, pytań jak pogodzić potrzeby dwójki bez poczucia żalu i krzywdy jednego etc…itp…

    Ania, muszę napisać, że zdjęcia wyszły zawodowo- to znaczy widać jak każdy z tych momentów wart był złapania za aparat, brak przypadkowości i czułość spojrzenia!

    Ehh, ja też ma dużo wątpliwości w tym temacie;)

    Dziękuję bardzo, kiedy nie ma się 1000 spraw na głowie, dzwoniącego telefonu to bardzo łatwo złapać ten moment. Mam nadzieję, że będę w stanie robić tak co jakiś czas, bo szkoda stracić te chwile.

    Jak to się teraz mówi – brawo Ty 🙂 Życzę jak największej liczby osób w wiosce 🙂

    Hi, hi, ja mam jutro urodziny i poprosiłam rodziców, by w prezencie zabrali moje dzieci gdzieś na cały dzień, żebym mogła poleniuchować i spędzić czas z mężem 😀

    Jestem po weekendzie w mojej wiosce, dokąd uciekłam przed upałami. Nie było tam wcale wiele chłodniej, ale za to mogłam się w pełni poświęcić mojemu kwękającemu niemowlakowi, nie mając przy tym na głowie całego domu.

    Strasznie trudno jest czasem samej. Ale to kultura nam to załatwiła.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

Bądź z nami na bieżąco
Dołącz do nas na Facebooku
NEBULE NA FACEBOOKU
Możesz zrezygnować w każdej chwili :)
close-link