fbpx

Przerwane oczekiwanie

  • CIĄŻA
  • 4  min. czytania
  •  komentarze [137]

Ostatnimi czasy tak dużo dyskutuje się na tematy zdrowia kobiet. Szkoda, że w taki sposób i przez osoby nieuprawnione do tego. Nie będę w tym wpisie  odnosić się do obecnej sytuacji politycznej, ale chciałabym napisać w tym kontekście o ważnej dla mnie sprawie.

Chciałabym uniknąć pompatyczności oraz nadmiernego ładunku emocjonalnego. Te słowa układałam w swojej głowie przez półtora roku i dopiero teraz jestem w stanie przelać je na wirtualny papier.

Dodam też, że ten wpis nie jest po to, żebyście nam współczuli. Takie sytuacje dzieją się w co czwartej rodzinie, ale mało kto decyduje się na rozmowę na ten temat. Kiedy nas to spotkało po raz pierwszy, szukałam właśnie takich słów jakie poniżej napiszę. Tak bardzo potrzebowałam rozmowy z osobą, która przeżyła to samo co my. Niestety nie znalazłam.

Wiem, że wielkim dla Was szokiem było ukrywanie ciąży. Myślę, że każdy z Was mnie jeszcze bardziej zrozumie, bo to nie była moja druga ciąża, tylko czwarta.

Z czym Wam się kojarzy ciąża?

Jeszcze w czerwcu 2014 była dla mnie czymś niesamowitym. Okresem tak cudownym, zupełnie bezproblemowym oraz przepełnionym marzeniami. Zwłaszcza, że miałam taką piękną ciążę z Lilką. Głaskałam się po brzuchu, chodziłam na ćwiczenia dla ciężarnych oraz objadałam się  ogórkami kiszonymi. Z takim samym entuzjazmem przeżywałam następną ciążę, która niestety bardzo niespodziewanie zakończyła się w 12 tc.

Beż żadnych niepokojących objawów, dzień przed usg genetycznym dowiedziałam się, że serduszko nie bije od 8 tc. Nie bardzo już pamiętam ten czas, bo nie chce pamiętać.

Przeżyliśmy ogromny szok, żal, ból i przeszliśmy długą żałobę. Świat nam się zawalił, bo nic nie wskazywało na to, że w styczniu nie będę trzymała na rękach mojego drugiego dziecka. Musiałam pożegnać w myślach właśnie to wyobrażenie, że pcham wózek w śniegu i ubieram dziecko w kombinezony, a na lato to ono już będzie siedzieć i zasuwać świeże warzywa.

Właśnie te myśli i marzenia musiałam pożegnać, bo wtedy ciąża oznaczała dla mnie to, że będziemy mieli dziecko.

Za drugim razem podeszliśmy już bardziej sceptycznie. Nie cieszyliśmy się, podeszliśmy do tej drugiej kreski z dużym dystansem, mając w głowie doświadczenia sprzed kilku miesięcy. Niestety i tym razem się nie udało, tylko dużo wcześniej. Ciążę straciłam w Wigilię.

To nie mogła być już głupia statystyka. Wiedziałam, że coś przeszkadza nam w tej drodze. Jeszcze wtedy nie zdawałam sobie sprawy, że aż tak dużo.

Cieszę się, że w końcu w Polsce więcej się mówi o straconych ciążach. Każdy ma prawo przeżywać ten czas na swój własny sposób. Po naszych doświadczeniach mam niestety trochę żal do lekarzy, że jednak z takim entuzjazmem podchodzą do każdej drugiej kreski.

W mojej przychodni przed każdą pierwszą wizytą w ciąży (nawet już w 5tc.) zakłada się książeczkę ciąży i wylicza się termin porodu. Dlaczego? Przecież ciąża wcale nie oznacza tego, że będzie się miało dziecko.

Niestety. Mój lekarz na początku każdej wizyty wyciągał to cholerne kółeczko i mówił kiedy mam termin porodu. A my, kobiety tak bardzo lubimy planować. Myślimy od razu jak to będzie, że latem to będzie gorąco z brzuchem, a zimą to ciężko buty z brzuchem będzie założyć. Przecież może być różnie i co czwarta ciąża nie zakończy się właśnie tak. A będzie ból, cierpienie i litry łez.

Po moich przejściach najchętniej poszłabym na pierwszą wizytę w 13 tygodniu ciąży – taka jak się dzieje w wielu krajach, a wcześniej nie robi się usg. Co z tego, że zobaczymy te malutkie bijące serduszko? Które tak naprawdę bez żadnej wyraźniej przyczyny może przestać bić?

Kiedy felerny 2014 się skończył, stwierdziłam, że statystyka nie mogła zadziałać na naszą niekorzyść aż dwa razy. Zaczęłam drążyć i czytać na ten temat. Trafiłam na pewną profesor, która zaczęła nas diagnozować.

Nie bez przyczyny napisałam Wam posty o witaminie D3 i przygotowaniach do mojej czwartej ciąży (a dokładniej o mutacji MTHFR). Po tym wpisie dostałam od Was dziesiątki meili. U każdej z Was występowały poronienia i szukałyście przyczyny.

Ten wpis jest właśnie po to żeby pomóc kobietom, które straciły ciąże.

Warto zacząć diagnostykę jeżeli poroniłyście co najmniej 2 razy. Mało tego, jeżeli było to 3 razy to diagnostyka przysługuje Wam na NFZ i nazywa się już “Poronieniami nawykowymi”.

Każdy przypadek jest inny, ale po godzinach wertowania internetu doszłam do wniosków, że w wielu przypadkach przyczyny strat są podobne. Istnieje nawet coś takiego jak: “żelazny zestaw”, który wypisuje kilku lekarzy w Polsce, a większość niestety radzi starać się dalej bez jakiejkolwiek terapii i leków skazując kobiety na dalsze niepowodzenia.

Miałam nie pisać o moim przypadku, ale moje schorzenia są tak bardzo powszechne, że naprawdę wiele kobiet je ma i nawet o tym nie wie.

Pierwsza kwestia: lekka insulinooporność (przed planowaną ciążą  i do 20 tc. byłam na diecie o niskim IG oraz przyjmowałam leki na obniżenie glikemii, niedobór wit. D3 (miałam skrajnie niski poziom, który może również przyczyniać się do aktywowania wielu chorób z autoimmunologii), mutacja MTHFR A198c heterozygota (jest to lżejsza postać tej mutacji i wymaga suplementacji metylowanym kwasem foliowym, metylowaną wit B12 i aktywną postacią B6).

Mutacja MTHFR najpewniej spowodowała u mnie mikrozakrzepy, które zakończyły poprzednie ciąże. W profilaktyce przed ciążą brałam leki rozrzedzające krew i kontynuowałam je w ciąży. Doszły również zastrzyki przeciwzakrzepowe w brzuch, codziennie. Profesor, którą wspominałam wyżej zaleciła mi mnóstwo badań i te akurat okazały się być zasadne.

Wtedy przyszła ulga

Kiedy już znałam diagnozę było mi lżej. Moją głowę zajęły badania, wizyty i dieta, na której zrzuciłam 10 kg. Udało mi się przepracować tamte straty i wiedziałam, że jak już znajdziemy przyczynę to się uda. I to właśnie na końcu tej ciąży, która była bardzo trudna stało moje ukochane dziecko.

Najtrudniejsze były te 12 tygodni. Niestety los jeszcze trochę nas doświadczył. W 8 tc na IP kiedy już żegnałam moje marzenia o dziecku dowiedziałam się o krwiaku, który jest dość powszechny przy tym zestawie leków. Na szczęście po kilku tygodniach się wchłonął.

Czas do 12 tygodnia, był dla nas najgorszy. Starałam się nie cieszyć, nie myśleć i niczego nie planować. Żyłam dniem dzisiejszym i nie oglądałam żadnych wyprawkowych rzeczy.

Jeszcze na usg genetycznym po bardzo dokładnych pomiarach pani doktor stwierdziła przezierność karkową w samej górnej granicy normy. Stres dał za wygraną i zrobiliśmy z mężem test NIFTY.

I kiedy w 13 tygodniu ciąży odbierałam wynik, że będziemy mieli zdrowego synka byłam najszczęśliwsza na świecie.

Trochę dziwnie się z tym czuję, że piszę Wam na ten temat, bo szanuję naszą prywatność. A ta sprawa jest dla nas bardzo intymna, ale wiem, że tymi słowami pomogę wielu kobietom. To normalne, że traci się ciąże. Nie tylko Was to spotyka. Nie czujcie się w tym osamotnione. Szukajcie przyczyny, zmieniajcie lekarzy i się nie poddawajcie. Wierzę, że tym postem dałam Wam nadzieję. Nadzieję na spełnienie Waszego największego marzenia.

Komentarze

    Aniu, piękny i odważny wpis. Wielkie Ci za niego dzięki. Ja mam za sobą jedną, szczęśliwą, bardzo udaną ciążę, w której czułam się świetnie, a na końcu bez problemu urodziłam zdrowego, pięknego chłopca. Mam nadzieję, że to jednak nie koniec powiększania naszej rodziny. Twój wpis bardzo otwiera mi oczy, bo przecież to, że pierwsza ciąża była tak “książkowa” nie oznacza, że nigdy nie doświadczę straty. Z osobami, które znam, które straciły ciąże, nie rozmawia się o tym, jakoś niezręcznie jest pytać, dlatego jeszcze raz wielkie dzięki za podzielenie się swoimi trudnymi doświadczeniami. Jestem pewna, że pomożesz tym wielu kobietom.

    Dziękuję! Wiesz, ja też tak myślałam, że skoro pierwsza ciąża była książkowa to i następna taka będzie.
    Wiem, że to wina mthfr, która właśnie się aktywowała po pierwszej ciąży.

    Super Aniu, że to napisałaś, ja również nie chwaliłam się swoją drugą ciążą. Teraz wiele osób dziwi się skąd mam tyle cierpliwości i to do dwóch (no..trzech), ale po tym jak przeleżałam większość ciąży i nie mogłam cieszyć się na wyrost, to doceniam każdą sprawę, nawet te trudne chwile. A ja również nie byłam długo zdiagnozowana.

    Kasiu, wiem o czym mówisz. Julek teraz ząbkuje i całymi dniami noszę go na rękach. Absolutnie mi to nie przeszkadza. Tak bardzo się cieszę, że mam kogo nosić.
    Cudną masz gromadkę!:)

    Aniu, dziękuję Ci za to, ze dzielisz się z kobietami tak trudnymi przeżyciami. Moja piwersza ciąża też była bezproblemowa i zakończona cudnym porodem, druga i trzecia zakończyła się dokładnie jak Twoje – może w gorszej scenerii – moje dwuletnie wtedy dziecko trafiło dokładnie w tym samym czasie z zagrożeniem zdrowia i życia do szpitala dziecięcego – w środku zimy w sezonie szalejącej grypy. Horror… Nie ukrywam, że boję się podejść do ciąży numer 4. Lekarz przepisał mi podobny do Twojego zesaw leków. Twój Julek daje nadzieję! 🙂

    Aniu, dziękuję za te słowa. Współczuję Ci przeżyć. U nas też jakoś właśnie wtedy u Lilki padło podejrzenie choroby serca. Na szczęście wszystko było ok. Że też my- kobiety musimy tyle przechodzić!
    Trzymam mocno kciuki za Was!

    Przykro mi, że miałaś takie doświadczenia. Ale jak się rozejrzysz wokół zobaczysz mnóstwo kobiet w podobnej sytuacji. Zresztą widać to po komentarzach.

    Moją pierwszą córkę urodziłam w 17 tc. Zespół Edwardsa. Przypadek 1 na 5000.

    Wtedy niestety nie miałam nikogo po takich przejściach. Wydawało mi się, że to tylko ja jestem taka felerna.
    Cieszę się, że Tobie się udało i masz wspaniałe dzieci. Zaglądam do Was czasami:)

    Podziwiam Cię, że zdecydowałaś się to opisać, bo domyślałam się dlaczego “ukryłaś” ciążę. Wiem, że nie napisałaś tego dla współczucia, ale jednak bardzo ci współczuję i cieszę się razem z wami, kiedy widzę Jula.

    Aniu, wiesz- ten dzisiejszy post to zwieńczenie mojej żałoby po tamtych wydarzeniach. Wiem już, że przepracowałam to w mojej głowie.
    Dziekuję!

    Rodziłam dwa razy w Danii, tam gdzie na pierwsze usg przychodzi się dopiero po 12 – 13 tygodniu ciąży. Tak jak sama napisałaś, jest to dobre wyjście, choć dla osób z Polski było nie zrozumiałe dlaczego nikt wcześniej nie sprawdzi czy z dzieckiem wszystko jest ok. Tam zakładają, tak jak piszesz, że wszystko może się zdarzyć pomimo, że z początku wydaje się, że jest ok. Współczuję Ci straty dwójki dzieci. Ja straciłam jedno, ale pierwsze w 7 tygodniu. Byłam wtedy w Polsce na wakacjach i w ciągu tygodnia dostałam tutaj nadzieję i obuchem w łeb, gdy okazało się, że dzieciątka jednak nie będzie…

    Dokładnie tak. Moja przyjaciółka mieszka w UK i tam jest to normalne. Jakoś inaczej traktuje się początek ciąży, bez oznajmiania całej rodzinie o dwóch kreskach. Może to i lepsze rozwiązanie?

    Aniu, dziękuję za ten wpis. Przeczytałam go z szybko bijacym sercem, gdyż ja też straciłam dwie ciąże z czterech. Pierwsza w 8 tc i trzecią w 15 tc (!). Przyczyną okazała się najprawdopodobniej celiakia, choroba autoimmunologiczna. Stosowanie diety bezglutenowej, “dożywianie” organizmu przyniosło sukces w osobach moich kochanych dzieci – córeczki i synka. Poronienie to ogromna tragedia, ja bardzo długo dochodzilam do siebie, doskonale Ciebie rozumiem. I ciepło pozdrawiam!

    Tak się cieszę, że i u Ciebie wszystko dobrze się skończyło. Oby było nas więcej:)

    Witam postanowiłam też napisać dzisiaj byłam na wizycie u ginekologa i się dowiedziałam że serduszko nie bije zamarłam nie mogłam się uspokoić łzy napływały do oczu jestem załamana jutro jadę do szpitala i będę miała łyzeczkowanie nie napisałam że mam 39lat i jestem w 8 tygodniu ciąży jak sobie poradzić z bólem i strata nie wiem może wy mi doradzicie podpowiecie .

    Aniu, czytając o narodzinach Julka , wiedziałam, źe macie za sobą trudny czas. Ktoś kto tego nie przezył , nie zrozumie, nie wie. My mamy za sobą 3 ciąże i tylko pierwsza szczęśliwa…
    Ale nie tracę wiary ,że się uda, tym bardziej że diagnostyka już porobiona.
    Zdrowia wam życzę!!

    Tak właśnie czułam, że niektórzy się domyślili, bo jednak tamten post był bardzo emocjonalny. Trzymam za Was kciuki. Najważniejsze to się nie poddawać!

    Hmmm straciłam pięcioro istnień w czterech ciazach. Moje doświadczenie z podejściem lekarzy jest zgoła inne. Kilkukrotnie usłyszałam właśnie, że do 12 tygodnia trudno mówić co będzie, żeby nie za szybko szaleć z pierwszym usg itd. Po kolejnej stracie sama już tego pilnowałam. Tak więc lekarze w moich doświadczeniach nigdy nie wykazali się nadmiernym hurraoptymizmem, od jednej ginekolog na początku trzeciej ciąży usłyszałam “wy to jak tylko dwie kreski zobaczycie, to zaraz lecicie do lekarza i wszystkim się chwalicie, a w takiej Australii, do końca 12 tygodnia nikt nawet nie uznaje takiej ciąży za fakt”… Wtedy było mi przykro, ale miała rację – straciłam tamtą ciążę… Dla mnie wsparciem był mąż, świadomość, że przeżywamy to razem, razem możemy cierpieć… Nie była to w końcu tylko moja strata. Ale ja jestem szczęściarą ostatecznie 🙂 pozdrawiam

    To według mnie jest właściwe podejście. Przecież lekarze widzą mnóstwo “złych scenariuszy” i nie powinni właśnie nawet nazywać 3mm- wego zarodka dzidziusiem (to moja opinia ofc).

    też mam takie samo …Kiedy w pierwszej ciąży poszłam na USG gdzieś w 7 tygodniu, lekarz powiedział “wszystko pięknie, przyjdzie pani z kasetą (to jeszcze czasy VHS) za 6 tygodni nagramy piekny filmik z dzidziami…” Te słowa będa mi dżwięczeć w uszach do końca życia. Serduszko pierwszego przestało bić w 9 tygodniu, drugiego w 13… 2 tygodnie w szpitalu – nic mnie tak w życiu nie bolało chociaż rodziłam cztery razy… :/
    Nasz zły los odmienił sie po czwartym poronieniu. Wtedy urodziła się nasza druga córka, tak wyczekana. Ja już zdiagnozowana wtedy (autoagresja – tarczyca). Synek przyszedł tak łatwo…:) tak samo jak trzecia córeczka i teraz czwarta już daleko w drodze 🙂
    Z drugiej strony…czy nie jest tak, że im więcej tracisz tym bardziej cenisz…?
    Tak jest ze mną. Codziennie dziękuję za każda chwilę z moimi dziećmi, te cięzkie i pełne nerwów też, za każdy dzień więcej, za to , że są…jak miałabym tego nie cenić po tym wszystkim, a może… dzięki temu? Nigdy nie traćcie nadziei, dziewczyny, nigdy! Zawsze wierzyłam, że będe miec wspaniałą rodzinę, mimo diagnoz i gadania specjalistów. Choć tak Bogiem a prawdą czasami nie dowierzam, że jest aż tak wspaniale! 🙂 🙂 🙂
    Wszystkiego dobrego, wszystkim Wam!

    Mój ukochany Pan Doktor zawsze mówi, że do 12 tyg. Nie ma się co cieszyć, nie zakłada książeczki, nie wylicza terminu porodu. Większość osób może uznać go za chama kiedy radzi żeby nie chwalić się wczesna ciążą. Ja go za to cenię. Obie ciąże u mnie zakończyły się szczęśliwie ale o obu nie mówiłam dopóki nie było widać.

    Piękny i wzruszający tekst. Na pewno pomoże wielu i równie licznej grupie mam (również mnie) uświadomi jakie mają szczęście. Pozdrawiam serdecznie – mama 4letniego Szymona i pół rocznej Dorotki

    Dziękuję za tę historię. Moja jest bardzo podobna. 3 poronienia zanim po omacku,przeczytawszy cały internet zaczęłam poszukiwania ewentualnego leczenia. Od lekarza do lekarza,trafiłam do prof. Maliniwskiego, gdzie przeszłam szereg bardzo drogich badań,wyszły problemy immunologiczne, zespół antyfosfolipidowy,genetyka ok. Zaczęliśmy leczenie imunizacja zastrzykami z osocza krwi partnera,cała seria,drogo..po drodze rozpadł się ten związek, stres,wzajemne pretensje, poszukiwania ukojenia w ramionach innej..w tej chwili jestem w 38 tygodniu ciąży. Męża poznałam rok później, po rozstaniu. Znów leczenie,wszystko od początku,też witamina D3, leki na rozbudzenie owulacji,encorton,acard,fraxiparina,estrofem,potem inne tego typu leki,globulki z viagrą na wzrost endometrium, zastrzyki z progesteronem..za trzecim in vitro się udało, zastrzyki w brzuch do dzis,w 8 tygodniu też krwiak,silne krwawienie,szpital i poronieniecw toku…jednak udało się, przeżyliśmy, potem jeszcze dwa razy szpital,zatrucie pokarmowe i moja arytmia. Jestem gruba i spuchnięta,ale taka szczęśliwa,że już wkrótce powitamy na świecie naszą córeczkę, jednocześnie tak bardzo się boję, żeby szczęśliwie wylądowała…

    Ale miałaś wyboistą drogę do macierzyństwa! Na szczęście już jest tak blisko! Malinowskiego kojarzę z opinii na pewnym forum i wiem, że to dobry specjalista. Będziesz brała zastrzyki też w połogu? Moja lekarka mi kazała koniecznie, bo właśnie w połogu jest bardzo duże ryzyko zakrzepicy.
    Trzymam kciuki za ostatnią prostą:)

    Aniu piękny wpis potrzebny wielu kobietom. Tak o tym sie nie mówi ale tak wiele z nas to spotyka. Myślę ze dobrze że opowiedziałaś o swoim przypadku to na pewno pomoże innym szukać i drążyć .u mnie w rodzinie podobna sytuacja dotyczy mojej ukochanej siostry ale i ja się boje kolejnej ciąży bo czy nie będzie tak jak u Ciebie za pierwszym razem.sie udało a potem trudności i walka.

    Dziękuję Ci bardzo za te słowa. Nie przejmuj się na zapas! Jednak jeżeli masz jakieś wątpliwości zawsze możesz zrobić badanie genetyczne (skoro Twoja siostra ma trudności to może ma MTHFR). Z tego co się orientuję właśnie ta mutacja najczęściej aktywuje się po ciąży. Albo profilaktycznie przed ciążą przyjmuj Femibion natal z metylowanym kwasem foliowym?

    Aniu
    Proszę o pomoc i radę . Twój opis tutaj o mutacji o stratach ciąży i zakończonym biciu serca to tak jak u mnie. Mutacja taka sama mthfr w tym samym A1298c, także PAI-1 .Mam niedoczynność tarczycy. Co to oznacza razem. Leczyłam się . Biorę encorton, zastrzyki w drugiej ciąży z metforminy. Utrata dwóch ciąż. Jestem w szoku że masz dokładnie te same wyniki badań co ja . Proszę odezwij się do mnie na; sylwia.n85@gmail.com

    Jesteśmy zrezygnowani

    Ciężkie doświadczenia – cieszę się, że Was nie powaliły tylko napełniły pewnie wielką miłością do Julka. A wlasnie w kontekście tego co się obecnie dzieje w Polsce – kobiety tak walecznie i z trudem przechodzą prawdziwe cierpienia – mało kto to wie i rozumie, bo tak jak piszesz – wielu sie wydaje, że ciąża to taki wspaniały czas. A ta banda w ławach sejmu i sutannach myśli że mają prawo decydować za nas i że siedzą w naszych sumieniach. Moja mama roniła trzykrotnie, kiedyś o tym z nią rozmawiałam… Znieczulica i podejście lekarzy wtedy to dopiero było przeżycie, nie do opisania! Ale fakt jest też taki, że w wielu krajach np. w Norwegii ciąża do 12 tygodnia to w ich mniemaniu nic poważnego w dodatku możliwa do usunięcia. Tak wiele musi się jeszcze zmienić w naszych głowach żeby było lepiej. Ale będzie 🙂 ślemy uściski ja i moje maluchy

    Dziękuję:) Dokładnie, mam wrażenie, że dzięki tym doświadczeniom jeszcze bardziej kocham nasze dzieci i cieszę się każdym dniem macierzyństwa.
    Ja na szczęście trafiłam na znakomitych lekarzy z bardzo delikatnym podejściem. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić jak to kiedyś było…

    Brawo Aniu, naprawde poruszajace. Spotykając kogoś na ulicy nigdy nie myślimy, że może przeżywać to samo co my, a taka świadomość naprawdę pomaga. U mnie po szerokiej diagnostyce i leczeniu udała się 4 ciąża, niestety 5 i 6 znowu nie 🙁 Napewno mając już dziecko jest odrobinę łatwiej wrócić do życia, ale nie da się zapomnieć. Tak jak dla Ciebie Wigilia tak dla mnie Wielkanoc, urodziny i wiele innych przyjemnych okazji stało się rocznicą przykrych doświadczeń. W ostatniej ciąży straciłam Córeczkę, termin miałam na listopad, więc znowu wracam do tego myślami, choćby kompletując zimowe ubrania dla Synka. Ale trzeba żyć dalej, bo przecież i tak mam szczęście, że mam dla kogo. Ciągle też wierzę, że jeszcze będę kupować te dziewczęce kombinezony 😉
    Dzięki jeszcze raz za wszystko, Ania

    Aniu, wiem o czym mówisz. Tak bardzo bolał mnie wtedy widok innych kobiet w ciąży. Przestałam nawet jeździć do Ikei;)
    A później sobie tłumaczyłam, że nie znam historii tych kobiet. Może one kiedyś też straciły ciąże?
    Trzymam mocno kciuki. Wiem, że jak się czegoś tak bardzo pragnie i się nie poddaje to w końcu jest nam to dane. Wierzę, że i u Was tak będzie.

    Dzięki, pozytywne fluidy od Ciebie (w zastrzykach 😉 ) ciągle czekają na zastosowanie 🙂

    Dziś wyjątkowo napiszę bardzo krótko. Aniu, bardzo dziękuję za ten wpis!!!

    Aniu,
    piękny tekst dający nadzieję zwłaszcza tym osobom, dla których życie po podobnych doświadczeniach wydaje się beznadziejne. Podziwiam Twoją odwagę i szczerość. Jesteś wielka!

    Ja mam za sobą dwie ciąże i dwoje zdrowych dzieci, choć w drugiej ciąży przy badaniu połówkowym też przezierność karkowa była w górnych granicach normy. Bałam się. Zastanawiałam, a co jeśli…? Jeździłam na kolejne badania, na spotkania do poradni genetycznej, na następne USG. Spokojem zaraziła mnie dr genetyk z poradni UM we Wrocławiu, mówiąc, że żadne dziecko nie rodzi się, mając wszystkie parametry w normie. Każdy z nas – ludzi – w czymś od normy odbiega. Moje dziecko odbiegało od normy w tej konkretnej wartości, ale żaden inny marker nie wskazywał na jakiekolwiek obciążenie genetyczne. Miała rację. Leo jest zdrowy i silny. I oby tak było zawsze!

    A wracając do tematu poronienia, Twój tekst jest dla mnie wartościowy również z tego względu, że samo słowo “poronienie” nieco oswaja. Wiesz, mnie było niezręcznie rozmawiać z bratową, która straciła drugą ciążę. Ona wydawała się tego w ogóle nie przeżywać. Mój brat powiedział jedno zdanie i koniec. A we mnie to siedziało i bulgotało. Zastanawiałam się, czy jakimś słowem lub swoją obecnością mogę im jakoś pomóc. Do tej pory nie znam odpowiedzi na to pytanie…

    Ściskam Cię mocno.
    M.

    O widzisz, moja dr powiedziała, że najprawdopodobniej podwyższone NT jest po infekcji i tu miała rację. Ale tyle nerwów mnie to kosztowało…
    Ten temat jest naprawdę trudny. Mi w ogóle prze gardło nie przechodzą nada słowa: “straciłam dziecko”. O wiele łatwiej jest mi powiedzieć “straciłam ciążę”.
    Każdy przeżywa to na swój sposób.
    Ciężko jest mi cokolwiek poradzić.

    Nie bałaś sie bedąc już w ciąży ,po tym 12 tygodniu że i tak za chwilę się okaże że coś jest nie tak? Nie chodziła Ci ta myśl po głowie aż do porodu?

    ta myśl towarzyszyła mi do końca ciąży, codziennie, raz na godzinę nawet. Może kiedyś napiszę, jak wygląda ciąża po stracie, bo jest to zupełnie coś innego. Starałam się skupiać na pozytywach, zajmowałam się cały czas ważnymi sprawami żeby nie oszaleć.

    Ja straciłam ciąże w 9 tc i też w 2014 roku, tyle że w listopadzie. Takich przypadków jak Ty, czy ja jest mnóstwo. Szkoda, że lekarze nie do końca chcą szukać przyczyny. Ja byłam załamana, mało miałam wsparcia. Żałobę przechodziłam głownie sama :/ Było mi bardzo ciężko. Na szczescie mam wspaniala przyjaciółkę, która mimo, że jest bezdzietna wysłuchiwała mnie kiedy tego potrzebowałam. Mam łzy w oczach pisząc to, bo i dla mnie temat “tamtej” sytuacji był ciężki. Ciąża z Jankiem tez długo była owiana tajemnica. Rodzina dowiedziała sie dopiero w 13 tc. Wcześniej nie miałam odwagi. I nie dziwie się, że Ty do końca trzymałeś “Swój Sekret” w tajemnicy! Całuje Was mocno ????

    Kurcze, Patrycja! Kiedyś wrzuciłaś takie zdjęcie i ja wiedziałam! Wiedziałam, że Wam też to się przytrafiło.
    Fajnie, że miałaś bliską osobę, z która mogłaś pogadać na ten temat.
    I jak to dobrze, że nasze historie tak się skończyły.
    Buziaki dla Zuzi i Janka

    Jakbym czytała o sobie! Ze łzami w oczach bo jeszcze to przeżywam. Jeszcze za świeżo. Moja pierwsza ciąża również książkowa i szczęśliwie donoszona bez żadnych problemów. Kiedy zdecydowaliśmy się na drugą nawet przez jedną chwilę nie pomyślałam że może być coś nie tak. A jednak…. Przeżyliśmy wiec szok gdy w 13 tc na badaniu usg stwierdzono brak tętna płodu ???? I to dwa dni przed wigilią. Ten moment najchętniej wymazalabym z pamięci ale po jakimś czasie spróbowalismy znów i niestety sytuacja się powtórzyła dokładnie w tym samym okresie ciąży – 14. Teraz zmieniliśmy lekarza i jesteśmy po pierwszych badaniach. Wszystkie wyniki póki co w normie. .. Boję się próbować znów.
    Niemniej chciałabym Ci bardzo podziękować za ten wpis i za to że zdecydowałaś o tym napisać, choć to bardzo trudne.
    Osiągnęłaś dokładnie to co chciałaś : wlałaś w moje serce nadzieję i uswiadomiłaś że nie tylko mnie się to zdarzyło. DZIĘKUJĘ!

    Olu, tak mi przykro, że akurat to nas łączy. A mutacje genów badaliście?
    Mam nadzieję, że i Wasze historia będzie miała szczęśliwe zakończenie.

    Dokładnie u mnie to samo było, najpierw dwa razy poroniłam, gdy mój lekarz powiedział mi ze po trzecim poronieniu zaleca sie badania to myślałam ze spadnę z krzesła, czemu mam ryzykować że będę musiała stracić kolejny raz dziecko. Zmieniłam lekarza i trafiłam na super dr, badania i wyszła ta sama mutacja genu, 3 miesiące przygotowania sie do ciąży, potem całą ciąże branie zastrzyków w brzuch przeciwzakrzepowych i dodatkowych leków na podtrzymanie w pierwszych miesiącach i mam synka urwisa ze hej:) druga ciąża juz była o wiele cięższa, tez miałam ogromnego krwiaka i krwotok ale sie udało, córeczka skończyła pół roku:)

    Asiu, tak miło jest przeczytać Twój komentarz. Cieszę się ogromnie, że szybko znaleźliście przyczynę i się udało!

    Zapewne od razu kamień spadł z serca i lżej na duszy a tak serio to wydaje mi sie ze trzeba o tym mowić to pomaga innym matkom radzic sobie z problem poronienia, wydaje mi sie ze nie czuja sie wtedy inne i wiedza ze ten problem dotyczy Nas wielu. Ja tez poroniłam druga upragniona od roku ciąże juz nawet nie pamietam który to był tydzien a przyczyny nie było, po prostu samoistnie wszystko sie odbyło. Najdziwniejsze było to ze tak wiele osob współczulo tej sytuacji, chciało pomoc, pocieszyć a ja tego nie potrzebowałam… Rozmowy o poronieniu nie były dla mnie tematem tabu a wręcz przeciwnie mogłam opowiadać o swoich odczuciach. To straszne ale naprawde nie rozpaczałam dluzej niz jeden dzien tak miało byc i sie stało. Plany rozsypały sie w pył ale trzeba żyć dalej i próbować! Nie poddawać sie! A za dwa miesiące byłam znow w ciazy;)

    Ula, dzięki za komentarz. Dlatego właśnie zdecydowałam się na ten post. Wiem, że wielu dziewczynom pomogę oswoić to przykre wydarzenie. Ja teraz też zupełnie inaczej podchodzę. Nie rozpamiętuje tego co było, nie wspominać żadnych rocznic itd. Mam swoje dzieci koło mnie i to jest dla mnie najważniejsze.
    Cieszę się, że Tobie tak szybko się udało.
    Pozdrowienia:)

    Nigdy nie byłam w takiej sytuacji, mam 2 zdrowych Dzieci, ale dziękuję Ci za ten wpis, za to że pomoże on na pewno wielu Rodzicom, wielu Kobietom, które tak jak i Ty musiały zmierzyć się z czym tak strasznym jak strata Dziecka.

    Dziękuję.

    Witam. Ten wpis jest bardzo bliski mojemu sercu… Nie chcę w tym miejscu opowiadać mojej historii, ale chciałabym podzielić się, czymś co uważam, że oprócz lekarza, witamin pomogło mi znaleźć się na tym etapie, na którym jestem teraz- 34 tydzień upragnionej ciąży i już tylko o kilka kroków od trzymania mojego szczęścia w ramionach! Wiara zawsze była dla mnie ważna i kiedy straciłam pierwszego Aniołka pielęgniarka w szpitalu poradziła mi, żebym modliła się do św. Rity… wróciłam, ze szpitala i zaczęłam wertować Internet w poszukiwaniu odpowiedniego patrona i znalazłam św. Dominika i pasek św. Dominika. “Pasek Św. Dominika jest to dar dla małżeństw, które pragną mieć dzieci, a napotykają różne trudności w realizacji swoich pragnień. Pasek św. Dominika nie jest talizmanem i nie jest przedmiotem magicznym! Jest tylko wezwaniem małżonków do usilnej i ufnej modlitwy o upragnione potomstwo za wstawiennictwem tego świętego. Sam pasek, kawek bawełnianej tasiemki z nadrukiem krótkiej modlitwy do św. Dominika, oraz pełen zestaw modlitw w tej intencji można otrzymać od mniszek dominikańskich z Gródka w Krakowie.” Modlić się do św. Dominika zaczęłam jeszcze zanim otrzymałam pasek, około miesiąc po założeniu paska czułam, że się udało, jestem w ciąży, zrobiłam badanie hcg, szybka wizyta u lekarza i wiara, że tym razem się uda… już nie mogę doczekać się narodzin synka 🙂
    Pozdrawiam serdecznie!

    Ja też w obu ciążach modliłam się do Św. Dominika, książeczkę i tasiemkę dostałam od babci i wierzę że dzięki tej modlitwie mam zdrowe Dzieci.

    Ja straciłam córkę w 8 miesiącu ciąży. Też wszystko było ok i z dnia na dzień odkleilo się łożysko. To było 3 lata temu a ja nie potrafię się z tym pogodzić. Żyje jem sprzatam nawet się skieje ale to wszystko jest na chwilę potem znowu przychodzi żal i bol. Mam męża i 8 letnia córkę sama mam 26 lat.

    To na pewno jest bardzo trudne, strata dziecka, które już za chwilkę miało być na świecie. Na zawsze pozostanie w Waszych sercach.
    Nie wiem czy robiłaś jakieś badania i czy w ogóle myślisz o drugim dziecku.
    Moja profesor mówi, że właśnie te zastrzyki przeciwzakrzepowe odżywiają mocno łożysko i nie pozwalają na wytworzenie się zakrzepów.
    Pozdrawiam Cię serdecznie.

    Kiedyś w prywatnej wiadomości pisałam do Ani. Chciałam podpytać o MTHFR, a przy okazji opowiedziałam swoją historię. Przeczytałam Twój komentarz i postanowiłam napisać właśnie po to, żeby dodać otuchy tym dziewczynom, które straciły nadzieję. Mnie, tak jak Ani, tak bardzo brakowało wtedy kontaktu z dziewczynami takimi jak ja, myślałam, że jestem jedyna, naznaczona, do kobiet w ciąży czułam wręcz odrazę.
    Ja również straciłam córkę, to był początek 9 miesiąca ciąży. Tak po prostu, pewnego dnia serduszko przestało bić. Ból, kiedy rodzi się dziecko gotowe do przyjścia na świat i życia, a jednak salę porodową wypełnia cisza, jest nie do opisania. Nie wiem co trzymało mnie przy życiu, chyba tylko chęć zrozumienia co odebrało mi dziecko, obsesyjnie szukałam przyczyny, przekopałam internet, publikacje zagraniczne, zrobiłam dziesiątki badań, łącznie z molekularnymi i Bóg wie czym. To mi dawało ukojenie i trzymało przy życiu, działało jak terapia. Wiem, że warto się badać, to daje nadzieję, że kiedyś uda się…Ale nie zrobiłabym tego, gdybym nie znalazła lekarki z wielkim sercem, która powiedziała “Pani Karolino ja panią przeprowadzę przez to” . Podstawą jest lekarz znający się na rzeczy, któremu w pełni ufamy, a potem badania, tak jak pisała Ania, żelazny zestaw: tarczyca, zespół antyfosfolipidowy i cała krzepliwość (w tym MTHFR), immunologia (przeciwciała przeciwjądrowe ANA), genetyka itd. U mnie wyszły ANA i MTHFR. Dość szybko udało nam się zajść w kolejną ciążę, dojechałam na zastrzykach z heparyny (to podstawa, pomagają w wielu problemach i uważam za skandal, że nie są refundowane, a lekarze muszą ukrywać się z przepisywanie ich pacjentkom) do końca drugiej ciąży. Matylda ma 3,5 roku 🙂
    Badajcie się, bo czasami tak niewiele trzeba żeby osiągnąć upragnione szczęście:)
    A Tobie Aniu dzięki za ten wpis i wiedzę, którą się dzielisz:))

    Aniu…….tak mni przykro!
    Łatwo jest kogos oceniać po “skorupie”czyli po tym co widzimy na codzień, na blogu, tak jak napisałaś…., że, czytelnikom wydaje się, że znają Cię. Na blogu uśmiechnięte zdjęcia promujące szczęscie i rodziciestwo. Jednak w czterech ścianach często rozgrywają sie ciche dramaty ludzi ,którzy nie krzyczą, którzy po cichu płaczą, pan doktor mówi im, że nic takiego się przecież nie się nie stało, że nasz przypadek tworzy te pie….ne statystyki, że to normalne, zdarza się, jak masz pecha trafisz na wykład pana profesora o tym, że natura tak skonstruowała wszechświat aby słabsze osobniki ( nie będą przytaczać słów, jakie usłyszała moja przyjacółka po poronieniu..:( bo to jest po prostu nieludzkie , nie chcę też zrobić przykrości innym czytelniczkom, które przez to przechodziły) Współczuję , tego co przeżyliście! 🙁 Macie teraz cudowne pociechy dla których jesteś i będziecie najlepszymi rodzicami świata! Pozdrwienia i życzę dużo zdrowia i szczęscia

    Aniu, dzięki! Tak właśnie jest. Dlatego ciągle podkreślam, że blog to tylko urywek naszego życia. Mamy swoje problemy- jak każdy.
    Oj tak, wiem o czym mówisz! Mi na szczęście lekarz powiedział, że to się dzieje po to żebym miała drugie tak wspaniałe dziecko jak Lilka. I mam! Miał rację!
    Dzięki:)

    Poronienie w 9 tygodniu w 2013 roku. Zbierałam się rok. W 2014 książkowa ciąża i narodziny Zo. W 2016 roku poronienie w 6 tygodniu. Znam swój organizm na tyle, że nie trafiłam do lekarza, a wiedziałam co się stało. Nie wiem czy pomogła mi świadomość, że lekarz nie potwierdził ciąży, czy to, że nie mogę się poddawać i codziennie muszę żyć dla córki. Walczymy dalej wspierając się nawzajem.

    Na pewno jest o wiele łatwiej kiedy ma się już jedno dziecko. To właśnie ono trzymało mnie w ryzach i jeszcze bardziej doceniałam, że je mamy.
    Trzymam kciuki żeby i Wam się udało.

    Też to przeszłam 🙁
    Dlatego czasem coś mnie kluje w sercu, jak patrzę na Waszego pięknego synka.
    Moje dziecko byłoby teraz w jego wieku, na tym samym etapie rozwoju. Patrzę na Wasze szczęście i nie mogę pogodzić się z tym że straciłam swoje…
    Mam córeczkę w wieku Lilki, więc zaglądam na bloga, ale posty o synku, których ostatnio dużo zawsze dziwnie mi się czyta.
    Nie mogłam zrozumieć, czułam się oszukana, gdy okazało się
    , że ukrywałaś ciążę, teraz rozumiem.
    Pokrótce chciałabym się odnieść do zaistniałej sytuacji politycznej.
    Uważam, że obecny rząd niepotrzebnie naruszył, ten ciężko wywalczony kompromis. Nie podoba mi się to. Tylko, że też dziwnie się też czuję, jak widzę te wszystkie kobiety wrzeszczące Aborcja!!! Moje ciało mój wybór! Przecież to nie chodzi o ciało, tylko o życie. Aborcja to nie antykoncepcja, może warto o tym po prostu pamiętać.
    Pozdrawiam Cię Aniu i dziękuję za wpis, dużo zdrowia życzę.

    Luna, nie mam do Ciebie żalu i wiem co czujesz! Masz do tego pełne prawo. Ja też tak czułam. Zazdrościłam innym kobietom, że są w ciąży lub dopiero urodziły. Kiedy po pierwszej stracie pojechaliśmy po łóżko do Ikei myślałam, że zwariuję… Tam były same ciężarne kobiety. Mało tego… kiedy widziałam mamy w ciąży, które miały już jedno dziecko to obliczałam realną różnice wieku między nimi i porównywałam do siebie… Wiem, że to było głupie. Ale to mi pomagało.
    Przestałam nawet śledzić blogi dziewczyn, które właśnie urodziły.
    Robiłaś jakieś badania? Myślisz o drugiej ciąży? Wiesz może to by Ci pomogło. Ja się tak w to wkręciłam, że w pewnym momencie przestałam myśleć o tych stratach.
    Zawsze możesz też skorzystać z pomocy psychologa.
    Kurczę, że też takie trudne sprawy muszą nas łączyć…
    Pozdrawiam Cię i trzymam kciuki żeby i Twoja historia dobrze się skończyła

    Sama zgłupiałam w tej sytuacji i ciężko mi się wypowiedzieć. Na Instagramie matki z dziećmi- swoimi, zdrowymi, ślicznych i màdrymi dziećmi pozują przytulając je ubrane na czarno , nauczycielki w przedszkolu również….hipokryzja to chyba jedyne słowo jakie mogę dopasować do tej myśli. Jeśli chodzi o sam apel to te kobiety nie protestują za NAKAZEM aborcji w “tych” sytuacjach tylko o to , żeby miały prawo wyboru w takiej sytuacji i to popieram bo kazdy postąpi zgodnie ze swoim sumieniem.

    Dziekuje za ten wpis. Podeszlam do niego bardzo emocjonalnie bo sama jestem w 12 tygodniu ciazy. Mam juz 3 i pol letniego synka jednak od poczatku drugiej ciazy intuicyjnie staralam sie nie nastawiac ze tym razem tez bedzie wszystko w porzadku. Jednak nie potrafie nie myslec emocjonalnie o dziecku, choc tak malenkim, od chwili dwoch kresek na tescie. Mieszkam w Angli i tutaj takze pierwsze usg (genetyczne) wykonuje sie w 12 tygodniu. Mnie ono czeka za 3 dni, jednak z powodu zle obliczonego terminu mialam juz kilka dni temu jedno usg, ktore co prawda wykazalo ze z dzieckiem wszystko dobrze ale niestety mam prawdopodobnie miesniaka, jednak jest to niepotwierdzona diagnoza. Czekam wiec na kolejne badania i w glebi duszy wierze ze bedzie dobrze. Wiem ze wiele kobiet spotyka na drodze swojej ciazy roznego rodzaju komplikacje. Zycze im wszystkim i sobie sily.

    Marta, trzymam mocno kciuki. Mi w ciąży z Julkiem pomagało myślenie tylko o dniu dzisiejszym. Nie planowałam co będzie za miesiąc czy za pięć. Starałam się skupiać na codziennych czynnościach i żyłam tym co jest teraz.
    Bardzo mi to pomagało.
    Pozdrowienia

    Bardzo dziękuje za ten wpis. U nas pierwsza ciąża zakończona przedwcześnie w 32 tc. Córka miesiąc dochodziła do wagi 2200g aby móc wyjść do domu. Po kilku latach zdecydowaliśmy się na kolejną ciążę. Dbałam o siebie, badałam w każdym kierunku ale niestety na badaniu połówkowym dowiedziałam się że serce naszego synka nie biło 🙁
    Przebadałam się w wielu kierunkach jednak wszystko jest ok. Zmieniłam lekarza ginekologa, który poprosił o odrzucenie dalszych badań i powrót do starań jak będziemy gotowi. Udało się po pół roku. Dostałam leki przeciwzakrzepowe “na wszelki wypadek” bo jest jeszcze masa chorób genetycznych których jeszcze nie wykryli. Pół roku temu urodziłam zdrową córeczkę chociaż w 37 tc i z podejrzeniem hipotrofii. Kiedyś chciałam mieć 3 dzieci jednak na chwilę obecną mam olbrzymi strach i chyba odpuszczę.
    Obecnie bardzo często wracam myślami do drugiej ciąży i zadaje sobie pytanie – czemu nas to spotkało ?? Ale patrze na moją drugą córeczkę i cieszę się że jest z nami cała i zdrowa. Nikt mnie nie przekona że ciąża to nie choroba.
    Jeszcze raz dziękuje za wpis – poczułam że nie jesteśmy sami w tej trudnej sytuacji.
    PS Szczerze polecam książkę “Przerwane oczekiwanie” – są tam piękne historie.

    Kasiu, dzięki za Twój komentarz! Ja też się nie odważę na trzecią ciążę. Za dużo stresu mnie to kosztowało.
    Cieszę się, że mimo trudności dwoje dzieci jest przy Tobie:)
    Dopiero po tym wpisie widzę jak wiele kobiet jest w podobnej sytuacji!
    Trzymajcie się:)

    Nie rozumiem, dlaczego nie pojawił się mój komentarz. Przykro mi, bo to już kolejny raz, a nic złego nie napisałam. Nie wiem jaki kluczem się kierujesz publikując komentarze.

    To mój telefon kieruje się jakimś dziwnym kluczem. Już wszystko jest:)

    Aniu, dziękuję za ten wpis, wciąż tak mało mówi się o straconych ciazach….Ja tez jestem po 2 stratach, po pierwszej byłam w totalnym szoku, w ogóle nie brałam tego pod uwagę. Teraz juz inaczej na to patrze. Prawdą jest to co napisałaś, że najtrudniej pożegnać się z radosnym planami. Właśnie na początek października wypadałby termin porodu z tej pierwszej straconej ciąży i znowu to do mnie ze smutkiem wraca. Przecież gdyby nie to, mogłabym juz tulic swojego maluszka…Dzięki Tobie i twoim radom mam nadzieję, że to się w koncu stanie….

    Aniela, trzymam mocno za Ciebie kciuki żeby i Twoja historia dobrze się skończyła.
    Pozdrowienia!

    Bardzo ważny wpis dla tych, którzy przeżyli coś podobnego, ale i dla całego otoczenia, które nie rozumie utrzymywania ciąży w tajemnicy. Mam tę samą mutację, a dodatkowo jeszcze trombofilię, o której wiedziałam i od początku ciąży się kłułam w brzuch. Do 9 m-ca było spokojnie, na koniec przyplątała się małopłytkowość i kończyłam ciążę na patologii. Córa urodziła się z wylewem dokomorowym, ale rozwija się prawidłowo. O ciąży rodzinie powiedzieliśmy dopiero po 3 m-cu, a w pracy w piątym. Wszyscy byli zdziwieni co tak późno, że to taka radość przecież. A dla mnie te początki to był ciągły stres, bo wiedziałam, że ciąża jest wysokiego ryzyka, robiłam też testy genetyczne, wyszły takie na granicy więc skierowanie na amnipunkcję, walka ze sobą, co tu zrobić. Ten 1 % ryzyka przy amnipunkcji dla mnie urósł niemal do 99% i badania nie zrobiłam, stwierdziłam, ze co ma być to będzie i trochę odpuściłam, ale ogólnie cała ciąża to nie była sielanka, bo zawsze w podświadomości była jakaś wątpliwość co do zdrowia dziecka. Marzę teraz o rodzeństwie dla córki, ale boję się, że może być jeszcze trudniej 🙁

    Niestety nam, kobietom po przejściach ciąża nie kojarzy się z radosnym okresem. Ten, kto tego nie przeżył nigdy tego nie zrozumie.
    Trzymam za Was kciuki jeżeli jeszcze raz się zdecydujecie.

    Ann,
    Cóż za zbieg okoliczności, ja właśnie dziś dowiedziałam się o stracie drugiej ciąży… Wchodzę na Twoją stronę a tu taki wpis….
    Też myślałam, że ta sytuacja mnie nie będzie dotyczyć, szczególnie, że pierwsza ciąża przebiegła wręcz książkowo i bez żadnych problemów.
    Jakie było moje zdziwienie, gdy lekarz powiedział mi dzisiaj, że pęcherzyka brak i z pewnością test ciążowy pokazał błędny wynik, bo takie rzeczy się zdarzają. Przyznam, że pomimo tak wczesnej ciąży trochę się podłamałam i zastanawiam się dlaczego akurat ja. Staram się nie załamywać i myśleć pozytywnie na przyszłość.

    Dziękuję Ci Aniu za ten wpis.
    Dobrze jest wiedzieć, że nie jest się samemu.
    Pozdrawiam
    Buziaki

    Ja tez cztery ciąże mam za soba i dwójkę dzieci…. tez szukałam. O matko jak ja szukałam przyczyny…. i u mnie były kłopoty z krzepliwością i clexsane od 30 tygodnia ciazy i trzy tygodnie po porodzie.
    Nie ma słów które opiszą ten ból, żal i pretensje do czego swiata. I potem ten strach w ciazach udanych… jezu jak ja sie ciagle bałam:( dopiero na porodowce dwa razy mogłam odetchnąć z ulga. Co mnie mocno podnosiło na duchu to ze w rozmowach ze znajomymi które sie dowiadywały przez co przeszliśmy to to, jak one nagle sie otwierały i mówiły o swoich stratach… nas jest cała masa! To sie dzieje bardzo czesto tylko mało kto o tym mowi! A szkoda. Bo widziałam jaka one ulgę przeżywały jak mi opowiedziały swoje historie:) smutne ale bardzo prawdziwe. Trzymaj sie Ania! Cieszę sie ze wam sie tak pieknie udało! A ja za każdym razem mowie do meza jak bardzo sie cieszę ze juz nie planuje trzeciej (piątej) ciazy bo nie wiem czy nerwowo dałabym rade przez to jeszcze raz przejść..

    hej, dzięki za ten tekst, trochę mi się popłakało… moja historia – 1 ciąża – strata w 8 tygodniu. W Wigilię 2013. Potem cała masa badań – wykryto zespół antyfosfolipidowy, celiakię, mutację MTHFR tylko tą “gorszą”… zabezpieczona zastrzykami i masą leków początkiem 2015 urodziłam zdrowego synka:) chociaż cała ciąża, wszystkie krwawienia, leżenie kilka miesięcy kosztowało mnie tyle nerwów, że w ciąży… schudłam… Tak bardzo chcę dać Małemu rodzeństwo… przekonana, że kolejna ciąża zabezpieczona tym samym zestawem leków przebiegnie prawidłowo, tydzień temu na drugim USG świat na chwilę się zatrzymał… ciąża obumarła w 8 tygodniu… chciałam zrobić badania genetyczne z kosmówki, ale nie udało się lekarzom prawidłowo pobrać materiału do badań… jak stanę na nogi na pewno będziemy próbować dalej, ale strach będzie ogromny… ps. mogę wiedzieć gdzie zaopatrujesz się w metylowe suplementy? dzięki jeszcze raz… takie teksty bardzo pomagają…

    my przeżyliśmy inną tragedię, o pierwszą ciążę staraliśmy się 7 miesięcy, więc kiedy pojawiły się II kreski cały świat się i tym dowiedział, a to było w listopadzie 2010r., 17 stycznia 2011r. nasz świat się zawalił na usg genetycznym przeżyliśmy koszmar, nasz synek był chory bardzo chory, wg lekarza nasz syn miał nie przeżyć porodu lub jego nie doczekać, wtedy pierwszy raz usłyszeliśmy o “terminacji ciąży”, mój lekarz prowadzący też nie widział dla niego szans zbyt wiele wad rozwojowych nie dawało mu nawet 1% szans na przeżycie choćby minut poza moim brzuchem, i na tej wizycie też kolejny raz usłyszeliśmy o “terminacji ciaży”, kolejne konsultacje nawet zagraniczne, badania, usg nic nie dawała mu szanas na życie, po prostu rozwijała się tylko po to żeby umrzeć, kolejne tygodnie mijały my mieliśmy nadzieję, na poprawę a było coraz gorzej…. w końcu po namowach lekarzy zdecydowaliśmy się na przedwczesny poród (terminacja ciąży), nas synek urodził się w 17tc normalnie był to zwykły poród na który musieliśmy mieć zezwolenie od komisji etyki lekarskiej, syn został ochrzczony i pochowany zgodnie z naszą religią nikt nie robił nam żadnych problemów, do tej pory nie wiemy z mężem czy postąpiliśmy słusznie? czy lepiej było zaczekać? po latach wiem że źle zrobiłam uważam że powinnam zaczekać, dać mu jeszcze szansę, dlatego tamtego dnia wolałabym nigdy nie usłyszeć że mogę legalnie przerwać wcześniej ciąże, i tak naprawdę pomimo dwóch kolejnych ciąż (które przebiegły książkowo) nigdy nie otrzęsłam się po tamtej tragedii, każda kolejna ciążą była koszmarem do 12 tygodnia ciąży nie byłam spać po nocy bo bała się usg genetycznego, i dopiero po tym usg mówiliśmy o ciąży, kolejne miesiące były też stresujące czy wszystko jest ok, czy serce bije, czy nie urodzi się za wcześniej czy poród będzie bez komplikacji, zazdroszczę kobietą które cieszą się ciążą, dla mnie jest to czas ciągłych obaw i niepokoju

    Cieszę się, że coraz więcej kobiet ma odwagę o tym mówić, bo tak wiele innych potrzebuje wsparcia i jednocześnie przeraża mnie to, bo widzę, jak częsty jest to problem…
    Moja historia jest podobna do Twojej, choć mniej dramatyczna, ponad rok temu odstawiłam tabletki, żeby w spokoju, na luzie, póki jeszcze mi nie zależy za bardzo, dać szansę na pojawienie się w naszym życiu drugiego dziecka. Jednocześnie nie wierzyłam kompletnie w sukces w pierwszym cyklu i miałam mocne przeświadczenie, że jestem w ciąży, aż przyszedł okres, śmiałam się z samej siebie, że taką mam fatalną intuicję. Ale po dwóch dniach od ustania krwawienia, pojawiło się kolejne, test ciążowy z bladziutką drugą kreską i bolesna myśl, że po takim krwawieniu na pewno jest już po wszystkim. Następnie półtora miesiąca strachu, bo beta we krwi wciąż utrzymywała podobny poziom i obawiano się, że to ciąża pozamaciczna, której jednak na usg ciągle nie było widać. Na szczęście kolejne krwawienie pozwoliło organizmowi się oczyścić i ostatecznie nie wylądowałam na łyżeczkowaniu. Kolejne miesiące bez sukcesu były bardzo trudne, aż do czasu, kiedy mąż miał operację i w ogóle nie miałam czasu myśleć o staraniach. Już 22 dc pojawiło się krwawienie, ale ze skrzepami, co jak mi mówili lekarze, odróżnia poronienie od miesiączki. Chciałam z całej siły wierzyć, że to rzeczywiście miesiączka, ale znów po dwóch dniach po ustaniu krwawienia, zaczęło się kolejne :(. O ile po pierwszym byłam nastawiona na szybki kolejny sukces i uspokajałam siebie, że to się zdarza, to tym razem się załamałam, byłam wściekła, czułam się oszukana, bo jak to drugi raz, czyżby to jednak nie był przypadek? Czy kiedyś jeszcze uda mi się donosić ciążę?
    Natychmiast zażądałam od lekarza badań, jednak po dokładnym wywiadzie, lekarz uznał, że mogłam rzeczywiście dwukrotnie mieć pecha, bo to były bardzo wczesne ciążę, zalecił jedynie zbadanie przeciwciał tarczycowych (mam niedoczynność, a to badanie miałam tylko raz 4 lata wcześniej) oraz histeroskopie, bo miałam cc i być może zrosty na macicy. Dzięki badaniu przeciwciał trafiłam do nowego endokrynologa, który zalecił przyjmowanie witaminy D, selenu, wyższe stężenie kwasu foliowego, doradził dietę bogatą w orzechy i pestki oraz ryby, a w przypadku, kiedy zajdę w ciążę, natychmiastowe zwiększenie Letroxu oraz suplementację jodu. Nie wiem, czy to jego zalecenia, czy rzeczywiście po prostu tym razem miałam szczęście, ale jestem właśnie w 14 tygodniu ciąży i choć oczywiście jestem już dużo spokojniejsza, niż na początku, nadal gdzieś w tle czai się lęk, czy dotrwamy cali i zdrowi do końca ciąży.

    Ja też długo nie mogłam się pozbierać po samoistnym poronieniu, jak zaszłam w drugą ciążę od początku się nie nastawiałam, każdy tydzień dalej i tak miałam obawy, jak tylko poczułam, że w majtkach robi mi się wilgotno biegłam do toalety żeby sprawdzić czy nie plamie/krwawie… całą ciążę się martwiłam żeby dziecko nie obumarło w macicy, dziś moja Agatka ma 18dni a ja chyba już do końca życia będę się o nią martwić 🙂

    Aniu, podziwiam Cię jeszcze bardziej… Jesteś odważna i mądra. Życzę wszystkim pięknych ciąż i zdrowych dzieci!:)

    Współczuje tych smutnych przeżyć.

    Sama straciłam córkę w 39 tygodniu ciazy.

    ps chciałam zwrócić uwagę tylko na to iż wczesne Usg umożliwia wykrycie i interwencje w przypadku ciazy pozamacicznej. Wiadomo ciaza pozamaciczna to nie jest częsty przypadek ale zdążą sie a brak albo zbyt pozna interwencja moze prowadzić do bardzo poważnych konsekwencji dla zdrowia i możliwości posiadania potomstwa w przyszłości.

    Witam, 🙂
    u mnie jedno poronienie jedna ciążą pozamaciczna i trzech wspaniałych synów. Wiele smutku ale myślę, że więcej szczęścia i miłości. Pomimo tego, iż pierwsza ciąża książkowa, trzecia oraz piąta, musiało się przepleść tyle bólu. Ale czy gdybym tego nie doświadczyła byłabym tu, gdzie jestem i osiągnęłabym to, co mam? Najszczęśliwsza…Tylko czasem myślę, jakby to było gdyby…..
    Życzę wszystkim siły , nadziei i nie gasnącej wiary że będzie lepiej, bo będzie…….

    Aniu, przeczytałam Twój wpis ze łzami w oczach. Po narodzinach Julka czułam, że nie przypadkowo “ukrywałaś: przed czytelnikami ciążę. Czułam, bo sama mam historię łudząco podobną do Twojej, choć moja jak dotąd bez szczęśliwego zakończenia. Mam córeczkę w wieku Twojej Lilki, zdrową z książkowej ciąży, którą mogę śmiało nazwać radosnym oczekiwaniem. Na początku 2014 roku pojawiły się na teście dwie kreski- wielka radość. W 12 tygodniu okazało się, że seduszko nie bije. Trzecie serduszko nawet nie zaczęło bić pod koniec 2014. Tak bardzo bym chciała kolejnego dziecka i jednocześnie tak strasznie się boję kolejnej straty.
    Nie sądziłam, że jest nas aż tyle. Tyle kobiet po stracie.
    Gratuluję raz jeszcze, że dzielnie czekałaś na upragnionego synka i dałaś nadzieję, że i nam może jeszcze kiedyś się uda.

    Aniu bardzo piękny, osobisty tekst. Cieszę się, że go napisałaś dla publicznej wiadomości. Jak się okazuje takich przypadków jest bardzo wiele. I wiele osób o nich nie mówi. Ja również straciłam swoją “pierwszą ciążę”. Tak bardzo się cieszyłam na wiadomość o dziecku i nawet nie przypuszczałam, że może coś się nie udać. Nagle w 24 tc okazało się, że to koniec mojej przygody..
    Serce mojego synka przestało bić…
    Po tym zdarzeniu zaczełam analizować wcześniejsze sytuacje i dziś wiem, że to nie była moja pierwsza ciąża. 4 mce wcześniej, przed ciążą, którą uważałam za swoją pierwszą, również poroniłam, ale wtedy tego nie wiedziałam.
    Nie da się wyrazić słowami co się wtedy czuje. W sumie do dnia dzisiejszego mam łzy w oczach jak o tym myślę. Długo nie mogłam podjąć decyzji o kolejnej ciąży. Jak już zdecydowałam się i zobaczyłam 2kreski na teście była wielka radość i strach. Strach który towarzyszył mi do samego końca ciąży i za każdym razem na wizycie w szpitalu. Ale udało się! Dziś mam wspaniałego synka, który dał mi nieźle w kość 😉 Czy podejmę próbę kolejnej ciąży? Tego sama jeszcze nie wiem 🙂
    Ale wiem, że po tym zdarzeniu poznałam szereg kobiet, które doświadczyły tego co ja i bardzo mi pomogły!
    A Ciebie Aniu gorąco pozdrawiam i każdą z osobna czytelniczkę 🙂

    Chociaż mam podobne przeżycia nigdy nie opublikowalabym ich publiczne. To przeżycia moje i mojego męża tylko i wyłącznie. W Internecie jest wiele profesjonalnych artykułów na ten temat jak i wylewnych blogowych zwierzeń. nie widzę nic złego w ustaleniu terminu porodu na pierwszej wizycie. Nie ma nic gorszego niż zakładanie z góry że do 12 tygodnia może się wszystko zdarzyć. Dobry lekarz to podstawa.

    Kochana Aniu, nawet nie wiesz jak jesteś mi bliska! Zazdroszczę ci z całego serca drugiego dzieciątka, jesteś Szczęściarą!
    Ja również mam zdiagnozowaną tą paskudną mutację. U mnie jednak tragedia wydarzyła się już w pierwszej ciąży. Pamiętam wszystko ze szczegółami , mimo że wszystko rozegrało się w 2012r. Tak naprawdę sama jestem sobie winna, bo decyzję o pierwszej ciąży odkładałam , bo ciągle coś stało na przeszkodzie. Wzięliśmy z mężem ślub , 2 dni przed podpisaliśmy umowę na kredyt hipoteczny niestety w CHF. 2 miesiące później przyszedł kryzys gospodarczy – zwolnili mnie z pracy, nowej szukałam przez ponad rok. Przez ten rok utrzymywaliśmy się w ekstremalnych warunkach, bo z pensji męża wystarczało tylko na ratę kredytu. Rodzice zasilali nam co miesiąc finanse o dodatkowe 500zł na życie. 400zł zasiłku z PUP wystarczało na opłacenie czynszu i rachunku za prąd. Jak się zdecydować na dziecko, w tak niestabilnej sytuacji? Z konieczności złapałam pierwszą lepszą robotę , do której chodziłam załamana, ze łzami w oczach. Zarabiałam marne grosze, bo gdybym zarabiała lepiej , świadomie już wtedy zdecydowałabym na dziecko , niestety finanse w dalszym ciągu na to nie pozwalały. Dopiero w 2012 zdecydowaliśmy się na potomstwo – w międzyczasie zmieniłam pracę na taką , która mi odpowiadała i kiedy przepracowałam już w niej 2 lata zdecydowaliśmy świadomie na powiększenie rodziny. Pamiętam jak dziś, jak w Dzień Dziecka robiliśmy test ciążowy, który pokazał wyraźne 2 kreski. Byłam niezmiernie szczęśliwa, tym bardziej że udało się praktycznie od razu. Coś na zasadzie mówisz, masz. Pech chciał, że od razu złapałam zapalenie zatok, moja zmora od lat, tylko na to choruję. Dostałam antybiotyk dozwolony w ciąży. Pierwsza wizyta u ginekologa w 6tc. Pani dr założyła mi kartę ciąży, wyznaczyła TP na 06.02.2013. Pamiętam moje rozmarzenie, że dziecko przyjdzie na świat tak jak ja w lutym, że będzie z początku roku a nie z końca, że tuż u schyłku zimy zostaniemy rodzicami i będziemy szczęśliwi chodzić na spacery…. Że zapasem będzie wiosna i szybko będziemy delektować się długimi spacerami w słoneczne dni, a nie siedzieć w domu uziemieni przez brzydka pogodę. W międzyczasie przy każdej okazji pobytu w centrum handlowym zahaczaliśmy o sklep z artykułami dziecięcymi i oglądaliśmy ciesząc się jak dzieci…..te wypasione wózki, piękne ubranka, kolorowe zabawki…… Niestety 24.06.2012 (8tc) zaczął mnie pobolewać brzuch jak przed okresem – to normalne według tego co piszą w poradnikach ciążowych, dostałam też dziwnych upławów – pomyślałam infekcja! Z racji tego, że była niedziela pojechaliśmy na SOR do szpitala – wyszłam z receptą na globulki dopochwowe oraz duphaston. Jeszcze wtedy serduszko zarodka biło , widzieliśmy na USG. Zaczęłam wszystko stosować z zaleceniami, chociaż bóle brzucha się nasilały. O 24.00 poszłam do toalety załatwić potrzebę fizjologiczną – wyleciałam jak oparzona wrzeszcząc i trzęsąc się jak w amoku!! Wrzeszczałam jak poparzona, bo tak się wtedy czułam! Zauważyłam żywo czerwoną krew! Matko! Szok! Przez chwilę wydawało mi się , że to jakiś koszmar, że to mi się tylko śni, zaraz się obudzę! Wszystko będzie dobrze! Całą noc nie spałam bo wiedziałam , że to najgorsze, że poroniłam, krwawienie się nasilało. Czułam intuicyjnie , że stało się najgorsze… Zadzwoniłam rano do mojej ginekolog opisałam co i jak, kazał mi przyjechać do szpitala, bo akurat miała dyżur. Na izbie przyjęć pocieszała mnie i uspokajała , że krwawienia się zdarzają. Niestety przy badaniu z wziernikiem stwierdziła poronienie w toku i szybko na patologię ciąży i łyżeczkowanie. Nie będę rozpisywać co czułam , bo doskonale sobie wyobrażasz – wyłam , byłam jak odurzona, nie kontaktowałam, nie zachowywałam się racjonalnie. Na oddziale kobiety w ciąży , do których czułam wstręt jeszcze do roku czasu po tym przykrym doświadczeniu. Obok oddział neonatologiczny, ciągle słychać płacz noworodków. To były dla mnie tortury. Trauma. Potęgowało to u mnie uczucie bólu i rozpaczy. Zostałam uśpiona na pół godziny i przez ten krótki czas jedynie nie czułam bólu zarówno fizycznego jak i psychicznego , bo o ile jestem twarda i z fizycznym jakoś sobie radzę, o tyle z bólem psychicznym nie potrafię. Pół godziny …tyle trwało okrutne pozbawienie mnie tego o czym tak bardzo marzyłam, czego pragnęłam. Była już tylko pustka. Moja osobista tragedia trwała jeszcze długo. Zostałam na L4 w domu. Unikałam ciężarnych i dzieci , co było trudne, bo jak na ironie wokół widziałam zarówno jedno jak i drugie w ilościach ponad standardowych niż zwykle :/. Trochę okrucieństwa dodaje fakt, że moja szwagierka też była w tym czasie w pierwszej ciąży. Nie potrafiłam się cieszyć jej szczęściem. Kiedy dowiedziałam się, że jej TP przypada 14.02 wpadłam w szał :/. Rozdrapane na nowo do bólu rany, który jeszcze nie zdążyły się nawet choć trochę podgoić… Wyłam jak bóbr, waląc pięściami gdzie popadnie. Wszędzie złe emocje…. ciągle biły ode mnie złe emocje…..Pytałam się Boga dlaczego?! Chciałam się dowiedzieć dlaczego zawsze mnie tak boleśnie doświadcza? Co ze mną nie tak?! Co zrobiłam źle?! Mój ból psychiczny trwał bardzo długo przez fakt, że szwagierka urodziła 07.02…. a mój aniołek miał przyjść na świat 06.02. To już było obrzydliwe i perfidne ze strony Wszechmocnego, że tak musiałam cierpieć…. Po wyjściu ze szpitala od razu rozpoczęłam wędrówkę po lekarzach w celu diagnostyki przyczyny. Ginekolog mnie uspokajała , że to się często zdarza, że dopiero przy 2 poronieniach rozpoczyna się badania – pamiętam moją frustrację – nie mam siły na drugi raz! Drugiej straty ciąży nie przeżyję! To będzie mój drugi i ostatni raz! Zaczęłam diagnostykę na własną rękę, bo intuicja podpowiadała mi, że coś jest nie tak. Na podstawie informacji na forach znalazłam listę najważniejszych badań po poranieniu. Zrobiłam we własnym zakresie , wydałam sporo pieniędzy. Ale nie to wtedy było ważne. Szczęście w nieszczęściu, że mój mąż dostał w pracy możliwość rozszerzenia abonamentu prywatnej opieki medycznej o członków rodziny. Zapisał mnie do abonamentu i kontynuowałam swoją diagnostykę już w MEDICOVERZE. Trafiłam tam na boską pediatrę! Która bez słowa wypisała mi sama skierowania na badania , które robi się by znaleźć ewentualną przyczynę poronień (m.in. ANA, antykoagulan tocznia – badanie w kierunku zespołu antyfosfolipidowego – przeciwciała antykardiolipidowe – IgG, IgM , mutację w genie czynnika V Leiden, protrombiny , przeciwciała przeciwko antygenom łożyska, badanie poziomu tarczycy TSH i poziomu hormonów FT3 i FT4 , przerozmaite wymazy z pochwy, z gardła, z nosa, tokspolazmoza (IgM), przeciwciała przeciwko peroksydazie tarczycowej (anty-TPO), Cytomegalia (IgM), różyczka (IgM, IgG), badanie w kierunku zakażenia Chlamydia Trachomatis , przeciwciała przeciwko tyreoglobulinie (anty- TG) i zapewne wiele innych o których już nie pamiętam. Z wszystkich tych zagadnień u mnie nieprawidłowe wyszły przeciwciała ANA świadczące o chorobie autoimmunologicznej. Rozszerzono wobec tego diagnostykę w celu wykluczenia lub potwierdzenia autoimmunologicznych chorób – reumatoidalne zapalenie stawów oraz toczeń rumieniowaty – na szczęście lub nie, (bo przynajmniej znałabym przyczynę), okazało się że nic mi nie jest – ot, wynik przeciwciał przeciw-jądrowych ANA mam pozytywny. Coś nie dawało mi jednak dalej spokoju – intuicja. Zgłębiając wiedzę w temacie doszłam do wniosku, że przejdę się do immunologa. Tak też zrobiła. Znaleźć lekarza tej specjalności w moim mieście graniczy z cudem…. mimo wszystko znalazłam. Poczciwy w podeszłym wieku pan…. obejrzał moje wszystkie wyniki, a było tego cała teczka…. po chwili odezwał się, że do pełni obrazu brakuje mu jeszcze jednego ważnego badania genetycznego. Właśnie w kierunku mutacji MTHFR. Zlecił mi wykonać badanie prywatnie i wrócić z wynikami. Badanie szybkie, łatwe i przyjemne. Bagatela pobrać fiolkę krwi z żyły, zapłacić 400zł w kasie i pozostaje czekać na wynik 2 tygodnie. Z pośród 4 czynników badanych metodą PCR w kierunku stwierdzenia wymienionych mutacji w obrębie trzech genów, jeden: Genotyp MTHFR A1298C – dały wynik A/C ,czyli czynnik ryzyka 1,3. Wszyscy lekarze jednogłośnie widząc te wyniki mówili – ma pani czarno na białym przyczynę poronienia. Dzięki Bogu, że drążyłam temat po jednym poronieniu. Każda następna ciąża bez diagnozy skończyła by się tak samo ja pierwsza :/. Immunolog zalecił clexane 40 już w okresie starania się o dziecko. Dodam, że po tym wszystkim mieliśmy problem z zajściem w ciąże przez 5 miesięcy. Chodziłam na monitoring owulacji i dojrzewania jajeczka, mąż oddał nasienie do badania i wyszły mu fatalne wyniki jeżeli chodzi o budowę anatomiczną plemników – z tego co czytałam w Internecie wynikało, że nie będziemy mogli począć dziecka metodą naturalną…. Byłam coraz bardziej załamana i zrezygnowana. W Końcu w lutym 2013 udało się! To był Walentynkowy strzał w dziesiątkę ;). Tym razem miałam się nie bawić w tradycyjne testy ciążowe – niestety musiałam pędem do laboratorium, zaledwie w dwa dni po terminie planowanej miesiączki , zrobić beta HCG. Czy dodatnia i czy dołączyć pozostałe leki. Wyszła dodatnia…bałam się cieszyć, pamiętam że wtedy płakałam – nie ze szczęścia , ze strachu , że wszystko się powtórzy, że to znowu tylko taki stan na chwilę…..Tym bardziej, że znowu dopadło mnie zapalenie zatok i dostałam antybiotyk , już na samym początku ciąży :/. Historia się powtarza! Od tego dnia wszystko się zmieniło już na zawsze….ciągle strach, strach i jeszcze raz strach. Opętał mną , zawładną moimi myślami….. Pamiętam jak wymuszałam na ginekologu konieczność przepisania mi sterydu – Encortonu, bo pod wpływem zgłębiania wiedzy coraz bardziej i bardziej , na podstawie wypowiedzi i doświadczeń kobiet z tą samą przypadłością zrobiłam nawet badania komórek NK (Natural Killer) – tutaj więcej na ich temat https://portal.abczdrowie.pl/komorki-nk Wskaźniki poziomu tych komórek wskazywały, że potrzebny będzie steryd – bo mam nad reaktywny układ immunologiczny – to była moja teoria na podstawie wywiadu na forum, lekarz miał inne zdanie. W końcu przepisał mi ten steryd, ale ja w porę się opamiętałam i go nie zażywałam , pomimo że zrealizowałam już receptę. Ten lekarz dobry człowiek ,on miał ze mną 7 światów :/….ale był wyrozumiały. Tym razem wszystko było zupełnie inaczej niż za pierwszym razem…bo ja byłam już inną osobą…..nie chodziłam po sklepach dziecięcych, wyprawkę kompletowałam na samym końcu, czekałam na ostatnią chwilę, wózek wybieraliśmy na miesiąc przed terminem porodu. Bałam się wcześniej. Nie przywiązywałam się tak do terminu porodu, że to listopad, końcówka roku….Sfiksowałam zupełnie na punkcie tego co wolno i czego nie wolno w ciąży jeść. Malinowe smaki poszły w odstawkę , moje ulubione shusi też, mimo że bez surowego łososia, nic kompletnie – nawet sałaty i niedomytych warzyw się bałam. Sałatę przestałam jeść, owoce i warzywa parzyłam wrzątkiem – na wypadek toksoplazmozy, pomimo że miałam ją już za sobą, przechorowałam dużo wcześniej – tak wyszło z wyników badań. Nawet nie wiem kiedy. Uważałam na wszystko i unikałam niedozwolonego.
    Oprócz clexane dostałam jeszcze acard i duphaston. Na pierwszej wizycie u ginekologa nr 2, u którego właśnie postanowiłam powierzyć dodatkowo prowadzenie mojej ciąży – usłyszałam „beta bez szału….” ,bo była zaledwie 19…..załamałam się jeszcze bardziej i zadawałam sobie pytanie czy na pewno chcę do niego przyjść po raz kolejny. Jednak z każdą kolejną wizytą wierzyłam w niego, w jego wiedzę, doświadczenie, zaufałam mu , powierzyłam mu prowadzenie mojej ciąży, z każdą wizytą byłam przekonana, że to była dobra decyzja. Miałam wykonać jedno kontrolne badanie przyrostu Beta HCG po 48h w celu sprawdzenia czy przyrasta prawidłowo….. Wykonałam to badanie kontrolnie jeszcze 6-7 razy…..Ciążę prowadziłam u 2 ginekologów. Chodziłam przez to często na wizyty kontrolne. Średnio co 2 tygodnie byłam w szpitalu na SORze, bo ciągle strach wygrywał! Pamiętam jak w 18tc odeszły mdłości – wizyta na SOR z tego powodu. W pierwszej ciąży w 8 tc właśnie odeszły mi mdłości, to zły objaw, więc jeśli odeszły mi w 18tc to był sygnał alarmowy. Brzuch pobolewał na początku ciąży tak samo jak w pierwszej – ciągle latałam do lekarza , bałam się cholernie. Już na samym początku dostałam L4 i siedziałam całą ciąże w domu. Zwiększono mi dawkę duphastonu. To dopiero można sfiksować, siedząc w 4rech ścianach codziennie sama jak palec – ja i mój obsesyjny strach. Bałam się cieszyć swoją ciążą, bo wydawało mi się, że zaraz spotka mnie jakaś kara i ją stracę . W 18 tc poszłam do psychologa, bo nie dawałam już sobie z tym rady. Nie wiem na ile mi ona pomogła, a na ile fakt, że z tygodnia na tydzień było coraz bliżej do końca. W 12 tc funkcję progesteronu przejmuje łożysko i wtedy mogłam spokojnie (podobno) odstawić progesteron, ja brałam go do ponad 20 tc, bałam się go odstawić. Dopiero po 20 tygodniu zaczęłam zmniejszać jego dawki i zupełnie odstawiłam już bliżej 27 tc. W 27 tc nabawiłam się w końcu w wyniku chronicznego stresu , drażliwego jelita – maiłam okropne biegunki i bóle brzucha – jak przy zatruciu pokarmowym . Znowu strach i szukanie przyczyny pogorszenia stanu zdrowia. Kupiłam sobie nawet w 18tc detektor tętna płodu – nie było dnia bez kontroli, codziennie mąż sprawdzał detektorem czy słychać serduszko mojego synka. Panicznie się bałam. Ten detektor pomógł mi dotrwać do końca ciąży. Gdzieś mniej więcej po połowie ciąży mój mądry doktor ginekolog nr 2 , kontrolując przyrost masy ciała dzidziusia i jego rozmiary ,w pewnym momencie zadecydował , że będę rodziła przez CC – syn był za zdecydowanie za duży. Duża masa , duża głowa, brzuch o 2 tygodnie do przodu względem wieku ciąży, pogodziłam się z tym. Pamiętam że 4 listopada miał mi w wypisać pisemne wskazanie do CC – tak ustaliliśmy podczas ostatniej wizyty kontrolnej przed porodem. Nie dotrwałam do poniedziałku, bo w sobotę 02.11.2013 odeszły mi wody i pojechaliśmy do szpitala do porodu. Niestety bez zaświadczenia :/. Na USG na izbie przyjęć 5ciu lekarzy wykonywało pomiar USG, z powodu rozbieżności w masie ciała dziecka – pokazałam im wydruk zdjęcia z ostatniego USG przed porodem sprzed 2 dni, z którego wynikało że synek waży ponad 4 kg, natomiast podczas badania 5-ktornego ciągle wychodziło 3300…. wspomniałam o zaleceniach mojego ginekologa do CC. Ich decyzja była inna – poród naturalny. Męczyłam się prawie 10h do bóli partych, a maluszek nie schodził w kanał rodny :/…. Męczyliśmy się oboje do momentu kiedy nie zaczął mieć problemów z tętnem …. poród zakończony został cesarskim cięciem w trybie pilnym i nagłym przez zagrażającą zamartwicą płodu….. Wszystko było dobrze, aż tu nagle w ułamku sekundy parametry na KTG się załamały, ja razem z nimi :/. To był gwóźdź do trumny – nawet poród musiał być dla mnie traumatycznym doświadczeniem – pamiętam jak leżałam na stole operacyjnym na sali i płakałam , w kółko powtarzając pod nosem : „szybko, szybko, szybciej…Boże …” próbując poganiać cały zespół na bloku , który i tak uwijał się jak mrówki w pocie czoła…..W końcu go wyjęli z brzucha , nie płakał ….. zamarłam, nie wyobrażalny stres, chyba najsilniejszy przez całe 9 miesięcy…pytam co się stało , dlaczego nie płacze. Serdeczna i miła pani anestezjolog mnie uspokoiła , zaraz będzie płakał , trzeba mu wyczyścić drogi oddechowe… Rzeczywiście zaraz zaczął krzyczeć, a ja poczułam wielką ulgę, ogromna skała spadła mi z serca i popłakałam się ze szczęścia. Łzy wzruszenia płynęły mi strumieniami. Udało się. Dotrwaliśmy razem do końca, razem pokonaliśmy strasznie trudną dla nas drogę…. Ważył prawie 4100, urodził się w zielonkawych wodach płodowych. Ból po CC to była pestka w porównaniu z bólem psychicznym trwającym 9 miesięcy. Paradoksalnie to najgorsze 9 miesięcy pod względem psychicznym. Odbiło to piętno na moim stanie zdrowia psychicznego – stałam się lękliwa i bojaźliwa, nerwowa (aktualnie leczę nerwicę), nabawiłam się różnego rodzaju fobii , boję się jeździć autem – przestałam to robić (w dniu poronienia prowadziłam samochód – mam teraz złe skojarzenia) .Po tych wszystkich doświadczeniach boję się zdecydować na drugie dziecko . Ciągle nie mogę się z tym pogodzić, że mój syn będzie jedynakiem . Nie jestem gotowa chyba na takie emocje przez kolejne 9 miesięcy :/. Co będzie jak się nie uda?! Ja tego nie przeżyję po raz kolejny. Teraz po przeczytaniu twojego postu dowiedziałam się, że przy tej mutacji występuje zmniejszenie wchłaniania folianów. Nie wiedziałam o tym w pierwszej donoszonej ciąży! Przyjmowałam zwykły kwas foliowy. Mając tą świadomość boję się jeszcze bardziej, bo nie chciałbym urodzić ciężko chorego dziecka . Mam spory dylemat, czas ucieka , a ja za moment skończę 35 lat . Ciężko mi żyć z przeświadczeniem, że nie jestem w życiu spełniona pod żadnym względem . Na każdej jego płaszczyźnie mi się nie układa. Mam ślicznego i mądrego synka, ale chciałabym ponownie zostać mamą drugiego bąbla…. niestety muszę się chyba pogodzić z tym, że jednak nie podejmę się ryzyka 🙁 . Wiem, że tchórzostwo to najgorsze w tej sytuacji wyjście, być może potrzebowałabym więcej czasu, ale niestety nie mam go za wiele :/. Przegrałam swoje życie. Nie tak miało być. Boję się każdego nowego dnia, bo boję się co będzie co się stanie, co przyniesie jutro…. Powinnam się do tego już przyzwyczaić – życie mnie nigdy nie rozpieszczało…ale niestety nie umiem się z tym pogodzić. Wydaje się takie proste zajść w ciążę, donosić ciążę, urodzić dziecko. Dla mnie to wcale nie takie proste i jak słyszę , że pijana kobieta urodziła dziecko…..w głowie mi się nie mieści, jak tak można! Bezmyślność i głupota! Dlaczego takie kobiety nie mają takich problemów?! Nie zależy im i tak na zdrowiu dziecka! Dziecko to cud! Dla niektórych trudno osiągalny lub w ogóle niemożliwy do osiągnięcia…..
    Dużo zdrowia dla Waszej 4rki! Nawet nie wiesz jak ja ci zazdroszczę pełni macierzyństwa 🙂 !
    p.s. przepraszam za dłuuugi wpis…

    O jacie Aga! Ile Ty przeszłaś… Całe szczęście, że na swojej drodze spotykałaś takich lekarzy i dobrze Tobą pokierowali. Wiem co czujesz, mi też serce pękało jak widziałam mamy, które miały 2 dzieci i jeszcze z niedużą różnicą wieku. To było straszne, ale jednocześnie tak bardzo tego pragnęłam. Powiem Ci szczerze, że łatwiej jest kiedy ma się już jedno dziecko- wtedy nie bardzo ma się czas aż na takie rozmyślania, stresy. Nawet na IP nie ma się za bardzo jak pojechać, więc głowa jest bardziej zajęta. Dobrze, że jesteś pod opieką specjalisty. Myślałam żeby napisać kiedyś wpis o tym jak wygląda ciąża po stratach- ja też miałam wrażenie, że tracę ją codziennie. Najgorzej było do 13 tc. a później już było ok. Zrobiliśmy wtedy jeszcze testy Nifty i jak on pokazał, że wszystko jest ok to się naprawdę uspokoiłam i jakoś dotrwałam. Oczywiście nerwowo było do końca, jednak już było lepiej.
    Przynajmniej teraz znasz przyczynę i wiesz w jakiej obstawie leków byś była. My stwierdziliśmy, że to ostatnia próba, na więcej nerwów nam nie starczy.
    Trzymam bardzo za Was kciuki!

    Dzięki kochana :)! Może przełamię w końcu kiedyś ten strach.
    Powiedz mi coś bliżej o tej diecie – miałaś ułożony jadłospis?
    Wczoraj rozmawiałam z ginekologiem i on sam z siebie wspomniał o diecie ale nie wiedział jakiej. W pierwszej ciąży nikt nic mi nie mówił o diecie…Byłaś przez całą ciążę na tej diecie? Czy tylko w trakcie “przed” ciążą? A jaki preparat przyjmowałaś z tą meta foliną? Ginekolog na wizycie też o tym wspomniała, chociaż przy pierwszej ciąż z tą mutacją brałam zwykły folik :/. W jakim wieku zostałaś drugi raz mamą :)?

    Aga, byłam na diecie przed ciążą i do połowy ciąży. Wtedy po badaniu okazało się, że nie mam cukrzycy cięzarnych i zaczełam normlanie jesć.
    A robiłaś krzywą insulinową? Moja prof. uważa, że dieta śródziemnomorska sprzyja ciąży (bogata w ryby, oliwy, warzywa).
    Ja nie byłam u dietetyka, po prostu nie jadłam rzeczy o wysokim indeksie glikemicznym (mam apkę w tel z tabelą).
    Przyjmowałam femibion natal 1 też przed ciążą (3m). Urodziłam J. jak miałam 31 lat(i wciąż mam;)
    Pozdrowienia

    Dziękuję kochana! Ja mogę już definitywnie zapomnieć o drugim maleństwie. Kilka dni temu wykryto u mnie w głowie guza nerwu słuchowego – muszę go usunąć :(. Podobno na 99% to zmiana łagodna. Mimo wszystko sam fakt jej istnienia i konieczność usunięcia mnie przeraża. Do tego mój synek ma podejrzenie cech dziecka autyzmu 🙁 🙁 :(. Świat mi się zawalił 🙁 ! Siedzę i wyję ;( ;(

    A niech to, Aga! Strasznie mi przykro. Teraz najważniejsze jest Twoje zdrówko i synka! Ściskam Cię mocno.

    To ja mojego T urodziłam jak miałam prawie 32 (bo ja z początku roku on z końca). Przez problemy wychowawcze z naszym synem trafiliśmy do psychologa – liczyliśmy na pomoc i rady. Dostaliśmy sugestię konsultacji z psychiatrą i wstępna diagnoza, że nasz syn ma cech dziecka ze spektrum autyzmu. Naczytałam się artykułów sugerujących powiązanie mutacji MTHFR z zespołem Downa i autyzmem i się wycofałam , potem jak grom z jasnego nieba spadła na mnie informacja o problemach zdrowotnych :(.

    A co zrobić jak w dwóch poprzednich ciążach pękają wody płodowe zbyt wcześnie,a w trzeciej puste jajo płodowe,jak mam się decydować na kolejną ciąże po tym wszystkim jak lekarze nie wiedzą dlaczego,a mam już 39 lat i zawsze marzyłam o maleńkiej istotce w swoim życiu.Nie chcę opisywać każdej ciąży,bo są to dla mnie ciężkie przeżycia.Mam kochającego męża,ale obydwoje boimy się żeby sytuacja się nie powtórzyła.Do tego wszystkiego doszła jeszcze śmierć mojej mamy i dlatego boję się teraz o wszystko i nie zniosłabym kolejnej straty dzieciątka.Nie wiem co mam robić i jak mam się zdecydować.Proszę,może wiesz jakie badania zrobić.Pozdrawiam ciepło

    Agata, strasznie mi przykro. Poszłabym jednak do specjalisty. Napisz skąd jesteś to postaram się Ci kogoś polecić.

    Witam Cię Aniu
    Na początku dziękuję za odpowiedz,a jeżeli chodzi o lekarzy to ja już nie mam do nich zaufania,bo się na nich zawiodłam,ale nie chcę się poddawać.Mieszkam w Kielcach,ale też przebywam niedaleko Krakowa.Jeszcze raz dziękuję.Pozdrawiam

    Ania jeszcze raz dzięki,weszłam na te strony,poczytałam i trochę się przeraziłam,że tyle tego jest,ale chyba warto spróbować jeszcze raz.Przy każdej ciąży czułam ogromny strach i jak się kończyły ogromny ból,ale jak będę wiedziała co mi jest to może tak nie będzie,bo w tych latach kiedy byłam w ciąży lekarze nie wiedzieli co mi jest.Warto spróbować i się nie poddawać,czytając opisy dziewczyn dodają mi sił.Pozdrowionka

    Aniu, a czy masz może jakąś wiedzę na temat problemu z utrzymaniem ciąży o określonej płci? Ewentualnie może znasz jakieś specjalistyczne strony internetowe/artykuły, gdzie znajdę coś na ten temat? Chciałabym podesłać jakieś informacje osobie z rodziny, którą taka sytuacja spotkała dwukrotnie, a wątpię aby sama wiedziała, gdzie szukać konkretnych porad (u niej było tak: pierwsza ciąża zakończona szczęśliwie, potem po jakichś 5 latach druga ciąża i poronienie koło 12 tc, zaraz potem 3 ciąża donoszona i teraz czwarta ciąża -poronienie koło 20 tc. Urodzone dzieci to dziewczynki, poronienia dotyczyły płodów męskich). Sama nie mam wiedzy i doświadczenia w tym temacie, bo jestem po jednej w miarę bezproblemowej ciąży zakończonej szczęśliwie. Dzięki takim artykułom jak ten Twój, podpartym własnym doświadczeniem, poszerzam swoją wiedzę i mogę lepiej przygotować się do kolejnej ciąży, za co wielkie dzięki! Pozdrawiam

    Aniu…. jestem teraz w takiej sytuacji 🙁 prawie trzy tygodnie temu straciłam swoje dzieciątka 🙁 była to ciąża bliźniacza… strasznie ciężko jest mi się pozbierać… całe szczęście mam cudownego synka. Pierwsza ciąża przebiegła bezproblemowo i dlatego nie podejrzewałam, że może coś pójść nie tak… Nie poddajemy się, bo chcemy rodzeństwo dla naszego synka. Mam nadzieję, że tym razem nam się uda….. pozdrawiam Cię gorąco

    Ojej, że też musimy to przeżywać:( Ciężko jest szukać sensu… Pozostaje jedynie mieć nadzieję! A który to był tydzień? Czy robiłaś już jakieś badania? Jak chcesz pogadać to pisz na priv.
    Ściskam!

    Czyli to że mam już jednego zdrowego synka wcale nie musi oznaczać że moje i Męża geny są idealne? Niecały miesiąc temu straciliśmy nasze Maleństwo w 9 tygodniu. Niby wiem że to się zdarza, że to normalne… Ale nie potrafię przejść nad tym do porządku dziennego i zastanawiam się nad badaniami. Bo mimo iż już teraz chciałabym być znowu w ciąży to bardzo, wręcz panicznie, boję się że to się znowu powtórzy…

    Aniu, tak bardzo Cię rozumiem… u mnie dwie pierwsze ciąże zakończyły się przed 12tc 🙁 po drugiej również uznaliśmy ze musi być jakaś przyczyna. Zespół antyfosfolipodowy, to on był przyczyną. W 3 ciąże zaszłam błyskawicznie po diagnozie i wskazówkach co robimy. Heparyna od razu, codziennie w brzuch plus tabletki. W ciazy czułam się doskonale choć nerwy były do końca, łącznie z “nakazem” cesarki. Kolejna ciąża, zaplanowana również od razu leki i tutaj cieszyłam się od pierwszego dnia testu bo już wiedzialam ze dzięki lekom będzie dobrze. Tak wiec jestem szczęśliwa mamą 2 córek, 4 latki i niespełna 2 latki. Ciesze się, ze i Wam się udalo ogromny szacunek za odwagę napisania tak osobistego tekstu. Ściskam!

    Droga Aniu, po ponad roku od przeczytania tego posta dziękuje Ci za ten wpis! I ja miałam cudowna pierwsza ciąże z córeczka, następnie dwa poronienia i po nich trudno mi było podejść do kolejnej próby – az do chwili przeczytania Twojego wpisu!!!! Po przeczytaniu Twojego posta miałam wrażenie, ze pisałaś go dla mnie! Zaraz po tym zaszłam w upragniona czwarta ciąże i na heparynie donosiłam syna! Dziekuje Ci, ze podzieliłas sie swoimi doświadczeniami, ze nie zatrzymałas ich tylko dla siebie. Pozdrowienia dla Julka od prawie czteromiesiecznego Janka 🙂 i uściski ode mnie 🙂 Ania z Poznania – mama Zosi i Janka 🙂

    Dobrze rozumiem ze mutacja tego genu moze wyjsc dopiero w drugiej ciazy? W sensie pierwsza moze buc ksiazkowa idealna a dopiero potem poronienia z tego powodu?

    Droga Aniu … Dziękuję Ci za ten wpis…Każda z nas chce mieć szczęśliwą rodzinę , mężą i dzieci.Niestety nie zawsze jest tak łatwo… Nie poddaję się dzięki wsparciu męza i przyjaciół. Nie jest mi jednak łatwo mówić o tym co przeszlam . Nie mówi się o tym jak przebiega ,, pobyt w szpitalu” i jakie ma prawa kobieta w tej przykrej sytuacji. Nic przyjemnego ból i stres.Wiem dla lekarzy to rutyna. Swoje Aniołki straciłam w krótkim odstępie czasowym. Pierwszą ciąze straciłam w 8 tyc , natomiast drugą w 12 tyc. Po pierwszej szybko się pozbierałam, miałam cel. Po drugiej jeszcze sie zbieram. Korzystam z pomocy psychologa . Jestesmy w trakcie badań. Boję się o to czy w przyszłośći zostaniemy rodzicami. Najgorsze w tym wszystkim jest to , ze w dalszym ciągu mało się mowi o poronieniach. Aniu życzę Ci z całego serca szczęscia i jeszcze raz dziękuje za to , ze nie zapominasz o kobietach , które przeszły to samo co my. POzdrwiam serdecznie Weronika

    Oczywiście,ponieważ dla mnie to bardzo ważna sprawa.Trafiłam tu zupełnie przez przypadek,ale to najlepsza rzecz jaka mogła mnie spotkać,bo chyba dzięki temu postowi donoszę kolejną, przyszłą,wyczekiwaną ciążę-ale od początku. Mam 4 letniego synka z pierwszej ciąży,wszystko oczywiście było wspaniale,planowany dzidziuś,ciąża wzorowa.Chcieliśmy z mężem drugiego dziecka i wtedy wszystko się zaczęło…3 poronienia w niedużych odstępach. Jesteśmy po badaniach genetycznych-i tu wszystko ok. Czekamy do grudnia na wyniki z Instytutu Hematologii i szczerze mam nadzieję, że tam coś wyjdzie i diagnoza będzie jasna. Po przeczytaniu twojego wpisu pomyślałam-to moja historia,ale tu są informacje które pokażę lekarzowi i powiem proszę to jest rozwiązanie-recepta na moje problemy…Niestety lekarze działają teraz rutynowo, a jak widać z wielu wypowiedzi masa kobiet ma podobny problem. Chciałam Ci bardzo podziękować za ten wpis jest on tak ważny, że nie potrafię tego wyrazić słowami..Komentarze typu, że robisz to dla “marketingu” są okropne a ludzie coraz bardziej okrutni i nikt tego nie zrozumie dopóki tego sam niestety nie przeżyje. Kocham dzieci i są dla mnie sensem życia, nie wyobrażam sobie że mogło by ich nie być-wtedy świat nie miałby dla mnie nic wspanialszego do zaoferowania… Życzę Ci dużo zdrowia i wszystkiego co najlepsze! Pozdrawiam ciepło Ania

    Bardzo Ci dziękuję, ten komentarz wiele dla mnie znaczy 🙂
    Trzymam za Was kciuki

    Witam,
    Dziękuje za ten wpis, bardzo mnie podbudował, gdyż mam za sobą niestety podobne przeżycia…Dzirkuje za podałaś jaki lekarz wykrył u Ciebie MTHFR! Czy mogłabyś podać jaka wit B12 i B6 brałaś w czasie ciazy i później?

    Przeszliśmy to: strata bliźniaków w 15 miesiącu, potem leki j.w. ciąża wychuchana i udana, kolejna też miała taka być, bo już wiedzieliśmy czego się spodziewać, leki wiadome, ale pokonał nas krwiak. Od 5/6 m.c. zero postępów, odeszły wody, mimo urodzenia w 8 miesiącu, synek miał zbyt nierozwinięte organy, żeby móc funkcjonować. I mimo, że sami sobie uporaliśmy się ze wszystkim to najbardziej irytwało mnie, że z mężem zamiast w tym czasie zająć się sobą i naszą córką, zamieniliśmy się w terapeutów dla najbliższego otoczenia, w tłumaczy co, jak, dlaczego po co etc. Poradzić sobie ze sobą to jedno, ale z niewrażliwością/niewiedzą/ignoracją innych to drugie. I mimo, że niektórzy nawet w dobrej wierze chcą coś miłego bezmyślnie powiedzieć, często idzie nam to w pięty (Dziewczyny z rodziny męża rodziły w tym samym czasie, ale ja nic nie wiem o CC, bo one to z dzieckiem wyszły i “nie ma że boli”, więc większy aplauz rodziny; Pani ze sklepu co chwila pyta kiedy wreszcie sobie “drugie” sprawimy, skoro córa taka udana. Położna mi powiedziała, że “tak matka natura chciała” (sic!) etc.) To dopiero jest przykre, bo nic się na to nie da realnie i szybko zaradzić. Więc cieszę się, że o stracie wreszcie mówi się głośno,a nie po kątach.

    W grudniu powinnam zostać znowu mamą. Ale nie mogłam dac szansy temu maleństwu ponieważ zablokował się w jajowodzie 🙁 który się przerwał. Idąc na operację pod szpitalem była demonstracja i wielki bilbord z martwym płodem. Ludzie modlący się za te nienarodzone dzieci. A ja właśnie szłam zrobić coś przeciw czemu oni protestowali. Myślałam ze mi serce pęknie. Jedyne co mnie pocieszało to syn który czekał na mnie w domu.

    Ja właśnie rozważam badania mutacji…
    Ja niedoczynność, hashimoto, inulinooporność i hiperinsulinemizm.
    1 ciąża bajka, córcia 40tc
    2 ciąża poród przedwczesny na szczęście zatrzymany w 32tc, synek 39tc
    3 ciąża zakończona w 5tc
    4 ciąża krwiak od 8tc, córcia 39tc
    5 ciąża zakończona w 5tc
    6 ciąża aktualnie krwotok w 12tc, krwiak, aktualnie 14tc i leżę
    Szukałam czegoś o krwiakach, a trafiłam na wpis na jakimś forum o właśnie krwiakach i mutacjach. Zaczęłam czytać i się zastanawiam czy mojej ciążę, również nie licząc bajkowej pierwszej, nie mają jednak czegoś wspólnego. Krwiaki, bardzo wczesne poronienia, poród przedwczesny. Mam wrażenie, że mam silny organizm, który mimo wszystko trzyma maluchy najdłużej jak może, ale te “zbiegi okoliczności” zaczynają mnie coraz bardziej zastanawiać. Szczególnie, że w przypadku trombofilii nie chodzi tylko o ciążę, ale przede wszystkim o to, byśmy mogły jak najdłużej być mamami dla naszych dzieci…

    Bardzo dziękuję za ten wpis. Niesamowicie podziwiam Panią za odwagę. Rozumiem, że nie było łatwe dzielenie się ze światem o tak intymnych szczegółach, ale nie ma Pani pojęcia jak ważna jest rozmowa o “tego typu sytuacjach”. Celowo ujęłam tę nazwę w cudzysłów bo bardzo denerwuje mnie to, że w XXI wieku wciąż jest to pewnego rodzaju “tabu”. Moja historia jest bardzo podobna, takie same mutacje genu, wprawdzie niestety wykryte tylko dzięki własnym poszukiwaniom internetowym (tutaj dziękuję za bardzo pomocne wpisy) przyczyn naszych dwóch strat (pierwsza ciąża zakończona samoistnie w 8 tc, druga, bliźniacza w 10tc) . Przykro mi, że takie testy są zalecane dopiero po trzech poronieniach, że nie docenia się ich wagi przed staraniem się o dziecko. Niestety służby zdrowia ani podejścia lekarzy nie zmienimy. Może w niektórych sytuacjach mają rację czasami lepiej się nie zastanawiać tylko działać.. w końcu nie ma potrzeby niepokoić wszystkich zdrowych kobiet notabene profilaktycznymi badaniami… ah sama nie wiem….. Wszystko ma dwie strony. Jednak ważne jest rozmawianie o tym, wzajemne wspieranie, w końcu strata dziecka/dzieci to chyba najokropniejsze przeżycie jakiego może doświadczyć rodzic, nawet ten, który teoretycznie jeszcze nim nie jest…
    Nigdy nie pisałam na “internetach” żadnego komentarza, tutaj jednak muszę, po prostu muszę napisać: DZIĘKUJĘ! te ostatnie słowa “nie jesteś w tym osamotniona”, może komuś wydadzą się proste i oczywiste, mnie dały siłę i wiarę, że naprawdę nie jestem sama, a z pomocą profilaktyki i odpowiedniego działania kiedyś będę przytulać małego bąka. A wszystkim tym, którzy pouczają kobiety po stracie (m.in. mnie) tekstami typu “po co się chwaliłaś teraz jest niezręcznie” powodzenia.

    Kinga, dziękuję za komentarz. Myślę, że jeszcze kilka wpisów na ten temat na blogu napiszę. Jest to temat trudny, ale staje się łatwiejszy kiedy o nim się rozmawia.Trzymam mocno za Ciebie kciuki:)

    Jest bardzo dużo kobiet, w takiej sytuacji ja Ty czy podobnych. Oczywiście to zauważyłam dopiero sama po stracie. Córcia zmarła w brzuszku w 36 Tc. Podejrzenie właśnie zakrzepy w pepowinie, które spowodowały uduszenie się małej. Niestety trafiłam na ip na lekarza, który potraktował mnie jak kolejna panikare. To była moja 1 ciąża. Dzisisj mój aniołek miał by 5 lat❤️ podejście lkeqrzy do mutacji (z którą zresztą sama się borykam) jest takie, zde każdy ja ma. Później nawet jedna z blogerek bardzo znanych pisała, ze nie ma się co nią przejmować bo połowa z nas nigdy się nie dowie, ze ja ma. Ja jestem pod kontrolą hematologa, na lekach przeciwzakrzepowych i na lekach na nadciśnienie donosilam do 38 Tc córeczkę która dzisiaj ma 3 latka. A teraz w brzuszku noszę kolejnego skarba. Ale każda kolejna ciąża jest z większym dystansem. Ciągle mam w głowie to co nas spotkało za 1 razem. W książkowej ciąży… Biorę leki, mam robione konkretne badania. Ale pan z kliniki na badaniach prenatalnych zadał mi pytanie “po co moja Pani Dr mnie skierowała na te badania jak mam tylko mutacje i 2 ciąża donoszona”, spotkałam się podczas dochodzenia do prawdy z dwoma genetykami, gdzie jeden mi udzielił pomocy i rad. Troszkę właśnie pomógł odkryć co mogło być przyczyną, a drugi (tzn w sumie pierwszy u którego byłam) powiedział, ze badań mi nie zleci bo te badania zleca się po 3 stratach. Także temat lekarzy, strat jest masakryczny. A też często kobiet które same maja to za sobą. Potrafią tak do walić, ze w głowie by się mogło nie mieścić, ze można po tym co się przeżyło tak traktować druga osobę.

    Też stracilam dwie ciaze, z czego jedna w 7tc a druga w 14tc….nic nie wskazywało na to że druga ciąża tak się zakończy… Dowiedziałam się o jej stracie kiedy trafiłam z lekkim plamieniem do szpitala w 18 tv… Okazało sir że ? przestało rozwijać się od 14 tygodnia…. Była załamana, urodziłam chłopczyka…. Byłam u ginekologa dowiedzieć się co mogło być przyczyną, jednak oznajmiłam że co trzeci ciąża tak ma…. Sama poprosiłam o zestaw badań… Chciałabym zostać mama aczkolwiek bardzo się boję o kolejne ciaze czy możesz autorko tego bloga polecić Panią doktor? Pozdrawiam i życzę wszystkim przyszłymi mamom wiary w to że będzie dobrze.

    Ja chodziłam do prof. Jerzak w Mediva. trzymam kciuki za Ciebie

    Witam. Post już dawno powstał wiem. Ale nie mam komu się wygadać. Nie mam ochoty kolejny raz wysłuchiwać od wszystkich słów współczucia. A mianowicie: Jestem mamą dwójki zdrowych dzieci. Brzmi jak bajka?? Nie do końca ponieważ wczoraj już 4 aniołek trafił do nieba. Pierwsza była moja córcia, drugi aniołek odszedł w 6tc, następnie na świat przyszedł nasz syn. Dwa lata pozniej kolejny aniołek odszedł w 5tc. Parę miesięcy później trafiłam do szpitala w 6tc z okropnym bólem. Diagnoza- ciąża pozamaciczna. I tak oto za jednym zamachem straciłam kolejne dzieciątko i jajowód. Po 1,5 roku w końcu zobaczyłam 2 kreseczki i zamiast cieszyć się jak szalona to cały czas tylko myslalam/ modliłam się żeby tym razem się udało. Niestety na próżno. Tak jak piszesz z każdą kolejną ciąża starałam się nie cieszyć się tak bardzo jak z pierwszej ciąży. Nie marzyć, nie planować……. Ale wiadomo że całkiem się nie da, szczególnie po USG jak zobaczyłam bijące serduszko mojej fasolki. ? Tak bardzo chciałabym mieć 3 dziecko ale strach przed utratą kolejnej ciąży mnie paraliżuje. Mam ochotę zamknąć się w domu leżeć w łóżku i przespać ten czas. Czas łez, czas bezsilności. Jeszcze niegdy nie byłam aż w takiej rozsypce psychicznej ( w porównaniu do poprzednich utrat aniołków ). Jutro jeszcze czeka mnie straszny dzień. Mam wizytę w szpitalu na której miałam znów zobaczyć moje szczęście…… A Idę na badanie czy w całości jest pusto ???????

    To bardzo trudny czas – szczególnie przed Świętami. Znam to bardzo dobrze. Musisz sobie dać czas na przepłakanie tego i tak naprawdę nic nie możesz teraz zrobić. Ale ja na Twoim miejscu zaczęłabym szukać przyczyny: 4 strata to nie jest już statystyka. Z jakiegoś powodu się nie udaje. Masz dobrego, dociekliwego lekarza? A może napisz z jakiego miasta jesteś, to poszukałabym odpowiedniego lekarza? Przytulam Cię mocno.

    Trafiłam tutaj przypadkiem dziś, w poszukiwaniu odpowiedzi – dlaczego? Tydzień temu, w 12 tc dowiedziałam się, że jest obrzęk, a serduszko przestało bić. Jeśli dobrze pamiętam, co mówiła doktor, nastąpiło to w 11 tyg i 4 dniu. Nie mogłam uwierzyć. To mało być w końcu pierwsze usg przez brzuch i miałam poznać ostateczny termin porodu, wyniki rozszerzonej Panoramy były dobre, niskie ryzyko na wszystko, dziewczynka. Jedną rozpacz juz przeszłam – w 5 tc krwawiłam, myślałam, że to koniec, szanse byly 50/50, potrojona dawka Duphastonu, Euthyrox, który obniżył TSH i wydawało się, ze się udało, serduszko biło, krwiak się wchłonął. Pomyślałam sobie, że rośnie silny organizm, dał radę. Ale jednocześnie od tego czasu z ciągłym niepokojem zwracałam uwagę na dwie rzeczy – za każdym razem w toalecie, czy nie plamię, nie krwawię i codzienne dotykanie piersi, czy nadal bolą (bo po krwawieniu momentalnie przestały). Nic się złego nie działo, tak myślałam. Zero objawów, że coś jest nie tak. Była to moja pierwsza ciąża i pierwsze poronienie, ale mam już 37 lat, nie mam już wiele czasu, uważam, że nie mogę po prostu czekać na kolejną i “się okaże”, tym bardziej, że na tę czekałam długo. 3 dni temu wyszłam ze szpitala. Tam jedna doktor, gdy dowiedziała się, że miałam Panoramę i jednocześnie choruję na autoimmunologiczną łuszczycę, zasugerowała badania w kierunku zespołu antyfosfolipidowego. I tym sposobem trafiłam tutaj. Nie wiem, czy to jest to, czy sobie nie wkręcam, to sie okaże, ale juz na jutro umówiłam sie do lekarza. Gdy dowiedziałam się, że straciłam tę ciążę mimowolnie zaczęłam liczyć kiedy to mogło być, dlaczego wtedy i z perspektywy myślę, że organizm jednak dał mi znać – przez 3 dni po tym (jeśli faktycznie dobrze liczę) bardzo bolała mnie głowa, żadne domowe metody nie dawały rady, musiałam każdego z tych dni wziąć paracetamol. Dawno tak upierdliwie i tak kilka dni z rzędu nie bolała mnie głowa. Wtedy myślałam, że to na zmianę pogody, ale teraz myślę, że to był ten sygnał. Choć z bólami głowy, takimi, z którymi od rana dawał radę tylko podwójny Ketonal 3 razy w ciągu dnia borykam sie od dawna i do tej pory nie znam przyczyny, choc przewinęłam się przez rezonans głowy, neurologów, okulistę, ortopedę.
    Wydawało mi się, że późno sie pochwaliłam ciążą, starałam się jak najpóźniej a i tak okazało się, że za wcześnie. Tak bardzo chciałam się juz z dzieckiem bawić, czytać mu książki, wyobrażałam sobie jak odwiedzamy klub bobasa i łazimy na spacery, zastanawiałam się, jak damy radę we trojkę z psem, który jest wszystkim na spacerach zainteresowany, cieszyłam się, że termin na czerwiec, że urodziny będziemy wyprawiać na świeżym powietrzu, mieliśmy już w głowie imię. Nie chcę tracić nadziei, że tak jeszcze będzie, urodziny kiedykolwiek indziej mogą być, byleby były, żywe, prawdziwe. Czy znasz może lub masz jakiś namiar na dobrego specjalistę we Wrocławiu, kogoś kto patrzy szerzej, jest dociekliwy ? Pozdrawiam Was wszystkie, gratuluję tym, którym sie udało i trzymam kciuki za nas, pozostałe.

    Bardzo mi przykro, że i Ciebie to spotkało… Ja też jeden dzień przed usg gentycznym zaczęłam krwawić… Trudny czas przed Tobą… a dodatkowo są święta. Jeżeli czujesz, że nie dasz rady to zaszyj się w domu i spędz ten czas tak jak chcesz.
    Mi w tym czasie bardzo pomogło szukanie informacji “dlaczego?” tak bardzo się na tym skupiłam, że jakoś łatwiej mi było… Tak jak sobie myślę, skoro panorama była ok, to możliwe, że masz może właście problemy z krzepliwością? Musisz udać się do lekarza (juz szukam) polecam Ci też forum dziewczyn, którym i ja się wspomagałam. To, o czym tam piszą bardzo pomaga: https://www.babyboom.pl/forum/temat/ciaze-po-poronieniach-zakonczone-sukcesem-badania-przebieg.80388/

    We wrocławiu polecany jest Robert Gizler

    Jak masz chęć o coś zapytać to możesz pisać tutaj: kontakt@nebule.pl

    Bardzo Ci dziękuję! To prawda, przestało mi sie chcieć cokolwiek robić na te święta, a planów miałam sporo, nie mam prezentów i nie mam jakoś siły o nich myśleć, obojętne mi, czy będzie choinka, czy nie. Powiem szczerze, że symbolicznie chcę, aby ten rok sie już skończył, bo od początku nie był dla mnie łaskawy. Kiedy już myślałam, że się los odwrócił, to mi dokopał jeszcze mocniej. Moja obecna doktor cos wspomniała o kariotypie moim i męża, ale zastanawiam się, jaki to właściwie ma sens, co to da, jeśli okaże się, że w jakiś sposób jesteśmy “wadliwi”? W dużej mierze jest to chyba loteria jesli chodzi o geny, bo teoretycznie zdrowe osoby mogą dać wadliwe i odwrotnie, ponadto wad genetycznych jest cała masa i nie sposób ich wszystkich wychwycić. Dlatego wolałabym się skoncentrować na innych badaniach. Z forum na pewno skorzystam, dziękuję. Wiem, że trzeba ufać lekarzom, ale ja nauczona doświadczeniem uważam, że nigdy jednemu. Teraz się martwię, aby tam wszystko dobrze się zagoiło, nie było powikłań, bo nie dostałam ani żadnego antybiotyku, ani żadnych globulek i nie jestem pewna, czy tak powinno byc:/ Pozdrawiam i dziękuję za możliwość kontaktu:)

    Dziękuję za wspaniały wpis…

    A oto moja historia. Pewnie brzmi znajomo…

    Listopad 2019 – urodziłam siłami natury zdrowego synka w 41 tygodniu ciąży. Ciąża bez większych komplikacji poza nadciśnieniem ciążowym w 3 trymestrze.

    Lipiec 2020 – Poroniłam ciążę w 9 tygodniu
    Grudzień 2020 – Poroniłam ciążę w 6 tygodniu

    Oczywiście pytałam lekarzy jakie badania wykonać, do kogo się udać, żeby uniknąć kolejnych nieszczęść, na co usłyszałam, żeby poczekać na magiczne 3 poronienia (a dla kobiety 3 dramaty, które nie musiały się wydarzyć), aby statystyki stało się za dość i wówczas istnieją wskazania do dalszej diagnostyki. Każdy lekarz tłumaczył mi, że na pewno to były wady genetyczne i organizm sam odrzucił płody z defektem. Miałam już nawet wrażenie, że oni tak mówią, jakby się zmówili, bo uznali, że to pocieszające dla kobiety po stratach.

    W rodzinie (siostra, mama, babcie) nie było przypadków poronień.

    Po grudniowym (2020) poronieniu doszłam do wniosku, że nie ma co czekać książkowych 3 miesięcy na poczęcie kolejnego dzieciątka, skoro i tak nie daje to gwarancji na donoszenie ciąży, jak boleśnie się o tym przekonałam. Jeśli mam poronić trzeci raz, to poronię i spełnię tą cudowną czarną statystykę, na którą czekają lekarze aby podjąć konkretniejsze działania. Byłam w kiepskiej kondycji psychicznej

    Zaszłam ku mojemu zdumieniu w czwartą ciążę od razu po grudniowym (2020) poronieniu. Poczułam w sobie strach, że nie przeżyję kolejnego poronienia. Stanęłam na głowie aby znaleźć hematologa. Udało mi się zorganizować konsultację telefoniczną na której Pan doktor powiedział mi, że dwa poronienia pod rząd są rzadko dziełem przypadku. Dostałam skierowania na typowe badania hematologiczne.

    Wyszło mi niskie białko S odpowiedzialne za proces krzepnięcia oraz przeciwciała przeciwjądrowe (czyli jakaś niezidentyfikowana choroba autoimmunologiczna).

    Okazało się, że po pierwszej, szczęśliwej ciąży, organizm zimmunizował się w taki sposób, że teraz, w momencie gdy zachodzę w kolejne ciąże, Białko S zaczyna dramatycznie spadać – czyli tworzą się zakrzepy i uśmiercają zarodki. Poza ciążą nie mam problemów z układem krzepnięcia, więc jest to trombofilia typowo ciążowa. Od 5 tygodnia ciąży, zanim jeszcze ujrzałam serduszko, biorę heparynę drobnocząsteczkową w formie zastrzyków (Neoparin 0,4) + Acard 75 + Steryd Encorton 10. Do tego luteina 200 dopochwowo 2x dziennie.

    Dotrwanie do badań prenatalnych było dla mnie trudne. Rutynowe wizyty w oczekiwaniu na nie przysparzały mi dużo niepokoju. Przytoczę kilka komentarzy:

    “dziwny ten pęcherzyk płodowy, nie wiem jak Pani ciąża się potoczy”, “Ten pęcherzyk taki jest spłaszczony jakby coś na niego naciskało, a płód jest w wymuszonej pozycji – to może być krwiak pozakosmówkowy.”
    “płód ma mało miejsca, ma malutko wód płodowych, poobserwujemy…”

    Przed każdą wizytą miałam koszmary, że dzieciątko we mnie umarło, albo, że może krwiak je zmiażdżył…

    Tak oto dotrwałam do badań prenatalnych w wieku ciąży 12 tygodni, 2 dni. Ku mojej radości dzieciątko rozwinęło się zdrowo, miało prawidłowe parametry, serduszko zdrowo bije, natomiast podobnie jak u Ciebie, przezierność karkowa została określona jako “na granicy normy”. Było to 2,1 mm. Pani doktor powiedziała, że to raczej jest ok, ale trudno powiedzieć jak potraktują ten wymiar kalkulatory, które także wezmą pod uwagę wszystkie inne czynniki, mój wiek, test pappa…

    Czekam na wyniki i trochę się martwię. Czy pamiętasz jaka wyszła u Ciebie przezierność karkowa, która wg doktor była wskazaniem do zrobienia NIFTY, i w którym tygodniu+dniu usg było wykonane?

    Cześć Beata, dziękuję Ci za ten obszerny komentarz i Twoją historię. Jest bardzo podobna do mojej. Sprawdziłam i wyszło nam NT 2,6 równo w 12 tc. Trzymam bardzo kciuki za Was – odezwij się za jakiś czas.
    p.s. Dziękuję za wyjaśnienie tego procesu zimmunizowania – moja prof też o tym mówiła.

    Hej Ania,

    Wracam do Ciebie 🙂 Dziękuję za odpowiedź. Wciąż się z maluchem dzielnie trzymamy. Zaczynamy 26 tydzień. W badaniach pierwszego trymestru wyszło mi bardzo niskie białko Pappa (0,42 MoM) i ryzyko Zespołu Downa 1:194. Dostałam skierowanie na amniopunkcję, ale że ciąża od początku niosła ze sobą wysokie ryzyko, a jednocześnie usg było prawidłowe poza lekko podwyższoną przeziernością karkową, nie zdecydowałam się na ten zabieg, tylko podobnie jak Ty, zrobiłam Nifty Pro. Oczekiwanie ba wynik było bardzo trudne, przez głowę przechodziły mi najróżniejsze myśli. Na szczęście wynik nifty wskazał na zdrowego chłopca 🙂 Weszłam w spokojniejszą fazę ciąży. Na pewno dużo daje też to, że czuć ruchy maluszka, więc nie muszę się martwić, czy serduszko bije. Po poronieniach nabawiłam się skrajnej anemii, którą teraz leczę. Jestem po połówkowym – wszystko jest idealne. Pod okiem hematologa badam co jakiś czas stężenie heparyny we krwi po 4 godzinach od zastrzyku (aktywność anty-xa), żeby mieć pewność, że mam dobrą dawkę 🙂 Obecnie 0.8. Ta dawka naprawiła mi też przepływy łożyskowe, które były trochę podejrzane. Cudowny wynalazek! 🙂

    dziękuję za wieści – wiem jaki to stres. Super, że już możecie trochę odetchnąć. Trzymam mocno kciuki, już coraz bliżej. Ściskam!

    Hej Aniu,ja również jestem po dwóch stratach- pierwsza ciąża -puste jajo płodowe. Kolejna książkowa, donoszona, bez żadnych komplikacji. Po kilku latach postanowiliśmy, że postaramy się o kolejne dziecko , poszło nam bardzo szybko, jednak nasze szczęście równie szybko się skończyło… W 8 tygodniu przestało bić serduszko.. Zastanawiam się czy to przypadek czy może wykonać badania?? Jeśli tak to jakie ? Jakie badania Ty wykonywała Aniu?
    Pozdrawiam

    Hej, strasznie mi przykro. Ja miałam całą listę badań od profesor ( mutacje genów, hormony, insulina, homocysteina itd.)

    Cieszę się dobrym zakończeniem.
    A przy neoparinie nie było krwawień?
    Pozdrawiam serdecznie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

Bądź z nami na bieżąco
Dołącz do nas na Facebooku
NEBULE NA FACEBOOKU
Możesz zrezygnować w każdej chwili :)
close-link