fbpx

Słońce – wróg czy przyjaciel – rozmowa z dermatologiem

  • ZDROWIE
  • 6  min. czytania
  •  komentarze [4]

Ten temat chodził mi po głowie od dawna. Nie lubię skrajności i wystrzegam się takich opinii. Jestem daleka od smarowania dzieci non stop kremami z UV, ale też nie pochwalam zupełnej ignorancji. Nie ryzykuję zdrowia smarując siebie i dzieci olejami, ale też nie biorę pierwszego lepszego kremu z półki z filtrami. Uważam, że tylko umiar nas uratuje i świadomość.

Dlatego postanowiłam zasięgnąć wiedzy u specjalisty. Dziś na moje pytania odpowiada lekarz dermatolog – Aga Kobyłka-Dziki

Kiedy dzieci smarować kremami, a kiedy nie? Czy jest np. 20 stopni a my jesteśmy około godziny 11 dość krótko, to czy dziecko musimy smarować kremem czy nie? ( Ja tego nie robię)

Każda mama zna swoje dziecko najlepiej, wie w jaki sposób jego skóra reaguje na nasłonecznienie. Ogólna zasada, którą powinnyśmy się zawsze kierować dobierając rodzaj i stopień ochrony przeciwsłonecznej to, aby nie dopuścić do powstania rumienia czyli oparzenia słonecznego. Każda osoba ma swój indywidualny fototyp skóry czyli potocznie karnację, która w głównej mierze jest zdeterminowana poziomem naturalnej ochrony, którą zapewnia nam barwnik – melanina.

Skandynawowie mają jej bardzo mało, są bladzi „okropnie”?, ale w szerokości geograficznej gdzie mieszkają, gdzie natężenie promieniowania UV jest bardzo niskie muszą mieć taką barwę skóry, aby wytworzyć potrzebną im dawkę witaminy D3, muszą także pamiętać jadąc na urlop do Włoch, że prawdopodobnie po 10 min bez ochrony przeciwsłonecznej będą „oparzeni”.

Odwrotnie jest w przypadku osób o ciemnej karnacji

Jako lekarz kieruję się wiedzą i aktualnymi wytycznymi, które mówią, że w okresie od maja do października, a w szczególności w czerwcu na terenie Polski, w godzinach „alarmowych” czyli od 10-16 musimy chronić się przed negatywnymi skutkami promieniowania UV. Nie dopuścić do oparzenia i pamiętać o długoterminowym uszkodzeniu naszych genów, gdy zbyt długo i często przebywamy na słońcu bez ochrony.

Jeśli te 20 stopni C i godzina 11 mają miejsce w miesiącach późnojesiennych kiedy to promieniowanie „rumieniotwórcze” praktycznie nie dociera do powierzchni ziemi ( warto wspomnieć, że jest ono silne, ale stanowi tylko 5-6% całego spektrum promieniowania UV) to nie musimy nakładać kremu z filtrem. Poprawkę nakładam na pobyt w górach na obozie narciarskim, gdzie pokrywa śnieżna potrafi odbić aż do 80% UVB, które do nas wraca i działa mocniej – tutaj opłaca się mieć ze sobą krem z filtrem.

W okresie letnim, gdy słońce jest w zenicie czyli jak najwyżej ( godzina 12) to promienie słońca padają na nas pod kątem 90 stopni, najkrótsza droga, dodajmy bezchmurne niebo i spore narażenie mamy gwarantowane. Im dalej „po południu” kąt padania się zmniejsza a wraz z nim i narażenie. Warto o tym pamiętać, gdy planujemy spacer, a kremu z filtrem jeszcze nie kupiłyśmy, wtedy najlepiej umieścić go w godzinach bliżej 15 i lub przed 10 -11, ale czapki z daszkiem nie wypada zapomnieć?

Czy filtry hamują przyswajanie witaminy D3?

Według najnowszych badań stosowanie filtrów nie powoduje znaczącego zmniejszenia ilości witaminy D3 w naszym organizmie. Większość badań różniących się pod względem metodologii pokazuje, że u osób bez ochrony przeciwsłonecznej jej stężenie wzrasta, ale z kolei w grupie z filtrem na skórze nie wykazano niedoborów. Badań, które wykazują negatywny wpływ kremów ochronnych jest znacznie mniej i są one starsze ( lata 1987-1995).

Pamiętajmy o tym, że badania przeprowadzane są na różnych osobach, w różnym wieku i czasem w innych szerokościach geograficznych, w których natężenie UV i predyspozycje do produkcji witaminy D3 nie są jednakowe. Co ciekawe inne badania pokazują, że jedynie noszenie odzieży z długim rękawem oraz ciągłe przebywanie w cieniu może skutkować niedoborami witaminy D.

Do syntezy witaminy D3 wystarcza naprawdę niewielka ilość słońca, dawka „subrumieniowa”. Długie przebywanie na słońcu nie spowoduje, że nadprodukujemy sobie „na zapas” ponieważ przy zbyt dużej ilości UVB organizm przekształca ją do nieczynnych biologicznie metabolitów.

U starszych dzieci wystarczy od 15 -30 min ekspozycji samych nieochronionych przedramion i podudzi w czasie od 10-15 aby zapewnić dobrą produkcję. Oczywiście zakładamy, że dziecko jest zdrowe. Naukowcy z Kanady uważają, że gdy taką ekspozycję ograniczymy do dwóch razy na tydzień to będzie również pozytywnie. Lepiej wybierać godziny popołudniowe? Jako rodzice i lekarze musimy znaleźć balans między prawidłową ochroną i kontrolowanym narażeniem z korzyścią dla naszych dzieciaków. Osobiście uważam, że bardziej na niedobór witaminy D3 narażone są osoby, które całkowicie unikają słońca, czy to z przyczyn zawodowych czy nawykowych niż osoby, które przebywają regularnie na słońcu w bezpiecznym stylu! Żaden filtr nie blokuje 100% promieniowania UV?

Coraz częściej mówi się, że filtry szkodzą. Niewiele osób wie, że tylko te przenikające. A na rynku są kremy z dobrymi składami i filtrami mineralnymi. Co o nich myślisz?

Obecnie panuje przekonanie, że wszystko co „chemiczne” „wyprodukowane” jest złe, a naturalne i eko to samo zdrowie. Tutaj jednak nie ma systemu 0-1, a każdy produkt należałoby weryfikować osobno.

Każda substancja wchodząca w skład kremu z filtrem jest poddawana odpowiednim standaryzowanym testom, na podstawie których określany jest stopień ochrony. Oczywiście są na rynku produkty z lepszym i gorszym składem, jednak wiele z nich potrafi bezpiecznie ochronić naszą skórę już od pierwszych miesięcy życia.

U małych dzieci, do 2 roku życia, kiedy to skóra jest cieńsza, zawiera mniej melaniny i jest bardzo podatna na oparzenia powinniśmy stosować tylko filtry mineralne – tlenek cynku i dwutlenek tytanu. Najlepiej aby w składzie znajdowały się oba z nich. Działają na zasadzie „tarczy”, która odbija promieniowanie UV od naszej skóry. Nie wchłaniają się?Obecnie wchodzące na rynek produkty w postacie nanocząsteczek, mających o wiele mniejsze rozmiary od macierzystych nie stanowią zagrożenia w tych stężeniach w jakich występują w kosmetykach.

Filtry mineralne działają krócej, ale wywołują mniej reakcji alergicznych ( ważne dla skóry atopowej)

Białe zabarwienie jakie pozostawiają po nałożeniu spowodowane jest zawartością cynku. Pamiętajmy, ze tego typu preparaty mogą wysuszać skórę, dlatego koniecznie po zakończonych wojażach na plaży zmyjmy je z naszego bobasa. Dla dzieci ze skórą atopową szukajmy dodatkowo w składzie substancji nawilżająco – odżywczych ( betaina, oliwa z oliwek, olej lniany, bisabobol). 

U starszych dzieci możemy zacząć używać już filtrów chemicznych. I tutaj osobiście jestem zwolenniczką preparatów mieszanych ponieważ mamy akumulację dobrych cech oraz spektrum ochrony jest szersze ( żadna substancja pełniąca rolę filtra nie blokuje całości UVA i UVB). Filtry chemiczne absorbują promieniowanie UV niejako „unieszkodliwiają” je. Wchłaniają się do głębszych warstw skóry, ale dzięki temu działają dłużej. Każdy kosmetyk, aby zadziałać musi ulec wchłonięciu.  Filtr filtrowi nie jest równy! Są różne składy, różne konsystencje aby dopasować się do indywidualnych potrzeb skóry. 

Niektóre osoby tak się boją chemii, że stosują olejek z pestek malin jako ochrony przeciwsłonecznej. Czy nie jest to przesada?

Oleje naturalne są zdrowe i to nie ulega wątpliwości. Spożywane w pokarmach wywołują pozytywny skutek dla naszego organizmu. Jednak nie wszystko co naturalne może być używane w każdym celu. Dla przykładu słońce jest również składową „matki natury” a obecnie jesteśmy świadomi negatywnych skutków jakie może nam przysporzyć.

Podobnie oleje naturalne aplikowane na skórę w celach pielęgnacyjnych spełniają swoją rolę, ALE już jako filtry ochronne zdecydowanie NIE! Po pierwsze większość osób przywiązuje wagę do przebadania substancji pod kątem ich działania w konkretnym kierunku.

Nie wiem dlaczego, ale chyba z góry zakłada się, że to co naturalne nie potrzebuje badań, w tym przypadku możemy opierać się tylko na wiedzy przekazywanej z „ust do ust” Oleje naturalne nie przeszły żadnych testów, które dokładnie określiłyby ich SPF ( Sun Protective Factor)  czyli czynnik ochronny przed poparzeniem słonecznym.

Większość z nich ma przypuszczalny zakres SPF w okolicy mniej niż 10. Właściwa interpretacja czynnika SPF jest bardzo ważna. Tak naprawdę musimy go troszkę indywidualnie do siebie dopasować.

Jeśli mamy osobę o jasnym fototypie skóry, u której rumień na skórze nieochronionej pojawia się po około 10 min to krem z filtrem o SPF 50 zwiększy dawkę promieniowania, która spowoduje w końcu ten rumień 50x, pośrednio także właśnie czas jaki możemy spędzić na słońcu. Pamiętamy że żaden preparat nie działa jako BLOKER czyli „coś” całkowicie nieprzepuszczalne, dlatego zaleca się aplikację mniej więcej co 2 h!

Oleje naturalne dodatkowo posiadają inne właściwości, jak np. podgrzewają się, czyli mogą stanowić dodatkowe źródło, uzupełniające źródło dla poparzenia. Oczywiście nie neguje tego, że w jakimś stopniu chronią przed UV, jednak nie jest to stopień bezpieczny, szczególnie dla dziecka.

Jak zachować rozsądek? Przyznam, że unikamy przebywania na słońcu w godzinach kiedy najbardziej grzeje, a jeśli nie mamy takiej możliwości to wtedy smaruje kremem z filtrem. Czy to jest ok?

Twoje „słoneczne” zwyczaje są jak najbardziej prawidłowe. Każda mama najlepiej zna swoje dziecko, reakcję skóry na słońce i na podstawie tej obserwacji musimy dobierać spośród wachlarza możliwości ochronnych, co jest najlepsze dla nas w danym dniu. Zdrowy rozsądek łatwiej zachować gdy się dane zjawisko rozumie i mam nadzieję, że udało mi się to tutaj w prosty sposób przedstawić.

Jako lekarz jestem świadoma, że najważniejszą profilaktyką nowotworów skóry jest właśnie ochrona przed słońcem, szczególnie wtedy kiedy jego działanie najbardziej nam zagraża.

Jako mama czasami w pośpiechu i natłoku zapomnę nałożyć mojej córce krem z filtrem i w dodatku nie mam go w torebce, wtedy szukam innych rozwiązań, dopasowuje do sytuacji – jesteśmy odpowiednio krócej na zewnątrz, szukamy zacienionych miejsc, jeśli godziny są mocno popołudniowe to wrzucam na większy luz bo wiem, ze przy karnacji Julii i nasłonecznieniu w tej porze dnia nie dojdzie do oparzenia, ale zawsze obserwuje. 

Dziękuję za rozmowę:)

A od siebie dodam, że od dwóch lat zakładam dzieciom na plażę ubrania z filtrem UV 50 i to rozwiązanie sprawdza się znakomicie.

Jeżeli spodobał się Wam ten wpis i uznacie go za wartościowy to kliknijcie “Lubię to” i udostępnijcie ten wpis znajomym – podziękują Wam.

Komentarze

    My jesteśmy w tej chwili na Rodos z 1.5 roczną córką i nie wyobrażam sobie ją puścić do basenu bez ubranka z filtrem UV50+! Plus kapelusz/czapka również z filtrem. Do wózka parasolka z filtrem.
    Córeczka nie lubi kremowania, więc jak uda mi się ją z rana to późniejsze „dokładnie” jest trudne a już nałożenie kremu na twarz graniczy z cudem!
    Całe szczęście ma drzemkę w granicach godziny 12, więc po 11 jesteśmy w pokoju a wychodzimy na plac zabaw/basen dopiero po 15.
    Zaczerwienienia skóry nie było ani razu! 🙂 ale widać, że jest opalona w szczególności tam gdzie skóry nie przykrywało ubranko z UV. Chwała temu, kto te ubranka wymyślił!!!
    Dziękuję za wpis!!!

    My właśnie wróciliśmy z upalnego Peloponezu z 5 latką i 7 latkiem. Szczerze mam dość promocji ciągle nowych ubrań, rzeczy. Dzieci bawiły się w kapeluszach słonecznych w normalnych ubraniach i strojach. Filtr 50. Od 12 do 14.30 nie wychodzilismy na zewnątrz. Dzieci nie są opazone, b.ładnie lekko równomiernie opalone. Przeraza mnie ten pęd i ciągłe reklamowwnie nowych rzeczy. Zginiemy bo zniszczymy niedługo planetę tymi śmieciowymi nowościami bez opamiętania.

    Nie bardzo rozumiem, w tym wpisie niczego nie reklamuję – napisałam tylko o możliwościach. Ja jestem osobą świadomą, bardzo często kupuję ubrania i rzeczy z drugiej ręki. Mam też ubranka z UV właśnie upolowane w second handzie. Do tego kupuję rzeczy lepszej jakości żeby się nie zniszczyły i żeby mogła puścić je w dalszy obieg. Często jeszcze 3 dzieci chodzi w ubraniach po nas.

    Ja smaruję siebie i dziecko przez cały rok kremem z filtrem, nawet jeśli nie wychodzimy z domu – z mojej wiedzy wynika, że szkodliwe promienie przechodzą także przez okno. Nie chodzi oczywiście o poparzenie ale o wszelkie negatywne efekty promieniowania.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

Bądź z nami na bieżąco
Dołącz do nas na Facebooku
NEBULE NA FACEBOOKU
Możesz zrezygnować w każdej chwili :)
close-link