Jeszcze gra w chowanego i kluchy na “tamtym podwórku”, lizanie ogromnej kostki soli dla cielaków, która wisiała na płocie, placz-abaw na krejzedze, zbiory skrzypu, dziurawca i wszelkich dóbr na skup, cukierki i ciastka ze starej szafy dziadka, gra w kenta, tysiąca, 3-5-8 i oczko na jedzenie szczypioru, cebuli lub chrzanu, urządzanie domków w króliczych klatkach, saniach i lodówkach, gra w badbingtona żukami majowymi i codziennie zapiekanka w postaci bułki wrocławskiej z keczupem przy oglądaniu katalogu bon prix i przyjaciółki, rzecz jasna w kolejności od najstarszego do najmłodszego 🙂 Baaaardzo żałuje, że te czasy minęły, ale wspomnienia są naj!
Serio popłakałam się ze śmiechu. Ale i tak hitem było jak chciałyście otruć psa żeby móc zamieszkać w jego budzie.
No cóż.. Ciężko było o własne lokum.. Trzeba było wkroczyć na ścieżkę przestępstw i zbrodni.. Drodzy czytelnicy i obrońcy zwierząt! Piesek przeżył i nie oddał lokalu 😛
Pamietam te mala dziewczynke z czarnymi warkoczami! Aneczko, pieknie opisalas swoje dziecinstwo, interakcje z natura i rodzina. Przenioslam sie na chwile w czasie i zrobilo mi sie nostalgicznie i sentymentalnie. Ja tez pamietam zapach wsi i jej wplyw na wszystkie zmysly. Ale, co ciekawe, zapach truskawek, skoszonego zboza, trawy, zapach piolunu wciaz jest najlatwiejszy do przywolania i umiejscowienia mnie w przeszlosci. Mysle ze, zapachy nosimy ze soba zawsze. Fajnie, ze pozwalasz Lily doswiadczac nature. Pozdrawiam!
Dzięki Chrzestna:) te wszystkie kolory, smaki i zapachy są cały czas we mnie. Mam wiele przyzwyczajeń właśnie stamtąd. Dają mi poczucie bezpieczenstwa. Pozdrowień moc przesyłami i zaglądaj do nas częściej:)
też mam takie wspomnienia z wakacji “na wsi” 🙂 nie zamieniłabym ich na żadne inne. ale zaraz zaraz, CZARNE WARKOCZE? 😀 czekamy na foto !
Pisząc ten post aż się wzruszyłam:) Takie to piękne wspomnienia. Tak, czarne i falowane. Dziadek mówił na mnie cyganka. Anka Cyganka
Mnie też zastanowily te czarne warkocze 🙂 Kiedyś skakalysmy z siostra i bratem ciotecznym w stodole z belki która była pod dachem na siano, skakalysmy z pół dnia aż Karol zauważył ze obok naszego miejsca ładowania leżą sobie widły :-/ my miastowe panienki nieźle się wydygalysmy. Niemniej jednak miałysmy różne udane pomysły – nawkladanie pokrzyw w majtki miskowi siostry ciotecznej, kąpiele w wielkiej kałuży za stodoła, lazenie po dachach i wołanie sąsiadów po nazwisku a potem chowanie się żeby nie wiedział kto go wola. Szczerze jak sobie teraz myślę że Lilka w wieku 10 lat może łazić po stromym dachu to aż mi się na wymioty zbiera. Brr niech się tapla w błocie, ale niech nie łazi po dachach. No na to nie pozwolę. Generalnie to jak się człowiek zastanowi to wieś kryje wiele niebezpieczeństw – chociażby te widły, chociażby różne piły i sekatory (u nas tego pełno) Mimo że jej na wiele pozwalam i babcie tez to ze względu na “wsiowe” zagrożenia Lilka sama na razie po dworze nie chodzi.
O jacie Kinga! To niezle szalalyscie. Z tymi widłami to u nas tez była podobna historia. Pozdrowienia
Wszystkie moje wspomnienia też wracają, ciągle 🙂 Nie wiem, co kiedyś zapamięta Pola, ale chcę jej umożliwić, by w pamięci zostało coś więcej, niż pusty plac zabaw na osiedlu.
Tez mam takie plany. Ciezko w miescie o takie atrakcje, ale częste wyjazdy na moje ukochane Podlasie pozwolą jej troche nadgonić;) P.s. Widzilam na insta, ze szukacie nowego miejsca na ziemi. Czy zostajecie w miescie czy raczej planujecie osiedlić sie na przedmieściach?
Pieekne wspomnienia, piekne zdjecia i opis tak pobudzajacy wyobraznie…:)w moim Kaziku tez chce pielegnowac wiejskiego ducha.spedzilismy w te wakacje dwa tygodnie na wsi, na Podlasiu( w Kuraszewie). Mlody raczkowal po trawie, przykucal przy kazdej mrowce, bawil sie kamieniami, ziarenkami jarzebiny, jadl maliny prosto z krzaka, poznal kazdy chwast rosnacy przy drodze i widzial jak slonce chowa sie za lasem… wrocimy tam na pewno nie jeden raz:) a tymczasem pozdrawiamy z Lodzi:) Karola i Kazik
Podlasie to miejsce magiczne. Tam wlasnie spędziłam moje dzieciństwo. Tam jest moje podwórko. A Łódź ciagle mamy w planach odwiediC. Napisz moejsca, ktore warto zobaczyc z dzieckiem. Pozdrowienia
Kurde, mam zupełnie takie same wspomnienia!! Ten PKS i moją mamę w nim z naszą czwórką. Wysiadywałam w kurniku godzinami, a potem wsio mnie swędziało, na boso od rana do wieczora przeczesywałam ogródek, tak, jak Ty jadłam z piachem ogórki i zrywałam w krzaków maliny, bawiłam się w sklep, a za pieniądze służyły mi liście wiśni, skakałam po sianie, nawet raz wozem z końmi jechałam z wujkiem i mamą do lekarza na wieś obok, robiłam torty z piachu i bujałam się na huśtawce zawieszonej na orzechu. Miliony bym dała żeby wrócić do tych czasów. Piękne w Waszym wypadku jest to, że możecie z Lilą tam powracać. My też teoretycznie możemy, ale moich dziadków już nie ma, niby mieszka tam ktoś z rodziny, ale to już nie to samo. Nie ma kurnika, nie ma świń i kur, wszystko unowocześnione, często jak stamtąd wyjeżdżam mam zwyczajnie łzy w oczach. Marzę żeby Mikołaj miał choć 1/10 takich wspomnień jak ja, my.
Moich dziadków też już nie ma. Mieszka tam wujek, trochę się zmieniło. Ale wspomnienia zawsze wracają jak tam jestem. Ciekawa jestem bardzo jakie wspomnienia będzie miała Lila. Dziś np. zjadła 3 loda w życiu i mówiła o tym przez 2 godziny:)
Piękna opowieść. Ja nie mam wspomnień ze wsi z dzieciństwa, bo na niej zwyczajnie nigdy nie byłam. To o czym piszesz chcę by było wspomnieniami mojego syna. Chcę mu właśnie takie dzieciństwo dać. Tyle, ze u nas łózek więcej niż ludzi;]
Hm… zamyśliłam się… Ja wychowałam się na wsi. Nadal mieszkam na wsi. Ale już nie w tym “starym domu pod lasem”. 😉 Często patrze na dzieci np siostry ciotecznej- ja w ich wieku to łohoho 🙂 jak wyszłam o 8 rano to wróciłam prawie nocą 🙂 lasy, łąki,błota, stawy, takie historie, że świat nie słyszał… Cudowne… niezapomniane… tak się cieszę, że to wszystko miałam… my codziennie mieliśmy co robić… dosłownie 🙂 a teraz u kuzynki taki obraz dzieci: od rana bajki w tv, później chwila na dworze na trampolinie, znów bajki w tv, a gdzie tam żeby któreś wyszło za brame i poszło “na wieś”! 🙂 Nie do pomyślenia. My gdy chcieliśmy poużywać sobie trochę sportu to szliśmy do lasu wyrąbać kilka drzewek, mozolnie targaliśmy je na podwórko by potem je jakoś pozbijać, następnie zrobić siatkę ze sznurków- tak powstawała bramka lub siatka do gry w siatkę… :)) chyba sobie kiedyś to wszystko gdzieś zapiszę :))
Żal tego malucha. Mój syn to by mógł mieszkać na dworze, żywić się kamieniami i spać na trawie 😉 przebieram go już tylko w ostateczności, bo po milionowych razach już mi się nie chce 😉 czasem mam wizję wszechobecnych bakterii, ale wtedy też myślę o sobie i skoro my to przeżyliśmy, to nasze dzieci też dadzą radę.
Jestem wyrodna matka. W oczach kilku naszych znajomych. Bo pozwalalam rysowac po scianach.(kilka puszek bialej farby I po klopocie) Bo uziemionym ospa pozwalam jezdzic na rolkach w domu (salon ma ponad 30m a wokol stolu tor wprost wymarzony) Bo nie zabilam dziecka za to ,ze ostrym spinaczem wyrylo tacie na biurku swoje imie (tatusiu to tak,zebys zawsze o mnie myslal jak pracujesz). Nie ,moje dzieci nie sa zle wychowane. Sa wychowane najlepiej jak umiem. Sa odwazne,tworcze i pelne pasji. I kochane ze wszystkich sil I najbardziej na swiecie. M.