fbpx

Zapisać na zajęcia dodatkowe?

Angielski dla niemówiącego dziecka? Balet dla dyspraktyka? Czy zajęcia dodatkowe są potrzebne naszym dzieciom do harmonijnego rozwoju?

Tak zapewniają nas kolorowe ulotki, które dostajemy na pierwszym zebraniu dla rodziców. Trzeba rozwijać pasje dzieci i pozwalać im na próbowanie nowych rzeczy, bo tylko dzięki takim zajęciom będzie uzdolnione w wielu kierunkach.

Serio?

Połowa września za nami – festiwal zajęć dodatkowych w pełni. Kasa się zgadza. Rodzice zadowoleni. A dzieci?

Napiszę to dużymi literami ZAJĘCIA DODATKOWE NIE SĄ NIEZBĘDNE DLA ROZWOJU DZIECI. Mało tego uważam, że mogą ten rozwój zaburzać. Przykład jest bardzo prosty. Grupa 3- latków, pierwszy tydzień września. Niektóre tulą jeszcze swoje ukochane przytulanki. Na policzku jeszcze nie zaschła łza. 2 dzieci na 26 ma smoczki (no comment).

Połowa z nich nie jest w stanie zbudować zdania pojedynczego, ale właśnie wchodzi Pan od angielskiego. Bardzo ostrożnie wita się z dziećmi i zaczyna lekcje. Połowa dzieci płacze, druga połowa nie wie o co chodzi. Serio? 3/4 grupy skorzystałoby lepiej na zajęciach logopedycznych, nawet tych grupowych. Jaki jest sens uczyć dziecko angielskiego skoro jeszcze nie opanowało polskiego? Napiszecie, pewnie ok! Dzieci się nie uczą tylko oswajają. Nadal nie widzę sensu.

Czego potrzebuje dziecko w wieku przedszkolnym najbardziej? Swobodnej zabawy z dziećmi. Niektórzy uważają takie zabawy za stratę czasu. Pisałam na ten temat we wpisie Praca a nie zabawa

W przedszkolach pierwsze zebrania zazwyczaj wyglądają tak, że Pani dyrektor przedstawia ofertę zajęć dodatkowych (wraz z cennikiem oczywiście).

  • judo
  • teakwondo
  • chiński
  • Dino Świat – wstęp do archeologii
  • Mały Edison – doświadczenia chemiczne i fizyczne
  • warsztaty bębniarskie
  • My little Broadway
  • i wiele wiele innych mniej lub bardziej dziwacznych

Jak to wygląda w praktyce?

Zazwyczaj po obiedzie zapisane dzieci są zbierane z różnych grup i przechodzą razem z prowadzącym do innej sali. Dzieci mniej lub bardziej korzystają. Z mojej pracy pamiętam rozbieganą grupkę dzieci, którą próbuje ogarnąć jeden prowadzący. Nie raz zdarzyło się zapomnieć o zabraniu jakiegoś dziecka z grupy. W tym czasie dzieci niezapisane na zajęcia bawią się w swoim gronie.

Nie raz widziałam smutne miny dzieci, które chciały iść na zajęcia albo odwrotnie zupełnie nie chciały, bo właśnie z kolegą Jurkiem zbudowali z klocków wielki zamek.

Pamiętam też moje rozczarowanie kiedy zwyczajnie nie miałam jak się wcisnąć z zajęciami terapeutycznymi (logopedia, integracja sensoryczna), bo grafik dziecka był aż tak napięty. Nie traktowano takich zajęć priorytetowo. Często zajęcia musiałam prowadzić bardzo późnym popołudniem kiedy dziecko było już zmęczone i przestymulowane zbyt dużą ilością bodźców.

Naprawdę w tej kwestii wygrywają przedszkola państwowe gdzie nie ma miejsca na taki napięty program. Dzieci mają czas, nie są poganiane, bo właśnie zaczyna się lekcja baletu.

A co z zajęciami dodatkowymi po przedszkolu/szkole?

Żyjemy w czasach kiedy wszystko tratujemy bardzo poważnie. Amatorskie hobby nie jest znakiem dzisiejszych czasów.

Myślimy o tym, że robimy ładne zdjęcia- kupujemy od razu profesjonalny sprzęt za kilka tysięcy i zapisujemy się na kursy do najlepszych specjalistów.

Jeździmy na rowerze? Musimy się zaopatrzyć w specjalny rower i milion gadżetów potrzebnych do tego.

Myślimy o bieganiu, kupujemy od razu buty do biegania z dużą amortyzacją i wbudowanym Endomondo.

Nie ufamy sobie, tylko specjalistom. Nie pozwalamy na swobodne rozwijanie pasji tylko zazwyczaj pod czujnym okiem trenera.

Dziecko, które umie kopnąć w piłkę jest zazwyczaj zapisane do Akademii Piłkarskiej np. Legii Warszawa. Tylko tam pod okiem profesjonalnego trenera jest w stanie nauczyć się gry w piłkę.

Niestety na podwórkach bywa teraz za mało dzieci żeby zebrać drużynę i zrobić mecz pod blokiem z bramką z trzepaka. To jest niestety znak naszych czasów.

A co z talentem?

Kiedyś przeczytałam, że geniusz rozwinie pasję sam i dzięki wielkiej motywacji wewnętrznej odniesie sukces. Mało tego, jako ciekawostkę dodam, że dzieciom, którym nie ułatwia się zdobywania tych umiejętności odnoszą jeszcze większy sukces. Wielkiego talentu nie da się przegapić.

Co innego samorodny talent muzyczny, a co innego bycie sportowcem wyczynowym. Nie jest do tego potrzebny talent. Wystarczą tylko pewne predyspozycje psycho-fizyczne i mnóstwo czasu na treningi. Ile godzin?

W książce “Talent jest przeceniany” Geoffa Colvina dowiadujemy się, że sukces wielu sportowców lub muzyków to rezultat bardzo ciężkiej pracy. Wystarczy 10 lat/ 10 tysięcy godzin morderczych ćwiczeń aby stać się w jakiejś dziedzinie ekspertem. 

Czy chciałabym tego dla mojego dziecka? Nie wiem. Chciałabym żeby to była jej świadoma decyzja. Na pewno nie podejmę tej decyzji za nią.

Pamiętam siebie w podstawówce: zapisana na 5 kółek, angielski, harcerstwo, balet, taniec. Wszystko wynikło z mojej inicjatywy. Na każdych z tych zajęć byłam raz/max 2 razy.

To jak zapisywać ucznia na zajęcia czy dać sobie spokój? Myślę, że warto o tym pomyśleć tylko trzeba zachować balans. Tak żeby to nie tylko zajęcia nam wypełniały popołudnia.

Komentarze

    W nawiązaniu do tematu, a jednocześnie całkiem osobno. A co sądzisz o zajęciach dodatkowych dla roczniaków? Są dwie teorie. Jedna głosi, że dziecko nie potrzebuje towarzystwa innych dzieci, bo i tak nie potrafi się z nimi bawić. Druga, że już tak małe dziecko uczy się życia w grupie i socjalizacji. Sama chodzę z córką na zajęcia raz w tygodniu, śpiew i zabawa w grupie, ale traktuję to bardziej jako formę spędzania wolnego czasu. Czy takie zajęcia mają pozytywny wpływ na rozwój dziecka?

    My też około 1,5 roku temu bylismy raz na Gordonkach. Lilka nic z tych zajęć nie korzystała. Akurat te były nie dla niej.
    Zajęcia w grupach polecam wszytskim, którzy myślą w niedługiej perspektywie o żłobku lub przedszkolu. O socjalizacji nie ma jesCze wtedy mowy, ale jest oswajanie sie z innym środowiskiem, z innymi osobami i innymi zasadami.

    Warto obserwować dziecko i to czy korzysta z zajęć wsród innych dzieci, a przede wszystkim czy dobrze się czuje w tej sytuacji. Myślę, że traktowanie zajęć jako sposobu spędzania wolnego czasu jest rozsądne 🙂 my koło roku zaczęliśmy chodzić na grupę zabawową, zajecia ktore trwały 2 godziny i polegały głownie na swobodnej zabawie dzieci od ok. roku do 2-3 lat z rodzicami, plus kilka stałych i prostych zabaw typu ciągniecie w kocu, śpiewanie piosenki na przywitanie i pożegnanie. córka się w tej przestrzeni dobrze, mimo że oczywiscie nieszczególnie nawiązywała kontakt z dziećmi, a dla mnie było to odskocznią od zabaw w domu. . W tym samym czasie poszłam z ciekawości na gordonki i z takich ustrukturalizowanych zajęć niewiele wtedy korzystała, więc odpuściłam. Teraz córka ma 1,5 roku i od jakiegoś czasu zaczela interesować się bardziej innymi dziecmi i je naśladować, na placu zabaw czesto szuka towarzystwa innych dzieci i najchętniej bawi się tam, gdzie wlasnie inne dziecko, niektore dzieci wola po imieniu, dlatego myślę, że zajęcia w małej grupie dzieci mają teraz dla niej duży sens, chociaz o żłobku póki co nie myślimy. Ale traktuję to wlasnie jako sposob spędzania czasu, zabawę, a nie żeby miało przynoście jakies szczególne dodatkowe korzyści czy naukę czegokolwiek. Wiekszosc oferowanych zajęć jest dla mnie albo przeładowanych (za dużo się dzieje w krótkim czasie) albo przekombinowanych (że niby mają z nich wynikać jakies cuda dla rozwoju).

    Dużo w tym prawdy… Niestety pod wpływem mody na zajęcia dodatkowe rodzice zapominają o zdrowym rozsądku… Dopiero niektóre 4/5 latki są w stanie przez dłuższy czas wykonywać polecenia instruktora. Wcześniej najważniejszy dla dziecka jest czas spędzony z rodzicami, więc gdy maluch wraca do domu nie wysyłajmy go na zajęcia dodatkowe! Razem możemy tańczyć, chodzić na basen, poznawać słówka po angielsku… trochę o tym jest mój świeżutki blog. Na zajęciach basenu dla noworodków nie zostawiłam suchej nitki 🙂 Zanim N. zapisałam na balet długo musiała za mną chodzić i prosić… inaczej dziecko nie doceni, a może nawet wręcz przeciwnie. Pamiętam, gdy jako instruktor narciarstwa prowadziłam lekcje nauki jazdy z 6 letnim chłopcem o godzinie 19-20. Płakał cały czas… gdy zapytałam mamę o co chodzi, bo z młodym nie dało się porozumieć, tylko płakał i mówił, że chce do domu otrzymałam odpowiedź, że Franek jest zmęczony, bo po przedszkolu o 17 był na FIZYCE i teraz szybko przyjechali na narty. Ale mam się tym zupełnie nie przejmować, bo on lubi narty… Akurat… dzięki super rodzicom znienawidzi je zanim jeszcze zacznie jeździć. Franek dostał reprymendę, że ma słuchać pani, bo jutro nie pójdzie na zajęcia z Lego. Dla mnie to była najgorsza lekcja ever, szkoda dzieciaczka. Codziennie po przedszkolu chodził na jakieś zajęcia dodatkowe, a potem spać. Nie miał czasu, żeby się ponudzić, a to dopiero prawdziwie rozwija dziecko. Max. 2 zajęcia dodatkowe w tygodniu i to dla dzieci po 5 roku życia najlepiej!

    Dzięki za ten komentarz! Dokładnie, wiele rzeczy możemy robić razem z rodzicami i nie na poziomie “ekspert”.

    Zgadzam sie w pełni z powyższym postem. Popieram Twoje poglądy z całej duszy i serca. Zasada “co za dużo , to niezdrowo” znajduje w tym przedmiocie swe odzwierciedlenie. Znam to z autopsji , mam niespełna 9 letniego syna ?i przy córce prawie 2 letniej postąpię bardziej świadomie . Pozdrawiam serdecznie?

    Witaj Aniu. Zacznę przede wszystkim od tego, ze postanowiłam świadomie wykorzystać cały urlop rodzicielski , jak rownież w chwili obecnej przebywam na urlopie wychowawczym i ja spędzam czas z 2-letnia córka i prawie 9- letnim synem?a nie opiekunka – jest to dla mnie bezcenne. Teraz z perspektywy czasu widzę co straciłam , ile chwil przegapiłam z małym synkiem , a widziała to opiekunka. A propos organizowania czasu dzieciom to faktycznie z gąszczu atrakcji staram sie wybierać takie, do których dziecko samo lgnie. Nie sa to moje niespełnione marzenia. Np. Syn bardzo wkręcił sie w naukę gry na gitarze i sam jest w tym konsekwentny,bowiem wie,ze jak nie będzie ćwiczył to sie nie nauczy. Chodzi jeszcze 2x w tygodniu na j.angielski i w sobotę na pływalnie. Jest to wg mnie wystarczająca liczba zajęć jak dla prawie 9- latka. Jednak przekonuje mnie do lekcji tańca i tu mam dylemat?!czy nie będzie za dużo “dobra”, albowiem oprócz dodatkowych zajęć jest Szkola i obowiązki z nią związane. Zatem moja 2-letnia córka ma póki co basen od czasu do czasu i przede wszystkim cały czas spędzamy wspólnie. Czas pokaże co będzie dalej. Swietnie rozwija sie przy starszym bracie. Przepadają za sobą .
    Jeśli masz jakieś sugestie proszę o maila na priv.
    Pzdr Dorota

    Jak cudownie że miałam okazje wpaść na ten wpis! Całe wakacje obmyślałam na co zapisać mojego przedszkolaka..w sumie od niedawna zaczął jak człowiek mówić a tu juz angielski proponują. Zapytałam znajomego który ma syna w najstarszej grupie czy dziecko chodzi na angielski i co się nauczył?! Znajomy powiedział że chodzi od najmłodszej grupy i…umie alfabet! WOW!! Także angielski odpuściłam, zapisany jest do logopedy i na taniec ( wspaniale się bawi przy muzyce). Czułam się wyrodnie że tak mało zajęć, ale po tym wpisie juz mi przeszło 🙂 dziękuje!

    Cieszę się, że mogłam pomóc. Ja w tamtym roku miałam już przebłyski tych wniosków. Mąż zaprowadził Lilke do klubiku na balet. Była na jednaj lekcji, świetnie się bawiła, ale więcej tam nie poszła. Jej bardziej chodziło o to, że chce być w grupie z dziećmi, a nie uczyć się demi plie.

    O to to. Naprawdę w tym wieku (i nie tylko w tym) chodzi o zabawę i bycie z dziecmi, a nie o naukę roznych dodatkowych rzeczy. I jeszcze ważna rzecz, o której się mało mówi (albo wclale) przyszła mi do głowy- że przecież przestymulowanie też jest niekorzystne dla rozwoju.

    Przecież ten balet dla dzieciaczków w wieku przedszkolnym to jedna wielka ściema . Nauke baletu powinno rozpocząć się nie wcześniej niż w 11 roku życia . Przynajmniej! Jest to związane z motoryką budową ciała i świadomością , której nie ma dziecko w wieku 5 lat . Jeśli ktoś naprawdę myśli o balecie to niech nie posyła dziecka na takie zajęcia w tym wieku , istnieje duże prawdopodobieństwo że zdobędzie tak wiele złych nawyków , których już siębędzie można cofnąć. Przynajmniej tak wypowiadają się eksperci .

    Mistrzowski tekst 🙂 Dokładnie! Ślimtające dzieci i lekcja angielskiego hahaha :/ Nie wiadomo czy śmiać się, czy płakać… Obycie dziecka z językiem obcym – taaaa…, tylko szkoda, że dziecko w tym czasie myśli o czymś ważniejszym niż “jakaś tam” lekcja angielskiego.

    Ja zaczęłam naukę angielskiego od 2 klasy szkoły podstawowej. Udało mi się “nadrobić” braki z przedszkola:)

    Wszystkie zajęcia dodatkowe w przedszkolach nie mieszczące się w ramach podstawy programowej powinny odbywać się po godzinie 13tej. Pracuję w przedszkolu prywatnym i zasady te są przestrzegane ku rozpaczy pani od tańców i pana od judo;)
    Natomiast jeżeli chodzi o język angielski to znajduje się on w podstawie programowej i według mnie zajęcia jak najbardziej mają sens. W naszym przedszkolu angielski maja wszystkie dzieci we wszystkich grupach od poniedziałku do czwartku i prowadzi go osoba na stałe zatrudniona w przedszkolu – ja;) Wiem, że w innych przedszkolach problemem są często zmieniający się lektorzy niedoświadczeni w pracy z najmłodszymi i wpadający na chwilę, byle odhaczyć zajęcia na grafiku.

    Pewnie, że mają sens. Angielski wydaję mi się najbardziej rozsądnym wyborem z całej palety zajęć. Myślę, że Lilka niedługo skorzysta z tych zajęć, ale to też dlatego, że ” w angielski” bawi się w domu z tatą.

    Mają sens w przypadku, gdy są to dzieci, które już chodzą jakiś czas do przedszkola lub te, które łatwo się adaptują do nowego otoczenia. Bo jeżeli jest to dziecko, które zaczyna przygodę z przedszkolem i ślimta za mamą i tatą, to ja nie widzę żadnego sensu, bo w tym czasie zamiast skupić się na zajęciach, jest myślami w swoim domku.

    Dodam tylko, że trudno winić nauczycieli za to, że rodzice do przedszkola posyłają dzieci całkowicie niesamodzielne,z pielucha na pupie i smoczkiem w buzi i zupełnie nieprzygotowane do rozstania z mamą/tatą.

    Oczywiście, że tak! Jednak te początki zawsze są trudne, więc można by było odpuścić te dwa pierwsze tygodnie.

    Chyba przegapiłaś zmianę kiedy język obcy nowożytny (najczęściej angielski) wszedł jako element realizacji podstawy programowej. To już nie zajęcie dodatkowe na 5latkach a od 2017 na qszystkich grupach. To tak w ramach sprostowania. Widać MEN się z Tobą nie zgadza.

    Możliwe:) Ja wciąż traktuje je jako dodatkowe, bo prowadzi je inna osoba:) Bardzo żałuję, że to nie zajęcia logopedyczne weszły do tej podstawy programowej.

    Jak ja znam ten problem.
    Zuza jest w prywatnym i tu zajęć dodatkowych jest troszkę. Zapisaliśmy ją na rytmikę, gimnastykę i zajęcia plastyczno/ceramiczna (bo uwielbia rysować i malować). Byłam bardzo zdziwiona, że te pierwsze dwie pozycje są jako zajęcia dodatkowe. Były jeszcze warsztaty naukowe, język angielski i jeszcze coś.
    My na razie nie bierzemy angielskiego pod uwagę, właśnie ze względu na to, że ona po polsku jeszcze dobrze nie mówi. Jak się bardziej nam rozgada to może w przyszłym roku. A dodatkowo zauważyliśmy, że dużo łatwiejszy dla niej jest angielski. Liczy po angielsku, zna cały alfabet, kolory i zna kilka słowek. Kolory zawsze mówi po angielsku, tylko jeden “najłatwiejszy” żółty mówi po polsku. Widać, że ma łatwość przyswajania go. Wolę nie ryzykować, że przestanie gadać po polsku, a zacznie po angielsku.

    No właśnie to jest dość dziwne, że np rytmiki i zajęć plastycznych nie prowadzi wychowawca. Jak ja chodziłam do przedszkola to pamiętam wspaniałe zajęcia rytmiczne z panią dyrektor grającą na pianinie.
    A co by było gdybyś nie zapisała Zuzi na te zajęcia? Nie byłoby w ogóle piosenek i malowania np. farbami?

    Właśnie też się nad tym zastanawiałam. Zuza jako dziecko z orzeczeniem miało wybór. Mogliśmy ją zapisać na te zajęcia dodatkowe (wybrać, całość lub całkowicie zrezygnować). Strasznie to dziwne.

    Moim zdaniem trzeba tutaj podążać za dzieckiem. Moja córka w zeszłym roku, a miała lat trzy chodziła regularnie na 4 zajęcia, jedne ruchowe(balet), do szkoły językowej(j.angielski), zajęcia w małej grupie gdzie poznawali literki i cyferki, oraz na zajęcia gdzie wykonywali doświadczenia(raz w miesiącu). I wiecie co? było jej mało. Poza tym, piszczała z radości kiedy na nie szła:). Miałam wyrzuty sumienia, że jest tego za dużo(prócz tego chodziła do przedszkola), a ile słyszałam uwag, że mam dać dziecku spokój, że wyścig szczurów i wiele przykrych. Nie mogli zrozumieć, że moje dziecko to cieszy, a ja choć dumna z tego czego się nauczyła, starałam się po prostu podążać za jej potrzebami. Pod koniec roku chciała zrezygnować z baletu i o zrobiłyśmy. W tym roku chce iść na piłkę nożną, nie wiem czy ją zapiszę, ale ciągle chodzi za mną i mi przypomina, że chce. Z szkoły językowej zrezygnowała w tym roku, powiedziała, że woli się uczyć ze mną w domu. To wszystko są jej decyzje. Ja z nią rozmawiam, tłumaczę, jak będzie to wyglądało, ale decyzję podejmuje ona. Potem zostaje tylko przekonywanie trenerów, lingwistów i innych prowadzących, że moja córka chce i da sobie radę:)

    Zgadzam się. Mi również nie pasuje pęd rodziców do zapewnienia dzieciom jak największej liczby zajęć dodatkowych. Że to niby takie konieczne. Za to mojemu przedszkolu jestem wdzięczna za to, że wszystkie zajęcia ruszają dopiero w październiku. Wrzesień to właśnie czas na aklimatyzację nowych dzieci, jak również tych już przedszkole znających, które wróciły z wakacji.

    To jest świetny pomysł żeby jednak oszczędzić dzieciom dodatkowych stresów w pierwszym tygodniu.

    U nas w przedszkolu Ewa nie korzysta z żadnych zajęć dodatkowych. Rok temu chodziła na angielski, ale sama zrezygnowała, a dla nas to nie był problem. W tym roku pokazałam jej MDK i opowiedziałam o zajęciach – wybrała plastyczne. Po wakacjach nad jeziorem chciała też uczyć się pływać. Jesteśmy po pierwszej lekcji, ja nie wzięłabym na siebie odpowiedzialności uczenia jakiegokolwiek stylu pływania 😉 Dwa popołudnia. Dla niektórych niewiele, dla nas dużo! Dwa popołudnia, podczas których czasu na swobodną zabawę w domu zostaje niewiele, sił też. Póki chce i jej się podoba – będzie chodzić. Ale jeśli będzie chciała zrezygnować – nie ma problemu.

    My też chodzimy na basen, ale ostatnio przez różne choróbska zaniechaliśmy. Ja z nią nawet do wody nie wchodzę, bo pływak ze mnie marny. W wodzie działa mąż.
    No i świetnie, z resztą Ewa to już taka panna. Zawsze mi się wydawało, że od Lilki jest z 5 lat starsza:)

    Aniu, wiem, ze to trochę nie na temat, ale co sądzisz o nauce angielskiego w domu? Mój mąż czasem mówi do synka po angielsku, a Alex jeżeli ogląda bajkę, to woli po angielsku. Mamy też książki po angielsku i bardzo często po nie sięgamy. W przedszkolu też są zajęcia z języka, ale w ramach zajęć dla wszystkich, nie dodatkowych.
    Pozdrawiam,
    Ania

    My sie troche bawimy z angielskim. Peppe tez po angielsku oglądamy. Mysle, ze podczas zabawy to doskonały pomysł. Nie zamierzamy jednak kupować książek czy specjalnych płyt, bo wiem, że wtedy entuzjazm by opadł.

    Aniu chodzi mi książeczki np. takie które sama polecałaś 😉

    AAA, to karty Usborne i inne książeczki z tego wydawnictwa.

    Polecam książki autorstwa Julia Donaldson, illustrated by Axel Scheffler -The Gruffalo, Room on the Broom and Stick Man. The cat in the hat. The very hungry caterpillar 🙂

    Fantastyczny temat Aniu! Byłam kiedyś świadkiem dość smutnej sytuacji – czekałam na córeczkę, która miała zajęcia plastyczne w MDKu. Słyszałam rozmowę małego chłopca z jedną kobietą – chłopiec (ok. 7 lat) płakał, że ma już dość, że już nie może tego znieść, że chce mieć choć jeden dzień bez zajęć i nie znosi gry na keybordzie!!! Kobieta powiedziała, że jeśli chce mieć jeden dzień bez zajęć, to niech powie który. Wówczas chłopic odpowiedział: SOBOTA!!!!! Dobrze, że siedziałam…. Następnie padła odpowiedź z ust młodej kobiety: dobrze Piotrusiu, porozmawiam z twoją mamą…. NO COMMENTS….
    Co do zajęć dodatkowych czy programowych zajęć i rozwijania talentów naszych czy też naszych genialnych dzieci 🙂 Jako mała dziewczynka (6 lat) marzyłam o nauce języka angielskiego. Moja mama szukała dla mnie zajęć językowych – niestety, albo nie było już miejsca w grupie, albo chęci uczenia ze strony osób znających angielski. Takie uroki życia w małej dziurze 😉 Pozostał mi program telewizyjny Muzzy in Gondoland! Ktoś pamięta? Albo rozkładałam kocyk przed tv i udawałam, że jestem jednym z dzieci na ulicy Sezamkowej i tam uczyłam się języka. W 4 klasie doszedł mi niemiecki, w liceum rosyjski. Dziś jestem tłumaczką tych trzech języków. Bawię się językami z pięcioletnią córeczką. Raz się zapędziłam i nawet wysłałam ją na lekcjie angielskiego metodą Helen Dorron – szybko się jednak ewakuowałyśmy – zorganizowane zajęcia są jednak nie dla nas, bo są sztuczne a program totalnie oderwany od rzeczywistości – do tego odbywały się o 17 i prawie cała grupa sepleniła 🙂 Najgorszą rzeczą dla mnie było by zniechęcenie dziecka, do czegoś co kocham.
    Serdecznie pozdrawiam!!!
    Ania
    Ps. zapomniałam o fotce córeczki w przedszkolnym mundurku… nadrobię to niebawem!

    Tak mi jest szkoda takich dzieci, które mają spełniać marzenia dorosłych. Prawdopodobnie ten keyboard będzie znienawidzony do końca życia. A tak btw przypomniało mi się, że ja też chwilkę grałam na tym instrumencie;)
    Fajnie jest czytać o tym, że dzieci dzielą pasję rodziców, ale tak naturalnie bez narzucania się.
    P.s. Czekam na fotkę! Pozdrowienia

    Madame jest w przedszkolu prywatnym. Właścicielki przedszkola wyznają zasadę, że dziecku najbardziej potrzeba zabawy i przytulania (ja tez tak uważam, dlatego m.in. córka jest w tym przedszkolu), ale “klient nasz pań” i na rządanie rodziców w przedszkolu są zajęcia dodatkowe. Właścicielki jedynie wybierają “pasujących” im prowadzących, a rodzice zapisują dzieci na te zajęcia lub nie.
    U nas angielski jest w postaci native’a, który jest po prostu pracownikiem przedszkola i “ciocią”, która po prostu mówi do dzieci w swoim ojczystym języku podczas całego dnia. Rytmika też jest dla wszystkich, ale to chyba też wynika z “podstawy programowej”.
    Cały wrzesień wszystkie dzieci mogą uczestniczyć we wszyskich zajęciach dodatkowych, a od października zapisujemy dzieci na wybrane zajęcia.
    Mój wstydzioch nawet nie raczył sprawdzić, czy zajęcia jej się spodobają. Jedynie na taniec pomknęła jako pierwsza i na taniec ją zapiszę, bo ona tańczyć uwielbia i o tańcu cały zeszły rok słyszałam, kiedy to jako żłobczak nie mogła brać udziału w zajęciach dodatkowych, bo wtedy spała akurat
    Jak się okaże za jakiś czas, że nie bierze udziału w tych zajęciach, albo jej się odwidzi bycie baletnicą, to ją wypiszę. Luz-blues. Nie mam ciśnienia, a dziecko ma czas. Po południu na nic nie zamierzam jej zapisywać. I tak będziemy mieć dosłownie kilka chwil dla siebie po powrocie z przedszkola, zanim pójdzie spać. 🙁

    Taki P.S. Usłyszałam kiedyś rozmowę dwójki dzieci. Na oko początek podstawówki. Dzieci chciały się umówić po szkole na wspólną zabawę u jednego z nich w domu i próbowały znaleźć najlepszy dzień, ale wyszło, że “w poniedziałek ja nie mogę, bo mam w domu pranie, a we wtorek ty nie możesz bo pomagasz mamie…” itd. Codziennie jakieś zajęcia po szkole. Dla mnie było to nieco przerażające.

    Bardzo lubię Twoje komentarze! Zawsze jest w nich tyle spokoju i wyluzowania:)
    U nas w przedszkolu jest rytmika przy pianinie, ale to w podstawie programowej , a nie w zajęciach dodatkowych. Wg mnie tak powinno właśnie być.

    Aniu, dziekuję. 🙂
    W sumie racja. To nie są zajęcia dodatkowe, chociaż z “dodatkowym” prowadzącym, bo u nas akurat pani od rytmiki nie jest pracownikiem przedszkola. Mi już się kręci w głowie od tej oferty zajęć dodatkowych i mi rytmika wskoczyła, bo mamy w przedszkolu akurat “casting” na nową pania od tańca i od rytmiki też. 😉

    moja trzylatka chodzi w weekendy na zajecia sportowe: 20 min kursu plywania w sobote i 1.5h zabaw ogolnorozwojowych w niedziele.
    akurat wydaje mi sie, ze wlasnie w dobie braku zabaw pod blokiem, ruch jest bardzo wazny.

    Dzień dobry,
    Żona znalazła Pani blog wśród setek innych. Podała mi link i teraz podczas przerwy w pracy z przyjemnością czytam. Gratuluję “otwartej głowy“ i zdrowo-rozsądkowego podejścia do tematu dzieci. Zapisuję w zakładkach 🙂

    Dziękuję za ten komentarz. Mam nadzieję, że będziecie do nas zaglądać regularnie.
    Pozdrowienia

    Serio? Są takie zajęcia jak Dino Świat- wstęp do archeologii? Już po samym tytule widać, że prowadzi je osoba, która nie ma pojęcia ani o archeologii, ani o dinozaurach… Dinozaurami zajmują się paleontolodzy, archeolodzy natomiast materialnymi śladami przeszłości kultur ludzkich. Jako archeolog jestem troszkę wyczulona na takie kwiatki…

    Ania, zgdadzam sie z Toba w kwestii organizowania czasu dzieciom i wypelniania go po brzegi. Dla mnie to jednoznaczne z brakiem dziecinstwa, ktore kojarzy mi sie przede wszystkim z wolnym czasem i podworkiem. Wydaje mi sie jednak ze jest to najbardziej widoczne w duzych miastach. Warszawa przoduje. Nie jest to jednak proba statystyczna dla calej Polski. Ostatnio czesto bywam w malym miescie na Dolnym Slasku i tam place zabaw sa pelne. Takie zwykle miedzy blokami, nie ogrodzone. Podobnie z Orlikami gdzie dzieciaki bez trenera, same z siebie graja w pilke do zmroku.

    U nas też jest dużo dzieci na placu zabaw. To chyba nie wynika z wielkości miasta. Mam nadzieję, że na podwórko będą też wychodzić za kilka ładnych lat. Sami!

    Aniu, ja bardzo rzadko komentuje ale dziś muszę…to najmądrzejszy artykuł (tak nadaje się na artykuł) jaki czytałam w tym sezonie przedszkolnym… Nasza pani dyrektor jakby nie z tego opisu i przedszkole tez nie – ewidentnie zacofane – bo sama muszę sobie zajęcia dodatkowe organizować :))) Jako starszaki powoli szukamy…ale spokojnie – tylko się rozglądamy – jak nam coś wpadnie w oko na dłużnej to włożymy do koszyka:)

    I miałam to napisać w ankiecie – ale nie zdążyłam – blog pod tą postacią dział już jakiś czas i według mnie jest – progresem numer jeden blogosfery, widać twoją pracę i zaangażowanie – i takie wpisy jak ten to potwierdzają.

    Marta, dziękuję Ci bardzo! Nawet nie wiesz jak motywująco działają na mnie takie komentarze:) Zaraz się wzruszę 😉

    Kurczę, ja (jak zwykle) muszę stanąć trochę po drugiej stronie barykady.
    Szkoły i różne placówki oferują naszym dzieciom masę zajęć dodatkowych. A ja uważam, że to fantastyczne. Wielu z nas, nasi rodzice, dziadkowie nigdy nie mieli szansy na coś takiego. Jedyne co mieli dla siebie to te podwórka z piłką i nic poza tym. W wielu miejscach w Polsce przecież nadal tak jest. Nie potrafimy docenić tego, jak wiele ciekawych, fascynujących, przydatnych zajęć oferuje się dziś naszym dzieciom. Od najmłodszych lat oczywiście, bo nie chodzi tylko o oswajanie się (jeśli chodzi o języki) i pokazywanie im nowych rzeczy, tylko one naprawdę najwięcej w tym okresie chłoną wiedzy.
    Zgadzam się w 100%, że trzeba brać pod uwagę możliwości dziecka a nie ambicje rodziców, ale cieszmy się tym, że w ogóle mamy szansę pokazać im tak najróżniejsze rzeczy.
    Mam znajomą mieszkającą na wsi. Ona by chciała móc zapisać dzieciaki na cokolwiek co wymieniłaś i niestety i dla niej i dla dzieciaków, pozostaje to tylko marzeniem.
    Z głową – zgadzam się – ale nie traktujmy zajęć pozalekcyjnych jako zło wcielone. A że jest ich dużo? To cudownie! Jest w czym przebierać.
    Bo mam wrażenie, że Twój wpis to trochę jak narzekanie na to, że chcemy dziecko zabrać do lodziarni i przeszkadza nam, że jest tam za dużo smaków do wyboru. No ale przecież nie musimy dziecku dawać ich wszystkich na siłę! Pozwólmy mu wybrać i cieszyć się tym co mu się podoba.

    U mnie sprawdził się w wieku lat 3 angielski w domu. Zebraliśmy 5tkę sąsiadów i spotykaliśmy się raz w tygodniu, za każdym razem w mieszkaniu innego dziecka. Przychodziły do nas dwie Panie, które przez godzinę bawiły się, skakały, rysowały i wycinały z dzieciakami po angielsku. Po tej godzinie zabawy dzieci zostawały na kolejną godzinę szaleństwa, bez udziału dorosłych. Maluchy były szczęśliwe z zabawy i naprawdę dużo zapamiętywały. Jako, że były w domu, naukę odbierały jako coś, co dzieje się przy okazji i same domagały się udziału w zajęciach. Polecam.

    Święta prawda, tylko coraz mniej ludzi to rozumie. Rozmawiałam ostatnio z koleżanką w autobusie gdy wracałyśmy z pracy, która mówiła, że jej syn rozpoczyna klasę pierwszą w prywatnej szkole a potem od razu po szkole idzie na zajęcia do szkoły muzycznej (sześciolatek). Pytam się jej, po jakich zdolnościach rozpoznała, że dziecko powinno od szóstego roku życia chodzić do szkoły muzycznej. Może ja u mojego coś przeoczyłam. Odpowiedziała: po żadnych, niech ma zajęcie. Boże! A ja wracam na 16 do domu i tak mi smutno, że tak mało czasu spędzam z synem, bo o 20 już dziecko idzie spać. Po co ludziom te dzieci, skoro nie lubią z nimi spędzać czasu?????

    Super post! Jesli chodzi o mnie i mojego 2latka od najwczesniejszych tygodni uczeszczamy na roznego typu zajecia. codziennie cos innego a jednak to samo. Sory ale teraz sie troche rozpusze!
    Jako ze mieszkamy w Anglii jest tu duzo osrodkow dla dzieci glownie do 5go roku zycia i szczeze to nie wyobrazam sobie zycia bez nich. W tych osrodkach sa organizowane zajecia zarowno dla matek (kawa) jaki i dzieci. Obecnie nasz tygodniowy program wyglada tak: pon lunch-spotykamy sie z innymi na tanim lunchu gdzie dostepna jest sala dla dzieciakow, jest soft room, jest light room i dodatkowo co tydzien jest inny temat poboczny (teraz byly liscie)jak jest pogoda idziemy jeszcze na plac zabaw. we wtorek mamy rano zajecia grupowe troche ruchu, muzyki i kojarzenia. A popoludniu godzinna zabaw z pilka. W srode 1.5h zabaw tematycznych z zakresu Montessori i nie tylko ( ostatnio bylo o swietle)po zajwciach na plac zabaw. W czwartek chodzimy na messy play ( jak sama nazwa wskazuje zabawa sensoryczna). A zaraz potem idziemy na spiewanie do biblioteki i przy okazji wymieniamy repertuar ksiazek. Piatek roznie ale zazwyczaj z innymi mamami organizujemy sobie grupe u siebie. W sobote plywanie. Moj 2latek ma popoludniowa drzemke a popoludniu zalezy od pogody albo cos w domu robimy (obiad) albo na plac zabaw. W niedziele tez staramy sie wyjsc do jakiegos parku albo plac zabaw, ostatnio byly mini kolejki a teraz park ze zwierzatkami. Co o tym myslicie? Za duzo wrazen? Za intrnsywnie? Czy moze w sam raz?

    U córki w pkolu publicznym jak wszędzie oferta zajęć szeroka. W pierwszym roku nie wybrałam nic, w drugim wybrałam szachy, bo uczą logicznego myślenia i skupienia i co ważne, że nie zawsze się wygrywa . To był strzał w 10! Dziecko czeka na każdą kolejną lekcję, całą zimę codziennie graliśmy po 3 partie. Pierwszy turniej za nią, bardzo podekscytowana podeszła z pełnym profesjonalizmem 😉 w tym roku też będzie chodzić, już jutro pierwsza lekcja po wakacjach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

Bądź z nami na bieżąco
Dołącz do nas na Facebooku
NEBULE NA FACEBOOKU
Możesz zrezygnować w każdej chwili :)
close-link