fbpx

10 rzeczy, których nauczyłam się w macierzyństwie – 5 punkt Cię zaskoczy!

  • RODZICE
  • 5  min. czytania
  •  komentarze [2]

Jestem mamą od 10 lat i w tym czasie nauczyłam się więcej niż w czasie całej mojej edukacji. Jeżeli ktoś powie, że w macierzyństwie się nie rozwijasz i tylko siedzisz bezczynnie w domu – to jest w błędzie. Dziś udowodnię, że bycie rodzicem edukuje lepiej niż studia na prestiżowym kierunku.

Do podzielenia się moimi doświadczeniami zaprosił mnie w ramach współpracy płatnej, producent produktu leczniczego Hederasal, który codziennie wspiera rodziców w chorobach dzieci.

Gdyby ktoś kilkanaście lat temu powiedział mi, że macierzyństwo tak mnie rozwinie, to nie uwierzyłabym. Niektórym, zupełnie niesłusznie bycie rodzicem kojarzy się z PZM (Pieluszkowe Zapalenie Mózgu), które oczywiście miałam też na początku. Jednak szybko wyleczyłam się z tej przypadłości.

Błyskawicznie uczę się na błędach, a tych w rodzicielstwie popełniłam sporo i najwięcej wyciągnęłam konstruktywnych wniosków.

A czego się nauczyłam w macierzyństwie?

1. Sztuka negocjacji

Master of negotiation and conflict management – szkoda, że nie przyznają certyfikatów.

Dzieci potrafią pertraktować w taki sposób, że w końcu i tak się zgodzisz, z poczuciem, że jednak masz zdolności negocjacyjne. Nie musisz kupować Sztuki kompromisu w drodze do sukcesu.pdf – wystarczy porozmawiać z dwulatkiem, który zasnął w aucie o osiemnastej…

Strzelasz racjonalnymi argumentami, jakbyś negocjował kontrakt na przyszły rok. Na koniec dziecko ogląda bajkę w wannie, a Ty masz poczucie sukcesu po wygranej werbalnej konfrontacji, bo wcześniejsze pertraktacje zawierały też jedzenie w kąpieli.

Zupełnie inny level tego skilla osiągasz, kiedy masz więcej niż jedno dziecko. Stajesz się mediatorem, prawnikiem, pośrednikiem, jurorem, a nawet sędzią sportowym.

2. Medycyna w pigułce

Czytanie o 3 w nocy badań na PubMedzie? Luzik, kiedy jesteś rodzicem.

Potrafię jednym spojrzeniem ocenić, że dziecko jest przeziębione. Szczególnie w przedszkolnej szatni.

Nie wiem jak wy, ale ja osiągnęłam stopień asystentki dr. Google’a. Podaję objawy, “konsultuję” u doktora i już wiem, co mam jutro powiedzieć na wizycie u pediatry. Znam składy leków i jako sukces rodzicielski uważam:

Nigdy nie pomyliłam syropu wykrztuśnego z hamującym kaszel.

Mężowi się zdarzyło i miał nockę z głowy. Od tamtej pory pamięta, że syropu z żółtą etykietką nie daje się na wieczór.

kobieta nalewa do dozownika syrop Hederasal

Od kiedy dzieci skończyły 2 lata przy mokrym kaszlu sięgam po syrop wykrztuśny Hederasal – pomaga rozrzedzić zalegającą wydzielinę. Zawiera suchy wyciąg roślinny z liści bluszczu i zmniejsza częstotliwość, a także bolesność ataków kaszlu. Mam go w apteczce w domu i zawsze zabieram na wyjazdy. Ma przyjemny herbaciany smak i dzieci chętnie go piją. Kilka lat temu, w czasie choroby został nam polecony i od tamtej pory mamy Hederasal pod ręką.

3. Księgowość w małym palcu

Nigdy nie byłam dobra z matmy – obliczenia to nie był mój konik. A teraz? Potrafiłam przeliczyć w pamięci ile pieluch wystarczy do końca weekendu, bez problemu wyliczam dawki leków na kilogram ciała.

Najważniejsza umiejętność to jednak następująca zdolność – z prędkością światła umiem przeliczyć, ile ma lat dziecko, którego matka mówi, że ma 30 miesięcy. Potraficie tak?

4. Majster aka Zbawca Świata

Zanim zostaliśmy rodzicami nie mieliśmy nawet w domu śrubokręta (tak, wiem – wszystkie śrubki odkręcaliśmy czubkiem noża). Kiedy pojawiły się dzieci, drastycznie wzrosło zapotrzebowanie na drobne naprawy w gospodarstwie domowym – nie wiem jak to możliwe, ale ciągle coś trzeba było przykręcać, odkręcać.

Bilans użycia śrubokręta stanowczo zawyżają zabawki elektroniczne, w których trzeba wymienić baterie. U Was też?

5. Kucharz i dietetyk

W czasach panieńskich gotowanie nie było moją mocną stroną – przygotowanie posiłków ograniczałam do zalania wrzątkiem, tudzież podgrzania na patelni. Kiedy zostałam rodzicem, zaczęłam gotować. I to od razu wskoczyłam na poziom restauracji gwiazdkowej: żadne tam papki i gotowce. Chodziłam z wózkiem na organiczny targ, 10 minut wybierałam najbrzydszego pasternaka (bo wiadomo, że taki nieurodziwy znaczy niepryskany) po czym przygotowywałam mojemu dziecku amuse bouche z tegoż, mieszając delikatnie z topinamburem i kleksem z oleju roślinnego tłoczonego na zimno.

Kiedy miałam 20 lat nie wiedziałam nawet, co to jest topinambur.

Rozwinęłam się również jako główny dietetyk rodzinny. I całe menu podzieliłam na to, co jemy do momentu kiedy dzieci pójdą spać, a co później my jemy, jak oni nie widzą.

LIFEHACK: Pamiętajcie żeby w tym przypadku, być ostrożnym i koniecznie torebkę po chipsach włożyć na sam dół śmietnika, a nie na wierzch.

6. Poliglota

Przez wiele lat nie miałam okazji używać angielskiego, ale przy dzieciach stał się naszym sekretnym językiem. Używamy go wtedy, kiedy nie do końca chcemy żeby zrozumiały treść naszej konwersacji. Problem jest obecnie taki, że znajomość angielskiego u dzieci wzrosła i “nasz” język, już nie jest taki “sekretny”.

Czas chyba odświeżyć niemiecki, bo obydwoje kiedy się go uczyliśmy. Z całym szacunkiem, ale węgierskiego, to ja się nie nauczę.

7. Muzyk

Co tu dużo mówić, nigdy nie miałam słuchu muzycznego, ani głębokiego, wibrującego głosu. Jednak brak tego talentu nie przeszkodził mi w nauczeniu się piosenek, które potrafię zaśpiewać nawet przez sen. Potrafię je nawet wymruczeć.

Odkryłam u siebie jeszcze jedną zdolność – umiem przekręcać słowa piosenek żeby brzmiały śmieszniej. Chyba minęłam się z powołaniem i była mi pisana kariera piosenkarki kabaretowej.

8. Logistyk

Chyba każdy rodzic odkrył u sobie zdolności logistyczne. Bo czym innym jest zapakowanie dzieci do auta wraz z ich przybytkiem (nie zapominając o niebieskim króliku) przejechanie z punktu A do B, z B do C, czasem z punktu C do B i z B do A – a i protokół zdawczo-odbiorczy na końcu się będzie zgadzał.

Choć czasem jedno z dzieci zaśnie na ostatnim zakręcie przed domem, to my i tak damy radę przenieść delikwenta bez budzenia, prosto do łóżka (trzymając w zębach niebieskiego królika). No kto tak potrafi? Bo ja tak.

9. Multitasking

Zawsze mi się wydawało, że jestem dobra w multitaskingu. Na lekcjach potrafiłam słuchać, jednocześnie rysować na końcu zeszytu i rozmawiać z koleżanką. To była wersja dla amatorów. Będąc rodzicem jestem w stanie gotować obiad, słuchać radia, odpowiadać na pytania ciekawskiego 6-latka z dziedziny paleontologii, odpisywać na smsa i wycierać umazany stół.

Mam wrażenie, że każdy mój zmysł potrafi przetwarzać bodźce oddzielnie. Brzmi jak moc superbohatera, prawda?

10. Mistrz mnemotechnik

Wydaje mi się, że zanim miałam dzieci, to wszystko musiałam wpisywać do kalendarza. A teraz? Obudzona w środku nocy wymienię wszystkie pieski z Psiego Patrolu i nie zapomnę o Riderze, pamiętam o wizytach lekarskich, zebraniach w szkole i tym, żeby kupić cyrkiel. Oczywiście wspomagam się kalendarzem w telefonie, ale i tak naprawdę mam wszystko w głowie.

A jaka jest Wasza supermoc, którą odkryliście odkąd jesteście rodzicami?

Współpraca reklamowa z firmą Herbapol Wrocław S.A., producentem Hederasalu

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

Bądź z nami na bieżąco
Dołącz do nas na Facebooku
NEBULE NA FACEBOOKU
Możesz zrezygnować w każdej chwili :)
close-link