fbpx

10 powodów, dla których warto odwiedzić Węgry

  • WĘGRY
  • 7  min. czytania
  •  komentarze [18]

Jak pewnie zdążyliście już zauważyć wybraliśmy dość mało popularny kierunek na wakacje. Pod zdjęciami na moim profilu na Instagramie codziennie pojawiają się takie komentarze: 

“Nie planowaliśmy wakacji na Węgrzech, ale po Twojej relacji na Instagramie nabraliśmy ochoty. Czy możesz zrobić wpis na ten temat?”

Proszę bardzo! Mam zamiar napisać nawet kilka postów o naszej podróży, bo jeden mógłby zawierać nawet 320 zdjęć i opisów.

10 powodów dlaczego warto odwiedzić Węgry

W tym kraju, który kojarzy się nam z wakacjami w PRL-u jesteśmy któryś już raz. Zanim pojawiły się nasze dzieci przyjeżdżaliśmy na balety głównie do Budapesztu. Kiedy nasza rodzina się powiększyła wybraliśmy się tutaj z 11-miesięczną Lilką. Spędziliśmy 10 dni w Egerze i bawiliśmy się znakomicie.

Muszę również wspomnieć, że mój mąż jest hungarystą i mieszkał tutaj kilka lat. Dlatego nasz stosunek do tego kraju i jego kultury jest bardziej emocjonalny niż typowego Kowalskiego.

Kiedy ktoś mnie pytał, gdzie się wybieramy na wakacje i ja od razu odpowiadałam, że na Węgry to widziałam pewne zaskoczenie. Zdaję sobie sprawę, że w dobie wszechobecnego all-inclusive jest to dość niedoceniany kierunek.

Dlatego chcę to odczarować i pokazać Wam, dlaczego warto się tu wybrać!

1. Odległość

Węgry są naprawdę blisko Polski i łatwo przejedziecie tę trasę autem. My zatrzymaliśmy się u dziadków w Rzeszowie, a później przejechaliśmy resztę trasy w 5 godzin. Każdy znajdzie jakąś strategię na swoich małoletnich pasażerów by uniknąć nieodłącznego „a mamusiu, a czy już jesteśmy”? Drzemka, popas, obiad, drzemka i gotowe. Z Krakowa da się tę trasę zrobić jeszcze szybciej.

Jest to według mnie optymalna odległość – aż tak bardzo się jej nie odczuwa. Zawsze też możecie tu przylecieć samolotem. Lot z Warszawy trwa jedynie godzinę a z Krakowa pół! (z Warszawy lata Wizzair). My wolimy jednak podróż samochodem, bo na miejscu dużo się przemieszczamy.

2. Pogoda

taaak, tu jest zdecydowanie cieplej niż w Polsce. Koleżanki właśnie wysyłają mi zdjęcia padającego śniegu w Polsce, a tutaj jest dziś 16 stopni i świeci słońce. Zawsze jest tu cieplej o jakieś 8-9 stopni (a często tyle wystarczy, aby rzucić w kąt znienawidzone czapki, szaliki i miesiąc wcześniej niż u nas spędzać całe dnie na zewnątrz).

Klimat jest podobny jak w Polsce, czyli nawet jak jest gorąco to powietrze nie jest wilgotne (tak jak na Kubie). Trzy lata temu jak byliśmy tu z małą Lilką w sierpniu to było nawet 36 stopni! Całe dnie siedzieliśmy w wodzie i było fajnie. Mąż preferował wtedy chłodzić się w wodzie o temperaturze 37 stopni.

3. Ludzie

Węgrzy to chyba jedyny naród, który lubi Polaków! We wszystkich innych krajach dostajemy różne łatki… A tutaj? Często można usłyszeć: magyar lengyel ket jo barat, egyutt harcol ‘s issza borat… Jak wpadniesz w kłopoty czym prędzej po prostu zacznij recytować: Polak Węgier dwa bratanki… i już twój interlokutor jest kupiony i mimo iż nie macie jak się dogadać – przychyli ci nieba.

Węgrzy uwielbiają dzieci, codziennie ktoś się do nas tu uśmiecha. A jeżeli już zobaczą pulchnego bobaska ze złotymi włosami (Junior) to macie gwarantowaną sympatię! Uwielbiam to, że na termach spotykamy głównie osoby starsze, które spędzają tutaj całe dnie. Szkoda, że nie jest tak u nas. W dni ustawowo wolne od pracy w Polsce spotkacie na Węgrzech dużo Polaków.

4. Jedzenie

uwielbiam węgierskie jedzenie i chociaż nie należy do najzdrowszych na świecie to właśnie jest moja ulubiona kuchnia. Zupa rybna, naleśniki a la Gundel, langos, kurtoskalacs, pogacse, panierowane pieczarki, kalafiory czy ser, zupa gulaszowa, galuszki (kluseczki), kiszonki (oni kiszą wszystko! nawet arbuza) i dużo dużo więcej – za wyjątkiem placków po węgiersku! To jest absolutnie polski wynalazek!

Kuchnia węgierska od pewnego czasu bardzo ewoluowała i na gastronomicznej mapie Węgier znajdziecie całe mnóstwo restauracji, które potrafią przyrządzić te z pozoru ciężkie potrawy na lżejszą i pyszniejszą nutę. Natomiast tradycyjne węgierskie restauracje to wciąż kuchnia tłustsza niż słonina u dziadka, pikantna (choć mąż usilnie twierdzi że po prostu odpowiednio doprawiona) no i te porcje… polska babcia feederka nie ma szans.

Nie wierzycie? No to niech wam stanie przed oczami kotlet schabowy wielkości talerza pod którym to znajdziecie pół talerza ryżu a drugie pół opiekanych ziemniaków. Nie-do-prze-je-dze-nia!

A – tylko pamiętajcie o napiwkach, w przeciwieństwie do Polski – to nawet za komuny ludzie – jak to południowcy – z restauracji korzystali – więc ta tradycja nigdy nie umarła. Wręcz przeciwnie, na Węgrzech kelner to zawód.

Nie tak jak u nas gdzie każdy traktuje to jak poślednie zajęcie dla studenta gotowego pracować za minimalną póki szybciutko nie złapie czegoś intratniejszego. Tutaj często spotkacie 50 letniego obera, któremu całe życie doświadczenia pozwala zapamiętać zamówienie wszystkich gości przy stole bez zapisywania i który z gracją i znawstwem zapewni wam miły czas. Tak że 10% i wyżej (mąż mówi że nie wie czy teraz – ale kiedyś nawet kelnerzy płacili podatek od domniemanych napiwków!)

5. Ceny

na Węgrzech ceny są dość przyzwoite, a nawet niższe niż w Polsce: pyszne cappucino w kawiarni kosztuje 500 forintów (7,5  złotego) a duże ciacho 800 (około 11 zeta) w zasadzie wszystko jest tańsze, oprócz książek, ale węgierskie lektury możecie sobie pewnie dozować. Oczywiście wszystko zależy od miejsca i budżetu jakim dysponujecie.

6. Termy

zapomnijcie o Toruniu. Na Węgrzech mam wrażenie gdziekolwiek by nie zacząć wiercić dziury – wypływają z nich wody termalne. W Budapeszcie jest na Dunaju Wyspa Małgorzaty – nawet to iż byli na wyspie na środku rzeki nie powstrzymało skubańców – wywiercili dziurę w glebie i co? Są termy? No raczej!

Lubimy jeździć na wakacje przed sezonem, by uniknąć tłumów i upałów, podczas takiej majówki na Krecie z 8 miesięczną Lilą mąż dostał olśnienia – właściwie dlaczego fruwać na all-inclusive? Ryzykować czy aby na pewno pogoda pozwoli zdjąć koszulkę na plaży? Głowić się czy Lila może w tym lodowatym jeszcze morzu chlupać się 15 minut czy 20 – skoro można przecież na pewniaka leżeć calutki dzień w ciepłej wodzie na termach.

Na Węgrzech prawie każdym mieście znajdziesz „thermal furdo” czyli baseny termalne. Chodzimy na nie na całe dnie! Idealne miejsce dla wszelkich nie odrośniętych od ziemi szkrabów. Woda po pas, temperatura jak ze stanu podgorączkowego – brzdąc może calutki dzień zarabiać na swoje odmoczki a sinej wargi nie zobaczysz choćby na zewnątrz basenu leżał śnieg.

Nie wspominając iż są to wody lecznicze, w których warto wygrzać utrudzone kości i wyleczyć się przy okazji z doskwierających nam rodzicielskich dolegliwości. Ceny również są przyzwoite, bo np. dziś za cały dzień pobytu naszej rodziny zapłaciliśmy niecałe 50 zł.

7. Drogi

mąż mówi, że dawniej na Węgrzech też były bramki, różne firmy i różne opłaty, aż pewnego dnia państwo pogoniło całe to towarzystwo. Wykupili te wszystkie drogi i ujednolicili opłatę. Za miesięczną winietę zapłaciliśmy jakieś 65 złotych i hulaj dusza piekła nie ma – można jeździć ile się zapragnie. Mapka najlepiej pokaże że w każdym kierunku jest autostrada:

Co czyni z Węgier także dogodną noclegownię na popas w drodze na południe Europy. Uważajcie tylko żeby was nie wciągnęło…

Winietę łatwo i prosto można kupić z waszego wygodnego fotela. Wasz numer rejestracyjny po dokonaniu opłaty trafia do systemu i nie trzeba się trudzić żadnymi niemożliwymi potem do zdrapania z szyby naklejkami. Tu zresztą macie link z dokładną instrukcją:

ZAKUP WINIETY WĘGRY

8. Wino

jak ktoś lubi, to wie że znajdzie tu wszystko, do tego w nienachalnych cenach. Turyści winni, mogą na własnej skórze doświadczyć jak szybko po upadku komunizmu i wiążącej się z nim kolektywizacji można podnieść do skali światowej kilkadziesiąt lat zaniedbań i produkcji na ilość.

Turyści niewinni – niech choć spróbują do słodkiego deseru kieliszek płynnego węgierskiego złota z Tokaju. Tylko i wyłącznie po to istnieją słodkie wina – by uzupełniać lub wręcz nawet zastąpić deser. Natomiast jeśli ktoś nie lubi wina – i tak jest w raju – Węgrzy pomieszają wam w słoneczny dzień w przeróżnych proporcjach białe wino z wodą mineralną – alkohol zrobi swoje a bąbelki uderzą do głowy. Czerwone wino choć w to nie uwierzycie podadzą wam z… coca-colą.

9. Oriasi Pottyos Turo Rudi

Ten przysmak musicie sami upolować w spożywczaku. Podpowiem tylko że ten pierwszy prawdziwy oryginalny ma opakowanie w czerwone grochy

10. Bodza

czyli elderflower – czyli bez.

W każdej postaci, jako syrop do wody, jako syrop do mineralnej – tu wciąż można kupić wodę w syfonie! Są tu Ice-Tea o smaku bodzy jest niebieskiego koloru bodzowa Fanta, bezalkoholowe piwa i radlery z bodzą, alkoholowe piwa i radlery z bodzą, cydr o smaku bodzy, lemoniada z bodzy – pomyśl o czymś mokrym, wilgotnym odświeżającym – na pewno dostaniesz to z bodzą.

Na gorące popołudnia lub ciężkie poranki mąż leczy się białym winem rozcieńczonym mineralną z paroma kroplami syropu z bodzy oraz listkiem mięty…

Tu wpisy z naszych wypraw z inspiracjami i konkretnymi hotelami:

Budapest

Miskolc i okolice

Debreczyn i Nyíregyháza

Malownicza objazdówka przez Węgry

A na koniec 10 słów żeby wam ułatwić googlowanie w poszukiwaniu wymarzonej miejscówki:

Etterem [yjtterem] – restauracja

Gyerek [dierek] – dziecko

Jatszoter [jatsotyjr] – plac zabaw

Fogylalt [fodźlolt] – lody

Szalloda [sallouda] – hotel

Bor [tu wyjątkowo łatwo – bor]– wino

Furdo [firdy] – termy

Bodza [bodza] – bez

Galuska [goluszka] – lane kluski

Viz [wiiz] – woda (gazmentes – niegazowana)

A żeby dzieci z głodu nie umarły jak nic nie będziecie rozumieć z menu to na ratunek jedno  bardzo proste słowo:

Hasabburgonya [hoszabburgońo] – frytki

Żeby nie być gołosłowną dołączam kilkanaście fotek. Więcej pojawi się we wpisach odnośnie konkretnych miejsc, które odwiedziliśmy.

Komentarze

    Uwielbiamy Węgry zawsze od 5 lat tam jezdzimy-zgadzam sie ze wszystkim co napisałaś.?

    Dziękuję za ten post 🙂 Bardzo przydatne informacje. Na Węgry jedziemy w sierpniu. Kierunek wybraliśmy za namową mojego Taty 🙂 Argumentacja pokrywająca się z tą powyżej 🙂

    Moi rodzice i dziadki od lat jezdza kampingowac do Jaszapati i do Egeru. Ja bylam tylko raz, ale wspominam super. Moze w tym roku przy okazji wizyty w Pl uda mi die skoczyc. Super wpis! A moglabys polecic jakichs wegierskich pisarzy? Oprocz oczywistych Kereta y Nadasa. Pozdrawiam jak zwykle serdecznie!

    Węgry są niedocenione, to prawda. Jeżeli chodzi o odległość to faktycznie z Warszawy może i blisko, ale z Pomorza już nie bardzo;( Latając samolotem też można się potem przemieszczać, na lotniskach są wypożyczalnie aut;)

    To już mam zaplanowany kierunek na wakacje na przyszły rok. 😉 A miała być Hiszpania, ale tu bliżej, więc mogę bez stresu zapakować auto pod dach, zamiast głowić się jak zmieścić rzeczy dwójki dzieci w limicie bagażu. 😉
    P.S. A wino czerwone z colą piją też w Hiszpanii.

    Mam pytanie o hotel w którym odpoczywacie, czy jesteście z niego zadowoleni, jak robiliście rezerwację i jak wypada jeżeli chodzi o ceny i co zawierają. Z góry dzięki.

    O, no to teraz czekamy na wpis poradnikowy z polecanymi miejscówkami i coś czuję, że jesienią ruszymy na południe! 🙂

    Wśród naszych znajomych Węgry są bardzo popularne choć sami jeszcze nie byliśmy. Jednak po takim poście jesteśmy jeszcze bardziej zachęceni. Czekam na dalsze wpisy – co zobaczyliśmy i gdzie się zatrzymaliście.

    Czy ja na zdjęciu widzę kiszone patisony?? A myślałam, że to mój wynalazek, którym wszystkich zaskakuję 🙂

    Super, my właśnie zaplanowaliśmy wyjazd objazdowy po północnych Węgrach, z roczną córką. I stąd moje pytanie czy pozwalają z takim małym dzieckiem wchodzić na termy, bo przeczytałam że dopiero od 13 roku życia… z góry dziękuje za informacje (bedziemy m.in. w Egerze, Budapeszcie no i nad Balatonem w Badacsony)

    No i Twoje wpisy sprawiły, że własnie zaplanowałam urlop z dzieciakami na Węgrzech :). Będę teraz wnikliwie czytać plan Waszych wielkich węgierskich wakacji, przeglądać mapę i sama nam planować trasę 🙂 W czasach studenckich byłam w Budapeszcie i byłam zachwycona i tam na pewno pojedziemy na kilka dni, żeby coś pozwiedzać. Mam tylko pytanie o Balaton – chciałabym, abyśmy troszkę poplażowali – czy tu byś miała coś do polecenia?
    Aha i jeszcze jedno – jakiej marki są basenowe skarpetki ze zdjęcia? Córcia ma na basen skarpetki ale takie pełne i nie jest jej zbyt wygodnie, takie z paluszkami wyglądają dużo swobodniej.
    Pozdrawiam!

    Ale się cieszę! Super wybor, my też w tym roku jedziemy znow. Napiszę kilka miejsc to sobie je wygoogluj – w tamtym roku byliśmy w rejonie kalimedence (wg mnie najpiękniejszy region nad Balatonem z najlepszymi atrakcjami i jedzeniem).
    W miejscowości Zanka była plaża – tylko nie taka typowa. Do jeziora wchodzi się po stopniach i jest od razy tak ze 130 cm. Trzeba poszukać takiej, gdzie jest płycej. Fajna miejscowością jest tez Fonyod z drugiej strony tam masz np na plazy plac
    Zabaw wodny. A skarpetki to Sweakers

    Dziękuję! Będę szukać i planować nasz wyjazd – uwielbiam ten czas, bo bardzo przybliża wakacje 🙂 mogę się jeszcze odzywać, a potem zdam relację!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

Bądź z nami na bieżąco
Dołącz do nas na Facebooku
NEBULE NA FACEBOOKU
Możesz zrezygnować w każdej chwili :)
close-link