Mam pytanie odnośnie trampek Lilki, czy te trampki Igor są raczej na szerszą stopę, czy na węższą? Moj syn ma wąską stópkę i nie wiem czy ta gumka będzie mu trzymała ją. A niestety nie znalazłam sklepu, żeby można byłoby przymierzyć je.
ooo super, własnie miałam pisać z tym samym pytaniem!! Moja też ma bardzo szczupłą stopę i wiele bucików wygląda na za duże, mimo że są dobre…
Ja pamiętam moje początki macierzyństwa i nie było lekko… moja mama chciała z nami zamieszkać na 2 tygodnie nie zgodziłam się po pierwsze dlatego, że bardziej by mi ona przeszkadzała niż pomagała i po drugie chciałam SAMA poradzić sobie. Tak jak w tym pierwszym cytacie, który przytoczyłaś sama chciałam dać radę, pokazać, że potrafię się odnaleźć w nowej sytuacji. Prałam, gotowałam, sprzątałam jak szalona, jednocześnie nie dosypiając… Pamiętam jak raz na spacerze szłam w pół śnie i dobrze, że byłam oparta o pchany przeze mnie wózek, bo bym się chyba wywróciła. Mój Staszek nie brał tacierzyńskiego, bo pracował wówczas na umowie śmieciowej i często mi go brakowało. Brakowało mi też spotkań z innymi matkami, tego jak fajnie było na zajęciach szkoły rodzenia. Mijałam inne matki wózkowe na spacerach, myśląc, że fajnie byłoby się spotkać wymienić uwagami. Gdy mój Duda miał kilka miesięcy powstał w moim mieście klub mam i to była super inicjatywa. Chodziłam na spotkania regularnie poznałam kilka fajnych mamusiek. Taka moja mała wioska. Fotorelacja z wyjazdu jest świetna, tęsknię za wsią, którą wspominam z czasów dzieciństwa…
Masz szczęście, że ktoś Cię traktował jak bohaterkę. Ja w dniu, w którym miałam termin porodu wysyłałam na poczcie 11 paczek – każda po kilogramie. Tydzień później 40-godzinny poród zakończył się cesarką. Moje niemowlę krzyczało 20 godzin na dobę, prawie w ogóle nie spało, a ja byłam bliska depresji. I głodna. Okropnie głodna, bo Korni była uczulona chyba na wszystko. W kolejnej ciąży byłam już pół roku później i była to ciąża zagrożona. Mąż wychodził do pracy z samego rana i wracał ok 17, a ja sama – słaba, otumaniona Relanium, z niespełna rocznym (wciąż płaczącym) dzieckiem przy boku. Potem druga cesarka i do domu. Mąż w pracy. Ja z dwójką dzieci w pieluchach, sama non stop na środkach przeciwbólowych i ze świadomością, że moja ciężko chorująca mama już nie wyzdrowieje. Trzy miesiące później z dwójką malutkich dzieci przy boku jeździłam do hospicjum, a niedługo potem moje córki nie miały już babci. Nie pamiętam ani jednego błogiego dnia ciąży i ani jednego radosnego dnia jako młoda mama. Nigdy nie miałam swojej wioski.
Droga Małgosiu, Twoja historia przyprawiła mnie o dreszcze. Słowa od obcej osoby pewnie niewiele wniosą do Twojego życia, niemniej przyjmij moje wyrazy współczucia z powodu straty mamy oraz współczucia wobec sytuacji związanych z Twoim dubeltowym macierzyństwem. Można tylko gdybać, ile kobiet jest w podobnej sytuacji. Ile kobiet codziennie walczy z niewyspaniem, z przemęczeniem. z frustracją wywołaną płaczem dziecka, dietą czy choćby kolejnym biustonoszem, na który dziecko solidnie ulało. Tłumaczę sobie w głowie to, co nie raz słyszałam od mojej, że kobieta, szczególnie ta, która jest matką, zawsze sobie poradzi. A to, co przeżywamy, z jakimi demonami mierzymy się każdego dnia i każdej nocy, wiemy tylko my. Życzę Ci, byś mimo trudnych początków macierzyństwa dziś odnajdowała w nim radość i spełnienie. Wszystkiego dobrego! M.
Małgosiu, bardzo mi przykro z powodu Twoich doświadczeń. Twoja historia dowodzi jak wiele kobiety mogą udźwignąć na swoich barkach. Pozdrawiam Cię ciepło i zaglądam na bloga:)
Ech… Trudno się przed sobą przyznać, ale i ja nie potrafiłam i nadal nie potrafię prosić o pomoc. A przecież tak fajnie by było wrócić do regularnych ćwiczeń na siłowni, wyjść samej do fryzjera czy na manicure, albo spotkać się z koleżankami bez małego obserwatora każdego mojego ruchu. 😉 Każda z nas, matek, pisze zupełnie inną historię. Jedna będzie miała “złote dziecko”, które je i śpi, a z czasem pomiędzy spaniem i jedzeniem bawi się, głuży i śmieje. Druga będzie narzekać na kolki, brak drzemek dziecka i konieczność ciągłego noszenia dziecka na rękach. Jeszcze inna będzie chodzić półżywa z niewyspania i zmęczenia, ale za nic w świecie nie powie o tym swoim bliskim (zwłaszcza koleżankom z wioski!). Bo, co ludzie powiedzą?! Każda historia jest inna i każda wymaga innego podejścia, innej pomocy (bliskich, psychologa, a czasem psychiatry). “We are all unique”, jak czytamy na piżamce L. – lepiej bym tego nie ujęła. 🙂 Uściski, M.
Przy pierwszym dziecku, ja też nie chciałam się przyznać. Teraz o wiele łatwiej mi to przychodzi. Nie zarywam nocy, bo muszę coś w domu zrobić tylko idę spać. Świat się nie zawali.
Pamiętam kiedyś widziałam program o afrykańskiej wiosce, w której kobieta po porodzie miała zakaz wstawania po porodzie specjalnie dla niej gotowano posiłki i pilnowano aby miała utrzymaną odpowiednią temperaturę w tym celu miała rozpalony mały ogień pod łóżkiem co miało sprzyjać rozwojowi laktacji.Niestety u nas podstawowa opieka nad kobietą po porodzie to najczęściej fikcja położna wkracza do nas i od progu trzeba wypełnić jej stos papierów ach po prostu szkoda gadać
Doskonały przykład! Ostatnio w Charakterach czytałam artykuł, w którym było napisane, że w afrykańskich wioskach jedna osoba zajmuje się 1 dzieckiem przez 20 minut i idzie dalej w ręce sióstr, braci, ciotek, babek…
no właśnie cała wioska! Gdy została mamą bliźniaków a moja wioska była ponad 2 tyś kilomentrów ode mnie to było wyzwanie. Czasem jeżdżę do tej wioski aby podreperować się i odpocząć. Gdy ktoś chociaż ugotuje obiad lub pozmywa po obiedzie to już taka duża pomoc. No nic weszłam tutaj na chwilę, przeczytałam i zmykam do mojej sterty naczyń w zlewie które muszę zmyć sama, obiad też sama zrobiłam i zaraz idę sama pobawić się z dziećmi. Mąż w pracy a wioska daleko. Nic to. Ściskam mocno:*
Dlatego myślę, że trzeba sobie budować wioskę daleko od domu- jeżeli jesteśmy do tego zmuszeni. I nikt nie powinien mieć wyrzutów sumienia, że korzysta z pomocy.
Odniosę się tylko do zdjęć, bo odnośnie mojego macierzyńskiego padłoby dużo westchnień, zbyt dużo narzekania wynikającego z besilności wobec wymagań, które sobie stawiam i nie mogę przestać, pytań jak pogodzić potrzeby dwójki bez poczucia żalu i krzywdy jednego etc…itp… Ania, muszę napisać, że zdjęcia wyszły zawodowo- to znaczy widać jak każdy z tych momentów wart był złapania za aparat, brak przypadkowości i czułość spojrzenia!
Ehh, ja też ma dużo wątpliwości w tym temacie;) Dziękuję bardzo, kiedy nie ma się 1000 spraw na głowie, dzwoniącego telefonu to bardzo łatwo złapać ten moment. Mam nadzieję, że będę w stanie robić tak co jakiś czas, bo szkoda stracić te chwile.
Hi, hi, ja mam jutro urodziny i poprosiłam rodziców, by w prezencie zabrali moje dzieci gdzieś na cały dzień, żebym mogła poleniuchować i spędzić czas z mężem 😀
Jestem po weekendzie w mojej wiosce, dokąd uciekłam przed upałami. Nie było tam wcale wiele chłodniej, ale za to mogłam się w pełni poświęcić mojemu kwękającemu niemowlakowi, nie mając przy tym na głowie całego domu. Strasznie trudno jest czasem samej. Ale to kultura nam to załatwiła.