fbpx

Czarna lista zabawek – czyli zabawki, które doprowadzają rodziców do szału

Dziś post z lekkim przymrużeniem oka – poniżej lista podarków, które powodują, że rodzicielstwo jest jeszcze trudniejsze.

Kiedy moje dzieci dostają coś takiego lub mnie ogarnie jakieś zamroczenie i sama kupię zabawkę, która przyprawia mnie o dreszcze, mam 3 strategie:

  • przyjmuję z uśmiechem i dziękuję za gest (w myślach mam różne scenariusze unicestwienia tego przedmiotu)
  • próbuję przechwycić zanim wprawne, dziecięce oko je zauważy i wrzucam na samą górę szafy
  • kiedy sama coś kupię i później tego żałuję to po chwilowej fascynacji staram się dany dystraktor schować, a czasem pozwalam na zbyt szybkie zużycie i wyrzucenie (oh, ja niedobra;) Z wielką satysfakcją np. odkurzyłam cały piasek kinetyczny

Poniżej moje “ukochane” podarki, które staram się zabrać jak najszybciej z pola widzenia dzieci.

1. Instrumenty muzyczne: trąbka, flet, cymbałki, perkusja, pianinko …….. (miejsce na Wasze narzędzie tortur).

Umówmy się 2-3-4-5-6-letnie dziecko, które nie ma nic wspólnego z muzyką nie będzie nam grało preludium e-moll Chopina, a nawet nie wymęczy “wlazł kotek na płotek”. Będzie waliło, dęło, dmuchało ile sił w maleńkich płuckach i niekoniecznie do kolacji, ale często o bladym świcie.

Jedyny prawdziwy instrument, który naprawdę dobrze brzmi, nawet jak gra dwulatek to dzwonki Mat max TUTAJ. Myślę, że rodzice mają dość różnych dźwięków wydawanych przez dzieci i nie warto im dokładać kolejnych, tych kakafonicznych.

2. Gwizdek

Kupiłam kiedyś i ja, jak typowy amator. Po dosłownie 30 sekundach pożałowałam. Małe to to, a tyle ma pary w płucach, że w życiu bym się nie spodziewała. Skończyło się na tym, że gwizdek niespodzianie się “zgubił”. Naprawdę, wyleciał z wózka na placu zabaw i zapomniałam go podnieść.

Mam nadzieję, że nie znalazło, go inne dziecko (jeśli tak, to przepraszam Cię rodzicu).

3. Slime

Nie mam pojęcia jaka mną ogarnęła ciemnota, że sama, z własnej nieprzymuszonej woli kupiłam mojemu dwulatkowi powszechny i bardzo lubiany slime. W sklepie były autka, puzzle i inne mniej inwazyjne zabawki, a ja kupiłam mu właśnie to. Zabawa była przednia, robił z niej jajka, liny, odbijał jak piłeczkę, aż kiedyś slime zginął.

Po dwóch dniach znalazłam go na moim nowiutkim, zamszowym Timberlandzie… Czy mam opisać swoje emocje? %^&%&**^* – mniej więcej tak by to wyglądało.

4. Kakafonia dźwięków i kolorów, czyli plastik fantastik, który często ma w nazwie “edukacyjny”.

No cóż by tu rzec, tak popularne w hipermarketach zabawki są często mordęgą dla domowników. Te same komputerowe piosenki, trzeszczące głośniki i zmutowane głosy śpiewających, nie mają zbyt wielu walorów edukacyjnych, a do tego zabierają przestrzeń, bo małe to one nie są. Pierwsze co, zawsze robię: zaklejam głośnik, mam nawet takie specjalne plastry, które jeszcze lepiej tłumią dźwięk.

Jeżeli mimo tego tuningu rypią dalej, to są na mojej liście “do schowania na wieczne zapomnienie”.

5. Piasek kinetyczny

Zaszczytne miejsce na mojej liście zajmuje piaseczek. Piaseczek, który daje tyle radości dzieciom, a u mnie powoduje gęsią skórkę. Mieliśmy w sumie dwa opakowania – na jedno sama się szarpnęłam i przez zęby cedziłam do siebie podczas sprzątania “po co ja to kupiłam???”, a drugie dostaliśmy od znajomych. Juleczkowi zajęło rozniesienie go po całym domu około 45 minut.

“Niestety” nie dało się go zagnieść z powrotem, więc z niemałą satysfakcją wciągnęłam go odkurzaczem. A tak serio, to jest naprawę świetna zabawka, ale wg mnie trzeba mieć sporą kuwetę na niego i przy małym dziecku siedzieć non stop – inaczej będziecie mieli Saharę w całym mieszkaniu.

Ciastolina też “spoko” – nie wiedziałam, że da się ją wetrzeć w dywan i kanapę.

6. Kosmetyki dla najmłodszych

Przecież 5-latka sama już wykona sobie makijaż i pomaluje paznokcie. Nigdy nie kupujcie tego swoim, ani cudzym dzieciom. To jest jakaś mordęga – często mają fatalne składy i uczulają. No i jak wytłumaczyć dziecku, że mama się maluje, a dziecko nie musi?

7. Brokat sypki

Brokat jest jak igły z choinki, wychodzi spod szafy jeszcze w czerwcu. Kupiłam go 6-latce i cierpliwie ścierałam z półek, podłogi i z twarzy. Nawet u młodszego na głowie znalazło się pół opakowania. Jakim cudem? Nikt nie wie. Ale hit to był wtedy, jak młodszy wysypał tego cuda pół opakowania do szuflady z talerzami i sztućcami.

Zmywarka średnio dała radę 😉

8. Zabawki, które mają jakieś 100000000000 elementów

Czasem są takie, które mają po prostu ich tyle, że jak leżą na dywanie to absolutnie nie da się tego sprzątnąć. A zgubisz jeden (co trudne nie jest) i już nie da się tego złożyć. U nas najczęściej elementy takich zabawek znajduję: w kwiatkach, u mnie w torebce, w butach, a nawet w WC!

9. Mały szajsik za 5 zł

Zabawki dodawane do gazetek, do słodyczy, do zestawów w restauracjach… wszędzie to później się wala. A najgorzej coś takiego zgubić – niby nic, a jednak skarb. Dodatkową właściwością jest ogromna awaryjność, częsta przy pierwszym użyciu. A później 50 takich masz w domu i znaj jego współrzędne, bo przecież potrzebne jest na już!

Rodzicu, dodaj coś od siebie:) Kliknij “lajka” i udostępnij go swoim znajomym – niech wiedzą co jest u Was zakazane:)

Komentarze

    Duże maszyny (m.in. bruder) bo jeden fajnie, trzy to już pół regału, a babcie zachęcone tym że wnuczki “tak ładnie się bawią kupują więcej i więcej nadszarpując emerytalny budżet 🙂 fajnie, ale NIE na 50 metrach kwadratowych (mieszkanie całej rodziny 2+2, a nie sam garaż dla maszyn;)

    Piasku kinetycznego chyba nic nie jest w stanie pobić!!! Później na liście są fiszerprajsy i inne twardogłowe nawoływajki, Pan Dumelek, akordeon, inteligentna ciastolina

    Na piasek kinetyczny mam spośób – używamy go na balkonie. Wiadomo, tylko o ile pogoda pozwala no i o ile nie jesteśmy akurat na dworze korzystając np. z prawdziwego piasku 🙂
    A z rzeczy wkurzających mnie najmocniej, to zdecydowanie gazetki z “prezentami” – drogie piekielnie, a zabawki tak kiepskiej jakości, że szkoda słów.

    Naszą zmorą stała się ciastolina z brokatem.. 🙂 i żeby było weselej, to jest to wersja dla chłopców, ot taki żarcik.

    Oj zgadzam się.. U nas piasek i ciasto lina, to po wypraniu dywanu nawet jeszcze jest. ?

    I jeszcze książeczki, których jednej strony nikt nawet nie przeczytał, nim dał dziecku… I już po dwóch pierwszych zdaniach wiesz, że jest napisana z błędami, że słownictwo (oby tylko ubogie), i że treść w najlepszym razie “żadna”, a nie zwyczajnie głupia… A potem musisz czytać po 100 razy… (żeby nie było uwielbiam książki i dla dorosłych i dla dzieci, ale odpowiednie…).

    Ooo tak. I jeszcze puzzle 5000000 elementów dla niecierpliwego kilkulatka. Książki o tak bzdurnych treściach, że język usycha, gdy się to czyta.

    Ja nie do końca się zgodzę z pierwszym punktem, bo wiele jest dzieci, które już w wieku 3-6 lat potrafią korzystać z instrumentów jak nalezy, a ich muzyka jest przyjemną dla uszu i duszy rodzica ?

    Jestem pedantką i nie znoszę bałaganu także wszelkie piaski itp rzeczy budzą we mnie przerażenie…. ciągle obskakuje dziecię z miotełką podczas zabawy, dlatego dla jej frajdy a mojego spokoju wychodzę z pokoju i wracam po 15min. Osobiście nie lubię jeszcze zabawek wielkich gabarytem, które rodzina kupuje wiedząc że nie mam.na nie miejsca w domu….

    Zniosę wiele. Cierpliwie odkurzam po zabawie piaskiem kinetycznym (tu uwaga na firmy, tylko ten oryginalny “klei się” do siebie, inne to jak koszmar). Dzisiaj zaczęłyśmy zabawę z brokatem, dałam radę. Rozchlapane farbki -wybiorę firany. Nie roztrząsam 7 lalek i 5 kocyków dla kazdej, konieczna zabawa wszystimi na raz.. Ale… Jak można znieść… flet??? Niby tylko małe płucka kurka ale co za wytrwałość i zaangażowanie!!! Testowane tylko u sąsiadów, w życiu nie wpuszczę do domu…

    Zabawki nr 4 oraz 6 kocham chyba bardziej niż moje dzieci 😀 Na instrumenty znałam taki sposób, że im głośniej dzieci w nie napierdzielają, tym głośniej ja “śpiewam” (szybko im się nudzi, polecam).

    Nie straszny mi piasek, ciastolina i instrumenty. Płakać mi się za to chce, jak nasz przyjaciel przynosi dzieciakom GIGA pluszaki!!! Mamy miśka 170cm, psa 120cm, dinozaura, jednorożca …… Dzieci nie pozwalają się tego pozbyć, a bawić się tym nie da….

    Barbie 😀 – ja ich po prostu nie cierpie za design.
    Instrumentow mamy kilka, w tymi minigitare – mloda oblednie na niej brzdaka, majac 3 lata robila palcoweczki na gryfie. Ma tez mikrofon BToys i sie nagrywa. Mamy keyboard i graja sobie ran na tydzien godzine, prosze zeby nie za glosno (mieszkanie w bloku). Ciastolina bawia sie w kuchni, od razu sprzataja. Piasek – to samo, tylko w kuchni na plytkach.
    Gorzej teraz, bo mlody (lat 9) ma faze na malowanie figurek do warhammera (figurka 3cm i pierdyliard detali, farby chyba akrylowe, brrr) – ale uzgodnilismy, ze ma do tego stroj i plastikowe podkladki na biurko. Powiedzmy ze daje rade.
    Ale co do kretynskich ksiazeczek sie zgadzam – ja bez obciachu wyrzucam mowiac, ze tego sie czytac nie da, ze jezyk kaleki it. Akurat jestesmy ksiazkomaniakami, wiec wszystko jasne 🙂
    Plastikow nie mam/mamy b.malo. Dostane – wyrzucilam, do dziadkow dotarlo 🙂 – teraz pytaja, co dzieci chca. My realizujemy, oni sponsoruja.
    Sprytna plastelina JUZ bardzo stroznie od czasu, jam mlody zrobil mlodej naszyjnik i wkrecil wlosy. Darla sie jak opetana, prawie jej skore nad karkiem wyrwalo…;/////// to bylo STRASZNE.
    Ja mam jakies karne dzieci – moge zostawic z farbami, pisakami, ciastolina. Teraz maja 9 i 6 lat, ale zawsze byli tacy karni i ostrozni. Moze przeze mnie, bo ja pedantka… 😀

    Uśmiałam się serdecznie z tego wpisu i z komentarzy.
    Ja nie mam problemu ze slime (ale wyłącznie robiony w domu, kupne to zuo), ciastoliną czy pisakiem kinetycznym, choć to nie zabawki: “wypiję w spokoju kawę i popykam na insta”, trzeba malucha pilnować. Starszak bawi się sam, ale ma zakaz wynoszenia z pokoju. 😉 Za to nienawidzę zwykłej klasycznej plasteliny, bo jej nie da się usunąć żadnym sposobem, a mam znajomą, która zawsze daje moim dzieciom plastelinę i sie zastanawiam, czy też jej nienawidzi i w ten sposób usuwa z domu niechciane prezenty, czy czymś jej podpadłam i się msci w ten wyrafinowany sposób. 😉
    Z instrumentami też daję radę, choć moje dzieci nie są zbyt wytrwałe w graniu. 😉 szybko się im nudzi. Przyznam jednak, że zastanawiałam się, czym podpadłam osobie, która dała mojej córce flet. 😉
    Osobiście najbardziej nie lubię wspomnianych już w komentarzu wyżej idiotycznych i brzydkich książeczek (teraz jest tyle perłek, że takie szkaradki to chyba trzeba specjalnie wyszukiwać), pluszaków (zwłaszcza dla maluchów) oraz plastikowego badziewia i figurek do kolekcjonowania (ciocia kupi 1 laleczkę, a potem dziecko pragnie całej serii).
    A jeszcze w temacie grających zabawek: historie typu szczeniaczek-uczniaczek mówiący w nocy w ciemnym pokoju: widzę cię to juz klasyka, ae u moich teściów jest “tablet” dla dzieci, który po włączeniu mówi głosem zmęczonej życiem zombie: ‘zapraszam do interesującej zabawy” a ja się zawsze zastanawiam jakim cudem ktoś uznał, że ten wyprany z emocji głos zachęci kogokolwiek do zabawy i zatwierdził to nagranie. 😉

    jakos piasek kinetyczny czy ciastolina mnie nie ruszały, najgorsza dla mnie była tablica kredowa i kreda w domu.

    O boże tak-slime to koszmar, razem z zestawami ciastoliny np.fryzjer, UDRĘKA! Do listy najgorszych zabawek zaliczyłabym jeszcze te wszystkie grające pianinka, garnuszki na klocuszki i pieski od Fisher price, LOL surprise-najgorsza seria to Hairgoals,włosy się wszędzie plączą, a ja za badziewną lalkę która ma tylko kilka akcesoriów płacić stówę? Dorzucam jeszcze wielkie pluszole-mamy już Peppę, misia, jednorożca, psa, kota, królika i Pinkie Pie, i co dalej? Zabawki typu grające książeczki, kup 2 baterie, po 30 minutach jedź po kolejne 100! Najgorsza to była kuchnia którą maluchy dostały od dziadków-nie dało się tego cholerstwa wyłączyć i matrioszki Peppy z Wish za 2 zł, więcej bałaganu niż pożytku z tym. Zgadzam się także z tymi dziadostwami z gazetek-np.kotki u fryzjera, autko a nazajutrz zestaw lekarza razem z placem zabaw dla sympatycznych króliczków (sic!) i zabawki z kinder niespodzianek-czekolady nikt nie je, zabawki do wyrzucenia, często nie da ich się w ogóle złożyć.
    Do tego jeszcze wszystkie plakaty i kolorowanki na całą ścianę, ultra plastelina, pluszaki, pistolety na wodę, książeczki napisane w tak głupi sposób że głowa mała, puzzle z 100 000 elementów dla 5 latka i brokat (o zgrozo!)

    Mnie irytują:ciastolina (chyba z miliard zeschniętych kawałków), jak nie ciocia to babcia przywiozą kolejny dziadowski zestaw ciastoliny, ale nie! Nie są już odpowiedzialni za całą wtartą paczkę w dywan. Teściowe kupili najstarszej córce która ma teraz 11 lat slime-i od tej pory się zaczęło robienie tych właśnie glutów samodzielnie! Jako matka 5 córek zaliczam do tej listy basen z kulkami który właśnie Zuzia (7 lat) dostała na urodziny- i weź potem zbieraj całe popołudnie kolorowe kuleczki po całym domu, bo dziecko ci robi salę zabaw domowej roboty.
    Wszelakiego rodzaju zabawki interaktywne-przerabialiśmy już garnuszek na klocuszek, interaktywne pluszaki, komputer mówiący głosem niczym z horroru, karetę, różowe lamborgini na automatycznie włączającej się karuzelce kończąc
    O! Zapomniałabym o traumatycznej zabawkowej kuchni i chińskich lalkach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

Bądź z nami na bieżąco
Dołącz do nas na Facebooku
NEBULE NA FACEBOOKU
Możesz zrezygnować w każdej chwili :)
close-link