fbpx

I jak tu nie podróżować (z dzieckiem)

Arbuzy kupione przy drodze do węgierskiego Egeru, świeża grecka feta z oliwkami prosto od rolnika i turecka baklava – to są smaki i zapachy naszych podróży z Lilką. Kojarzą mi się z umorusaną w tych specjałach buzią i plamą na białej bluzce. 

Nie pamiętam aż tak dokładnie naszych podróży kiedy nie było z nami dziecka. Czy to zapachu kubańskich cygar czy też chłodu jaki nas zastał w Estonii. Wtedy liczyły się zupełnie inne rzeczy i inne rozrywki. Spanie do południa, imprezowanie do białego rana czy też zwyczajne nic nie robienie.

Egészségedre

Jesteśmy z mężem powsinogami. Ja mieszkałam kiedyś w Londynie i Nowym Jorku, on w Estonii i na Węgrzech. Mamy znajomych na całym świecie. Lubimy poczuć klimat danego kraju: zjeść miejscowe specjały, nauczyć się kilku słów w lokalnym języku, posłuchać ludzi, którzy tam mieszkają. Nawet nie zastanawialiśmy się jak zmieni się nasze życie  kiedy będziemy mieli dzieci. Przyjęliśmy to z całym dobrodziejstwem inwentarza.

Dziecko – koniec wolności?

Kiedy rodzi się dziecko już nic nigdy nie będzie takie same. Nawet podróżowanie nabierze zupełnie innego wymiaru. Nie należy z tym walczyć tylko poddać się zupełnie. Trzeba przestawić sobie w głowie pewne rzeczy i nie nastawiać się na podobne doznania. Dzieci pomogą nam zobaczyć rzeczy, których bez nich nigdy byśmy nie zauważyli i na zawsze zostaną w naszej głowie.

I jak tu nie podróżować (z dzieckiem) Beaty Sadowskiej i Pawła Kunachowicza to książka po którą musiałam sięgnąć.

flatlay Ania

Autorzy już od pierwszych stron przekonują, że ich  życie pełne adrenaliny, sportów ekstremalnych i wyjazdów nabrało jeszcze większego sensu po urodzeniu dziecka. Nie zmienili swoich dotychczasowych pasji, a wręcz przeciwnie – jeszcze bardziej je rozwinęli. Chciałoby się rzecz: “Da się?” No pewnie, że się da – jeżeli tylko się chce!

Niektórym rodzicom wydaje się, że samo wyjechanie z dzieckiem, zbieranie patyków na plaży i podróże po lokalnych miejscowościach to już duże wyzwanie. A co dopiero gdy ciągnie się dziecko w małej przyczepce w -15 stopni nad Morskie Oko albo czeka  nas 26 – godzinny lot do Brazylii? Można? Można! Ograniczenia są tylko w naszych dorosłych głowach, a dzieci przeżyją przygodę.

Autorzy opisując swoje wyprawy z synkiem Tysiem obalają po kolei wszystkie stereotypy dotyczące podróży z dziećmi. “Liczy się przygoda!”- to ich dewiza. Zawsze jednak stawiają na zdrowy rozsądek z małą nutką szaleństwa. Książka to nie tylko pamiętnik z podróży, ale również zbiór  porad ekspertów, którzy w bardzo przekonujący sposób  rozwiewają wiele wątpliwości wystraszonych rodziców.

Pediatra doradza co jeść z dzieckiem na wakacjach lub gdzie szukać pomocy w razie choroby. Psycholog zachęca do pokazaniu dziecku świata w dobie elektroniki: “Jeżeli chcemy dbać o prawidłowy rozwój naszego dziecka, laptop, telewizor i inne “cuda techniki” muszą mieć konkurencję.”

Wbrew pozorom my też wiele się uczymy od dzieci podczas wspólnych podróży:

IMG_5307

 “I jak tu nie podróżować (z dzieckiem)”

przede wszystkim pozwala oswoić swoje lęki, które my – jako troskliwi (czasami aż za bardzo) rodzice mamy w głowach. To jest najważniejszy przekaz tej książki.

20160620-DSC_8198
20160620-DSC_8197

Chciałabym, ale się boję

Czytając ją zastanawiałam się cały czas co nas tak naprawdę hamuje przed tym  żeby spakować walizy, wziąć dzieci i pojechać tu albo tam. Wtedy pojawia się milion pytań: “A jak dziecko zniesie podróż?”, “Co będzie tam jadło?”, “Czy odnajdzie się w innych realiach?” “A co będzie jak zachoruje?”. To są właśnie moje obawy, które dość skutecznie stopują moje zapędy globtroterskie. Ostatni rozdział “Strachy na Lachy” powinnam sobie zeskanować i wydrukować. Paweł Kunachowicz rozprawia się z lękami z mojej głowy: “Nie wiem kiedy dobrze jest pobudzać wyobraźnię, a kiedy nadmiar ogranicza doświadczenia i przeżycia. Gdyby moi rodzice nie pozwalali mi uczestniczyć w różnych przygodach, nie byłbym tym, kim jestem”.

Liczy się przygoda

Tak więc podróżowanie z dzieckiem jest cudowną przygodą, a to od Was zależy jak ją razem przeżyjecie. Nie ma co rozważać co takie podróże z naszymi pociechami im dają – widzę same plusy.

Nie jestem tylko rodzicem

Ta książka jest nie tylko o podróżach. Jest również o wspaniałej relacji miedzy rodzicami, pełnej szacunku do drugiego człowieka, jego pasji oraz jego wyborów. Ogromnie podziwiam takie pary, które potrafią zostawić margines bycia nie tylko rodzicem, ale również człowiekiem ukierunkowanym na realizację swoich planów.

Tak jak niedawno pisałam, że do wychowania dziecka potrzebna jest cała wioska – w tej książce możemy poznać ją dokładnie. W tej wspólnocie jest nie tylko rodzina, ale również przyjaciele, zwierzęta oraz  ludzie spotkani podczas podróży (szczerze rozczulił mnie Szwajcar napotkany przypadkiem podczas bardzo długiego lotu do Brazylii, który pomagał Pawłowi opiekować się Tyśkiem).

Rodzicielstwo oparte na szacunku i wolności

Niesamowite jest to, że mamy bardzo podobne poglądy na temat rodzicielstwa, które w książce jest przedstawione jako szczęśliwe, pełne zrozumienia, szacunku i wolności w stosunku do dziecka. I chociaż rozdziały pisane przez Pawła i Beatę nie mają wydźwięku edukacyjnego czy moralizatorskiego to z ich opowieści można wiele się nauczyć jak budować zdrową więź z dzieckiem.

Uwaga! Po przeczytaniu “I jak tu nie podróżować (z dzieckiem)” istnieje pewne zagrożenie. Miałam ochotę odwołać “bezpieczne” wakacje z dziećmi w hotelu nad Bałtykiem na rzecz Szwecji lub Włoch (samochodem).

Ale za rok już nic nas nie powstrzyma! A już na pewno nie moje obawy.

20160620-DSC_8203

Książka dostępna TUTAJ

Bo dzieci nie zapamiętają na zawsze swojego najlepszego dnia przed telewizorem:

Kreta, Lilka 8 miesięcy
Kreta, Lilka 8 miesięcy
Węgry, Lilka 10 miesięcy
Węgry, Lilka 10 miesięcy
Mielno, Lilka niecałe 2 lata
Mielno, Lilka niecałe 2 lata
Karnawał w Holandii, Lilka 2,5 roku
Karnawał w Holandii, Lilka 2,5 roku
Sztorm w Turcji, Lilka 2,8 roku
Sztorm w Turcji, Lilka 2,8 roku

Gdybym tylko mogła podróżowałabym z dziećmi o wiele częściej i dalej, bo chociaż wracam zmęczona jak nigdy –  to za to bardzo szczęśliwa.

Komentarze

    Ja też uwielbiam podróżować z synem! I nas nie powstrzymuje nawet jego nieuleczalna choroba, która wymaga od nas dodatkowego bagażu w postaci leków i odżywek, inhalatorów itp. Pierwszą poważną podróż zaliczył mając 6 miesięcy ( bo o wcześniejszych typu Wwa-Kraków-Wrocław to nawet nie wspomnę ) a była to wycieczka do Włoch – Rzym i Ostia. 110 lecie istnienia marki Harley- Davidson, największy zlot na jakim do tej pory byłam 😉 Byliśmy razem w Norwegii jak miał rok, potem jak miał dwa lata, byliśmy na Teneryfie, byliśmy w Izraelu nad Morzem Martwym, podróżowaliśmy po Bieszczadach, Karkonoszach i nad Bałtyk. Ostatnio w kwietniu byliśmy w Grecji, zrobiliśmy ponad 1000 km wypożyczonym autem, zwiedziliśmy wszystkie paluchy Chalkidiki. Wszędzie gdzie się da jedziemy razem. Już nie mogę się doczekać kolejnych wyjazdów., Bruno też – ciągle opowiada o locie samolotem i o tym, jak bardzo chce spać w hotelu. Ma 3,5 roku a pamięta doskonale wyjazd do Izraela kiedy miał niecałe 3 lata, wspomina wycieczki, morze, pustynię, pamięta kolory i marki samochodów, które wypożyczaliśmy będąc na miejscu. Sam z siebie wspomina 😉 To jest naprawdę niesamowite i bardzo mnie cieszy, że moje dziecko tak samo kocha zwiedzać świat! Książki jeszcze nie czytałam ale na pewno jest super. Jako amatorka biegania książkę “I jak tu nie biegać” połknęłam w 5 min 😉 Pozdrowienia i udanych wyjazdów teraz już większym gronem 😉 Ja w ciąży bliźniaczej, więc kolejne wakacje to już wypad w 5 osób ( a nawet i 6, jeśli liczyć córkę męża z pierwszego małżeństwa ), dobrze że do 3-go roku życia dzieci nie płacą, uff 😉

    Monika, dzięki za ten komentarz. Jak widać- jeżeli się chce to i wszędzie można pojechać! Nasza Lilka też wiele pamięta i często wspomina różne wyprawy. Cieszę się, że w końcu już nie jestem w ciąży i możemy swobodnie podróżować. Aaaa! Nie wiedziałam, że jestes w ciąży. Gratulacje i to podwójne 🙂 p.s. Mnie też przekonuje fakt, że do 3 r.ż. nie płaci się za dzieci:)

    Dziękuję i dla was też wszystkiego dobrego :*

    Podpisuję się -da się. Mamy za sobą miesięczną podróż po Chinach z 7miesięcznym dzieckiem. Niektórzy do tej pory pukają się w głowę, niektórzy stoją zamurowani jak o tym słyszą, a inni klasyczne zazdroszczę, my to mamy dziecko co się nie nadaje na dłuższe wyjazdy (czyt. dalej niż do babci)

    Do Chin? Ale super! Napisz coś więcej! Jak tam się poruszaliście oraz w jakim języku się porozumiewaliście? Taaaak, wiele osób tak mówi!

    Fajny wpis Aniu! Dodam swoje trzy grosze do tematu. Podobnie jak Wy, tak i my z Mężem bardzo dużo podróżowaliśmy przed pojawieniem się na świecie naszej córeczki. Przejechaliśmy 4 kontynenty. W tzw. międzyczasie ja studiowałam w Chinach ponad 2 lata i rok w Kopenhadze. Mąż z kolei stażował w USA. Zeksplorowaliśmy razem fajny kawałek świata, dlatego jako totalnie spełnieni ludzie wróciliśmy do Polski wić gniazdko bez poczucia, że czegokolwiek nam w Polsce brakuje. Nasze podróże zawsze były bardzo backpackerskie, oczywiście z odrobiną luksusu od czasu do czasu, tak żeby zregenerować siły i zaszaleć – korzystając czy to z atrakcji kulinarnych czy naturalnych danego regionu, a równocześnie rozwijać pasje (np. baloniarstwo). Nieraz mówiliśmy sobie o tym, że pojawienie dzieci niczego nie zmieni, że będziemy tak fajowo podróżować z nimi jak wiele par, które poznaliśmy na różnych szlakach. Ja nawet po cichu liczyłam na to, że ze względu na wolny zawód uda nam się kiedyś wybrać w roczną podróż z maluchami albo że któreś z nas załatwi sobie wyjazd uczelniany na rok powiedzmy do Australii – w głowie rysowałam sobie plany i zastanawiałam się kiedy najlepiej byłoby zabrać dzieci w taką podróż. Potem, gdy pojawiła się Helenka nie odpuściliśmy – w 1 podróż i odkrywanie Krety pojechaliśmy, gdy miała niespełna 6 miesięcy. Niespełna miesiąc później przeprowadziliśmy się na 4 miesiące do Portugalii, a na 1 urodziny zabraliśmy ją w podróż do Japonii, a kilka miesięcy po nich do Szwecji. Nadal uważam, że podróżowanie z dzieckiem jest fantastyczne….ale pomimo sporego doświadczenia w podróżowaniu poza luksusową i utartą turystycznie ścieżką, bardzo boję się zabrać naszą córkę i już wkrótce urodzonego synka – choćby do Azji, którą tak dobrze sama znam. Nie wstydzę się także przyznać, że o ile jako studentka czy później młoda żona mogłam spać w kiepskich warunkach i jeść byle jak, to teraz nie wyobrażam sobie podróżowania z dzieckiem “po kosztach”. A zapewnienie sobie i dziecku komfortu – po prostu sporo kosztuje. Poza tym, pomimo ogromu pozytywnych doświadczeń z służbą zdrowia, nawet w tych klasyfikowanych jako słabo rozwinięte kraje, mam również kilka wspomnień, które do dziś mrożą moją krew: 4 dni leżenia z 40 stopniową gorączką w najbardziej niedorozwiniętej prowincji Chin i wizyty w lokalnym szpitalu, gdzie absolutnie nikt nie mówił po mandaryńsku i mój mąż bezskutecznie próbował znaleźć kogokolwiek kto będzie w stanie dogadać się z nim po angielsku (a wszystko dlatego, że jako zapalona studentka chciałam mu pokazać wioski mniejszości i zrobić poruszający fotoreportaż). 2 dni majaków i 5 dni biegunki na Bali (prawdopodobnie jako efekt zatrucia makaronem w ekskluzywnym hotelu, który podarował sobie na kolacje mąż, a gdzie naprawdę myślałam że umieram, a on zapisywał w zeszycie moje życiowe przemyślenia), wreszcie 3 tygodnie wymiotów i biegunek w Maroku (do dziś nie mam ochoty wracać do Afryki, a Fez poznałam doskonale, głównie na trasie toalet). Czasem obawiam się, że nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdybym musiała patrzeć na takie fizyczne udręczenie moich dzieci z dala od bliskich i możliwości porozumiewania się z lekarzami w języku ojczystym (mimo biegłości w innych językach, wiem że w stanie emocjonalnego poruszenia ciężko funkcjonować używając “obcego języka”). Nawet z Kopenhagi leciałam do Polski leczyć zapalenie okostnej, bo służba zdrowia w tak wysoce rozwiniętym kraju okazała się być w ramach dla mnie źle pojętego “egalitaryzmu” (czyli czekania w kolejce do dentysty przez tydzień, pomimo wycia z bólu i spuchniętej buzi) zupełnie bezduszna. Wreszcie – ostatnie wakacje, gdy z 10 miesięczną córką na rękach czekałam w Portugalii na pogotowiu z ledwo na nogach trzymającym się mężem, z którym dopiero co spacerowaliśmy plażą nad Oceanem, a który następnego dnia i przez kolejne 4 dni miał bardzo niebezpieczne objawy (wymioty przy wstawaniu, kręcenie się świata dookoła, fatalne samopoczucie), a które ostatecznie okazały się na nasze szczęście “tylko” zapaleniem błędnika po raz kolejny uświadomiły mi jak “kruche” jest poczucie bezpieczeństwa. Nie wspominam tych sytuacji, bo czuję się taka dumna z siebie, że “dałam/daliśmy sobie radę”. Wspominam je, bo one są w mojej głowie czerwoną żaróweczką przypominającą o tym, że podróżowanie to nie tylko fantastyczna przygoda, ale może chwilami być koszmarnym życiowym doświadczeniem, którego nie życzę nikomu. Nie chcę napisać bynajmniej, żeby nie podróżować z dziećmi, tylko siedzieć sobie w jakimś tam własnym comfort zonie – uważam, że świat trzeba dzieciom pokazywać na miarę własnych możliwości i nie należy się mimo trudnych doświadczeń z przeszłości bać tak bardzo, że zakładać z góry najgorszy scenariusze. Warto jednak być bardzo dobrze przygotowanym do podróżowania, a w szczególności z małym dzieckiem. Mam tu na myśli przede wszystkim własną sprawność językową, odporność psychiczną i zapewnienie sobie naprawdę dobrego ubezpieczenia, szczepień czy awaryjny zapas gotówki, która przy chorobie za granicą jest niemal zawsze konieczna. No i przede wszystkim – bycia świadomym, że podróżowanie z maluchami jest oprócz tego, że urocze, to ogromnie fizycznie wyczerpujące. Karmienie piersią bardzo ułatwiło nam podróżowanie z Helenką, ale nie raz trzeba było podróż dostosowywać pod jej potrzeby, pogodzić się z tym, że nie wyjdziemy na ten szczyt, czy nie popłyniemy motorówką przez te wodne jaskinie itd. że być może zrealizuje się o połowę mniej planu, niż się założyło. Oczywiście, że spotkaliśmy mnóstwo fantastycznych osób i przeżyliśmy piękne chwile we troje. Nie ma co jednak ukrywać – wielogodzinny lot może być bardzo męczący dla dorosłego, a co dopiero dorosłego z dzieckiem u boku albo na kolanach. Podróżowanie przez 2-3 miesiące z maluchem w nosidle/wózku, bo jeszcze samo ani nie chodzi, ani nie mówi i do tego musi być regularnie przebierane czasem w trudnych warunkach atmosferycznych? Jest możliwe, ale wymaga zgody na to, że nie zawsze będzie się dało spokojnie zjeść obiad albo wygodnie przebrać dziecko – i nie trzeba jechać na 2 koniec świata 🙂 Wystarczy na skrajny zachodni kraniec Europy;) Portugalia, choć przepiękna, w tej materii jest milion lat świetlnych do tyłu w porównaniu, choćby z Gruzją;) Nie byłam tego świadoma, bo do głowy mi nie przyszło, że kraj UE może być tak nieżyczliwy kobietom z dziećmi. W Lizbonie naprawdę trudno znaleźć restauracje z krzesełkiem dla malucha poniżej 1,5 roku i przewijakiem, a w całym kraju ilość “podjazdów” czy sprawnych wind zaskakuje, niestety na niekorzyść. Japonię (pozornie tak daleką i obcą kulturowo) polecam natomiast wszystkim z całego serca, bo bardziej wygodnego podróżowania z dzieckiem, niż po tym kraju nie potrafię sobie po prostu wyobrazić, no może podobny komfort odczułabym jeszcze w Singapurze! Na całe szczęście nasze dziecko w trakcie podróży nie chorowało, więc mogę je wszystkie wspominać jednoznacznie pozytywnie…i bez psychicznej blokady planować kolejne. z dużą dozą zdrowego rozsądku!

    Wooow, Wy to zwiedziliście dopiero spory kawał świata!Ja sama mam wielkie obawy przed podróżami do Azji i chociaż bardzo bym chciała to się zwyczajnie boję.Tak jak napisałaś stworzyliśmy sobie strefę komfortu i w niej się poruszamy. Chociaż nigdy nie można wszystkiego przewidzieć- tak jak rok temu w Turcji trochę się bałam zamachów.
    No i te nieszczęsne choroby, które Wam się przytrafiły. Mój mąż tylko raz w Egipcie zapadł na najbardziej charakterystyczną dla tego regionu chorobę;)
    Twoje historie świetnie się czyta:) A w te wakacje gdzieś się wybieracie?

    A ja właśnie zastanawiałam się czy warto pojechać nad morze z maluchem ? A tu przeczytałam o takich niesamowitych wyjazdach z dziećmi i wiem, że takie podróże są wspaniałe . Jednak mam ogromne obawy przed podróżami z małymi dziećmi. Nadal zastanawiam się czy wyjazd nad Bałtyk z rocznym bobasem, który jeszcze nie chodzi to dobry pomysł?Jak myślicie?

    Aga, a czego najbardziej się obawiasz? Ja przed pierwszą podróżą też miałam wiele obaw

    Obawiam się tego, że może jest jeszcze za mały.

    Aga, z doświadczenia Ci powiem, że z małym jest łatwiej niż ze starszym. A taki siedzący berbeć to najlepszy kompan na wakacje.My na krecie byliśmy jak Lilka miała 8 miesięcy i to były wakacje, na których naprawdę odpoczęłam:drzemki po 3 h na plaży, siedziała na pupie i grzebała paluchem w piachu, jadła brokuły z pary jak szalona. Cudowny czas;)

    Bo myslę, że to super pomysł! Bobasa posadzisz w piaseczku i gazetkę bedziesz czytać 😉

    Ja też mam doświadczenie: podróż z rocznym boasem nad morzem. (też przed dzieckiem podóżowanie w różnych warónkach po całym świecie) Bobas 11 miesięczny nie usiedział na piachu, chciała eksplorować całym sobą (szczególnie buzią) cała plaże, isć do zimnej wody, pić ją i kłaść w niej twarz-normalne zachowania, jednak nie mogliśmy na wsyztsko zezwolić, więc dziecko generlanie neizadowolone, skońcyzło sie tylko na nasypaniu sobie piachu do oczu przy zwyczajnym przesypywaniu piachu. Plażę opuszczaliśmy w popłochu, nasza rodzina nie pasowała do wylegujących się plażowiczów:P Pominę hotel, bo to nasz błąd, mała przestrzeń, teraz jak gdzieś jedziemy to tylko apartament , żeby dziecko mogło sie wybiegać, nie ma nic gorszego niż utknąć z dzieckiem w ciasnym hotelowym pokoiku, bez dostępu do kuchni. I tak, są dzieci które po prostu posadzone : siedzą w jednym miejscu, mają drzemkę w środku dnia, potrafią sie dłużej czymś zająć, są takie dzieci, bo sama takie widziałam-inaczej bym nie uwierzyła, z takimi dziećmi dużo więcej można i często tacy rodzice się wypowiadają, że ich życie nie zmieniło się, a już na pewno nie ograniczyli sie w niczym. Oczywiście twierdzą, ze ich dziecko wcale nie jest wybitnie spokojne, bo zwyaczjnie nie mieli do czynienia z przeciętnym dzieckiem w tym samym wieku.
    ale są też rodzice , którzy zwyczajnie lubią wyzwania i takie przeszkody rzucane przez dzieci w trakcie podóży tylko zaogniają ich zapał. Także wszyystko to kwestia indywidualne, jedni bedą sie realizować z dzieckiem w podóży, a inni nie, nie dla każdego jest podróżowanie z dzieckiem i takie osoby wcale nie musza być z tego powodu bardziej nieszcześliwe, ani tym bardziej ich dzieciom też nic nie brakuje.

    i przepraszam za błędy, ale dwójka dzieckaków, niby już śpi, ale co chwila trzeba do nich zajrzeć, także sie spieszyłam z pisaniem;)

    Ja wróciłam niedawno z podróży biznesowo-poznawczej z moją córką (1 rok i 4 miesiące) z Kalifornii. W ciągu 16 dni przejechaliśmy 2000 km. Dało się? Dało. Ale czy to polega na tym “żeby się tylko udało”? Chyba nie. Nie zdecydowałabym się na wyjazd z tak małym dzieckiem do kraju gdzie higiena pozostawia wiele do życzenia albo gdzie “w razie czego” nie będę w stanie się dogadać z lekarzem albo nawet do niego dojechać. Z biznesowego zaproszenia do Maroka, jak mała miała 10 miesięcy zrezygnowałam, z Chin też.
    Ze względu na moją pracę przez, którą dużo jeżdzę po Europie i Stanach i brałam tego małego szkraba odkąd ukończył 3 miesiące. W Wiedniu byłyśmy 3 dni w styczniu – już w samolocie dostała gorączki 40 stopni, rezultatem było to, że cały czas spędziłyśmy w przychodni i w hotelu. Prócz dworca i pałacu nie widziałyśmy nic 🙂 Najważniejsze jednak było, żeby mała się z tego wykaraskała. W samolocie do Portugalii zgubili nam koło od wózka – ale o dziwo dało się go jakoś pchać po tych wzgórzach i krzywych chodnikach.
    Całe szczęście moja córka uwielbia latać samolotem – 15 godzin podczas 2 lotów do USA z czego 4 godziny sporych turbulencji (takich, że woda z mojej szklanki wylądowała na oknie) przetrwała o wiele lepiej ode mnie. Teraz ma samolot z lego i znaczek z Kalifornią i cały czas ten znaczek lata samolotem po pokoju 🙂
    Dla mnie najważniejsze jest nie oszczędzać na noclegu i jedzeniu. Przed narodzinami córki uczestniczyliśmy z mężem w couchsurfingu – od jej narodzin z tego niestety nie korzystam. Podróżowanie z małym dzieckiem daje wiele radości ale pod koniec dnia rodzic na prawo być zmęczony i potrzebuje trochę komfortu – to jest przynajmniej moje zdanie i tym rekompensuję sobie pchanie wózka w 35 stopniowym upale, jęki w restauracji, że coś nie smakuje albo rzucanie się z płaczem na chodnik, tak po prostu.

    Życzę niezapomnianych, pozytywnych wrażeń Rodzicom-Podróżnikom, kierujcie się zdrowym rozsądkiem a każda podróż będzie wspaniała:)

    Kasiu, z Twojego komentarza najbardziej zapamiętałam te turbulencje… Panicznie się ich boję!
    Zgadzam się, że trzeba koniecznie sprawdzać warunki zastane na miejscu ( w miarę możlwiości) oraz obecność lekarza.
    Jak wracaliśmy rok temu z Turcji przez zachowanie małej dziewczynki samolot nie móg odlecieć, bo za chiny nie chciała dać się zapiąć w pasy. Mama była bardzo wyluzowana i cały czas powtarzała męzowi: “Mówiłam Ci, że ona jest totalnie nie samolotowa”. Także trzeba mierzyć siły na zamiary i brać pod uwagę możliwości dziecka.

    Przyznam się bez bicia, że nie lubię latać, po każdym locie pojawia mi się przynajmniej jeden siwy włos 🙂 Wydaje mi się, że ten strach wmówiła mi po trochu moja mama. Nie chce tego lęku zaszczepić w moim dziecku, dlatego mimo wewnętrznej paniki staram jej się tłumaczyć jak bardzo latanie samolotem jest fajne i ile dzięki temu wynalazkowi można zobaczyć.

    Podróżowanie, mamy wrażenie, że to dzięki niemu nasza córka jest bardzo otwarta w kontaktach międzyludzkich. Lubimy wspominać wycieczki, tak, czasami je pamięta, nawet te, gdy była bardzo, mała 🙂

    To na pewno! Nasza córka dzięki podróżom jest również bardzo otwarta na języki obce i inne smaki:)

    Może sugeruję się tylko Twoim wpisem, ale mam jeszcze silniejsze wrażenie, że w kwestii poglądów na podróżowanie raczej nie zmieni ona moich poglądów. Chce mi się śmiać z tych wszystkich argumentów, które rzekomo powstrzymują rodziców przed podróżowaniem z dzieckiem- “Co będzie jadło w podróży” “Jak wytrzymamy 20 godzin lotu?” Dla mnie to jakiś żart. Jedynym argumentem, jaki nas powstrzymuje przed podróżowaniem jest charakter pracy mojego męża, który nie pozwala na długie urlopy i ograniczony budżet. Ot i cała filozofia. Dziecko jej niestety nie zmieniło.

    To o czym piszesz to tylko malutkie urywki ksiazki dla przestraszonych rodziców. Rozdziały napisane przez Beatę i Pawła Ciebie nawet by zaskoczyły 😉

    Ja też mam podobne przemyślenia. 😉 Niestety podróżowanie z dzieckiem jest droższe, niż bez dziecka (w naszym wypadku), bo potrzebujemy większego komfortu podróży (nie kupię najtańszego lotu z 15h przesiadką), lokalu (żeby nie siedzieć po cichu i w ciemności, bo dziecko zasnęło w maleńkim pokoiku, no i łazienka na wyłączność to teraz must have), czy posiłków. 😉
    Życie.
    A poza tym, pojawienie się Madame niewiele zmieniło. Tak samo, jak sami nie pojechaliśmy w podróż do Chin, bo nas nie ciągnie, taki i z dzieckiem tam nie ruszymy. A Polskę zwiedzamy dalej, ale we 3 teraz i córa niezmiennie mnie zaskakuje tym, co zostaje jej w głowie po tych podróżach. 🙂
    P.S. Lubię książki Beaty, Są tak napisane, że dosłownie się je pożera i od razu chce się korzystać z zawartych w nich porad. 🙂

    Ja właśnie w lipcu wyruszam z córką co prawda po Polsce, ale publicznymi środkami komunikacji. 18 dni we dwie, sama jestem ciekawa jak to będzie. I bardzo żałuję że jak urodziłam dałam się zakrzyczeć, że z małym dzieckiem to się nigdzie nie wyjeżdża

    No i świetnie! Mi się wydaje, że komunikacja może być łatwiej (poza wsiadaniem i wysiadaniem, ale to ludzie Wam pomogą), bo zawsze można dziecko nakarmić w trakcie jazdy albo pochodzić np. po pociągu. Powodzenia ✌?️

    Niestety podróżowanie z małym dzieckiem z chorobą lokomocyjną nie jest fajne. Nie lubię nigdzie jeździć choć bardzo bym chciała pokazać im kawałek świata, bo nie lubię konieczności faszerowania mojego dziecka Aviomarinem. Może macie jakieś inne skuteczne specyfiki na tę przypadłość dla bardzo trudnego przypadku – nawet 10-15 minutowa podróż samochodem źle się kończy 🙁

    A znam kilka:) bo sama miałam chorobę lokomocyjna:) moze napisze post na ten temat

    Piszesz takie oczywiste rzeczy: że można, że warto, że da się. Że na miejscu jest fajnie: nowe miejsca, nowa kultura. Ja to wszystko dawno już wiem, jednak u nas podróż zawsze zaczyna się płaczem obojga dzieci, nie da się ich niczym zając w aucie. Mniej więcej w połowie podróży płacz osiąga apogeum, czasem łącznie z wymiotami. Nie wiem, czy to choroba lokomocyjna, czy po prostu niemożność usiedzenia w foteliku przez dłuższy czas. Ja wiem, że można z dziećmi jeździć, jednak czy za cenę takiej podróży również warto?
    Jakieś rady dla osób, które męczą się samą drogą, zanim dotrą na wakacje?

    Nas ogranicza tylko budżet:) Ciągałam pierwszą córkę, gdzie się dało;) Z synkiem jest gorzej, bo podróż to niezła trauma… płacze i denerwuje się w fotelu. Dlatego też dłuższe dystanse pokonujemy nocą, a te krótsze ustawiamy na czas snu dziecka;) Fajowo jest z dziećmi, choc moją największą bolączką jest- Aco będą jeśc? Starszą ucieszą kanapki, ale małemu MUSZĘ przecież podać coś ciepłego 😉 Gotujemy w domu i wekujemy 🙂 lub w ostateczności zasadzimy mu słoik- raz na jakiś czas krzywda mu się nie stanie- nie?;) Polecam podróże z dziećmi na wszystko jest jakieś rozwiązanie;) Też wracam zmęczona, ale wspaniałe chwile jakie przezywamy są nieocenione;)

    Koniecznie muszę przeczytać! I mam juz nawet kilku znajomych, którym na pewno podaruje tę książkę jak bedą na etapie ciążowym 🙂 my paradoksalnie mając dzieci wiecej jeździmy niż kiedy byliśmy sami. Pierwszy raz dalej byliśmy z 3 miesięczna córeczka u rodziny 350 km od naszego miejsca zamieszkania. Pozniej kiedy miała 1,5 roku wybraliśmy sie na Rodos, lot był z Warszawy a my jechaliśmy ze Szczecina nocnym pociągiem. W listopadzie ubiegłego roku leciałam sama, w 8 mcu ciazy z 3 latka do Norwegii, gdzie jeszcze do docelowego miejsca była 5h jazdy busem. We wrześniu czeka nas największy jak dotąd egzamin, bo wybieramy sie autem do Włoch z 4 latka i 8 miesięczna juniorka. A test ostateczny przed egzaminem będzie za tydzień, kiedy pojedziemy do Warszawy ze Szczecina autem 🙂 także da sie, chociaż nerwów co nie miara, ale i radości i wspomnień. Pozdrawiam !

    Podróże z dziećmi to zdecydowanie nowa forma przygody. Ja już nie mogę doczekać się etapu na którym będziemy mogli zabierać naszą pociechę na długie wędrówko-spacerki po górach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

Bądź z nami na bieżąco
Dołącz do nas na Facebooku
NEBULE NA FACEBOOKU
Możesz zrezygnować w każdej chwili :)
close-link