Jestem za! ja tez nie mogę patrzeć na dziewczynki w elsowych błękitnych sukienkach, znalazłam kompromis z córka kupując majtki z Elsa i temat zakończylysmy:)
Ahahahah, ja podobnie! Dla córki majtki z psim patrolem i nawet nieco ją zmobilizowały do częstszego wołania o toaletę. Potrafi się załatwiać sama, ale nie chce lub bardziej „nie ma na to czasu” bo się bawi i woli do pampersa 😭 a bardzo chciała założyć majtki z psim patrolem, więc no sorry albo woła o toaletę i ubiera majtki albo sika do pampersa i majtki leżą samotne w szufladzie. Ciężka to decyzja.
Aniu, mam tak samo, nie mogę patrzeć na pstrokate ubrania z postaciami z bajek ale też z innymi okropnymi potworkami, na pościele ze spidermanem i plecaki w Minecraft. Jedyne ubrania moich dzieci z takimi wzorami to te, które dostaliśmy. Moim dzieciom w ogóle to nie przeszkadza, bo mają mnóstwo ukochanych zabawek i tym zaspokajają miłość do bohaterów. A moje oczy nie cierpią 🙂 I faktycznie estetyki powinno się dzieci uczyć od początku
Ale ciuchy z Pan robak są pstrokate i wg mnie trochę za mocno. Kropki, paski, wszystko napackane… Już wole niebieska bluzkę z mała ikonka peppy. Ale kto, co lubi. Ja mam chyba tylko 3 rzeczy dla córki z ikona jakiś bohaterów kreskówek. Starczy. W tych ciuchach chodzi tylko po domu.
Tylko jka wytłumaczyć to 4 letniej księżniczce która bardzo chce tiulowa spódniczkę z ELSA bo lubi i inne dziewczynki też takie noszą… Ja z tym mam nawiekszy problem. Często w dzieciństwie chciałam to co koleżanki jednak rodzice nie mieli pieniędzy aby to kupić i teraz nie chce żałować córce, gdy widzę że jest szczęśliwa…
A czy tp nie jest czasem tak, że to Ty Aniu chcesz miec tą estetykę a nie dzieci? Ja zrobilam synkowi pokój taki jaki chcial, nie do końca pasujacy do wystroju pozostałych pomieszczen w naszym domu, ale co tam, to jego pokój. Co prawda nie ma bohaterów na scianie ani na meblach ale ma ulunione koparki na ścianie i polki w ksztalcie domkow w ktore uwielbia sie bawic. Kolory nie sa stonowane bo dominuje niebieski i jak to nazwał producent farby „mglisty krzemień”, pewnie powiedzialabys ze jest za pstrokaty i nie mozna sie w nim skupić, ale bawimy sie tam calkiem dobrze, zasypiamy tez. Niech to bedzie pokój dziecka, a nie pokój jego mamy. Ja dorastałam w czasach kiedy nir bylo takich możliwości i zeby nadrobic straconu czas, pokoj w akademiku urządziłam na pokoj nastolatki, ktorego nigdy nie mialam… A na estetykę przyjdzie jeszcze czas😁 niech mają swoje dzieciństwo 🤗 pozdrawiam!
Szanuję za wybory, ale ja nie uważam, żeby wybieranie dzieciom ciuchów było czymś dobrym. Moim zdaniem same powinny sobie wyrobić gust, styl itd. Dzieckiem jest się raz. Moja córka ma 5lat sama przygotowuje ubrania do przedszkola prosi jedynie o to, żeby sprawdzić czy ubrania będą odpowiednie do pogody. Nawet jeśli pójdzie w 20letniej kiecce z poprzedniej epoki do przedszkola to ma się w tym czuć dobrze, a panie już wiedzą, że to nie bieda, a extra weekend i szperanie w szafach u babci a nawet prababci. Dlaczego mam jej nie pozwolić założyć sweterka który robiła prababcia na drutach ? Dla małej jest ważny i jest z tego dumna, dla mnie trąci kiczem i kolor nie mój. Lubię to jak sama jest otwarta, łączy kolory i wybiera. Może kiedyś jej to w życiu pomoże rozwinąć jakąś pasję ? Myślę, że zamiast ślepo podążać za trendami, albo wierzyć, że się ma zawsze dobrze ubrane dziecko i będzie dobrze wyglądać, to trzeba dać im wolność, pole do samodzielności i akceptację.
Ja pozwalam moim dzieciom wybrac sobie rzeczy które IM się podobają i w nich chodzić. Od zawsze tak było i nigdy nie chodzili / wyglądali jak reklama kreskówki. Młody (4 lata) na 10 bluz które ma jedna jest z Zygzakiem a druga z Mario, reszta jest bez postaci z bajek ale np w ulubiony kolor, print. Starsza (8 lat) nie ma żadnej bluzy z postacią z bajek. Bo po prostu uważa że jest na to za duża. Sama wybiera sobie ubrania, przygotowuje je sobie przed szkołą, dobiera pasujące elementy stroju. I tak zawsze było. I nie widzę nic złego jeśli wśród ubrań jest coś z kreskówek. Poczucia estetyki też musimy nauczyć dzieci i fajnie jak same dochodzą do wniosku że ta ” granatowa bluza jest o wiele fajniejsza niż ta w jednorożce”.
Ja jestem trochę po środku. Jak widzę dziecko ubrane od stóp do głowy w przeróżne wzory – getry w jednorożce, buty ze Skye, skarpetki z Peppą, bluzka w księżniczki Disneya i obowiązkowo czapka z uszkami a’la kotek to aż mi się robi niedobrze i mam ochotę za przeproszeniem rzygać tęczą. Przeważnie są to dziewczynki, bo chłopięce ubrania są bardziej stonowane – raczej ciężko znaleźć spodnie CAŁE we wzór z Zygzakiem czy Spidermanem, zwykle jest to pojedyncza aplikacja. Żeby nie było – nie jestem przeciwniczką pintów czy wzorów z ulubionym bohaterem, uważam natomiast, że we wszystkim kluczowy jest umiar i rozsądek. Moja Córka ma kilka koszulek, bluzek, skarpetki z ulubioną Skye, ale do tego zawsze dobieramy pozostałe ubrania jednolite. Pokój też ma urządzony tak, jak mi się podobało, bo miała wtedy dwa lata i jeszcze nie wiedziała co jej się podoba. Ale dzięki temu, że ściany są uniwersalne (szare), firanki i zasłony też bez wzorów itp, dziecko może sobie samo dobrać dodatki w postaci poduszki z bohaterem, obrazka na ścianę czy kilku pluszaków i pomieszczenie nadal wygląda ładnie (wg mojego poczucia estetyki), a jednocześnie jest pokojem dziecięcym. I wilk syty i owca cała. Zgadzam się z poprzednim komentarzem, że dzieci powinno się uczyć estetyki od początku.
Widzę dużo osób tutaj w komentarzach nie zrozumiało wpisu. Osobiście zgadzam się z autorką posta na temat unikania zakupów ubraniowych z dziećmi przynajmniej do czasu rozpoczęcia szkoły. są to niepotrzebne nerwy i dla rodzica i dla dziecka. I nie rozumiem oskarżeń o to że dziecko powinno samemu sobie wybierać ubrania, oczywiście że powinno i podejrzewam że autorka postu doskonale to rozumie. Dziecko może wybierać sobie samo z ciuchów które ma w szafie przy czym to też zależy od wieku dziecka. My dorośli czasami nie potrafimy wybrać pomiędzy dwoma rzeczami a co dopiero pozostawić taki wybór dziecku które jeszcze nawet nie chodzi do szkoły lub ma dwa lata lub coś około. Moja córka 2,5 roku ubiera się sama ja jej szykuję rzeczy codziennie rano przed żłobkiem i daje jej zawsze coś do wyboru – czy chcesz założyć Golf czy czy bluzkę, czy golf żółty czy czerwony, czy spodnie czy sukienkę, czy te spodnie czy te spodnie, czy różowe rajstopy czy cieliste rajstopy itp. i wierzcie mi dla takiej dwu i pół latki to czasami nie jest prosta sprawa, ona patrzy uważnie decyduje pomiędzy jednym a drugim czy to czy tamto i widać że tam w główce naprawdę trwa walka, ostatecznie w ciągu 5 minut jest w stanie zdecydować i wybiera jedną rzecz. Czasami nie podoba jej się żadna z tych rzeczy i idzie do szafy i wybiera coś innego i mówi że to chce założyć. Ale z tego też bez problemu da się wybrnąć ze spokojem tak żeby był i wilk syty i owca cała. Na przykład dzisiaj rano moja córka powiedziała że nie chce podkoszulka że ona chce ubrać koszulkę z krótkim rękawem ze skye z psiego patrolu, która de facto jest jej letnią piżamą. Zgodziłam się, ale powiedziałam że na zewnątrz jest zimno i musi na to założyć Golf. I tyle, córka ucieszyła się że może ubrać ulubioną koszulkę i samo to że ma ją na sobie sprawia że czuję się dużo lepiej niż gdyby jej nie miała. Inny przykład? Raz chciała ubrać do żłobka koszulkę swojego starszego kuzyna w psim patrolem I choćby się walił świat ona z niej nie zrezygnuje a że była ponad rozmiar większa od niej i nie było możliwości wsadzić ją pod golf to powiedziałam okej i się zgodziłam pod warunkiem że założy ją na golf i w ten sposób wyglądało jakby miała sukienkę, jesteś po kolorystycznie też do ciebie pasowało. Czasami z dzieckiem trzeba iść na ustępstwa i to tyle. Ja też nie kupuję jej żadnych ciuchów z ulubionymi postaciami z bajek, głównie dlatego że nie chodzę z nią na zakupy i też dlatego że większość jej rzeczy pochodzi z vinted, super jakości i jest używana. A te rzeczy które ma ulubione mistrzostwami z bajek odziedziczone twojej starszych kuzynach – zabawki, ciuchy, koszulki, figurki, książeczki. Nie oznacza to też że absolutnie nie chodzę z córką na zakupy, oczywiście że chodzimy razem na zakupy. Chodzimy do sklepu po produkty spożywcze, czasami do sklepów z zabawkami lub typowo dziecięcymi żeby kupić coś konkretnego. Córka jest nauczona od małego że jeśli coś naprawdę chce, a zwykle chce wiele, ja jej to kupię ale musi wybrać jedną jedną rzecz spośród tych kilku które chce. I ona naprawdę bierze to do serca, stoi w sklepie przed regałem W ręce trzyma jedną rzecz w drugiej ręce trzyma drugą rzecz i zastanawia się bite 5 minut co ona chce kropka ostatecznie zawsze bez żadnego problemu decyduje się na jedną rzecz i idzie prosto do kasy. Jeśli znajdzie po drodze i kolejną rzecz która ją zainteresuje to staje posyła mi pytające spojrzenie, ja jej przypominam że tylko jedna rzecz i ona znowu się zastanawia czy chce tą czy chce tę drugą którą teraz znalazła. A ja jej daję czas, bo to naprawdę ważne żeby potrafiła decydować i wybierać między jedną rzeczą a drugą, żeby słuchała tego co jej w sercu gra. Praktycznie od poniedziałku do piątku nie puszczamy jej bajek ani przed żłobkiem ani po żłobku. Ogląda czasami bajki w weekendy jeśli akurat nigdzie nie wyjeżdżamy a zwykle wyjeżdżamy, lub gdy jest przeziębiona i musi siedzieć te 10-15 minut 2-3 z dziennie podłączona do nebulizatora. W takich przypadkach zazwyczaj ja albo mąż siedzimy z nią i razem oglądamy te bajki (akurat mój mąż bardzo lubi oglądać bajki, więc oboje są szczęśliwi). Ale widzę że czasami jest problem żeby ona zdecydowała się jaką chce bajkę bo ona chce tą albo tą albo tą potem zobaczy jakąś inną i chcę tą i tu też trzeba dać dziecku jeden wybór albo bajka a, albo bajka b, albo wyjście numer c – nie oglądamy bajki. Moja córka ma pokój taki jaki urządziłam bez udziwnień ale ma za to dodatki. Ma jaśka z poszewką z psiego patrolu który dostała od babci i to jest jej ulubiony jasiek i ona bez niego nie zaśnie i to jest okej dla mnie. Od jakiegoś czasu ma fazę na dinozaury i też na święta dostanie od dziadków lampkę w dinozaury która rzuca światło na ściany i na sufit i to też jest okej. Ale muszę przyznać że tak naprawdę to największą robotę robią tutaj tak jak powiedziała autorka posta – naklejki. To jest hit na hitami, ewentualnie tatuaże zmywalne. Mój mąż nie raz nie dwa poszedł w obtatuowanej świnka pepą ręce do pracy, a jest wykładowcą na uniwersytecie (matematykiem!) i do tego świetny ojcem. Nie raz jego uczniowie i jego współpracownicy pochwalili jego ” tatuaże”. Nieraz oni sami też dostali po tatuażu od naszej córki, bo mąż często się nią chwali i zabiera nas na jakieś zjazdy/delegacje/spotkania uniwersyteckie. I czasami mega zabawnie patrzy się na to jak 10 chłopa (wykładowcy i profesorzy) uczestniczy w konferencji naukowej obtatuowani w dinozaury lub psi patrol gadając coś na temat równania nieskończoności 😅❤️