fbpx

Rodzicu, porzuć wszystkie teorie i bądź szczęśliwy!

Długo się zastanawiałam czy napisać ten post. Kiełkował we mnie zdanie po zdaniu, a całe frazy powoli układały się w całość. Może Wam się to wydać dziwne, że na blogu, który ma wiele słów kluczowych- bardzo dobrze wyszukiwanych przez wyszukiwarki takich jak: “metoda BLW”, “metoda M.Montessori”, “metoda symultaniczno-sekwencyjna”, “Rodzicielstwo Bliskości”, “Integracja Sensoryczna” “metoda Karpa” powstanie kiedyś taki wpis.

Dostaję od Was wiele wiadomości na różne tematy. Niektóre dotyczą wychowania, inne zaś sklepu, w którym kupiłam Lilce rajstopy. Często pytacie mnie o bardzo ważne kwestie takie jak np. wybór przedszkola lub prosicie o radę odnośnie rozwoju Waszego dziecka. Dziękuję, że macie do mnie zaufanie i liczycie się z moją opinią.

A ja? No cóż najczęściej udzielam jednej odpowiedzi. “Zrób tak jak podpowiada Ci matczyne serce, tak żeby było Ci wygodnie, tak żebyś nie musiała pożyczać pieniędzy na czesne, tak żebyś miała czas pobawić się z dzieckiem w domu, tak żebyś mogła cieszyć się i wiedzieć, że nie zrobiłaś czegoś wbrew sobie.”

Rodzice nie czują się kompetentni żeby zająć się własnym dzieckiem

Rodzice w dzisiejszych czasach są niepewni siebie. Często są oderwani od rodziny, która mieszka setki kilometrów od miejsca zamieszkania. Nie mają wsparcia, pomocy i są zwyczajnie zagubieni. Dostają 3,5 kilogramowe dzieciątko w szpitalu bez załączonej instrukcji obsługi.

Nic nie jest już proste, a rady, które docierają do nich nie są przepuszczane przez filtr zaufania. Nikt nie wie co jest najlepsze dla mojego dziecka, ale ja też do końca nie jestem tego pewna.

“Moja mama nie potrzebuje dobrych rad”

Lubię słowa A. Stein “Do wychowania dziecka potrzeba całej wioski”. Kiedyś to matki i babki mówiły młodym matkom jak postępować z malutkim dzieckiem. Jednak kiedy te więzy rodzinne się rozluźniły- takie rady i uwagi młode matki traktują jako atak na ich umiejętności i przekonania.

Na każde słowa dotyczące naszego dziecka i naszym metod reagujemy alergicznie. Gdyby ta zażyłość i kontakt zostały w bardzo bliskim stopniu, inaczej byśmy do nich podchodziły.

Pamiętam siebie z tego czasu. Niepewną, rozdrażnioną, poszukującą “złotego środka”. Naczytałam się poradników i miałam w głowie jakiś plan działania. To była właśnie ta brakująca instrukcja, której nikt nie załączył do mojego nowonarodzonego dziecka, a reklamacji w tej kwestii nie uwzględniano.

Moje dziecko płakało często, długo i bardzo intensywnie, a ja czasami razem z nim. Szukałam antidotum na moje problemy i je szybko odnajdywałam.

Metoda uspokajania dr. Karpa

Noworodek płacze? Nie może zasnąć? Jest na to metoda!- 5 zasad uspokajania dziecka. Czytałam książkę z zapartym tchem i oglądałam filmiki instruktażowe na youtubie.

Genialne – działa! A tak naprawdę to samo pewnie poradziłaby mi moja mama, która takie metody zna od swojej mamy.

Rodzicielstwo Bliskości

Tak, później przyszedł czas na Rodzicielstwo Bliskości- cudowna teoria. Karmienie piersią, noszenie i bliskość. Miałam wyrzuty sumienia, że nie możemy stosować tej metody w całości i czułam się gorsza od innych matek, bo nie potrafiłam spać z niemowlęciem w jednym łóżku.

Czułam, że nie spełniam wszystkich zasad teorii RB i to już chyba coś innego. A gdzie mój rozum wtedy był? Nie wiem. Ale bardzo łatwo było można mnie wpędzić w poczucie winy i bycia “złą matką”. Apogeum nastąpiło wtedy kiedy próbowaliśmy dziecko “otruć” mlekiem modyfikowanym tylko po to żeby mogła 5 godz przespać w nocy ciągiem. Ja- egoistka- siedziałam zapłakana na kanapie w drugim pokoju, a mąż próbował nasze dziecko oszukać. W mojej głowie kłębiły się tylko myśli, że dla własnej wygody podaję mieszankę. Myślę tylko o sobie, a nie o moim dziecku.

Tak sobie teraz myślę, że gdybym nie przeczytała tych wszystkich poradników byłabym szczęśliwsza. Poradniki, teorie i metody wyparły skutecznie mój instynkt. Wyrugowały go i zastąpiły wyrzutami sumienia. W połączeniu z hormonami to jak koktajl Mołotowa.

Czułam się niepewnie i tylko wspomaganie się różnymi badaniami naukowymi pomagały mi “nauczyć się swojego dziecka”.

BLW

Później przyszedł czas na rozszerzanie diety oczywiście Metodą BLW. Cała metoda jest świetna- nie ukrywam, jednak moje ortodoksyjne podejście dziś mnie przeraża. Jak mogłam być taka zero jedynkowa?  Przez to wiele razy moje wyrzuty sumienia były głębokie jak przedwojenna wanna. Przecież nic się stanie jak raz na jakiś czas podasz dziecku słoik.

To było wówczas NIE DO POMYŚLENIA, bo przecież to nie jest metoda BLW, którą stosujemy. Śmiać mi się chce jak sobie pomyślę o moim dawnym toku rozumowania. Dałam się złapać w pułapkę bycia świetną matką, która stosuje wszystkie metody wychowawcze i pielęgnacyjne. Trochę luzu na pewno by mi pomogło.

Integracja Sensoryczna, metoda Marii Montessori …

Również moje wykształcenie naznaczało mi jakąś ścieżkę. Jednak tutaj nie dałam się aż tak ponieść, bo ani Integracja Sensoryczna, ani metoda Marii Montessori, a już tym bardziej logopedia nie są metodami wychowania.

Dają jakieś narzędzia, z których możemy korzystać i się na nich opierać. Ale w żadnym wypadku podążać ślepo i bezrefleksyjnie. Nawet ja – specjalista w tych 3 dziedzinach oddzielam wychowanie córki od moich przekonań zawodowych.

Nikt na tym by dobrze nie wyszedł, a powodowałoby tylko frustrację i złość. Od stosowania tych metod są specjaliści po kursach i odpowiedniej praktyce. Wiem, że są bardzo interesujące i wspierają rozwój dziecka. Jednak, proszę Was nie przeginajcie.

Wpływ oglądania bajek na rozwój dziecka

Dostałam niedawno meila od czytelniczki, która pyta mnie od jakiego wieku można puszczać  dziecku bajki, bo literatura mówi o 7 r.ż. Inni piszą, że nie można (ABSOLUTNIE) do 3 r.ż. Serio? A kto tak powiedział lub napisał? Amerykańscy naukowcy?

Owszem telewizja w nadmiarze jest szkodliwa. Ale nie dajmy się zwariować. Na pocieszenie dodam, że wolałam Lilce dać Elmo song na telefonie niż podać jej smoczek kiedy podczas podróży autem płakała w niebogłosy.

Apeluję do Was o zdrowy rozsądek i podejście. Gwarantuję Wam, że jeżeli przestaniecie się zastanawiać, a będziecie postępować wg tego jak Wam serce podpowiada będziecie szczęśliwsi. Docenicie to, że dziecko poznaje litery w taki sposób jak chce, a nie dana metoda się nie sprawdza. Frustrację i nerwy zastąpi radość i świeżość.

Nie musicie znać wszystkich metod, teorii i filozofii aby być dobrymi rodzicami. 

W razie wątpliwości i problemów zawsze możecie zwrócić się do specjalisty. Nie musicie nimi się stawać nawet jeżeli Wasze dziecko ma wyzwania rozwojowe.

Komentarze

    Kurczę, a ja znowu mam poczucie, że rb ma bardzo złych ambasadorów (nie wiem gdzie?), bo wystarczy zajrzeć do pierwszej pozycji Searsów, żeby przeczytać, że nie ma zasady wszystko albo nic i że nie można być bardziej rb albo mniej rb, bo to wszystko kwestia intuicji i równowagi. Tego ostatniego słowa albo się nie propaguje, albo odbiorcy nie słyszą. I nie uderzam tutaj w Ciebie, ale mam wrażenie, że w tym temacie mnóstwo jest niedomówień i szkodliwych opinii.

    Wiem Anita, powinnam bardziej rozwinąć ten wątek. Piszą w swoich książkach, że to są tylko opcje do wyboru. Chociaż używa się raczej stwierdzenia “Filary RB”- a bez porządnej podstawy konstrukcja runie…
    Sporo też wynikało z porównywania z innymi matkami, dlatego bardzo szybko uciekłam z grup RB na facebooku.
    Teraz czuję to tak, że chciałam trochę na siłę należeć do jakiejś opcji żeby móc stworzyć sobie taka małą wioskę, która zawsze służy radą.

    W niektórych opisach widzę siebie – jak coś robić to na 110%! Dziecko krzyczy, mleka w piersiach chwilowo nie ma, mąż proponuje że da modyfikowane, a ja odpocznę – a mi po głowie krąży tylko “nie mogę, nie mogę, jak to wpłynie na moja laktację…” A tak naprawdę chodzi właśnie o to, żeby cokolwiek się robi dać sobie trochę luzu:) sztukę tę opanowałam jednakoż dopiero przy trzecim dziecku:) Tak samo z rożnymi teoriami – czasem potrzebna jest wskazówka, czasem inspiracja, czasem drogowskaz. I z teorii można dużo wartościowych rzeczy dla siebie wziąć. Bliskie jest mi rodzicielstwo bliskości. Ale staram sie trzymać głównych myśli, idei bardziej niż wdrażać każdą praktykę. Tak jest ze spaniem – uwielbiam spać bez dzieci! I jak mogę – to tak robię! A jak nie – to śpimy razem. Bo dla mnie ważne jest, żeby wiedziały, że jeśli tylko maja taka potrzebę mogą się zameldować:)

    Dokładnie tak samo miałam z mm. Postrzegałam je jako truciznę. W niektórych kręgach nazywana jest nawet “paszą dla niemowląt”.
    Masakra… Teraz wiem, że nasz styl wychowania jest NASZ, a nie stanowi urywka z różnych teorii.
    Z tym spaniem to również tak mam. Ostatnio Lilka znów zaczęła do nas przychodzić, ale już się tak nie kręci i nie kopie. Polubiłam to!

    Pamiętam jak o tej paszy przeczytałam na blogu u Olgi, a słyszałam, że sama karmiła mm, więc to przykre rzucanie kamieniem…

    Aniu jeszcze nie jedna matka Ci podziękuje za te słowa..ja również 🙂

    Ja z kolei odnajduję się w poszukiwaniach i czytaniu literatury “okołodziecięcej”. Z naciskiem na “odnajduję SIEBIE”, bo widzę, ile mam sama do przerobienia ze sobą. Na razie odnalazłam swoją intuicję i widzę, że jest ona sprzeczna z tym, co przekazywałyby mi babcie, gdybym bezrefleksyjnie ich słuchała. Choć przyznam, że ciężko czasem nieść taką wiedzę.
    Pozdrawiam 🙂

    O tak, ja właśnie lubię książki, które nie dają gotowego rozwiązania- pomagają tylko zajrzeć w głąb siebie. Czytam właśnie taką i bardzo mi się podoba.

    No ale Searsowie piszą, że nie trzeba być ortodoksyjnym w RB. Jeśli nie czujesz się dobrze z spaniem dzieckiem w jednym łóżku to nie jest koniec świata. Rodzicielstwo bliskości to przecież szanowanie granic wszystkich członków rodziny, dbałość o równowagę….. – taka dygresja.

    Tak, wiem. Jednak po tym jak się zapisałam do grupy na fb o RB to czułam się gorsza, bo jednak nie korzystałam w pełni z filarów RB.

    Ja też szybko uciekłam z tej grupy, jak zresztą z wielu innych grup rodzicielskich. Mam taki charakter – ciągle było coś u mnie nietak w porównaniu z innymi matkami (jednak ojców tam jest niewielu). Zorientowałam się, że cierpi na tym moje dziecko, bo nie chciało “wspołpracować do metody” i mnie złościło. NIe ma nic gorszego niż rodzic, który nie akceptuje do końca swojego dziecka. Więc przestałam. Najgorsze jest to, że nawet jak zapisuje się do grupy “okołodzieciowej” np. jak urządzić pokój albo gdzie pójść z dzieckiem, to zawsze tam się natknę na jakieś rodzicielskie porady. NIe ma ucieczki od tego i zostaje praca nad sobą 😉 Zresztą, grupę chustową też opuściłam, kiedy dowiedziałam się od oburzonej pani, że przecież chusta to filar RB i jak można nie nosić, kiedy chce się tak dziecko wychowywać! Ja nigdy nie chciałam spać z dzieckiem, ale musiałam (inaczej dziecko nie spało w ogóle). Nie chciałam nosić dziecka w chuście, ale musiałam (w wózku krzyczała jak poparzona). Dla mnie to nie był filar rodzicielstwa, tylko element przetrwania, żeby w ogóle gdziekolwiek wyjść z domu lub spać.
    Na koniec przydługawego wpisu tylko napiszę, że kiedyś przeczytałam, że teraz dzieci dla klasy średniej (i tych aspirujących) to największa finansowa i emocjonalna inwestycja. Może to i dobrze, ale chyba to jednak trochę za duża presja. I dla rodziców, i dla dzieci.

    To wszystko powinni młodym mamom drukować i wręczać przy wypisie ze szpitala;) ile bym nerwów i niepotrzebnych łez oszczędziła. ..

    A mnie najbardziej irytowało to, że moja teściowa wierzyła, że tylko ona wie, jak się wychowuje dzieci bo wychowała dwójkę… I zupełnie nie akceptowała tego, że ja chcę wychować moje dziecko po swojemu 🙂 różnie bywa 🙂 pozdrawiam! M.

    To historia na inne posty:) Chociaż ja też słyszałam kilka rad, wtedy wydawały mi się absurdalne, a jednak te osoby miały rację.

    Niby banał, a w dzisiejszych czasach to jak objawienie.
    Pamiętam doskonale moje początki. Obłożona książkami w panice szukałam tej mitycznej instrukcji obsługi. Na szczęście otrzeźwienie przyszło szybko.
    Najbardziej mnie bawiło potem, że metody, które wydawały mi się genialne, kiedy byłam w ciąży i dziecko było mocno nierealnym bytem, okazały się kompletnie nieprzydatne, kiedy już pojawiło się na tym świecie.

    No właśnie ja nie wiem dlaczego młodzi rodzice są aż tak niepewnie siebie. My nawet po powrocie ze szpitala oglądaliśmy filmiki Zawitkowskiego na yt “Jak kąpać niemowlę” 🙂

    Ja też dziękuję za ten wpis 🙂 Właśnie dziś usłyszałam jak jakiś psycholog powiedział matce 5-cio latka, że to błąd, że pozwalała mu oglądać bajki bo do 7 roku życia podobno nie powinno się wcale pokazywać dziecku telewizji … I też zastanawiam się gdzie tu intuicja i zdrowy rozsądek. Nie dajmy się zwariować:) Pozdrawiam

    No naprawdę! Niedawno czytałam badania, że telewizja szkodzi itd. Ok, jestem w stanie się z tym zgodzić, ale tylko w nadmiarze. Nie znam żadnego dziecka, które ogląda więcej niż 2 h dziennie. Umiar we wszystkim

    Tego nie jestem w stanie zrozumieć. Ja będąc dzieckiem oglądałam dużo bajek, uwielbiałam je, nadal oglądam (anime np.:)) i z wieloma wiążą się emocje, piękne wspomnienia. Często coś mi się przypomni i sama do siebie się śmieję i myślę jak to kiedyś było fajnie, jakie miałam super dzieciństwo. Gdyby ktoś mi je wymazał z pamięci ‘bo to było złe’ to tak jakby mi część osobowości wyrwano. Poza bajkami dużo ‘majsterkowałam’ i czytałam, więc cóż złego wyrządziły mi te bajki? Myślę, że tu bardziej chodzi o rodzica, który wykorzystuje je w nadmiarze i sam dziecku nie poświęca czasu, bo skoro tak ładnie się samo “bawi” to nie będzie przeszkadzać 😉
    A poza tym to fajny tekst 🙂 bardzo popieram, może trochę dlatego że ja sama od początku nie byłam “idealną matką” i zawsze dawałam sobie trochę luzu. Nieraz z niewielkimi wyrzutami sumienia ;P

    Co do wniosku przewodniego zgadzam się w 100%.
    Co do “metod wychowania” to na pedagogice mieliśmy ich sporo. Od zawsze powtarzam, że warto wiedzieć i czerpać z każdej coś dla siebie, ale nie fiksować się na czymś jednym. Każde dziecko jest inne. Każdy rodzic jest inny. Każda relacja potrzebuje czegoś innego.
    U nas w aucie sprawdza się wspólne śpiewanie i czytanie bajek. Zosia to fanka książek, ale to dlatego, że nie zna telewizji, tabletu etc tylko bajki. Nie każdy jednak godzinami chce czytać dziecku bajki i to też jest ok.

    Dokładnie, tylko niestety będąc młodym rodzicem często tracimy rozsądek.
    Jadąc sama w aucie z dzieckiem miałam ograniczony wybór atrakcji. Ale piosenki też się sprawdzały. A teraz to już sama mówi jaką płytę włączyć:)

    No tak, plus bycia zawsze tylko pasażerem robi swoje 😉
    Wydaje mi się, że to kwestia pewności siebie i wiary we własne wybory. To Ty rodzicu znasz swoje dziecko i siebie najlepiej. Nie książki, czy panie z forum.

    Jestem mamą trzymiesięcznego Jasia. Też się naczytałam w ciąży mądrych teorii, zresztą z zawodu jestem psychologiem więc…wiadomo, głowę miałam pełną “mądrości”. Pamiętam, że przez pierwszy miesiąc codziennie płakałam, bo nie umieliśmy dogadać się z synem w sprawie karmienia piersią. Miałam tak ogromne wyrzuty sumienia, bo przecież teorie mówią, że muszę, że trzeba, że powinnam, a ja nie potrafię, więc jestem gorszą matką, nie radzę sobie. Dopiero kiedy trochę odpuściłam w głowie, laktacja ruszyła i problemy się skończyły.
    Świetny wpis. Powinniśmy o tym mówić głośno i wyraźnie, bo tylu z nas, rodziców, trzyma się kurczowo teorii i wytycznych zamiast zaufać swojej intuicji.

    Dobrze usłyszeć głos innego specjalisty. Ciężko jest oddzielić “wiedzę teoretyczną i praktyczną” od życia…
    A z karmieniem piersią też sobie nie radziłam do końca. Może nie w kwestiach technicznych tylko tej zależności. Tak jak inne matki zachwycały się tym – mi przeszkadzało. Miałam nawet takie myśli, że jak mi się coś stanie to moja córka nie będzie miała co jeść.
    Hormony plus dziwne teorie bardzo niekorzystnie wpłynęły na naszą mleczną drogę. Czasami, dosłownie z płaczem ją przystawiałam.

    Aniu – czytam ten wpis jakbym siebie czytała… zgadzam sie z każdym słowem… Dziękuję!

    Przy pierwszym dziecku przechodziła dokładnie to samo. Dodatkowo z racji wykształcenia chciałam jak najlepiej jak najszybciej. Całe szczęście urodziłam dwoje kolejnych dzieci a perspektywa przy trójce wygląda już całkiem inaczej. Wiele można odpuścić a wtedy i dziecko i mama są szczęśliwsze. Teraz ufam bardziej instynktowi niż książkom i metodom pomimo że nadal czytam i z metod korzystam.

    Mi już teraz nawet przeszło. Widzę, że sama jestem bardziej szczęśliwa jak za dużo nie myślę- tylko działam.
    Ja też nadal czytam, ale wybieram trochę inne lektury.

    Z życia wzięte…dobrze wiedzieć, ze nie tylko ja przez taki etap przechodziłam:)

    Jak dobrze wiedzieć że nie tylko ja tak mam! Pierwsze co zrobiłam to wypisałam się z “mądrych” grup na fb. Czytając to czułam się gorsza bo dawałam jedzenie ze słoiczka (synek nic innego nie jadł mimo moich usilnych prób), pozwalam na bajki, chwalę, czasem krzyknę itd. Od kiedy wyluzowałam, zaczełam patrzeć na potrzeby dziecka i swoje jest mi o wiele lepiej w życiu.

    Brawo! Jak cudownie czytać rodzica, który potrafi przyznać się do błędu! A za to, że nie tylko przed sobą, wielki “szacun”.
    Ja dalej czytam książki, przeróżne publikacje – drugie dziecko, inne problemy (w szczególności dla mamy, będącej jedynaczką). Różnica polega na tym, że teraz wyciągam dla siebie tylko to co mi pasuje, i pasuje do moich dzieci, to co mój matczyny instynkt i serce podpowiada… Przy pierwszym dziecku wczytywalam się jak w Biblię, w te “autorytety”!
    Dojrzałam i zyskałam pewność siebie, ja – Mama 😉

    W grudniu urodzilam synka, mial byc porod naturalny, wyszla cesarka, mialam karmic piersia przez rok, wyszly 3 miesiace i niedawno przerwalam. W szpitalu jeszcze przyzylam jakis terror laktacyjny, maly nie mogl sie na poczatku przyssac, polozne krytykujace ze dziecko sie nie najada bo mam malo pokarmu. Po poworcie do domu wizyty poloznych i doradcy laktacyjnego i moj placz codziennie.
    Ciezko sie przyznac do tego, ale nie lubilam karmic, moze zabrzmi to dziwnie, ale ja zupelnie nie czulam sie wtedy kobieta i nie moglam siebie odnalezc w tej roli, mialam stany depresyjne i w koncu zdecydowalam sie podac butelke.
    Maly przez kilka tygodni ciagle plakal wieczorami, podejrzewalismy kolki, az do dnia kiedy dostal butelke i przestal plakac.
    I od tego momentu wszystko sie odmienilo, zaczelam sie cieszyc macierzynstwem, teraz dopiero moge powiedziec, ze kocham byc mama i chcialabym miec kolejne dzieci.
    Wiec wszystkie plany, ktore mamy czesto sa poboznymi zyczeniami. Wszystko wychodzi w “praniu”.

    Bardzo dobry wpis! Ale niestety chyba większość z nas tak się nakręca na początku. Pierwsze 2 tygodnie mojego macierzyństwa to walka o kp-ciężka, wyczerpująca dla mnie i dla synka i ostatecznie przegrana. Ale pamiętam do dzisiaj to uczucie kiedy pomyślałam- poddaję się, nie będę karmić, trudno! Pierwszy raz poczułam się tak bardzo szczęśliwa! I też się zafiksowałam na pewne sprawy. Teraz, kiedy synek ma prawie 2 lata pomału odpuszczam pewne rzeczy i jest znacznie łatwiej.
    PS: Świetne macie to zdjęcie z Lilką 🙂

    Dlatego ja nie czytałam tych wszystkich mądrych książek typu jak “dziecko z bliska” czy np. “jak mówić żeby dzieci słuchały” – sorry ale dla mnie to jest tylko dobry marketing – na blogach się pojawiają te poradniki i już matki kupują bez zastanowienia bo blogerka-matka poleca. A dla mnie jest to dokładnie to samo jak coś w stylu – “jak zdobyć fajnego chłopaka” albo coś mniej więcej “jak sprawić aby twoje małżeństwo było szczęśliwe”.

    Działam tak jak myślę głową i sercem, ba nawet czasem tak jak mi podpowiada mi mama, pewnie ze popełniam błędy ale phii kto ich nie popełnia ? Mam szczęśliwą trzy i półlatkę którą karmiłam piersią ale spała z nami tylko od czasu do czau, a teraz co noc nas nawiedza nad ranem, zaczynała z wielkim sukcesem od jadzenia słoiczków a obecnie po przedszkolu u babci ogląda bajki. 🙂

    Ania tekst fajny i szkoda, że tak późno 😛

    A ja w innym temacie. Czy mozna sie spodziewac jakiegos wpisu dotyczacego decyzji o liczbie posiadanych dzieci?
    ja mam corke tez 3 latke i mysle ze chyba tak zostanie. staralismy sie o 2 dwa lata i nic Bardzo rozpaczalam ,ze Jagoda nie bedzie miala rodzenstwa, ale zaczełam tez dostrzegac plusy tej sytuacji, wiadomo nocne karmienie pieluchy…
    Mozemy teraz Wiecej zainwestowac w rozwoj dziecka w zajecia dodatkowe , wyjazdy a poza tym czeka nas budowa domu wiec duze koszta.
    Z drugiej strony po co na duzy dom na 3 osobowa rodzine. no i w naszej rodzinie nie ma dzieci, nawet moje kolezanki wybrały bezdzietnosc i troche tak smutno.
    Czy roznica 4 lat miedzy dziecmi nie jest zbyt duza? Ciezko mi podjac decyzje tym bardziej ze problem nieplodnosci u mnie zostal rozwiazany i po 2 latach staran moge zajsc w ciaze…

    Justyna, nie mam pojęcia co mam Ci odpisać. To chyba indywidualna decyzja i każdy powinien ją sam podejmować. Mogę jedynie napisać, że sama jestem jedynaczką i chciałabym mieć rodzeństwo- bardzo. Moje dzieciństwo spędzałam z kuzynami i zawsze brakowało mi towarzystwa, a teraz w życiu dorosłym szczególnie. Różnica wieku wg mnie nie ma tu nic do rzeczy- tylko relacje i wychowanie:) Znam rodzeństwa, u których jest nawet 10 lat różnicy i świetnie się dogadują. A i w drugą stronę to działa: siostry między, którymi jest 1,5 roku różnicy mają słaby kontakt ze sobą. To jest trudna decyzja- nie wątpię. Pozdrowienia:)

    Najlepszy wpis na blogu! Pierwszy głos rozsądku na jaki natknęłam się w sieci. pozdrawiam!

    super wpis,
    też poczatkowo sądzilam, ze tv w dla dziecka to zło, ale dość szybko mi przeszlo 😉
    raz , ze to tez chwila wytchnienia dla mnie samej a dwa, moje dziecko ma 2 latka, ogląda bajki / piosenki na YT polskie i angielskie, efekt 2 latek swietnie mówi i po polsku i po ankielsku! sama ucze ja poszczególnych słow a ona w połaczeniu z obrazem ladnie to układa w swej ślicznej głowce.
    częśc piosenek zna na pamięc.
    uważam, ze wszystko jest dla ludzi w rozsądnych proporcjach.
    w kwestii mm to ja zapytam : co maja zrobić matki ktore maja malo pokarmu lub wcale? bo ja nie mialam mimo, ze staralam sie karmić i robić wszelkie woo doo jakie podpowiadali wszyscy efekt i tak byl mierny.
    Moj mąz chcial od poczatku spac z dziecieciem jeszcze jak bylam w ciązy, już wtedy mialam ku temu popór, tez uważałam że jestem pozbawiona sumienia bo maleństwo potrzebuje bliskości itd. Mała od urodzenia wylądowała we własnym łóżeczku i pokoju! tak wredna matka spala za ścianą posłuzyłam sie niania elektroniczną. Dzis jak wspomnialam ma 2 lata świata poza mna nie widzi, wszystko robimy razem i jest z niej ogromny pieszczoch, budowanie bliskości z dzieckiem wg mnie to nie jest ograniczanie swojej wolności.
    szczęśliwa mama to wyspana mama oto moja filozofia , pewnie nie tylko 😉
    pozdrawiam, bede stalą czytelniczką 😉

    Jestem uczulona na dorabianie ideologii do zwykłych rzeczy. świadomie nie przeczytałam żadnej książki o ciąży/pielęgnacji maluszka/wychowywaniu dzieci a już pojęcia takie jak “rodzicielstwo bliskości” czy “wychowanie metodą XYZ” budzą we mnie dreszcze. Brzmią dla mnie jak wielki eksperyment na dziecku. Nie dlatego, że w tych metodach jest coś złego ale dla tego że określanie metody jaką będzie się wychowywać swoje dziecko jest samo z siebie czymś sztucznym.
    Myślę że “metody wychowawcze” są dobre do placówek wychowawczych. W domu zastępuje je więź między rodzicami a dzieckiem, która podpowiada co jest optymalnym kompromisem między dobrem dziecka a naszą wygodą 😉

    Witam

    Czytam Twojego bloga od jakiegoś czasu, trafiłam tutaj przypadkiem, ale muszę Ci napisać, że te Twoje wpisy mają w sobie coś takiego, że chce się wracać i czytać kolejne.

    Co do karmienia piersią to ja przez kilka pierwszych tygodni też się zadręczałam, ponieważ synek nie chciał współpracować, nie chciał ssać a z butelką radził sobie doskonale, próbowałam odciągać pokarm, żeby oprócz mm miał też moje mleko, aż w końcu odpuściłam, rozwijał się super pomimo tego, że od urodzenia na mm, nie chorował, szybko zaczął mówić, jest mądrym chłopcem. I tu nie ma reguły. I wiem, że gdybym miała kolejne dziecko to w przypadku takiej sytuacji na pewno bez wyrzutów podam mm.

    A poza tym tak się zastanawiam… skoro większość matek tak uparcie twierdzi, że karmią tylko i wyłącznie piersią to dlaczego sklepowe półki zawalone są wręcz mm, również tym z oznaczeniem “1”. Gdyby nie było zapotrzebowania nie byłoby towaru w takiej ilości…

    Teraz już wiem, że i dziecko i matka jest szczęśliwe jak się po prostu czasami odpuści …

    pozdrawiam

    Czytam i myślę…..- czy to nie czas na pochwalenie dziecka i słowa “super, świetnie to zrobiłaś”? 🙂

    Ja tez to dopiero ogarnelam przy drugim dziecku!:) przy Felku byłam jednym wielekim wyrzutem sumienia. Bo mm, bo smoczek, bo słoiki, bo to bo siamto:) a teraz wiem ze wiele rzeczy robiłam fajnie bo intuicyjnie i pod potrzeby dziecka a nie rad z internetu:) a najbardziej śmiać mi sie chce jak mojej mamie z przejęciem opowiadalam o ” nowej metodzie BLW” a moja mama popatrzyła z pobłażaniem i sie pyta ” dziecko! Sle jaka to nowa metoda??? Przecie ty i twoj brat inaczej nie jedliście! Nie było gotowych słoików!” No wiec tyle w temacie rad i metod odnoście wychowywania z internetu:))) najlepsza metoda to ta własne, intuicyjna i pod własne dziecko:)))) ale ja ta mądrość nabyłam dopiero będąc w ciazy z Tillem:)))

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

Bądź z nami na bieżąco
Dołącz do nas na Facebooku
NEBULE NA FACEBOOKU
Możesz zrezygnować w każdej chwili :)
close-link