U nas to była masakra do 2 roku życia. Na odcinku 60 km myliśmy auto 4-5 razy. Jędrusiowi nie pomagało nic, co znałam. Potem trafiłam przypadkiem na sea-band (opaski akupresurowe), które uważam to za cud. Jeździmy po 200 km bez przerw uśmiechnięci, zadowoleni. W końcu. (że też nie znałam ich naście lat temu w ciąży z córką – miałam nudności do 7 miesiąca ciąży).
Mnie wyleczyło z lokomycjnej dopiero zrobienie prawa jazdy 🙂 I nieprawda, jeśli chodzi o napoje gazowane- to był mój jedyny ratunek- zimna, mocno gazowana coca cola. Wystarczy kilka łyków, tak, żeby się mocno “odbiło” i dopiero wtedy mogłam funkcjonować w samochodzie. Gdyby ktoś mi tego zabronił, chyba w ogóle przestałabym wsiadać do aut, tak ciężko było. Trochę pomagał też zmoczony wodą ręczniczek, trzymany w pudełku. Wystarczy go wyjąć co jakiś czas i przetrzeć nim twarz i zanużyć nos w wilgotnym materiale. Ulga 🙂
Ja cierpię na chorobę lokomocyjną. Tzn. w aucie dopóki skupiam się na horyzoncie i widokach jest ok, jak tylko skupię wzrok na czymś do czytania to automatycznie mi się w głowie kręci i jest mi niedobrze. Witek ma cztery lata, od urodzenia w aucie jak i w wózku był ryk, bo płaczem tego nazwać nie było można, podróż dłuższa niż max. 15 minut kończyła się sielanką, a zaczynała walką o przetrwanie. Pomogło w sumie jak zmieniliśmy fotelik przodem do jazdy i był starszy ok. 15 miesiąca choć nie do końca bo zaczęło się wymiotowanie plus narzekanie na brzuch. Pomagało zrobienie przerw plus fotelik w półleżącej pozycji. Ostatnio zmieniliśmy samochód z zamontowaliśmy fotelik na środku bo podobno to najbezpieczniejsza pozycja w samochodzie, bo w poprzednim nie było możliwości zamontowania na środku fotelika (brak pasów) odbyliśmy już kilka dłuższych tras i jest wiele lepiej. Mogłabym nawet napisać, że jak ręką odjął.
A ja do dzisiaj mam chorobę lokomocyjna….tzn jako kierowca mogę jezdzic bez przerwy przez miesiac hehe,bo mogę patrzeć tylko przed siebie. A jako pasazer jak spojrzę w dół to koniec. I tak właśnie córka w 13 miesiacu zaczęła wymiotowac w czasie jazdy,a do tej pory uwielbiala jezdzic…..ehhh wiem przez co będzie przechodzić 🙁 Na szczęście czeka nas przesiadka z łupiny w fotelik wiec może jazda zgodnie z kierunkiem jazdy ułatwi jej podróżowanie ( bo chyba nie ma mowy o foteliku rwf ?). Pozdrawiam
Moja córka jak była malutka bardzo źle znosiła jazdę autem. Cały czas płakała, a wręcz to był przeraźliwy krzyk. Teraz ma 5 lat jesteśmy w trakcie diagnozy SI i to nam wiele wyjaśnia (inne zachowania poza tym też). Teraz jej złe samopoczucie w aucie to tylko: “mamo” kiedy będziemy wysiadać, daleko jeszcze, jesteśmy już.
Moje dzieci na szczęście bez choroby – za to ja jestem już jej weteranką! Ze względu na ciąże, a później kp przestałam brać lekarstwa. Jednak w czasie tegorocznej podróży pociągiem z dziećmi okazało się, że choroba jest nadal jak najbardziej aktywna (chciałam dzieciom czytać, a skończyło się na bajkach na tablecie…). Moje doświadczenia są trochę inne: faktycznie delikatne, “niewspominające się” śniadanie, ale na podróż chipsy (teraz jedzone w ukryciu….) i mocno gazowana cola. Jako dziecko najlepiej czułam się po “reisen tableten” ciężko zdobywanych zza zachodniej granicy. Potem stosowałam plasterki (baaaardzo dobra rzecz!), a skończyłam na jednym homeopacie z naszych aptek – dla mnie najlepszy – nieusypiający! Jak mówiłam, w ciążach przestałam brać leki – teraz jak zaczynam się słabo czuć, mój organizm najcześciej sam się wyłącza i zasypiam – choćby na 15 min, Pisałaś o tym, żeby nie oglądać bajek – mi bardzo pomagało skupienie się na jednym punkcie (np. podczas jazdy autokarem), oraz o zasłaniania okna. To akurat na mnie podziałało by dokładnie odwrotnie – ja musiałam mieć wszystkie okna dokładnie odsłonięte żebym mogła się patrzeć przez każdą szybę, przez którą chciałam. W razie złego samopoczucia u mnie też super działało odwrócenie uwagi od jazdy (choćby jedzeniem). Myślę, że akurat chorobę lokomocyjną trzeba oswoić metodą prób i błędów. Co nie zmienia faktu, że wiele fajnych punktów podałaś (takich ogólnych). Jednak nie zaryzykowałbym cukierka w czasie drogi dla dziecka nawet dla mojego pięciolatka… Miłego dnia! M.
Nie do końca na temat (hm, właściwie to prawie w ogóle nie na temat, ale myślę, że może to mieć związek z integracją sensoryczną, więc maleńki związek jest), ale mam do Ciebie pytanie – pewnie tutaj zobaczysz je szybciej niż w prywatnej wiadomości… Mój synek (w wieku Lilki, jesienią skończy 4 lata) cały czas oblizuje się lub bawi się językiem (np. rusza nim w buzi, wystawia i macha itd.). Do tego często przygryza palce, obgryza paznokcie i skórki, bierze do buzi zabawki (głównie te małe)… Szukałam już w internecie jakichś informacji na temat tego typu zachowań u dzieci, ale nie znalazłam nic poza tym, że oblizywanie warg może wynikać z tego, że są za suche (tu może coś być na rzeczy, bo ma mocno przerośnięty trzeci migdałek – za miesiąc czeka nas zabieg – i oddycha przez usta, ale co z resztą zachowań?). Zastanawiam się, czy to może nie jakaś niedowarażliwość jamy ustnej? Ale co z tym zrobić, do kogo się udać? Logopeda? Co byś poradziła? (Dodam też, że zaczynam widzieć podobne zachowania również u młodszego, 2,5-letniego syna, ale podejrzewam, że może po prostu naśladować starszego brata.)
Aniu, z tego co piszesz przyczyn może być kilka. Pierwsza to oczywiście podwrażliwość w obrębie jamy ustnej, czyli dzieci potrzebują ciągłej stymulacji, aby samoregulować układ nerwowy. Pomocne będą różnego rodzaju gryzaki np.http://www.hipolit.waw.pl/pl/p/Gryzak-sensoryczny/470 Twarde jedzenie: kromki chleba, suche kabanosy, jabłka. Druga kwestia to alergie. Nie wiem czy ma inne objawy. Lilka ma non stop suche usta. Spowodowane to może być właśnie tym, że alergeny zawarte w ślinie wysuszają błony śluzowe. A trzecia to rozładowanie napięcia. Dzieci często wkładają ręce do buzi i przygryzają paluszki żeby rozładować napięcie.
Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo dziękuję za odpowiedź! Objawów alergii póki co nie ma, więc podejrzewam, że może to być połączenie podwrażliwości z rozładowywaniem napięcia. Zobaczymy, czy sytuacja poprawi się po usunięciu trzeciego migdałka, tymczasowo może kupimy ten gryzak sensoryczny, ale… jak mu to dać? Tak po prostu “synku, tu jest gryzak, jak masz ochotę, to go sobie gryź”? 😀
Moja Lenka miała chorobę lokomocyjną jeszcze przed roczkiem, nawet 20 minut nie jechała bez silnych wymiotów. Pediatra powiedział wtedy, że nie ma środków dla tak małego dziecka, wtedy nie było. Jechaliśmy tylko wtedy gdy była bardzo śpiąca i była możliwość, że usnie w ciągu 5 minut. Bardzo to upierdliwe było, zwłaszcza, że mieszkamy poza miastem a , teściowa i męża rodzina mieszka 30, 60 km od nas. Z czasem przeszło. Ma teraz 5 lat i tak od 2latka pełen spokój. A na dalsze podróże wybieramy pociąg, nie nudzi jej i frajda ☺ serdecznie pozdrawiam ☺.
Jest jeszcze wplyw fotelika…nie wiem moze to jak gleboko dziecko siedzi w nim, ….czy fotelik drga? Nie wiem, ale pisze, bo na zdj fotelik jest podobny do BeSafea, a to w nim u nas Mlody zle znosi droge. Mamy drugi fotelik innej firmy i w nim jest znacznie lepiej
UWAGA SPRAWDZONY SPOSÓB…STARODAWNY ALE NAPRAWDĘ DZIAŁA…NATKA PIETRUSZKI to naprawdę działa. Nie zawsze możemy podać lek bo jest ograniczenie wiekowe. Długo się zmagalam z wymiotami. Aż babcia powiedziała Natka pietruszki…parę gałązek wystarczy powiesić koło dziecka. Polecam to działa
Moja choroba lokomocyjna trwa nadal a mam 55 lat. Były przerwy: po urodzeniu pierwszego i trzeciego dziecka. Po czwartym choroba wróciła. Mogę jeździć samochodem jako kierowca. Mogę jeździć pociągiem. Samolotem nie odważyłam się (jeszcze). Są kierowcy z którymi łatwiej znieść jazdę. Moja technika jazdyrównież sprawdza się u osób z tą chorobą (mogą że mną jeździć). Większość,, niewtajemniczonych”, bagatelizuje. Ja odczuwam to jako niepełnosprawność.