Fajny, lekki wpis, przyjemnie się czyta i zajrzę w końcu na Novakid🙂już tyle razy się przymierzałam i najnormalniej zmobilizowałeś mnie, dzięki
My używamy języka angielskiego na co dzień. Mój mąż pracuje po angielsku więc mówienie w tym języku w domu nie jest dla niego problemem. Ja mówię do dzieci po polsku i odpowiadam mężowi też po polsku. 3 letnia córka czasem łączy w zdaniu 2 języki, ale gdy mąż poprosi, żeby mówiła tak jak on to się poprawia. Czasem może to wyglądać dziwnie, ale na 3 latce działa. 2 latek używa pojedynczych słów w dwóch językach więc idziemy chyba w dobrą stronę. Widzę, że wielu rodziców dobrze zna angielski, ale go nie używa u siebie w domu. Szkoda, bo zauważam wiele korzyści. Wydaje mi się, że w książce, którą Pan wspomina pada stwierdzenie, że dzieci zyskują więcej, gdy rodzic popełnia nawet jakieś błędy, niż gdy z tego powodu nie uczy dziecka mówić wcale w obcym języku. Mi to dodało otuchy, bo na początku zastanawiałam się, czy taka nauka ma sens. Nauka, a może raczej organizacja naszego życia, bo dzieci nie zdają sobie sprawy, że to coś wyjątkowego. Bajki w języku angielskim też pomagają. Jestem czasem pod wrażeniem słysząc u nas w domu piękny akcent po kilku odcinkach świnki Peppy 😉
Bardzo ważną kwestią jest przyswajanie drugiego języka jak od jak najmłodszych lat. Nie wolno napierać i naciskać, ale spróbować uczynić z nauki języka obcego coś ciekawego, aby dziecko samo było tym zainteresowane.
Nauka języków to zawsze była moja bolączka. Od pierwszych lat podstawówki, przez gimnazjum (dodatkowo francuski) i technikum (dodatkowo niemiecki), do studiów (z łaciną). Jako już dorosły człowiek, cała masa nieudolnych metod nauki szkolnej poskutkowała tym, że żadnego nie znam płynnie, a co więcej, absolutnie nienawidzę nauki języków! Co ja bym dała za to, by mieć dawniej dostęp do przystepnych, zindywidualizowanych metod nauki 🙁