kontakt i współpraca
Plecak do pierwszej klasy już stoi w kącie pokoju naszego 7-latka. Codziennie jest mierzony, oglądany i tak szczerze – właściciel nie może się doczekać początku września.
W dzisiejszym wpisie dowiecie się na co zwracać uwagę przy wyborze plecaka, a do tego przygotowałam Wam zestawienie najciekawszych modeli (nie tylko do pierwszej klasy).
Płatna współpraca z marką:
Wszystkie plecaki wygodnie znajdziecie na jednym ekranie pod tym linkiem – TUTAJ
Dla naszego pierwszaka wybraliśmy ten model plecaka KLIK – jest dostępny w różnych kolorach. Możecie też go zamówić w zestawie z workiem i piórnikiem KLIK
Zamówiłam go z darmową wysyłką w Amazon Prime. Przyszedł na drugi dzień i jest idealny pod każdym względem:
Jeżeli macie starsze dzieci to listę z inspiracją dla starszych łapcie TUTAJ
Podczas szukania plecaka do pierwszej klasy moją uwagę przykuł ten zestaw KLIK. Zamówiłam z Amazon Prime (z darmową dostawą), bo chciałam go przymierzyć. Niebieski, sztywny plecak jest bardziej dostosowany do obecnych potrzeb. Ale dla starszych dzieci jest to świetny wybór, w dobrej cenie. Ma mnóstwo kieszonek, ergonomiczne plecy z wkładką przeciw poceniu. A w zestawie macie piórnik i worek – no ideał! Do tego ma piękne wzory dla chłopców i dziewczyn.
A tutaj łapcie wpis Kapcie do szkoły
Jeżeli wpis okazał się pomocny, to kliknijcie “Lubię to” i udostępnijcie ten wpis znajomym – podziękują Wam!
15 lat minęło szybko. Myślę, że nawet za szybko. Ostatnie lata, miesiące, dni były jak w kołowrotku. Miałam wrażenie, że wstaję i już się kładę zmęczona do łóżka, a znów więcej o jeden dzień w mojej nieskromnej już metryce. Razem podjęliśmy decyzję, że mówimy STOP.
Ta miłość od początku była trudna. Mimo tego, że na większość rzeczy przymykałam oko, to w końcu moje zasoby się skończyły. Zamiast zalet zaczęłam dostrzegać więcej wad. Czułam, że marnuje swój czas.
Na początku, wiadomo – zauroczona chłonęłam wszystko. Był nawet moment, że się zachłysnęłam tym wszystkim, co potrafi zaoferować. Brałam tak dużo, że nie widziałam jakim kosztem. Byłam pewna, że moje dzieci są szczęśliwe, ale wtedy przyszedł pewien pochmurny dzień, kiedy siedzieliśmy razem w kuchni przy filiżance herbaty i rozmawialiśmy o naszej przyszłości.
Czy było mi trudno? Nie! Wiedziałam, że to jest tylko etap w naszym życiu. Rozstajemy się bez żalu, z wielkimi nadziejami na lepsze dni.
Wielu osobom nasza decyzja wydaje się szalona, a my w końcu odetchnęliśmy z ulgą. Może się starzeję i stąd te zmiany? A może jest to etap w życiu każdego człowieka? Tylko nie każdy decyduje się na taki odważny krok.
Ja miałam dość i czułam, że się duszę (czasem nawet dosłownie od stężenia benzopirenów;). I kiedy nasza decyzja już zapadła, to poczułam się znów szczęśliwa, że nie będę musiała się martwić o naszą przyszłość.
Tak więc, żegnaj Warszawo – to było dobre 15 lat, ale już wystarczy. Czas na nowy etap w Zielonych Płucach Polski.
p.s. Nie martwcie się, do Warszawy wciąż będziemy przyjeżdżać i opisywać dla Was wszystkie piękne miejsca. W końcu to tylko 1,40 h trasą S8.
Też widzicie w tytule dwa przeciwstawne słowa?;) Dzieci + odpoczynek, to się chyba nie może udać? Wróciliśmy niedawno z wakacji w Kołobrzegu i powiem szczerze, że pierwszy raz udało nam się odpocząć. A jak tego dokonaliśmy napiszę w poście poniżej.
Każdy z nas ma inne definicje odpoczynku. Powiedzmy sobie o tym szczerze – dla mnie odpoczynek to:
Tak wyglądały moje wakacje sprzed dzieci, mój mąż również te “aktywne” pasje podziela i doskonale odnajdywaliśmy się na wspólnych wypadach wakacyjnych.
Z naszych ulubionych sposobów odpoczynku zostały tylko strzępki, urywane gdzieś na drzemce lub wieczorem, kiedy padamy na twarz. Myślę, że ludzie którzy aktywne spędzali swoje wakacje przed dziećmi mają znacznie łatwiej, są przyzwyczajeni do takiej dynamiki.
Tak naprawdę wakacje z dziećmi niewiele zmieniają. Nadal opiekujemy się dziećmi, nadal rozwiązujemy konflikty i nadal musimy je ubrać, nakarmić i pilnować. Zmienia się tylko miejsce gdzie to robimy.
Ja na wakacjach z dziećmi mówię, że odpoczywam! Odpoczywam od: prania, sprzątania i gotowania. To mi nawet wystarcza;)
Ale z ostatniego wyjazdu do Kołobrzegu wróciliśmy naprawdę wypoczęci – teraz widzę to wyraźniej dlaczego tak było. Zaprosił nas Hotel Aquarius żebyśmy sprawdzili, czy faktycznie jest to możliwe.
W styczniu odwiedziliśmy Aquariusa (relacja z naszego pobytu KLIK) po raz pierwszy i było świetnie. Zupełnie nam nie przeszkadzało, że jest zima. Podobało mi się, że miasteczko jest wyludnione i nie ma tłumów. No i pierwszy raz w życiu byłam zimą nad Bałtykiem.
My dopiero niedawno odkryliśmy, że wyjeżdżając z innymi rodzicami jest zdecydowanie łatwiej! Dzieci bawią się same, a my możemy spokojnie pogadać. Do tego jak dzieci są odrobinę starsze to czasem nawet 1 rodzic może zostać ze wszystkimi dziećmi, a reszta może odpocząć.
Jak wyjeżdżamy tylko we czwórkę to jesteśmy wieczorem tak zmęczeni, że nawet nie chce nam się wdawać w zawiłe konwersacje, tylko marzymy o tym żeby chwilę pomilczeć. A ze znajomymi jest inaczej: dzieci śpią w pokoju z jednym rodzicem, a drugi może wyjść z koleżanką na pogaduchy do baru.
Ja na ten wyjazd jechałam bez specjalnych nadziei, że będę na plaży czytać w spokoju książkę. A tymczasem, dzięki spontanicznym decyzjom udało się i to. Gdybym założyła sobie, że przeczytam Shantaram na wakacjach z dziećmi to byłabym sfrustrowana, a dzięki obniżonym oczekiwaniom byłam przeszczęśliwa, jak dzieciaki były na animacjach, a ja czytałam przez 2 h!
Jeżeli tak jak ja lubisz poleżeć z książką i mieć tylko oko na dzieci to wybierz hotel z atrakcjami dla dzieci. Dzieciaki będą wniebowzięte, a Ty naprawdę odpoczniesz. W Aquariusie były animacje codziennie w różnej tematyce i każdy mógł dobrać coś pod siebie. Był trening piłki nożnej, warsztaty decupage, pieczenie babeczek, dyskoteka, a wieczorem codziennie kino dla dzieci.
Jednego dnia wypożyczyliśmy też rowery z hotelu i wybraliśmy się na wycieczkę – super sprawa! Podczas naszego pobytu była impreza dla dzieci: Kolorowe Otwarcie Lata: był koncert, animacje i festiwal kolorów holi.
W tamtym roku prze nieuwagę zarezerwowaliśmy hotel w Budapeszcie, który nie jest odpowiedni dla dzieci. Byliśmy tam tylko dwie noce, a strasznie się w nim wymęczyliśmy. Ciężko udawać, że dzieci to dorośli i nie czuliśmy się tam swobodnie.
Teraz zawsze sprawdzam, jakie są udogodnienia dla rodzin, bo na wakacjach chciałabym się czuć spokojnie. Inni rodzice są też bardziej wyrozumiali kiedy dziecko płacze w restauracji. Podczas naszego wyjazdu w hotelu były prawie same rodziny z dziećmi, więc czasem wystarczyło jedno miłe spojrzenie do mamy, której syn wylał sok na spódnicę. Od razu jest raźniej!
Trafiliśmy w tym roku na niezbyt ładną pogodę nad Bałtykiem. Owszem można spędzić jeden dzień w pokoju z dwójką dzieci na głowie. Ale tydzień? Byłoby ciężko. W Aquariusie byliśmy, jak było -10 stopni, więc wiedzieliśmy, że tam się nie będziemy się nudzić w razie niepogody. Dwie sale zabaw dla dzieci, plus basen i animacje zapewniały dzieciom tyle atrakcji, że na wszystko nie starczało czasu.
Moje dzieci uwielbiają pluskać się w wodzie basenowej (niestety nie przepadają za kąpielami w zbiornikach wodnych) i zawsze zwracam uwagę, czy będziemy mieli do nich dostęp. Kilka godzin w basenie sprawia ogromną frajdę, a do tego nieźle męczy (i dzieci szybciej zasypiają;). Podczas tego wyjazdu byliśmy codziennie na basenie! p.s. Na dzieci w hotelu czekają aquariusowe piłki, szlafroki, a nawet kapcie.
Nasi znajomi byli rok temu na Sycylii z dwójką małych dzieci w designerskim hotelu. Kolacja była podawana od 20! Niektóre dzieci już o tej porze śpią. Do dziś wspominają, jak poprosili dla córki “polpetta”, mając nadzieję na pulpeciki. Wyobraźcie sobie reakcję córki, która czekała ponad godzinę na swoją kolację i dostała wielki krwisty steak.
W czasie naszego wyjazdu jedliśmy głównie w hotelu (śniadanie i obiadokolacja jest w cenie). Jedzenie było przepyszne, bardzo różnorodne i dostosowane do potrzeb dzieci, a co najważniejsze w formie bufetu. Nie wiem czy Wasze dzieci też tak mają, ale nasze jedzą dość szybko i po 10 minutach chcą wychodzić. Na szczęście w rogu restauracji jest kącik zabaw. Dzięki temu nie musieliśmy się spieszyć. Dla dzieci były nawet na deser lody.
Za każdym razem jak wychodziłam z dziećmi z pokoju miałam ze sobą gazetę lub książkę. Dzieciaki tak się zajmowały na animacjach lub sali zabaw, że naprawdę miałam czas dla siebie. Nie wiem kto projektował salę zabaw w Hotelu Aquarius, ale chyba był rodzicem. Można czytać i pić kawkę, mając dzieciaki na widoku, za szybą. Love Aquarius🙂
W Warszawie chodzimy codziennie na plac zabaw, więc moje dzieci są do tego tak przyzwyczajone, że bez niego czują się dziwnie. Tam wyładowują prawie całą energię i cieszą się z bycia na zewnątrz. W czasie naszego wyjazdu codziennie korzystaliśmy z drabinek i huśtawek.
Każdy ma do tego prawo i wcale nie trzeba przebywać ze sobą non stop. Czy to samotny spacer, czy może masaż. Zależy, co kto lubi. Ja wybrałam się na zabieg na twarz. Już dawno nie leżałam w dzień ponad godzinę. A do tego efekt po nim był rewelacyjny i utrzymuje się do dziś. Jeżeli będzie w tym hotelu, to wybierzcie się do strefy SPA – kosmetyczka sama dobrała mi zabieg (V-lift) i w tym czasie zrelaksowałam się maksymalnie.
Muszę przyznać, że w czasie tego wyjazdu naprawdę odpoczęłam, a dzieci wspominają nasz pobyt do dziś. A Wy jaki macie styl odpoczynku z dzieciakami?
Dwa razy w roku przychodzi taki moment, że mam wielką ochotę wywalić wszystko z szafek, przejrzeć ubrania, przymierzyć zapomniane sweterki i przemyśleć, czy na pewno tego potrzebuję.
Jak wiecie nasze mieszkanie ma 50-metrów i nie jest z gumy. Nie jestem też typem zbieracza i od zawsze sprzedaję, oddaję i wymieniam ciuchy, zabawki i inne rzeczy. Robię to regularnie i sprawia mi to ogromną radość.
Mało tego, mam wrażenie, że po takie wyprzedaży o wiele ostrożniej podchodzę do kolejnych zakupów i mocniej się zastanawiam, czy jest to mi potrzebne.
Dziś zdradzę Wam moje sposoby i sekrety, jak robić to skutecznie.
Zacznę od trochę innej strony, ale wg mnie jest to jeden z ważniejszych aspektów udanego wyprzedawania.
Tak, to prawda!
Ja często kupując daną rzecz, myślę o tym jak wyjdę z tej “inwestycji”. Wiem, że jak kupię droższą, markową rzecz, to jest bardzo duża szansa na to, że jak moje dzieci wyrosną np. z kaloszy to wiem, że je szybko sprzedam i nie będą mi zalegać w szafie.
Dzieje się tak dlatego, że kupują to co znają lub marzy im się lepsza marka. Szkoda im pieniędzy na nowe lub uważają, że nie ma co kupować. Ja też tak czasami robię i np. kalosze Bisgaard kupiłam Julkowi na OLX.
Nowe kosztują 170 zł, a te kupiłam za 50 zł. Mało tego, wiem, że za rok jak Jul wyrośnie też sprzedam je za 50 zł. Wiele ludzi właśnie tak robi. Kupują na portalach aukcyjnych, używają, a później sprzedają za tyle samo lub nawet drożej.
Dla przykładu kupiłam kiedyś kalosze w Decathlonie, niemarkowe – zupełnie normalne za 30 zł. Julek pochodził w nich rok, miały kilka śladów użytkowania, bo jednak jakość była gorsza. Wrzuciłam je na OLX za pół ceny (15 zł) i nikt ich nie chciał. Więc tak naprawdę 30 zł wydałam i do mnie nie wróciły.
Ludzie naprawdę szukają markowych ubrań i one sprzedają się bardzo szybko. Dlatego zaglądają na takie portale żeby mieć coś ekstra za małą kasę. Daje to bardzo dużą satysfakcję i zaspokaja łowczy instynkt.
Kiedyś po Lilce odkładałam prawie wszystkie ubranka dla “przyszłego rodzeństwa”. Urodził się Julek i przez 4 lata ubranka zdążyły pożółknąć i nawet wyjść z mody (!). Kiedy wzięłam się za wyprzedaż nikt tego już nie chciał i straciłam sporo pieniędzy. Dlatego teraz sprzedaję ubrania, buty, zabawki itd. regularnie. Często coś jest w modzie teraz, a za rok już nie i wtedy będzie mi to zalegać w szafie. Staram się robić też sezonowe wyprzedaże, czyli przed zimą sprzedaję ciepłe rzeczy, a latem letnie.
Weźmy np. OLX – warto zwracać na to uwagę. Jeżeli mamy już odłożone rzeczy na sprzedaż (dodam, że ja sprzedaje tylko te lepsze rzeczy, takie sprzed kilku lat, których sama bym od kogoś nie kupiła nie sprzedaję, tylko oddaję).
Takich fotek nie róbcie! One zniechacaja! Zrobione przy świetle sztucznym, wygniecione, podłoga świeżością nie grzeszy (nie hejtujcie, zdjęcie stylizowane;), w rogu nocnik.
Te same spodnie, położone na jasnym kocyku, przy oknie w dzień.
Tak wygląda szerszy kadr
Zdjęcia na wieszaku zawsze lepiej wyglądają. Ja zawieszam na szufladzie komody.
Szerszy kadr tego samego zdjęcia wygląda tak:
Opis: w tytule napisz rozmiar, markę itd.
W opisie możesz napisać wymiary, jeżeli ich nie napiszesz to jest duże prawdopodobieństwo, że ludzie będą prosić o zmierzenie (czasami jest to upierdliwe;).
Ważne! Ludzie zwracają uwagę nie tylko na kondycję ubrania, ale też chętniej kupują jeżeli zadeklarujecie, że w Waszym domu nikt nie pali i nie ma zwierząt. Jeżeli tak jest, to zadbajcie żeby nie było śladów na ubraniu. Możecie też napisać, w jakim środku pierzecie (Lovela jest zawsze mile widziana).
Jakie marki dobrze się sprzedają: polskie! To jest fenomen – sama też takich szukam z drugiej ręki, bo je znam, wspieram polski rynek, a do tego wiem, że są zazwyczaj dobrej jakości. Dużo osób szuka też np. starszych kolekcji (ja też!)
Ja robię często paczki i tam dodaję markowe ciuchy i niemarkowe. Wtedy jest większa szansa na sprzedaż np. 5 body rozmiar 62 ( i tam np. Newbie, a reszta Next) i całość za 50 zł.
W kolejnym wpisie (myślę, że w przyszłym tygodniu) napiszę o tym, gdzie oddawać ubrania, zabawki, książki dla potrzebujących lub jak wymieniać ubrania bezgotówkowo.
Jeżeli coś Was jeszcze interesuje to koniecznie dajcie znać.
Mogę przyznać, że najwięcej wiedziałam o dzieciach, kiedy ich nie miałam. Chwila pokory przyszła już w szpitalu, niedługo po porodzie. Okazało się, że teorie owszem mogą być pomocne, ale bardzo często nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.
Najwięcej uczymy się na błędach i ja dzięki temu, że je popełniłam – jestem teraz mądrzejsza. Nie patrzę też na nie jako porażkę, tylko szansę do rozwoju.
No cóż, teraz postąpiłabym zupełnie inaczej, ale może moje doświadczenia Wam się przydadzą.
Do podzielenia się moimi przemyśleniami zaprosił mnie Lajkonik
Nie wiem dlaczego, uznaliśmy sobie za punkt honoru, że nasze pierworodne nie będzie z nami spało. Pamiętam te noce, kiedy wstawałam po 8 razy żeby je nakarmić. Przysypiałam na fotelu, a później odkładałam dziarsko do łóżeczka. Za pół godziny znów to samo. Poranek zaczynałam od policzenia ilości pobudek w nocy: 4 to był lajt, a rekord 13. Nie wiem, jak przetrwałam tamten czas. Ale przy drugim dziecku byłam mądrzejsza i spało z nami. Przesypiałam noc z małym ssakiem obok i byłam naprawdę wyspana.
To był też jeden z punktów mojej rodzicielskiej listy, który z dumą chciałam zrealizować. Wyobrażałam sobie, że będę piec eko ciasta i robić kulki mocy. Jednak rzezczywistość okazała się inna. Przy pierwszym dziecku uważałam, że wszystkie słodycze są na cenzurowanym i przez to mieliśmy sporo nieprzyjemnych sytuacji: w sklepie, u koleżanki na urodzinach, podczas podróży. Pamiętam jak na imprezie rodzinnej moje dziecko dosłownie rzuciło się na żelki, bo nigdy ich nie widziało. Zadziałała teoria zakazanego owocu i przez to słodycze kusiły znacznie bardziej.
Teraz uważam, że nie sztuką jest zabronić. Znacznie trudniej jest nauczyć dziecko, że wszystko jest w porządku w umiarze. Dlatego przy drugim dziecku już nie popełniłam tego samego błędu i raz na jakiś czas kupuję małe co nieco. Staram się wybierać świadomie takie, które nie są bardzo słodkie, bez oleju palmowego i syropu glukozowo-fruktozowego. Z tego powodu często wybieram właśnie przekąski Lajkonik.
Przy pierwszym dziecku byłam tak niepewna siebie i swoich wyborów, że byłam bardzo krytyczna. Każdą porażkę odnosiłam do moich złych decyzji i ponosiłam za to duże konsekwencje. Nie wiem z czego to wynikało, ale nie czułam się wystarczająco dobrą matką. Przy drugim dziecku już było inaczej, czułam, że mam tę moc, którą sama w sobie wyzwoliłam. Przestałam krytykować siebie i polubiłam tę dziewczynę.
Pierwsze dziecko jadło tylko według metody BLW. Jednak muszę przyznać, że była to bardzo ortodoksyjna odmiana, bo NIGDY nie nakarmiłam córki łyżką. Przysporzyło nam to sporo: bałaganu, ćwiczeń cierpliwości przy zjadaniu groszku palcami i plam na obraniach. Ale było warto! Przy drugim dziecku trochę z lenistwa, a trochę z obserwacji dziecka postanowiłam wprowadzić papki (a nawet słoiki). Dodam, że przy pierwszym nigdy nawet takiego wynalazku dla leniwych nie korzystałam. A przy drugim dziecku stałam się mamą w stylu SMART i uznałam, że przecież to nic złego. Młodszy ma się dobrze, a je więcej niż starsza siostra, która teoretycznie powinna być smakoszem.
Och, ile to mi nerwów przysporzyło! Byłam niepewna siebie i swoich wyborów, dlatego słuchałam różnych rad. Pamiętam jak kiedyś ktoś mi doradził żeby nauczyć dziecko samodzielnego zasypiania. Poddałam się tej głupiej “modzie” i tylko się frustrowałam, że moje dziecko samo nie zasypia. No wiecie co? Aż mi przykro, że mogłam posłuchać takich rad!
Ok, sama siebie nie poznaję, ale kiedyś tak było. Kiedy dziecko zasypiało, to ja latałam na szmacie, zbierałam zabawki, odkładałam na miejsce. Bardzo się frustrowałam, że po godzinie nie było widać mojej pracy. W sobotę wyprawiałam tatę z dzieckiem na długi spacer, a sama przez kilka godzin sprzątałam.
Sprzątałam i byłam zła, że tak to wygląda. Przy drugim dziecku było już zupełnie inaczej – odpuściłam porządki. Uznałam, że nie ma sensu się denerwować. Wolę wyjść z dziećmi na piknik lub plac zabaw, a posprzątać pod wieczór lub nawet rano. Do tego zatrudniłam tez pomoc, która mi pomaga i czuję się z tym wspaniale.
Właśnie tak. Tak bardzo skupiałam się na dziecku, że moje potrzeby spychałam na sam koniec. Z perspektywy czasu wiem, że to był błąd. Bo ja się bardzo źle z tym czułam i nie czerpałam radości z bycia mamą. Wtedy to były dla mnie tylko wyrzeczenia. Teraz jest zupełnie inaczej – uważam wręcz, że mama MUSI zadbać o czas dla siebie, dla dobra jej i dzieci.
No może trochę mniej niż w czasach kiedy ich nie miałam;) Mimo tej całej niepewności wydawało mi się, że teoria, której nauczyłam się na studiach pedagogicznych daje mi ogromną wiedzę. Teraz wiem, że teoria teorią, a w życiu jest inaczej. Kiedy sobie to uświadomiłam, to odczułam dużą ulgę i w końcu macierzyństwo cieszyło mnie bardziej.
Z pierwszym dzieckiem wychodziłam na spacery i kiedy zasnęło to chodziłam dalej. W ten sposób 2 h chodziłam po pobliskich sklepach i parku. Przy drugim dziecku byłam mądrzejsza – od samego początku usypiałam je w domu i dzięki temu miałam o wiele więcej czasu dla siebie. A kiedy zasnęło na spacerze, to dosłownie biegłam do domu, bo wiedziałam, że będę mogła odpocząć.
Przy pierwszym dziecku chciałam szybciej przejść przez wszystkie okresy. Marzyło mi się żeby już było większe. A przy drugim chce się zatrzymać czas, wykorzystać go w 100 %. Odpuszcza się wiele rzeczy, po to żeby pobawić się klockami, pohuśtać dłużej na huśtawce a nawet ponosić na rękach 16- kilowego smyka. A prawie 7-latkę dalej usypiać śpiewając kołysanki.
A jak u Was? Też widzicie swoje błędy, na których nauczyłyście się najwięcej?
A teraz robię to w dwie minuty i wszystko do siebie pasuje. Kiedyś moja szafa wyglądała jak sklep w czasie wyprzedaży – niby wszystko jest, ale i tak ciężko coś sensownego wybrać. Ubrania nie mieściły mi się w szafie, miałam 20 bluzek, a rano i tak byłam zła, że przebieram się po kilka razy.
Nie umiałam się ubrać odpowiednio do mojej sylwetki i tak naprawdę to nie interesowałam się tym tematem. Mogę śmiało powiedzieć, że nigdy nie przywiązywałam uwagi do ubioru. Natomiast wkurzało mnie to, że mam masę ubrań, których nie noszę, a nadal nie mam w się co ubrać.
Aż któregoś dnia to się zmieniło – nie potrafię wyznaczyć cezury tych zmian – wydaje mi się, że to był proces, który trwał około 2 lat.
Obserwowałam też styl moich przyjaciółek, znanych osób, czy autorek blogów i zaczęłam wybierać sobie z tego konkretne ubrania.
1.Przede wszystkim moje zakupy wyglądają zupełnie inaczej niż kiedyś. Po pierwsze nie mam już czasu na bezsensowne szwendanie się po sklepach z nadzieją, że coś mi się spodoba.
2. Teraz idąc do sklepu lub robiąc zakupy online dokładnie wiem co chcę kupić. Naprawdę! Tak dobrze znam już siebie, swój gust i cele zakupowe mam tak określone, że idąc do sklepu lub przeczesując stronę ja wiem czego szukam. Bardzo, bardzo rzadko chodzę po sklepie przeglądając rzeczy przypadkowe.
3. Mam swoje ulubione marki, którym jestem wierna i często wybieram inne produkty z tej samej firmy. (Poniżej Wypiszę je Wam)
4. Nie mogłabym nazwać mojej szafy kapsułową, ale faktycznie wiele rzeczy pasuje do siebie i dzięki temu mogę szybko się ubrać.
5. Zaczęłam nosić sukienki na co dzień. Wcześniej nosiłam je tylko na specjalne okazje, ale trafiłam na kilka idealnych modeli, które pasują na święto i na plac zabaw – wszystko zależy od dodatków.
6. W końcu skompletowałam bazę ubraniową – brakowało mi tzw. basic’ów, które są podstawą garderoby. Jak nie wiem, w co się ubrać to sięgam po coś takiego z szafy i zawsze wygląda to dobrze
7. Zaczęłam zwracać uwagę na materiały z jakich ubrania lub dodatki są wykonane. Dzięki temu mam ubrania, które służą o wiele dłużej niż poliestrowe bluzki na jeden sezon.
8. Dzięki temu, że znam moją sylwetkę to często wiem, że coś jest dla mnie (lub nie) to widzę nawet na wieszaku, czy to ubranie może na mnie dobrze wyglądać (np. wiem doskonale, że oversize nie jest dla mnie)
9. Nie śledzę trendów i nie sugeruję się co jest modne w tym sezonie. Raczej stawiam na ubrania ponadczasowe, które były modne 20 lat temu i będą modne też za jakiś czas.
10. Wolę mieć mniej ubrań, ale dobrej jakości niż dużo i byle jakiej. Mam sporo ubrań droższych, ale za to chodzę w nich po kilka sezonów.
11. Zaczęłam zwracać uwagę na etykę marki i kraj pochodzenia. Staram się wybierać polskie marki i często jak czegoś szukam, to sprawdzam, czy nie ma czegoś takiego na naszym rynku.
Tak jak wspomniałam wyżej mam listę ulubionych marek. Są to marki, których produkty są często droższe niż z sieciówki, ale za to wiem, że są lepszej jakości. A ja nie lubię przepłacać, dlatego często korzystam z promocji i zaglądam do klubów zakupowych.
Jak akurat czegoś potrzebuję to zaglądam najpierw tam. Nie lubię przepłacać, więc często poluję na promocje. Dlatego chętnie kupuję na Limango.
Podam taki przykład: zamówiłam w sklepie internetowym okulary Erika Ray ban – poprzedni model (Wayfarer) nosiłam 5 lat, więc jakość jest świetna. Trochę mi się porysowały, więc kupiłam nowe ze ponad 600 zł z polaryzacją. W międzyczasie na Limango pojawiła się kampania okularów Ray ban i kupiłam te same za 300 zł. Tamte odesłałam i cieszę się z tego, że mam super okulary za dobrą cenę.
Mam swoją listę ulubionych marek i zazwyczaj je wybieram, a do tego są to rzeczy ponadczasowe.
(jest teraz na Limango) – zamiast kolejnych – macie ponadczasowe modele, które pasują do wszystkiego.
Są w trendach od dawna i nie wychodzą z mody. Do tego łatwo je wyprać w pralce. Buty i ubrania Converse w dobrych cenach
Białe Converse pasują i do sukienki i do jeansów
Buty Melissa też już od dawna są w modzie i również pasują do wszystkiego. Ja mam szpilki Melissa od 4 lat i są najlepsze!
Melissa też jest teraz na Limango
Przyznam, że do tej pory nie chodziłam w sukienkach na co dzień, ale to się zmieniło jak pierwszy raz założyłam sukienkę tej marki. Miałam ją na sobie na Gali Paszportów polityki i od tamtej pory noszę bardzo często. Leżą na mnie idealnie, a do tego są tak wygodne, że kompletnie ich nie czuję.
Risk jest w dobrych cenach na Limango
W szafie nie miałam porządnej białej koszuli – swoją kupiłam w COS i bardzo często noszę. Mam tak nawet, że jak gdzieś wychodzę to zawsze mam swój zestaw alarmowy i jest to biała koszula oraz jeansy.
Kiedyś nosiłam biodrówki rurki, które były wtedy modne. A teraz wybieram proste o podwyższonym stanie (np. Jack, Lonny z Mango)
W tym sezonie mam pierwsze lniane ubrania i czuję, że będę chodzić w nich bardzo długo.
Sukienka Natula Kalumi i Koszula feel Good to klasyki, które pasują mi do wszystkiego i na wiele okazji.
Ubrania we wzory nie są do końca dla mnie, ale odkryłam, że dobrze wyglądam w klasycznych paseczkach i mam ich w szafie sporo.
Kupiłam je kiedyś w śmiesznej cenie na Limango i noszę już 3 sezon. Wciąż je lubię i poluję na kolejną kampanię. Na razie nie widzę, ale bardzo Wam też polecam buty TOMS to klasyka, która pasuje do wszystkiego
Z perspektywy czasu widzę, że wcale nie trzeba poświęcać dużo czasu na dobieranie ubrań jeżeli mądrze robi się zakupy. Dlatego nie pozwalam już sobie na kupowanie impulsywne, bo wiem, że źle to się dla mnie skończy.