kontakt i współpraca
Koniec roku to dobry czas na podsumowania.
Mam też dla Was ciekawą propozycję.
W komentarzach napiszcie swoje ulubione książki. W ten sposób stworzymy świetną bazę pomocną innym.
Kolejność przypadkowa
dostępna tutaj
Za piękne ilustracje i cudowną treść. Więcej pisałam o niej Książka na prezent
Nie wiem czy wiecie, że autorka wyżej wspomnianej “Miłości” napisała wcześniej Edzia. A ilustracje stworzył Marc Boutavant autor Mouka, który podbił świat.
„Edzio” to idealna kompozycja tekstu i ilustracji. To książka o nieśmiałości- u nas bardzo na czasie. Wiewiórka „Edzio” boi się swoich sąsiadów i nie potrafi się przełamać, aż któregoś dnia dostaje zaproszenie na urodziny. A co wydarzyło się dalej przeczytacie w książce.
Dla dzieci 3+
Czekałam na tę książkę od kilku miesięcy. Jest to najpiękniejsza książka dla dzieci jaką widziałam od dawna. Nie żartuję. Kupiłam ją bardziej z myślą o sobie, ale Lilka również ją pokochała. Lasse, Bosse i inne dzieci towarzyszą nam prawie codziennie przy zasypianiu.
Książka jest przepięknie wydana- to doskonały pomysł na prezent! Ilustracje bardzo cieszą oko i uzupełniają tekst, którego chyba nikomu nie muszę streszczać.
Dla dzieci w wieku 4+
Zobaczcie sami:
Przepiękne wydanie Misia Uszatka. Prawie 300 stron przygód Misia i jego przyjaciół.
Dla dzieci 2,5 +
Książka wyjątkowa, czyli taka jak lubię najbardziej. Biorąc tę pozycję do ręki ma się wrażenie, że to coś unikatowego i specjalnego. Sama oprawa sprawia, że traktujemy ją jak mały skarb. Urzekł mnie materiały grzbiet książki ze srebrnymi napisami. A o czym jest? W książce pokazany jest związek człowieka z naturą.
Pory roku przemijają a wraz z nimi przechodzą inne obowiązki. „Dzieci korzeni” mają swoją magię – zarówno w treści jak i w ilustracjach. Wierszowany tekst szybko wpada w ucho. Książka należy do klasyki niemieckiej literatury.
dostępny tutaj
Książka genialna dla dzieci, które mają trudności z budowaniem dłuższych wypowiedzi. Dzięki temu, że widzą symbole jest im łatwiej tworzyć historię. Naprawdę pod względem edukacyjnym jest rewelacyjna. Uczy logicznego myślenia w kreatywny sposób.
Dla dzieci 4+
Książka czytana jest u nas CODZIENNIE! Rymy Rusinka są niepowtarzalne i wciąż śmieszą. Jedyne do czego bym się przyczepiła to rozmiar czcionki, bo w przygaszonym świetle jest nieczytelna. Książka składa się z 2 rozdziałów: Jak przekręcać? – o neologizmach i drugi: Jak przeklinać? – genialne! A nawet trochę pomoże nam zrozumieć frustracje dzieci.
Absolutny hit dla przedszkolaków. Na wielkich, kartonowych stronach przedstawione jest życie przedszkolaków ze względu na pory roku oraz wydarzenia. Na każdej ilustracji bardzo dużo się dzieje i dzieci mogą śledzić losy bohaterów. Jedyne do czego mogłabym się przyczepić to Halloween w przedszkolu.
dla dzieci 2/3 +
Ta książka czytana jest u nas codziennie! Siedzimy na podłodze, ja ją czytam a drugą ręka macham piłeczką w paski przed oczami Julka. Jest to książka obrazkowa z niewielką ilością tekstu i idealnie nadaje się na chwilowe czytanie.
Pan Listomysz ma różne przesyłki dla zwierząt związane z różnymi funkcjami. Niektóre są bardzo śmieszne, inne wymagają chwilowego zastanowienia się. Zwróćcie uwagę na przepiękne ilustracje.
dla dzieci 2+
Lilki prezent do Mikołaja – jest absolutnie cudowna. Magiczna i z ciekawą treścią.
„Jeżyk we mgle to międzynarodowy bestseller oparty na rysunkach Franczeski Jarbusowej do kultowego rosyjskiego filmu animowanego Jurija Norsztejna z 1975 roku. Film ma swoich wielbicieli także w Polsce, głównie wśród dzisiejszych czterdziestolatków – za sprawą wyjątkowej plastycznej urody, ale też filozoficznej wymowy ukrytej pod urzekająco prostą treścią. Tematem zarówno filmu, jak i książki są bowiem przygody Jeżyka, który wyrusza na spotkanie ze swym przyjacielem Niedźwiadkiem, aby razem z nim – jak co wieczór – liczyć gwiazdy.
Po drodze niespodziewanie spowija go tajemnicza mgła, w której spotyka Konia, Psa, Puchacza oraz zagadkowego Kogoś. Jeżyk we mgle bywał już interpretowany na sposób religijny, psychoanalityczny, a nawet jako metafora losu rosyjskich dysydentów, jednak żadna z interpretacji nie wyczerpuje bogactwa i piękna tej bajki, podbijającej serca dzieci i dorosłych na całym świecie.”
PODOBNE ZESTAWIENIE Z 2015 roku znajdziecie tu – Najlepsze książki dla dzieci 2015
Dopiszcie, proszę w komentarzach swoje typy.
Jeżeli spodobał się Wam ten wpis kliknijcie “Lubię to” na moim profilu na Facebooku: https://www.facebook.com/nebuleblog/
Jest Wigilia – pierwsze święta naszej pierworodnej córki. Ma równo trzy miesiące… Jestem niezwykle podekscytowana faktem, że są to jej pierwsze święta. Czuję ogromne wzruszenie, że spędzimy ten czas razem, z naszą bliską rodziną. Specjalnie na tę okazję kupiłam jej nawet body z napisem “My first Christmas”. Wyobrażam sobie magiczny czas przy choince kiedy siedzimy razem i śpiewamy kolędy. Jest miło, cichutko, pachnie kompot z suszonych i siano wystaje spod obrusa… Jednym słowem SIELANKA!
Wracamy do domu rodziców, a nasze dziecko jest przeszczęśliwe. Mało tego, pierwszy raz w życiu śmieje się na głos. Jakby chciało nam podziękować…
Co się takiego stało? Nasze dziecko pokazało nam w ten sposób, że nie podoba jej się ten cały rozgardiasz, feeria zapachów oraz światełka. Miała serdecznie dość i wyraziła swoją niechęć w jedyny znany jej sposób, czyli płaczem.
Piszę dziś o przestymulowaniu dzieci bodźcami, które jest tak bardzo powszechne w okresie świątecznym.
Przystymulowanie występuje wtedy, kiedy układ nerwowy nie jest w stanie poradzić sobie z nadmiarem wrażeń zmysłowych.
Przez zmysły docierają do nas różne bodźce – są słabsze lub mocniejsze. Mózg scala je w całość. Przystymulowanie następuje wtedy kiedy mózg nie jest w stanie ich przerobić, bo jest ich za dużo, są za intensywne. Organizm w reakcji obronnej zmusza nas do UCIECZKI lub WALKI.
Każdy z nas ma swój próg tolerancji. My dorośli wiemy, co nas doprowadza do szału. Staramy się tego unikać lub radzić sobie na różne inne sposoby. Żyjemy na świecie już tyle lat, że ZAZWYCZAJ wiemy czego powinniśmy unikać. Ja np. nie znoszę styropianu. Wystarczy, że go widzę to przechodzą mi ciarki po plecach i nie mogę go nawet dotknąć.
Ostatnio kupiłam dzieciom chrupki kukurydziane. Zapomniałam zupełnie, że jeżeli trzyma się dwa chrupki w ręce i lekko się nimi pociera to dźwięk jest bardzo podobny do tego, którego nienawidzę. Więc jedzą sobie te chrupki od kilku dni, a ja chodzę wkurzona, GOTOWA DO WALKI, każda rozlana woda, rzucona łyżka na podłogę powoduje u mnie WZROST HORMONU STRESU przez co jestem totalnie rozbita i zwyczajnie jestem zła. Wczoraj w końcu doszłam do tego, że to te cholerne chrupki doprowadzją mnie do takiego stanu i je wyrzuciłam.
A dzieci tego nie wiedzą.
Dopiero się tego nauczą.
Jeszcze starsze dzieci, te chodzące np. mogą odejść, uciec, powiedzieć: “Nie!”, a niemowlę?
Niemowlę nie jest w stanie bronić się przed nadmiarem bodźców. Niemowlęta moją do tego niedojrzały układ nerwowy przez co niektóre bodźce z zewnątrz są odczytywane zbyt mocno lub zbyt słabo. One przez doświadczenie dopiero będą się tego uczyć.
Mimo tego, że większość z nich wie już jak sobie radzić z nadmiarem bodźców np. przez ucieczkę do innego pokoju, czy też zatykanie uszu OBSERWUJCIE ich.
To, że dziecko nie chce siedzieć długo przy stole wigilijnym wcale nie znaczy, że jest źle wychowane czy też się nudzi. Dzieci tak szybko uciekają, bo często mają dość nadmiaru bodźców. Spróbujmy na to spojrzeć ich oczami.
“Babcia, dziadek dopytują jak jest w przedszkolu. Wujek z naprzeciwka kopie mnie pod stołem. Obok mama pyta czy chcę rybę czy pieroga, w tle rozmowy innych, siedzę na wysokim krześle, na którym jest mi niewygodnie, brzydko pachną śledzie, a do tego jest milion kolorów i faktur tuż przed moimi oczami. W tle miga i gra choinka. A w tle lecą kolędy z odtwarzacza CD. Do tego zwyczajnie nie mogę się doczekać prezentów. Nie jestem nawet w stanie nic zjeść, bo nie ma tu moich ulubionych dań, a nadmiar wrażeń zmysłowych wprowadza mój układ nerwowy w tryb WALKI lub UCIECZKI, więc odburknę mamie, że nic nie chcę i uciekam.”Twoje dziecko
“Babcia, dziadek dopytują jak jest w przedszkolu. Wujek z naprzeciwka kopie mnie pod stołem. Obok mama pyta czy chcę rybę czy pieroga, w tle rozmowy innych, siedzę na wysokim krześle, na którym jest mi niewygodnie, brzydko pachną śledzie, a do tego jest milion kolorów i faktur tuż przed moimi oczami. W tle miga i gra choinka. A w tle lecą kolędy z odtwarzacza CD. Do tego zwyczajnie nie mogę się doczekać prezentów. Nie jestem nawet w stanie nic zjeść, bo nie ma tu moich ulubionych dań, a nadmiar wrażeń zmysłowych wprowadza mój układ nerwowy w tryb WALKI lub UCIECZKI, więc odburknę mamie, że nic nie chcę i uciekam.”
Pamiętam jak na wszystkich imprezach rodzinnych (gdzie było min. 20 osób) najchętniej siedziałam pod stołem. Nikt mnie tam nie widział, wujek nie żartował, a mama nie dawała śledzia (a nie! Kłamię, bo śledzia to akurat lubiłam). Teraz już wiem dlaczego tak robiłam.
Chcę jeszcze też napisać o słodyczach, których nadmiar pobudza układ nerwowy i nie zdziwcie się, że Wasze dziecko będzie złe, będzie krzyczało czy też płakało. Wszystko razem da nam mieszankę wybuchową!
Ekrany
Kiedy wyłączamy bajkę, grę, czy też odkładamy telefon nasz mózg często sobie nie radzi z tak dużym szokiem.
“…dla dzieci to nagłe przejście od jednego stanu do zupełnie innego może stanowić silny stresor – czują się trochę tak, jakby ktoś zbyt mocno nadepnął w hamulec.”*
Po lekturze książki SELF-REG zupełnie inaczej patrzę na korzystanie z urządzeń elektronicznych. Widzę to również po sobie.
Granie w gry, korzystanie z Internetu w celach rozrywkowych uwalnia w naszym organizmie opioidy, czyli neurohormony, dzięki którym dobrze się czujemy. Intensywne kolory, głośne dźwięki, wszystko jest piękne i idealne – wzmacniają ten efekt. Kiedy jednym przyciskiem wyłączymy urządzenie to czujemy się jak “na głodzie”.
“Opioidy wiążą się z receptorami rozsianymi po całym układzie nerwowym i przewodzie pokarmowym. Działają w ten sposób, że dają nam zastrzyk energii i równocześnie hamują reakcje neuronów pobudzanych przez ból, stres czy lęk. To jeden z powodów, dlaczego dzięki nim czujemy się znacznie lepiej. Opioidy znajdują się w mleku matki, co stanowi istotny czynnik sprzyjający zarówno karmieniu, jak i wytwarzaniu przywiązania.”Stuart Shenker
“Opioidy wiążą się z receptorami rozsianymi po całym układzie nerwowym i przewodzie pokarmowym. Działają w ten sposób, że dają nam zastrzyk energii i równocześnie hamują reakcje neuronów pobudzanych przez ból, stres czy lęk. To jeden z powodów, dlaczego dzięki nim czujemy się znacznie lepiej. Opioidy znajdują się w mleku matki, co stanowi istotny czynnik sprzyjający zarówno karmieniu, jak i wytwarzaniu przywiązania.”
Jak widzicie, warto na ten świąteczny czas odłożyć wszystkie kolorowe ekrany do szuflady żeby jeszcze bardziej nie pobudzać naszych dzieci, a co za tym idzie – naszych nerwów.
Pamiętajcie też żeby być dobrym dla siebie. Patrzeć nie tylko na swoje dzieci, męża i obowiązki. Zróbcie to dla siebie i odpocznijcie. Ja zauważam u siebie pewną prawidłowość, jeżeli dzieci mnie denerwują, słowo męża dotyka bardziej niż zwykle to wiem, że… to moja wina. Że za dużo biorę na siebie, za mało czasu poświęcam na odpoczynek i pielęgnacje swoich granic. Zastanawiam się wtedy co mogę zrobić? I robię wszystko, żeby zadbać o siebie.
Pomyślcie o tym!
Życzę Wam abyście spędzili te najbliższe dni z ukochanymi osobami i spędzili je spokojnie. Żeby nie zabrakło Wam czasu na przypomnienie swoich Świąt z dzieciństwa.Tak jak Lila spogląda w lustrzaną bombkę tak i ja będę patrzeć w przeszłość. W te cudowne lata, które sprawiły, że tak lubię ten czas.
Jeżeli spodobał się Wam ten tekst, kliknij proszę “Lubię to” lub udostępnij go swoim znajomym, aby również mogli się o tym wszystkim dowiedzieć: https://www.facebook.com/nebuleblog/
*Cytat pochodzi z “Self-Reg” dr Stuart Shenker str. 248
Podam sztuczne mleko i będę miała z głowy!”
Tak, wiele razy ta fraza pojawiała się w mojej głowie przy pierwszym dziecku. Miałam dość ciągłego wstawania w nocy (nawet po 10 razy) ciągłego ograniczania się i zmęczenia.
Cztery lata temu tak właśnie myślałam.
Jadłam gotowane kuraki bez przypraw, odmawiałam sobie warzyw – powszechnie uznawanych za szkodliwe przy kp i uważałam dosłownie na każdy kawałek jedzenia, który lądował na moim talerzu. Bardzo żałuję, że nie trafiłam na osobę, która przemówiłaby mi do rozsądku, podała konkretne źródło i powiedziała:
„Ania, możesz jeść wszystko! Mleko tworzy się z krwi i limfy, a nie z Twoich treści żołądkowych. Prawdopodobnie Twoje dziecko płacze z innego powodu, a nie dlatego, że zjadłaś fasolkę na obiad”. Jeżeli Wy wciąż macie wątpliwość zajrzyjcie do Hafiji
Nie spałam w nocy, a później nie mogłam napić się mojego ulubionego napoju. Raczyłam się zdechłą inką i zasypiałam na stojąco. Przecież kofeina przenika do krwi i dziecko później jest pobudzone. Nie może pewnie przez to spać!
Taaak właśnie myślałam, byłam przez to wściekła i nie do życia. Oczywiście winowajcą było kp. Nie wiedziałam, że jest dozwolona ilość kofeiny, którą matka karmiąca może spożyć. Teraz piję dwie filiżanki kawy z ekspresu. Mam się bardzo dobrze i moje dziecko również. Czasami nawet pozwalam sobie na małą lampkę wina (tuż po karmieniu wieczornym).
Dziecko budziło się w nocy na karmienie mnóstwo razy – pewnie dlatego, że miałam „chude” mleko. Przecież gdyby było mocniej sycące to by spało dłużej. Wątpiłam w siebie i moją naturę. Myślałam, że może mają rację skoro tak się dzieje.
Próbowaliśmy z mężem podawać jej na noc mm lub sycącą kaszkę (z wielkim bólem serca i poczuciem porażki). Dziecko oczywiście tego nie chciało, więc mój problem był nierozwiązany. Dziś wiem, że mam idealną ilość mleka, mało tego kiedy miałam kryzys laktacyjny wiedziałam, że to jest kryzys, który przejdzie i oczywiście przeszedł.
Bałam się tego niesamowicie, dlatego nie podałam dziecku smoczka, nawet jak laktacja była już ustabilizowana. Tym razem jak tylko zobaczyłam, że nie mam nawałów, dziecko śpi w miarę ok, dobrze łapie pierś i dobrze przybiera podałam mu smoczek.
Nic się nie działo z wzorcem ssania i było ok. Mogłam uspokoić dziecko nie tylko ssaniem piersi, ale również smoczkiem. Była to niezwykła ulga, bo Tata mógł bardziej uczestniczyć w opiece.
Szkoda mi było pieniędzy żeby kupować sobie specjalne ubrania czy koszule stworzone do karmienia piersią. Karmiłam w zwykłych ubraniach i przez to było mi trudniej. To był błąd! Co prawda wtedy nie było może aż tyle do wyboru, ale ja się przed nimi broniłam. Uważałam, że to zbędny wydatek i się wyginałam na wszystkie strony w czasie karmienia. Gdybym wtedy miała np. specjalną koszulę do karmienia byłoby mi łatwiej i czułabym się znacznie pewniej.
W prezentowniku pokazywałam Wam koszulę do karmienia HUG GALLERY. Dostałam od Was już kilkanaście wiadomości z zapytaniem o nią i obiecałam, że napiszę Wam kilka słów. Używam od prawie roku innej, ale bardzo podobnej i jestem bardzo zadowolona. Koszula do karmienia nie ma żadnych guzików przy dekolcie, które uwierają dziecko. W dyskretny sposób możemy je nakarmić.
Fajnym rozwiązaniem jest regulacja długości, dzięki temu koszula przyda się również do porodu. Wykonana jest z bambusa, który ma antybakteryjne właściwości. Do tego jest bardzo przewiewna. Cały czas ją piorę i używam, bo uwielbiam – szczególnie w nocy kiedy karmię Julka przez sen. Naprawdę polecam.
Nie czułam potrzeby kupowania nowości ani nie interesowało mnie to. Nie miałam np. poduszki do karmienia. Obkładałam się zwykłymi poduchami przy każdym karmieniu i było mi niewygodnie. Tym razem kupiłam poduszkę, ale zapytałam również fizjoterapeutkę, co o niej sądzi. Nie wiem czy wiecie, ale najlepiej jest nie kłaść dziecka na poduszkę, która jest miękka.
Najlepsza pozycja do karmienia na siedząco jest wtedy kiedy trzymamy dziecko w ramionach i opieramy (ramiona) o poduszkę, a nie dziecko leży na poduszce. Po pierwsze łatwiej jest prawidłowo przystawić dziecko, a po drugie jest to zdrowsza pozycja dla małego kręgosłupa. Zabrałam ją również do szpitala.
Nie byłam pewna czy będę go używać, więc kupiłam tańszy, elektryczny model (Medela mini) i niestety to był niewypał. Ściąganie zajmowało mi godzinę! Wtedy już mi się odechciewało gdziekolwiek wychodzić, wolałam zostać w domu i nie musieć odciągać mleka.
Tym razem postanowiłam, że kupię Mercedesa wśród laktatorów (Swing) i jestem w 100% zadowolona. Ściąganie zajmuje 10 minut (!) i to na chwilę przed moim wyjściem.
Być może dlatego moje dziecko się nie najadało do końca i było cały czas głodne, bo karmiłam trochę z jednej piersi (aż przestało lecieć) i trochę z drugiej. Trwało to dość krótko, więc dopiero teraz wnioskuję, że piło tylko mleko pierwszej fazy, które jest bardziej wodniste i ma mniej tłuszczu. Tak jakby moje dziecko cały czas piło kompot przed obiadem, a nie dochodziło do głównego dania (stwierdzenie zapożyczone od Nishki)
Naprawdę nie doceniałam tego, że mogę karmić moje dziecko. Nie byłam z tego dumna. Traktowałam to raczej jako ograniczenie (przez tą nieszczęsną dietę, niepicie kawy) niż jako powód do radości. Dopiero teraz jak już mam tę wiedzę to wiem, jaką moc dała mi natura. Nie ukrywam, że duży wpływ wywarła na mnie prezentacja na konferencji Medeli.
Przełomowe były również badania nad składem ludzkiego mleka, o przeciwciałach zawartych w mleku. A już badania na temat obecności komórek macierzystych potwierdziły tylko to, że karmiąc swoje dziecko mamy prawie supermoce. I te supermoce właśnie utrzymują mnie przed zaprzestaniem karmienia.
Tak bardzo brakowało mi osoby, która by powiedziała: „Ania, ale wszystko robisz dobrze. Zaufaj sobie!” Tak mało, a tak by mi to pomogło. Jako początkująca mama miałam wiele wątpliwości, czy dobrze przystawiam, czy się najadło, ile zjadło, a może boli je brzuch po fasoli, którą zjadłam… Ciągle zastanawiałam się co robię ŹLE!
Wszystko sobie zapisywałam i liczyłam. Każdy dzień zaczynałam od tego, że podsumowywałam ilość nocnych karmień i od tego warunkowałam swój humor. Teraz nawet nie liczę ile tego było, bo wiem, że pobudka po wyliczonych (16 karmieniach) nie jest zbyt optymistyczna. Ktoś mnie pyta: „Ile razy je w nocy?” Odpowiadam: „Tyle ile chce”.
Karmienie piersią wg mnie jest o wiele łatwiejsze kiedy tak dużo się o nim nie myśli. Bardzo żałuję, że nie miałam tej wiedzy kiedy płakałam „…bo ono znowu chce”. Naprawdę kobiety, które karmią potrzebują najczęściej tylko kilku słów i brzmią one tak:
Radzisz sobie bardzo dobrze A po wszelkie rady udałabym się do doradcy laktacyjnego.Jeżeli spodobał Ci się ten wpis kliknij „Lubię to” na moim profilu :https://www.facebook.com/nebuleblog/
Radzisz sobie bardzo dobrze
A po wszelkie rady udałabym się do doradcy laktacyjnego.
Jeżeli spodobał Ci się ten wpis kliknij „Lubię to” na moim profilu :https://www.facebook.com/nebuleblog/
Tak, to już ostatni moment żeby kupić prezenty najbliższym. Dziś prezentuję bardzo wyjątkowe propozycje prezentów (tym razem nie dla dzieci). W większości są to rzeczy, które mamy i lubimy. Myślę, że mogą Was zainspirować:)
Zacznę od wyjątkowej limitowanej kolekcji, która skradła moje serce. Mój mąż ma zakaz zaglądania do tego wpisu, bo tu właśnie znajdują się podarunki dla niego. Są to rzeczy wyjątkowo piękne i niebanalne. Mój mąż na co dzień nosi się elegancko, więc i przedmioty go otaczające są właśnie takie. Codziennie (oprócz weekendu) nosi koszule i marynarki. Często ma też formalne spotkania i kolacje, więc wybrałam dla niego właśnie te rzeczy. Jest to wyjątkowa kolekcja przedmiotów z ikonografiami znanych malarzy.
Kubek DESA Modern z ikonografią Edwarda Dwurnika
Spinki do mankietów DESA Modern stworzone na bazie obrazu Jerzego Nowosielskiego
Jedwabna poszetka DESA Modern Gdańsk<-klik
Ten notes jest akurat dla mnie. Już niedługo powstanie w nim coś… inspirującego 😉
Notes jest w pięknym pudełku, który zatrzymam na drobiazgi.
Koszula ciążowa, bambusowa – później idealna do karmienia HUG gallery
Mam podobną i bardzo sobie chwalę. Niedługo napiszę o niej więcej.
Nie wiedziałam, że są takie np. dla miłośników wina, książek, podróży. Naprawdę piękny prezent.
Nie mieszczą nam się już książki, dlatego kupiłam go mężowi na urodziny. Jest zachwycony:)
Zamawiałam bezpośrednio z Amazon.de
Polskie kosmetyki ekologiczne Hagi
Obecnie jest to moja ulubiona polska marka kosmetyczna. Wszystkie zapachy trafiają idealnie w mój gust. Kupiłam nawet świecę, którą czasami odpalam. Czekam aż się pojawią znów pomady do ciała (a właściwie wszystkiego). Na zdjęciu jest też mydło rozmarynowe (w łazience właśnie nim pachnie)
Uwielbiam ten scrub, pięknie pachnie – zostawia gładką i nawilżoną skórę.
Kosmetyki Resibo (balsam i olejek)
Mam nowy balsam i go uwielbiam. Pachnie cudownie i fajnie nawilża skórę. Smaruję nim również dłonie.
Olejek wygładzający (zobaczcie jak powoli się zużywa, a mam go pół roku).
Naprawdę działa cuda. Dziewczyny piszą, że działa jak botox i naprawdę tak jest!
Ministerstwo Dobrego Mydła – mają też sklep stacjonarny w Warszawie
Mam hydrolat różany i mydełka. Uwielbiam za zapachy i naturalne składniki
Naturalne, mydło potasowe H&H
Moje ostatnie odkrycie dzięki Agnieszce. Mydło genialnie myje skórę na twarzy. Są różne rodzaje do typów skóry. Ja mam lipowe, lekko nawilżające. Jest naprawdę świetne!
Bardzo fajny krem do rąk pachnący cytrusami. Podoba mi się jego metalowa tubka oraz działanie.
Słuchajcie, moja czytelniczka otworzyła po 3 latach urlopu wychowawczego swój biznes. Biję jej brawo, bo pomysł i wykonanie znakomite! My uwielbiamy różne herbaty, więc dla nas to prezent idealny. Lilka popija Rooibosa, którego w herbaciarni jest aż 8. Trzymam za nią kciuki, a Wy zobaczcie jakie ma fajne zestawy prezentowe np. dla mamy czy też siostry.
Zawsze o takich marzyłam i właśnie do mnie pędzą:) W końcu będzie mi ciepło w ręce i chyba zawieszę je sobie na sznurku, to wtedy nie zgubię.
Jest też wersja dla dzieci:)
Czasami czytam książki nie związane z rozdicielstwem i właśnie niedawno mąż kupił mi “Muzę”- jest absolutnie genialna. Dokończę ją w Święta.
Dostałam ją od męża Mikołaja 🙂 Nie spodziewałam się, że album ze zdjęciami ludzi wywoła we mnie tyle emocji. Jeżeli macie w rodzinie osoby, które lubią fotografować, są artystami, byli w Nowym Yorku itd. to kupcie im tę książkę. Naprawdę jest to tak inspirująca pozycja, że przeglądam ją prawie codziennie. Przeczytajcie opisy na zdjęciach poniżej.
Autorem jest mężczyzna, który rzucił pracę w korporacji i zaczął chodzić po ulicach. Robił ludziom zdjęcia… niesamowita historia. To książka o spełnianiu marzeń.
Książka, która jest ciekawą propozycją dla dorosłych oraz dla nastolatków.
“Animal Rationale to nie album przyrodniczy. Nie jest także tylko psychologiczną książką. To pięknie ilustrowany, wzruszający przewodnik, który pokazuje, że inspiracji do zmiany na lepsze możemy szukać także w świecie natury. Łukasz Bożycki, przyrodnik i wielokrotnie nagradzany fotograf przyrody, opisuje niezwykłe zachowania zwierząt: taktykę polowania wilków, strategię, za pomocą której błazenek przekształcił śmiertelnego wroga w sojusznika, wzruszające rytuały pogrzebowe słoni, zadziwiająco skuteczną komunikację pszczół i wiele innych.
Paweł Fortuna szuka w tych zachowaniach inspiracji dla człowieka: możemy bowiem chronić swoich bliskich niczym piżmowół, być niezłomni jak chomik syryjski, przekraczać ograniczenia jak domowy kot i w stosownym momencie opuszczać rodzinne gniazdo – zupełnie jak pająk krzyżak. Animal Rationale to wspaniała, poruszająca książka o tym, jak zwierzęta mogą nas inspirować – doskonała lekcja dla ludzi!”
“Ta publikacja to kulinarna podróż do krainy smaków dzieciństwa, do dań kojarzących się z beztroską, ze wspólnymi obiadami, niedzielnymi deserami, do potraw pachnących rodzinnym domem czy wakacjami u babci. To album kulinarnych wspomnień dorosłych, ale też recepta na smaczne i niezapomniane dzieciństwo naszych pociech.”
Dla miłośników kuchni z dużą ilością warzyw. W książce znajdziecie mnóstwo ciekawych i zdrowych przepisów np. na twarożek ze słonecznika.
Pisałam jeszcze kiedyś o PREZENTACH DLA NIEJ i PREZENTACH DLA NIEGO
Jeżeli spodobał Ci się ten wpis kliknij “Lubię to” na moim profilu: https://www.facebook.com/nebuleblog/
Macie wrażenie, że u wszystkich jest czyściej niż u Was? Tak, ja też! Wkurza mnie jak widzę u innych blogerek lśniącą podłogę, a tymczasem u mnie lśni, ale od rozmazanego masła…
Tak, przyszedł już czas żeby napisała ten wpis. Wpis pokrzepiający serca wszystkich rodziców. Pewnie po tym co tu napiszę poprawi Ci się humor i uznasz, że nie jesteś w tym sama. A może nawet stwierdzisz, że masz zdecydowanie lepiej?
Jak pewnie zauważyliście nie zamieszczam ostatnio na blogu zdjęć naszego mieszkania. Piszę Wam o panującym ogólnym bałaganie, ale na potwierdzenie nie zamieszczam żadnych smaczków. Wiecie dlaczego? Bo traktuję Was jak zaproszonych gości, czyli z szacunkiem.
Jak ktoś u nas się zapowiada to sprzątam, ogarniam, odkładam rzeczy na miejsce, składam pranie, chowam różne przedmioty. Z dwójką dzieci zajmuje mi to… cały dzień. Nie mam wtedy czasu nawet napisać coś na blogu.
A dziś, no cóż – wyobraźcie sobie, że przejeżdżacie obok mnie i macie godzinkę czasu do np. spotkania i piszecie do mnie sms-a: “Hej Ania! Jestem pod Twoim blokiem. Wpadnę na kawkę, ok?”. Ja odczytując taką wiadomość mam oczy jak 5 złotych i nie wiem czy skłamać czy pójść na żywioł. Odpisuję: “OK, ale mam bałagan” i zdążę tylko szybko upchnąć do szafy stertę prania.
“Mam bałagan” nie oznacza u mnie kokieteryjnego rozgardiaszu. Serio! Odkąd mam dwójkę dzieci, pracę i np. zdarzy się tak jak teraz, że Lilka jest chora, ja mam 3 zlecenia, a mąż jest w pracy to wygląda to tak jak na poniższych zdjęciach.
Estetki niech nie zaglądają!
Zdziwicie się pewnie, ale najmniej mi zależy na porządkach w domu. A wręcz je olałam. Kiedyś nawet lubiłam sprzątać, była to czynność, która totalnie mnie odstresowywała i uwielbiałam widzieć natychmiastowy efekt.
Odkładanie przedmiotów na miejsce dawało mi poczucie sprawczości, wiedziałam, że na to mam WPŁYW i nad tym panuje.
A sprzątanie przy dzieciach jest nie lada wyzwaniem. Efekt jest, ale trwa godzinę (jak dzieci śpią) lub 10 minut jak nie śpią. Gdybym miała mieć “katalogowy” porządek to musiałabym sprzątać non stop. Ciągle chodzić po mieszkaniu. Podnosić i odkładać, podnosić i odkładać.
Doprowadzało mnie to do szału! Miałam wrażenie, że tylko to robię. Mało tego, wydawało mi się, że tylko ja widzę te rozwalone zabawki, skarpety, które spadły z suszarki…
Więc przewartościowałam swoje priorytety. Zadałam sobie pytanie, na czym zależy mi najbardziej i gdzie mam kierować najwięcej swojej energii życiowej (której po nieprzespanych nocach mam niewiele).
Wolę każdą wolną chwilę poświęcić dzieciom, bo wiem, że czas przeznaczony na czytanie im czy turlanie się po podłodze zaprocentuje. To nie będzie stracony czas, jak przy sprzątaniu.
Mam o wiele większą satysfakcję z tego, że spędzam czas z dzieciakami. Oczywiście, czasami mam też dość (jak każdy), ale nie skupiam się tak bardzo żeby być perfekcyjną panią domu. Zdecydowanie bliżej mi do tej na literę Ch.
Julek zaczął raczkować 3 dni temu i nie mogę spuścić go z oczu nawet na minutę. Chodzę za nim krok w krok, bo staje na kolanach przy wszystkim i leci prosto na twarz. Chodzi po Lilki pokoju i wszystko ściąga z półek. Kiedy śpi w dzień to pracuję na blogu i przy różnych projektach.
Obniżyłam totalnie moją strefę komfortu jeżeli chodzi o wygląd mieszkania. Najpierw tym się przejmowałam, a teraz staram się nie zauważać. Naprawdę ciężko jest mieć wszystko na miejscu jeżeli dzieci są w domu i tak bardzo angażują.
Pewnie się da to pogodzić, ale ja naprawdę wolę poświęcić ten czas dla siebie czy też męża. Ogarniam ten cały grajdołek dopiero jak dzieci pójdą spać.
Podłoga w naszym mieszkaniu od ponad 4 lat jest miejscem, gdzie spędzamy najwięcej czasu. Nawet tam rysujemy, a zdarzyło nam się nawet jeść na podłodze. A odkąd jest z nami Julek to właściwie wszystko robimy na podłodze.
Junior jest bardzo ciekawy co robimy wysoko, więc się domaga. Łatwiej przy dwójce jest nam zejść do jego poziomu niż mieć go cały czas na rękach.
Lilka ma wciąż niezdiagnozowaną alergię i nie mogę dopuścić do tego żeby w mieszkaniu było brudno. Wiadomo, że alergię powodują również roztocza , które są w kurzu.
Więc jak w takim razie sprzątać przy dzieciach żeby zajęło to minimum czasu a było jak najbardziej efektywne?
Pisałam Wam już jakiś czas temu, że zatrudniłam pomoc do sprzątania, która przychodzi raz na dwa tygodnie. Nie ukrywam, że jest to dla mnie ogromna ulga. Nie wiem jak bym sobie poradziła bez niej. Szkoda by mi było całą sobotę przeznaczyć na sprzątanie. Ograniczam się do minimum.
Dzięki temu, że obowiązki domowe są wspólne, jest nam łatwiej. On zawsze zmywa, ładuje pralkę i nawet prasuje, a ja rozwieszam pranie, składam i odkurzam. No i jest ok. Mieszkanie wieczorem jest ogarnięte, dzieci śpią, a my mamy chwile dla siebie.
Odgruzowuję wtedy całą podłogę, bo po całodziennych zabawach jest zwyczajnie brudna. Podnoszę zabawki, ubrania, biorę odkurzacz – nastawiam na cichy program i odkurzam. Czasami mi się też zdarza sprzątać przy usypianiu Jula w nosidle. On zasypia przy szumie odkurzacza, a ja szybko przelecę wszystkie powierzchnie. Podłoga po całym dniu jest w strasznym stanie.
Do domu wjeżdżamy z wózkiem, więc zdarzy się i piasek. Wyobraźcie sobie taką sytuację: Jul już w kombinezonie (płacze zazwyczaj), zapięty w wózku, okna otwarte, ja już w butach i kurtce… przypominam sobie, że nie wzięłam portfela. Nie zdejmuje butów tylko lecę na paluszkach (jakby to coś dało) do kuchni. No i niestety na podłodze widać wszystkie ślady codziennych czynów.
Musiałam mocno zaprzyjaźnić się z odkurzaczem, bo inaczej zginęlibyśmy pod warstwą kurzu i brudu, a Lilka non stop by kaszlała. Jak widzicie wyżej nawet go nie chowam do szafy. Stoi cały czas w pogotowiu.
Mam takie cudo, co ma takie opcje, że nie wyobrażam sobie bez niego dnia! Chyba zaprojektowała go jakaś sfrustrowana ciągłym sprzątaniem mama alergika. Jest to możliwe:)
Światło LED na nasadce oświetli każde ziarenko kurzu, a nawet odnajdzie zaginiony dawno klocek. Ten odkurzacz na powierzchniach płaskich dostał klasę A, a to znaczy, że rewelacyjnie sobie radzi z każdym paprochem.
Światełka pomogą dostrzec każdy kurz, szczególnie ten schowany daleko pod kanapą. Nie ukrywam też, że ta podświetlana nasadka jest bardzo interesująca dla niemowlaka. Kiedy odkurzam chodzi za mną na kolanach krok w krok i obserwuje.
Właściwie jedyną rzecz jaką mogę robić z dziećmi to odkurzanie. Odkurzacz trzymam w jednej ręce, więc Julek może być nawet zapięty u mnie z przodu, bo nie muszę się schylać. Wszystkie programy mam pod zasięgiem kciuka.
Przyjemne z pożytecznym, on zasypia pod wpływem szumu i kołysania, a ja w tym czasie sprzątam. Wszystkie akcesoria mam pod ręką i nie muszę ich nigdzie szukać. Julek szybko zasypia, więc go odkładam i mogę dokończyć sprzątanie.
Nastawiam na program do płaskich powierzchni i wciągam wszystko jak leci. Odkurzacz ma taką sprytną funkcję, że się sam wyłącza jeżeli odłożę uchwyt z rurą na ziemię np. kiedy muszę rzucić wszystko żeby ratować Jula, który zbliża się do kabli. Kiedy znów podniosę uchwyt odkurzacz sam się włącza. Sprytne, co?
Nie ukrywam, że wybraliśmy go też ze względu na Lilki alergię. To jest właśnie idealny odkurzacz dla alergików. Powietrze, które z niego wylatuje jest pozbawione alergenów. Wszystko zatrzymuje filtr antyalergiczny w środku.
Odkurzacz ma klasę energetyczną A i zużywa 23,7 kWh/rocznie, czyli niewiele. To dobrze, bo przy naszym częstym użytkowaniu zapłacilibyśmy fortunę!
Pewnie niewielu rodziców zdaje sobie sprawę, że odkurzacz przy dzieciach jest w prawie ciągłym użyciu (przynajmniej u nas) i stanowi stały element dekoracyjny salonu (razem z inhalatorem). Zajechaliśmy już nie jeden (a 2) w ciągu 4 lat. Ten ma gwarancję 5 lat, więc może ciągłym podłączaniem aspiratora do nosa nie zepsujemy go, a wszystkie wciągnięte wirusy zostaną w środku.
Przedstawiam Wam mojego pomagiera, który jest ze mną codziennie i bez niego Jul ganiał by się z kotami podłogowymi, a Lilka pewnie drapała by się mocniej.
Odkurzacz Philips Performer Ultimate FC8955 <–klik
Zresztą sami obejrzyjcie go w akcji:
Czasami mam taki sen… Siedzę w fotelu, czytam książkę, popijam herbatę. W pokoju jest czysto, wkoło stoją zielone kwiaty, nic nie leży na podłodze. Ja delektuję się każdym łykiem i chłonę książkę słowo za słowem. A dzieci? Dzieci są już dorosłe i nie mieszkają z nami w domu.
Kiedyś tak będzie, a ja wtedy będę tęskniła do tego bałaganu, do chrupków przylepionych do podłogi i rechotu moich dzieci.
*wpis powstał w ramach współpracy z Philips
W tym roku u nas pierogi będą krzywe, pierniczki koślawe, a na choince zawisną ozdoby, które zrobiłam razem z córką. Nie chcę Świąt z katalogu, czy prosto z Pinteresta. Mają być nasze! Dlatego w tym roku jeszcze chętniej zapraszam moje dziecko do przygotowań.
Współpraca reklamowa z Disney Junior
Kiedy Lilka obudziła się 1 grudnia i powiedziałam jej, że już niedługo będą Święta to ona tak się ucieszyła! Widziałam w jej oczach wszystko – podekscytowanie, chęć do działania, niecierpliwość… Codziennie pytała mnie kiedy w końcu będziemy robić pierniczki i kiedy będziemy lepić pierogi.
Nie wyobrażam sobie, że mogłabym jej nie zaangażować w przygotowania. To właśnie dla niej to wszystko! Mogłabym kupić pierogi na dole (bo mamy pyszne) albo sama je zrobić wieczorem (jakieś 8 razy szybciej niż z nią), ale to nie o to chodzi.
Świąteczny klimat jest jedyny w swoim rodzaju i nie mam zamiaru z powodu bałaganu w kuchni czy też wyglądu późniejszych specjałów oddelegować ją do cioci.
Na choince powiesimy bombki (te co rok temu), ale też ozdoby, które razem robimy. Co z tego, że może nie pasują? To nasza choinka.
Moja czterolatka przeżywa wielką fascynację bajkami. Obecnie jej ulubioną kreskówką jest Klinika dla pluszaków – ogląda ją na kanale Disney Junior. Główna bohaterka to empatyczna Dosia. Myślę, że Lilka trochę się z nią utożsamia, bo sama uwielbia bawić się w Doktorcię. Leczy swoje pluszaki i otacza je opieką.
Ta bajka jest naprawdę godna polecenia, bo bohaterowie są bardzo przyjaźni. Dzieci mogą brać przykład z Dosi, która otacza opieką swoje zabawki. Wrażliwość głównej bohaterki udziela się jej zabawkom: Mrozkowi, Besi, Heli i Stefanowi. Znacie?
Ta fascynacja przekłada się też na codzienne czynności, więc postanowiłam, że przy naszych świątecznych przygotowaniach pomogą nam właśnie bohaterowie Kliniki dla pluszaków. W końcu bałwan na choince i piernikowa owieczka mogą się nazywać Mrozek i Besia.
A teraz nasze pomysły. Możecie ja wykonać z dziećmi i razem przyozdobić choinkę.
Potrzebujecie:
Składniki połączyć i wszystko razem zagnieść. Odrywać kawałki masy, wałkować i wycinać kształty. Jeżeli zamierzamy powiesić ja na choince – patyczkiem lub zapałką trzeba zrobić dziurki. Żeby figurki nie popękały trzeba je wysuszyć w piekarniku w temp. 75 stopni (około 30 min). Na drugi dzień figurki można pomalować. My akurat użyłyśmy mazaków.
Mrozki pięknie prezentują się na choince:) A Lilka jest przeszczęśliwa!
Zrobiłyśmy również najlepsze pierniczki ze sprawdzonego już przepisu. Wychodzą pyszne, korzenne i z pewnością nie wytrzymają do Świąt
Składniki:
Wykonanie:
Aby zrobić szybkę w bałwankach trzeba pokruszyć landrynki lub cukierki z ksylitolem i wstawić do pieczenia.
Aby zrobić białą wełnę z pianek wystarczy po upieczeniu ułożyć na pierniczku małe pianki i wstawić na minutę do piekarnika, a następnie lekko docisnąć ręką. Wyglądają naprawdę uroczo i Lilka cały czas czai się na nie pod choinką.
Jeżeli spodobał się Wam ten wpis kliknijcie “Lubię to” lub udostępnij na profilu na Facebooku: https://www.facebook.com/nebuleblog/
Pisałam Wam na moim fanpage’u, że szukam czegoś dla Lilki. Na nowo załapała chęć układania i klocki są w ciągłym użyciu. Szybko przejrzałam internet i znalazłam mnóstwo ciekawych propozycji. Sami zobaczcie jakie cuda:
Nie będę już wstawiać linków i mam nadzieję, że znajdziecie je sami.
te Geomag baby, chyba kupię Julowi niedługo
Odsyłam Was jeszcze do moich różnych wpisów o klockach, które są właściwie cały czas w użyciu.
np. Incastro
Klasyczne, drewniane Pilch
Plus plus mini i midi
Jeżyki B.toys, które ostatnio przeżywają swój powrót
Joinks
Żyjemy w czasach kiedy prawie każdy ważny moment chcemy zatrzymać na zawsze. Szybkim ruchem wyjmujemy telefon z kieszeni i jednym naciśnięciem utrwalimy chwilę, która będzie nam przypominała przeszłość. Dzieci tak szybko rosną, więc chcemy wszystko utrwalić. Ja sama robię mnóstwo zdjęć dziennie. Te, które wg mnie są najlepsze dodaję na Instagram.
Niektóre z nich również ładuję na blog. A inne zdjęcia mi się gubią. Od czterech lat tylko jeden raz oddałam zdjęcia do wywołania. Obejrzeliśmy je może 4 razy. Wydaje mi się, że za dużo teraz tego jest wszystkiego. Nas kiedyś zaprowadzano do fotografa i robiono nam 5- 10 zdjęć – dlatego takim sentymentem je darzymy.
Aparat towarzyszy mi codziennie, jednak bardziej zawodowo. Robię mnóstwo zdjęć na potrzeby bloga. Zdecydowanie mniej robię prywatnie. A to dlatego, że mam po prostu dość. Na wakacje zabieram aparat, ale robię 10 zdjęć do albumu i to wszystko. Aparat jest ciężki, trzeba go wyjąć z torby, założyć obiektyw, ustawić wszystkie parametry i dopiero zrobić. Często cały kadr już dawno mi się rozjedzie, a nie lubię zdjęć pozowanych i ze sztucznym uśmiechem.
We wpisie o gadżetach wakacyjnych wspomniałam Wam, że na prawie każdym wyjeździe używamy kamery. Zawsze zabieramy ją ze sobą na wakacje. Dziś napiszę Wam dlaczego GoPro jest naprawdę fajnym gadżetem i świetnie nadaje się na prezent.
Uwielbiam ją przede wszystkim dlatego, że jest mała i lekka. Zajmuje niewiele miejsca i prawie zawsze na wyjeździe mam ją pod ręką. Nie chowam jej do torby, tylko gdzieś leży. Mamy ją już 2,5 roku.
Obiektyw jest jasny i ma bardzo szeroki kąt – dzięki temu, możemy utrwalić szeroki obraz. Kamera jest bardzo dynamiczna i szybka – świetnie łapie ruch. Jak pewnie wiecie, takie kamery są stworzone do sportów ekstremalnych. A przecież dzieci w ruchu są właśnie tak ruchliwe.
Dzięki temu, że mam ją przymocowaną na kiju to również ja jestem obecna na nagraniach. Niestety nie ma tego luksusu jak robię zdjęcia aparatem, a nie chce mi się taszczyć jeszcze za sobą statywu. Moje dzieci przynajmniej będą widziały, że uczestniczyłam w ich wychowaniu;)
Tak, dobrze myślicie – można ją dać dziecku i nic się na stanie. Mało tego, dzieci mogą z nią wskakiwać do wody, nagrywać nurkowanie pod wodą. Wszystkie możliwe wyczyny kamera nagra bez problemu. Do tego jest lekka i dziecko bez problemu utrzyma ją w dłoniach.
Aby kamera była jak najlżejsza nie ma np. wyświetlacza, czyli kręcimy bez podglądu. Można taki wyświetlacz dokupić (koszt ok 550 zł), ale uważam, że jest to zbyteczne. Czasem nawet ciekawsze nagrania wychodzą bez podglądu. Jeżeli bardzo zależy Wam na podglądzie to polecam apkę na tel. GoPro i tam macie podgląd na żywo.
Co jeszcze? Jest dostępnych mnóstwo akcesoriów- takich jak akurat nam pasują: paski na klatkę piersiową, na głowę, na nadgarstek itd.
Ja dokupiłam tylko kij i czarną ramkę. Nagrywając w obudowie wodoodpornej nie zarejestrujecie dźwięku. Jeżeli będziecie kupować kij to radzę wybrać, porządny i gruby. Najpierw miałam taki zwykły, cienki za 40 zł i niestety kamera latała na boki. Film ruszał się wtedy w dwie strony. Nasz kij jest firmy GoPole.
My mamy starszy już model GoPro 3+, ale działa bardzo dobrze i na nasze potrzeby jest ok.
Filmy najpierw oglądam w aplikacji na telefonie i je tam kasuję. Później wybrane zgrywam na komputer i wrzucam je do darmowego programu GoPro. Tam robię film, podkładam muzykę. Generalnie jest to bardzo proste. Sklejenie jednego filmu zajmuje mi ok 3 h.
Filmy odtwarzamy cały rok i myślę, że to lepsza pamiątka niż zdjęcia. Lilka uwielbia je oglądać i robi to naprawdę często. Gotowe filmy wgrywam na vimeo.com (można ustawić tam prywatność).
Nasza kamera kosztuje ok 100o zł dostępna jest np. tutaj
Macie chęć obejrzeć nasze produkcje? Możecie wziąć dzieci na kolana i obejrzeć razem:) Włączcie HD w prawym, dolnym rogu.
Dziś temat wpisu to książki dla najmłodszych dzieci. Pokażę Wam naszą biblioteczkę, a także podpowiem jak wybierać książki dla niemowląt. Jeżeli Wasze dzieci uwielbiają książki lub zamierzacie dopiero je wprowadzać w świat literatury to ten wpis jest dla Was.
Na początku chciałabym napisać Wam kilka wskazówek dotyczących tego jak wybierać książki dla niemowlaków.
Zmysł wzroku u noworodka rozwija się jako jeden z ostatnich. Początkowo dzieci widzą w odległości tylko 20 cm i do tego bardzo ostre kontury i barwy. Warto noworodkom w czasie aktywności (bardzo krótkiej) pokazywać kontrastowe ilustracje. Nie przesadzajmy z długością takiej zabawy (1-2 minuty) w zupełności wystarczą.
Najlepiej pokazywać obrazki w czasie leżenia na brzuchu (w tym wieku to też są pewnie 1-2 minuty). Jeżeli dziecko leży na plecach i pokazujemy wzory z boku to trzeba pamiętać żeby zmieniać boki (a nie tylko po jednej stronie). Noworodek nie jest w stanie utrzymać głowy prosto, więc nie pokazujmy książek z przodu.
Przyznam Wam szczerze, że nie miałam specjalnej książeczki ze wzorami. Julek co prawda dostał popularne karty Czu czu, ale zupełnie się nimi nie interesował. Znacznie bardziej lubił kota, o którym pisałam we wpisie Zabawki dla niemowląt 0-6m. Drukowałam mu też darmowe karty i był nimi zainteresowany TUTAJ. Karty pokazywałam kilka razy dziennie. Nie przesadzałam, bo dzieci znacznie lepiej reagują na ludzką twarz.
Na rynku dostępnych jest wiele pozycji dla małych dzieci. Czy wszystkie z nich się nadają? Nie. Oczywiście dziecko może interesować się nawet encyklopedią, ale właściwie nic nie skorzysta z jej oglądania. Warto, więc dobierać książki mądrze.
Dlatego dziś napiszę Wam jak wybierać książki tak, aby dziecko miało szansę się zainteresować.
Mamy również kilka książek, na które Julek jest za mały, ale czytam je kiedy obok jest Lilka i wtedy dwie strony są w miarę zadowolone.
Na wstępie dodam, że bardzo mało jest ciekawych książek na rynku. Dlatego często odwiedzam TK maxx i kupuję tam książeczki w bardzo dobrej cenie.
Ostatnio zaczęłam też zamawiać książki z bookdepository.com Macie tam mnóstwo pozycji obcojęzycznych, a wysyłka jest za free. Zamówiłam Julkowi jedną książkę, której nie mogłam znaleźć w PL i jestem bardzo zadowolona (kosztowała 26 zł, szła 8 dni i listonosz wrzucił ją do skrzynki)
Jak widzicie dwie książki kosztowały 16.99 zł w Tkmaxx:) Julek bardzo je lubi. Często wkładam też taką małą książkę do torby wózkowej i mam w pogotowiu. Sprawdźcie wydawnictwo Priddy books na bookdepository- mają świetne książki
Bez wątpienia ulubioną pozycją Jula jest książka po Lilce, którą dostała od mojej przyjaciółki z UK.
Widzę, że jest niedostępna na Book Depository, ale jest podobna tutaj
Widać na niej ząb czasu oraz zęby Lilki i Jula 🙂
Julek uwielbia zdjęcia dzieci, dlatego zamówiłam mu 2 tygodnie temu Baby faces i jest szał. Oglądamy ją kilka razy dziennie i się autentycznie do nich śmieje.
Szkoda, że na polskim rynku nie ma takiej pozycji.
Teraz chciałabym napisać kilka słów o pewnej serii dla dzieci od 0 do 36 m.
Jest to seria książeczek dla dzieci od urodzenia do około 3 lat. Książki są podzielone ze względu na wiek dzieci i ich umiejętności. Na każdej książce jest też opis normy rozwojowej dla tego wieku i dzięki temu możemy dowiedzieć się jak bawić się z maluchem.
Trzy pierwsze książeczki są genialne! Dokładnie takie jak szukałam i uważam, że to naprawdę dobra publikacja i warto ją mieć. Następne części zawierają inne ilustracje i już nie podobają mi się tak bardzo. Ale sam pomysł – świetny!
Najlepsza wg mnie jest część 6-12 m z wyrażeniami dźwiękonaśladowczymi i Julek woli ją od Księgi dźwięków.
Bardzo fajna rozkładana książka dla niemowlaków. Idealna do oglądaniu w pozycji na brzuszku (można ją rozłożyć i postawić). Jedna strona jest czarno-biała (dla młodszych dzieci), a druga kolorowa (dla starszych).
Świetna seria dla najmłodszych. Dostępne są książeczki o różnej tematyce. Tak właśnie powinny wyglądać książki dla najmłodszych czytelników – biała strona, zdjęcie i mały podpis.
Dzieci lubią też książki o czynnościach, które same wykonują. Czytanie takich książek pomaga zorganizować dzień i czuć się bezpiecznie. Wielki plus za owsiankę:)
To jest jedna z bardziej ulubionych książek przez Jula. Ma bardzo grube strony i okrągłe rogi, więc nadaje się również do gryzienia.
książka dla niemowląt – Seria Onomato wyd. Olesiejuk
Pisałam o niej tutaj Ciekawe książki do 10 zł. Jest cała seria z wyrażeniami dźwiękonaśladowczymi. Kosztują niewiele, a dzieci je lubią.
Bardzo fajna rozkładana książka dla miłośników motoryzacji. Jest też wersja o zwierzętach
Bardzo fajna książeczka z przyjemnymi ilustracjami. Rzeczywiście Julek zaczyna skrobać paluszkiem po dotykowych elementach książki. Później przyda się do nauki kolorów.
W końcu coś dla mnie:) czyli piękne ilustracje i wartościowa treść. Kupię z pewnością 2 pozostałe z tej serii.
Bardzo fajna książeczka dla dzieci bliżej 12 m. Ciekawe ilustracje i przedmioty użytku domowego na pewno zainteresują malucha.
Nie uczymy Jula czytać, ale książkę oglądamy, bo ma dużo wyrażeń dźwiękonaśladowczych. Pod zdjęciami, które mogłyby być większe są również krótkie zdania, które możemy czytać dzieciom.
dostępna ZNÓW tutaj
Nie wiem co takiego ta książka ma w sobie, że dzieci ją tak kochają. Kiedy ją wyciągam i zaczynam czytać juniorowi to 4-latka natychmiast przybiega z drugiego pokoju i cieszy się tak samo jak on.
Biblia wyrażeń dźwiękonaśladowczych. Wg mnie to pozycja obowiązkowa;)
Lilka tak samo ją uwielbiała i do dziś mam przed sobą obrazek, kiedy stoi przy łóżku mając 9m i pokazuje pieska i mówi: “Auuu auuu”
Książeczka z zaczepem do wózka przyda się podczas spacerów. Bardzo fajna, kolorowa, dużo się w niej dzieje.
dostępne tutaj
W końcu coś nowego dla najmłodszych. Świetna seria trzech książek o wesołym cyklopie o imieniu Ancyklopek. Podoba mi się bardzo, bo jest to coś świeżego. Sama uwielbia nurty noir i np. ugly toys (brzydkie zabawki), które pokazują dzieciom coś innego.
Pierwsza książką Świat wg Ancyklopka jest zbiorem przedmiotów, które otaczają dziecko. Rozbawił mnie smoczek i grzechotka 🙂 Julek bardzo lubi tę część i śmieje się razem ze mną. Wyraźne kontury zobaczy już 3 m. dziecko.
Ta część jest o wyrażeniach dźwiękonaśladowczych
Te dwie pozostałe uwielba też Lilka i czytamy je razem.
Świetna książka dla rodzeństwa:) Kiedy Julek był chory robiliśmy nawet z jej pomocą inhalacje. Mam nadzieję, że zrobią dodruk
Ciekawa, kartonowa książka z różnymi otworami o ogrodzie. Tak jak pisałam – interesuje zarówno młodsze, jak i starsze dzieci. Dzieci zaglądają w otwory, dotykają dziurek – świetna pozycja na prezent.
Książka tego samego autora i w podobnej konwencji. Fajna, kolorowa pozycja dla dzieci.
dostępny TUTAJ
Moja ulubiona! Przepiękna książka w duchu Montessori o tym jak powstają motyle. Przepiękne ilustracje i zaskakujące, otwierane elementy. Czterolatka jest ciekawa cyklem życia motyla, a niemowlak podziwia ilustracje.
Na koniec edit – z myślą o najmłodszych czytelnikach napisałam serię książeczek. Były projektowane i pisane biorąc pod uwagę wszystkie wyżej wymienione aspekty. Ich zadaniem jest pobudzać dzieci do interakcji i wspierają rozwój mowy – wszystkie szczegóły znajdziecie we wpisie:
Książki dla dzieci wspomagające rozwój mowy
Twoje dziecku przestanie się zamykać buzia jak je z nim poczytasz.
a tu ich video recenzja od Aktywne Czytanie:
Wczoraj wróciliśmy z Zakopanego. Spędziliśmy naprawdę ciekawy czas i mam wielką chęć opowiedzieć Wam jak tam było.
Kiedy rezerwowaliśmy hotel ponad dwa miesiące temu nie spodziewałam się, że na początku grudnia zastanie nas taka zima. Planowaliśmy wyjechać w środę na noc żeby dzieci spały, przespać się u znajomych w Krakowie i później ruszyć rano do Zakopanego. Kiedy zapakowaliśmy już wszystkie bagaże i mąż nosił je do auta, zaczął padać śnieg.
Wiecie co się dzieje w Warszawie kiedy spadnie PIERWSZY DUŻY śnieg? Są gigantyczne korki! Do Krakowa jechaliśmy ponad 5h, dzieci co chwilę się budziły, do tego padał duży śnieg i jechaliśmy 30 km/h. Myślałam, że nigdy nie dojedziemy i zatrzymamy się na nocleg już w Katowicach. Grubo po północy dotarliśmy na miejsce. Lila oczywiście się wyspała w aucie i bawiła się do 2.
warunki na drodze były fatalne i powolutku turlaliśmy się do celu (zajęło nam to prawie 2h). Dojechaliśmy około 13 i poszliśmy do polecanej przez Travelicious.pl Restauracji Zakopiańskiej. Od razu humory nam się poprawiły, bo jedzenie było przepyszne – takie jak lubię, czyli regionalne, ale z nutką wariacji. Później namówiłam jeszcze znajomych żeby odwiedzili razem RZ i również byli zachwyceni.
Zatrzymaliśmy się w Rezydencji Nosalowy Dwór.
Zakochałam się w tym miejscu – wspaniały hotel przystosowany do potrzeb dzieci, a do tego z fajnym designem i atrakcjami. Wzięliśmy większy pokój, bo Julek ostatnio śpi ze mną i mąż ucieka wtedy do Lili.
Kilka słów o hotelu – położony jest dalej centrum i przez to nie ma się wrażenia, że jest się w Zakopanem;) Trafił nam się akurat pokój z widokiem na Nosal, a śniegu z godziny na godzinę przybywało coraz więcej. Hotel składa się z dwóch części połączonych przejściem na 3 piętrze.
Pogoda na zewnątrz była cudowna – dużo śniegu (0,5 metra) a na termometrze w okolicach zera. Wydawać by się mogło, że w takich okolicznościach dzieci będą wniebowzięte. Nic bardziej mylnego. Pierwszego dnia Lilka wyszła z tatą i po 15 min chciała wracać do pokoju. A drugiego dnia kiedy wyszliśmy pozjeżdżać na sankach i jabłuszkach znudziła się po 10 minutach.
Było mi autentycznie przykro, bo ja właśnie tak wspominam moje idealne ferie u babci. Dużo śniegu, zjeżdżanie na sankach itd. Przeciągnęłam ją tyle ile dałam radę i wróciłyśmy do hotelu. Szkoda, no! Lilka argumentowała, że nie lubi zimnych wakacji – woli te ciepłe.
Impreza z dziećmi była bardzo fajna, wynajęliśmy animatorkę, która bawiła się z naszymi dziećmi aż prawie padły. Już nie pamiętam kiedy ostatnio byłam na jakiejś imprezie, a co dopiero z niemowlakiem na rękach. Na szczęście udało nam się zorganizować to tak żeby i maluchy były przy nas.
W hotelu są dwie sale zabaw, które bardzo angażowały nasze dzieci. Lilka była również zachwycona mikołajkowymi zabawami z animatorkami. W niedzielę miało być spotkanie z Mikołajem, które wyobrażałam sobie podobnie jak zabawy z animatorką. Kiedy Lilka już weszła do sali zabaw i czekała z dziećmi na Mikołaja, ja stałam na zewnątrz. Najpierw usłyszałam świąteczną muzykę, a później pojawił się on. Za nim niesiono worki z prezentami dla dzieci…
Tak, właśnie wtedy przyszło mi do głowy, że jednak można było przekazywać prezenty dla dzieci żeby Mikołaj wręczył je osobiście. Przez imprezę urodzinową i to wszystko co się działo nie dość się zorientowaliśmy się w temacie. Kiedy inne dzieci otwierały wypasione Hot Wheels Lilka dostała… cukierka. Poczułam się jak zła matka level PRO – Lilka była zrozpaczona. Ona już chyba zapomniała i czeka na jutrzejsze Mikołajki. Obiecałam jej kupienie pamiątek z Zakopanego i zrobiło się odrobinę lepiej.
Oczywiście byłam nastawiona na bardzo trudną podróż i nawet przesadziliśmy Lilkę do przodu. Jednak moje obawy okazały się bezpodstawne. Nie wiem jakim cudem, ale przejechaliśmy trasę Zakopane – Warszawa w 5h i 20 min z godzinną przerwą na obiad.
Oczywiście wyjechałam z ogromnym niedosytem, bo niestety nie miałam jak pochodzić po Zakopanem i jeszcze bardziej poczuć zimowy klimat.
Mam nadzieję, że niedługo znów nam się uda tam wyjechać i tym razem nie odpuszczę – wykorzystam ten czas na eskapady, bo jednak wyjazd z dwójką dzieci często bywa bardziej męczący niż życie codzienne w domu.
Zrobiłam niewiele zdjęć, bo chciałam jak najwięcej czasu spędzić z rodziną i paczką znajomych.
a tu macie rankig czytelników TOP 20 Hotel z dziećmi na narty
Trochę opuściliśmy się z frekwencją w odwiedzaniu miejsc związanych z kulturą, ale to dlatego, że najmłodszy domownik nam nie bardzo na to pozwala. Jedynie wyjścia do restauracji są dla nas w tym momencie najlepszą opcją. Ostatnio odkryliśmy nowe miejsce gdzie można spędzić kilka wyjątkowych godzin z rodziną.
W ubiegłą niedzielę odwiedziliśmy restaurację w hotelu DeSilva w Piasecznie.
Odkąd Julek jest z nami wybieramy trochę inne miejsca, gdzie jest ciszej, spokojniej, gdzie jest miejsce żeby postawić wózek. Niewiele jest takich miejsc w Warszawie, bo jednak właściciele chcą mieć dużo stolików na niewielkiej przestrzeni. Gdzieś w sieci trafiłam na ofertę Rodzinnych obiadów i postanowiliśmy je wypróbować.
Dzieci zasnęły w samochodzie i 15 minut po wyjeździe z centrum Warszawy już byliśmy na miejscu. Julek spał sobie smacznie w wózku, a my mogliśmy w spokoju zjeść obiad, deser i spędzić naprawdę fajny, rodzinny czas.
Już kiedyś Wam pisałam – często żałujemy, że żadna babcia nie mieszka w promieniu 100 km i tak naprawdę odkąd mamy dwoje dzieci to nie mamy z mężem czasu dla siebie. Julek wieczorem budzi się co pół godziny, a jak dzieci nie śpią to jednak bardziej zwracamy uwagę na nie niż na siebie.
To właśnie te weekendowe wyjścia do restauracji są przeznaczone dla mnie i męża. Lilka zazwyczaj jest zajęta 2-3 h zabawą z animatorką, Jul śpi w wózku, a my mamy w końcu czas dla siebie. Taka niewielka namiastka randki;)
Wracając do naszej niedzieli. Co mi się bardzo podobało to genialne animacje. Zupełnie inne niż w restauracjach. Pani miała przygotowany pomysł na całe zajęcia i były to Dinozaury. Dzieci robiły przy pomocy animatorki swoje pacynki, a później ozdabiały. Lilka była zachwycona, bo takie zabawy ostatnio uwielbia. Pani miała wyjątkowo dobre podejście do dzieci i “pomagała” im zrobić prace samodzielnie.
Restauracja zapewnia oddzielny bufet dla dzieci, który jest BEZPŁATNY. Tak, dobrze czytacie – ja też się zdziwiłam. Jest podobnie tak jak w hotelach all inclusive – dzieci mogą wybierać i przebierać w daniach, które są wyłożone. Czyli nie ma czegoś takiego, co u nas często się zdarza, że Lilka zamówi danie z karty, a później jak zobaczy to już nie chce jeść. Do wyboru było mnóstwo dań i tak naprawdę dzieci mogą zjeść wszystkiego po trochę (pomidorowa, rosół, frytki, ryba, szaszłyki, zapiekanki, naleśniki).
Muszę przyznać wielki plus za menu dietetyczne. Próbowałam hamburgerów bezglutenowych i były bardzo dobre. Dodatkowo dzieci mogą wybierać wśród malutkich kanapeczek, koreczków, owoców i wypieków. Mogą sobie nawet same nalewać kompot malinowy, który jest zrobiony z prawdziwych owoców. A na koniec wyciąć z galaretki ulubiony kształt.
Naprawdę świetnie pomyślane dla dzieci, które lubią próbować różnych rzeczy. Ten bufet jest za darmo dla dzieci do 10 lat. Rodzice płacą tylko za swoje dania.
Kuchnia jest bardzo różnorodna i każdy znajdzie coś dla siebie. My się najedliśmy, napiliśmy dobrej kawy, zjedliśmy również deser i po 3h powoli musieliśmy namawiać Lilkę na powrót do domu, co nie było takie łatwe. To chyba najlepsza rekomendacja:)
Informacje:
Hotel DeSilva
ul. Puławska 42
05-500 Piaseczno
strona www http://www.desilva.pl/piaseczno
Facebook https://www.facebook.com/HoteleDeSilva