kontakt i współpraca
Campingi w Chorwacji mają wszystko, co potrzebne do udanych wakacji. Baseny, zjeżdżalnie, pyszne jedzenie i piękne widoki – tak właśnie będę wspominać nasz wyjazd kamperem. A dziś przekonam Was, że naprawdę warto wybrać się na camping do Chorwacji.
wpis zawiera linki afiliacyjne
W ubiegłym roku odwiedziliśmy włoski camping – Marina di Venezia. O naszych wrażeniach możecie przeczytać w tamym wpisie. Byliśmy zachwyceni i nie spodziewałam się, że campingi w Chorwacji mogą być jeszcze lepsze.
Są różne podejścia – znam osoby, które już pod koniec roku mają zarezerwowane najlepsze domki i parcele. My zdecydowaliśmy się na wyjazd spontanicznie i rezerwacje robiliśmy na ok. 1,5 miesiąca przed wyjazdem. Jechaliśmy ze znajomymi i już wtedy mieliśmy trudności z dostępnością parceli. Większość z nich była zajęta. A muszę napisać, że byliśmy przed sezonem (przełom maja i czerwca).
Myślę, że rezerwacje na wakacje trzeba robić znacznie wcześniej. Oczywiście możecie próbować przyjechać i podzwonić po campingach. Może się zdarzyć, że coś akurat się zwolni, ale z tego, co wiem jest to trudne.
Oba campingi rezerwowaliśmy przez ich stronę: Camping Adriatic | Best Camping in Croatia: Istria, Krk Island & Dubrovnik (camping-adriatic.com)
Jeżeli nie ograniczają Was wakacje, to oczywiście najlepiej przed sezonem. Nie jest tak gorąco i nie ma dużo ludzi, do tego ceny są niższe. Ale uprzedzam – woda w morzu jest dość … orzeźwiająca.
To może być naprawdę trudne, bo w Chorwacji jest mnóstwo świetnych campingów. Wiele z nich posługuje się systemem gwiazdkowym – im więcej gwiazdek, tym więcej udogodnień i atrakcji. My w tym roku kierowaliśmy się lokalizacją (pierwszy bliżej Polski, a drugi blisko większego miasta i bez przeprawy promowej). Na podstawie naszych preferencji wybraliśmy 2:
Oba campingi są sieci Valamar i rezerwowaliśmy je przez stronę internetową. Wpłaciliśmy zadatek w wysokości 50 euro, a resztę zapłaciliśmy przy wyjeździe.
To podobno najlepszy camping w Chorwacji i kto był tam raz to albo wraca, albo jeździ na inne i marudzi, że nie dorównuje Istrii. No cóż mogę powiedzieć – dla nas to miejsce jest idealne. Jest blisko Polski, ma wszystko to, czego potrzebujemy do świetnych wakacji, a do tego ma mnóstwo udogodnień, o których zaraz napiszę.
Co widzicie, jak patrzycie na mapę? Camping jest ogromny! A jeżeli Wam powiem, że tego się tak nie odczuwa, to uwierzycie? Po pobycie na Marina do Venezia byliśmy przygotowani, że po campingu będziemy jeździć rowerami (w tamtym roku o godzinie 12 mieliśmy już zrobione 10 k kroków).
W tym roku tylko jeden raz odpięliśmy rowery. Według mnie nie są potrzebne żeby poruszać się po campingu. Spokojnie można chodzić pieszo. Na obu chorwackich campingach są spore wzniesienia i jest naprawdę gorąco. Jest dość ciężko, jeżeli dzieci nie są przyzwyczajone jeździć rowerem w takich warunkach.
Camping ma plaże z obu stron półwyspu i ma to plusy. Plaże są kamieniste, mają po bokach skały – myślę, że każdy kto jedzie do Chorwacji właśnie takich widoków się spodziewa. Domki i parcele są położone kaskadowo – ma to ogromne znaczenie, bo dzięki temu nawet dalej położone miejsca mają widok na morze. My mieliśmy parcelę w rejonie MARINA – bardzo blisko, zacienionej plaży dla rodzin.
Cały teren campingu jest bardzo zielony i zadbany – roślinność robi ogromne wrażenie.
Poranna kawa po wyjściu z kampera
Oczywiście jest duży aquapark z basenami i zjeżdżalniami – na maluchy czeka zacieniony brodzik. Jest też plac zabaw, sala zabaw, boiska do gry w piłkę, minigolf, animacje i codzienne występy. Naprawdę brakuje czasu żeby z tego wszystkiego skorzystać. Po drugie stronie jest też wyspa z atrakcjami dla dzieci – akurat była zamknięta w czasie naszego pobytu. Na campingu jest nawet kino dla dzieci.
To jest sanitariat:
Ten camping jest naprawdę genialny pod tym względem – są rodzinne, prywatne łazienki, gdzie możecie trzymać swoje rzeczy. Bardzo czyste i nowoczesne sanitariaty (tak w środku jest nawet zjeżdżalnia). Oczywiście są też piekarnie, lodziarnie, kilka naprawdę pysznych restauracji, dobrze wyposażony market.
Jeżeli ktoś nie ma potrzeby to nie musi wychodzić poza camping. Na basenie są bezpłatne leżaki. Oczywiście są pralki, suszarki, zmywalnie naczyń – wszystko czyściutkie i pachnące.
Zrobiliśmy wcześniej zakupy w supermarkecie, a później jedliśmy jeden posiłek w restauracji dziennie. Resztę serwowaliśmy przy kamperze. Pieczywo i lokalne smakołyki kupowaliśmy w markecie na campingu (koniecznie kupcie pasty truflowe i wino Tomaz Sauvignon Blanc z lokalnej winiarni Motovun).
Wszystko, co zamawialiśmy było absolutnie pyszne – kalmary genialne! W tym regionie są bardzo popularne dania z truflami – to jest taki obłęd – spróbujcie koniecznie.
Według mnie najlepsze jedzenie jest w Konoba Bokoon i w Olivie przy plaży.
A tak wygląda market na campingu
Przyznaję zaskoczył mnie klimat tego campingu, mnóstwo rodzin – każdy do siebie się uśmiecha, jest pomocny. O godzinie 22 była cisza absolutna, wszyscy szanowali swoją przestrzeń.
Na tym campingu byliśmy 4 noce i za parcelę zapłaciliśmy razem 320 euro. (przełom maja i czerwca)
A później przejechaliśmy na drugi camping – droga jest dość kręta, przez tunele i na wysokości. Uprzedzam, bo dla mnie nie była to w pełni komfortowa jazda. A na wyspę Krk wjeżdża się bardzo wysokim mostem.
Ten camping wybraliśmy głównie dlatego, że był położony blisko miasta Krk i nie był zbyt daleko od Istrii. Tym razem mieliśmy mniejszą parcelę niedaleko boisk i sklepu. Na campingu jest inna atmosfera niż na Istrii – jest bardziej luźno, widać, że wiele osób przyjechało tam na dłużej. Jest też sporo nastolatków, którzy hałasują wieczorem i na basenie. Camping jest zdecydowanie mniejszy, a przez to jest mniejsza strefa basenowa i jest mniej sanitariatów. Położony jest przy mocno kamienistych plażach (jedna jest dla rodzin z psami), ale muszę to przyznać – widoki są obłędne! Spędziliśmy tam 4 noce, ale myślę, że max 3 dni będą tam wystarczające. Nie przyjechałbym tu na tydzień.
Nie ma tutaj zacienionej plaży (na Istrii była)
Plaża jest wąska, kamienista i na górze jest ułożony kamień. Nie ukrywam, że lubię się chować przed słońcem, a jednak spędzać czas na plaży. Tutaj na przełomie maja i czerwca było gorąco! Zdecydowanie plaża na Istrii była lepsza pod tym względem.
Basen nie ma podgrzewanej wody, więc nie spędzaliśmy tam w ogóle czasu. Jest basen, brodzik, mała zjeżdżalnia.
Tutaj też macie boiska i strefę gier
Oba campingi, na których byliśmy są z jednej sieci – Valamar – jeżeli nie lubicie być zaskoczeni to polecam, a jeżeli lubicie nowości to po Istrii wybierzcie camping innej sieci.
Na tym campingu były 2 restauracje – podobne do poprzedniego miejsca i bar przy plaży.
To głownie dlatego wybraliśmy ten camping – chcieliśmy mieć w zasięgu spaceru chorwackie miasteczko. I się nie zawiedliśmy! Wyszliśmy bramką przeć camping i szliśmy brzegiem morza – te widoki zapamiętam na zawsze.
Ta trasa jest dość wymagająca – nie przejedziecie rowerem ani wózkiem, ale warto. Wybraliśmy się tam dwa razy i chociaż aplikacja Google maps pokazywała nam 20 minut drogi, to szliśmy około 35, bo na każdym kroku zatrzymywaliśmy się na zdjęcia i podziwianie krajobrazu.
Trasa z campingu do miejscowości Krk – obłędnie niebieska woda, bujna zieleń i skały
Bardzo polecamy wybrać się do Krk na kolację do tej restauracji – Punta di Galetto
A w samym Krk polecamy pospacerować wąskimi uliczkami i poczytać o historii
Polecamy też obiad lub kolację w Zrinski – było pyszne! A do tego na koniec z rachunkiem przynoszą skrzynię słodyczy 🙂
Za 4 noce za parcelę zapłaciliśmy tyle samo co na Istrii 320 euro. Uważam, że Istra jest lepsza, ale jeżeliu wolicie bardziej kameralne campingi blisko miasteczka to też może Wam się tu spodobać.
Linki raz jeszcze:
My już powoli szukamy campingu w Chorwacji na kolejny sezon. Może macie coś do polecenia?
A jeżeli nigdy nie byliście na campingu w Chorwacji to bardzo Wam polecam Istrę na pierwszy raz – mi bardziej się podobał niż włoska Marina di Venezia i z pewnością jeszcze tam wrócimy.
Ocet jabłkowy w ostatnich latach stał się hitem w internecie. Niektórzy piją go już długo, a inni są bardzo sceptyczni. W dzisiejszym wpisie przybliżę korzyści ze spożywania octu jabłkowego.
Materiał sponsorowany przez rodzinną olejarnię Olini
Pierwszy raz z dobroczynnymi właściwościami octu jabłkowego spotkałam się kilka lat temu w zagranicznych publikacjach. Pojawiły się doniesienia, że faktycznie picie rozcieńczonego octu z wodą może pomagać w regulacji gospodarki cukrowej, obniżać cholesterol i zmniejszać apetyt.
Piję rozcieńczony ocet jabłkowy od 3 lat – dziś podzielę się moimi doświadczeniami
Najzdrowszy jest ocet żywy, który nie jest filtrowany ani pasteryzowany. Taki ocet owocowy jest pełen żywych bakterii i enzymów, aminokwasów. Taki ocet zawiera pektyny, które wpływają na zmniejszanie apetytu. O wysokiej jakości octu świadczy obecność “matki octowej” – naturalnej substancji złożonej z celulozy i dobrych bakterii octowych.
Kiedy piszę o occie jabłkowym, to mam na myśli wszystkie octy owocowe – każdy z nich ma podobne właściwości i wysoką wartość prozdrowotną.
Takie są właśnie octy owocowe Olini – powstają w procesie naturalnej fermentacji. Nie są pasteryzowane, ani filtrowane – a do tego bardzo smaczne.
Szczególnie jest polecany dla osób z insulinoopornością, otyłością i PCOS. Ale mogą pić go też osoby zdrowe, które dbają o urozmaiconą, zdrową dietę. Po wypiciu octu przed posiłkiem nie jesteśmy ospali i nie mamy obniżonej koncentracji. Są również badania, które dowodzą, że picie octu poprawia wrażliwość tkanek na insulinę.
Dzięki temu lepiej się czujemy i z czasem mogą też się poprawić wyniki badań. A dodatkowo mamy mniejszą ochotę na słodkie produkty.
Przy zastosowaniu zdrowej diety, odpowiedniej dawki ruchu ocet może wspomagać utratę masy ciała. Szczególnie jest polecany dla osób z nadwagą i otyłością.
Pektyny zawarte w occie mają wpływ na odczucie sytości po posiłku. Są to wielocukry, które należą do rozpuszczalnej frakcji błonnika pokarmowego – tworzą żele i dzięki temu zagęszczają treść w żołądku. Dostarczane z octem owocowym będą dawać wrażenie większej sytości, a tym samym opóźniają tempo opróżniania żołądka.
Wyniki badań pokazują też, że osoby, które piją rozcieńczony ocet jabłkowy dziennie zjadają mniej o 200-275 kcal dlatego, że dłużej czują się najedzone.
Dzięki zawartości pektyn i kwasu octowego octy owocowe mają również wpływ na lipidogram. Ograniczają wchłanianie cholesterolu do krwiobiegu i mogą pomóc w regulacji metabolizmu trójglicerydów.
Przeprowadzone badania wykazały, że już 4 tygodniowa kuracja z rozcieńczonym octem jabłkowym może mieć wpływ na zmniejszenie stężenia cholesterolu LDL i znaczne zwiększenie “dobrego cholesterolu” HDL, co ważne poziom trójglicerydów również się zmniejszył.
Żywy ocet jabłkowy powstaje w naturalnej fermentacji i dzięki temu buduje mikrobiotę w jelitach. Zawiera również składniki bioaktywne takie jak witamina C, polifelonole, beta- karoten , które wspierają walkę z infekcją.
Ocet jabłkowy poprawia usuwanie nadmiaru wody z organizmu, u osób które mają do tego tendencje. Zawiera też potas, a dzięki temu wspomaga pracę nerek.
Wysoka zawartość pektyn w occie jabłkowym może mieć pozytywny wpływ na zaparcia. Wystarczy wymieszać łyżkę octu jabłkowego w szklance wody i wypić na czczo.
Ocet jabłkowy zawiera w sobie kwas octowy, który wykazuje właściwości antybakteryjne i przeciwgrzybicze. Zmniejsza namnażanie bakterii E. coli oraz drożdżaków C. albicans. Picie rozcieńczonego octu jabłkowego może chronić od wielu chorób, powodowanych przez te szczepy.
Roztwory octowe można również stosować zewnętrznie na rany lub nadkażenia.
Octy owocowe Olini, oprócz tego, że mają mnóstwo prozdrowotnych właściwości to są naprawdę smaczne. W połączeniu z wodą (ja lubię ze schłodzoną gazowaną) smakują jak drink – są orzeźwiające i gaszą pragnienie – mogą zastąpić słodzone napoje, z których czasami ciężko jest zrezygnować.
Wprowadzenie jednego zdrowego nawyku może pomóc przy kolejnych. Jak zaczniecie pić ocet i zauważycie poprawę w samopoczuciu, to być może nabierzecie chęci do kolejnych np. zrezygnowania z alkoholu lub słodyczy.
TO BARDZO WAŻNE: nie można pić nierozcieńczonego octu jabłkowego. Pamiętajcie o tym! do szklanki wody dodaj 1 łyżkę stołową octu Co prawda nigdzie nie znajdziecie informacji ile szklanek z wodą z octem możecie wypić dziennie, ale ja nie przekraczam 2 szklanek.
TO BARDZO WAŻNE: nie można pić nierozcieńczonego octu jabłkowego. Pamiętajcie o tym!
Co prawda nigdzie nie znajdziecie informacji ile szklanek z wodą z octem możecie wypić dziennie, ale ja nie przekraczam 2 szklanek.
Są różne możliwości:
Ciężko odpowiedzieć na to pytanie, bo każdy z nas jest inny. Dotarłam do badań, w których były opisane przypadki osób, które piły ocet z wodą w pierwszej połowie dnia i dzięki temu miały większe uczucie sytości do wieczora. Jeżeli macie problem z zaparciami to właśnie szklanka wody z octem wypita na czczo pomoże w regulacji.
Ja zazwyczaj piję moją miksturę 15 minut przed śniadaniem i jeżeli wiem, że będę jadła posiłek wysokowęglowodanowy to również wypijam ocet z wodą 15 minut przed. Nie przekraczam 2 szklanek dziennie.
Zapytałam znajomą stomatolog, co sądzi na ten temat i odpowiedziała, że jak zawsze najważniejsza jest dawka. Jeżeli nie będziemy pić NIEROZCIEŃCZONEGO octu jabłkowego i trzymać się zaleceń (1 łyżka stołowa na szklankę wody, nie przekraczać 2 szklanek wody z octem) to nie będzie to miało większego znaczenia dla szkliwa.
Niektórzy są przezorni i piją wodę z octem przez słomkę. Co ciekawe woda z cytryną ma nawet większą kwasowość niż woda z octem, ale nikt nie poświęca temu takiej uwagi. Pamiętajcie też o tym żeby nie myć zębów bezpośrednio po wypiciu wody z octem.
Ja jestem ogromną fanką octu jabłkowego z jabłek Rubin z Olini. Jest pyszny, orzeźwiający i niekwaśny. Możecie na początek spróbować zamówić małe butelki i zobaczyć, który Wam smakuje najlepiej.
Jeśli też uzupełniacie swoje półki w naturalne wspomagacze, to możecie skorzystać z kodu Nebule do Olini.pl – daje on 10% zniżki. Zamawiając tam mam pewność, że produkty są najlepszej jakości i przygotowane w taki sposób aby wspierały nasze zdrowie.
Wcześniej zdarzało mi się przelewać ocet do małej buteleczki – dzięki temu na wyjazdach lub w restauracji mogłam wygodnie z niego korzystać. Teraz pojawiały się miniaturki, które możecie włożyć do torebki lub plecaka i zabrać ze sobą. Dzięki temu picie octu jest jeszcze wygodniejsze i dostosowane do potrzeb.
Tu zobaczcie: Octy do torebki 100 ml
Picie octu jabłkowego ma mnóstwo prozdrowotnych właściwości. Jeżeli znajdziecie swój ulubiony smak, to będzie towarzyszył Wam codziennie.
Źródła:
Pierwsza podróż kamperem to niezłe wyzwanie – przekonaliśmy się o tym na własnej skórze. Są plusy i minusy takiego podróżowania – dziś pokażemy jak wyglądał nasz pierwszy wyjazd i czy jesteśmy zadowoleni.
Od wielu lat mój mąż namawiał mnie na kamperowanie. Szczerze, nie wyobrażałam sobie tego – ja na campingu? Po co? Wolę zdecydowanie urlop w hotelu. Wygodne łóżko, łazienka normalnych rozmiarów i nie trzeba zmywać naczyń – kto normalny woli w tym czasie gnieździć się z dziećmi na 5 metrach kwadratowych?
W końcu, w tamtym roku nasi znajomi namówili nas na wyjazd na kamping we Włoszech. Nie spodziewałam się, że nam się spodoba taka forma wypoczynku. Pojechaliśmy własnym autem osobowym, a na miejscu mieliśmy domek niedaleko plaży. Takie rozwiązanie pozwoliło nam przetestować, czy pobyt na kempingu jest dla nas. A muszę to powiedzieć – przebywanie cały czas na zewnątrz, wspólne zakupy w lokalnym markecie, bliska odległość plaży, baseny, atrakcje – to wszystko spowodowało, że byliśmy zachwyceni!
No i cena – pobyt na campingu jest znacznie tańszy niż w hotelu. A mamy dostęp do plaży, do basenów i wszystkich atrakcji.
Relację z naszego wyjazdu autem osobowym macie we wpisie Marina di Venezia
Kiedy już złapaliśmy kempingowego bakcyla, postanowiliśmy spróbować kamperowania. Akurat nasi znajomi wybierali się na urlop i postanowiliśmy zabrać się razem z nimi. Podjęcie decyzji ułatwiło doświadczenie w kamperowaniu współtowarzyszy podróży. Wiedzieli, jak obsłużyć kampera, gdzie szukać najlepszych campingów i dodali otuchy w podjęciu decyzji.
W kwietniu zarezerwowaliśmy campingi i kampera. Zaczęliśmy odliczać dni do wyjazdu.
Jest coraz więcej takich miejsc – różne kampery z różnymi udogodnieniami. Możecie wypożyczyć auto w swoim mieście, a jeżeli macie daleko, to ciekawą opcją jest wypożyczenie kampera przy granicy. My mamy za mały samochód, więc kampera wypożyczyliśmy w naszym mieście.
Zanim podjęliśmy decyzję – pojechaliśmy go obejrzeć. Jeżeli macie możliwość pojedziecie z dziećmi i sprawdźcie jak wygląda kamper i czy Wasze foteliki pasują.
Mieliśmy kilka wymogów:
Jak widać nie mieliśmy mocno wygórowanych oczekiwań. Nasi znajomy wynajęli dokładnie takiego samego – również po to żebyśmy mogli sobie pomóc w obsłudze.
Niestety przed rezerwacją nie sprawdziliśmy jednej bardzo ważnej rzeczy: jaka jest masa własna kampera
Dlaczego jest to ważne? Bo chociaż w kamperze jest mnóstwo miejsca na różne rzeczy i można ze sobą zabrać pół domu, a kierowca ma prawo jazdy kategorii B, to nie można przekroczyć 3500 kg.
Nasz kamper Ford Kronos 284 TL po zatankowaniu, zalaniu wodą, załadowaniu i zapięciu rowerów ważył 3770 kg – czyli mieliśmy przekroczoną wagę o 270 kilogramów – przy wyjeździe ważyliśmy się na skupie złomu. Dodam, że wcale nie mieliśmy dużo rzeczy, po prostu masa własna tego kampera jest duża.
Nie spodziewałam się, że jest to tak wygodne – dużo miejsca na nogi, siedzi się wysoko i wszystko widać. Kamper jest bardzo miękki i w czasie jazdy ma się wrażenie podróżowania “na chmurce”. Niestety w środku jest hałas. Kiedy rozmawialiśmy musieliśmy mówić dość głośno, prosić dzieci o powtórzenie i po kilku godzinach drogi byliśmy zmęczeni szumem.
Przy wynajmie kampera nie zwróciliśmy uwagi na 2 rzeczy:
Chociaż nasz kamper miał 170 koni mechanicznych – to przy takiej masie i załadowaniu, maksymalną prędkość z jaką dało się komfortowo jechać było ok. 110 km/h. Niestety to powoduje, że podróż się wydłuża i trasę Białystok – Mszana (560 km) jechaliśmy 8,5 h. I mogę powiedzieć, że jadąc camperem musicie dodać 2 godziny.
Oczywiście dzięki temu, że kamper ma toaletę i lodówkę to zaoszczędzicie trochę czasu na postoje.
Obawiałam się spania w kamperze, że będzie niewygodnie, duszno, za mało miejsca. Już po pierwszej nocy przekonałam się, że śpi się znakomicie. A muszę przyznać, że mam problemy ze spaniem na wakacjach. Spaliśmy z tyłu, a dzieci na łóżku opuszczanym.
Wzięliśmy naszą pościel, poduszki i naprawdę spało się bardzo wygodnie. Nasza podróż przypadała na przełom maja i czerwca, nie mieliśmy potrzeby włączania klimatyzacji w nocy. Spaliśmy przy otwartych oknach.
Tuż przed wyjazdem przeszliśmy przeszkolenie i wiedzieliśmy, co trzeba robić żeby najefektywniej z niego korzystać. Samo parkowanie na parceli może być dość kłopotliwe, ale przy pomocy drugiej osoby da się to zrobić sprawnie i bezpiecznie. Rozłożyliśmy nasze rzeczy, wystawiliśmy krzesełka i tak można było odpoczywać. W środku tylko spaliśmy – była świetna pogoda, więc całe dnie spędzaliśmy na plaży i na campingu.
Chociaż nasz kamper miał kuchnię, to latem zdecydowanie lepiej gotuje się na zewnątrz. Wzięliśmy ze sobą multigrilla elektrycznego i kapitalnie nam się sprawdził (taki oto MultiGrill), widzieliśmy, że wszyscy sąsiedzi na kempingu patrzyli na niego łakomym oczkiem kiedy Daniel pichcił na nim swoją szakszukę🙂
Śniadania i kolacje jedliśmy u nas, a na obiady chodziliśmy do restauracji. Wszystkie kwestie techniczne ogarniał mój mąż – i jako amator poradził sobie bardzo dobrze.
W połowie wyjazdu zmieniliśmy kamping. To jest w kamperowaniu najlepsze – możesz zmieniać plany. Zatrzymać się w jednym miejscu na dłużej lub krócej. Jeżeli pogoda się zepsuje możesz totalnie zmienić swoje plany. Widzisz w prognozie pogody deszcz – możesz cały dzień poświęcić na drogę, w kierunku słońca.
To była nasz pierwsza podróż kamperem i mogę wypunktować jakie są plusy i minusy takiej wyprawy.
PLUSY:
MINUSY:
Jak widzicie są plusy i minusy podróżowania kamperem, do tego nie jest dla wszystkich. Ale absolutnie w żadnym hotelu nie masz tego uczucia cudownej wolności. Kiedy wstajesz rano otwierasz drzwi i z kubkiem kawy masz taki widok.
a tu zobaczcie Campingi w Chorwacji jakie odwiedziliśmy
Pierwszy wyjazd na obóz lub kolonie może być stresujący dla rodziców i dzieci. Staramy się aby wypoczynek był świetnie zorganizowany i ciekawy.
Co zrobić żeby taki wypad był genialną atrakcją, a nie nerwówką?
Pamiętam swoje pierwsze kolonie – miałam 6 lub 7 lat i pojechałam na 3 tygodnie nad morze. Byłam najmłodsza ze wszystkich dzieci i było mi bardzo trudno. Zdecydowanie nie byłam gotowa na tak długi wyjazd.
Chociaż wcześniej spędzałam wakacje u babci na wsi, to jednak odległość i obecność starszych dzieci spowodowały, że nie mam dobrych wspomnień z tych kolonii.
Dzieci są różne, są też różni rodzice. Są 7-latki gotowe na obóz i zupełnie niegotowi rodzice, a są też starsze dzieci, które nie chcą jeździć na takie zorganizowane wyjazdy.
Wydaje mi się, że nie ma, ale większość ofert jest kierowanych do dzieci w wieku 7-12 lat. W tym czasie często, ale nie zawsze pojawia pomysł na pierwszy wyjazd na obóz lub kolonie.
Jak wiecie dzieci są różne i każde zdobędzie ją w innym czasie. Rodzice najlepiej będą wiedzieli czy to dobry moment. Jednak można nakreślić luźną listę do sprawdzenia:
Nie warto porównywać dzieci między sobą – ani między rówieśnikami, ani między rodzeństwem, a już zupełnie nie należy porównywać dziecka do siebie w tym wieku. My byliśmy zupełnie inaczej wychowywani, mieliśmy częstszy kontakt z bliższą i dalszą rodziną – było to zupełnie naturalne, że 2 miesiące spędzaliśmy u babci na wsi. Obecnie dzieci są bardziej związane z rodzicami i często trudniej znoszą rozstania.
Czasami jest tak, że dzieci nie chcą nigdzie wyjeżdżać. Wolą spędzić ten czas z Wami lub z rodziną, a nawet same w domu. To też jest OK. Nie warto zmuszać, szantażować czy też wysyłać bez zgody. Dla nikogo to nie będzie przyjemny czas, a przecież ma być inaczej.
Z doświadczenia wiem, że taka chęć może się pojawić sama. U nas dopiero w 10 roku życia, ale za to ta decyzja była bardzo świadomie podjęta przez dziecko.
Tak naprawdę robimy to zupełnie nieświadomie przez pierwsze lata życia. Uczymy samokontroli, higieny osobistej, nazywamy emocje i pomagamy je regulować. Tłumaczymy zachowania innych ludzi i próbujemy je wyjaśniać.
A czy można zrobić coś jeszcze? Po kolei można przechodzić przez te etapy:
Najlepiej kierować się zainteresowaniami dziecka. Jeżeli w ciagu roku chodzi na zajęcia dodatkowe, to może warto spróbować powiązać obóz z tym, co już umie i lubi. Dzięki temu będzie czuło się bezpieczniej, bo będzie wiedziało, co je czeka.
Możecie też razem obejrzeć zdjęcia i relacje z poprzednich lat.
Fajnym pomysłem jest wyjazd z koleżanką lub kolegą – dzieci razem będą się czuły raźniej i w razie potrzeby będą sobie pomagać.
Na początku najlepiej jest wybrać obóz lub kolonie niedaleko domu. Wiem z doświadczenia, że jest to duże ułatwienie, bo zarówno Wy, jak i dziecko będziecie się pewniej czuli.
Na ile dni? Pierwszy obóz najlepiej niech będzie krótki 5-7 dni żeby sprawdzić, czy dziecku się spodoba. My z takiego pierwszego obozu skorzystaliśmy w majówkę: mały obóz konny, 100 km od domu, 5 dni, z koleżanką i co najważniejsze z własnej inicjatywy. BYŁO ŚWIETNIE!
Warto też korzystać z poleceń znajomych – jeżeli ich dzieci od lat jeżdżą na obozy lub kolonie z danej firmy – warto spróbować. Muszę też dodać, że nie wszystkie obozy są zgłaszane do kuratorium – bardzo dobrze, jak są! Możecie zadzwonić i poprosić o więcej informacji.
Zanim zarezerwujecie to warto prześledzić z dzieckiem program kolonii i zasady tam panujące. Na przykład na wielu obozach dzieci mogą korzystać z telefonów tylko w ograniczonym czasie.
Jestem fanką wspierania samodzielności i najlepiej jak dziecko samo przygotuje listę potrzebnych rzeczy i samo się spakuje. Wtedy będzie wiedziało, co ma i jak wyglądają jego rzeczy. Kiedy byłam wychowawcą na koloniach, to wiele razy byłam świadkiem takich sytuacji, że rodzice przed wyjazdem kupowali nowe ubrania i buty, pakowali dzieci na wyjazd. A później dzieci nie wiedziały, co mają i gdzie. W efekcie cały obóz przechodziły w jednym ubraniu.
Z doświadczenia mogę Wam doradzić żebyście nie pakowali dzieciom rzeczy zupełnie nowych, wartościowych i jasnych. To wszystko, co im pakujecie może nie wrócić do domu – są takie przypadki 🙂
A jeżeli macie chęć możecie skorzystać z gotowej listy:
Wiem, że czasem rodzice bardziej przeżywają niż dzieci – postarajcie się nie przenosić swoich lęków na dzieci. Pogadajcie przed wyjazdem, umówcie jak będziecie się kontaktować i kiedy. Nie powtarzajcie: “Jeżeli tylko zatęsknisz, to po Ciebie przyjadę”. Tęsknota jest zupełnie normalna – my też będziemy tęsknić za dzieckiem.
Z doświadczenia wiem, że wszystkie smuteczki najczęściej wychodzą wieczorem, więc kiedy zadzwonicie o takie porze może się zdarzyć, że dziecko się rozklei. Niektóre dzieci w ogóle nie nie będą miały czasu z Wami rozmawiać – to też jest ok! Opowiedzą Wam wszystko jak wrócą.
Pierwszy wyjazd na obóz lub kolonie to duże wydarzenie w rodzinie i warto się przygotować na różne scenariusze. Wy też to przeżyjecie, a później kiedy uśmiechnięte wybiegnie na Wasze powitanie to uznacie, że macie już naprawdę duże dziecko.