kontakt i współpraca
Pierwsze Święta za nami! Ciężko było… Lila przepłakała 4 dni… Chyba miała za dużo wrażeń. Krótka relacja:
Zjeżdżające rajstopy – też się borykam z tym problemem
Szafiarska poza już coraz lepiej idzie…tylko następnym razem muszę pamiętać o wzroku wbitym w ziemię
Strzelam fotki do niedzielnych instagramów
A 6 stycznia kolejne Święta! Jeee… może tym razem będzie lepiej?
A wszystkim czytelnikom bloga Lili i ja życzymy:
Kiedy na padół ziemski zstępuje noc, a gwiazdy błyszczą na granacie nieba ujawniam swoje nowe oblicze. Przywdziewam strój sceniczny i zaczynam koncert. Ryczę różne pieśni, ale zazwyczaj o podobnej linii melodycznej. Tekst bardzo długo pozostaje w pamięci. A-a-a-a-a. Aaaa-aaaa-aaaa. Aaaaa-uuuu-aaaa-uuuu.
Nie wiem czemu moi słuchacze ciągle próbują mnie uciszać. Tylko ciiii i ciiii. Niedługo ruszam w trasę koncertową. Występy są przewidziane na Podkarpaciu i Podlasiu. Pani Grażynka z 8 piętra też będzie mogła posłuchać mojego śpiewu.
Sobota, niby imieniny kota. A my byliśmy na śledziu, śledziku, śledziuniu. Ale nie takim białostockim, a towarzyskim. Nowa, świecka tradycja wdziera się na salony.
Przygotowania trwały od rana. D. z Liluchną poszli na zakupy, a Mama robiła muffiny dyniowe. W książce kucharskiej wyglądały inaczej. Muszę zmienić albo przepis albo kucharza. Albo fotograf kulinarny coś zakrzywił czasoprzestrzeń.
Mama mnie wystroiła w najlepszą kiecę, która za chwilę miała mokre rękawy, bo ostatnio moim ulubionym zajęciem jest zjadanie łapki. A dokładniej zajadanie łapki do łokcia.
A później chciała mnie zmęczyć…
Ale się nie dałam- pół minuty w pozycji na małysza jest wystarczające
Na miejscu, czyli Śledziu chciano mnie uśpić…
Kto by spał jak jest tyle interesujących rzeczy do obejrzenia. Oczywiście w wertykalnej pozycji…
Pokaże gościom język, ciekawe co zrobią…
O, nawet ciekawie rzeczą..
Święty Mikołaj nie istnieje??? No, nie gadajcie!
A gdzie się podział tytułowy śledź??? O jest, ukrył się pod czekoladą!
Jakbym całą imprezę przeleżała w wózku to nawet nie zobaczyłabym tych dekoracji świątecznych.
Za rok będę je chciała dmuchać, a Mama będzie zapalać, a ja będę dmuchać, a Mama zapalać…
Jeszcze jedna słit focia z Mamą i wystarczy tych atrakcji!
Kolejny tydzień minął niepostrzeżenie… W uszach grała Lana Del Rey lub Radiowy Teatr Sensacji.
Jakiś czas temu przyszedł do nas rampers z wlkp upolowany przez Olgę. Tam chyba panuje moda w stylu flower power, bo u nas nie ma takich!
Piękny jest ten rampers, ma nawet szerszą nogawkę (prawie jak dzwony:D). No koniec sobie przypomniałam, że mam idealnie pasujące butki z frędzlami, co by dopełnić stylóweczkę:)
Miłego dzionka,A&L
CUBA
Końca świata o 12.12 nie było i jest wynik konkursu! Puszka pysznej, aromatycznej Inki wędruje do Millowego Wzgórza:)
Gratulacje!
W te kropki można wstawić dowolne słowo :D. Te niecenzuralne też! Dziś spoglądając przez okno przeżyłam małe załamanie nerwowe. Jak ja nienawidzę zimy! Nie przemawiają do mnie nawet białe święta. Taka aura za oknem, że tylko w domu siedzieć w ciepłych kapciach i kubkiem herbaty/inki* (niepotrzebne skreślić).
Przypomniały mi się nasze ostatnie wakacje w 2011r. W 2012 r. Lilka już rosła w brzuchu, więc wakacje spędziliśmy nad polskim morzem. Byliśmy w sumie tydzień. Słońce świeciło przez jeden dzień. Resztę dni lało i było 13 stopni…Lubię wracać do naszych wakacji… Kilka fot dla ocieplenia:) No i konkurs! Kto pierwszy zgadnie w jakim kraju się wylegiwaliśmy dostanie Inkę korzenną (ufundowaną przeze mnie), a co! Szymek rules nie bierze udziału, bo ona wie:P
Wyniki jutro o 22.OO:)
Ciepłego wieczoru:)
An.
Śnieg zasypał matce zwoje mózgowe i zwoje kabli od komputera i posta nie będzie. Chyba, że wieczorem Liluchna raczy usnąć to może się uda. Może nawet jakaś nagroda się znajdzie dla czytelników. A tymczasem piję pyszną, nową herbatkę z vitaxu. Hehe, to nie jest wpis sponsorowany! Po prostu dzielę się z Wami moim nowym zakupem). Do usłyszenia (może wieczorem)
P.s. Pudełko od morelowej rozerwałam, bo tak szybko chciałam ją zaparzyć. Eh, ja pazerna choleryczka:)
Kolejny zrzut ląduje… Ależ te tygodnie lecą…
Mama z Lilą były bardzo grzeczne i dostały super prezencior-mufkę do naszej fury. Pierwsze testy już za nami. Dziś pierwszy raz jest temperatura na minusie, a w łapy cieplucho. Nie muszę też za każdym razem ściągać rękawiczek żeby dotknąć Lilkowego policzka lub cyknąć fotkę do instagramowej niedzieli. No boska jest! Aż chce się łapki tam wsunąć, prawda?
P.s. Jakby kto pytał, to mufka teutonia
Dziś rano ktoś zapukał do naszych drzwi… Miś Martin z Teddykompaniet wygrany w konkursie u Olgi i Brunia. Ma mięciutkie futerko i przemiły pyszczek. Ubrany jest stosownie do panujących temperatur:) Lila ma teraz fazę na kolor czerwony, więc nie mogła od niego oderwać oczu. Zakochałyśmy się w nim od pierwszego wejrzenia… A zresztą zobaczcie sami:
DZIĘ-KU-JE-MY:)
No i dziś też mam wielki zrzut fot. Jak zwykle dużo się działo. Posta pisze z auta. Wracamy z naszej pierwszej podróży. Kraków nic się nie zmienił od maja. Nadal życie tam wolniej płynie, a ludzie jakby mniej się spieszą.