kontakt i współpraca
Dziś post z lekkim przymrużeniem oka – poniżej lista podarków, które powodują, że rodzicielstwo jest jeszcze trudniejsze.
Kiedy moje dzieci dostają coś takiego lub mnie ogarnie jakieś zamroczenie i sama kupię zabawkę, która przyprawia mnie o dreszcze, mam 3 strategie:
Umówmy się 2-3-4-5-6-letnie dziecko, które nie ma nic wspólnego z muzyką nie będzie nam grało preludium e-moll Chopina, a nawet nie wymęczy “wlazł kotek na płotek”. Będzie waliło, dęło, dmuchało ile sił w maleńkich płuckach i niekoniecznie do kolacji, ale często o bladym świcie.
Jedyny prawdziwy instrument, który naprawdę dobrze brzmi, nawet jak gra dwulatek to dzwonki Mat max TUTAJ. Myślę, że rodzice mają dość różnych dźwięków wydawanych przez dzieci i nie warto im dokładać kolejnych, tych kakafonicznych.
Kupiłam kiedyś i ja, jak typowy amator. Po dosłownie 30 sekundach pożałowałam. Małe to to, a tyle ma pary w płucach, że w życiu bym się nie spodziewała. Skończyło się na tym, że gwizdek niespodzianie się “zgubił”. Naprawdę, wyleciał z wózka na placu zabaw i zapomniałam go podnieść.
Mam nadzieję, że nie znalazło, go inne dziecko (jeśli tak, to przepraszam Cię rodzicu).
Nie mam pojęcia jaka mną ogarnęła ciemnota, że sama, z własnej nieprzymuszonej woli kupiłam mojemu dwulatkowi powszechny i bardzo lubiany slime. W sklepie były autka, puzzle i inne mniej inwazyjne zabawki, a ja kupiłam mu właśnie to. Zabawa była przednia, robił z niej jajka, liny, odbijał jak piłeczkę, aż kiedyś slime zginął.
Po dwóch dniach znalazłam go na moim nowiutkim, zamszowym Timberlandzie… Czy mam opisać swoje emocje? %^&%&**^* – mniej więcej tak by to wyglądało.
No cóż by tu rzec, tak popularne w hipermarketach zabawki są często mordęgą dla domowników. Te same komputerowe piosenki, trzeszczące głośniki i zmutowane głosy śpiewających, nie mają zbyt wielu walorów edukacyjnych, a do tego zabierają przestrzeń, bo małe to one nie są. Pierwsze co, zawsze robię: zaklejam głośnik, mam nawet takie specjalne plastry, które jeszcze lepiej tłumią dźwięk.
Jeżeli mimo tego tuningu rypią dalej, to są na mojej liście “do schowania na wieczne zapomnienie”.
Zaszczytne miejsce na mojej liście zajmuje piaseczek. Piaseczek, który daje tyle radości dzieciom, a u mnie powoduje gęsią skórkę. Mieliśmy w sumie dwa opakowania – na jedno sama się szarpnęłam i przez zęby cedziłam do siebie podczas sprzątania “po co ja to kupiłam???”, a drugie dostaliśmy od znajomych. Juleczkowi zajęło rozniesienie go po całym domu około 45 minut.
“Niestety” nie dało się go zagnieść z powrotem, więc z niemałą satysfakcją wciągnęłam go odkurzaczem. A tak serio, to jest naprawę świetna zabawka, ale wg mnie trzeba mieć sporą kuwetę na niego i przy małym dziecku siedzieć non stop – inaczej będziecie mieli Saharę w całym mieszkaniu.
Ciastolina też “spoko” – nie wiedziałam, że da się ją wetrzeć w dywan i kanapę.
Przecież 5-latka sama już wykona sobie makijaż i pomaluje paznokcie. Nigdy nie kupujcie tego swoim, ani cudzym dzieciom. To jest jakaś mordęga – często mają fatalne składy i uczulają. No i jak wytłumaczyć dziecku, że mama się maluje, a dziecko nie musi?
Brokat jest jak igły z choinki, wychodzi spod szafy jeszcze w czerwcu. Kupiłam go 6-latce i cierpliwie ścierałam z półek, podłogi i z twarzy. Nawet u młodszego na głowie znalazło się pół opakowania. Jakim cudem? Nikt nie wie. Ale hit to był wtedy, jak młodszy wysypał tego cuda pół opakowania do szuflady z talerzami i sztućcami.
Zmywarka średnio dała radę 😉
Czasem są takie, które mają po prostu ich tyle, że jak leżą na dywanie to absolutnie nie da się tego sprzątnąć. A zgubisz jeden (co trudne nie jest) i już nie da się tego złożyć. U nas najczęściej elementy takich zabawek znajduję: w kwiatkach, u mnie w torebce, w butach, a nawet w WC!
Zabawki dodawane do gazetek, do słodyczy, do zestawów w restauracjach… wszędzie to później się wala. A najgorzej coś takiego zgubić – niby nic, a jednak skarb. Dodatkową właściwością jest ogromna awaryjność, częsta przy pierwszym użyciu. A później 50 takich masz w domu i znaj jego współrzędne, bo przecież potrzebne jest na już!
Często szukamy preparatów z dobroczynnymi probiotykami, a zapominamy o tych naturalnych. Sama staram się przemycać je w diecie, ale nie zawsze mi to wychodzi. Dziś chciałabym Wam napisać o mocy zakwasów naturalnych, czyli o probiotycznej naturalnej bombie witaminowej.
Do napisania tego wpisu zaprosiła mnie Rodzinna Olejarnia Olini, która obok zimnotłoczonych olejów roślinnych, o których pisałam Wam tu: Olej z czarnuszki od niedawna ma w swojej ofercie również zakwasy.
Odpowiedź jest bardzo prosta: odporność płynie z jelit i ze zdrowej mikroflory, a to właśnie probiotyki mają ogromy wpływ na jej dobrostan. Pozwalają zadbać o odpowiednią ilość i jakość bakterii w jelitach, a co za tym idzie w bezpośredni sposób wspomagają odporność.
Oprócz tych, które możemy kupić w aptece w buteleczce lub kapsułkach mamy również kiszonki. W ostatnim czasie przeżywają swój wielki powrót, ze względu na właściwości zdrowotne:
Nie mam miejsca w kuchni na wielki 5- litrowy słój na zrobienie własnego zakwasu, a poza tym bałabym się, że coś zrobiłam nie tak. Stwierdziłam, że wolę zaufać profesjonalistom i zakwas kupić.
– w ciąży – ze względu na bogactwo witamin, minerałów, a przede wszystkim kwasu foliowego i biodostępnego żelaza- w trakcie i po antybiotykoterapii – sprawdzi się jako osłona i wsparcie – po grypie żołądkowej, biegunce, zatruciu pokarmowym – pozwoli odbudować florę bakteryjną – przy przeziębieniu, osłabieniu i w rekonwalescencji po chorobach – działa wzmacniająco– przy anemii i obniżonym poziomie żelaza – źródło dobrze przyswajalnego żelaza – pozwala bez skutków ubocznych poprawić wyniki
Zakwas z buraków ma wspaniałe właściwości, o których nie miałam pojęcia. Wiedziałam, że zawiera probiotyki i może być pomocny w leczeniu anemii, ale o TYCH wszystkich “mocach” nie wiedziałam.
Drugi zakwas, do którego namówiłam dzieci to zakwas z kapusty. Nie chcą jej jeść, ale zakwas im nieźle wchodzi. Zakwas z kapusty, trochę mi przypomina w smaku ogórki, więc jest to znany smak.
– podczas infekcji – jako bogate źródło witaminy C i mnóstwa innych witamin i mikroelementów
– w trakcie i po antybiotykoterapii – sprawdzi się jako osłona i wsparcie
– po grypie żołądkowej, biegunce, zatruciu pokarmowym – pozwoli odbudować florę bakteryjną
– przy problemach z włosami, paznokciami i skórą -źródło dobrze przyswajalnej, organicznej siarki, która ma świetny wpływ na ich stan
Z kolei jego właściwości wg mnie skupiały się głownie na probiotykach, a ma ich o wiele więcej. Możecie przeczytać o nich TUTAJ.
Ja zakwasy piję codziennie, zazwyczaj jeden i drugi przed posiłkiem około 100 ml.
Pozwolę sobie zacytować Małgorzatę Jackowską, dietetyk i specjalistkę żywienia dzieci:
“Jak wprowadzać zakwasy do diety dzieci?Odpowiada dietetyk, specjalistka żywienia dzieci Małgorzata JackowskaMoim zdaniem zakwasy warto zacząć wprowadzać do diety maluchów po 1. roku życia. W drugim roku życia, ze względu na zawartość soli, nie należy przesadzać z ich ilością i warto zakwas włączyć do diety jako składnik posiłków. Starsze dzieci mogą dostać zakwas na łyżce lub do picia. W drugim roku życia łyżka stołowa dodana do zupy lub kaszy (podanej np z sosem warzywnym) będzie dobrym wstępem do tego, żeby włączyć zakwas do diety dziecka. Dodaj go już na talerzu, nie do gotowania. Dzięki temu zakwas nie straci swoich cennych właściwości pod wpływem temperatury a układ pokarmowy dziecka będzie miał czas żeby przyzwyczaić się do nowego produktu.Kiedy Twój maluch przywyknie do zakwasu w swojej diecie, zaakceptuje jego smak i będziesz wiedzieć, że dobrze go toleruje, to można zacząć podawać zakwas na łyżce albo do wypicia z małego kubeczka. Propozycja dawkowania u dzieci:– w drugim roku życia można stopniowo wprowadzać 1-2 łyżki dziennie, zaczynając od małej ilości.– po drugim roku życia można zwiększyć ilość podawanego zakwasu do 4-5 łyżek dziennie jak Twoje dziecko go polubi i będzie dobrze tolerować.“
“Jak wprowadzać zakwasy do diety dzieci?Odpowiada dietetyk, specjalistka żywienia dzieci Małgorzata JackowskaMoim zdaniem zakwasy warto zacząć wprowadzać do diety maluchów po 1. roku życia.
W drugim roku życia, ze względu na zawartość soli, nie należy przesadzać z ich ilością i warto zakwas włączyć do diety jako składnik posiłków. Starsze dzieci mogą dostać zakwas na łyżce lub do picia.
W drugim roku życia łyżka stołowa dodana do zupy lub kaszy (podanej np z sosem warzywnym) będzie dobrym wstępem do tego, żeby włączyć zakwas do diety dziecka. Dodaj go już na talerzu, nie do gotowania. Dzięki temu zakwas nie straci swoich cennych właściwości pod wpływem temperatury a układ pokarmowy dziecka będzie miał czas żeby przyzwyczaić się do nowego produktu.Kiedy Twój maluch przywyknie do zakwasu w swojej diecie, zaakceptuje jego smak i będziesz wiedzieć, że dobrze go toleruje, to można zacząć podawać zakwas na łyżce albo do wypicia z małego kubeczka.
Propozycja dawkowania u dzieci:– w drugim roku życia można stopniowo wprowadzać 1-2 łyżki dziennie, zaczynając od małej ilości.– po drugim roku życia można zwiększyć ilość podawanego zakwasu do 4-5 łyżek dziennie jak Twoje dziecko go polubi i będzie dobrze tolerować.“
Jak widzicie warto pić zakwasy i wspomagać się w tym okresie chorobowym. Są źródłem nie tylko dobrych bakterii probiotycznych, ale wielu witamin. Nasze babcie wiedziały, co robiły i bardzo mnie to cieszy, że zakwasy i kiszonki wracają do łask.
Wiem, że lubicie takie wpisy zbiorcze, dlatego dziś przygotowałam dla Was wpis z gadżetami i rzeczami. Są to przedmioty codziennego użytku których używam i myślę, że są warte polecenia.
Zaczynamy
Dostępny TUTAJ
Już nie wyobrażam sobie bez niego życia. Używam go nie tylko do aktywacji maseczek i olejów, które nakładam przed myciem, ale również do osuszania włosów po zwykłym myciu. Ręcznik spadają, zsuwają się, a ten turban trzyma się znakomicie. Dzięki niemu przestałam suszyć włosy suszarką Lilce, wystarczy, że jej założę ten turban po myciu, a później trochę odczekamy i włosy są już prawie suche.
Dostępna TUTAJ
Porzuciłam już Tangle teezer na rzecz tej genialnej szczotki. Jak sama nazwa wskazuje, jest to szczotka do rozczesywania na mokro. Mam bardzo wrażliwy skalp i dzięki temu nie czuję żadnego ciągnięcia. Używam jej też do rozczesywania włosów dzieciom – powoduje mniejszy dyskomfort w czasie tego niezbyt lubianego zabiegu.
Przez ostatni czas czułam, że stan moich włosów się pogarsza. Nie wiedziałam dlaczego, bo dbałam o nie jak zawsze. Aż fryzjerka zapytała mnie, ile lat ma moja suszarka do włosów. Obliczyłam i wyszło na to, że 7. Powiedziała, że to może by przyczyna, bo suszarki, które mają już kilka lat mogą palić włosy. Poleciła mi ją fryzjerka.
Jest to profesjonalna suszarka używana w salonach fryzjerskich. Mam ją niedługo, ale już widzę poprawę. Ma dobre ustawienia nawiewu ( ja suszę chłodnym) i specjalne nakładki. Ma też jonizację, która wygładza włosy. Polecam ją bardzo 🙂
Dodam, że nigdy nie mieliłam w nim kawy, bo nie do takiego przeznaczenia go kupiłam;) Mielę w nim np. siemię lniane do koktajli (źródło kwasów omega 3), mielę też ksylitol na cukier puder, robię bułkę tartą. Nasz jest zwykły, ale działa bardzo dobrze i szybko mieli (a to ważne żeby nie podgrzewać siemienia dodatkowo, bo traci wartości).
Dostępny w dobrej cenie TUTAJ
To już kolejny nasz garnek w takim stylu. Używałam go do gotowania warzyw przy rozszerzaniu diety (nie są tak rozgotowane jak z wody i łatwiej je złapać w ręce), używam i teraz. Za co uwielbiam? Mogę zrobić cały obiad w jednym garnku: na dole kasza w wodzie, po środku kotleciki, a na górze warzywa. Dania są zdecydowanie lepsze niż gotowane, bo mają więcej smaku. Nie lubię mikrofali i często podgrzewam dania właśnie na parze – super sposób. Jak będziecie kupować taki sprzęt to nie kupujcie dużego – szybciej się nagrzewa mały i szybciej się gotuje.
Podobny dostępny TUTAJ
Nasz kupiliśmy w Holandii rok temu i uważam, że jest genialny! Ma bardzo gęste sitko i dzięki temu ani jeden kawałek herbaty nie wpada do szklanki. Do tego jest bardzo efektowny. Nawet jak robię dzieciom Rooibos to absolutnie nic się nie wkradnie do szklanki.
Dostępna online i stacjonarnie w Odette
Raz w miesiącu idę z Julem na długi spacer do Odette po herbaty. Naprawdę już inne mi zupełnie nie smakują – te są takie świeże, delikatne – jest mnóstwo do wyboru. Tym razem kupiłam owocową dla dzieci i zieloną z ananasem dla siebie.
Mam ją już długo i uwielbiam. Nie kupujemy wody pitnej i używamy filtrowanej z lodówki, więc jak gdzieś wychodzę to biorę Pura. Można myć ją w zmywarce – cały czas wygląda jak nowa. Dobrze trzyma temperaturę i jestem z niej bardzo zadowolona.
Dostępne TUTAJ
Przyznaję jestem od nich uzależniona. Kocham świeży zapach i miękkość jaką zostawiają na praniu. Przestałam używać płynu do płukania, tylko do suszarki dorzucam jedną chusteczkę. Mam je też rozłożone w szufladach – dają lekki, ale bardzo przyjemny zapach.
Już jakiś czas temu szukałam sprzętu grającego do pokoju dzieci. Kupiłam ten głośniczek i jest świetny – bardzo dobra jakość dźwięku. Można podłączyć go kabelkiem do mp3 lub przez Bluetooth np. telefon.
Całe życie marzyłam o tym żeby nosić okulary. Nie wiem dlaczego, ale kojarzą mi się z atrybutem mądrości. Natomiast mój wzrok od zawsze był sokoli i nigdy nie miałam żadnych wskazań do noszenia okularów. Jednak ostatnio zauważyłam, że coś się dzieje.
Partnerem dzisiejszego wpisu jest marka MUSCAT.
Ubytki wzroku i słuchu pojawiają się stopniowo, dlatego często tego nie zauważamy. Czasami jest też tak, że jeżeli jedno oko zaczyna potrzebować wsparcia, to drugie je kompensuje i dlatego ciężko nam zauważyć, że coś jest nie tak.
Dużo czasu spędzam ostatnio przed komputerem i któregoś dnia ze zmęczenia zamknęłam jedno oko. Aż się zdziwiłam, że prawe oko widzi rozmazane litery, zjeżdżające do dołu. Zamykałam jedno oko i otwierałam drugie, robiłam to kilka razy i widziałam, że coś jest nie tak. Kiedy patrzę dwoma na raz jest w miarę ok, ale jak optometrysta założył mi okulary, to dopiero zobaczyłam, że jednak źle widzę bez nich.
Od pół roku chodzimy do wspaniałego specjalisty na ćwiczenia oczu z Lilą. Żaden okulista nie miał już pomysłu, co możemy zrobić żeby poprawić mięśnie gałek ocznych i konsultowaliśmy się u wielu specjalistów, przez chwilę nawet nosiła okulary terapeutyczne, straszono nas nawet operacją. Aż w końcu trafiliśmy na optometrystę, który po specjalistycznych badaniach zalecił terapię, która po 3 m. przyniosła poprawę w wynikach o połowę!
Dlatego właśnie zamiast do okulisty, poszłam do optometrysty, który wg mnie zdecydowanie lepiej dobiera okulary niż okulista. Po serii badań (nawet bez atropiny) usłyszałam, że mam lekki astygmatyzm w jednym oku i małą wadę. Jak tylko optometrysta założył mi dopasowane soczewki to aż powiedziałam WOW. Nieźle mój mózg i drugie oko musiały to kompensować. Dostałam szczegółową receptę i zaczęłam poszukiwania oprawek idealnych.
Okulary muszę nosić tylko do pracy przy komputerze i do czytania. Nie chciałam wydawać fortuny na oprawki, bo i tak będę je nosić tylko w domu, więc szukałam czegoś ciekawego, ale w dobrej cenie. Aż jedna z Was podpowiedziała mi, żebym zobaczyła polskie okulary MUSCAT.
No i mam! Oprawki są świetnie zrobione, lekkie i pasują do wielu stylizacji. Zamówienie przebiegło szybko i bez problemów.
Dowiedziałam się też, że MUSCAT właśnie stworzył okulary dla dzieci KLIK i poprosiłam ich o użyczenie modelu Ellis dziecięcego żeby Wam pokazać. Pamiętam jak sama szukałam okularów dla dzieci i nie było nic ciekawego do wyboru. Tak więc Julek pokazuje Wam pierwszy dziecięcy model MUSCAT-ów. Cudne są! Lekkie i elastyczne, a do tego nie są infantylne.
Możecie wybrać dwie ścieżki: przymierzyć oprawki w salonie lub zamówić domową przymierzalnię – na stronie wybieracie 5 oprawek do przymiarki i MUSCAT bez żadnych kosztów wysyła je Wam do domu – DOMOWA PRZYMIERZALNIA KLIK
Wybór oprawek nie był prosty, bo modele są dość uniwersalne i wiele z nich mi się podobało. Po 5 dniach odesłałam domową przymierzalnię i zamówiłam właściwe okulary. Myślę, że jest to bardzo ciekawy i innowacyjny projekt. Możecie zajrzeć na stronę MUSCAT i zobaczyć, jakie inne modele są dostępne.
Przy dwójce dzieci widzę bardzo proste zależności – zrobię coś innego niż zawsze i one już śpią niespokojnie. Przerwanie wieczornych czynności lub przesunięcie rutyny przekłada się w widoczny sposób na jakość snu. A czasami zapewniam im wszystko, czego potrzebują, a one budzą się kilka razy w nocy.
Dziś chciałbym podzielić się z Wami moimi przemyśleniami o śnie dzieci i opisać nasze sposoby na spokojny sen. Do napisania tego wpisu zainspirowała mnie marka Haus & Luft – producent zaawansowanych oczyszczaczy powietrza.
Nie wiem czy też widzicie tę zależność, ale im bardziej intensywny dzień z dużą dawką emocji tym bardziej niespokojna noc. I mimo, że mogłoby się nam wydawać, że głębokość snu jest wprost proporcjonalna do zmęczenia, u dzieci zależność ta się nie sprawdza. Układ nerwowy musi odreagować intensywny dzień, dlatego też dzieci często budzą się w nocy.
Specjaliści twierdzą, że idealną temperaturą do spania jest 18-21 stopni. Nie dobrze śpi się w zbyt gorącym pomieszczeniu. Dzieci bardzo dobrze radzą sobie z wychłodzeniem, natomiast z przegrzaniem już nie. Rekomendowana temperatura zapewni naszym pociechom spokojniejszy sen.
10 minutowe wietrzenie pokoju, pozwoli na wymianę powietrza i pozbycie się wilgoci. Jednak w dni takie jak teraz – kiedy normy zanieczyszczenia powietrza są znacznie przekroczone – nie otwieramy okien. Jest to bardzo kłopotliwe, bo w czystym powietrzu śpi się zdecydowanie lepiej.
Jak sobie z tym radzić? Sposób jest tylko jeden – wstawić oczyszczacz do sypialni. Same zwróciłyście mi uwagę, że jeden oczyszczacz nie działa na całe mieszkanie, więc w pokoju dzieci pracuje teraz oczyszczacz Haus & Luft.
Oczyszczacz jest wyposażony w technologię OxyFrisch – unikatowy system 5-stopniowej filtracji powietrza zapewniający, że skuteczność jego oczyszczenia sięga 99,8%. Z dodatkowych funkcji ma jonizację i lampę UV, która zabija wirusy, bakterie i drobnoustroje. Model, który mamy HL-OP-20 jest wydajny na 50 metrach kwadratowych.
Ma wbudowany czujnik zanieczyszczeń i na trybie AUTO włącza się na odpowiedni program. Oczyszczacz idealnie nadaje się do pokoju dziecięcego, bo ma blokadę panelu – żadne małe paluszki nie będą przełączać naszych ustawień, a do tego ma pilot – możemy obsługiwać go z odległości. Jest cichy, a filtry wymienne nie kosztują majątku. Jeżeli szukacie dobrego oczyszczacza to sprawdźcie Haus & Luft – to marka, która specjalizuje się właśnie w oczyszczaczach.
Dzieci mają różne potrzeby jeżeli chodzi o temperaturę, potrafią spać kamiennym snem nawet, jak są odkryte. Nam wydaje się, że na pewno jest im zimno, więc je nakrywamy, a czasem efekt jest zupełnie odwrotny. Dzieci śpią niespokojnie po nakryciu. Jeżeli Wasze dzieci lubią ciepło, to może warto kupić śpiworek do spania, jest bezpieczniejszy niż kołdra i daje nam pewność, że maluch spędzi całą noc pod przykryciem.
Omega-3 (ALA, EPA, DHA) nie są wytwarzane przez nasz organizm, więc musimy je dostarczać w diecie lub poprzez suplementację. Znajdują się one w tłustych rybach morskich i algach morskich. Ok, zróżnicowana dieta z rybą 2 razy w tygodniu jest wszędzie zalecana. Jednak mało kto zwraca uwagę na fakt, że kwasy omega-3 giną przy obróbce termicznej, więc smażona, gotowana czy grillowana ryba, którą podajemy dzieciom ma naprawdę niewiele tych dobroczynnych kwasów.
Trzeba by było podawać dzieciom surowiznę, a tego chyba każdy rodzic się boi. Dlatego warto pomyśleć o suplementacji. Dotychczas przeprowadzono sporo badań na temat wpływu DHA na sen TUTAJ, TUTAJ i ogólne funkcjonowanie. Osoby, które brały udział w badaniach czuły się znacznie lepiej, a do tego miały lepszą koncentrację i spokojniejszy sen.
Czyli czynności następujące po sobie wpływają znacząco na poczucie bezpieczeństwa dzieci. Im bardziej przewidywalny wieczór i rytuały, tym spokojniejszy sen. Warto zwracać na to uwagę, bo dzięki temu dzieci wiedzą, co następuje po czym i daje im to ogromny spokój, który przekłada się później na sen.
Kiedy zasłaniamy okna na czas drzemki w dzień to wydziela się więcej melatoniny, czyli hormonu snu i przez to organizm jest zdezorientowany wieczorem kiedy faktycznie jest czas snu. Ja nie zasłaniam okien i widzę, że wieczorem kiedy już powoli przygaszamy światła to dzieci zaczynają ziewać. Latem, kiedy słońce wstaje dość wcześnie zaciągam zasłony typu black out żeby wydłużyć wydzielanie melatoniny i wydłużyć.
Często rodzice wpadają w taką pułapkę, że dzieci się budzą w nocy bo są głodne. Maluchy oczywiście są i nie należy im tego odmawiać, bo mają małe żołądki i szybko trawią. Ale często myślimy, że sycąca gęsta kasza spowoduje, że dzieci będą dłużej spały. A czasami efekt jest odwrotny – kaszki “na dobranoc” pełne cukru i innych wypełniaczy powodują problemy z brzuszkiem. A przez to dzieci niespokojnie śpią. Po kilku epizodach przestałam nawet serwować dzieciom na kolację smażone placuszki, czy naleśniki. Zdecydowanie lepiej u nas sprawdzają się lekkie rzeczy.
Zimne światło typu LED powoduje hamowanie wydzielania melatoniny, czyli hormonu snu. Warto zwrócić na to uwagę i zamienić źródło światła w sypialni. To samo dotyczy oglądania bajek.
Nie wiem czy wiecie, ale czytanie książek dzieciom uspokaja je i wprowadza łagodnie od stanu pobudzenia do snu. Głośne czytanie powoduje, że dzieci rozluźniają się, schodzi z nich całe napięcie z dnia i mogą spokojnie spać.
Jeżeli nie pozwalamy dzieciom płakać, szybko reagujemy na pobudki, jesteśmy blisko i nie stosujemy treningów snu tym dziecko będzie spokojniejsze i nauczy się spać spokojniej. Niektóre dzieci dopiero po 3 roku życia śpią długo i bez pobudek (a niektóre nawet po tym czasie niespokojnie śpią). Zdecydowanie łatwiej jest mieć akceptującą osobą blisko siebie i wiedzieć, że możemy na nią liczyć niż być zdanym na siebie.
Każdy z nas chciałby spać spokojnie w nocy. Czasem jednak potrzeba trochę więcej wysiłku, a czasem tylko czasu żeby dzieci zaczęły przesypiać noce. A bywa, że mimo wszystkich sposobów już o 1 kursuję między jednym pokojem, a drugim i nie mam pojęcia dlaczego. Widzę za to jedną tendencję: w weekend dzieci wstają najwcześniej!
Bunt dwulatka niektórym rodzicom spędza sen z powiek. Dziecko dopiero skończyło roczek, wchodzi właśnie w drugi rok, a już jest jedną nogą w owianym złą okresie swojego życia, czyli strasznym buncie dwulatka.
Zaczyna się okres “ja siam”, większa chęć do eksplorowania świata i nauka wielu rzeczy (często na raz). Dlaczego ten bardzo intensywny czas nazywany jest buntem?
“Najczęstsze objawy buntu dwulatka to:
Tak sobie to czytam i mam tylko jeden wniosek – tak dzieci w tym wieku uczą się być po prostu bycia człowiekim. A my im często nie dajemy.
Jak spojrzymy na chwilę na wcześniejszy okres, kiedy właściwie dziecko jest zależne od nas w 100 %, to wyraźnie widzimy, że to my nie pozwalamy mu na więcej. Jednego dnia są maluszkami, a dosłownie za chwilę chcą wszystko robić sami. My często jesteśmy zafiksowani na spełnianiu ich potrzeb, że nie potrafimy wyczuć tego momentu, kiedy dziecko powoli od nas będzie się uniezależniać.
Bardzo często najbliżsi nie dają dzieciom realizować ich potrzeb. Uważają, że są na coś za mali i z tego mogą wynikać wzmożone trudne zachowania.
Mam bardzo prostą odpowiedź. Rodzice dzieci, które wg nich mają bunt dwulatka po prostu dali się złapać w pułapkę. Uwierzyli w to, a to tylko mit powtarzany z pokolenia na pokolenie. Ich myślenie wygląda w ten sposób:
“Moje dziecko ma bunt dwulatka, a ja muszę z nim walczyć. Codziennie muszę spierać się o ubieranie, o mycie, o ciągłe mówienie”nie” Już nie mam na to siły.”
Pamiętacie powiedzenie A. Stein?
Bo ich rodzice w niego nie wierzą. Za to wiedzą, że ten czas (od około 18 m do 36 m) jest bardzo ważnym okresem w życiu dziecka. To czas kiedy:
Dzieci, które nie muszą o to walczyć, są o wiele bardziej spokojne. Potrafią się łatwiej koncentrować. Kiedy nie są hamowane ciągłym “nie wolno” rozwijają się bardziej harmonijnie, bo zgodnie z ich potrzebami. My odpowiadamy na ich potrzeby, a one zaczynają odpowiadać na nasze. Tę współpracę bardzo dobrze widać między dzieckiem i rodzicem. To właśnie dlatego dzieci rodziców, którzy nie wierzą w żaden bunt, go zwyczajnie nie mają.
p.s. Gdybym miała iść tym tropem i mówić o moich potrzebach to właśnie przechodzę przez bunt 34-latki. Uczę się mówić “nie” kiedy nie mam na coś ochoty, walczę o swoją niezależność i prawo do snu (z kotłującą się dwójką obok mnie.
Tu macie Książki dla najmłodszych wspierające rozwój mowy
Niewiele jest rzeczy na rynku dziecięcym, które są prawdziwymi perełkami i do tego są w dobrej cenie. Zazwyczaj za świetną jakość płaci się bardzo dużo, a my rodzice często chcemy wszystko co najlepsze dla naszych dzieci, więc staramy się wybierać właśnie takie rzeczy.
Jednak czasami zdarzają się prawdziwe skarby i jak wiecie, często je na blogu pokazuję. Dziś też chcę Wam opisać genialną markę dla dzieci, na którą trafiłam na początku tego roku.
Byłam w Tesco i chwyciłam pierwszy płyn z brzegu, bo nie znałam tej etykietki. Zaczęłam czytać, wąchać, spojrzałam na cenę i stwierdziłam, że wypróbuję. To był płyn do kąpieli, który robi mega pianę, a przy tym ma bardzo dobry skład i nie wysusza skóry. W końcu zrobiłam dzieciom kąpiel z pianą! Ale była zabawa! Do tej pory nie używałam płynu do kąpieli, bo zazwyczaj mają PEG-i, barwniki itd. To było to widoczne od razu na skórze dzieci. Tym razem był efekt wow i do tego ta cena.
Fred&Flo to nowa marka kosmetyków, którą znajdziecie w Tesco (jest też dostępna online). Oferta jest bardzo szeroka, bo są tam: płyny do kąpieli, żele do mycia ciała i włosów, szampony, kremy, waciki, chusteczki nawilżane, ręczniczki bawełniane, a nawet pieluszki.
Czy można stworzyć świetny produkt w dobrej cenie? Można.
Mamy kilka ich produktów i używamy cały czas. Podobają mi się też objętości butelek, bo największe są nawet po 500 ml czyli wystarczą nam na długo i nie będziemy musieli za chwilę kupować następnego. Kosmetyki delikatnie pachną i mają dość zwartą konsystencję, czyli zużycie ich jest niewielkie. Wystarczy tak naprawdę niewielka kropla żeby umyć całe ciało.
Tak samo jest z kremami i balsamami, szybko się wchłaniają i nie zostawiają lepkiej skóry.
W ofercie też znajdziecie chusteczki nawilżane, pieluszki i pieluchomajtki. Chusteczki są u nas w użyciu codziennie i chyba na długo z nami zostaną. Delikatnie usuwają zanieczyszczenia ze skóry i zostawiają ją czystą i delikatnie nawilżoną. Mamy też pieluszki, których używamy już tylko na noc i bardzo dobrze się sprawdzają. Porównałbym jej nawet do bardzo znanej marki premium.
Lubię Wam polecać właśnie takie rzeczy: super jakość i do tego bardzo dobra cena. Myślę, że niewiele jest takich produktów na rynku, więc jak tylko będziecie w Tesco to zajrzyjcie na półkę z asortymentem dla dzieci. Wszystkie produkty tej marki wraz z cenami możecie obejrzeć pod tym linkiem KLIK.
Bidon stalowy B.box mamy już kilka tygodni i muszę stwierdzić, że jest jednym z ulubionych. Dziś napiszę Wam o nowości, która jest warta polecenia.
Zacznę od tego, że inny bidon tej marki był u nas użytkowany dość długo i uważam, że to najlepszy model dla malutkich dzieci. O jego wszystkich zaletach możecie przeczytać w tym wpisie Bidon dla dzieci, a najtaniej jest dostępny TUTAJ
Później nadszedł czas na termobutelkę Pura, o której pisałam PURA.
Akurat nie dawno na rynku pojawił się nowy produkt, więc postanowiłam Wam o nim napisać.
możecie go kupić TUTAJ
Z racji tego, że jest wykonany z bardzo trwałych materiałów (i jeżeli go nie zgubimy) możecie używać nawet kilka lat. Jeżeli szukacie czegoś trwałego, to zwróćcie uwagę na ten produkt.
Bidon jest dostępny w różnych kolorach TUTAJ
Niby to takie oczywiste, że trzeba myć zęby, a jak się okazuje większość dzieci tego nie wie. Im młodsze dziecko tym bardziej jest mu trudno to zrozumieć. Co w takim zrobić jeżeli dzieci nie chcą tego robić?
Przerabiałam ten problem z jednym i z drugim dzieckiem. W pewnym wieku zwyczajnie odmawiali mycia zębów i trudno nam było pilnować prawidłowej higieny jamy ustnej, kiedy przy każdej ingerencji słyszeliśmy wyraźny sprzeciw.
Nie chcieliśmy myć zębów na siłę, bo uważam, że daje to zupełnie odwrotny efekt. Używanie przemocy nie spowoduje, że dziecko polubi daną czynność, a wręcz odwrotnie – jeszcze bardziej nie będzie jej lubiło.
“Kiedy z czymś walczysz, dajesz temu siłę”
Czyli kiedy siłą staramy się coś zrobić dziecku, to opór staje się jeszcze większy i dlatego nie ma to najmniejszego sensu. Musimy to zaakceptować i znaleźć inną ścieżkę.
Dziś chciałabym poruszyć problem mycia zębów u dzieci, a do podzielenia się doświadczeniami zaprosił mnie Acidolac Dentifix Kids.
U starszej córki niechęć do mycia zębów pojawiła się około 3 roku życia – każda próba była wyzwaniem i trudno nam było dbać o zęby. Na kontrolę do stomatologa chodziliśmy wtedy bardzo często, bo bałam się, że próchnica pojawi się na zębach. Metody jakie wtedy stosowałam to:
Niestety nic nie pomagało na dłużej, wciąż mycie zębów było nieciekawe, nudne. Stwierdziliśmy, że może też chodzić o szczoteczkę. Taka elektryczna jest zdecydowanie ciekawsza i to był strzał w dziesiątkę.
Szczoteczka soniczna dla dzieci dosłownie uratowała nas przed próchnicą, bo w końcu bez żadnych sprzeciwów myliśmy zęby. Do tego dołączyła jeszcze aplikacja, której można nawet używać ze szczoteczką manualną. Od tamtej pory nie mamy żadnych problemów u starszej z zębami.
Wszystko to spowodowało, że Jul naprawdę się przekonał. Dodatkowo zastosowałam moc rytuałów, do których on sam mnie doprowadził. Zaczęliśmy myć zęby zawsze po kąpieli i zawsze w tym samym miejscu (siedząc na zamkniętym sedesie). Już po kilku dniach jak wyjechaliśmy do babci sam się upomniał, że teraz mycie zębów na sedesie 😉
Przez to, że nie naciskaliśmy, staraliśmy się oswajać to ten opór zniknął. Myje zęby bardzo chętnie i bez najmniejszych problemów, a nawet czasem sam się upomina, bo ja mogę zapomnieć.
Nie ma cudów, dzieci muszą wiedzieć dlaczego trzeba myć zęby i im to tłumaczyć. Pomocne są tez różne zabawy, które stosujemy żeby zobrazować sytuację np. po zjedzeniu czekolady zęby są brązowe.
Możecie tez zrobić taką pomoc jak my – wydrukować obrazek zębów, włożyć do koszulki i razem rysować jedzenie, które dziś zjedliśmy. Na koniec dać starą szczotkę i razem je umyć.
Dajcie znać, jak u Was z myciem zębów i profilaktyką próchnicy. Pamiętajcie, że zawsze jest łatwiej zapobiegać niż leczyć.