kontakt i współpraca
Siad W, siad między piętami, „siad żaby” tak nazywana jest pozycja, w której dzieci lubią spędzać czas podczas zabawy na podłodze. Coraz częściej widzę, że rodzice nie zwracają na to uwagi. Czy słusznie?
Na moje pytania odpowiada Agnieszka Słoniowska- fizjoterapeuta, Terapeuta NDT-Bobath, PNF, SI, trener Shantala Special Care. Agnieszka prowadzi stronę internetową www.fizjoterapia.waw.pl
Powodów siadu W jest kilka:
Często jest to kwestia wzorca jaki daje rodzic.
Niejedna mama, do której przychodzę do domu w związku z problemem ruchowym dziecka siada na podłodze obok niego właśnie w taki sposób. Dzieci w swoim rozwoju często szukają rozwiązań ruchowych obserwując swoich opiekunów.
Najczęstszym jednak powodem jest słaba stabilizacja posturalna ciała dziecka ( osłabione napięcie mięśni brzucha, a podniesione napięcie w grzbiecie). Zazwyczaj jest to konsekwencja rozwoju dziecka w pierwszych miesiącach życia na miękkim podłożu. Jeśli dziecko jest kładzione czy sadzane stale na kanapie, łóżku, leżaku, czy poduszkach to nie ma możliwości wzbudzić odpowiedniego napięcia mięśni brzucha.
Aby wykonywać takie ćwiczenia- charakterystyczne dla prawidłowego rozwoju niemowlęcia- należy mieć pod sobą twarde podłoże.
Jeśli maluszek uczy się przetaczania czy siadania na miękkim podłożu to pracuje samymi mięśniami grzbietu – rodzice to obserwują i mówią, że dziecko się chętnie odgina.
Nierównomierna praca mięśni klatki piersiowej powoduje, że niemowlę ma trudność w utrzymaniu pozycji leżenia na boku i nie rozwija się dostatecznie umiejętność rotacji w tułowiu. Powyższe zaburzenia są powodem opóźnienia w rozwoju reakcji równoważnych.
Im lepsza równowaga w naszym ciele tym mniejszej potrzebujemy płaszczyzny podporu. Dzieci rozwijające powyższy wzorzec – odgięciowy, mając słabą równowagę, szukają sposobów na poszerzenie tej płaszczyzny w czasie stania – rozstawiając szeroko nogi i koślawiąc stopy, a w siadzie poprzez rozstawienie nóg na zewnątrz miednicy i tym samym biernie ją stabilizując.
– powodem może być również obniżone napięcie mięśniowo- więzadłowe w całym ciele. Wtedy dzieci od początku w rozwoju preferują szeroką podstawę i będąc na etapie czworaków szybko się męczą i sadzają pupę między nogi, a nie na pięty lub z boku właśnie z powodu zbyt szerokiego rozstawienia nóg.
U dzieci ze skrajnie niskim napięciem, np.u dzieci z Zespołem Downa możliwy jest taki siad nawet prosto z leżenia na brzuchu przy mocno odwiedzionych kończynach dolnych. (przez tzw. gimnastyczny „ sznurek”)
Normą jest wtedy gdy siad W jest jednym z kilu sposobów siadania przez dziecko. Niepokoić powinno rodzica każde zachowanie, w którym pojawia się ograniczenie różnorodności. Jeśli dziecko siada również „po turecku”, w siadzie bocznym na jedną i na drugą stronę oraz na piętach to nie ma czym się niepokoić.
Jeśli natomiast siad pomiędzy stopami jest dominującym sposobem utrzymywania sylwetki w zabawach przypodłogowych wtedy warto pokazać dziecko fizjoterapeucie, który odnajdzie przyczynę i pomoże zapobiec kolejnym konsekwencjom głównego problemu.
Siad W należy rozpatrywać głównie jako objaw jakiegoś innego problemu, a nie jako czynnik szkodzący sam sobie. Jeśli dziecko będzie odpowiednio stymulowane z uwzględnieniem powodu, dla którego preferuje taką pozycję preferuje to nie powinno zaszkodzić.
Niestety jeśli dziecko często siada w ten sposób to stopy nie są odpowiednio stymulowane (dotykają podłoża krawędzie, a nie podeszwa), często wręcz nasila rotację stopy do środka lub na zewnątrz- w zależności jak dziecko w siadzie układa stopy.
Utrzymywanie miednicy pomiędzy stopami wpływa również na ograniczenie rotacji w tułowiu co warunkuje rozwój obustronnej koordynacji i umiejętności przekraczania osi ciała podczas sięgania po zabawki. To z kolei ma przełożenie na sprawne działanie gałek ocznych- co później się może objawić zaburzeniami ortoptycznymi.
No i wreszcie pozycja miednicy w tym siadzie narzuca ułożenie wyżej znajdujących się elementów- kręgosłupa, obręczy barkowej i głowy. Kręgosłup przypłaci to słabymi mięśniami posturalnymi i dziecko będzie się garbić a przy nawet niewielkiej asymetrii w okresie wzmożonego wzrostu dziecko narażone będzie na skoliozę.
Ustawienie głowy zaś warunkuje rozwój aparatu żucia i mowy. Aparat artykulacyjny ma znacznie utrudnione warunki rozwoju gdy głowa nie jest ustawiona osiowo a w tym przypadku najczęściej jest „zawieszona” w barkach w tyłopochyleniu.
Po pierwsze warto zadbać o dobre warunki do rozwoju dla dziecka od maleńkości, a więc nie (o ironio) miękkie łóżko rodziców na czas aktywności niemowlęcia lecz mata piankowa, lub karimata na podłodze.
Pozwolić dziecku zdobywać kolejne umiejętności w swoim czasie. Nie wolno również sadzać na siłę dziecka, które samo jeszcze nie siada z czworaków ani nie prowadzać za rączki tego, które samo nie chodzi.
Kiedy dziecko już samo siada, dobrze jest zachęcać je do siadania nie tylko takiego zwykłego- prostego ale równie często do siadu bocznego z podporem na jednej ręce i z obiema nogami skierowanymi w stronę przeciwną niż ręka podporowa. Oczywiście warto to robić na obie strony, zwłaszcza że do momentu aż dziecko nie rozwinie w pełni skoordynowanego chodu (ok 18 m-ca) nie powinna się pojawiać ani prawo ani leworęczność.
Jej obecność raczej przemawia za asymetrią w ciele dziecka. Poza tym kiedy sadzamy dziecko sobie na kolanach to warto to robić tak by nie przejmować na siebie całego ciężaru dziecka ( by się o nas nie opierało) lecz by musiało samo trzymać wyprostowaną sylwetkę . Najłatwiej to osiągnąć sadzając dziecko bokiem do siebie- i wtedy może być blisko nas lub tyłem, ale na końcu swoich złączonych kolan z jego nóżkami też wyprowadzonymi do przodu tak by nas nie obejmowało stopami.
Jak dziecko już jest chodzącym i biegającym maluchem to warto zaopatrzyć się w taki mały stołeczek łazienkowy i uczyć siadania na nim. Im starsze dziecko tym wyższy taboret. Chodzi o to by w stawach biodrowych i kolanowych zachowane były kąty proste, a stopy były oparte o podłoże. W tej pozycji dziecko odpychając się stopami od ziemi może budować odpowiednie napięcie posturalne i przeciwdziałając sile grawitacji, ustawiając osiowo całe ciało.
Taka pozycja jest pozycją aktywną i umożliwia dziecku trwanie w gotowości do wykonania dowolnej czynności zarówno rękoma w każdym zakresie, głową oraz uczy płynnego przenoszenia ciężaru ciała wzdłuż stopy (tzw. przetoczenie) w trakcie np. sięgania po coś przez dziecko, nie mówiąc już o rozwoju reakcji równoważnych .
Przede wszystkim na różne sposoby. Może to być siad boczny, o którym mówiłam wcześniej, może być też siad płaski (ważne by nóżki nie były mocno wyprostowane, a lekko ugięte w kolankach i stopach co będzie świadczyło o dobrej równowadze).
W żłobkach i przedszkolach preferują siad skrzyżny, który nie jest najszczęśliwszym. Po pierwsze z tego powodu że dominuje (zaburza różnorodność), po drugie ustawia miednicę w skrajnych pozycjach (przodo- lub tyłopochyleniu) co wcale nie rozwija równowagi, której cechą jest umiejętność pozostawania nie w skrajnych pozycjach a w pozycji pośredniej.
Generalnie podłoga nie jest najlepszym miejscem do siedzenia dla człowieka więc im szybciej nauczymy dzieci siadać na stołeczkach tym lepiej.
Jak najszybciej go zmienić na bardziej aktywny i pracować nad problemem, który przyczynił się do wybrania właśnie takiego a nie innego siadania.
Przyjeżdżam do mamy, a tam jak zawsze pachnie drewnem i świeżym ciastem. Tak też było i tym razem. Już w progu krzyczę: „Mamuś, ale jestem na diecie!” (jasne;)). A mama na to, że to nie jest ciasto, tylko tak wygląda. „Samo zdrowie”- dodaje, a ja już kroję pierwszy kawałek.
Dziś sprzedam Wam przepis na ten smakołyk- idealny na weekend! A wykonanie super proste!
Kruszonka:
Jabłka myjemy, obieramy, usuwamy gniazda nasienne i kroimy na ósemki
W międzyczasie odnosimy pomocnika, który zasnął podczas jedzenia jabłek
Jabłka kroimy na małe kawałki. Rozgrzewamy patelnie i dodajemy łyżeczkę masła. Jak się rozpuści wsypujemy jabłka, posypujemy rodzynkami i skrapiamy sokiem z cytryny. Dusimy do miękkości.
Formę do pieczenia smarujemy masłem i posypujemy płatkami.
Robimy kruszonkę- mąkę, masło, cukier i wanilię mieszamy w misce i kroimy nożem. Rozdrabniamy palcami, aby nie było dużych grudek.
Do kruszonki dodajemy pokruszone orzechy
Na płatki wykładamy masę jabłkową i posypujemy kruszonką. Piekarnik nastawiamy na 180 st. i pieczemy przez 45 min.
Smacznego!
p.s. Ciepłe ciasto najlepiej smakuje z gałką lodów waniliowych:)
Kiedy w 20 tygodniu ciąży dowiedziałam się, że moje dziecko będzie dziewczynką ucieszyłam się szalenie. Z chłopca prawdopodobnie cieszyłabym się tak samo mocno. Było to dla mnie zupełnie obojętne.
Wracając do domu wstąpiłam do sklepu i kupiłam tą pierwszą rzecz dla maluszka. Była to sukienka w kolorze szarym. Nie mogłam zupełnie zwizualizować sobie mojej przyszłej córki ubranej w róż.
Ja sama nienawidzę tego koloru i uważałam, że różowy to stan umysłu, a nie tylko ubranie. Od samo początku broniłam się przed czymkolwiek różowym. Nawet skarpetki kupowałam na dziale chłopięcym. Wolałam mieć wszystkie ubranka w uniwersalnych kolorach i wzorach. Niejednokrotnie Lilka była nazywana przez obcych „ładnym chłopczykiem”.
Często po wejściu do sklepu łapałam się na tym, że oglądam typowo chłopięce ubrania. Zupełnie nie wiem skąd mi się wzięła ta różofobia.
Lilka właśnie skończyła 30 miesięcy, a ja wczoraj przeszłam samą siebie i z własnej woli kupiłam jej adidasy w tym kolorze. Wszystko się zmienia. Moje dziecko nie jest już dzidziusiem, a dużą dziewczynką.
Domaga się sukienek i noszenia korony. Im więcej falbanek i brokatu tym lepiej. Kiedy u Lenki miała okazję przymierzyć księżniczkowe buty na obcasie widziałam, że ze szczęścia świecą jej się oczy. Widzę, że ma większą potrzebę bycia dziewczynką.
Nie przeszkadzam, nie zabraniam. Patrzę na nią i się uśmiecham, bo widzę, że jest szczęśliwa. I co z tego, że wyobrażałam ją sobie w jeansach i koszuli w kratę kiedy ona woli falbanki i róż?
Absolutnie cudowna spódniczka Dolly dla Lilki i lalki (komplet)
Mam zaszczyt pokazać Wam coś na co sama długo czekałam. Na polski rynek właśnie weszła seria książek o… MASZY I NIEDŹWIEDZIU.
Jako, że bajek już nie oglądamy to bardzo cieszy mnie fakt, że możemy teraz czytać o przygodach rezolutnej dziewczynki i jej przyjaciela.
Pierwsza z nich to zbiór opowiadań „Wielka kolekcja bajek o przygodach Maszy i niedźwiedzia”
Powiem Wam szczerze, że jeszcze nigdy nie widziałam takiego zafascynowania jedną książką. Od tygodnia innenabytki z biblioteczki mogłyby nie istnieć jest tylko Masza i niedźwiedź.
Druga pozycja to książka z zagadkami i naklejkami „Masza i niedźwiedź- skarbczyk filmowy”. Wg mnie dla trochę starszych dzieci 3+
Oraz dwie mniejsze książeczki, w których jest jedno opowiadanie „Podrzutek” i „Pierwsze spotkanie”. Trzymam je na podróż na Wielkanoc;) (update z dziś- już nie, L. je znalazła)
Mamy jeszcze jedną nowość- absolutne zaskoczenie! Kolorowankę o Basi i żółwiu Kajetanie: „Gdzie jest Kajetan?”. Jak tylko ją zobaczyłam to skradła moje serce. Utrzymana w kolorystyce biel-czerwień-czerń pobudza zmysł wzroku. Nie ma w niej konkretnych zadań, dlatego dziecko może tworzyć w niej to co mu się podoba.
Wszystkie książki – wydawnictwo Egmont
Zasady są proste. W komentarzu wpisujemy swój adres e-mailowy i wyrażamy chęć udziału w rozdaniu. 1 kwietnia wylosujemy 5 szczęśliwców. Powodzenia!
OTO WYNIKI:
Odezwę się do Was niebawem!
W różnych regionach panują różne zwyczaje podczas Wielkanocy. W moich okolicach dzieciom daje się niewielkie upominki związane tematycznie z tym świętem.
Oto moje typy:
1. Kubeczek Belle and Boo
2. Puzzle Djeco – tutaj
3. i 4. Króliczek Maileg i kubek na jajko
5. Portfel kura Djeco
6. Talerz OMM design (jest też miska) – tutaj
7. Kubek z kurami Rice
8. Crayon Rocks – sojowe kredki w pięknym woreczku
a tu macie późniejsze inspiracje na Prezenty od zajączka
Dla starszych dzieci znalazłam bardzo fajną pozycję:
„Teoś i Wielkanoc”– słuchowisko dla dzieci
wydawnictwo Warto – tutaj
Jeśli wciąż wam mało – tu macie wpis, który opisuje jak najlepiej dopasować Prezenty do wieku dziecka, a tu inspiracje na konkretny wiek:
Prezent na roczek 100 inspiracji
Prezenty dla 2 latka
Prezenty dla 3-latka
Prezent dla 4 latka
Prezenty dla 5-latka
Prezenty dla 6 latka
Prezenty dla 8-latka
Prezenty na święta dla dzieci 2020
Wiele razy Wam wspominałam, że aby stworzyć Lilce pokój przenieśliśmy się do salonu. Stwierdziliśmy, że takie rozwiązanie będzie dla wszystkich najkorzystniejsze.
Duża sypialnia, w której tylko spaliśmy i nie korzystaliśmy w ciągu dnia stała się dziecięcym pokojem, a my zaanektowaliśmy salon. Takie rozwiązanie doskonale nam się sprawdza, ale potrzebuje kilku małych poprawek.
W salonie obecnie stoi nasze ogromne łóżko z materacem i chociaż jest najwygodniejsze trochę utrudnia dzienny pobyt w tym pokoju.
Razem z moja przyjaciółką Kasią – architektem wnętrz, autorką bloga Make new home próbujemy przearanżować nasz salon tak, aby spełniał funkcje sypialni, jak i pokoju dziennego.
Kasia, wysłuchała moich potrzeb i stworzyła projekt przyszłego ustawienia mebli.
Priorytetem jest zamiana łóżka. Mąż bardzo długo oponował, że za nic w świecie nie zamieni łóżka z materacem kieszeniowym na kanapę. Dlatego zaczęłam szukać odpowiedniego rozwiązania, czyli kanapy z materacem do spania. Na rynku jest dostępnych kilka ciekawych modeli.
1. Ikea
2. Ikea
Oraz kanapy mniej oczywiste
1. Karup z materacem gryka-kokos
2. Colpus Innovation z materacem kieszeniowym
Ciekawi jesteście, którą wybraliśmy? Za jakiś czas pokażę nasz wybór na blogu.
A teraz jeszcze kilka inspiracji z Westwing, gdzie szukam niebanalnych dodatków do naszego mieszkania.
„Zabawa! Nie zabawki!” to motto mojego dzisiejszego posta.
Chcę pokazać, że ćwiczenia praktycznego życia to świetna zabawa, a zarazem nauka. Ten dział w pedagogice Montessori jest mocno rozwinięty.
Skąd są te rzeczy, które prezentuję w dzisiejszym poście? Ze sklepu Gospodarstwa domowego. Pewnie większość z nich macie w domu. Mi zależało, aby te przedmioty były małe i idealnie pasowały do ręki dziecka. Celowo przy każdym punkcie wpiszę cenę jaką za nie zapłaciłam.
Taca – 5 zł
Kulki małe – 5 zł (Sklep wszystko za 5 zł)
Drewniana łyżeczka – 1,43 zł Gosp. dom
Miski – domowe zasoby
Nożyce do ogórków 5,30 zł Gosp. Dom.
Dzbanek 9,47 zł Gosp. Dom.
Szklanka- domowe zasoby
Lejek 1,70 Gosp. Dom.
Butelka- domowe zasoby H&M
Czerpak drewniany 96 groszy Gosp. Dom.
Talerz na jajka 3,47 zł Gosp. Dom.
Spinacze 3,70 zł Gosp. Dom.
Tarka 5,40 zł Gosp. Dom.
Łyżka, miska zasoby domowe
Drewniana szczotka z prawdziwym włosiem 3,50 Gosp.Dom.
Miętowa pasta do zębów pobudza zmysł węchu
Solniczka 1,97 zł Gosp. Dom.
Druciki kreatywne Paper concept 5 zł
Ściągaczka do szyb 3,47 zł Gosp. Dom
Od dłuższego czasu myślałam o pianinku dla Lilki. Z racji tego, że miejsca u nas jest jak na lekarstwo to nawet takie zabawkowe zajmowałoby za dużo przestrzeni. Kiedy przeglądałam ofertę Usborne ta książka jako pierwsza wpadła mi w oko. Niestety była wtedy niedostępna. Na szczęście niedawno znów się pojawiła w sprzedaży.
Jest przepięknie wydana, a do tego dźwięki wychodzące z pianinka są przyjazne dla ucha. Ilustracje trafiają w mój gust w 100%. No i przede wszystkim zajmuje bardzo mało miejsca.
Nawet ja, totalne beztalencie muzyczne umiem na nim zagrać. Jest kilka znanych i lubianych przez nas melodii: „Oda do radości”, „Old Macdonald”, „Twinkle, twinkle little star”, „Row your boat”, „Panie Janie” i inne
Lilka radzi sobie bardzo dobrze. Dyktuję jej po kolei kolory, które ma naciskać, a ona malutkim paluszkiem tworzy muzykę. Wspaniałe!
Zabawki magnetyczne już od jakiegoś czasu goszczą u nas w domu. Mamy ich dosłownie kilka, ale jedną z ulubionych jest zdecydowanie Magnetibook od Janod. Pierwszy raz trafiłam na niego w kafejce dla dzieci Guzik w Rzeszowie.
Lilka siedziała na kanapie i przebierała chłopca i dziewczynkę zamiast bawić się na drewnianym placu zabaw. Bardzo mnie to zdziwiło, bo zazwyczaj nie chce schodzić z takich atrakcji. Rzeczywiście- ta zabawka ma coś takiego w sobie, że nie da się skończyć jej układać.
Od ponad miesiąca ma już swojego Magnetibooka i uwielbia przebierać dziewczynkę. Całość jest zamknięta w przepięknym pudełku. 34 magnesy dają pole do popisu wyobraźni. Można je układać wg wzoru lub puścić wodze fantazji i stworzyć własne kreacje.
My często wymyślamy tym postaciom imiona i dopowiadamy historię. Jej kompaktowy rozmiar nadaje się na podróże.
Magnetibook Janod
Jeżeli i Wam wpadł w oko Magnetibook to zaglądajcie na nasz Fanapage KLIK <—– Będę miała dla Was niespodziankę
Post powstał w ramach cyklu:
…, a nie 30 to jakby wyglądało moje życie?
Pod jednym względem byłoby o 100% lepsze.
Ale może zacznę od początku. Byłam dzieckiem bardzo płaczliwym i wrażliwym. Większość zdjęć jakie mam z dzieciństwa wygląda mniej więcej tak: siedzę pod stołem i płaczę.
Teraz już nie pamiętam powodów moich smutków, bo w głowie mam najwięcej tych miłych wspomnień. Jako 5-6 latka byłam bardzo ruchliwa. Prawie cały wolny czas wykorzystywałam bardzo aktywnie. Biegałam po podwórku i intensywnie korzystałam z dobrodziejstw placów zabaw. W tamtym właśnie okresie zaczęło być widać moje problemy.
Miałam bardzo duże zaburzenie równowagi. Właściwie codziennie podczas podwórkowych eskapad zaliczałam potoczną „glebę”, a przedwczorajsze strupy nie zdążyły się nawet zagoić. Miałam kolana zdarte do gości. Jak ktoś patrzył na mnie z boku to miał wrażenie, że zaczepiam się o własne nogi.
Bardzo się cieszyłam z wyjazdu nad morze. Zbliżał się dzień wyjazdu, a ja tuż przed klatką schodową wywinęłam takiego orła, że znów strupy nie miały szansy się zagoić. Mama podjęła decyzję, że na kolonie pojadę dopiero jak chociaż trochę rany się zagoją. Bardzo rozpaczałam z tego powodu.
Kolejnym moim problemem była bardzo silna choroba lokomocyjna. Jazda ze mną to był koszmar. Podczas jednej krótkiej przejażdżki musiałam wysiadać kilka razy aby zwrócić zawartość żołądka. Później dostawałam już magiczną tableteczkę na „A” i zazwyczaj przesypiałam podróż.
Koszmarem również była dla mnie jazda pociągiem, ale nie z powodu nudności. Jak wysiadałyśmy na stacji później trzeba było zmierzyć się ze schodami nad torami, które między każdym schodkiem miały prześwit. Innej drogi nie było. Szłam po nich i kurczowo trzymałam się maminej spódnicy. Tak bardzo się bałam. Te schody śnią mi się do tej pory.
Moja mama szybko zauważyła problemy i baaardzo dużo ze mną pracowała w domu. Nawet dziś pamiętam, że tak nie lubiłam tych ćwiczeń, że wrzucałam zeszyty z dyktandami za szafę i udawałam, że się zgubiły. Gdyby nie praca mojej mamy prawdopodobnie byłabym dziś dysortografem i dysgrafem.
Na lekcjach było mi bardzo trudno wysiedzieć. Miałam sporo uwag w dzienniczku. Niemożność ruchu kompensowałam sobie „gadaniem na lekcjach” i huśtaniem się na krześle, co nie wiązało się z niezbyt przychylną uwagą pani nauczycielki. Odliczałam sekundy do dzwonka na przerwie i korzystałam jak najbardziej tylko się dało. Któregoś dnia tak wyrwałam, że rozmawiająca w drzwiach nauczycielka włożyła mi palec do oka i przecięła paznokciem źrenicę.
To oczywiście była moja wina, bo „latam jak szalona”. Całe szczęście, że podczas przerw można było wychodzić na podwórko i biegać do woli. Tam mogłam wyładować potrzebę ruchu.
Każdy dzień to była próba oszukania zmysłów, rekompensowania w układzie nerwowym. Gdybym urodziła się 5 lat temu, a nie 30 to teraz chodziłabym na intensywną terapię Integracji sensorycznej. Byłoby mi łatwiej się uczyć i zapanować nad swoim zmysłami.
Zdiagnozowano by pewnie silną podwrażliwość proprioceptywną i nadwrażliwość przedsionkową, niepewność grawitacyjną. Wtedy byłam tylko niezdarą, która zaczepia się o własne nogi.
Jak to wygląda teraz? Niestety, wiele z tych zaburzeń zostało mi do dziś i najnormalniej na świecie utrudniają mi życie. Mam ogromny lęk wysokości i nadwrażliwość przedsionkową. Nie jestem w stanie nawet patrzeć jak Lilka kręci się na karuzeli. Została mi niestety dysgrafia mimo przepisanych 50 zeszytów. Nauczyłam się już z tym żyć, a dodatkowo mam w domu dorosłego z potworną nadwrażliwością słuchową.
Kiedy ktoś zarzuca, że Integracja sensoryczna to moda i sposób na wyciągnięcie pieniędzy od zdesperowanych rodziców to niech przeczyta mój tekst. Bardzo się cieszę, że wiele rodziców gdzieś usłyszy o istnieniu SI i szuka pomocy. Może te dzieci będą miały większego farta niż ja.