kontakt i współpraca
Dziś będzie o książkach, które w niedalekiej przeszłości zostawiły swój ślad. Nie są to typowe poradniki “Zrób tak, a tak absolutnie nie rób”. Są to pozycje, o których często rozmawiam ze znajomymi lub polecam je koleżankom.
Czytając te 3 książki wyłuskałam dla siebie kilka wspaniałych rad lub zainspirowały mnie do zmiany. Minęło kilka miesięcy, a ja wciąż odczuwam ich wpływ na mnie. W końcu udało mi się je wszystkie sprowadzić na moją półkę i dziś mogę Wam o nich napisać.
Inspirację do napisania tej książki autorka czerpała z kultury i tradycji Japonii. Jeden z podrozdziałów jest poświęcony sztuce feng shui – zgrabnie go ominęłam.
Jest to pierwsza książka w minimalistycznym duchu, po którą sięgnęłam. Kupiłam ją raczej z ciekawości niż wielkiej potrzeby zmiany. Autorka nazwała pewne rzeczy po imieniu i ułatwiło mi to identyfikację niektórych moich problemów.
Po tej lekturze przestałam się skupiać na rzeczach i ich kupowaniu. Zaczęłam zwracać większą uwagę na jakość rzeczy, które mnie otaczają. Wolę teraz kupić jedną, ale porządną rzecz niż kilka gorszej jakości.
Sztuka prostoty nie tylko odnosi się do konsumpcyjnego trybu życia, ale również traktowania siebie. Nasz umysł i ciało również potrzebują “mniej”. Mniej kosmetyków, więcej naturalnych zabiegów i kontaktu ze świeżym powietrzem.
Niesamowite wrażenie zrobił na mnie rozdział o jedzeniu. O jedzeniu mniejszej ilości, ale lepszej jakości. Prostota posiłków i miejsce ich spożywania mają na nas ogromny wpływ.
Ogólnie, czytając tę książkę miałam wrażenie, że działa jak balsam na moją duszę. To był dobry krok w stronę spojrzenia w głąb siebie.
Jest tylko jeden zarzut, który chciałabym tutaj zaznaczyć. W niektórych podrozdziałach autorka stylizuje się na osobę bardzo sztywno trzymającą się swoich zasad. Przez to książka momentami jest za bardzo przerysowana.
Prostota uwalnia od uprzedzeń, ograniczeń oraz obciążeń, które nas rozpraszają i stresują. Przynosi rozwiązanie wielu problemów.
Ludzie konsumują, nabywają, gromadzą, kolekcjonują – innych ludzi, kontakty, dyplomy, tytuły, odznaczenia. Uginają się pod ciężarem swoich dóbr i zapominają, że pożądanie zmienia ich w istoty podporządkowane coraz liczniejszym pragnieniom.
Do kupienia TUTAJ
Wyobrażacie sobie żeby przez rok kupować tylko najpotrzebniejsze produkty? Jednorazowa golarka i fryzjer to niepotrzebny zbytek (a raczej nie jest niezbędny do życia). Jak żyć nie kupując? Sama nie wiedziałam, że to jest możliwe.
Autorka – Marta Sapała przeprowadziła świetny eksperyment społeczny. Kilkanaście rodzin uwolniło się od władzy portfela i przez 12 miesięcy kombinowali jaki można inaczej. Myślicie, że się nie da? Pewnie, że się da.
Losy bohaterów są tak ciekawie przedstawione, że ma się ochotę wziąć miskę popcornu, usiąść pod kocem i czytać. Akcja jest tak porywająca jak niejeden serial. Czytając ma się wrażenie, że jesteśmy obserwatorem z bardzo bliskiego otoczenia. Mało tego, razem z nimi martwimy się o te same sprawy.
Bardzo ciekawa pozycja, może nie tyle o minimaliźmie, ale o konsumpcji, a raczej antykonsumpcji.
Po książkę sięgnęłam w okolicach Świąt Bożegonarodzenia tym bardziej refleksyjnie do niej podeszłam. Autorka podpowiada kilka ciekawych rozwiązań i podaje również adresy miejsc gdzie bezgotówkowo można się wymienić na różne rzeczy lub usługi.
Po tej lekturze dopiero sobie uświadomiłam jak dużo pieniędzy wydajemy (czasami na zupełnie niepotrzebne rzeczy) i skłoniłam się ku refleksji.
znana jako Radzka
Nie noszę rozmiaru 36, mam 160 cm wzrostu i niedoskonałości, które już teraz umiem dobrze ukryć. Na moje wcześniejsze eksperymenty z modą patrzę teraz z uśmiechem. Jak były modne rurki – nosiłam rurki, na salony weszły szerokie boyfriendy – nosiłam boyfriendy, jeszcze tylko golfu do mojej krótkiej szyi by brakowało.
Moda modą, a ja nie umiałam sobie wybrać ubrań, w których byłoby mi dobrze. Dany trend traktowałam bardzo dosłownie i często kończyło się to tragicznie.
Z pomocą przyszła mi książka Magdy. W bardzo przystępny sposób radzi co komu pasuje. Po wnikliwiej analizie doszłam do wniosku, że jestem jednak klepsydrą (zawsze miałam w tym temacie wątpliwości).
W bardzo obrazowy sposób Radzka przedstawiła wszystkie typy sylwetek, najczęstsze błędy popełniane przy doborze ubrań oraz zaproponowała fasony idealne. Ja już “moje” kroje rozpoznaje z daleka i to mi bardzo ułatwia zakupy. Wiem już czego muszę się wystrzegać, a co działa na moją korzyść.
Jeżeli również macie z tym problem polecam tę pozycję. Rozwieje wiele wątpliwości i sprawi, że znienawidzone zakupy ubraniowe będą przyjemnością.
W wielu prywatnych wiadomościach pytacie mnie o efekty po porządkach z Magią sprzątania.
O ile z ubraniami uporaliśmy się dość solidnie i udaje nam się trzymać porządek (do tej pory). A nawet trzymanie rzeczy pionowo w szufladach ma sens i się sprawdza.
To z innymi sferami klops. Nadal potykam się o różne rzeczy i czuję ich nadmiar. Nie wiem czy za mało rzeczy się pozbyliśmy czy zrobiliśmy to niewłaściwie.
Na Waszą prośbę wracam z cyklem Warszawa dzieciom.
W ten weekend niestety wiele nas ominie, ale zamierzamy spędzić miły czas na Podlasiu i świętować trzecie urodziny Lilki.
Jednak tym, którzy zostają w Warszawie przygotowałam przegląd ciekawych wydarzeń dla dzieci.
Festiwal będzie trwał do 4.10, więc będzie można wybrać odpowiednie wydarzenia dla Was. My Na pewno wybierzemy się na:
Gorąco Was zachęcam do udziału.
Grupy teatralne z całej Europy przybędą właśnie do Warszawy i zaprezentują sztuki dla najmłodszych dzieci.
Jeżeli obawiacie się, że Wasze dziecko może nie wysiedzieć lub się znudzić i zacząć chodzić- zupełnie się tym nie przyjmujcie ta sala jest przystosowana do małych dzieci. Wszyscy siedzą na podłodze na poduszkach, można chodzić, przytulać się, a nawet leżeć:)
Przygotowano wiele ciekawych atrakcji dla dzieci na świeżym powietrzu.
A do tego całe wydarzenie będzie w klimacie starej Warszawy. Odbędzie się również konkurs na najciekawszy strój z okresu międzywojnia.
Dzieci do 13 r.ż. wchodzą za darmo, a dorośli 12 zł.
A dla tych, którzy lubią poznawać nowe smaki polecam restaurację tajską Why thai. Znajdziecie tam pyszne menu dziecięce i spotkacie się z bardzo miłą obsługą.
Restauracja znajduje się przy ul. Wiejskiej.
Minutę po naszym przybyciu Lilka już miała na stole kolorowanki i kredki, a Pan sam zaproponował, że jak tylko jej jedzenie będzie gotowe to od razu przyniesie. Cudowne miejsce z przepysznym jedzeniem.
Tak dobrej tajskiej zupy nie jadłam od mojego pobytu w Nowym Yorku.
Polecam, na pewno tam wrócimy.
Kilka miesięcy temu na facebookowej tablicy mignął mi ten film:
Jednak zupełnie o niej zapomniałam i dopiero niedawno ponownie się na nią natknęłam.
“Lila, podaj mi tę białą książkę”
“Którą?”
“Tą bez obrazków”
“Eeee. Ja nie chce czytać książki bez obrazków”
“Zobaczymy czy jest fajna”
“No dobrze”
i 6 razy ją przeczytałyśmy śmiejąc się w głos za każdym razem.
Autor w bardzo umiejętny sposób sprawia, że dorosły staje się na chwilę dzieckiem i ma chęć do wygłupów. Takie książki barrrdzo podobają się dzieciom, bo jest to coś nowego. Zazwyczaj czytamy książki poważnym tonem, a ta sprawia, że jednak mamy chęć wcielić się w inne role. Zmienić głos, coś zaśpiewać, mówić dziwne wyrazy. Dzieci uwielbiają jak dorośli się wygłupiają.
Książka uczy też czegoś nowego. Nie można oceniać czegoś zbyt pochopnie. Lilka sama przyznała: “Myślałam, że książka bez obrazków będzie nudna”.
Tak zapewniają nas kolorowe ulotki, które dostajemy na pierwszym zebraniu dla rodziców. Trzeba rozwijać pasje dzieci i pozwalać im na próbowanie nowych rzeczy, bo tylko dzięki takim zajęciom będzie uzdolnione w wielu kierunkach.
Połowa września za nami – festiwal zajęć dodatkowych w pełni. Kasa się zgadza. Rodzice zadowoleni. A dzieci?
Napiszę to dużymi literami ZAJĘCIA DODATKOWE NIE SĄ NIEZBĘDNE DLA ROZWOJU DZIECI. Mało tego uważam, że mogą ten rozwój zaburzać. Przykład jest bardzo prosty. Grupa 3- latków, pierwszy tydzień września. Niektóre tulą jeszcze swoje ukochane przytulanki. Na policzku jeszcze nie zaschła łza. 2 dzieci na 26 ma smoczki (no comment).
Połowa z nich nie jest w stanie zbudować zdania pojedynczego, ale właśnie wchodzi Pan od angielskiego. Bardzo ostrożnie wita się z dziećmi i zaczyna lekcje. Połowa dzieci płacze, druga połowa nie wie o co chodzi. Serio? 3/4 grupy skorzystałoby lepiej na zajęciach logopedycznych, nawet tych grupowych. Jaki jest sens uczyć dziecko angielskiego skoro jeszcze nie opanowało polskiego? Napiszecie, pewnie ok! Dzieci się nie uczą tylko oswajają. Nadal nie widzę sensu.
Czego potrzebuje dziecko w wieku przedszkolnym najbardziej? Swobodnej zabawy z dziećmi. Niektórzy uważają takie zabawy za stratę czasu. Pisałam na ten temat we wpisie Praca a nie zabawa
Zazwyczaj po obiedzie zapisane dzieci są zbierane z różnych grup i przechodzą razem z prowadzącym do innej sali. Dzieci mniej lub bardziej korzystają. Z mojej pracy pamiętam rozbieganą grupkę dzieci, którą próbuje ogarnąć jeden prowadzący. Nie raz zdarzyło się zapomnieć o zabraniu jakiegoś dziecka z grupy. W tym czasie dzieci niezapisane na zajęcia bawią się w swoim gronie.
Nie raz widziałam smutne miny dzieci, które chciały iść na zajęcia albo odwrotnie zupełnie nie chciały, bo właśnie z kolegą Jurkiem zbudowali z klocków wielki zamek.
Pamiętam też moje rozczarowanie kiedy zwyczajnie nie miałam jak się wcisnąć z zajęciami terapeutycznymi (logopedia, integracja sensoryczna), bo grafik dziecka był aż tak napięty. Nie traktowano takich zajęć priorytetowo. Często zajęcia musiałam prowadzić bardzo późnym popołudniem kiedy dziecko było już zmęczone i przestymulowane zbyt dużą ilością bodźców.
Naprawdę w tej kwestii wygrywają przedszkola państwowe gdzie nie ma miejsca na taki napięty program. Dzieci mają czas, nie są poganiane, bo właśnie zaczyna się lekcja baletu.
Żyjemy w czasach kiedy wszystko tratujemy bardzo poważnie. Amatorskie hobby nie jest znakiem dzisiejszych czasów.
Myślimy o tym, że robimy ładne zdjęcia- kupujemy od razu profesjonalny sprzęt za kilka tysięcy i zapisujemy się na kursy do najlepszych specjalistów.
Jeździmy na rowerze? Musimy się zaopatrzyć w specjalny rower i milion gadżetów potrzebnych do tego.
Myślimy o bieganiu, kupujemy od razu buty do biegania z dużą amortyzacją i wbudowanym Endomondo.
Nie ufamy sobie, tylko specjalistom. Nie pozwalamy na swobodne rozwijanie pasji tylko zazwyczaj pod czujnym okiem trenera.
Dziecko, które umie kopnąć w piłkę jest zazwyczaj zapisane do Akademii Piłkarskiej np. Legii Warszawa. Tylko tam pod okiem profesjonalnego trenera jest w stanie nauczyć się gry w piłkę.
Niestety na podwórkach bywa teraz za mało dzieci żeby zebrać drużynę i zrobić mecz pod blokiem z bramką z trzepaka. To jest niestety znak naszych czasów.
Kiedyś przeczytałam, że geniusz rozwinie pasję sam i dzięki wielkiej motywacji wewnętrznej odniesie sukces. Mało tego, jako ciekawostkę dodam, że dzieciom, którym nie ułatwia się zdobywania tych umiejętności odnoszą jeszcze większy sukces. Wielkiego talentu nie da się przegapić.
Co innego samorodny talent muzyczny, a co innego bycie sportowcem wyczynowym. Nie jest do tego potrzebny talent. Wystarczą tylko pewne predyspozycje psycho-fizyczne i mnóstwo czasu na treningi. Ile godzin?
Czy chciałabym tego dla mojego dziecka? Nie wiem. Chciałabym żeby to była jej świadoma decyzja. Na pewno nie podejmę tej decyzji za nią.
Pamiętam siebie w podstawówce: zapisana na 5 kółek, angielski, harcerstwo, balet, taniec. Wszystko wynikło z mojej inicjatywy. Na każdych z tych zajęć byłam raz/max 2 razy.
To jak zapisywać ucznia na zajęcia czy dać sobie spokój? Myślę, że warto o tym pomyśleć tylko trzeba zachować balans. Tak żeby to nie tylko zajęcia nam wypełniały popołudnia.
Pamiętacie jak na weekend czekało się jak na zbawienie? Piątek wieczór, jedyny dylemat: “Co ja mam na siebie włożyć”? A później już tylko wieczorne spotkania, kolacje, imprezy. Azymut na dom obieraliśmy kiedy już wschód słońca na dobre zagościł na ziemskim padole.
Później spanie do południa. Śniadanie? Jakie śniadanie? Pizza na telefon to i obiad już był zrobiony. Całe 2 dni w łóżku z maratonem serialowym lub nową grą na Playstation. Wyjątkową atrakcją były również całodniowe wypady do galerii handlowych na zakupy. To było życie…
Kiedyś kładliśmy się o 7, a teraz o tej porze budzi nas tupot małych stóp, które zmierzają do naszego łóżka. Te włosy pachnące jeszcze snem i oczy zaspane patrzące na mnie błagalnie żeby już wstawać. Na autopilocie robię owsiankę i siadam z nią. Gapię się. Nie mam jeszcze siły na nic innego.
Jak już sen lekko odejdzie zaczynam planować co ciekawego możemy zrobić. Szkoda marnować cały dzień na siedzenie w domu, spanie lub oglądanie TV. Weekendy spędzamy poza domem. Uwielbiam ten czas mimo tego, że wracam potwornie zmęczona. Zmęczona, ale bardzo szczęśliwa.
Czy chciałabym cofnąć czas i wrócić do tego co było? Oczywiście, że nie! Nie tęsknię za tym co było. To był pewien etap w życiu, który się skończył. Fakt, czasami wspominamy te czasy z nostalgią. A później patrzymy na naszego małego rozczochrańca rano i śmiejemy się do siebie.
Tydzień temu byliśmy na weselu bez Lilki. Już po godzinie oglądaliśmy jej zdjęcia w telefonie i stęskniliśmy się szalenie:)
Nasz wczorajszy dzień wyglądał właśnie tak:
Farma dyń (czynna do końca października )- Powsin
4 km za Farmą dyń Park zdrojowy w Konstancinie
Park Cafe & Rest- polecam krem z białych warzyw z oliwą truflową- mniam!
Tężnie
Kawiarnia Hugonówka
Powrót do domu
Ostatni post o wczesnej nauce czytania Jak nauczyć dziecko czytać? wciąż bije rekordy popularności. Wcale mnie to nie dziwi, bo temat jest niezwykle interesujący.
Dziś przygotowałam następną część.
W jednej z książek Marii Montessori wyczytałam bardzo ciekawą informację. Otóż jej prototypem alfabetu do nauki czytania były tabliczki bardzo podobne do tych, które stworzyła firma Pilch.
“Pomyślałam, że w celu wykonania dokładnych ruchów pisma i zapewnienia dokładności lub przynajmniej poprowadzenia go w prostszy sposób, żeby były one przedstawione w formie odcisków czy rowków, po których mogłaby przesuwać się drewniana pałeczka”
Jednak Maria Montessori uznała, że ten projekt będzie bardzo drogi, więc z niego zrezygnowała. Tak stworzyła szorstki alfabet.
Najlepiej zacząć od liter imienia dziecka. Można później wykorzystać taką kolejność: a l o k s i m e t y c i p u d f j. Albo używać liter z wyrazów bliskich dziecku czyli np. kot, dom. Zwróćcie uwagę na to, żeby wśród tych początkowych prezentacji były samogłoski. Z nich plus kilka spółgłosek będziecie mogli odczytywać pierwsze słowa.
Powodzenia!
Zgodnie z Waszymi prośbami mam dla Was rabat 10 % na cały asortyment firmy Pilch na hasło: Nebule do 24.09.2015 r.
Wpis powstał we współpracy z Pilch
3-cie urodziny zbliżają się wielkimi krokami. Pytaliśmy wielokrotnie Lilkę co chciałaby dostać. Odpowiedź jest zawsze ta sama: cukierki:) Co by jej osłodzić ten dzień przygotowałam kilka propozycji prezentowych.
coś na kształt lalki Barbie, ale nie do końca. Podoba mi się dlatego, że nie ma krzykliwego makijażu i bardziej naturalne kształty
świetna książka o typie pop-up. Litery wciąż u nas na tapecie.
działająca jak dynamo, nie potrzebuje baterii. Pomoże nam też w ćwiczeniach gałek ocznych.
najprawdziwszy aparat, który robi cyfrowe zdjęcia. j
wyd. Dwie siostry- wielki atlas z przepięknymi ilustracjami już niedługo wejdzie na rynek
w małej latarce umieszczone są kolorowe przeźrocza ze zdjęciami (realnymi) zwierząt. Bardzo fajna zabawka w duchu Montessori za niewielkie pieniądze.
dzięki tej magnetycznej tablicy można układać na różne sposoby tor wyścigowy dla kulek. Na drugiej stronie można malować różne obrazki.
ciekawa pomoc do nauki części ciała TUTAJ
przepiękny zestaw do zabawy w lekarza
idealna na wieczorne spacery
a tu macie więcej inspiracji:
A tu inspiracje na konkretny wiek:
Prezent na roczek 100 inspiracji
Prezenty dla 2 latka
Prezenty dla 3-latka
Prezent dla 4 latka
Prezenty dla 5-latka
Prezenty dla 6 latka
Prezenty dla 8-latka
Prezenty na święta dla dzieci 2021
Od dłuższego czasu umilamy sobie podróże autem ciekawymi audiobookami, słuchowiskami i muzyką.
Dziś przedstawię nasz ranking płyt.
czyli muzyczne, krótkie rymowanki. Poleciła mi je Anita z Być bliżej. Zaczęliśmy od tej płyty przygodę z audiobookami. Myślę, że już 12 miesięczne dziecko z zaciekawieniem posłucha rytmicznych rymowanek.
ta płyta była następna. Lilka zna już wszystkie piosenki na pamięć i śpiewa razem z włączoną płytą. Ostatnio nawet razem oglądaliśmy fragmenty tego kultowego filmu i była zachwycona.
pierwszy audiobook w całości przesłuchany w podróży. Absolutny hit! Sama słuchałam z zaciekawieniem. A elektryzujący głos Edyty Jungowskiej wciąga w opowieść o przygodach dzieci.
genialne dwupłytowe słuchowisko dla dzieci (do tego piękna grafika Magdy Pilaczyńskiej na okładce i w środku).
dwupłytowe słuchowisko zaciekawi nie tylko dzieci, ale również dorosłych. Klimat obu tych płyt jest naprawdę nie do opisania. W tle słychać prawdziwe instrumenty i świetną dykcję czytających.
Bardzo ciekawa historia opowiedziana przez na odwrót. To pies chce mieć swoją dziewczynkę i prosi rodziców o sprezentowanie mu człowieka. Bardzo ciekawa opowieść o perypetiach psów z ludźmi widzianymi oczami zwierząt. Myślę, że każdy kto ma psa powinien mieć tego audiobooka.
pełna uroku i humoru opowieść o przygodach prosiaczka. Bardzo fajna propozycja na długie podróże.
do słuchana na urządzeniach mobilnych – tutaj
to historia króliczycy Miszki, która opuściła miejsce urodzenia i wybrała się na poszukiwanie przygód. Bardzo ciepła i delikatna opowieść. Do kupienia Tutaj
przyznam szczerze, że ta płyta jest dopiero na mojej liście, ale sam opis już mnie zachwycił:
Klara i jej brat kochają zwierzęta. Ich ulubieńcy: papuga Pippo, kot Kazimierz i jamnik Wąchacz wiedzą o tym doskonale.
Dzieciaki dbają o swych podopiecznych najlepiej, jak potrafią – karmią, kąpią, czeszą, strzygą, mierzą temperaturę, wyprowadzają na spacery, uczą języków obcych i kindersztuby.
Rodzeństwo jest gotowe również wysiedzieć papuzie jajo, o ile tylko papuga Pippo je zniesie. Tylko nie wiadomo, czy Pippo to dziewczyna?
a tu łapcie Storytel dla dzieci
tu ranking gdzie wrzuciłam najlepsze Audiobooki dla dzieci
ale też i Książki do słuchania dla dorosłych
Wielkimi krokami zbliża się jesień. Łapiemy spragnieni ostatnie promyki słońca już tęskniąc za niedawnymi upałami. Jeżeli nudzi Was spacerowanie bez celu mam dla Was świetną propozycję:
to pudełko zawierające wszystko to co uwielbiają dzieci. Dzięki niemu możecie razem z dzieckiem odkrywać zakamarki parków i lasów, nauczyć się nowych rzeczy i doskonale spędzić czas.
Mam dla Was gotową planszę do wydruku. Etykiety naklejacie na pudełko po jajkach, ozdabiacie do woli i ruszacie na poszukiwania.
Pod planszą wpisałam same wyrazy do późniejszego podpisywania znalezionych skarbów natury w domu.
Klikamy prawym przyciskiem na obrazek i zapisujemy na komputerze.
A tak wyglądał nasz spacer
Spódniczka i bluzka – I love franka
Mokasyny – Minnetonka
Kamizelka – H&M
a tu przypominam wpis Sensoryczne gry dla dzieci
Pisać czy nie pisać? Zmienić styl i tematykę? Na te pytania pomogłyście mi znaleźć odpowiedź. Bardzo dziękuję Wam za poświęcony czas. Wiele z Was rozpisało się do tego stopnia, że mam chęć Wam odpisać. Ankieta była anonimowa, więc odpowiedzi i moje wnioski napiszę tutaj.
Kilka faktów o Was:
Są tu same babki i mój mąż, który z braku obiektywizmu ankiety nie wypełnił. Bardzo mi miło:) Stawiam dziś Wam wirtualną kawę i zabieramy się do opracowania wyników.
Przeważają jednak czytelniczki w wieku 25-34, czyli w moim. Ponad połowa z Was mieszka w dużym mieście. Ciekawa jestem ile z Was mieszka w Warszawie?
Aż 93 % z Was ma wyższe wykształcenie. Z chęcią bym się też dowiedziała po jakich kierunkach jesteście? Czy jesteście humanistkami jak ja, czy może umysłami ścisłymi?
Najczęściej czytacie nebule na smartfonach. Nawet Steve Jobs by tego nie przewidział, że tak to będzie wyglądało!
50% z Was trafiło na mnie na innym blogu. Ciekawa jestem na jakim? (mogłam dodać takie pytanie).
Sporo z Was czyta mnie rok lub krócej. Uprzejmie donoszę, że nebule istnieje od roku. Wcześniej mój blog nazywał się Lili i ja- był bardziej mamuśkowy i pamiętnikowy. Stare wpisy oczywiście możecie znaleźć w archiwum.
Cieszę się, że tak licznie zaglądacie na nasz profil na Instagramie. Jest to mój ulubiony portal społecznościowy i bardzo często dodaję nowe zdjęcia. Staram się nie zamieszczać tych samych zdjęć na Facebooku i Instagramie, bo uważam to za zbyteczne. Jeżeli ktoś ma jeszcze chęć nas obserwować to zapraszam tutaj: Instagram Nebule
Konto na Snapchacie dopiero raczkuje, ale wrzucam tam różne ciekawostki, których nie ma na innych platformach. Ostatnio mogliście zobaczyć tam nasz nowy fotelik samochodowy lub moją minę kiedy idę po Lilkę do przedszkola. nick: nebule_blog
Po pierwsze pora, o jakiej wchodzicie na blog! Myślałam, że mój prime time jest jednak do godziny 11 ( tak pokazywały dane z Facebooka). Po wynikach ankiety tak sobie wyobrażam Wasze wieczorne czytanie:
a). dziecko siedzi w wychłodzonej wodzie w wannie z odmoczkami na opuszkach, a Wy na smartfonie gorączkowo czytacie nowy wpis siedząc na podłodze
b). wieczorne rytuały to przecież przyjemności Taty, a Wy w tym czasie macie w końcu chwilę na otworzenie komputera, bo w końcu nikt nie włazi na kolana
c). cały dom już dawno śpi, a czytanie nebule jest tak “wciągające”, że po minucie usypiacie z tabletem w ręku
Największe zdziwienie podczas opracowywania wyników. Już pod koniec sierpnia miałam plan, że będę od września pisać codziennie. Jednak wyniki ankiety pokazały, że wolicie 3 wpisy w tygodniu. Tak też zostanie! Za to mogę Wam zagwarantować, że będą dopracowane w 100 % i będą tylko ważne tematy.
To samo dotyczy ostatniego grafu. “Kupujecie” również moje poglądy i Wam za to dziękuję:)
Odpowiedzi na to pytanie lekko mnie zdziwiły.
Ok! Widzę, że Montessori jednak Was interesuje:) Będzie jeszcze na ten temat sporo.
Cieszę się bardzo, że jednak nie macie ochoty czytać tak wiele o nas. Staram się chronić naszą prywatność i tak będzie dalej.
Pytanie o post specjalnie dla Ciebie było strzałem w dziesiątkę. Przez najbliższe 455 dni mam pomysły na posty dla Was:)
Myślałam, że wpisy poradnikowe są jednak nudne:) A tu taka niespodzianka!
Real life – ok, postaram się pisać o codziennym, nudnym życiu matki w dużym mieście.
Dziękuję za wszystkie miłe słowa. Bardzo mnie podbudowały i wiem, że doceniacie moją pracę. Kopniak na rozpęd, jak nic:)
Mało tego uważam, że te komentarze dały mi najwięcej. Darzycie mnie ogromnym zaufaniem i wiem, że nie mogę Was zawieźć.
Jedna z Was napisała, że nie do końca wykorzystuję swój potencjał i żebym się wzięła w garść to blog będzienajlepszy w Polsce. Dziękuję Ci bardzo za te słowa. Zadziałały na mnie bardzo motywująco i mam nadzieję, że efekty już niedługo zobaczycie.
Cieszę się, że zdajecie sobie sprawę, że blog to moja praca i akceptujecie te wybory, które prezentuję na blogu. Uwierzcie mi, że oferty bardzo selekcjonuję i nie polecam rzeczy, produktów, usług, które nie są zgodne z moimi przekonaniami. Nie reklamuję również rzeczy, których nigdy nie wypróbowałam.
Dzięki temu, że zarabiam na blogu nie muszę wracać pracy. A na tym korzystacie Wy, bo gdybym wróciła na etat blog przestałby istnieć.
Będę negocjować rabaty dla Was!:)
Inne blogi, które również odwiedzacie wcale mnie nie zdziwiły:) też je odwiedzam
Wnioski na koniec również dały mi niezłego kopa motywacyjnego.
Zmian wielkich nie będzie. Jednak wiem, że muszę jeszcze bardziej się przyłożyć. W końcu to dla Was jest ten blog.
Ania
Podgrzewacz na mokre chusteczki? Alarm na pieluchę? Tłumacz płaczu dziecka? Gadżetów dziecięcych jest już od groma i trochę. Ciągle również powstają nowe. Jedne są bardziej przydatne, inne zdecydowanie mniej. Jednak jest już kilka takich, bez których nie wyobrażamy sobie życia.
Zapytałam znane blogerki bez czego już nie wyobrażają sobie życia?
Temat pierwszy to wózek, bez którego ja nie wyobrażam sobie życie. Otóż z wózkami był duży problem, bo trzeba go było wystać w kolejce. Często były to długie godziny, ale gra była warta świeczki. Kiedy wielką landarę na kołach toczyło się do domu – radość nie znała granic. Wózki były wtedy ogromne. Często dwójka dzieci miała w nich sporo miejsca. Metalowy stelaż na skórzanych paskach bujał do snu niejednego malucha.
Wózka nie dało się złożyć. Bo i po co? Niewiele osób miało samochody, więc i nie było takiej potrzeby Skoro było mało aut to i podróż nim była o wiele bezpieczniejsza niż jest teraz. Małe dziecko trzymało się na rękach, często i siedząc z przodu. Trochę starsze siedziały z tyłu niczym nie przypięte. Teraz takie historie mrożą krew w żyłach, ale kiedyś było naprawdę nie wiele aut i jeździło się wolno. Nie było spacerówek.
Ten fakt na pewno Was zdziwi. Miejscem dziecka był dom. Nie zabierano dzieci w miejsca publiczne. Nawet kiedy w niedzielę się szło do kościoła to dziecko zostawało w domu- najczęściej pod opieką starszego rodzeństwa (już 6-7 letnie dzieci same opiekowały się dużo młodszym rodzeństwem).
Na wsiach używano wózków żeby zabrać dziecko na pole i żeby je tam w spokoju zostawić. Na ten czas dawało się zamiast smoczka zawinięty w kawałek materiału cukier. Ta namiastka smoczka miała dwie funkcje- uspokajającą- przez odruch ssania i dodatkowo odżywczą.
Piersią karmiło się do około roku. Dopiero wtedy wprowadzano pokarmy stałe. Pierwszym produktem, który dostawało dziecko był chleb. Nie przecierano zupek na papki i podawano jedzenie w całości do ręki ( jak początki BLW). Później podawano kawałki ugotowanych warzyw- ziemniak, marchew. Jednym z najbardziej popularnych produktów było mleko krowie. Na zwykłą szklaną butelkę naciągano gumowy smoczek i taki o to posiłek podawano dzieciom.
Z wielkimi garami ustawionymi na piecu i gotującymi się tam pieluchami. Pieluchy tetrowe nie były wcale tak powszechnie dostępne. Nie było można kupić dowolnej ilości. Dlatego najczęściej pieluchy prało się w płatkach mydlanych dwa razy dziennie.
Nie wiem jakie było zużycie, ale na pewno było ich sporo. Sytuacja była mocno ułatwiona kiedy było ciepło i było można je wywiesić na podwórku. Jednak kiedy przychodziła zima cały dom był obwieszony na biało.
Kiedy kilkadziesiąt lat później weszły pieluchy jednorazowe niewielu rodziców było na nie stać. Używano ich tylko na specjalne okazje (dłuższe wyjścia lub tylko do spania).
Przez to, że dzieci najczęściej były w domu lub w okolicach domu to używano wody do mycia i kawałka materiału. Na wyjścia zabierano ze sobą materiałowe szmatki lub papier toaletowy.
Niemowlaki do 6 miesiąca życia najczęściej były zawinięte w beciki. Uszyte z pierzyny przez krawcową służyły przez długi lata dla całego rodzeństwa.
Tak to kiedyś wyglądało. Ludzie nie wiedzieli jak to będzie za kilkadziesiąt lat i ile tego asortymentu się pojawi. Myślę, że mamy o lepiej z tymi udogodnieniami dlatego zabieramy dzieci wszędzie ze sobą.
Ja też mam kilkanaście takich rzeczy, bez których nie wyobrażam sobie życia. Jednym z nich była wózkowa torba, którą za szybko przekazałam w drugie ręce. Tej używam od dłuższego czasu, bo zauroczył mnie jej wzór. Wózka używamy już rzadko – wtedy odpinam zaczepy i mam zwykłą torbę.
Razem ze sklepem Cały dla mamy przygotowałam dla Was niespodziankę. Wybierzcie wzór Feeria ze sklepu Cały dla mamy i napiszcie jego nazwę na dole w komentarzu. Wśród osób, które zgłoszą chęć udziału wylosuję jednego szczęśliwca, który otrzyma organizer na wózek Feeria by La millou. Powodzenia!
Rozdanie trwa do 21.09.2015 r.
WYNIKI ROZDANIA:
Organizer leci do K.K. – odezwę się do Ciebie na e- mail, który został podany w formularzu.
Często mam ten sen… Jestem w szkole, siedzę w ławce. Za chwilę ma być sprawdzian. Ja jestem totalnie nieprzygotowana. Dostaję kartkę i już czuję ogromne podenerwowanie. Oddaję ją pustą, bo w głowie mam totalną dziurę.
Ten sen pojawia się u mnie jak coś zaniedbuję.
Pogubiłam się lekko. A na pewno zapomniałam o sobie. Od dłuższego czasu mam wrażenie, że dni uciekają mi przez palce, a ja nic ważnego nie robię. Wstaję rano, czasami dostaję kawę do łóżka i wdrażam się w dzień dzisiejszy. Staram się planować, ale to wychodzi mi niezbyt dobrze.
Prowadzę kalendarz, z którym sama nie mogę dojść do ładu. Jednak, często udaje mi się odhaczać wszystkie zadania, które mam w głowie. Niektóre punkty dnia robię dosłownie na autopilocie. Prace w domu, blog, zabawa, zakupy, obiad, chwila we troje, kolacja, film lub serial z mężem i już mówię dobranoc. Brakuje mi tego czasu dla siebie. Ostatnią książkę przeczytałam w maju.
Na blogu piszę na tematy związane ze światem dzieci i pewnie dlatego gdzieś zagubiłam siebie. Ktoś kiedyś napisał mi w komentarzu, że mój blog jest za bardzo ześrodkowany na dziecku. Najpierw lekko się oburzałam, a teraz przyznaję Ci rację. Dziękuję. Będzie tu więcej rodzica, kobiety, żony, matki.
Wiem, że poczułabym się lepiej gdybym zadbała o siebie. Czuję, że jestem dobra dla wszystkich tylko nie dla siebie.
Mateusz Grzesiak uświadomił mi ile czasu marnuję w sieci. Nie mówię tu o pracy, czyli blogu. Tylko o takim bezsensownym siedzeniu np. na Facebooku. Jedna godzina w internecie przez miesiąc to więcej niż jeden dzień (zmarnowany). A rocznie wychodzi to 15 dni! Szkoda mi jest tego czasu.
Wykasowałam aplikację facebookową z telefonu. Raz dziennie przeglądam cały newsfeed na komputerze. Często stwierdzam, że nic takiego by mnie nie ominęło jeżeli bym tego nie zrobiła. Sporo rzeczy ukryłam, które uznałam, że są dla mnie bez znaczenia.
Coraz rzadziej chodzę na zakupy. Nie śledzę najnowszych trendów we wszystkich dziedzinach. Pomogła mi też “Magia sprzątania”. 15 razy się zastanawiam czy kupić daną rzecz, bo wiem, że nie chcę na nowo zagracić naszej przestrzeni. Kupuję mniej, ale lepszej jakości.
Wiem co jem
Dzięki diecie mam nowe nawyki żywieniowe, które pomagają mi dbać o zdrowie.
Zrezygnowałam z siłowni, bo nie dawała mi radości.
Mam mniej sprzątania, bo pozbyliśmy się wielu rzeczy.
Nie potrzebuję wielkiej rewolucji i wyjazdu na 10 dni w góry aby odnaleźć siebie.
Wystarczą mi pomalowane paznokcie, przeczytana gazeta od deski do deski, ciekawa książka czytana w ciągu dnia. Potrzebuję tych chwil dla siebie i często je sobie planuję. Z wykonaniem jest różnie, ale jestem na dobrej drodze.
Często zaglądam do dziewczyn ze zrobto.no. Dają mi niezłego kopa.
Jeżeli chcecie być na bieżąco z wpisami, a nie zaglądacie na facebooka proponuję zapisanie się do newslettera. Jak tylko pojawi się nowy post dostaniecie e-maila:)
Po naszym zeszłorocznym wyjeździe miałam wielkie wątpliwości czy jest to możliwe we wpisie Morskie opowieści. Do dziś wspominam ten wyjazd z wielkim niesmakiem.
Oczywiście, zdaję sobie z tego sprawę, że źle wybraliśmy miejsce, bo Mielno w sezonie nie rozpieszcza szeroko pojętą kulturą. Ale z tego co się orientuję to w innych nadmorskich kurortach jest wtedy podobnie. Tylko nie ma imprezujących do białego rana małolatów. Jednak wciąż nie wyobrażam sobie wyboru hotelu/apartamentu/domków w środku lasu.
W razie niepogody nad kapryśnym Bałtykiem chyba oszalałabym z 3-letnim dzieckiem. Asekuracyjnie wybieramy jednak większe miejscowości z infrastrukturą rozrywkową. No, ale niestety jesteśmy wtedy skazani na kicz i tłumy. Jak z tego wybrnąć?
W tym roku zaplanowaliśmy wyjazd na ostatni tydzień sierpnia.
Już pierwszego dnia zaskoczyła mnie prawie pusta plaża, a był to weekend. Raz na 1,5 godziny przechodzili mobilni sprzedawcy, wymęczeni pracą przez cały sezon. Ledwo udawało im się wydusić z gardła: “Kukurydzaaaa, kradzione radia samochodowe, kolorowe digidongi…”. Zupełnie nie zwracaliśmy na nich uwagi. Parawaning był również w fazie agonalnej.
Miejsce w pierwsze linii od morza było dostępne przez 24 h na dobę, a nie tylko o 5 rano. Mniej, wszystkiego mniej. Straganów kilka i to w wybranych miejscach. W restauracjach prawie pustki (poza absolutnie genialną Werandą w Jastarni).
Lilce również się odmieniło. Tak jak w ubiegłym roku największą atrakcją na plaży były schody i akrobacje na poręczach to teraz bawiła się kamieniami i patykami wymyślając przy tym historię rodzinnej sagi jak z Dynastii. 4 zabawki do piasku miała do dyspozycji, a kulała kamienie i układała je w drzewa genealogiczne.
W tym roku nastąpił również historyczny przełom. Lilka zanurzyła duży palec u lewej stopy w Bałtyku. Miał 6 stopni, więc ten heroiczny czyn w pełni zaspokoił jej ego.
Pogoda dopisała, jeden dzień do południa było chłodniej. A pozostałe dni wykorzystaliśmy w pełni aby uzupełnić rezerwy wit D3.
No cóż. Za rok wrócimy w tym terminie. To już pewne.
A jak Wasze nadmorskie wojaże? Udały się?
kiecka TU
Sztyblety Mrugała TU