kontakt i współpraca
Dziś przedstawiam Wam mój autorski przepis na gofry dietetyczne.
Stworzyłam go na potrzebę mojej diety, a i Lilka się nimi zajada.
Bez cukru!
Płatki mielę w młynku do kawy na mąkę. Suche składniki mieszam razem. Na koniec dodaję oliwę i mleko. Energicznie mieszam wszystko w misce. Gotowe!
Gofry polewałam musem malinowym. Jest nic innego jak podgrzane maliny z odrobiną wody i na koniec potraktowane blenderem. Mus smakuje znakomicie z listkiem mięty.
Lilki ulubiony dżem:)
Przepis na inne zdrowe gofry u OLGI
Pastelowe talerze i kubki: RICE
Sztućce Beaba
Gofrownica Silvercrest
Przez cały weekend ani razu nie wyciągnęłam aparatu z torby. Celowo go nie wzięłam. Stwierdziłam, że będę kręcić film.
Tak wyglądał nasz weekend.
See bloggers – moim okiem <—– KLIK
Wróciliśmy wczoraj z See bloggers. Jest to cykliczna impreza dla blogerów organizowana w Trójmieście. Cieszę się niezmiernie, że mogliśmy w niej wziąć udział oraz mieć swój wkład.
Kiedy Marlena z Makóweczek zaprosiła mnie do wzięcia udziału w panelu na temat “Blogowanie z dzieckiem na kolanie” bez wahania się zgodziłam. Z racji tego, że był to panel dyskusyjny mogłyśmy z innymi dziewczynami porozmawiać o naszych doświadczeniach.
Brały w nim jeszcze udział: Marysia z Mamy gadżety, Asia z Matka jest tylko jedna, Ola z Mam wątpliwość i Alicja z Mamala.
Uznałam, że napiszę jeszcze na ten temat ponieważ kilkadziesiąt osób nie zdążyło obejrzeć mojej transmisji na Periscope. A na dole tego postu pojawi się jeszcze całe nagranie z panelu.
Przede wszystkim cudownie! Będąc z dzieckiem cały czas mamy możliwość obserwowania jego rozwoju, nowych pasji, pokonywania pierwszych kamieni milowych, bla bla bla.
Kiedy masz ważny telefon z agencji a Twoje ukochane dziecko akurat w tym momencie krzyczy “Maaamo, poczytaj miiiii”?
Jak to jest, że ciągle uważam, że jest to najwspanialsza praca na świecie i kiedy piszę te słowa moje dziecko stoi za mną i “plecie” mi warkocz i przypina spinki z Dosią.
Przebywanie z dzieckiem cały czas sprawia, że pomysły na posty kiełkują w mojej głowie w zawrotnym tempie. Wtedy tylko szybko chwytam telefon i w notatniku zapisuję złote myśli. Jak mam trochę więcej czasu przelewam również kilka gotowych myśli, które później skleją się w sensowną całość i post już popłynie.
Rozmawiałyśmy również o porach dnia, w których blogujemy. Chyba tylko ja robię to w godzinach porannych. Kiedy Lilka jeszcze spała w dzień to nie było najmniejszego problemu.
wstajemy-śniadanie-ogarnięcie domu-spacer-drzemka (PRACA)-obiad-czas z tatą-kolacja-spanie. Odkąd dziecię nie śpi w dzień jest o wiele trudniej. Inne blogerki mówiły, że piszą w nocy. Ja niestety tak nie dam rady. Około godziny 20 mój mózg pracuje tylko biernie i nie jestem w stanie sklecić mądrzejszych wypowiedzi.
Aby utrzymać blog przy życiu wypracowałam nowy system, który w 90% sytuacji się sprawdza. Obecnie wygląda to tak:
wstajemy-śniadanie- PRACA-ogarnięcie domu- spacer- obiad- czas z tatą, kolacja spanie.
Dokładnie tak jest. Codziennie po śniadaniu siadam do komputera i piszę posty, odpowiadam na meile, poddaje zdjęcia postprodukcji, wykonuję ważne telefony. Jak to robię?
Na bazie wiedzy na temat rozwoju dziecka korzystam z tego czasu po śniadaniu. Dlaczego wtedy nie ścielę łóżek i nie wstawiam prania? Bo ten czas jest najefektywniej wykorzystywany przez dziecko. To właśnie wtedy dzieci uczą się najwięcej.
Koncentracja jest na najwyższym poziomie, zaangażowanie jest niezwykle wysoki. Dlatego zawsze zaczynam od najbardziej angażujących czynności jak np. pisanie postów. Zdarzają się oczywiście sytuacje, że córka do mnie przychodzi i z rezolutnym uśmiechem ładuje się na kolana. Co wtedy robię? Tłumaczę jej, że pracuję i proszę o uszanowanie tego. Tak samo ja szanuję jej zabawy, które nazywamy w domu pracą. To działa!
Po około godzinie Lilka zaczyna przychodzić do mnie i prosić mnie o zabawę lub czytanie. W tym czasie zazwyczaj mam już gotową treść i zostają tylko zdjęcia. Ale nie jest to dla mnie problem kiedy po 2 fotkach odchodzę od komputera żeby przeczytać książkę lub ułożyć z Lilką układankę.
Nie zdążyłam tego powiedzieć na panelu, ale moim wybawieniem są aplikacje mobilne. Byłoby mi bardzo trudno robić wszystko na komputerze. Z resztą po czasie po jej pracy czyli do około 11-12 każde otworzenie komputera działa jak magnes na Lilkę. Dlatego całe centrum dowodzenia Nebule mam w telefonie. Podam Wam nazwy kilku apek, z których korzystam w tak zwanym międzyczasie.
podstawa! Wielokrotnie na wszystkich konferencjach było powtarzane, że na meile z prop0zycjami odpowiadamy natychmiastowo. Inaczej można stracić ciekawą ofertę. Wychodzę z założenia, że skoro mam czas na odczytanie i odpisanie nie zajmie więcej niż 3 minuty robię to od razu.
Odpisanie na wiadomości od Was często wymaga mojego większego zaangażowania, więc robię to w godzinach pracy.
najcudowniejsza aplikacja do odpowiadania na komentarze oraz ich zatwierdzanie. Nie muszę włączać komputera aby na nie odpowiadać. Zyskuję dzięki niej mnóstwo czasu. Dodatkowo każdy komentarz wyświetla mi się na zablokowanym ekranie i widzę kiedy pojawia się coś nowego.
wiadomo fanpage bloga jako oddzielna apka.
Instagram, Snapchat
świetna aplikacja. Mail z zapytaniem o współpracę – skan statystyk w sekundę i odesłanie mailem – 1 minuta!
wszystko robię na telefonie
Filmiki również montuję na telefonie
Na ekranie w telefonie mam również skróty do ulubionych blogów, aby nie tracić czasu na wchodzenie w przeglądarkę. Jeżeli nie wiecie jak dodać Nebule, mogę Wam udzielić instrukcji:).
Od września Lilka pójdzie do przedszkola, więc będę miała 4 h dziennie dla siebie. Już zapisuję sobie pomysły na ten czas.
A Wam jak idzie praca z dzieckiem w domu? Macie swoje patenty?
A tu nasz panel:
a tu ciąg dalszy
Kiedy wchodzę do supermarketu i przechodzę obok działu z zabawkami to mam dreszcze. To co widzę na półkach sklepowych najczęściej jest brzydkie, świecące i różowe. Wiele z nich jest postaciami z bajek nadawanych w telewizji lub w kinie.
Nie chcę żeby w ten sposób był kreowany gust mojej córki- przez te wrzeszczące, czasami wulgarne i niesmaczne zabawki. Jestem lekko przerażona, w którą stronę pójdzie moda za rok, dwa.
Wszystkie moje koleżanki, które mają starsze dzieci ostrzegają mnie, że jak Lilka pójdzie do przedszkola to nie będę w stanie jej odmówić kucyka Pony czy paskudnego Monster high. Jak na razie jeszcze nie wymyśliłam co zrobię w takiej sytuacji.
A jak będzie dalej? Zobaczymy.
Dziś chciałam poruszyć nie tylko temat estetyki, ale również potrzeby kolekcjonowania. Jako dziecko najpierw zbierałam pocztówki. Później przyszedł czas na karteczki z pachnących notesików. A na końcu zbierałam ulotki reklamowe (nie pytajcie;). Dzieci uwielbiają kolekcjonować różne rzeczy. Coś co ma wspólny mianownik zapewnia poczucie bezpieczeństwa.
Ja pewną serię odkryłam już jakiś czas temu. Czekałam na dobry moment, bo nie chciałam popełnić żadnego falstartu. Chciałam żeby ta seria skradła jej serce i miała ochotę na więcej.
Na Wielkanoc kupiłam pierwszą myszkę Maileg w pudełku. Lilka uwielbiała ten zestaw. Kilkanaście razy dziennie układała do pudełka pościel, poduszkę i myszkę. Byłam zdziwiona jak z tych 4 rzeczy powstają długie historie.
Po jakimś czasie dokupiłam następne elementy z tej rodzinki. No i znów – strzał w 10. Całość tworzy przepiękny zestaw, którym można bawić się samemu lub z koleżanką. Za jakiś czas- pewnie na 3 urodziny dokupimy kolejne rzeczy pasujące do tego zestawu.
Wszystkie dostępne rzeczy dobiera się na zasadzie rozmiarów myszek i króliczków. Możemy im stworzyć całe królestwo. A do tego te wszystkie elementy są bardzo ładne i są wykonane z naturalnych materiałów.
A kto ma chociaż odrobinę talentu sam może doszyć różne akcesoria.
Wszystkie produkty Maileg znajdziecie TUTAJ
Tak bardzo spodobał Wam się wpis o nauce sprzątania, że postanowiłam iść za ciosem i w dzisiejszym poście opisać sławną książkę “Magia sprzątania” Marie Kondo.
Kiedy pierwszy raz o niej usłyszałam, stwierdziłam, że muszę ją mieć. W dzisiejszy poście przekażę Wam wszystkie niezbędne informacje do przeprowadzenia metamorfozy mieszkania, a zarazem Waszego życia.
Mieszkamy w 50-metrowym mieszkaniu. Nasi znajomi, rodzina często delikatnie nas podpytują czy niedługo będziemy budować dom lub kupować większe mieszkanie.
Mieszka nam się bardzo dobrze i zupełnie nie rozumiem tych pytań. Lubimy mieszkać w centrum, wszędzie mamy blisko i nie stoimy za dużo w korkach. Jest tylko jedna sprawa, która mi przeszkadza.
Uznaliśmy z mężem, że nie jest to powód do przeprowadzki. Tylko musimy się pozbyć niektórych rzeczy. W tym ma nam pomóc “Magia sprzątania”- Marie Kondo.
“Sztuka sprzątania to seria prostych czynności, w czasie których przedmioty są przesuwane z jednego miejsca do drugiego. Obejmuje to umieszczanie rzeczy tam gdzie powinny być. Wydaje się to tak proste, że nawet sześciolatek mógłby to zrobić. A jednak większość ludzi tego nie potrafi.”
Według autorki to nie pomieszczenia ani też rzeczy są przyczyną powracania bałaganu, to sposób myślenia.
Pamiętacie swoje czasy uczniowskie kiedy tuż przed ważnym egzaminem zabieraliście się ochoczo do sprzątania? To Wasz mózg nakazuje sprzątnięcie przestrzeni wokół, bo inaczej będzie mu ciężko przyswoić nowe informacje z książek.
Autorka mówi o jednym, wielkim sprzątaniu, a później już tylko odnoszeniu rzeczy na swoje miejsce.
Odwiedza swoich klientów i razem z nim robi selekcję rzeczy do wyrzucenia. Przez lata praktyki opracowała metodę, którą opisuje krok po kroku w książce. Ja również Wam ten plan dziś przekażę.
Są tylko dwa rodzaje sprzątania: codzienne i specjalne (wielkie sprzątanie). Codzienne ogranicza się już tylko do odnoszenia rzeczy na swoje miejsce.
“I tak ludzi, którzy nie potrafią utrzymać porządku można podzielić na trzy typy: “nie potrafię tego wyrzucić”, “nie potrafię tego odłożyć na miejsce”, “nie potrafię tego ani odłożyć, ani wyrzucić”
Tak naprwdę sprzątanie, które ma nam pomóc obejmuje tylko dwa działania: wyrzucanie rzeczy i podejmowanie decyzji, gdzie pozostałe przechowywać.
Proste?
Tak!
Ale trzeba mieć dobry plan
Aby efekty były najlepsze trzeba sprzątać wg właściwej kolejności. Najpierw wydawało mi się to dość absurdalne, ale kiedy skończyłam książkę wszystko nabrało sensu.
Wcześniej wyrzucałam tylko rzeczy zepsute lub zużyte i dlatego tak się pietrzą w naszym mieszkaniu. Mam wiele przedmiotów, które mnie denerwują, a mimo to je trzymam. TO BŁĄD!
WEŹ KAŻDY PRZEDMIOT DO RĘKI I ZADAJ PYTANIE: “CZY TO DAJE MI RADOŚĆ?” Jeżeli odpowiedz jest twierdząca, zachowaj go. Jeżeli nie, wyrzuć bez skrupułów.
Bardzo przydatną zasadą jest sprzątanie w odpowiedniej kolejności oraz porządkowanie jednej kategorii. W wielu domach rzeczy z jednej kategorii są rozłożone w wielu miejscach (np. książki).
Tak jak zawsze, otwierasz szafę i po kolei oglądasz każdą rzecz. Chwile po tym znajdujesz zdjęcia i przepadasz. TO BŁĄD! Osoby początkujące nie powinny zaczynać od rzeczy, które wywołują wspomnienia.
Najlepiej przeglądać rzeczy w takiej kolejeności:
ubrania, książki, papiery, różności (komono), pamiątki
Jeżeli chodzi o ubrania to najlepiej podzielić je na mniejsze kategorie:
Zanim zaczniemy należy przynieść wszystkie rzeczy należące do tej kategorii. Jeżeli sprzątamy góry to znosimy każdą jedną rzecz (te z prania i do prasowania również)
Ciuchy po domu- każdy ma taką magiczną półeczkę, z której wyciąga poplamione dresy i dziurawe tiszerty. Często ich nie lubimy z wielu względów, a jednak trzymamy całą gromadę takich ubrań. Co z nimi robimy? Wyrzucamy. Chyba, że jednak te rzeczy sprawiają nam radość i koszulka z obozu w podstawówce poprawia nam humor.
Autorka pisze również o przechowywaniu. Radzi trzymać rzeczy pionowo (jeszcze nie przetestowałam). Składamy koszulkę w kostkę i ustawiamy pionowo w szufladzie. Ma to sens, ale muszę sama wypróbować.
Rozbawił mnie podrozdział o traktowaniu skarpet i rajstop z szacunkiem, ale chyba zastosuje się do jej rad, bo moje skarpety zazwyczaj są nieszczęśliwe (nie mają pary). Dodatkowo skarpety nie powinny być zwinięte w kłębki tyko swobodnie leżeć złożone na pół.
Zaczynamy również od przyniesienia wszystkich książek jakie mamy w mieszkaniu. Układamy je obok siebie na podłodze. Póżniej rozdziel je ze względu na kategorię:
Teraz weź po kolei każdą książkę do ręki (koniecznie!) i zadecyduj czy doświadczasz przypływu radości czy też nie. Nie zaczynaj tylko jej czytać:)
Największą trudność sprawiają nieprzeczytane książki. Autorka uważa, że skoro książka leży już u nas jakiś czas to nigdy jej nie przeczytamy. To samo dotyczy książek przeczytanych na przykład w połowie. Dodatkowo sądzi, że takie jest jej przeznaczenie, skoro dobrnęliśmy tylko do połowy to znaczy, że nie jest nam dane dokończenie jej.
Dzielimy je również na kategorie i wyrzucamy to co nie mieści się w :
Autorka zaleca przechowywanie papierów w pionowej pozycji w konkretnym miejscu. Miejsce powinno być określone ze względu na częstotliwość sięgania po nie: papiery używane rzadko oraz używane często.
Gwarancje od urządzeń elektrycznych należy przechowywać w jednym miejscu, najlepiej w koszulce. Wszystkie instrukcje obsługi, z których nie korzystamy również wyrzucamy.
“Trzymaj rzeczy, które kochasz, a nie “bo tak”.
Drobne monety powinny zawsze wędrować do portfela, a nie do szuflady lub małych koszyczków.
*mój komentarz – autorka nie pisze nic o zdjęciach na komputerze. Ale warto również tutaj wprowadzić porządek i j ma taki plan. Zmotywował mnie ten cytat “Będziesz o wiele bardziej cieszył się zdjęciami w starszym wieku, jeżeli będą w albumie, niż kiedy będziesz musiał przetrząsać ciężkie pudło “- w tym wypadku komputer
Autorka pisze o bardzo ciekawym zjawisku. Większość dorosłych ludzi wywozi swoje rzeczy do rodziców. Jest to złe postępowanie. Prawdopodobnie nigdy po te rzeczy nie wrócimy.
Po zakończeniu procesu wielkiego sprzątania czas wyznaczyć każdej rzeczy miejsce, a później je tylko odkładać.
“Bałagan ma dwie możliwe przyczyny: zbyt wiele wysiłku trzeba włożyć w odłożenie rzeczy lub też nie wiadomo gdzie dana rzecz powinna leżeć.“
Podczas układania rzeczy pamiętajmy o jednej ważnej zasadzie:
“Nie kładź rzeczy jedna na drugiej: przechowuj je pionowo”.
Ostatnie rozdziały są o następnych etapach, czyli o tym jak później znów nie zagracić mieszkania.
Ja najbardziej zastosuje się do zasady o zakupach. Często kupuję coś na wyprzedażach na kolejny sezon i najczęściej tego nie noszę.
“Kupowanie i używanie rzeczy wtedy gdy są potrzebne daje więcej radości.”
“Szczęśliwi ludzie są otoczeni rzeczami, które dają im radość”
Tym podsumowaniem kończę wpis. Przemawia do mnie ta metoda jak żadna inna i już niedługo będziemy pakować swoje niepotrzebne rzeczy do worków. Większości nie wyrzucę na śmietnik, a spróbuję znaleźć osoby, któr mogłyby tego wszystkiego potrzebować.
Poniżej przygotowałam Wam gotową listę do ściągnięcia i wydrukowania. Wszystko po to żeby ułatwić sprzątanie.
KLIK poniżej
magia_sprzątania
“Porządek”, “sprzątanie”, “odnoszenie rzeczy na miejsce”- to terminy, które wielu rodzicom podnoszą mocno ciśnienie. Niektórzy już dawno wyluzowali w tym temacie, a inni próbują egzekwować.
W dzisiejszym poście będziecie zdradzam metody stosowane przez nas.
Większość teorii, które dziś tu zaprezentuję jest zaczerpnięta z pedagogiki M. Montessori. Okres sensytywny na porządek trwa od urodzenia do 4,5 roku życia. Jeżeli do tego czasu nie nauczymy dziecka tych czynności lub nie zapewnimy im odpowiednich bodźców bardzo trudno będzie nam je później egzekwować.
Zacznę od początku, czyli od samego procesu przygotowywania otoczenia dla dziecka. Pisałam o tym we wpise Przystosowane otoczenie.
Jak ma odłożyć zabawkę na miejsce skoro półka jest wysoko?
Gdzie ma powiesić swoją kurtkę lub ręcznik skoro nie ma wieszaczka na wysokości jego rąk?
Jak ma wygodnie pracować skoro stół sięga mu po samą brodę?
Moje wskazówki dotyczące nauki porządku od małego kiedy mamy już przystosowane otoczenie.
łatwiej jest zapanować nad porządkiem kiedy rzeczy jest mało. Ciężko jest powiedzieć ile tych zabawek powinno być, ale powinniście odczuwać pewien niedosyt. Kiedy wchodzicie do pokoju i macie wrażenie, że zabawek jest za dużo. To dla Waszych dzieci jest tego 2 razy za wiele. Dziwicie się, że dziecko nie chce sprzątać klocków? Ma ich 100, więc pewnie dlatego. 30 klocków nie sprawiłoby takiej trudności. Warto się nad tym zastanowić kiedy dziecko odmawia sprzątania.
zwracajmy uwagę na jakość kupowanych zabawek. Naprawdę lepiej jest mieć dosłownie 10 porządnych rzeczy na półce niż 100 byle jakich.
w pokoju powinny się znajdować zabawki/pomoce dostosowane do wieku dziecka. Bez sensu jest trzymać na półkach stare sortery, grzechotki, proste układanki kiedy nasze dziecko już interesuje się literami. Takie otoczenie jest mało stymulujące i często dzieci się nudzą.
zabawki interaktywne, grające nie wnoszą wiele do rozwoju dziecka, a często rozpraszają od prawdziwej pracy.
zabawki lepiej jest trzymać na małych tackach lub w koszykach niż w pudełkach kartonowych (chyba, że opakowanie jest niezbędne np. puzzle). Zwróćcie uwagę na te dwa zdjęcia. Po lewej stronie te same pomoce w pudełkach, a po prawej wyłożone i ładnie wyeksponowane. Taki sposób prezentacji jest bardzo atrakcyjny dla dziecka i daje od razu sygnał do tego, że to jest jej miejsce. Nie ma też trudności z posprzątaniem pomocy na miejsce.
Dodatkowo podczas przenoszenia dzieci ćwiczą równowagę i grację.
wbrew pozorom pudełka na zabawki, pojemniki i skrzynie utrudniają wprowadzanie porządku. Aby coś znaleźć trzeba wysypać wszystko na podłogę. Taki model porządkowania nazywa się upychaniem.
Ja robię podmianę raz na około 3 tygodnie. W tym czasie dziecko jest w stanie znudzić się proponowanymi aktywnościami lub je przyswoić. Obserwujmy dziecko, jeżeli wciąż korzysta z jakiejś zabawki- zostawmy ją.
do niczego nie zmuszamy. Pokazujemy tylko, że miejsce tej rzeczy jest tutaj. Kiedy dziecko prosi- pomóżmy mu. Nie grozimy, że oddamy je innym dzieciom i “nie wyrzucamy zabawek do kosza”.
Im dziecko chętniej z czegoś korzysta to znaczy, że jest dobrze dostosowane. Jeżeli setny raz nie odwiesiło swojego ręcznika na miejsce to zastanówmy się jaka jest tego przyczyna. Może wieszak jest zły lub sznureczek do zawieszenia za krótki.
Tak to wygląda w teorii. Nie myślcie, że dzięki tym wskazówkom Wasze dziecko nagle zacznie trzymać sterylny porządek w pokoju. Jest to proces długotrwały, ale z pewnością przyniesie dużą satysfakcję w przyszłości.
Aby zobrazować kontrast między teorią, a praktyką weszłam minutę temu do pokoju Lilki i zrobiłam zdjęcie tego co tam zastałam.
Apli papli!
Pewnego dnia Dziadek chciał podarować swojej jedynej wnuczce coś wyjątkowego. Coś czego nie można kupić w sklepie ani zamówić przez Internet. Z racji tego, że jest stolarzem chciał aby kawałek drewna zyskał duszę. Godzinami w swojej przydomowej pracowni strugał ręcznie obłe kształty. Poprawiał, szlifował i udoskonalał.
Tak powstał pierwszy drewniany konik. Dziadek podarował go wnuczce na pierwsze urodziny. Ona pokochała go od razu. Do dziś jest jej ulubioną zabawką. Konik skradł serca wielu osób, dlatego stworzyliśmy Apli Papli. Są to zabawki i produkty wytwarzane na Podlasiu przez 3 osoby. Osoby w sile wieku, które postanowiły stworzyć coś swojego. Wkładają w pracę całe swoje serce aby dzieci się cieszyły.
Wielokrotnie na blogu pokazywałam rzeczy, które zrobiła dla nas moja zdolna rodzina. Stwierdziliśmy, że założenie Apli papli pomoże nam się nimi podzielić.
Podziwiam ich bardzo, bo nie mają po 30 lat, a założyli swój biznes.
Trzymam mocno kciuki i już dziś zapraszam do odwiedzenia strony ze sklepem www.aplipapli.pl
Oraz polubienia i obserwowania mediów społecznościowych:
www.facebook.com/aplipaplisklep
www.instagram.com/aplipapli.pl/
Cudowne logo zrobiła Olga z www.olgaiokolice.pl
A teraz pokażę kilka produktów
Dziś kolejny wpis z serii Shelfie, czyli o nowościach na naszej półce.
Poprzedni wpis z tego cyklu był zbiorem pomocy kreatywnych, a nawet plastycznych. Shelfie
Tym razem pomoce mają bardzo duży pierwiastek edukacyjny.
Zaczynamy:
jest już u nas od dłuższego czasu. Zadaniem dziecka jest nawlekanie drewnianych korali (warzyw, owoców, zwierząt) na sznurek. Na początku jest duża drewniana igła, która pomaga wcelować w otwór. Dziurki są na tyle duże, że nie jest to trudne.
Jest to świetna pomoc do ćwiczenia koordynacji ręka- oko oraz obustronnej koordynacji. Dodatkowym atutem jest mnogość korali i możemy je wykorzystać w różny sposób:
kolejna ciekawa pomoc edukacyjna. Kiedy prowadziłam terapię logopedyczną ze wszystkich pomocy dostępnych w gabinecie dzieci najbardziej lubiły łowić rybki. Do moich były przypięte spinaczami wyrazy do powtarzania lub sylaby. Przez zabawę dzieci chętniej ćwiczyły.
Rybki Djeco oprócz samego łowienia, które już jest bardzo ciekawe uczą się kolorów i cyfr. Zadaniem dziecka jest wyłowienie za pomocą drewnianej wędki rybki. Na odwrocie jest cyfra na kolorowym tle. Po złowieniu przypasowujemy rybkę do karty ( ze względu na cyfrę lub kolor).
Możemy również zrobić zawody i zagrać w grę. Kto pierwszy wyłowi wszystkie rybki ze swojej karty- wygrywa.
układnie figur geometrycznych
Pomoc, która podbiła moje pedagogiczne serce! Zadaniem dziecka jest odwzorowanie kształtu na planszy. Bardzo mi się w niej podoba to, że jest podzielona na poziomy. Mamy ich 3 i możemy je oddzielić i schować na później. Teraz pokażę wszystkie abyście mogły się dobrze jej przyjrzeć, ale już teraz na półce u Lilki leży tylko poziom pierwszy.
Resztę będę wyjmować sukcesywnie, myślę, że aż do 6 roku życia. Z tym najtrudniejszymi ja miałam nawet problem;) Ale ja nie umiem myśleć abstrakcyjnie.
Czego uczy ta pomoc? Przede wszystkim myślenia. Możemy wyjąć podpowiedź do każdej karty, ale równie dobrze możemy próbować bez.
Jesteśmy u mamy na Podlasiu. Czas tu mocno zwalnia (internet również). Cały czas nie mogę się przyzwyczaić ile obowiązków jest przy domu. One są takie proste, a jednak dają bardzo dużą satysfakcję.
Kiedy byłam dzieckiem jeździliśmy do babci na zbiory owoców lub warzyw. Siedzieliśmy w krzakach i odrywaliśmy dojrzałe owoce. Niektóre trafiały do koszyka, a niektóre prosto do naszych umorusanych buzi.
Dziadek z babcią za taką pracę wypłacali nam niewielką kwotę. Jedynie obiecane kieszonkowe lub lody przywiezione przez wujka na motorze lekko nas motywowały.
Pielenie ogrodu – no zmora. A chwasty tak szybko odrastały.
Szczerze tego nie lubiłam. Sama nie wiem nawet dlaczego.
I tak teraz znów stoję przed zarośniętym lekko ogródkiem mamy wraz moją małą pomocnicą. Jakoś inaczej na to patrzę, bo mi się chce. Rano w piżamie wybiegam po zaroszonej trawie po szczypior do twarożku i tak mi fajnie. Chyba się powoli starzeję, bo takie proste przyjemności sprawiają mi ogromną przyjemność. Nic mnie teraz tak nie relaksuje jak jedna czynność, której efekt od razu widać. Jest chwast i już go nie ma. Jakie to jest proste.
Tak sobie tu spędzamy czas…
Plac zabaw zawsze mi się kojarzy z wolnością. Od ok 5-6 r. ż. sama wychodziłam na kilka godzin i bawiłam się tak jak chciałam. Wisiałam głową w dół na trzepaku i huśtałam się do pety na metalowych huśtawkach. Z racji nadwrażliwego przedsionka często te ekscesy kończyły się w krzakach na mocnych mdłościach. Nienawidziłam karuzeli i nikt nigdy nie kazał mi się na niej kręcić.
Nie musiałam nawet na nią wchodzić. Od samego patrzenia było mi niedobrze. Nikt za mną nie chodził i nie strofował. Kiedy z kolanami zdartymi do kości i bluzką mokrą od płaczu wbiegałam do domu mama wiedziała, że najpewniej znów się wywróciłam na prostej drodze lub zahaczyłam o gwóźdź wychodząc przez okno z piwnicy.
Lubiłam bawić się w piaskownicy dość długo- kopaliśmy wielkie doły i wchodziliśmy w nie do kolan. Później nas zakopywali. Sama dobrze wiedziałam czego potrzebuję. Powisieć głową w dół- biegiem na trzepak, poczuć wiatr we włosach (i piasek) zjechać głową w dół ze zjeżdżalni. Pamiętacie, że dziś pewnie miałabym diagnozę i terapię? Gdybym urodziłą się 5 lat temu
A tak dzięki wielu godzinom na placu zabaw trochę te deficyty narobiłam.
Często słyszę ten tekst od rodziców. W dobie gadżetów i kultury zajęć dla dzieci ten plac zabaw wg nas- dorosłych jest słabą atrakcją dla dzieci. Dlaczego? Bo jest za darmo!
Kiedyś rodzice od wielkiego dzwonu zabierali dziatwę na wielkie wydarzenia jak kino, teatr czy zoo. Mam wrażenie, że teraz jest wręcz pożądane aby gdzieś zabierać swoje dziecko. Dużo. Często. Czasami z grubą kasę. Też się dałam złapać w tę pułapkę.
Przechodziliśmy obok Teatru Palladium. Tłumy rozentuzjazmowanych dziewczynek przed wejściem zwróciły naszą uwagę. Postanowiliśmy wstąpić i zapytać co to za wydarzenie. Okazało się, że za chwilę zaczynają się “Najpiękniejsze bajki baletowe”. Lilka obecnie lubi takie klimaty, więc stwierdziliśmy, że to będzie świetna rozrywka rodzinna.
Bilet dla mnie i dla męża 90 zł – Lilka za free, bo na kolanach. Na sali tłum. Krzesła tak blisko siebie jak fotele w Rajanerze. Zaczyna się. Wszyscy lekko podekscytowani. Po 15 minutach moje dziecko głośno i wyraźnie rzecze: “Wolałabym żeby to się już skończyło”. Wszyscy się odwracają. My się śmiejemy.
Wychodzimy i idziemy na plac zabaw. Miejsce wolności i swobodnej zabawy. Jednak nie dla wszystkich.
Podczas pobytów na placach zabaw wciąż słyszę komendy matek, ojców, babć, opiekunek:
Lekceważące i burzące pewność siebie:
“Nie właź tam” “Zaraz spadniesz” “Nie wchodź do piachu, bo będziesz miał piasek w butach” “Zostaw te kamienie” “Nie chce mi się Ciebie huśtać” Troskliwe: “Chodź pokażę Ci drabinki. Wyjdź już z piaskownicy, bo pupę sobie przeziębisz.” “Tam jest za wysoko” “A zobacz jaka tam jest świetna karuzela”
“Nie właź tam”
“Zaraz spadniesz”
“Nie wchodź do piachu, bo będziesz miał piasek w butach”
“Zostaw te kamienie”
“Nie chce mi się Ciebie huśtać”
Troskliwe:
“Chodź pokażę Ci drabinki. Wyjdź już z piaskownicy, bo pupę sobie przeziębisz.”
“Tam jest za wysoko”
“A zobacz jaka tam jest świetna karuzela”
Wyobraźcie sobie, że macie ogromną ochotę na obejrzenie filmu w telewizji. Dawno temu był w kinie i nie zdążyliście na niego pójść. Już tydzień temu zauważyliście, że będzie i nawet ustawiliście przypomnienie w telefonie. Jednak Wasz partner lub partnerka tak bardzo nalegają na wyjście do kina.
Propozycja wydaje się absurdalna, bo macie już tak wielką chęć obejrzenia filmu w kapciach i pod kocem, że żadne argumenty do Was nie przemawiają. “Będzie fajne”- mówi, “No chodź zobaczysz”-nalega, “Co tak będziesz tu siedzieć?”-pyta, “To idę sam/-a”- grozi.
Dokładnie te sam teksty słyszę na placach.
“Będzie fajnie”- to nic, że tego nie lubisz
“No chodź zobaczysz”- ale mnie to nie interesuje
“Co będziesz tak siedzieć?” i sypać ten piach do butów
“To idę sam/-a” skoro nie chcesz zobaczyć tej karuzeli
Z reguły mieszkamy teraz w klitkach. Dzieci w domu nie mają możliwości aby się wybiegać, pohuśtać, poskakać i wspinać. Często te aktywności ze względów bezpieczeństwa są w domu zabronione. A układ nerwowy dzieci do prawidłowego rozwoju potrzebuje mocnej, wielozmysłowej stymulacji.
Naprawdę taki plac zabaw jest w stanie wszystkich tych bodźców, które potrzebuje dziecko, zapewnić.
Ta zabawa nie może być kierowana. To musi być swobodna zabawa. Musimy dać dzieciom swobodę, żeby to ich UKŁAD NERWOWY zdecydował na co jest teraz zapotrzebowanie. Podczas gdy dajemy komendy, nakazy, zakazy, lub nawet grzecznie prosimy to dziecko nie ma okazji wykorzystania tego zapotrzebowania.
Pewnie nawet nie wiecie jak dużą wartość terapeutyczną mają place zabaw. Dzieci wybierają same to czego potrzebują. A jeżeli unikają jakiś atrakcji to również jest to ważna informacja zwrotna.
Taka zwykła huśtawka dostarcza do układu nerwowego tak wielu bodźców, że podczas zwykłych zabaw nie moglibyśmy im zapewnić. Mało kto wie, że można dzieciom śpiewać podczas huśtania, szczególnie tym z zaburzeniami rozwoju mowy.
Bezsensowne przesypywanie piasku stymuluje zmysł dotyku i ćwiczy koordynację ręka-oko. Chodzenie na boso w piaskownicy bardzo mocno stymuluje układ dotykowy.
Wchodzenie po drabinkach wzmacnia siłę mięśniową oraz ćwiczy praksję (planowanie ruchowe).
I wiele, wiele innych…
A tu zobaczcie Książeczki wspierające rozwój mowy
Dziś wpis z cyklu Prace domowe klik.
Ta pomoc uczy dziecko liczenia na konkretach. Przy okazji podczas pracy doskonali koordynację wzrokowo-ruchową, precyzję ruchów oraz koncentrację.
Potrzebujemy:
Zadaniem dziecka jest przeniesienie odpowiedniej liczby fasolek do kubków.
Pamiętajcie żeby kubki ustawić rosnąco od lewej do prawej oraz cyfry były pisane, a nie drukowane.