kontakt i współpraca
Niedawno u Lili zaobserwowałam niebywałe zainteresowanie puzzlami. Często pierwszą rzeczą jaką robi tuż po przebudzeniu jest układanie. Chętnie zajmuje się nimi również po kąpieli przed wieczornym czytaniem.
Chyba ma to po mnie, bo ja również jestem puzzlomaniaczką. Jak byłam z L. w ciąży układałam namiętnie Wasgij (znacie?)
Teraz idziemy już w kierunku coraz większej liczby elementów.
Bardzo lubię obserwować u niej skupienie na twarzy. Myśli wtedy mocno i często mówi “Hmmmm”…
Od czego zaczynałyśmy przy pierwszych układankach? Miałyśmy wersję podpowiedzią, czyli pod spodem był rysunek. To bardzo jej pomogło zrozumieć o co chodzi. Poniżej przykład takiego zestawu. Do puzzli dołączony jest plakat, na którym można je układać. W wersji trudniejszej można obrazek schować.
Puzzle Moulin Roty La grande familie tu
A tu inspiracje na konkretny wiek:
Prezent na roczek 100 inspiracji
Prezenty dla 2 latka
Prezenty dla 3-latka
Prezent dla 4 latka
Prezenty dla 5-latka
Prezenty dla 6 latka
Prezenty dla 8-latka
Prezenty na święta dla dzieci 2021
Od dwóch tygodni pijemy bombowe koktajle.
Koktajle z bombową dawką wit. C.
Składniki:
Dziewczyny!
Pod jednym z wpisów pisałyście, że podajecie dzieciom aloes. Napiszcie coś więcej!
A tu wpis w którym opisuję dlaczego potrzebna ci jest Wyciskarka wolnoobrotowa
Poszukiwania wózka idealnego trwały u nas baaardzo długo. Po dogłębnym researchu, który przeprowadziłam w sieci i wśród znajomych zdecydowaliśmy się na Bugaboo Cameleon.
Przed zakupem założyliśmy, że będziemy używać wózka długo. Najpierw skorzysta z niego L., a później pewnie przyszłe rodzeństwo. W związku z tym nie wahaliśmy się wydać sporej sumy pieniędzy na wózek.
Dziś po 2 latach użytkowania mogę Wam w końcu zrecenzować nasz wózek i napisać rzetelną opinię. Zapraszam!
Cameleon zmienia się jak… kameleon.
Model, którym posiadamy jest z drugiej generacji. O szczegółowych różnicach możecie przeczytać tu
Tak, jak się pewnie domyślacie nie ma wózka idealnego. I taki też jesz nasz Bugaboo Cameleon. Pierwszym, podstawowym atutem są gabaryty po złożeniu. Tylko ten wózek zmieścił się do mojego mikroskopijnego bagażnika. W pół minuty mamy zdjęte kołka i odmontowaną górną część.
Drugą kwestią jest jego funkcjonalność. Jest to wózek od urodzenia (ma najdłuższą gondolę dostępną na rynku- idealny dla dzieci urodzonych jesienią, które w gondoli będą jeździły przez pół roku) do ok 3 lat. L. urodzona we wrześniu rzeczywiście jeździła nim do końca marca.
Mamy możliwość dokupienia adapterów do fotelika samochodowego i zamontowaniu na stelażu wózka.
Za co jeszcze uwielbiam holenderską markę Bugaboo? Design! Mamy wersję limitowaną Missoni, która jeszcze mi się nie znudziła. Dodatkowo do Bugaboo można dokupować różne elementy zmieniające wygląd lub poprawiające funkcjonalność.
W ofercie są budki, nakładki na siedziska, parasolki, uchwytu do kubków torby… Jest w czym wybierać! Mamy uchwyt na kubek. Już go nie używam, bo ciągle spadał i obdzierał aplikację z bidonu. Teraz używamy super funkcjonalnego organizera na wózek J.L. Childress
Kolejną kwestią jest łatwość jego użytkowania. Składanie, rozkładanie jest płynne i lekkie. Ten wózek nie jedzie lekko. On jedzie SAM. Nie trzeba go pchać, tylko pilnować żeby nie odjechał.
Można obrócić je przodem do kierunku jazdy i sunąć przez błoto. Przednie, obrotowe kółka mają możliwość blokady (na wertepy). Dodatkowo mają amortyzacje. Dlatego jazda po warszawskich dziurawych chodnikach to bajka zarówno dla dziecka jak i mamy.
Rączka ma możliwość regulacji co niesamowicie ułatwia użytkowanie. Hamulec ręczny lekko się zaciąga, a i może służyć jako hak na torbę z zakupami;) Oooogrmony kosz na zakupy. To jest wg mnie największy atut tego wózka. Zmieści tygodniowe zakupy dla 3 osobowej rodziny i wózeczek spacerówkę dla Lali:)
Siedzisko można ustawiać w różnych konfiguracjach: przodem lub tyłem do kierunku jazdy oraz w pionie, półpionie i poziomie. Można również wózek ustawić jak przyczepkę. Używaliśmy go w taki sposób na plaży na Krecie.
Buda Bugaboo jest spora, ale nie do końca chroni przed słońcem kiedy siedzisko jest w pozycji poziomej. W 3 generacji budki są inne (!).
Dwa razy odjechałam z nią na dachu auta, bo zapomniałam schować. Również w 3 generacji jest to poprawione.
Kolejną sprawą są 5-cio punktowe pasy bezpieczeństwa. Niestety klamerki zjeżdżają i po chwili pasy są luźne. W 3 generacji jest już ok.
Jak widzicie Bugaboo dąży do perfekcji i każdy kolejny model jest coraz lepszy i bardziej funkcjonalny.
Dużym minusem wg mnie jest bardzo utrudniona dostępność do kosza na zakupy kiedy jest przypięta gondola. Dosłownie trzeba klękać:) Mam nadzieję, że i to w kolejnej generacji będzie poprawione.
Świetnie się sprawdza w mieście jak i na wsi. Na bardziej hardcorowe tracki wybrałabym Bugaboo Buffalo (nowy model z ogromnymi pompowanymi kołami).
Ten wózek służy przez lata, a i później zawsze chętni się na niego znajdą!
a tu pisalam wam jak się spisuje nasza Lekka spacerówka.
Ponad tydzień temu uczestniczyłam we wspaniałym wydarzeniu. Już po raz drugi wydawnictwo Mamania zorganizowało niesamowitą konferencję.
Na Konferencję Bliskości czekałam bardzo długo. Jak tylko ruszyły zapisy zgłosiłam chęć udziału. Z wypiekami na twarzy przeglądałam program konferencji. Przeglądam zdjęcia i wpisy na blogach… Pojawiły się niestety trudności. Okazało się, że mąż musi w tym czasie wyjechać w bardzo pilną delegację. Co zatem z Lilką? Na szczęście mój cioteczny szwagier przyjechał opiekować się L.
W sumie powstał niewielki konflikt interesów. Ja na konferencji 10 h, której głównym mottem jest bliskość z dzieckiem, a L. w domu z wujkiem.
Wyrzuty sumienia oczywiście miałam. Nawet długo. Ale tak bardzo mi zależało i wiedziałam, że oni się świetnie bawią.
Dotarłam spóźniona na konferencję, wbiegam na salę, widzę Hanię. Cichutko się witam, wymieniam uśmiechy. Przemawia Hafija. Rozsiadam się wygodnie, sięgam do torby po aparat. Włączam go, ustawiam przesłonę, czas i…. wyskakuje komunikat, że nie ma karty pamięci. W całym pośpiechu nie zdążyłam wziąć tego bardzo ważnego kawałeczka plastiku. Nad moją głową można chyba było wtedy zobaczyć błyskające pioruny ze wściekłości. Jako urodzona racjonalizatorka uznałam, że tak miało być. Będę chłonąć “bliskość” bezpośrednio, a nie przez pryzmat obiektywu.
Słucham dalej panelu “Kto uderza w polskie piersi?” Swoją drogą myślałam, że ten wykład będzie o ludziach, którzy uderzają w piersi mam karmiących w sposób negatywny. A to był panel o promowaniu kp. Świetny! Ogromnie podobało mi się to, że jednym z panelistów był mężczyzna Pan Tomasz Chodkowski prezes firmy Medela. Z ogromnym zainteresowaniem słuchałam wszystkich wypowiedzi, a w międzyczasie się rozglądałam.
Niektóre były zamotane w chustach.
Niektóre zasnęły podczas karmienia.
Niektóre bawiły się na matach na podłodze.
Żadne nie płakało.
Żadne nie wymuszało.
Żadne dziecko nie usłyszało od rodzica “Nie płacz, no!”
Po konferencji chwilę się zastanawiałam, czy ja w ogóle usłyszałam jak dziecko płacze? NIE! To jest naprawdę niesamowite. Moje uszy słuchały wykładów, a oczy tylko podążały za rodzicami, którzy dzieci nosili, przytulali i karmili. Niesamowity widok i bardzo pokrzepiający, że są na tym świecie ludzie, którzy myślą tak jak ja. Nie widziałam nawet dzieci zatkanych smoczkami!!!
o rodzicach dzieci z wyzwaniami rozwojowymi (bardzo spodobał mi się ten termin- myślę, że na stałe wykreślę ze swojego słownika “trudności rozwojowe” oraz “problemy rozwojowe”). Tematyka tego wykładu była mi bardzo bliska, ponieważ w swojej pracy bardzo często spotykam się z dziećmi z wyzwaniami rozwojowymi (!).
Wspaniali rodzice:
Przygody Mikołajka
Leoblog
Opowiadali o swojej bliskości z dziećmi, które trudniej było przytulić, które trudniej było naturalnie karmić oraz od początku budować więź.
Blogosfera Bliskości. Kto to taki? Miałyśmy się okazję poznać na oddzielnym spotkaniu. Było mi niezmiernie miło podyskutować na tematy, które mnie nurtują. Spotkanie poprowadziła A.Stein, której poglądy (jak już pewnie zdążyłyście zauważyć) darzę ogromną sympatią.
Później wystąpił Henrik Norholt. Niesamowity naukowiec z Uniwersytetu w Kopenhadze. W bardzo przyjemny sposób przekazał nam aktualne wyniki badań na tematy związane z rodzicielstwem bliskości. Zszokowały mnie badania, które podają, że kontakt skóra do skóry jest ogromnie ważny… nawet dla inteligencji dziecka (jest wyższa o 15 punktów u kangurowanych dzieci). Pokazywał również jedno badanie:
Prawda, że szokujące? Po tym filmie nie jestem sobie w stanie wyobrazić co czuje dziecko, które jest pozostawione samo sobie żeby się wypłakać…
Poznałam A.Stein. Ogromne wydarzenie, ponieważ bardzo ją cenię! Oprócz wspaniałej aury miała niebieski brokatowy manicure:)
Ale konferencja to przede wszystkim wspaniali ludzie. Poznałam w końcu w realu kilka “bliskich” mi osób.
Anitę z 3 plus pies, której każdy post bym sobie wydrukowała i czytała w odpowiednich chwilach
Hanię z Dookoła nas, z którą często dyskutujemy na różne tematy
oraz Alicję z Pinezek, której zdjęcia uwielbiam. Nie ma tam rzeczy, a są ludzie, emocje i relacje.
Spragniona bliskości mojej malutkiej córeczki.
Henrik Norholt
Nie ma co ukrywać jesień już się kończy. Niedługo nadejdzie szaruga, o 16 mrok i permanentny katar.
Co roku w tym czasie dopada mnie melancholia… Ale teraz postanowiłam, że się nie dam.
Oto nasze postanowienia na krótkie dni i dłuuugie wieczory:
Mamy zamiar obserwować wszelkie znaki natury, że nadchodzi zima.
Wychodzić z domu również po zmroku np. na patrol z latarką;)
Będziemy częściej chodzić na basen
Chodzić na zajęcia adaptacyjne dla 2-latków (L. uwielbia)
Czytać mnóóóóstwo książek
Pić soki z witaminą C (banan, pietruszka, sok z połowy cytryny).
A Wy jakie macie sposoby na ten ponury czas?
Dziś zrecenzuję Wam książkę duńskiego terapeuty i pedagoga Jespera Juula. O tym autorze mówiła również Agnieszka Stein na Konferencji Bliskości. “Twoje kompetentne dziecko” zaczęłam czytać już bardzo dawno, ale dopiero teraz JA sama czuję się kompetentna aby opisać Wam tę pozycję.
Myślę, że nie tylko dla rodziców. Wiele wątków okazało się pomocnych nie tylko dla mnie jako rodzica, ale i terapeuty, który pracuje z dziećmi i ich rodzinami. Pewnie się zdziwicie, ale ta książką dała również do myślenia mi jako żony.
Po lekturze, czuję, że nabyłam nowe KOMPETENCJE, a może je tylko odzyskałam?
Nie mam już wątpliwości czy pozwalam córce na zbyt wiele…
Już na pierwszych stronach odnalazłam odpowiedź na moje teraźniejsze problemy.
Płacze? to bunt dwulatka.
Nie chce się ubrać? to bunt dwulatka
Nie zjadło obiadu? to bunt dwulatka
U niektórych zaczyna się nawet ok. 18 m.ż.. Jeżeli będziemy źle postępować to może zakończy się wieku 18 lat, a może i nie.
Jesper Juul otworzył mi oczy… “Ja sama” “Ja nie chcę” “Lila nie lubi” to nie jest BUNT
Bunt będzie dopiero wtedy kiedy zaczniemy narzucać dziecku swoje zdanie i będziemy zawsze wiedzieć lepiej.
Cytat “Jeśli rodzic odniesie się do kiełkującej niezależności swego dwuletniego dziecka z niechęcią lub oporem, w ciągu kilku miesięcy dziecko albo zacznie się buntować- na opór odpowiadając oporem- albo całkowicie straci inicjatywę i stanie się jeszcze bardziej zależne”
Książka nie jest łatwa w odbiorze, uderza w samo sedno rodzicielskich błędów. Ja dzięki niej spojrzałam krytycznie na niektóre swoje zachowania. Zajęło mi to dość długo, ale teraz już wiem, że postępowałam źle. Najciekawsze jest to, że wcześniej się zastanawiałam:” Czy aby na pewno dobrze postępuję?” Dałam się ponieść konwenansom , a nie słuchałam siebie.
“Musimy traktować ich tak, jak chcemy by traktowali swoje dzieci” Widzicie jakie to proste?
Myślę, że nie wszyscy rodzice są gotowi na tę książkę. Wiecie dlaczego? Bo będą się bali, że dzieci “wejdą im na głowę”. Dzieci mają być grzeczne (czyt. uległe). J. Juul obala ten mit! Nie ma takiej potrzeby żebyśmy rządzili dzieckiem.
W jednym z rozdziałów autor pisze o poczuciu własnej wartości, wierze w siebie oraz o tym, że te terminy często są ze sobą mylone. Pamiętacie mój post Kocham, nie chwalę? W komentarzach wiele z Was miało wątpliwości co do skuteczności tej metody. Polecam właśnie Wam przeczytanie tej lektury. Wiecie, że nadmierne pochwały w stylu “wspaniały “cudowny” “fantastyczny” mogą przynieść więcej szkody niż pożytku? Te słowa nie wzmacniają wiary w siebie…
Juul nie tylko krytykuje złe zachowania, ale również tłumaczy jak postąpić inaczej. Dlatego ta książka jest trudna. Pozwala zrobić rachunek rodzicielskiego sumienia, ale również krzepi. Nikt nie jest idealny. Dziecko potrzebuje prawdziwego rodzica z trudnymi emocjami, ze złym humorem, z bolącą głową, popełniającego błędy…
A teraz o rozdziale, który ciągle przepracowuje w głowie.
Juul podaje IMO rewolucyjne rozwiązanie. Zamiast nakładać ograniczenia na dzieci, wytyczmy granice dla siebie.
“Uniwersalny zestaw zasad nie istnieje. Rodzice muszą nauczyć się ustalać SWOJE indywidualne granice w relacjach z dziećmi. Innymi słowy muszą zbudować własny autorytet, a nie sprawować władze autorytarną”.
Ja już od jakiegoś czasu miałam to w głowie. Juul nazywa to “automatyczną rodzicielską sekretarką”. W sytuacjach kryzysowych zadaję sobie kilka pytań:
“Czy rzeczywiście wierzę w to co mówię?
Które z moich uwag są zbyteczne? Które zostały przejęte od moich rodziców lub dziadków”
Język osobisty… to jest to z czym mam problem. Na podstawie tej książki uczę się używać czasownika “chcę” zarówno w rozmowie z dzieckiem jak i ze sobą.
Świetnie Jull obrazuje ta słowa scenką: Dzwoni telefon, a dziecko nie daje mamie powiedzieć ani słowa.
“Simon, mamusia chciałaby usłyszeć co ciocia mówi przez telefon”- te słowa mówią dziecku, że nie szanuję swoich granic możesz robić co chcesz.
“Simon, chcę żebyś był cicho, kiedy rozmawiam z ciocią” te słowa wyznaczają moją granicę i proszę Cię żebyś je uszanował.
Powiem szczerze, że mam z tym problem. Język osobisty jest u mnie do przepracowania!
Jeszcze jedno stwierdzenie mam do przerobienia. Nie wiem jak Wy, ale często zdarza mi się zwracać do mojego męża “Tato”, a o sobie w rozmowie z nim mówię “Mama”. Juul radzi żeby wyjść z roli. “Jeżeli kobiecie nie podoba się sposób jak jej mąż pomaga synowi w lekcjach, ważne jest, aby podeszła do niego jako jego żona, partnerka , a nie jako matka swojego dziecka”. Rewolucyjne, prawda?
Dlaczego rodzice mają podwójną moralność? Jeżeli relacje ze swoimi dziećmi są dobre to znaczy, że są dobrymi rodzicami. Jeżeli nie układają się pomyślnie to znaczy, że dziecko jest złe. Nie, dziecko nie jest złe! To my- dorośli źle postępujemy. Książka “Twoje kompetentne dziecko” jest właśnie przewodnikiem jak odzyskać bądź nabyć kompetencje do współdziałania z dziećmi.
Jesper Juul “Twoje kompetentne dziecko” – wydawnictwo Mind
Czy można przenieść się do czasów dzieciństwa? Czy da się cofnąć o prawie 25 lat do czasów kiedy prawie na wszystkich polskich podłogach królowało linoleum w boazerię? Pewnie nie.
A czy można chociaż przez godzinę mieć wrażenie, że znów jest się Anką z czarnymi włosami pofalowanymi od warkoczyków i wydzierającą się na cały regulator przy piosenkach Natalii Kukulskiej? Tak!!!
Byłyśmy z Lilką na premierze przedstawienia pt. “Senty-menty” w Teatrze małego widza i cofnęłyśmy się o te 25 lat do krainy mojego dzieciństwa.
Mogę śmiało powiedzieć, że było to widowisko muzyczne. Połącznie animacji z PRL-u, muzyki i śpiewu na żywo oraz gadżetów z tej dekady stworzyło niesamowity klimat. “Powrót do przeszłości” wywołały u mnie stroje muzyków-aktorów stylizowane na lata 70-80, fryzury, a nawet buty (jarmiłki!!!) do tego wspomniane wyżej linoleum na scenie, a na teatronie turecki dywan z poduszkami w motyw “no signal” i radziecki telewizor.
A “Łapy, łapy cztery łapy” w wykonaniu jednego z wokalistów z przedniojęzykowo-zębowym “ł” to był prawdziwy majstersztyk! Po przedstawieniu dzieci miały możliwość pobawienia się zabawkami rodem z PRL-u. Wańki wstańki, kalejdoskopy, metalowe bączki, matrioszki odmłodziły mnie o te 25 lat. Przy wyjściu na wszystkich czekała niespodzianka: poczęstunek w postaci słodyczy z tamtej dekady, czyli: galaretki w cukrze, raczki, krówki, ciepłe lody…
A Wam z czym się kojarzy ten okres?
Serdecznie polecam wszystkim dzieciom, rodzicom, dziadkom to widowisko! Świetnie się bawiłam, nie mówię nawet o Lilce, bo to wiadomo:)
Jakiś czas temu dostałam e-mail. Niby taki zwykły, ale nie do końca. Pewna osoba napisała kilka miłych słów na temat mojego bloga. Między wierszami padały słowa “piękne zdjęcia, interesujące pomysły…” “wyróżnia się wśród innych”.
Czytałam słowo za słowem i z coraz większym zaciekawieniem przewijałam tekst. Poproszono mnie o przesłanie numeru telefonu. Z wielką niecierpliwością czekałam na sygnał komórki. W końcu zadzwonił! Od słowa do słowa rozmawiałyśmy o mnie, o moim blogu, o jego wartości edukacyjnej i estetycznej.
Cieszę się ogromnie, że ktoś docenia moją pracę. Uwierzcie mi, wpisy nie powstają w godzinę, dwie. Same zdjęcia, tekst, edycja zajmuje mi sporo czasu. Mogę śmiało powiedzieć, że blog zajmuje 70 % mojego wolnego czasu i dlatego jak otrzymuję taki telefon, e-mail to czuję, że warto!
Pani powiedziała, że chcą przysłać nam prezent. Hmmm lubię prezenty, nawet bardzo! A prezenty niespodzianki to już w ogóle!
Więc pomyślałam: “Dlaczego nie?” i się zgodziłam. Ale oczywiście zapytałam: “A co będzie jak nam się nie spodoba?”. Pani spokojnym tonem odpowiedziała, że przejrzała cały mój blog i wie jakie rzeczy mi się podobają. “Wow”- pomyślałam!
Kiedy Pani zadzwoniła ponownie (dzień przed urodzinami Lilki), że chcą dziś nadać paczkę i pytała w jakich godzinach będę w dniu jutrzejszym w domu. Niestety nazajutrz wyjeżdżaliśmy i zapytałam, czy w takim razie mogę sama odebrać prezent? Pani się zgodziła i podała adres.
Lekko podekscytowana pojechałam w kierunku Mokotowa. Weszłam do środka i oniemiałam… Chodziłam od półki do półki. Oglądałam, dotykałam i podziwiałam.
Jestem wzrokowcem, dlatego zakupy w internecie nie są dla mnie. Uwielbiam zakupy w sklepach stacjonarnych. Czasami zupełnie inaczej prezentuje się dana rzecz niż w sieci. Nie wiedziałam, że ten sklep internetowy ma showroom, który jest wyposażony w prawie wszystko to co jest na stronie. Kiedyś kupiłam u nich Tulę, taki model jakiego nikt nie miał i zamówiłam kuriera. Nie zdawałam sobie sprawy, że sklep stacjonarny jest 3 km ode mnie;)
To Fabryka wafelków Ten sklep znajduje się blisko Ogródka Jordanowskiego na Odyńca
Odebrałam paczkę i popędziłam do domu.
Razem z Lilą otworzyłyśmy pakunki…. iiii tak, jak pewnie się domyślacie były tam same pięknie rzeczy i w NASZYM stylu. Pomyślałam sobie wtedy, że ktoś włożył naprawdę spory wysiłek żeby wpasować się w nasz gust. Zrobiło mi się bardzo miło.
Jesteście pewnie ciekawi co było w tej paczce. Uchylę Wam rąbka tajemnicy i pokażę troszeczkę… W całości pojawią się niedługo na blogu:)
Zdjęcie z naszego konta na Instagramie
Zacznę od tego, że do tej pory książki Erica Carle brałam w ciemno! O innych pozycjach tego autora pisałam we wpisie Gąsienica
Przybyła nam jeszcze edycja kolekcjonerska “Bardzo głodnej gąsienicy”, książka o liczbach i “Od stóp do głów”. Czytamy je praktycznie cały czas i niezmiennie uwielbiamy.
Kiedy tydzień temu weszłam do naszej osiedlowej biblioteki i zobaczyłam “Biedronkę” Erica Carle dosłownie się na nią rzuciłam. Nie zaglądałam nawet do środka. Wróciłam dumna do domu i wtedy pierwszy raz ją zaczęłyśmy czytać. Po pierwszych dwóch stronach miałam mieszane uczucia. Zamknęłam ją i odłożyłam. Przeczytałam ją całą jak Lilka poszła spać.
Jest to historia o krnąbrnej i zarozumiałej biedronce, która chce się bić z innymi zwierzętami. Ocenia inne gatunki zwierząt tylko i wyłącznie po gabarytach i za każdym razem stwierdza, że zwierzę, z którym chce się zmierzyć jest dla niej za słabe . Odwiedza coraz większe zwierzęta i nawet wieloryb jest dla niej “za cienki”. Dopiero kiedy oberwała porządnie wielorybim ogonem dostaje nauczkę i wraca z pokorą.
Bardzo rozczarowała mnie ta książka, mimo tego, że ma duży walor edukacyjny. Dziecko uczy się rozumienia pór dnia (wysokość słońca) i zegara. Dodatkowo, czcionka tekstu rośnie im większe zwierzę spotyka.
Miałyście do czynienia z tą książką? A może ja przesadzam?
Dziś chciałabym Wam pokazać pomoc, którą zrobiłam inspirując się kolorowymi tabliczkami M. Montessori.
Wydaje mi się, że moja wersja jest trochę ciekawsza, bo dziecko przypasowuje odpowiedni kolor przez przypięcie spinacza (dodatkowo ćwiczy dłoń).
Czego potrzebujemy:
Z próbnika kolorów wybieramy kolory jakie nas interesują. Dla mniejszych dzieci można zrobić wersję tylko z kolorami podstawowymi. Ja zrobiłam wariant rozbudowany (kolory plus ich odcienie). Dodatkowo zrobiłam wersję błyszczącą i matową dla koloru czarnego i białego.
Wycinamy i przyklejamy wzór na kartkę bloku technicznego. Jeżeli robimy bardziej podstawową wersję można zrobić wzór w kształcie koła.
Prezentujemy dziecku pomoc, idziemy robić kawę i cieszymy się chwilą dla siebie:)
Wersja podstawowa dla dzieci 18 m+
Wersja rozszerzona dla dzieci 2+
Czy można obchodzić urodziny 4 razy?
a) jeżeli ma się rodzinę w dwóch odległych końcach Polski
b) jeżeli ma się niewielkie mieszkanie i 5 osób w nim to już tłum
c) jeżeli jest tak dużo osób, które chcą świętować z nami urodziny naszej córki
d) wszystkie powyższe
Przepis na tort kolorowy – tu
Dziś zaczynam nowy cykl, w którym będę prezentowała Wam warte uwagi zabawki wspomagające rozwój mowy.
Jest mnóstwo zabawek, które świetnie poszerzają słownictwo, uczą wielu nowych zwrotów oraz ułatwiają zrozumienie niektórych konstrukcji gramatycznych. W tym cyklu uchylę Wam rąbka tajemnicy jakie pomoce są gabinetach logopedycznych albo mogłyby się w nich znaleźć.
Dziś chcę Wam pokazać genialną zabawkę magnetyczną, którą mamy od 3 tygodni. Jest to Mixed-up House od Mudpuppy.
Układanka składa z się pudełka o formacie A5. Po otworzeniu ukazuje nam się 50 magnesów, które są uporządkowane w 3 arkusze. Pierwszym zadaniem jest wyjęcie wszystkich przedmiotów. Mamy tam różnego rodzaju drzwi, okna, tarasy, werandy, drzewa, lampy,kota, psa, fontanny, a nawet krasnale ogrodowe;)
Do tego dołączone są dwie papierowe plansze z domami wykonanymi w różnych stylach architektonicznych. Na jednym arkuszu są dwa domy (jeden po jednej stronie, drugi po drugiej). Zadaniem dziecka jest ułożenie domu z pełnym wyposażeniem:) Innymi słowy bawimy się w dekoratorów.
Jest to jedna z niewielu pomocy, która uczy wyrażeń przyimkowych. Można z nią ćwiczyć zarówno rozumienie jak i użycie przyimków. Polecana szczególnie dla dzieci z opóźnionym rozwojem mowy i niedosłuchem. Pies może być na płocie, pod płotem obok płotu, a nawet za. Okna mogą być na dachu, obok werandy, z boku domu.
GENIALNE! Jak sama pracowałam z dziećmi w gabinecie to miałam podobną pomoc, ale nie tak fajną. Moja była zrobiona przeze mnie z papieru i pokolorowana kredkami. Jeden niekontrolowany ruch łokcia i cała układanka się sypała.
Tu wszystko doskonale się trzyma metalowego pudełka. Myślę, że świetnie się sprawdzi na daleką podróż. Pudełko zmieści się do torby, a zabawa może trwać godzinami.
Drugi sposób zabawy tym zestawem to układanie magnesów na swoje arkusze, czyli tzw. układanka 1-elementowa. Dodam, że nie jest łatwa. Ale razem z L. spokojnie razem układamy i utrwalamy nauczone wcześniej wyrażenia.
Producent twierdzi, że jest to zabawka od 6 r.ż. ze względu na małe elementy. Przeznaczeniem tej zabawki było układanie magnesów wg stylu architektonicznego i to może rzeczywiście dopiero 6-latek jest w stanie pojąć.
Moja 2-latka układa tak jak się jej podoba, ale już powoli zaczyna zauważać drobne szczegóły. Uważam, że spokojnie młodsze dzieci mogą się nią z powodzeniem bawić.
Bardzo podoba mi się design tej układanki. Ilustracje nie są infantylne, a na to zwracam uwagę.
W jednym z poprzednich postów z cyklu BibLILOteczka pisałam o naszej miłości do Basi i Franka.
Czy wszyscy już znają Basię? My do tej pory jedynie ją kojarzymy w duecie z Frankiem. Powoli przechodzimy już na wyższy level i czytamy “Basię” z większą ilością tekstu.
Tytułowa Basia zawitała do nas w większym formacie, ku naszej uciesze:) Pierwszy egzemplarz trafił nam się w zimowym klimacie. I dobrze, w końcu coś nowego! Lilka nie może doczekać się zimy. Wyciąga ubrania zimowe, mierzy je i mówi, że będzie jeździć na nartach jak Basia. Ja tylko potakuję i się uśmiecham:)
Książka przypadła nam ogromnie do gustu. Bardzo lubię w niej ilustracje i język. Nie jest infantylny, a tego szukam w książkach dla dzieci. Jest poważna, napisana ciekawym językiem.
Basia wraz z rodzicami i dalszą rodziną wybierają się na wycieczkę. Każdy z nich ma swoje wyobrażenia na ten temat, niekoniecznie spójne. To ciepła historia dla dzieci pomimo zimowej aury. Uczy, że nie należy się szybko poddawać.
Co mnie urzekło? Mama najmłodsze dziecko mota w chuście i idzie na spacer w nartach biegowych <3.
Czuje, że ta książka o Basi to dopiero początek naszej nowej pasji. Uważam, że jest to jedna z lepszych serii w Polsce. Gorąco polecam. A Wy które najbardziej lubicie?
Misiek Zdzisiek to ulubieniec Lilki!
“Basia i narty”
a tu macie link od najnowszej części przygód Basi. A w nim rabaty:)!
Squigz. Jak już pewnie zdążyliście zauważyć uwielbiam wyszukiwać w internecie ciekawe rzeczy. Zanim jednak się zdecyduję na coś często szukam opinii, zdjęć, pytam innych użytkowników. Ogólnie rzecz biorąc robię dokładny research, no bo kto lubi kupować kota w worku…
Rzeczy, które tu Wam prezentuję zawsze są przeze mnie dokładnie sprawdzone. Wiem, że darzycie mnie ogromnym zaufaniem i często polegacie na moich przemyślanych wyborach. Nie mogę Was zawieść! Dlatego stawiam na autentyczność!
Wybieram zawsze takie, które w naturalny sposób wspomagają rozwój. Przez wiele lat pracy zdążyłam wyrobić sobie opinię na temat zabawek. W co warto zainwestować, a co można sobie darować. Którą zabawką dziecko będzie bawiło się miesiąc, a która będzie służyła przez lata.
Napiszecie pewnie, że dzieci są różne. Owszem, ale uwierzcie mi okresy sensytywne na niektóre czynności są tak krótkie, że czasami dziecko pobawi się daną zabawką przez dzień. Opanuje zabawę nad nią i zwyczajnie jest już nią znudzone. Dlatego wybierając zabawki dla Lilki zawsze myślę przyszłościowo. Kiedy widzę dany przedmiot to w głowie mam już różne pomysły jak można to wykorzystać za miesiąc i za dwa lata. W taką rzecz jest w stanie zainwestować większą sumę pieniędzy.
Były w mojej głowie od dawna, widziałam je kiedyś w którymś ze sklepów online. Później dziewczyny na forum Integracji sensorycznej pisały, że wyglądają interesująco i ciekawe jak będą się sprawdzały. Wtedy powoli w mojej głowie zaczynały rodzić się pomysły jak można je wykorzystać (za tydzień i za rok). Do czego będą służyć? W jaki sposób można ich używać? W głowie kłębiło się mnóstwo pytań, ale również powoli się wszystko układało.
Kilka słów o samych przyssawkach: są wykonane z bardzo miękkiego, nietoksycznego silikonu. Mają bardzo żywe barwy. Wyginają się na wszystkie strony i potrafią się przyssać do siebie i każdej gładkiej powierzchni.
Jest to zabawka sensoryczna, która pobudza układ proprioceptywny, czyli czucie głębokie. Receptory czucia głębokiego ulokowane są w mięśniach i ścięgnach. Czyli próbując przyssawkę oderwać lub przypiąć dziecko pobudza te receptory. Będę polecać je wszystkim rodzicom dzieci, które mają zaburzenia SI.
Mamy zestaw 50 klocków. Jest dostępna również wersja 25-klockowa:)
Myślę, że jest to świetny prezent dla rodzeństwa, dla 2-latka, dla 10-latka, sprawdzą się w przedszkolach, gabinetach, kawiarniach. Jest tylko jeden duży minus! ONE UZALEŻNIAJĄ! Lego poszło w odstawkę, a my zasysamy, przysysamy, odsysamy…
Oto co wynikło z naszych zabaw…
Sortowanie liniowe kolorami
Dopasowywanie kolorystyczne niewielkich przedmiotów (małe pomponiki) palcami i metalowymi szczypcami
Wpuszczanie wody na przyssawkę strzykawką lub pipetą (sama to robiłam jak L.spała, ale miałam ubaw)-zabawa na za rok
Zawieszanie gumek
Łączenie ze sobą przyssawek i przeskakiwanie
Budowanie różnych konstrukcji np. kosza do wrzucania
Pomysł Lilki:)
Nakładanie kasztanów palcami lub szczypcami
Wygibasy przy użyciu siły mięśni
Wykorzystanie pudełka (pomysł L.)
Bawiłyśmy się nimi też w wannie. Świetna sprawa – most od brzegu do brzegu:)
Oczywiście można się nimi też bawić w standardowy sposób…
Squigz dostępne najtaniej TUTAJ
a tu macie inne zabawki:
Farma dyń to miejsce blisko Warszawy, gdzie znów poczułam się małą dziewczynką.
Kiedy tylko przekroczyliśmy bramę farmy ruszyłam na zwiady. Zajrzałam w każdy kącik i zakamarek. Dotykałam gładkich dyń i przez drucianą siatkę placem próbowałam dosięgnąć miękkiego futra królika. Zapach słomy kiedy weszłam do labiryntu przypomniał mi moje wiejskie wakacje. Biegałam, stawałam na kolana żeby złapać ciekawe kadry z kawałkami słomy we włosach.
Jeżeli szukacie ciekawego miejsca na wypad z dziećmi to koniecznie tam zajrzyjcie.
Nie trzeba wcześniej robić rezerwacji – można przyjechać bez zapowiedzi. Teraz jest tam o wiele więcej atrakcji niż kiedyś i widać, że miejsce się rozwija.
Możecie nawet urządzić tam urodziny dziecka:)
Farma dyń wszystkie informacje TUTAJ
Pamiętacie “Konkurs na zdrowe śniadanie z Beaba”?
Przysłaliście mnóstwo świetnych przepisów. Wybrałam z nich kilka, wypróbowałam i stworzyłam razem z Beaba e-book do pobrania za darmo dla Was.
Mam nadzieję, że się Wam spodoba:)
ebook <—- kliknijcie tu żeby pobrać