kontakt i współpraca
25.11.2013 r. o godz. 20.26 ( w Światowy Dzień Pluszowego Misia) narodził się nasz Miś.Waga: 1500 g.Wzrost: 72 cm (z uszami).Kochamy go bardzo, chociaż mamy go od wczoraj. Tata też chce takiego.A to fotki z adaptacji w domu.
Zapraszamy! strona nebule na Facebook! Tadą!
We wtorek ma spaść śnieg. Dramat! Już widzę Lilkę przewracającą się w brudnym śniegu. Jak my wytrzymamy do wiosny?!?!? Tymczasem oglądałam dziś sanki, bo musimy jakoś rę zimę oswoić.
Zamieszczam nasze foty spacerowe żeby może jakoś odstraszyć ten chłód.
W końcu dobiliśmy do magicznych 100 tysięcy wyświetleń. Bardzo nam miło, że do nas zaglądacie. Dołączam filmik, na którym Lili robi szoł. I tak co kolacje mam 100 tysięcy uśmiechów, śmiechów, chichotów i rechotów.
Jest w wawie kilka miejsc, które lubimy i często odwiedzamy. Fajnie, że niektóre mają udogodnienia dla maluchów. Jednym z naszych top of the top jest Pompon. Napiszę o nim kilka słów. Znajduje się na warszawskiej Woli. Urządzony z ogromnym smakiem. Po pierwsze wystrój. Jest rewelacyjny. Piękne obrazki na ścianach, na które miło się patrzy. Po drugie przepyszne jedzenie. Tamtejsza kuchnia bardzo nam smakuje, bo D. znajdzie tam bardzo pikantne curry, a ja dla nas pyszny rosół i gnocchi. Na deser beza Pavlova. No niebo w gębie. Dla starszych dzieci są nawet lizaki z ksylitolem. Wszystko przemyślane, świeże, kolorowe i przede wszystkim smaczne.
Trzecia sprawa, sala zabaw. Wyposażona w niebanalne w większości drewniane zabawki (raczej nie znajdziemy tam fiszer prajsa). Wielki plus za zabawki sensoryczne! Dla mamy – terapeutki aż się gęba uśmiechała jak pierwszy raz tam weszła. Huśtawka no podwiesiach, rewelacja! Drewniane zjeżdżalnie również cieszą oko. Dla dzieci niechodzących jest „zagródka” przy stolikach wyposażona w zabawki i tablice sensoryczne. O krzesełkach do jedzenia i przewijakach nawet nie będę pisać, bo to oczywistość. W łazience jest nawet zwykła suszarka jakby dziecko się oblało. Każdy znajdzie coś dla siebie: dla starszych dzieci jest nawet ps3 i Wii.
Dla mamy jest miniSpa. A dla całej rodziny jest sklepik z ładnymi zabawkami i książkami (tam zakupiliśmy naszą Czereśniową i macaliśmy zabawki B.toys, które powaliły nas na kolana). Jedyny minus jest taki, że nie tylko my kochamy Pompona. Zazwyczaj są tam tłumy i nie dość, że nie ma gdzie zaparkować to w środku jest bardzo gęsto. A tu foty z naszych wypraw pomponiastych:
Mila&Zygi:)
13 miesiąc Lila skończyła już dawno. A właściwie to 26.X i wtedy też poznała Brunia. Tyle się działo, że muszę napisać tego posta, bo pójdzie w niepamięć.
Zacznę od spania… nic się nie zmieniło. Pobudka 1-2 razy w nocy i spanie od około 4 z nami. Od tygodnia Tata ewakuuje się na kanapę ok. 6, bo córka jak otworzy tylko oczęta widzi go, mówi „Tata” i chce się bawić. Jeżeli Taty nie ma to udaje mi się ją jeszcze trochę pogłaskać i dośpi do 7, no czasem nawet do 7.30. Ale jak jest Tata to nie ma zmiłuj… nawet o 5 była gotowa do zabawy.
Zęby – 12. Wyszły cztery czwórki. Trochę było przy tym jęków i stęków, ale Orajel jak zwykle łagodził sprawę.
Mowa: tu ruszyło najbardziej. W końcu Lili się może z nami dogadać. Pokazuje co chce i do tego werbalizuje swoje potrzeby.
A teraz fotki. Chciałam jej zrobić zdjęcia na fotelu trzymającą klocki z cyframi 1 i 3. Hahaha po sekundzie dziecko siedziało na podłodze i się bawiło klockami, których nie widziało miesiąc.
Mistrz 2-giego planu
A tu córka zadziwiła mnie maksymalnie. Nie widziała tych klocków od miesiąca, więc nie jest to umiejętność wyćwiczona. Jak gdyby nigdy nic ułożyła wieżę z 8 klocków!
Wczoraj byliśmy u Mili, Ani, Roberta, Kicioliny i Miszelki na imprezie. Towarzystwo było doborowe:) 10-cioro dzieci i prawie dwa razy tyle dorosłych. Jedzenie w stylu włoskim bardzo przypadło nam do gustu (krewetki z grilla mistrzostwo!!!).
Bawiliśmy się wyśmienicie. Dziękujemy za zaproszenie:).
le były pyszności! Zeżarłabym jeszcze grzaneczkę z grillowaną cukinią, suszonym pomidorem, serem kozim i rukolą:)
Pogoda nie sprzyja podwórkowym harcom, a my nie zamierzamy się nudzić w domu. Dziś robiłyśmy nasz pierwszy art prodżekt;) Lili się podobało, mi też. Co nam było potrzebne? Farby, taśma i worek strunowy.Myślę, że Lili już niedużo brakuje do Jacksona Pollocka.
Od dawna wiedziałam, że właśnie tą metodą będziemy rozszerzać dietę. Dlaczego? Otóż, wydaje mi się najbardziej naturalna, stosunkowo tania i prosta. Zaczęłam od przeczytania książki Gill Rapley „Bobas lubi wybór”. Zabierając się za lekturę już wiedziałam na czym to polega, natomiast chciałam uniknąć błędów. Naprawdę polecam tę lekturę osobom, które się zastanawiają w jaki sposób rozszerzać dietę. Zaczęłam od zakupu odpowiednich gadżetów. Pierwszy must have: krzesło Antilop z Ikei. Łatwo się myje, szybko składa i tanie jak barszcz. Kupiliśmy dwa. Jedno jest u nas, drugie u babci. Często też je zabieramy jak jedziemy „w gości”. Lilka je bez tacki, na stole. Druga rzecz: 2 śliniaki z rękawami i gumką na mankietach. Te ikeowskie nie dały rady, bo jedzenie wpadało do rękawa. Jak będziecie zainteresowani wyszukam jakiś link i wrzucę. Co jeszcze? Kubek doidy – kolejny gadżet. Kosztuje swoje, ale warto. Polecam szczególnie dzieciom nie butelkowym.
No i tyle. Żadne miski, łyżki sztućce nie są potrzebne.Pewnie zapytacie czy się bałam. Bałam się maksymalnie. Przy pierwszych gryzach ja sama gryzłam paznokcie z nerwów. A czego? No jak to czego? Zadławienia! (ten kto zna metodę ten będzie wiedział, że zakrztuszenie to nic poważnego). Jak się chwilę później okazało zupełnie niepotrzebnie. Lila sobie bardzo dobrze radziła.
Wtedy jak dziecko samo siedzi. Lila siedziała sama jak miała 6 miesięcy (czyli proponowany wiek do zaczęcia BLW przez autorki). Natomiast usiadła sama z czworaków jak miała 7. Przez pierwszy miesiąc nie sadzałam jej w krzesełku tylko u mnie na kolanach. Jak tylko sama usiadła to przesadziłam ją do Antylopki.
Zapytacie pewnie co takiego dawałam jej na początku. Popełniłam duży błąd i zaczęłam od marchewki. Pierwsza myśl jaka przychodzi o jedzeniu dla 6-miesięcznego berbecia to oczywiście marchew. Nic bardziej mylnego. Marchew ugotowana/ugotowana na parze jest sprężysta i może spowodować wyżej wymienione zadławienie. Dlatego nie polecam takich rarytasów na początek. Zdecydowanie lepsze są brokuły. Jak zaczynałyśmy był marzec, czyli martwy okres na warzywa/owoce. Dlatego kombinowałam jak mogłam. Sporo miałam rzeczy pomrożonych np. dynię. Miałam też ziemniaki, marchew i pietruszkę uprawianą bez nawozów. Później przyszła wiosna i okres na warzywa. Przez cały okres naszego blw podawałam owoce sezonowe, najczęściej od rodziny.
Teraz Lila ma 13 miesięcy i je dosłownie wszystko. Czasem ma większy apetyt, czasem mniejszy, ale widzę, że ta metoda przyniosła świetne efekty. Powoli zaczyna jeść sztućcami, na podłodze jest coraz mniej jedzenia, a ona naturalnie odstawia się od piersi (obecnie je raz w dzień i 2 razy w nocy).
Aha, jeszcze słowo o Doidy cup. Zaczęła pić z tego kubaska jak miała sześć miesięcy. Na początku sama go trzymałam i powolutku przechylałam. Teraz Lila sama to robi. Świetny widok.
Co do zadławień… Nigdy nie było sytuacji, że musiałam interweniować. Lila sobie sama radziła z odkrztuszaniem. Czyli nie taki wilk straszny…