kontakt i współpraca
Kawiarnie dla dzieci i rodziców są świetnym miejscem na spotkania z koleżanką i spędzenie tam ciekawego czasu. Dziś zebrałam najciekawsze miejsca przystosowane do potrzeb dzieci w Warszawie.
obsługa kidsfriendly, pyszna kawa, sala zabaw
Jest to nasze ulubione miejsce na spotkanie z przyjaciółkami. Chociaż jest to bardziej restauracja, to na kawę właśnie umawiamy się najczęściej tam. Dzieci mogą się swobodnie bawić, a my mamy na nie oko. Zimą jest pyszna herbata rozgrzewająca, a przez cały rok aromatyczna kawa, na której barista wyczaruje wzorek. Jest tam przepyszne jedzenie i Nabo wiedzie prym we wszystkich kawiarniach i restauracjach skierowanych do rodzin z dziećmi. Są krzesełka, przewijak, a nawet lizak dla dzieci, które posprzątają po sobie w sali zabaw. Polecam!
znakomita kawa, plac zabaw na zewnątrz, niepowtarzalny klimat
Jedno z naszych ulubionych miejsc na spotkania z koleżankami z dziećmi lub wypad na rowerach. Kolonia jest otwarta od maja do końca października. Cała przestrzeń ma 3 strefy: z przodu można usiąść bez dzieci i delektować się pyszną kawą (np. też pracować), w środku kiedy pada deszcz i na zewnątrz na tarasie z widokiem na plac zabaw. W Kolonii uwielbiam kawę i to, że kiedy siedzę i rozmawiam z koleżankami to widzę dzieci. Miejsce jest tak przyjazne dzieciom, że ma się je na oku. Tuż obok są dwa place zabaw i fontanna (można się w niej pluskać).
plac zabaw z dużą ilością zabawek, położenie nad Wisłą, ogródek warzywny
To miejsce odwiedziliśmy niedawno i spędziliśmy świetny czas. Grunt i woda znajdują się przy samej Wiśle. Wszędzie jest piasek, więc można poczuć się jak nad morzem. Jest bardzo dużo zabawek i atrakcji dla dzieci (tablica do pisania kredą, tipi, domek, kuchnia). Na miejscu możecie napić się kawy, lemoniady, zjeść frytki lub foccacię. Tutaj też macie na oku swoje dzieci siedząc przy stolikach.
Za placem zabaw jest ogródek warzywny, gdzie można podglądać rosnące rośliny. Mi Grunt i woda przypomina trochę nadmorskie klimaty. Jeżeli za tym tęsknicie, to tam zawitajcie. Muszę wspomnieć o dwóch minusach: toaleta jest w Toitoiu, ciężko jest zaparkować (parkowałam 400 metrów wcześniej przy bosmanacie przy porcie Czerniakowskim (5 zł/h). Jeżeli lubicie kawiarnie dla dzieci i rodziców na zewnątrz, to zajrzyjcie tutaj.
świetny design, pyszna kawa, plac zabaw obok, zwierzęta
Jest to miejsce, do którego mamy daleko, ale specjalnie tam jeździmy. Wyjątkowe pod wieloma względami. Zacznę od architektury, która przypomina mi nowoczesną stodołę. Na terenie SDK jest też świetny plac zabaw z drewnianymi atrakcjami. Na ścianie budynku jest również ścianka wspinaczkowa.
Obok jest zagródka, w której są kozy. A na górze mamy piękny teren zielony z budką na wysokości i kładką. Warto tu przyjechać żeby to wszystko zobaczyć. A jak przyjdzie pora obiadu to niedaleko jest świetna restauracja – Szara Eminencja. Całość jest po prostu wspaniała i gwarantuję Wam, że spędzicie tu ciekawie czas.
ciekawe zabawki, smaczne jedzenie, świetna obsługa
Bardzo fajne miejsce, które istnieje w Warszawie już długo. Zjecie tam obiad i napijecie się pysznej kawy. Jest tam sala zabaw w zabawkami i plac zabaw na zewnątrz. Obsługa jest tam wspaniała i bardzo wyrozumiała dla małych klientów. Możecie tam również zapisać się na zajęcia z dziećmi lub warsztaty. Nie ma problemów z parkowaniem, ale jadąc z centrum trzeba przejechać przez most, zawrócić koło Stadionu Narodowego i wrócić znów na most. Wtedy zaparkujecie przy samej Kredce. Kawiarnie dla dzieci i rodziców właśnie tak powinny wyglądać.
książki dla dzieci, świetny wystrój, niepowtarzalny klimat
Świetne miejsce, które zdecydowanie wyróżnia się na tle pozostałych, bo jest bardziej ciche i kulturalne. Radio i telewizja to kawiarnia z księgarnią, a na górze są książki dla dzieci, stolik, klocki. Nie ma zbyt dużo zabawek, ale jest naprawdę wyjątkowy klimat. Często sam tam organizowane warsztaty lub gry dla dzieci.
wystrój, smaczne jedzenie, zabawki
Duża kawiarnia dla dzieci i rodziców, w której spędzicie miło czas. W kawiarni jest płatna sala zabaw, która ma dwie strefy: małpi gaj (wg mnie dla dzieci od około 2 lat) i strefa za zagródką dla młodszych dzieci (nawet niemowląt). Strefa z kulkami jest bardzo czysta i tak zrobiona żeby była bezpieczna. W kawiarni jest pyszna kawa i smaczne jedzenie (naleśniki, placki, ciasta).
W Ansekabanse jest też ciekawa oferta zajęć dla dzieci (byliśmy kiedyś na balecie). Ogromy plus za łazienki przystosowane do potrzeb dzieci i pokoik do karmienia. W Ansekabanse możecie też urządzić urodziny.
przemyślane miejsce na zabawę, pyszne ciasta, atrakcyjne ceny
Na Pradze Południe znajduje się świetne miejsce na kawę z koleżanką. Możecie tu zjeść pyszne ciacho i mieć oko na dzieci, które w tym czasie będą 100 razy zjeżdżać z zakręconej zjeżdżalni. Toaleta jest w pełni przystosowana do potrzeb dzieci. W środku jest duża przestrzeń, więc bez problemu możecie tam wjechać wózkiem.
smaczne jedzenie, pyszna kawa, design
Ciekawe miejsce na kawę z przyjaciółką. W kawiarni znajduje się niewielki kącik z zabawkami i książeczkami. Panuje tam bardzo fajna atmosfera, która powoduje, że mam ochotę tam wrócić. W łazience jest przewijak.
design, drewniane zabawki, smaczne jedzenie
Ciekawe miejsce na warszawskim Wilanowie. Możecie wybrać się tam z koleżanką na kawę, a Wasze dzieci spędzą tam miło czas. Jest to jedno z niewielu miejsc, gdzie są naprawdę świetne zabawki (kuchnia Kidfkraft, zabawki Melissa&doug). Można tam również urządzić urodziny. W Polanie są organizowane zajęcia dla mam i dzieci. W kawiarni jest też specjalne miejsce, gdzie można położyć niemowlę.
To nasze ulubione warszawskie kawiarnie dla dzieci i rodziców.
P.s. Dopiszcie też swoje ulubione miejsca:)
A jeżeli szukacie restauracji przyjaznych dzieciom to zajrzyjcie 10 najlepszych restauracji z dziećmi w Warszawie.
a tu macie Warszawa – place zabaw
Wiem, że jest lato i dzieci najwięcej czasu spędzają na podwórku, ale chciałabym Wam dziś pokazać układankę edukacyjną, która zajmuje bardzo mało miejsca i można ją zabrać w podróż. Ta układanka daje tak dużo możliwości, że można z nią pracować przez lata dokupując jedynie nowe książeczki. Ciekawa jestem, czy ją znacie, bo w środowisku terapeutów jest bardzo powszechna, ale widzę, że wśród rodziców już nie.
Dlatego dziś chciałabym Wam pokazać genialną układankę edukacyjną, która daje mnóstwo możliwości do zabawy i do poznawania świata.
Dla kogo jest układanka edukacyjna PUS (Pomyśl – Ułóż – Sprawdź)?
Według mnie można próbować wprowadzać ją już 4-latkom, ale jeżeli dokupimy do niej trudniejszą książkę, to nawet 8-latek będzie nią zainteresowany. Jest tak wiele wariantów, że może pomagać nawet 10-latkom uczyć się ortografii lub dzieciom mieszkającym za granicą i uczącym się j. polskiego.
Aby zacząć przygodę z PUS trzeba kupić zestaw kontrolny (czerwone pudełko z klockami) i książeczkę. Zestaw kontrolny kupicie najtaniej TUTAJ kosztuje 26 zł, co według mnie jest niewielką kwotą, jak na możliwości jakie daje.
Do klocków musicie mieć książeczkę i one kosztują około 10-13 zł np. TUTAJ. Jest ich mnóstwo i zawsze możecie jakąś dokupić, robiąc zamówienie w księgarni internetowej, bo są tam dostępne.
Jest ich mnóstwo, w zależności od tego, czego szukacie! To jest najlepsze, że zestaw kontrolny jest zawsze ten sam, a książeczka jest inna. W każdej z nich jest około 12 układanek.
Warto zacząć od najprostszych żeby załapać o co chodzi.
Na przykład od – Dla przedszkolaków zabawy i ćwiczenia ogólnorozwojowe dla najmłodszych. Jeżeli chcecie zajrzeć do każdej książeczki żeby zobaczyć, czy będzie odpowiednia do poziomu Waszego dziecka to możecie zajrzeć TUTAJ
A inne to:
Nauka Angielskiego TUTAJ
Rebusy TUTAJ
Nauka Niemieckiego
Zagadki TUTAJ
Ortografia (wszystkie możliwości) np. ó- u TUTAJ
Mnożenie TUTAJ
Nauka czytania np. TUTAJ
Zadania tekstowe
Język polski (różne problemy, również frazeologia, poprawna polszczyzna) np. rzeczownik TUTAJ
Przyroda (wiedza o świecie) TUTAJ
Logopedyczne (utrwalanie głosek, doskonalenie słuchu fonemowego) np. R TUTAJ
Zasady ruchu drogowego TUTAJ
Pory roku zgadywanki np. lato TUTAJ
Muzyka (teoria) TUTAJ
Religia
Jak widzicie jest ich mnóstwo. Każdy znajdzie coś dla swojego dziecka. Ja bardzo lubię pracę z PUS, bo dzieci uczą się przez zabawę. Mają możliwość podciągnięcia się też w dziedzinach, w których muszą więcej popracować np. z ortografii. A przez formę, nie odczuwają znużenia.
Co poza tym ćwiczy układanka edukacyjna PUS?
Prawda, że genialne? A do tego nie kosztuje dużo.
Dziecko układa w pudełku klocki od 1 do 12. Bierze książeczkę i wybiera zadanie. Numer klocka to numer zadania, trzeba go położyć na rozwiązanie. Na koniec zamykamy pudełko, odwracamy i sprawdzamy, czy wzór się zgadza.
Naprawdę Wam polecam układankę edukacyjną PUS, bo to świetny sposób na naukę czasami trudnych zagadnień, a do tego niezła zabawa.
A tu łapcie drugi wpis którego tamtem są układanki edukacyjne.
Gdańsk z dziećmi odwiedziliśmy w ubiegły weekend. Nasz coroczny urlop nad Bałtykiem mamy zaplanowany na koniec sierpnia, ale już tak nie mogliśmy się doczekać, że wyskoczyliśmy na 2 dni do Trójmiasta. Przywitała nas przepiękna pogoda i miejsca, które koniecznie trzeba odwiedzić z dziećmi.
Miałam długą listę miejsc, ale przez wspaniałą pogodę, chcieliśmy jak najwięcej czasu spędzić na powietrzu.
Zatrzymaliśmy się w bardzo klimatycznym i przyjaznym dzieciom miejscu. Tym razem wybraliśmy apartament, a nie hotel i to był strzał w dziesiątkę. Apartament 106 to miejsce, które Was i Wasze dzieci zachwyci! Jest położony w otoczeniu zabytkowych budynków nad rzeką Motławą. Blok był niedawno oddany do użytku, więc pachnie nowością.
W okolicy jest mnóstwo miejsc, z których można korzystać. My jadaliśmy śniadania na dole w restauracjach: Niepokorni i Zakorkowani (napiszę o nich później).
Apartament 106 ma wszystko, czego rodzina z dziećmi potrzebuje. Jest zmywarka, pralka, wanienka, ekspres do kawy (!), zabawki, piętrowe łóżko, które pomieści 3 dzieci (3 łóżka – jedno wysuwane na dole). Jest też huśtawka – hamak, która umili czytanie książek lub zabawy. Jest też Netflix 🙂
Mieszkanie jest w 100% bezpieczne, nie ma szklanych stołów, a nawet drabinka z łóżka się zdejmuje. Jest to miejsce przemyślane, a do tego stylowe. Tak naprawdę to można samemu przygotowywać posiłki, bo jest i kuchenka i piekarnik.
Do apartamentu przynależy miejsce parkingowe i jest winda.
Niedaleko stąd jest gdańska Starówka i można do niej dojść piechotą. Z dworca kolejowego jest około 2 km. Na plażę trzeba podjechać autem.
Na dole są sklepy (Żabka, niedaleko Biedronka). Śniadania jedliśmy w budynku obok. W Niepokornych smakowało nam lepiej 😉
Strona internetowa, więcej zdjęć i informacji znajdziecie TUTAJ
Wybierając się do Gdańska miałam całą listę atrakcji. Pogoda była cudowna, więc najwięcej rzeczy robiliśmy na zewnątrz. A muzea i inne zostawiliśmy sobie na inną porę roku, bo na pewno tam wrócimy na dłużej.
Wybraliśmy się na plażę w Brzeźnie, bo wypatrzyłam tam ciekawy plac zabaw w kształcie statku pirackiego. Taka ciekawa konstrukcja, że dzieci spędziły tam sporo czasu. Bardzo im się podobało. Zaskoczył mnie piasek, który nie był taki jak w Dębkach. Był bardziej szary, ale za to pełen białych muszelek.
Nie ma tam cienia, więc warto wziąć lub kupić parasol. Do godziny 12 nie było dużo ludzi w sobotę, nawet się zdziwiłam. A później poszłam z Lilą na molo i inne zejścia obok.
Za molo jest fajne miejsce, gdzie jedliśmy pyszne tajskie lody i czekoladowy kebab:) Są tam parasole i klimatyczne leżaki z zasłonkami. Tam już było dużo ludzi.
Po plaży poszliśmy na obiad „na rybkę” do „Tapas rybka” – było bardzo smaczne
Aby uciec do cienia i tłumów pojechaliśmy do Parku Oliwskiego. Dzieci jeździły na rowerach i moczyły nogi w strumyku. Przepiękne i bardzo spokojne miejsce, idealne na upał.
A na koniec dnia wybraliśmy się na plażę do Jelitkowa. Było już pusto i przepięknie ( w tym miejscu piasek już był bardziej biały i było dużo muszelek).
Na drugi dzień spotkaliśmy się w świetnym miejscu w gdańskim Wrzeszczu. Piękne zielone miejsce, gdzie dzieci mogą się pobawić (ogromny plac zabaw), pobiegać po trawie, pojeździć na rowerach, wypić pyszną kawę i na koniec zjeść coś dobrego.
Spotkaliśmy się tam z Marią i Sylwią. Dziewczyny znają wszystkie zakamarki Trójmiasta i to one wytypowały tę miejscówkę.
W Garnizonie jest dużo świetnych miejsc, ale my piliśmy kawę z Sztuce wyboru, a obiad jedliśmy w Ping pongu – pyszne azjatyckie jedzenie i kącik dla dzieci.
Gdyby nasz wyjazd trwał 2 tygodnie, a nie dwa dni to może udałoby nam się zobaczyć wszystkie miejsca, które miałam na liście. Ale niestety w dwa dni zobaczyliśmy niewiele.
Mam jednak dla Was listę (właśnie od Sylwii) restauracji w Trójmieście gdzie jest smaczne jedzenie i kącik (lub nawet sala zabaw dla dzieci).
– Serwus (kącik- Gdynia)– Szafarnia (animacje w weekend, kącik – Gdańsk)– Mito Sushi (sala zabaw – Gdańsk)– Dwór Oliwski (plac zabaw latem -Gdańsk)– Mandu Pierogarnia (kącik – Gdańsk)– Zajazd Olivka (mega płac zabaw na zewnątrz, ale wiosna/ lato – Gdańsk)– Kos (sala zabaw – Gdańsk)– Alt Cafe (kawiarnia dla dzieci – Gdynia)– Umam Szafarnia (kącik – Gdańsk)– White Marlin (kacik, animacje weekend, plac zabaw latem – Sopot)– Azzurro (kącik, plac zabaw latem, animacje weekend – Gdańsk)– Cafe Coco (kącik, animacje weekend- Gdynia)– Otwarta (zabawki dla dzieci – Garnizon Gdańsk)– Pizzeria Sempre Sopot (kącik i plac zabaw latem)– Pizzeria Sempre Gdynia (plac zabaw latem)– Viva la Pizza (kącik – Gdynia)– Pomarańczowa Plaża (kącik, plac zabaw latem – Sopot)– Zatoka Sztuki (kącik, plac zabaw latem – Sopot)– M15 (kącik, plac zabaw latem – Sopot)– Panorama (kącik, Gdynia)– Minga (kącik – Gdynia)– Ping Pong (kącik – Garnizon Gdańsk)– Naleśnikarnia Sopot Dworzec (kącik)– Projekt 36 (kącik, Sopot)– Bulaj Sopot (piaskownica i zabawki na zewnątrz, ale tylko latem )– Chwila Moment (animacje w Wknd – Gdynia)
-AIOLI (animacje w weekend i kącik, Gdańsk)
-Guga Sweet (kącik na zewnątrz na trawie, Gdańsk)
-Casa Cubeddu Ristorante da Domenico (plac zabaw na zewnątrz, kącik Gdynia)
– Tesoro (plac zabaw na zewnątrz, Sopot)
A po wszystkie atrakcje w Gdańsku odeślę Was TUTAJ. My z pewnością jeszcze tam wrócimy (chyba tym razem zdecydujemy się na pociąg, bo jedzie 2 godz 40 min z Warszawy, a dla dzieci będzie to przygoda).
Mam też prośbę, jeżeli zamierzacie skorzystać z naszych rekomendacji to kliknijcie „Lubię to” na Facebooku lub udostępnijcie ten wpis znajomym – podziękują Wam 🙂
Stoimy właśnie przed jednym z najważniejszych wyborów w naszym życiu. W naszym 50-metrowym mieszkaniu robi nam się ciasno i zaczynamy się zastanawiać, co dalej. Decyzję musimy podjąć do końca roku, bo chcielibyśmy żeby dzieci poszły do szkoły i przedszkola w nowym miejscu. Cały czas się miotam, co wybrać i co będzie najlepsze dla nas. Dlatego dziś spiszę wszystkie plusy i minusy, a jednocześnie proszę Was o podzielenie się Waszymi doświadczeniami.
Teraz mieszkamy w świetnym miejscu i naprawdę będzie nam ciężko się wyprowadzić. W centrum właściwie się nie zdarza żeby mieć ogromne podwórko z placem zabaw, świetnymi sąsiadami i dziećmi w wieku moich. Są dni, że jesteśmy po 3 razy na podwórku, bo ktoś inny wyszedł i ma ciekawy pomysł na zabawę. A do tego widok z okna na zieleń, drzewa – nawet nie jest tak głośno.
Szkoła i przedszkole są 5 minut na piechotę – do tego nie przepełnione i z fajnym podejściem. No ale brakuje nam tutaj dwóch pokoi, tak żebyśmy mieli oddzielną sypialnię i drugi pokój dziecięcy. Myśleliśmy nawet, żeby kupić mieszkanie w tym bloku 80-metrowe. Tylko właśnie wtedy zaczęły nas nachodzić watpliwości…
Kiedy myślałam o mieszkaniu, to wydawała mi się opcja idealna. Ja tak naprawdę nigdy nie mieszkałam w domu, tylko na wakacje wyjeżdżałam do babci na wieś. Lubię to, że wkoło są inni ludzie, nie ma totalnej ciszy (bo nie umiem w takiej spać). Kiedy coś się zepsuje to schodzę na dół i dzwonię do majstra z administracji. Jest to bardzo duża wygoda, bo mieszkanie jest prawie bezobsługowe. Raz na kilka lat można zrobić remont i gotowe.
Moja mama przeprowadziła się do domu z mieszkania dopiero, jak ja wyjechałam na studia. Mówi, że cały czas jest coś do roboty, nie jest jak w mieszkaniu, że już wszystko zrobione – można usiąść i odpocząć. Inni mi też to potwierdzają, że w domu non stop jest coś do roboty. A ja sama nie wiem, czy tak chcę. Czasem też słyszę, że mama ma piękny teras, ale nie ma czasu żeby na nim przesiadywać. Pogoda w Polsce jest specyficzna i przebywanie w ogrodzie jest przyjemne tylko przez kilka miesięcy w roku. Do tego nie przepadam za pracami ogrodniczymi.
Mieszkanie jest jednak mniejsze i jest mniej obowiązków. Nie trzeba się martwić o śmieci, szambo, wodę, prąd (który np. u mojej mamy często znika). Na pewno nie zdecydujemy się na budowę, ja nie mam na to nerwów, tak samo mój mąż – obawiam się, że to by się źle dla nas skończyło.
Ostatnio przyszła mi właśnie inna myśl żeby może w cenie mieszkania znaleźć segment w dalszych dzielnicach Warszawy. Wydaje mi się, że może być kompromis pomiędzy mieszkaniem w bloku, a domem wolnostojącym na odludziu. Odszedł też by problem z budową. Prawda jest taka, że za cenę mieszkania w bloku można kupić dwa razy większy segment na obrzeżach. Ta myśl wpadła mi dopiero niedawno – postanowiliśmy ją przemyśleć.
Ale wtedy nachodzi mnie mnóstwo wątpliwości, takich jak np. dojazdy. Ja pracuję w domu, a mój mąż wyjeżdża z Warszawy w godzinach szczytu. Tak samo jest teraz, jak mieszkamy w centrum – kiedy wszyscy jadą rano do miasta, to on wyjeżdża, a kiedy wraca do domu, to wszyscy wyjeżdżają.
Mamy też taki komfort, że możemy właśnie teraz szukać czegoś nowego i kierować się lokalizacją dobrej szkoły (której non stop szukam dla L. i przedszkola dla J.). Więc tak naprawdę to jest główne kryterium, żeby nie musieć dowozić zbyt daleko. Nie chciałabym też później spędzać dużo czasu w aucie, więc poszukuję intensywnie właśnie takich miejsc. Znacie jeszcze jakieś minusy?
Myślę jeszcze o zimie i smogu – taki sam jest w centrum, co na obrzeżach, więc chyba w tej sytuacji tylko przeprowadzka nad morze mogłaby nas uratować, a tej nie rozważamy,
Zastanawiam się też nad kontaktami z rówieśnikami – obecnie bardzo mi to odpowiada, że wychodzimy na dół i zawsze ktoś jest. A jak jest w domu? Zapraszacie dzieci z przedszkoli i szkół swoich dzieci? Czy przychodzą do Was dzieci sąsiadów? Pamiętam, jak znajoma nam się żaliła, że dzieci sąsiadów pukają do nich w sobotę o 9 i siedzą caluteńki dzień – mówiła, że jest to dość uciążliwe.
Totalnie nie nadaję się za to do mieszkania na wsi. Uwielbiam miasto i tu się najlepiej czuję, a na wieś mogę wyskoczyć do Mamy na Podlasie ( i po tygodniu bardzo tęsknię do miasta).
Mieszkanie 50-metrowe da się posprzątać w 3 godziny, a domu niestety nie. Ale za to mielibyśmy więcej miejsca.
Uwielbiamy też się włóczyć po mieście i korzystać ze wszystkich dobrodziejstw, ale czuję, że chciałbym więcej czasu spędzać w domu.
Podsumowując:
Oczywiście jest to moja subiektywna lista. Dla kogoś brak prac w ogrodzie może być minusem 🙂
Pomożecie?
„Zobaczysz, jak sama będziesz mamą” – te słowa do dziś słyszę w mojej głowie przy różnych sytuacjach związanych z moimi dziećmi. Moja mama często tak powtarzała, ale wtedy nie brałam ich sobie do głowy. Bycie rodzicem było dla mnie totalną abstrakcją, więc nie rozumiałam tych słów. Dopiero teraz one do mnie dochodzą i tak jak potrafiłam się pokłócić z mamą o głupotę, to teraz przyznaję rację. Też tak macie?
Do wspomnień z dzieciństwa zaprosił BOBO FRUT, który doskonale pamiętam z lat dziecięcych. Do dziś pamiętam ten smak, zapach i oblizywanie „wąsów” z soku pod nosem. BOBO FRUT właśnie obchodzi 50-te urodziny i z tej okazji znajdziecie go z takimi etykietami, jak były dawniej. Ja właśnie w takiej formie pamiętam go najlepiej. Ach, jak szybko potrafią wrócić wspomnienia.
Kiedyś…
Dziś…
Kiedy byłam dzieckiem uznawałam te słowa za absurd i oczywiście zawsze się z tym stwierdzeniem kłóciłam, a im byłam starsza, to miałam więcej argumentów. Moja mama nie ma studiów pedagogicznych, ale ma niesamowitą intuicję i wiedziała, że nawyki i rutyna są ważne w życiu dziecka. To co jest nie tak z tą piżamą?
Dzieci nie znają się na zegarku i pory dnia wyznaczają im czynności, które my inicjujemy. One nie spojrzą na zagarek ze zdziwieniem „O, już jest 11, a ja wciąż w piżamie”. Tylko będą myślały, że cały czas jest ranek, a w związku z tym mogą protestować podczas innych oczywistych czynności. Niby taka błahostka, ale to naprawdę działa. Teraz dzieci szybko przebieram z piżam, bo wiem, że szybciej wejdą w codzienne obowiązki.
W czasach kiedy powszechne były gazowane napoje o smaku landrynek i oranżada – u nas w domu piło się wodę. Ten nawyk moja mama wyniosła z domu rodzinnego, gdzie woda była nabierana prosto ze studni. Doskonale pamiętam ten smak zimnej wody, którą dopiero co dziadek wyciągnął w metalowym wiadrze. Zanurzaliśmy w nim emaliowane kubki tuż po przybiegnięciu do domu.
Do dziś mam ten nawyk i moje dzieci wodę uwielbiają. Nie muszę za nimi chodzić, przypominać i pytać. Ważne jest to, żeby dzieci same odczuwały pragnienie i wtedy je gasiły wodą, a nie zdawały się na nas.
To mnie zawsze dziwiło, przecież soki to picie. A właśnie, że nie! Widzę to na przykładzie moich dzieci – jak kupię im soczek to bardzo często proszą o wodę do popicia. Moja mam też kupowała mi raz na jakiś czas właśnie BOBO FRUT, nalewała do kubka i podawała. Często też rozcieńczała go wodą, ale niestety nie był wtedy już taki pyszny;)
Pamiętam, jak mi mówiła, że soki mają mnóstwo witamin. Ja moim dzieciom też czasami kupuję, zwracając uwagę, czy nie są dosładzane i nie mają konserwantów.
Jak zbliżał się weekend to zawsze w tym czasie jeździłyśmy na wieś do rodziny mojej mamy. Pamiętam, jak się burzyłam, bo wolałam w tym czasie biegać po podwórku z kolegami z klasy niż jechać na wieś. Więzi rodzinne są według mnie bardzo ważne, dają dużo oparcia i poczucie bezpieczeństwa. Bardzo żałuję, że mieszkamy tak daleko od dziadków, bo bywalibyśmy u nich zdecydowanie częściej.
Teraz dopiero rozumiem moją mamę, że taki wyjazd do rodziny na weekend był dla niej czymś bardzo ważnym i tak naprawdę jedyną szansą na odetchnięcie ode mnie;) Ale jak tylko mamy możliwość to zabieramy dzieci do dziadków: na Podlasie lub do Rzeszowa. Ostatnio byliśmy właśnie na Podkarpaciu, z którym mocno związany jest BOBO FRUT. To właśnie w tym mieście jest fabryka, gdzie wytwarzany jest ten sok od 50 lat. Okazało się też, że rodzina mojego męża mieszkająca na wsi, dostarczała tam własne dynie.
Moją mamę wychowaną na wsi zawsze ciągnęło do natury. Chociaż w tygodniu mieszkałyśmy w bloku w mieście, to w weekend byłyśmy na wsi, w lesie lub nad jeziorem. Wtedy zdecydowanie wolałam moich rówieśników w blokowisku i wolałam to, niż zbieranie jagód. Jednak teraz sama widzę, że powielam ten sam schemat.
Mieszkamy w mieście, a w weekendy i wakacje ciągnie nas do natury. Nie mogłabym na stałe mieszkać na wsi, jednak te kilka dni zawsze mi pomagają naładować akumulatory. Rodzice mojego męża mają taką enklawę w mieście i trochę im tego zazdroszczę. Działka moje hobby, chciałoby się rzec 🙂
podróż w czasie
Kiedyś salon to był duży pokój i pamiętam, jak mama mi zabraniała tam jeść. Teraz sama stosuję tę metodę i uważam, że jest genialna. Stół mamy w kuchni i właśnie tutaj zasiadamy do wspólnych posiłków. Co to nam daje? Bardzo dużo! Po pierwsze jemy posiłki razem, a nie każdy gdzie chce. Po drugie skupiamy się tylko na jedzeniu, a nie też na innych czynnościach. Po trzecie: nie jemy przed telewizorem – uważam, że jest to jeden z najlepszych nawyków jakiego mogę nauczyć nasze dzieci.
Siedzenie wspólne przy stole to nie tylko jedzenie – u nas jest to doskonałą okazja do rozmowy. Po czwarte – nie mam śladów po jedzeniu na kanapie, podłodze itd. Mam zdecydowanie mniej sprzątania. Czasami robimy kino domowe i wtedy robię popcorn. Oglądamy i jemy w salonie. Nawet nie spodziewałam się, że to może być taka frajda! p.s. na koniec wszystko muszę odkurzyć;)
Kilka razy przetestowałam tę teorię np. wrzucając niezjedzone kanapki ze szkoły za fotel. I jak? No zawsze kłamstwo wychodziło. Mama mi to powtarzała, a ja jej nie wierzyłam. Dopiero, jak dojrzałam to zauważyłam tę zależność. Moim dzieciom wpajam, że nie muszą kłamać, nie spotka ich za to kara, a każda prawda jest lepsza niż kłamstwo.
Kilka razy się tak zdarzyło, że usłyszałam małe kłamstewko i widziałam czekanie na moją reakcję. Przykucnęłam, spojrzałam prosto w oczy i powiedziałam: „Możesz mi powiedzieć prawdę. Nic się nie stanie jak to powiesz”. Widzę, że to działa, a przez to, że nie stosujemy kar i nagród to nie ma znaczenia, czy powie najgorszą prawdę, czy skłamie. A ja przynajmniej wiem, że niczego ważnego nie ukrywa.
Pamiętam te słowa bardzo dobrze, kiedy szłam z portfelikiem na szyi i rachunkami do zapłacenia na pocztę. Miałam może 10 lat i było to dla mnie ogromne przeżycie, które dawało mi poczucie ważności, jak i budowania własnej wartości. Moja mama dawała mi bardzo dużo swobody przekazując przez to informację, że ma do mnie ogromne zaufanie.
Wierzyła moim wyborom i w pełni je akceptowała i akceptuje do dziś. Chyba nigdy nie powiedziała, że coś jest złym pomysłem, tylko proponowała ponowne przemyślenie. A akurat za którymś razem sama dochodziłam do wniosku, że to jednak nie był dobry pomysł. Tak samo postępuję z moimi dziećmi, daję im dużo swobody i nie krytykuję wyborów.
Rzeszowski Rynek
Te słowa mam w głowie codziennie. Właśnie tak mnie wychowała, że nie jestem jej własnością tylko drugim, odrębnym życiem. Uczyła mnie wszystkich norm społecznych i zasad savoir vivre, tak żeby było mi łatwiej. Tak samo ja, uczę dzieci zasad, które obowiązują nie tylko u nas w domu. Daje im to poczucie bycia częścią społeczności.
Rzeszów – szkoła Taty
Dokładnie tak samo się stało. Chociaż teraz moje dzieci nie do końca zawsze mnie rozumieją, to za kilkanaście lat przyznają mi rację (albo i nie;).
A ja jestem ciekawa, czy też macie takie spostrzeżenia i czy też się buntowaliście, co do tekstów Waszych rodziców? Widzicie teraz ich sens, czy może odwrotnie?
Tak na koniec… Pamiętam, jak mama mi wpisała wierszyk do pamiętnika: „Jeżeli kiedyś, w chwili zwątpienia, powiesz, że w życiu przyjaciół Ci brak. Spójrz na tę kartę, ona Ci powie, że wcale nie jest tak.”
Właśnie tak chcę, wychować swoje dzieci.
Airo to nowa sala zabaw w kosmicznym stylu. Wczoraj była fatalna pogoda, więc postanowiliśmy odwiedzić to miejsce ze znajomymi. Dziś podzielę się z Wami moją opinią i przemyśleniami.
Przejrzałam najpierw wszystkie atrakcje, które sama Wam proponowałam Co robić z dziećmi w Warszawie i zdecydowaliśmy się na wizytę w Airo.
Już dość dawno usłyszałam reklamę tego miejsca w lokalnej stacji radiowej. Byłam ciekawa, co to za miejsce, bo moja wyobraźnia bardzo popłynęła słysząc „kosmiczna sala zabaw”. Wyobrażałam ją sobie „troszeczkę” inaczej i może stąd moje rozczarowanie. Jadąc tam myślałam, że dzieci będą mogły oglądać modele planet, organoleptycznie zbadać makietę słońca itd. No nie wiem, co ja sobie myślałam, słysząc reklamę w radio. A to jest po prostu kosmiczna sala zabaw, która ma namalowane ufoludki na ścianach i w kilku miejscach są podobne motywy.
Jak doczytałam na stronie po powrocie – są organizowane warsztaty, ale akurat wtedy ich nie było.
Umówmy się, że Airo to miejsce do wyskakania się, wybiegania i zabawy.
Airo znajduje się w Centrum Handlowym MODO na ul. Łopuszańskiej 22. Byłam tam do tej pory tylko raz, bo jednak sklepy, które tam są: nie bardzo przyciągają do tego miejsca (poza salonem Alles). Na szczęście jest spory, darmowy parking i łatwo tam trafić. Wczoraj w Warszawie była okropna pogoda i w Airo było mnóstwo osób. Ale tak naprawdę mnóstwo.
Jeżeli tam się wybieracie, to wybierzcie mniej popularny termin, bo wyjdziecie stamtąd z bólem głowy.
Do końca lipca jest promocja 10 zł za godzinę za osobę. Dzieci poniżej roku wchodzą za darmo. Póżniej będzie to 20 zł za godzinę (pon- czwartek) lub 25 zł za godzinę (pt-niedz).
Cała sala jest spora, bo ma 2000 metrów i jest podzielona na dwie strefy:
Moje wrażenia: kosmiczna sala zabaw jest podzielona na dwie strefy (dla starszych dzieci – ogromne konstrukcje) i dla mniejszych obok kawiarni mała konstrukcja. Powiem Wam szczerze, że się bałam kiedy moja prawie 6-latka wchodziła na te konstrukcje. Sama nie szłam za nią, tylko czekałam na dole. One naprawdę są duże, a zjeżdżalnie szybkie. Nie ma dolnej granicy wieku korzystania z ich, ale rodzice z 4 latkami zjeżdżali na kolanach. Jeżeli Wasze dzieci uwielbiają takie ekstremalne przeżycia, to może się im spodoba. Na górze jest też mnóstwo przejść i kiedy córka dość długo nie zjeżdżała, to poszłam jej szukać. W końcu znalazła wyjście, ale mówiła, że się trochę wystraszyła, bo nie mogła trafić.
Julek w tym czasie spał (i bardzo dobrze, bo bym go nie wpuściła na górę).
Obok jest też strefa na ziemi gdzie była fajna gra z przesypywaniem piasku, kilka monitorów z kolorowankami multimedialnymi i taki kulodrom kulkowy, który wg mnie jest najfajniejszy ze wszystkich atrakcji w Airo.
Są tam również małe gokarty, ale była ogromna kolejka do nich.
Na górze jest już znacznie spokojniej i tam spędziliśmy sporo czasu. W strefie dla najmniejszych dzieci jest basen z kulkami i mini konstrukcja. Dzieciom 2, 3 i 5,5 tam się najbardziej podobało, a ja miałam je na oku. Obok jest też kawiarnia i małe przekąski.
Te miejsce oglądaliśmy tylko z boku. Powiedziałam dzieciom, że jest dla starszych dzieci. Trochę nastraszyła mnie koleżanka, która wśród najbliższych znajomych ma osoby, które po skokach w Airo mają naderwane więzadła w kolanie i skręcone nogi. Na pewno jest to wielka frajda, ale było tak dużo osób, że ciężko by nam było upilnować nasze dzieci, które jeszcze nie do końca potrafią panować nad swoim ciałem. Ale robi wielkie wrażenie i może kiedyś tam znów zawitamy.
Zwróciłam uwagę na BARDZO ŚLISKĄ podłogę. Ja nie wiem, kto wpadł na pomysł żeby taką nawierzchnię kłaść w takim miejscu. Ja i dzieci mieliśmy zwykłe skarpetki (wchodzi się bez butów) i dosłownie rozjeżdżały nam się nogi, a dzieci musiałam trzymać za ręce. Jul na chwilę się zapomniał i się wywrócił. W innej kasie mojemu mężowi Pani powiedziała, że musi kupić skarpetki z ABS (5 zł), a nam nikt tego nie powiedział.
Nie ukrywam, że Airo nie jest dobrym miejscem dla małych i dużych wrażliwców – jest głośno, kolorowo i mnóstwo rzeczy. Widziałam kilkoro dzieci, które dosłownie wywijały się w spazmach. Powodem takiego przebodźcowania był dodatkowo jeszcze tłum ludzi. Gdybym jeszcze raz się tam kiedyś wybierała to z pewnością w inny dzień o innej godzinie.
Dodam też, że jeżeli wybieracie się tam z dwójką dzieci sami – to może być Wam ciężko mieć na oku jedno i drugie, więc koniecznie zabierzcie pomoc.
To jest tylko moja opinia, które pewnie wynika też z faktu, że nastawiłam się na zupełnie coś innego.
A więcej informacji znajdziecie TUTAJ
a tu macie Najlepsze place zabaw Warszawa
Przyznajmy szczerze, pakowanie na wakacje do najprzyjemniejszych nie należy. Dlatego staram się robić to sprawnie i naprawdę skutecznie. Nie jest to proste zadanie, jeżeli mamy mały bagaż i dużo dzieci, a umiejętności logistyczne wzrastają wraz z liczbą dni urlopu. My dużo jeździmy, więc w pakowaniu osiągnęłam prawdziwe mistrzostwo, bo umiem nas spakować szybko i sprawnie, ale to mi dał 6-letni trening z walizką w ręku.
Partnerem wpisu jest marka Baby Dove, która wspiera mamy w codziennych wzywaniach, a pakowanie dzieci na wakacje to niewątpliwie niezły sprawdzian;)
Kiedyś robiłam listy i kiedy przychodził dzień pakowania, po kolei skreślałam wszystkie rzeczy. Teraz mam ją już w głowie i za każdym razem odtwarzam.
Zawsze zaczynam od wyzerowania kosza na prania. Oczywiście, jest pusty jakieś 10 minut, ale wtedy wiem, które ubrania mogą nam się przydać na wyjeździe. Przez 2- 3 dni chodzimy w ciuchach, których nie bierzemy na wyjazd.
TIP: każdy but pakuję w oddzielny worek – wtedy zajmują mniej miejsca.
To jest taki zestaw, który przydaje się zawsze, czy to na Mazury, czy nad morze.
TIP: Majtki i skarpety pakuję dla każdej osoby w oddzielny przezroczysty woreczek, bo wtedy nie muszę szukać. Widzę dokładnie, co wyjmuję i nie wysypuję całej zawartości. Całość zapinam lub zawiązuję uszy torebki.
Biorę też dużą bawełnianą torbę na brudne ubrania.
Ubrania w walizce układam tak, że najcięższe znajdują się najbliżej kółek (jeżeli pakuję się do walizki), a jeżeli jest to torba to takie rzeczy wkładam na sam dół.
Bawełniane ubranka zajmuję jeszcze mniej miejsca w walizce jeżeli je zrollujecie.
O pakowaniu apteczki napisałam obszerny wpis TUTAJ.
Zawsze mam też paczkę pieluch, bo niestety moje dzieci tylko na jeden rodzaj nie miały alergii i kilka razy się zdarzyło, że musiałam jeździć i szukać dokładnie tych, których używamy. Nie ukrywam, że był to duży problem. Do auta wrzucam bez problemu całą paczkę, a do samolotu wkładałam do bawełnianej torby do kosza w wózku.
To wszystko. Chociaż zawsze mam wrażenie, że czegoś zapomniałam to jeszcze mi się to nie zdarzyło. A Wy macie jakieś swoje patenty? Podzielcie się nimi.
Żłobek, niania, a może urlop wychowawczy? Każda mama prędzej, czy później stanie przed takim wyborem. Niektóre z nas mają nawet plan – zanim jeszcze zajdą w ciążę. Co wybrać? Co jest najlepsze dla nas, dla naszych dzieci?
Ostatnio na mojej grupie na Facebooku rozmawiałyśmy na ten temat i uznałam, że jest to tak ciekawe, że warto o tym napisać.
Jak to było u mnie? Chciałam wrócić do pracy, kiedy starsza córka miała 18 m. Charakter mojej pracy pozwalał mi na połowę etatu, a do tego miałabym ją blisko siebie. Jednak mój plan wziął w łeb, bo pierwszego dnia po powrocie dostałam wypowiedzenie. Chociaż wtedy byłam załamana, to dziś się z tego ogromnie cieszę i wiem, że nic lepszego nie mogło mi się przytrafić.
Jak to piszę, to sama się do siebie uśmiecham, bo brzmi to conajmniej tak jakbym naprawdę siedziała i nic nie robiła. Ostatnio właśnie dostałam taki komentarz, że wykształcone kobiety nie powinny siedzieć z dziećmi w domu (czyt. być na wychowawczym), bo dają dzieciom zły przykład. Stymulują swoje dzieci do modnych i rozwijających zabaw, a same siedzą i nic ze sobą nie robią. Trzeba iść do pracy i uczyć dzieci szacunku do niej.
Tak więc proponuję moim dzieciom zabawy metodą Jagody Cieszyńskiej, Weroniki Sherborne, Marii Montessori, a sama siedzę w dresie na dywanie i cofam się w rozwoju.
Rozwój zawodowy to nie wszystko.
Na świecie jest wiele kobiet, które tego wyboru nie mają. Muszą wrócić do pracy z powodu sytuacji finansowej lub rodzinnej. Znam takie osoby i wiem, że mają wyrzuty sumienia z tego powodu. Nie miejcie, czasami tak jest, że na coś nie mamy wpływu i nie warto wciąż tego rozpamiętywać, tylko warto starać się szukać plusów tej sytuacji.
Jednak kiedy pojawia się wybór to jest nam trudniej. To nie jest łatwa decyzja i wiem, że wiele mam się tym martwi.
Odpowiadając na pytanie z tytułu – to jest najlepsze dla moich dzieci. Być może dla Twoich niekoniecznie. Może nie masz chęci czytać, śpiewać, lepić z plasteliny? Ja to szanuję.
Każda sytuacja jest zupełnie indywidualna i nie da się jednoznacznie określić, czy lepiej posłać dziecko do żłobka, zatrudnić nianię, czy może jednak zostać na urlopie wychowawczym. Każda z nich ma swoje plusy i minusy.
Denerwują mnie jednak takie powszechnie powielane stereotypy, które wciąż są aktualne.
Znam wiele takich matek, które do pracy po prostu chciały wrócić i w związku z tym szukały najlepszej opieki dla swoich dzieci. Wiele z nich mówi, że w pracy odpoczywają i dzięki temu są lepszymi rodzicami, bo się stęsknią i po powrocie mają energię do wspólnych zabaw. Sama tego uświadczyłam i znam to uczucie jak wraca się do domu, do dzieci.
Niesamowite jest to kiedy po przekroczeniu progu domu, kiedy rzucasz wszystko żeby móc wziąć na ręce swoje dziecko. Sporo matek, które znam mówiły, że po powrocie do pracy odżyły, że nie są tylko matką, ale też pracownikiem, koleżanką z pracy. Inne wyzwania również powodują, że czują się ważne.
Ja też mam takie poczucie w mojej pracy, że szybko widać jej efekt, a wtedy poczucie własnej wartości szybko wzrasta i czujemy się ze sobą lepiej. Wychowując dzieci nie możemy liczyć na szybki efekt swojej pracy, bo jednak jest to bardziej złożony proces. A efekty prac domowych są niestety krótkotrwałe (szczególnie przy dzieciach) i dlatego może to być frustrujące.
Kiedy podejmujemy decyzję o powrocie do pracy zaczynamy rozpatrywać możliwości opieki dla dzieci.
“Twoje dziecko aż rwie się do dzieci, dlaczego siedzisz z nim w domu”, “W żłobku będzie się bawiło z rówieśnikami”, “Będzie bardziej samodzielne”. Mogłabym tak wymieniać i wymieniać. Czy żłobek faktycznie jest taki super?
Według mnie nie jest.
Powiedzmy sobie szczerze, małe dzieci w pierwszej kolejności potrzebują rodziców. Więź, która buduje osobowość dziecka zostaje z nim na zawsze. Żadna instytucja nie zastąpi rodzica. Małym dzieciom do prawidłowego rozwoju nie jest potrzebny rówieśnik, ale rodzic. Ten okres 0-3 lata jest bardzo ważny w rozwoju dziecka i to on definiuje wiele cech, które w przyszłości w nas się rozwiną.
Drugą kwestią jest zabawa z rówieśnikami. Owszem – jest ważna, ale dopiero dzieci około 4 roku życia bawią się ze sobą, a nie tylko równolegle. Jako były pracownik żłobka i przedszkola mogę też powiedzieć, że te pierwsze lata są bardzo trudne dla zabawy z innymi. Dzieci bardzo często się kłócą, wyrywają sobie zabawki i nie mogą dojść do porozumienia, bo brak im jeszcze elementarnych umiejętności, takich jak np. rozpoznawanie emocji.
Jeżeli chodzi o samodzielność to też bym się nad nią zastanowiła, bo jednak wolałabym żeby miało szansę dojrzeć do pewnych etapów, a nie być zmuszonym przez np. przepisy (brak pieluchy przy przyjęciu, czy też umiejętność samodzielnego jedzenia). Do tych ważnych etapów potrzebna jest ogromna cierpliwość i czas osoby dorosłej, a kiedy ma się w grupie 20 takich dzieci, to może być za mało.
Żłobek to często też maraton chorobowy (oczywiście nie u wszystkich), ale warto to wziąć pod uwagę.
Na pewno finansowy, jest tańszy niż niania. Dzieci w żłobkach uczą się też zdecydowanie szybciej przystosowywać do norm społecznych. W żłobku są też różne zajęcia, które niekoniecznie są praktykowane w domu np. panie śpiewają piosenki, grają na instrumentach.
Warto też podkreślić przestrzeń – dzieci w tym wieku doskonalą dużą motorykę (skaczą, biegają). Żłobki zazwyczaj mają spore sale, które umożliwiają dzieciom nieskrepowaną przestrzeń do rozwoju motorycznego.
Zawsze się zarzekałam, że nie będę nigdy miała niani na cały etat dla moich dzieci. Dlaczego? Obawiałam się, że nigdy nie znajdę kogoś, kto w 100 % będzie odpowiadał mi swoim podejściem do dzieci. Tak mam nadal. Nie potrafię powierzyć komuś tak dużej odpowiedzialności. Zostawienie na 2-3 h jest dla mnie akceptowalne, bo jednak to za krótko żeby ktoś miał wyraźny wpływ na to kim będzie moje dziecko. Ale to jest tylko moja opinia.
Ale być może Wy jesteście bardziej wyluzowani w tym temacie, albo mieliście tyle szczęścia, że znaleźliście taką osobę (czego Wam zazdroszczę). Serdeczna niania na pewno pomoże uchronić dzieci przed żłobkowym chorowaniem i może wnieść w życie dziecka różnorodność.
Wiele mam podejmuje decyzję o pozostaniu w domu z dzieckiem. Zdają sobie sprawę z tego, że ten czas pomiędzy 0-3 rokiem życia, jest wyjątkowy i nigdy już nie wróci. Teoria tworzenia przywiązania Bowlby’ego mówi właśnie o 3 roku życia dziecka jako ważnym momencie gotowości do życia społecznego. Zgadzam się z nią w 100%
Poważa się fakt, że zdecydowały się poświęcić dla rodziny, a jednocześnie wymaga się: pięknego wyglądu, kreatywności w zabawach, wysprzątanego domu (bo przecież nic nie robisz) i jeszcze uśmiechu na twarzy, bo przecież nie musisz pracować.
Nawet mamy, które zajmują się dziećmi czują presję społeczeństwa i często nie docenia się ich naprawdę trudnej pracy. Ja jestem zdania, że to co robimy jest naprawdę wspaniałe i śmiało mogę przyznać, że przez ten czas kiedy jestem z dziećmi w domu nauczyłam się o wiele więcej niż w mojej pracy. Mam ogromną satysfakcję z tego, że moje dzieci są takie, jakie są i ja wiem, że to moja zasługa. Ani niania, ani najbardziej wypasiony żłobek nie są w 100% zgodne z moimi przekonaniami. Absolutnie nie jest to zmarnowany czas.
Dzieci bardzo szybko rosną i ja to widzę, że z roku na rok tego czasu mam coraz więcej. To jest właśnie TEN czas, kiedy one mnie potrzebują najbardziej i ja to wiem, dlatego tu jestem. Wiem też, że za kilka lata będę miała dużo czasu na więcej pracy i jeszcze się napracuję w swoim życiu.
Często tak się myśli, bo wpadamy w pułapkę perfekcjonizmu. Twoje dziecko wcale nie potrzebuje coraz to nowych zabaw, czy też zabawy z rówieśnikami. Naprawdę wystarczy mu towarzyszenie Tobie w sytuacjach codziennych.
Ale to moja sytuacja, a nie kogoś innego. Nie wiem, czy nie chciałabym wrócić do pracy, gdybym nie miała bloga. Lubię to, że mogę się oderwać od tej codzienności i zająć innymi sprawami.
Oczywiście, ale wtedy zastanawiam się nad sobą, co mogę zrobić żeby było lepiej. Kiedy nie dbam o swój odpoczynek, to czasami mam dość i z chęcią uciekłabym do pracy. Ale wystarczy, że się głębiej nad tym zastanowię i znajduję jakieś wyjście. Ciągle szukam również fajnych spotkań dla mam, czy warsztatów. Nie mam poczucia straconego czasu, który mogłam poświęcić na pracę, bo przewartościowałam pewne sprawy. Teraz też mogłabym więcej pracować, ale po pierwsze nie jestem do tego zmuszona, a po drugie zwyczajnie nie chcę. Mam w głowie kilka dużych projektów, które mam zamiar zrealizować dopiero jak dzieci będą większe.
Rozwój zawodowy to nie wszystko. Widzę to po sobie, że ten czas z dziećmi w domu zweryfikował też moje plany zawodowe i w końcu wiem, w którym kierunku będę zmierzać. Na pewno nie odkryłabym tego wracając do pracy.
Ostatnio nawet Lilka powiedziała, że jak sama będzie miała dzieci, to też tak będzie chciała. Jest to największy komplement jaki mogłam usłyszeć.
„Jak Ty wyszukujesz te wszystkie świetne miejsca? Bo chyba nie trafiasz na nie przypadkiem?” – tak dużo takich wiadomości dostałam od Was w ostatnim czasie, więc postanowiłam napisać wpis na ten temat. Dzięki moim wskazówkom znajdziecie klimatyczne miejsca w Londynie i w Dębkach. Nie ma znaczenia lokalizacja, tylko umiejętność szukania.
Ja wiem, że to może tak wyglądać – „Przechodziliśmy akurat i takie fajne miejsce się trafiło”. Niestety takich miejsc trafia się naprawdę niewiele. 85% to jest research przed wyjazdem. Lubię planować, więc jest to dla mnie czysta przyjemność.
Tak, dokładnie. Nie ma to jak sprawdzone miejsce z opisem, zdjęciam i jeszcze poradami. Na blogach znajduje się mnóstwo informacji, które można wykorzystać. Tak, jak ja Wam opisuję wszystkie miejsca, w których byliśmy, tak ktoś w innym zakątku planety robi to samo. Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę np.
„Dębki blog” „Positano blog” „Pcim blog”
Często też przełączam na grafikę w wyszukiwarce i wtedy widzę lepiej, co może mnie zainteresować.
Zdarzyło mi się też napisać bezpośrednio do blogera wiadomość na Facebooku lub na Instagramie, czy mógłby coś polecić w danej lokalizacji. Tak znalazłam wiele miejsc na Węgrzech, bo napisałam do kilku blogerów (po angielsku). Sami również do mnie piszecie i jak tylko mogę, to nawet Wam układam np. plan atrakcji w Warszawie:)
Do Kasi https://travelicious.pl
Do Natalii i jej rodziny http://www.tasteaway.pl
Do podróżującej rodziny: https://ourlittleadventures.pl
Instagram od 2012 jest moim ulubionym serwisem społecznościowym i czerpię z niego bardzo dużo. A poniżej pokażę Wam, jak go wykorzystuję.
Przede wszystkim – tam zazwyczaj znajduję miejsce, do którego decydujemy się jechać. Tak było np. z Avalon park na Węgrzech.
Mam polubionych sporo podróżniczych profili i sobie zapisuje konkretne miejsca.
Jeżeli wpiszecie w wyszukiwarkę na Instagramie:
visit… (i w miejsce kropek kraj lub miasto, do którego się wybieracie to znajdziecie oficjalny profil z najlepszymi atrakcjami i najpiękniejszymi widokami)
Korzystam z możliwości zapisywania na Instagramie i dzięki temu nie giną mi te miejsca. Kiedyś robiłam zrzuty ekranu, ale nie mogłam ich później opanować. Ta opcja zapisu jest najlepsza, bo często na zdjęciach są też podane dokładne lokalizacje i jest to banalnie proste.
Przy każdym zdjęciu jest taka flaga (zaznaczyłam strzałką), jak ją dotkniesz to zdjęcie przenosi się do folderu zapisane.
Wszystkie swoje zapisane zdjęcia macie tutaj:
Mój folder na wyjazd wyglądał tak:) Jest to naprawdę świetna możliwość planowania podróży i wiele ułatwia.
Najbardziej znane miejsce do wyszukiwania pięknych miejsc. Często z niego korzystam przy planowaniu podróży. Pamiętajcie też, że przy wpisywaniu warto zachować oryginalną pisownię. Jak wpisywałam „Hungary” to były wciąż te same zdjęcia, wciąż te same przewodniki w stylu „5 najlepszych miejsc…”, które już znałam.
Ale Węgry w języku węgierskim to: „Magyarország” i wtedy już zupełnie inne miejsca wyskakują – mniej turystyczne i bardziej unikatowe. A tam już dotarłam np. do tablic ludzi, którzy kompletują takie miejsca i miałam podane „na tacy”.
Mam aplikację na telefonie, z której korzystam już w czasie wyjazdu, a wcześniej planuję sobie na komputerze. Ale nie ukrywam, Tripadvisor to ostateczność, jak akurat nie mam czegoś znalezionego w okolicy, to sprawdzam tam. Czytam opinie i tak je wybieram. Na miejscu często szukam np. restauracji w okolicy, więc wyszukuję „w pobliżu”.
Tak szukam restauracji i atrakcji.
Dość niestandardowym miejscem na szukanie atrakcji jest Google maps, ale to właśnie tam najczęściej udaje mi się znaleźć plac zabaw, czy też fajną miejscówkę. A używam tej strony w taki sposób:
Wpisuję miejsce gdzie będziemy np. Wyszegrad. Już po lewej mi się wyświetla coś, co wydaje się być ciekawe (tematyczny plac zabaw akurat tutaj).
A później łapię myszką tego żółtego ludzika z prawego dolnego rogu i upuszczam go w tym miejscu gdzie będziemy. Tam, gdzie jest niebieska linia, to znaczy, że jechał tamtędy samochód i robił zdjęcia dla Street view. Opuszczam tam ludzika i „sobie chodzę” w poszukiwaniu przygód:)
Patrzę, czy jest to coś wartego zobaczenia. Chodzę strzałkami po okolicy i widzę takie coś:)
W swoich notatkach w telefonie mam też zapisane różne ciekawe linki i również nich korzystam. Kolekcjonuje je, bo wiem, że kiedyś skorzystam np. taki:
https://www.buzzfeed.com/rachelzarrell/the-most-charming-places-in-the-world?utm_term=.qq4M8vZ5N#.uazj6a1dn
Albo przeglądam zakładkę TRAVEL na telepraph.co.uk
Często są też lokalne strony, które zajmują się zrzeszaniem właśnie takich miejsc. Na Węgrzech jest ich kilka np. https://gasztroterkepek.hu/en/, https://welovebalaton.hu czy http://nivos-szallasok.hu. Gdyby dobrze poszukać to w każdym miejscu takie znajdziecie.
To są moje sposoby na znajdywanie różnych klimatycznych miejsc dla dzieci, jak i dla nas. Tak samo wyszukuję miejsca w Warszawie i tak samo w Balatnofured. Jeżeli macie jakieś inne, dajcie znać, chętnie z nich skorzystam.
A jeżeli Wam się spodobał ten wpis to kliknijcie „Lubię to” na Facebooku lub udostępnijcie ten wpis swoim znajomym – podziękują Wam.
Dawno nie było długiego wpisu książkowego, więc dziś nadrabiam. Mamy sporo nowości na półkach, bo czytelnictwo u nas jest w fazie rozkwitu. Najwięcej czytamy wieczorem przed snem i na jednaj lekturze się nie kończy. Dlatego dziś tak dużo dobrego mam dla Was.
Wydawnictwo Dwie siostry
Dostępna TUTAJ
Naprawdę nie sądziłam, że kiedyś to napiszę, ale jest to świetna baśń dla dzieci. Tak, dobrze czytacie! Baśń opowiedziana tak prostym językiem, że dwulatek ją zrozumie. Jest absolutnie wyjątkowa i chociaż czytałam ją dzieciom około 100 razy, to i tak ją lubię. Świetnie sprawdza się przed snem. Według mnie jest to jedna z lepszych książek dla maluchów!
Wiola Wołoszyn, Przemek Liput
wyd. Mamania
Kolejna część Jano i Wito, którzy tym razem szukają zgubionego klucza w domu. W książce znajdziecie mnóstwo wyrażeń naśladowczych i przedmiotów otaczających nas. Wspomniany klucz jest srebrny i ma inną powierzchnię,dzięki temu jest jeszcze bardziej atrakcyjny. Polecam wszystkim dwulatkom.
Quentin Greban
Wyd. Media rodzina
Jeżeli macie w domu miłośnika strażaków, to ta książka na pewno Wam przypadnie do gustu. Miś, który bardzo chce zostać strażakiem, nie do końca rozumie jakie jest jego zadanie. Ale w końcu mu się udaje i spełnia się jego marzenie. W książce znajdziecie piękne ilustracje i niewielką ilość tekstu – odpowiednią dla 2-3 latków.
Vibcent Bourgeau
wyd. Babaryba
Pamiętacie książkę „Zaśnij ze mną”, którą można było położyć spać? To jest druga część i równie ciekawa. Tym razem książka chciałaby być czytana i przytulana. Julek bardzo ją lubi i często prosi o przeczytanie.
Agata Dudek i Małgorzata Nowak
Wyd. Dwie siostry
Nowa książka z Wydawnictwa Dwie siostry zachwyca ilustracjami i pomysłem. W prosty sposób pomaga poznać gatunki warzyw, tak aby już nigdy nikt nie pomylił pietruszki i marchewki. Czytanie książki może zainspirować do wspólnych zakupów w warzywniaku, a później gotowania i oczywiście jedzenia.
Charise Mericle Harper
Wyd. Babaryba
Świetny pomysł na książkę, która w prosty sposób tłumaczy, jak działają światła na ulicy. Pokazuje, jak się zmieniają i co powodują. Ilustracje są dość specyficzne, ale dla małego miłośnika pojazdów jest to wymarzona książka.
Jorg Muhle
wyd. Dwie siostry
Kiedy zobaczyłam ten tytuł w zapowiedziach, to lekko się wzdrygnęłam. Bałam się, że będzie to książka, która uczy dzieci żeby nie płakać. Na szczęście okazało się, że tak nie jest! Ta książka uczy empatii – i to w najbardziej przyjemny sposób, jaki się da. Nie spodziewałam się tego po niej.
Dziecko widzi płaczącego króliczka i autor sugeruje nam, co możemy zrobić żeby go pocieszyć. Nie bójcie się – nie ma tam żadnych sformułowań, które sugerują, że płacz jest zły. Bardzo ją polecam!
p.s. tam gdzie trzeba nakleić plasterek – naklejcie prawdziwy – dzieci będą zachwycone!
Marianne Debuc
Książka, która jak żadna inna utrwala wyrażenia przyimkowe;) Mnóstwo miejsc, które są „za” „przed” „pod”. Bardzo prosty i ciekawy pomysł na książkę dla dzieci. Sporo rzeczowników do nauczenia i utrwalenia. Według mnie może się spodobać już młodszym dzieciom od roku.
Anthony Browne
Książka, którą mamy prawie od roku i wciąż budzi takie same emocje. Mama ma supermoce, o których wiedzą nie tylko dzieci. Fajna, mądra i poprawiająca humor mamie po ciężkim dniu. Jest jeszcze druga o Tacie.
Anna Podgórska
wyd. Aksjomat
Dostępna TUTAJ (kosztuje 2,5 zł)
Książka, która tylko tyle kosztuje i jest naprawdę ciekawa! jest w duchu Montessori (nie ma tam fikcji) i każde dziecko, które lubi książki ze szczegółami znajdzie tam coś dla siebie. Według mnie jest to świetna książka na wyjazd, bo zajmuje mało miejsca, a jest sporo czytania i oglądania.
Są jeszcze inne z tej serii, poszukajcie.
Julian Tuwim
Bardzo fajne wydanie (za 3 zł) Lomokotywy – jak to mówi Jul. Wiersze najlepiej u nas się sprawdzają w formie pojedynczych książeczek. W tej są ładne ilustracje – malowane jakby kredkami. Są jeszcze „Okulary” i „Słoń Trąbalski”
Kolejna książeczka za kilka złotych, która pomoże zaspokoić ciekawość dziecka. Ciekawa, fajnie zilutstrowana i ma bardzo dużo szczegółów.
Są dostępne również inne:
Na budowie TUTAJ
Straż pożarna TUTAJ
Na wsi TUTAJ
Kolejna książeczka ze szczegółami za 4 złote. A do tego ma fajną rączkę do noszenia.
wyd. Olesiejuk
Bardzo fajna kartonowa przesuwanka za 10 zł. Jeżeli Wasze dzieci lubią w książkach przesuwane elementy, to zainteresujcie się tą serią. Na każdej stronie znajdziecie ruchomy element, który łatwo da się ruszać. A do tego ma sporo walorów edukacyjnych i przyjemne ilustracje. W serią są jeszcze:
Dzień ze strażakami TUTAJ
Dzień ze zwierzakami TUTAJ
Mayana Itoiz
Piękna książka o miłości i więzi między mamą, dzieckiem. W dość nietypowy sposób możemy uczyć się z niej kolorów i je utrwalać. Piękne ilustracje i ciepło bijące z treści.
wyd. Egmont
Dostępne TUTAJ
Bing doczekała się również książeczek. Moje dzieci uwielbiają tę bajkę, więc i książki im się podobają. Bardzo je polecam, bo kosztują około 7 zł, a są naprawdę wartościowe.
Dawid Ryski
dostępne TUTAJ
Bardzo lubię kreskę tego ilustratora – jest taka na pograniczu dziecięcej i dorosłej. W książce znajdziecie supermoce, które posiada mama. Ciekawa książka, do inspirowania się i pokazania dzieciom, że Mama robi kawał dobrej roboty.
Britta Teckentrup
wyd. Prószyński i spółka
Zupełnie nie wiem dlaczego Jul woli tę książkę od Czereśniowej. To jedna z ulubionych książek ze szczegółami. Bardzo lubię ilustracje tej autorki (mieliśmy kiedyś książki do wyszukiwania szczegółów). A tutaj możemy obserwować budowę – sporo ciekawych postaci i wątków do omówienia.
Anita Głowińska
wyd. Media rodzina
Kupiłam ją na fali książek z okienkami i ma wszystko, co teoretycznie powinno się podobać dzieciom, ale szczerze – Julek nie przepada za Kicią Kocią i zwyczajnie jej nie czytamy. Ta książka jest naprawdę ciekawa, bo poszerza słownik, możemy się z niej sporo nauczyć.
Alona Frankel
wyd. Nisza
Jest to jedyna znana mi książka, która do odpieluchowania podchodzi w mądry sposób. Bardzo ją polecam wszystkim, którzy ten temat mają już za sobą. Jest ciekawa i dla dziecka, i dla rodzica. W łagodny sposób pokazuje jak się do tego zabrać.
dostępna TUTAJ
Genialna książka o wsi i wszystkim, co tam się dzieje. Jeżeli Wasze dzieci interesują te tematy, to bardzo Wam polecam. Jest sporo wiedzy, ładne ilustracje i otwierane okienka. Kupcie, bo jak się skończy nakład to nie będzie dodruku, a na prawdę warto.
Jest jeszcze o ciele człowieka TUTAJ
Helen Stephens
wyd. Amber
Całkiem przypadkiem trafiłam na tę nowość i już mam ochotę na więcej. W tej książce dziewczynka, o imieniu Malwinka przygarnęła lwa i próbuje go ukryć w domu. W końcu prawda wychodzi, na jaw, ale i tak wszystko się kończy. Ciekawa opowieść, napisana prostym językiem.
Zwróćcie uwagę na ilustracje – są naprawdę ładne. Wydawnictwo Amber ma jeszcze kilka nowości – światowych bestsellerów. Obejrzyjcie je w księgarni, bo naprawdę warto.
Liesbet Slegers
wyd. Adamada
Jeżeli lubicie książki bez fikcji, której bohaterami są dzieci, to polecam Wam tem tytuł. Książka jest ciekawa, ale napisana też prostym językiem. Bardzo mi się podoba, że głównymi bohaterami jest ojciec i syn – to dość rzadko zdarza się w książkach dziecięcych.
W serii są jeszcze inne tytuły:
Kuba i jego nocnik TUTAJ
Kasia idzie do lekarza TUTAJ
Kasia i brzuszek mamy TUTAJ
Jeżeli spodobał się Wam ten wpis i zamierzacie skorzystać z moich rekomendacji, kliknijcie proszę „lubię to” na naszym profilu na Facebooku lub udostępnijcie go swoim znajomym – podziękują Wam 🙂
Ostatni wpis o podobnej tematyce bardzo Wam się spodobał, więc dziś nowa porcja ciekawych produkcji do obejrzenia. Wieczorem, kiedy dzieci już śpią, mamy trochę czasu żeby się zrelaksować i razem coś oglądamy.
Liczę też na Wasze polecenia, bo obecnie czekamy na nowe odcinki i nic ciekawego nie mamy do obejrzenia.
Kiedy, ktoś prosi mnie o polecenie filmu, to zazwyczaj mówię ten tytuł. Wzruszająca i bardzo piękna historia, którą wciąż mam w głowie. Pozwala docenić to, co mamy i nie prosić o więcej. Po tym filmie pójdziesz do sypialni dzieci i będziesz dziękować, że ja masz. Pokazuje, jak wielka jest miłość rodzica. Niesamowicie mnie wzruszył i skłonił do refleksji. Bardzo polecam!
Film, który rozśmiesza i wzrusza. Genialnie przegadany w taki sposób, że ma się ochotę obejrzeć go jeszcze raz. Pokazuje bezsilność matki i jej determinację. Postaci są tak wyraziste, że do końca nie wiesz, kto jest dobry, a kto zły. Absolutny majstersztyk!
Byłam na Tully z przyjaciółkami i kiedy wyszłam z kina, miałam bardzo mieszane uczucia. Absolutnie, nie jest to komedia. Był to rasowy dramat, taki o którym myślisz jeszcze kilka dni po. Według mnie warto zobaczyć ten film z partnerem. Jest trochę przerysowany, ale według mnie ma sporo prawdy. Każda z nas ma w sobie coś z głównej bohaterki.
Francuska komedia o sile marzeń. Paula jest córką głuchoniemych rodziców i chce wystartować w konkursie wokalnym. Film pokazuje niesamowitą miłość, fajne relacje i sporo śmiesznych sytuacji. To taki film, od którego robi się ciepło w serduchu, warto go zobaczyć.
Świetny dokument w odcinkach o rodzicielstwie i rozwoju dzieci. Naprawdę wzruszający i pouczający. Pokazuje różne modele rodzicielstwa i style wychowania z całego świata. Wypowiedzi naukowców, pedagogów i rodziców, którzy mają sporo ciekawego do powiedzenia. Bardzo Wam polecam:)
Zupełnie przez przypadek włączyliśmy kiedyś show Ali Wong i nie mogłam przestać oglądać. Trafne spostrzeżenia, dystans do siebie i ciąży spowodowały, że na końcu śmiałam się do łez. Jeżeli macie trochę specyficzne poczucie humoru to Wam polecam. Niestety druga część: Hard knock life jest już mniej śmieszna i trochę zbyt hardcorowa.
Jeżeli jeszcze nie oglądaliście tego serialu, to bardzo Wam polecam. Niby idylliczne życie głównych bohaterek (świetna obsada) przeplatają bardzo poważne problemy. Serial zrobił na mnie ogromne wrażenie i czekam na kontynuację.
Ależ nas wciągnął ten serial! Dawno nic tak dobrego nie oglądałam – bardzo świeży, zaskakujący i do tego świetnie zrobiony. Obejrzeliśmy na jednym tchu, a to już się raczej nie zdarza. Nie będę zdradzać szczegółów, ale trzeba zobaczyć.
Serial o macierzyństwie, który pokazuje prawdę i te trudne chwile (momentami przerysowane). Gówna bohaterka jest tak urocza, że chciałoby się ją przytulić i powiedzieć “Wszystko będzie ok”. Na razie jest jeden sezon, ale liczę na więcej.
Serial raczej dla kobiet, o kobietach. Trochę mi przypomina “Sex w wielkim mieście” tylko główne bohaterki są trochę młodsze. 4 przyjaciółki pracują w redakcji pisma kobiecego i mają różne problemy. W serialu są poruszane różne kwestie: zdrowia, wizerunku własnego ciała, a także związków. Fajny, lekki serial na oderwanie się od pieluch;)
Tu łapcie świeżutki SkyShowtime TOP 20 z naszymi polecajkami a tu Disney dla dzieci
Po więcej seriali zapraszam do wpis – Najlepsze seriale na Netflixie – Top 22
A dla waszych pociech jakościowe treści znajdziecie we wpisach:
Edukacyjne bajki dla dzieci
Najlepsze bajki dla dzieci na Netflix
A Wy co oglądacie? Napiszcie koniecznie swoje ulubione filmy i seriale.