kontakt i współpraca
Przyszedł już ten czas, kiedy mogę pokazywać Wam książki do samodzielnego czytania. Lila czyta już od dłuższego czasu i szukamy książek, które nadają się do nauki. Może za jakiś czas namówię Daniela, jak nauczył ją czytać.
Dziś chciałbym Wam zaprezentować nową serię z wydawnictwa Wilga.
Książkożercy – tak się nazywają te książeczki. Mają to, czego szukam w takich publikacjach, czyli:
Super Marian nad jeziorem, Barbara Wicher, dostępna TUTAJ
Czyli historia Jacka i jego przygód.
Akcja Jogi, Barbara Wicher, czyli historia zgubionego kotka dostępna TUTAJ
Bomberka, Grażyna Nowak-Balcer
Czyli historia pewnej kurtki, dostępna TUTAJ
Poniżej możecie zobaczyć porównanie 3 książek: ilości tekstu i wielkości liter
W przygotowaniu są następni Książkożercy, których już nie możemy się doczekać. Jeżeli Wasze dzieci zaczynają przygodę z czytaniem, to zamówcie im tę serię.
“Mamo, to jest ble i nie będę tego jadł” – powiedział ostatnio Julek wygrzebując swoim pulchnym palcem kulki zielonego groszku spomiędzy ziarenek kaszy.
Jak to jest z jedzeniem warzyw i owoców? Dlaczego niektóre dzieci nie przepadają za nimi albo jedzą w kółko te same i nie chcą spróbować nowych?
Dziś przyjrzę się temu zjawisku znacznie szerzej i postaram się odpowiedzieć na pytania, które rodzą się w mojej głowie, kiedy kolejny raz staram się zachęcać moje dzieci do spróbowania kalarepki lub kiwi.
U jednego dziecka wystartowałam metodą BLW, czyli podawania kawałków do samodzielnego jedzenia, a u drugiego od papek i BLW (a po roku przeszłam na samo BLW). Czy są jakieś różnice w późniejszej ilości zjadanych warzyw i owoców?
Ja nie widzę żadnych. Jedno i drugie je ich niewiele, a ja codziennie staję na głowie żeby jedli jeszcze więcej. Żeby Wam zobrazować zrobiłam listę.
No cóż, niewiele tego jest, ale i tak się cieszę, że te rzeczy jedzą. Aby trochę wprowadzić różnorodności i innych witamin to stosuję metodę na tzw. Matkę Polkę Przemytniczkę, czyli w miarę możliwości staram się przemycać inne warzywa i owoce w zupach, sokach, sosach, koktajlach, ciastach itd.
Wciąż zadaję sobie to pytanie, dlaczego dzieci nie chcą jeść niektórych warzyw i owoców albo jedzą wciąż te same. Odpowiedziała mi na nie moja 6-letnia córka, kiedy podałam jej ogórka (a akurat go nie lubi). Zapytałam ją dlaczego go nie zje. Bez zająknięcia mi odpowiedziała. A jej odpowiedź dosłownie mnie zszokowała i zaczęłam w końcu rozumieć dzieci, które nie chcą czegoś jeść (nie tylko warzyw i owoców). Zapewne jesteście ciekawi, co odpowiedziała mi córka, którą zapytałam dlaczego nie zje ogórka.
To jedno zdanie spowodowało, że w końcu zrozumiałam, dlaczego je 15 rzeczy na krzyż i nie chce próbować nowych. Czyli wnioskując z jej odpowiedzi rzeczy do jedzenia dzielą się na pyszne i niepyszne, nie ma takich, które są w miarę, albo “zjem je żeby się nie zmarnowały chociaż wcale mi nie smakują”.
Ona je tylko to, co jej bardzo smakuje, czyli jest pyszne. Według mnie jest to bardzo zdrowy nawyk, który teraz bardzo pielęgnuję, bo świadczy o umiejętności słuchania siebie, odrzucania propozycji innych, które nie są dla mnie dobre.
Po tych słowach przestałam namawiać jedzenia innych rzeczy spoza ich listy. Za każdym razem jednak, kiedy nie znają smaku danej potrawy namawiam do spróbowania, bo może akurat okaże się “pyszne”. (bardzo często z mizernym skutkiem)
Jest to niezłe wyzwanie. Chociaż staram się zawsze dorzucać coś zdrowego, to nie zawsze mam czas na przygotowanie. Jak podają specjaliści ds. żywienia jedną porcję można zastąpić sokiem. Także ten pasteryzowany, dostępny w sklepach powstaje z warzyw i owoców, zgodnie z prawem sok owocowy nie może być dosładzany, a żaden sok nie może zawierać konserwantów, barwników i żadnych sztucznych substancji.
Taki sok jest pełnowartościowym źródłem witamin i minerałów np. szklanka lub kartonik soku pomarańczowego zaspokaja ok 50-60% dziennego zapotrzebowania na wit. C!
Jak te 5 porcji (zalecane są 3 porcje warzyw i 2 owoców) wpisuje się w przykładowy jadłospis dzienny.
Przyznaję, że codziennie o tym zapominam żeby dawać dzieciom 5 porcji dziennie i sama się na tym łapię również w moim jadłospisie. Dlatego chciałam Was zainspirować żebyście razem ze mną przystąpili do wyzwania #WYZWANIA5PORCJI i wydrukowali poniższą tabelkę. Zaznaczajcie sami lub poproście dzieci aby pilnowały 5 porcji warzyw, owoców lub soku dziennie. Ta kartka będzie Wam też przypominać o naszym wyzwaniu. To co, zaczynamy?
Program sfinansowany ze środków Funduszu Promocji Owoców i Warzyw. Organizator Stowarzyszenie Krajowa Unia Producentów Soków.
Jeżeli spodobał Ci się ten wpis kliknij “Lubię to” i udostępnij go swoim znajomym – podziękują Ci.
Hotel Aquarius – to był strzał w dziesiątkę. Właśnie wróciliśmy z cudownego wyjazdu z dziećmi. Pierwszy raz w życiu byliśmy nad Bałtykiem zimą. Chcieliśmy poodychać chociaż trochę świeżym powietrzem z jodem i uciec od smogu.
Współpraca reklamowa z Hotelem Aquarius
Spakowaliśmy się i wyjechaliśmy już w środę. Wiedzieliśmy, że ten hotel jest przystosowany do rodzin z dziećmi, ale to co zastaliśmy na miejscu przeszło nasze oczekiwania. Jest to miejsce dosłownie stworzone dla rodziców z dziećmi. Wszystko Wam opiszę poniżej.
Jak się okazało Julkowi nie robi różnica pora roku. Bawił się na plaży w najlepsze, a ja dodam od siebie, że wózek bardzo dobrze jedzie po zmrożonej plaży i praktycznie można iść na spacer przy samej linii morza.
Hotel Aquarius jest położony bardzo blisko morza. Dosłownie w 7 minut jesteśmy w stanie tam dotrzeć nawet z dwójką dzieci. Wzdłuż plaży jest deptak, więc możecie wziąć dzieciom hulajnogi i rowerki.
Nie wiem czy wiecie, ale w niektórych hotelach jest opcja łączenia pokoi. My pierwszy raz z niej skorzystaliśmy i to było świetne rozwiązanie. Między pokojami są drzwi i możne je otworzyć. Wieczorem, jak dzieci spały już w swojej części to my mogliśmy coś pooglądać.
Pokoje i tak są bardzo duże – spokojnie we 4 zmieścilibyśmy się w jednym, ale uznaliśmy, że spróbujemy takiej opcji. Do każdego pokoju przynależy balkon. Łóżka są dostępne w różnych opcjach – my złączyliśmy dwa pojedyncze dla dzieci, ale w pokoju jest też niewielka kanapa.
Dla dzieci były przygotowane kosmetyki, podest do mycia rąk i dostały w recepcji dmuchane piłki.
Dawno nie korzystaliśmy rodzinnie z basenu, więc przez ten wyjazd spędziliśmy tam łącznie 12 h. Basen jest IDEALNY – każdy z nas znalazł tam miejsce dla siebie ( a rzadko się to zdarza). Jest 40-cm brodzik ze zjeżdżalnią dla dzieci, basen rekreacyjny 135 cm z ciepłą wodą i pływacki. Do tego 3 jacuzzi ( a jedno na zewnątrz) ku uciesze mojego męża. A nawet siedząc w jacuzzi macie widok na brodzik;)
Jedną z najmocniejszych stron jeśli chodzi o Hotel Aquarius są animacje dla dzieci. Chyba nigdzie nie spotkałam jeszcze tak szerokiej i ciekawej oferty. W czasie wakacji, ferii, długich weekendów jest bardzo rozbudowana. W inne dni animacje również są, bo Pani Agnieszka pracuje tam na stałe. Podczas naszego pobytu była cała rozpiska z planem animacji.
Było piżama party z bitwą na poduszki na koniec. Codziennie kino dla dzieci i ciekawe zajęcia. Malowanie twarzy farbami fluorescencyjnymi i dyskoteka w ultra fiolecie. Panie mają niesamowite pomysły na zabawy z dziećmi do tego potrafiły urozmaicać je tak, żeby każdy był zadowolony.
Oprócz animacji cały czas jest dostępna sala zabaw dla dzieci przy kawiarni. Ktoś, kto ją projektował miał na pewno dzieci, bo jest stworzona do tego żeby siedzieć na zewnątrz i pić kawę, kiedy w tym czasie dzieci mogą oddawać się zabawie w sali za szybą (czyt. widzisz dziecko, ale nie słyszysz wszystkich okrzyków radości). Sala jest bardzo czysta, w pobliżu ma łazienkę, a w środku mnóstwo różnych zabawek.
Mieliśmy opcję ze śniadaniem w cenie i obiadokolacją. Posiłki są różnorodne i bardzo smaczne. Zawsze jest też świeża rybka (bardzo mnie to ucieszyło). W sali jest też mały kącik dla dzieci i jeżeli chcecie dokończyć swoje posiłki to warto siadać właśnie tam. Nasze dzieciaki zjadały wszystko ze smakiem, szły się bawić, a my jedliśmy w spokoju mając je na oku.
Przez 4 dni nie zdążyliśmy skorzystać nawet ze wszystkich atrakcji, jakie proponują gościom. Dostępna jest również duża oferta spa i klub nocny na dole. Mam nadzieję, że kiedyś uda nam się z nich skorzystać.
Możecie też skorzystać z wypożyczalni gier planszowych
A w ostatni dzień zamówiliśmy śniadanie do pokoju, ale była frajda! No i zrobiliśmy sobie kanapki na drogę.
Jeżeli będziecie kiedyś szukać hotelu nad morzem to bardzo Wam polecam to miejsce. Możecie tam nawet dotrzeć pociągiem z Warszawy.
Na zewnątrz jest jeszcze bardzo duży plac zabaw:)
Więcej informacji możecie przeczytać na stronie Hotelu Aquarius.
a tu macie TOP 20 – Hotel na narty z dziećmi w Polsce
a tu najlepsze Hotele dla rodzin z dziećmi
Jak wybrać dobrą szkołę do dziecka? Sporo z nas stoi właśnie przed tym trudnym wyborem. Postanowiłam napisać krótki poradnik, jak zrobić to z głową i czym można się kierować.
Pamiętam, jak sama wybierałam szkołę to dosłownie aż mnie skręcało z nerwów. Po przeanalizowaniu wszystkich plusów i minusów wybraliśmy szkołę państwową, ale dość nietypową, bo takie również są.
Zacznę od tego, że wybór szkoły jest bardzo ważny. Chciałbym żeby każdy miał możliwość podjęcia tej decyzji świadomie. Wiem, że sytuacje życiowe są różne, a i my mamy inne potrzeby. Szkoła podstawowa jest miejscem gdzie dziecko spędzi najwięcej czasu, bo aż 8 lat.
Na samym początku chciałabym polecić Wam stronę, gdzie możecie przeczytać o Budzących się szkołach, czyli szkołach moich marzeń. Takich gdzie uczeń traktowany jest podmiotowo, z szacunkiem – nauczyciele są z prawdziwego powołania, a dyrekcja nie boi się wdrażać nowych systemów np. brak dzwonków, mniej lub żadnych prac domowych.
Jest też mapa szkół w całej Polsce. Sprawdźcie koniecznie, czy w Waszej okolicy nie ma takiej szkoły. Kliknijcie TUTAJ. Możecie też zachęcić dyrektora Waszej szkoły do przystąpienia do tego programu. Ja mam taką cichą nadzieję jako pedagog, że Budzące się szkoły i ich działalność zapoczątkują w Polsce reformę oświaty, która jest nam BARDZO potrzebna.
Tego w 100 % nie wiem, ale warto rozglądać się i przeanalizować różne aspekty, które opiszę poniżej. Później z tego wybierzcie najważniejsze dla Was rzeczy (dla każdego mogą to być inne) i podejmijcie decyzję.
ważna sprawa nie tylko pod względem logistycznym. Weźcie to pod uwagę, że w końcu przyjdzie czas, że dzieci będą same wracać do domu.
ma też inne plusy, otóż bardzo często chodzą tam dzieci z okolic, więc po lekcjach Wasze dzieci będą mogły się z nimi spotykać.
jest wiele alternatywnych metod, które są naprawdę ciekawe. Są szkoły, które w 100% realizują dane założenia, a są też takie które tylko trochę z tego czerpią. Pytanie, które nasuwa się jako pierwsze jest takie, czego Wy chcecie dla swojego dziecka. Ja na przykład wiem, że moje dziecko nie nadaje się do niektórych alternatywnych metod nauczania i w mądrej systemowej szkole odnajdzie się lepiej.
ważne jest żeby dzieci nie uczyły się do wieczora, kiedy wydolność mózgu znacząco spada. W pierwszych latach będą musiały być na świetlicy do momentu zaczęcia lekcji, więc będą zmęczone. Pamiętam jak w drugiej klasie miałam na 13 do szkoły i lekcje trwały do 18.
zdarza się, że w dzielnicach gdzie nie ma nowych bloków klasy mają po 15-16 osób. Jest to niesamowity komfort uczenia się w mniejszej grupie. Dzieci są bardziej zżyte, nauczyciele też mają łatwiej.
mniejsza anonimowość- w Warszawie są takie dzielnice, gdzie jest nawet 18 klas pierwszych! Wyobrażacie sobie?
ciężko jest nie znając miejsca wiedzieć cokolwiek o pracujących nauczycielach. Możecie zapytać rodziców dzieci chodzących do tej placówki, ale tak naprawdę nigdy do końca nie wiadomo, jaki nauczyciel będzie pracował z Waszym dzieckiem. Według mnie jest to jakieś 80-90% sukcesu szkolnego wszystkich dzieci – wspierający, mądry nauczyciel.
Tutaj może pomóc chyba tylko szczęście- nasz przykład jest tego potwierdzeniem. Fajna, mała szkoła, z super zapleczem, wspaniała wychowawczyni, która ma niesamowite podejście do dzieci i każde zebranie zaczyna od słów: Macie cudowne dzieci. A dla porównania druga zerówka, która jest w jej roczniku – nie ma swojej Pani od 2 września. Do tej pory nikt się nie zgłosił na to stanowisko i ta klasa codziennie ma zastępstwo… (btw w Warszawie jest ogromny problem ze znalezieniem nauczycieli)
według mnie jest to ważne miejsce, gdzie przebywają dzieci po lekcjach lub przed. W wielu szkołach wygląda to inaczej niż za moich czasów (czyli klasy od 1 do 8 w jednej dusznej sali). Często młodsze klasy mają świetlice w swoich salach i przychodzi do nich Pani. U nas w tym czasie realizowane są zajęcia teatralne, plastyczne i taneczne.
Rodzice mają też możliwość zapisania dzieci na zajęcia dodatkowe i są one od razu po lekcjach (angielski, judo). Jest to świetne wyjście, bo dzieci po pierwsze uczą się języka o normalnej porze (o 14 np.), a my nie musimy poświęcać czasu na dowóz.
pewnie też macie taki dylemat. Jeżeli macie fajną szkołę państwową to dlaczego nie? Prywatna jest dobrym rozwiązaniem jeżeli nie macie możliwości aby dziecko uczyło się w mniejszej klasie i np. nie w systemie zmianowym. Często też dzieci z wyzwaniami rozwojowymi albo wrażliwcy zdecydowanie lepiej odnajdują się w mniejszych szkołach i klasach.
ja sprawdzałam jak szkoła wypadła w rankingu, który jest tworzony na podstawie wyników testu klas 6. Według mnie nie jest to kluczowe kryterium, ale warto je wziąć pod uwagę.
jeżeli macie wśród swoich znajomych osoby, których dzieci chodzą do fajnej szkoły to według mnie jest najlepsza rekomendacja. Wiedzą jakie są plusy i minusy tej placówki – szczerze Wam o nich opowiedzą.
Wybór szkoły jest naprawdę trudny, warto przeanalizować wszystkie za i przeciw. Ja wypisałam sobie na kartce wszystkie plusy i minusy. Przedyskutowałam razem z mężem wszystkie punkty i tak wybraliśmy szkołę. Dajcie znać, jak u Was w tym temacie – czy już wybraliście?
Wyjątkowa seria dla najmłodszych czytelników, wspierająca rozwój mowy. Zestaw zawiera 3 książki: Agugu, Akuku i Gadu gadu
Jeżeli spodobał się Wam ten wpis kliknijcie “Lubię to” i udostępnijcie ten wpis znajomym, może też skorzystają z tych rad.
Widzę Cię na dywanie z dziećmi łażącymi po Tobie i zrzucającymi Ci okulary. Słyszę, jak spokojnym tonem tłumaczysz dlaczego deska sedesowa nie jest miejscem na układanie klocków LEGO. Dotykam blatu w kuchni, który cały był ulepiony, a teraz lśni. Czuję zapach smażonych ziemniaków, które robisz sobie na kolację, a dzieci stoją niecierpliwie przy Twojej nodze czekając na ten rarytas. Jem te ziemniaki z Wami, chociaż nie powinnam – smakują wybornie.
W moim domu, który tworzyłam tylko ja i moja Mama, zawsze było tak samo. Nie miałam okazji obserwować innych nawyków, słuchać innych komunikatów, swoją energię zamiast na dywanie pożytkowałam na trzepaku. Z wielką uważnością obserwowałam innych dorosłych mężczyzn, którzy byli w moim otoczeniu, ale nikt nie miał na mnie takiego wpływu, jak moja Mama.
Często się zastanawiam jak to by było, gdybym jednak ten wzorzec miała. Czy byłabym zupełnie inna? Tego nie wiem, ale tak, jak ma się dwójkę rodziców i kocha ich się nad życie, to tak dzieci, których rodzice wychowują dzieci samodzielnie, odczuwają miłość i wdzięczność kilka razy mocniej. Szczególnie wtedy, kiedy sami już mają dzieci i widzą, jak to jest potwornie trudne.
Dlatego z wielkim zdziwieniem zdarza mi się obserwować ojców, którzy po narodzinach dziecka nie czują się do końca spełnieni. Nie doceniają tego, jak niesamowite mają szczęście i nie do końca wiedzą, jak to jest ważne. Więź z dzieckiem, które teraz uważa nas za swojego idola jest jedyna w swoim rodzaju. To często ojcowie są tak postrzegani przez dzieci, a nie matki. Kiedy relacja ojciec-dziecko jest mądra, wspierająca, to tak, jakbyśmy dawali dziecku ogromny dar, którego nie da się kupić za żadne pieniądze.
A opiekę nad dzieckiem postrzegają tylko jako obowiązek? Do końca nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, bo każdy z nas jest inny. Do tego myślę, że sporo z nas ma zupełnie inny obraz ojca z czasów, kiedy my byliśmy dziećmi. Myślę, że niewielu ojców bawiło się z dziećmi na dywanie, gotowało im obiad i myło zęby.
Jesteśmy świadkami rewolucji, która dzieje się na naszych oczach, kiedy ojcowie zaplatają córkom warkocze, zabierają je na balet i uczą się pozycji demi plie. To jest wspaniałe – jestem przekonana, że te wszystkie momenty, które mogą się wydawać jako nieważne, właśnie budują relacje i poczucie wartości dziecka.
Przy czym warto zwrócić uwagę na jakość tego czasu. Godzina przed telewizorem z plątającym się dzieckiem wkoło daje 0. Ale już kolacja, kąpiel, czytanie książki – cokolwiek robione twarzą w twarz sprawia, że to właśnie te małe dwa oczka będą patrzeć na Waszego mężczyznę z podziwem.
Cała prawda zawiera się w tym zdaniu. To pewnie takiego męża będzie szukała Wasza córka, a syn będzie dążył do takiego wzoru.
Nasze dzieci obserwują też relacje między nami – te wzorce z dużym prawdopodobieństwem zostaną przeniesione na ich dorosłe związki.
robi wszystko na równi ze mną. Na swój własny sposób, ale wcale nie gorszy – po prostu inny. Nawet jakbyśmy (hipotetycznie) mieszkały z inną kobietą, to ona również robiła by różne rzeczy zupełnie inaczej niż my – dlatego warto odpuścić pouczenia, instrukcje wypisane na kartce i krytykę. Ja też nie zajmuje się dziećmi NAJLEPIEJ na świecie i popełniam błędy, a podczas mojej obecności zdarzają się wypadki. Tak się dzieje i już.
Tworzenie takich głębokich relacji między ojcem, a dziećmi jest tylko możliwe wtedy kiedy ojciec jest na równi współodpowiedzialny za wychowanie, a nie jest tylko “tym od zabaw”. Wiadomo, że jest to tylko ułamek czasu spędzanego z dzieckiem.
albo na zasadzie przeciwieństwa tworzą własny obraz tacierzyństwa. Rozmawiają z kolegami, czytają różne książki, a nawet chodzą na warsztaty. Jest to niesamowite, jaka rewolucja świadomego ojcostwa właśnie w naszym społeczeństwie zaczyna kiełkować. Wiem, że jest to tendencja wzrostowa – tylko z korzyścią dla nas – matek, jak i naszych dzieci. Już nikogo prawie nie dziwi partner na szkole rodzenia lub na warsztatach z chustonoszenia.
Nie wiem jak Wy, ale ja kocham ten widok, kiedy to właśnie Tata zajmuje się dziećmi – zaangażowany tata. Nic, dosłownie nic mnie tak nie wzrusza, jak widzę ojca moich dzieci, który spędza z nimi czas. Stoję, gapię się, zapamiętuję na zawsze. Kocham go wtedy jeszcze bardziej. No dobrze, przyznaję i wtedy kiedy jeszcze posprząta w kuchni;)
Dzieci bardzo wnikliwie obserwują prace domowe Taty i też je kodują. Ojciec daje wzór, który jest już teraz odtwarzany, a w przyszłości będzie powielony. Ja jestem niesamowicie wdzięczna moim Teściom, że taki dawali wzór mojemu mężowi. Tylko miłości do ogrodnictwa niestety nie odziedziczył;) Wiem też, że moje dzieci obserwując swojego Tatę, kiedy robi kolację, zmywa, gotuje, wozi na balet będą od początku miały zaszczepiony dobry wzór na dorosłe życie.
Kiedyś mój mąż spotkał bardzo mądrego mężczyznę na swojej drodze, który miał sukcesy zawodowe za sobą, wspaniałą rodzinę i powiedział, że na łożu śmierci nie mówi się “Za mało pracowałem”, tylko “Za mało czasu spędziłem z najbliższymi”. Już teraz trzeba na to pracować żeby nie mieć tego poczucia.
Jeseper Juul “Być mężem i ojcem” wyd. MiND dostępna TUTAJ
Lawrence J.Cohen “Siłowanki” wyd. Mamania dostępna TUTAJ
Kamil Nowak “Idealny rodzic nie istnieje” TUTAJ
Dziś chciałabym Wam pokazać nową książkę, która właśnie dziś ma swoją premierę. Jest bardzo ciekawa i zasługuje na osobny wpis. “W świecie małp” Asi Gwis właśnie trafiło na naszą półkę, a ja napiszę Wam o naszych wrażeniach.
Mam wrażenie, że atlasy i zbiorcze książki o zwierzętach nie są dla nas wystarczające. Specjalnie piszę “dla nas”, bo ja sama z tych książek wiele się uczę. Czytamy, przeglądamy, a na koniec mam tyle pytań, że sama muszę szukać informacji na ich temat. Tym razem trzymam w dłoni kompendium wiedzy o małpach dla dzieci.
jest książką przepięknie narysowaną, ciekawą i do tego bardzo wartościową. Ilustracje są bardzo realistyczne. Widać, że autorka starała się oddać wszystkie szczegóły.
W tej książce przeczytacie o wielu gatunkach małp, które do tej pory nie były mi znane. Moje dzieci też wcześniej nie miały pojęcia o ich istnieniu . Obejrzycie różne kolory sierści i dowiecie się wielu ciekawostek o ich życiu.
Książka jest formatu A4 i ma kartonowe strony, jest pięknie wydana. Na każdej z nich znajdziecie mnóstwo szczegółów i faktów o tych pięknych zwierzętach.
Jestem zauroczona tym wydaniem i bardzo je Wam polecam. A jeżeli Wasze dzieci uwielbiają te ssaki to tym bardziej Wam spodoba się ta pozycja.
Według mnie książka jest odpowiednia dla dzieci 3 lata plus
Możecie ją kupić TUTAJ
A już za jakiś czas kolejna część z tej wspaniałej serii.
Jeżeli spodobał się Wam ten wpis to kliknijcie “lubię to” i udostępnijcie ten wpis znajomym – podziękują Wam.
Znacie to? Stosujecie wszystkie znane metody wspomagania odporności, a Wasze dzieci i tak mają co chwilę gile? A ja Wam powiem, że moje też. Trochę mam przesyt tych wszystkich „wspaniałych”, „naturalnych” i „musisz je poznać” metod, które krzyczą do mnie z blogów i portali skierowanych do rodziców.
Ostatnio czytałam u jednej blogerki „odkrywczy artykuł” właśnie o metodach, zwiększających odporność i że jej dzieci nie chorują już od 3 lat. Opisała swoje metody i stwierdziła, że działają, bo dzieci już nie chorują. A to nie jest tak, że z wiekiem dzieci naprawdę mniej chorują i nie ma wielkich cudów.
Pracownicy przedszkoli widzą to bardzo wyraźnie: 3- latki 50 % frekwencji, 4- latki 75%, a 5-latki już 95%. Im dziecko jest starsze tym ma lepszy układ odpornościowy.
U mnie też widać tę tendencję bardzo wyraźnie.
Stosuję wiele metod wspomagania odporności, które opiszę Wam niżej, ale dzieci i tak mają gila co chwilę. Czasami sama się zastanawiam co ja robię źle i z tego powodu sama czuję się jak zła matka, która nie potrafi zadbać o zdrowie swoich dzieci.
Dosłownie mózg paruje od tych wszystkich informacji, których jeżeli nie stosujesz to znaczy, że nie do końca wiesz jak dbać o zdrowie dzieci. Siedzisz po raz 3 w tym miesiącu u lekarza z dwójką na kolanach i zastanawiasz się czemu znów dzieci są chore.
Moja mama, która zawsze zaczyna rozmowę przez telefon pytaniem, czy dzieci są zdrowe – mówi, że ja to dopiero non stop chorowałam. Lila i Jul, w porównaniu ze mną – są zdrowi. Wylądowałam nawet w szpitalu na zapalenie płuc, bo bawiłam się zimną wodą przy studni w marcu. Do tego przyjmowałam antybiotyki kilogramami bez żadnej osłony, ani probiotyków po. Do tego nie chciałam jeść żadnych warzyw, a choroby skończyły się jak poszłam do szkoły.
Mamy szczęście, że lekarze w dzisiejszych czasach z wielką rozwagą wypisują antybiotyki, bo kiedyś było zupełnie inaczej. Po wielu przyjmowanych antybiotykach nabawiłam się nawet lekooporności i musiałam robić badania.
Wszystkie portale krzyczą o skutkach jakie sieją antybiotyki w organiźmie do tego stopnia, że kiedy w październiku usłyszałam od naszej zaufanej pediatary diagnozę: obustronne zapalenie płuc i zalecenie antybiotyku u dwójki dzieci, to prawie się popłakałam. Naprawdę, było to dla mnie jak rodzicielska porażka. Przecież robię wszystko żeby dzieci były zdrowe, a muszę podać dzieciom antybiotyk, który sieje spustoszenie wśród też dobrych bakterii.
Z racji tego, że mam ogromne zaufanie do naszej pediatry i wiem, że wypisuje antybiotyk tylko jak jest mus, to kupiłam dwie buteleczki i podawałam dzieciom. Od razu też kupiłam całą armię preparatów ze szczepami bakterii, aby zadbać o florę bakteryjną. Starszej podawałam suplement diety acidolac Junior, bo żadnych naturalnych probiotyków nie jest w stanie przełknąć.
Szczepy bakterii przywróciły równowagę flory bakteryjnej, bo po zakończeniu antybiotyków było wszystko ok. Z dnia na dzień było coraz lepiej i szybko doszli do siebie. Widziałam, że antybiotyk jest niezbędny i naprawdę pomógł.
Co nam pozostaje? Wspierać odporność, wierzyć, że to działa i przestać się tak przejmować, że to my coś robimy źle. Dzieci chorują i nic nie możemy na to poradzić. Staram się wyluzować w tek kwestii, bo bym tylko się obwiniała.
Jak widzicie nie ma super, specjalnych metod budowania odporności, które działają. Warto jest wspierać zdrowie codziennie i nie brać do siebie, że znów są chore. Te choroby niedługo miną, nawet się nie obejrzycie.
Do podzielenia się moimi przemyśleniami na temat wspomagania odporności dzieci zaprosił mnie producent suplementu diety acidolac JUNIOR.
Najlepsze książki dla dzieci 2018 roku – same perełki, które musisz mieć na półce. Stary rok za nami, a ja chciałabym podsumować go książkowo. Mnóstwo książek przewinęło się przez moje ręce, nie wszystkie tu pokazałam, bo staram się wybierać tylko wyjątkowe pozycje. Dziś pokażę Wam najlepsze książki dla dzieci 2018 roku.
W ubiegłym roku również zrobiłam takie podsumowanie i cieszyło się bardzo dużym zainteresowaniem – możecie przeczytać ten wpis Najlepsze książki dla dzieci 2017
Dostępna TUTAJ
Dla dzieci 18m +
Książka, która jest hitem odkąd tylko ją mamy. 6-latka i 2- latek znają ją na pamięć i uwielbiają. Idealnie nadaje się na czytanie przed snem. Prosta, ciekawa i bardzo wciągająca.
Dla dzieci 2 lata +
Jedna z książek, którą można czytać i czytać – w ogóle się nie nudzi. Nasz dwulatek wciąż ją lubi i ten rok zdecydowanie należał do tej książki.
Dla dzieci 12 m +
W końcu – popularna na całym świecie książeczka jest też u nas. Bohaterem jest pies Spot, który ma ciekawe przygody. Książki mają otwierane okienka i dzięki temu są bardzo atrakcyjne.
Świetna, kartonowa książeczka z przesuwanymi elementami dla najmłodszych. Jest wiele ciekawych książek w serii, w zależności od umiejętności i zainteresowań dzieci.
Dla dzieci 2,5 +
Ukochana książka, którą Julek zna już na pamięć. Dzięki niej zna wiele psów, które często też obserwuje na ulicy. Bardzo lubimy też starszą Jabłonkę KLIK tej samej autorki.
Dla dzieci 2 +
To jest książka nie tylko dla dzieci – kiedy ją przeczytacie spojrzycie na codzienne problemy Waszych maluchów z zupełnie innej perspektywy. Warto ją mieć na półce.
Dla dzieci 4+
Świetna książka z serii o Feliksie – króliku, który się zgubił i podróżuje po różnych zakątkach świata i wysyła listy do swojej przyjaciółki Zosi. Ta nowa część jest wyjątkowa – przedstawia dzieci z różnych zakątków. Możemy razem z Feliksem uczyć się kultury i zwyczajów.
Dla dzieci 3 +
Przepiękna książka, jednego z moich ulubionych autorów. Myślę, że każdy powinien ją mieć na półce – jest wyjątkowa. Treść plus ilustracje tworzą znakomitą całość.
dostępna TUTAJ
Dla dzieci 4 +
Przepiękna książka o przyjaźni między zwierzętami. Ilustracje, które przyciągają oko oraz treść, która na długo zostaje w pamięci – tego właśnie szukam w literaturze dziecięcej.
Dla dzieci 6+
O poprzedniej części tej książki pisałam Wam TUTAJ. Jeżeli Wasze dzieci lubią czytać o przygodach, lubią wyobrażać sobie różne sytuacje – to ta książka jest zdecydowanie dla nich. Lila i Antek mają tak niesamowite eskapady w czasie, że mamy chęć poznać je wszystkie.
Dla dzieci 7 +
Jedna z ważniejszych książek dla dzieci z ubiegłego roku. Pokazuje, że dzieciństwo nie wszystkich dzieci wygląda tak samo. Składnia do myślenia i rozmów na ten temat. Warto ją mieć na półce.
Uwielbiam takie książki dla dzieci – pod przykrywką ciekawych opowieści i pięknych ilustracji kryje się wątek edukacyjny, który powoduje, że niektóre czynności stają się przyjemniejsze. Do książki dołączony jest plakat z instrukcją mycia zębów, który wisi u nas w łazience.
Książka, która jest potrzebna każdemu dziecku (rodzicowi również). Z jej pomocą poznacie liście znalezione na spacerze, nazwiecie ptaki spotkane w ogrodzie i dowiecie się wielu potrzebnych informacji.
To były najlepsze książki dla dzieci 2018 roku. Jestem bardzo ciekawa, jakie były u Was. Napiszcie w komentarzach ulubione książki ubiegłego roku. Chętnie po nie sięgnę.
Jeżeli spodobał się Wam ten post i zamierzacie skorzystać z moich poleceń, kliknijcie “Lubię to” i udostępnijcie ten wpis znajomym – podziękują Wam.