kontakt i współpraca
„Ja siam”, „Siama” – codziennie słyszymy te słowa z ust dzieci. Jednak często nie traktujemy ich poważnie. Dlaczego? Boimy się bałaganu, spóźnienia, czy też niezbyt dokładnego wykonania tej czynności przez dziecko? Zapewne jest wiele powodów, a ja dziś postaram się Was przekonać, dlaczego warto przestać się tym przejmować i pozwolić dzieciom uczyć się świata.
Partnerem dzisiejszego wpisu jest marka Baby Dove, która wspiera mamy w ich codziennych wyzwaniach.
Oczywiście zdecydowanie łatwiej jest nam ubierać dzieci, myć im ręce, zakładać buty i czapki. Zajmie to nam mniej czasu, a przy okazji nie zachlapiemy całej podłogi w łazience. Jednak przyjdzie taki czas prędzej czy później, że zaczniemy od dzieci wymagać tego, żeby same się obsługiwały. Tylko, że wtedy jest już odrobinę za późno. Minie ten okres wrażliwy i niestety nie będzie to dla dzieci ani atrakcyjne, ani też rozwijające. Będzie za to nudne, a my z tego powodu będziemy się denerwować.
Pomóż mi to zrobić samodzielnie – Maria Montessori
Pomóż mi to zrobić samodzielnie –
Gdybym mogła wybrać jeden cytat, który odzwierciedla moje macierzyństwo to byłoby właśnie to.
Nie da się być ciągle zależnym od drugiej osoby i uczyć nowych rzeczy. Jest to podstawowa potrzeba małego człowieka.
Przede wszystkim buduje poczucie własnej wartości. Naprawdę w życiu jest tak niewiele czynności, których efekt widać od razu. Tak jest właśnie z samodzielnym ubieraniem się. Nawet to, że dziecko ściągnęło jedną skarpetę może być dla niego budujące. To właśnie wtedy uczy się, że ma moc sprawczą.
Jest panem swojego ciała. Uczy się, że to co robię jest ważne i widzę efekt mojej pracy.
Dzieci poznają świat przez zmysły i to właśnie one pozwalają mu na budowanie swojej świadomości. Jest taki cytat, który jest niezwykle inspirujący:
„Czego nie ma w zmysłach, nie ma też w umyśle” Maria Montessori
„Czego nie ma w zmysłach, nie ma też w umyśle”
Codziennie, w każdej czynności staram się dostrzegać coś, co może moje małe dziecko SAMO zrobić. Czasem jest to wyrzucenie czegoś do kosza albo otworzenie. Te małe czynności, które moglibyśmy wykonać szybciej i sprawniej sami to DOSKONAŁA lekcja dla dzieci.
Myślę, że wielu rodziców robi to za dzieci tylko dlatego, że nie zdaje sobie z tego sprawy. Czasem się z tego śmieje, że utrudniam moim dzieciom życie, tylko dlatego żeby później miały łatwiej. Wymagam od nich wieszania, rozcinania, zdejmowania itd. Mogłabym to zrobić sama, ale po co.
Spójrzcie na nie i pomyślcie, co może zrobić samo. To jest o wiele bardziej cenne niż zabawka, czy nawet książka. Taka samodzielna praca jest doskonałym ćwiczeniem dla zmysłów.
Jeżeli rano nie macie czasu na pozwolenie swojemu dziecku na samodzielne mycie, ubieranie itd. to poświęćcie na to czas o innej porze dnia. Fajnym pomysłem jest ustawienie kosza do zabawy w przedpokoju. Odkąd pamiętam moje dzieci bawiły się czapkami, szalikami, a nawet butami. Ćwiczyły najpierw zdejmowanie (jest zdecydowanie łatwiejsze), a później zakładanie. Możecie dać im większe czapki, takie łatwiej jest założyć.
Warto też wykorzystać czynności pielęgnacyjne do nauki samodzielności. Takie z pozoru zwykłe mycie rąk jest doskonałą lekcją, której nie zapewni im żadna zabawka.Myślenie przyczynowo-skutkowe, nauka na błędach, obserwacja, obustronna koordynacja, do tego stymulacja zmysłowa – to nie jest opis super drewnianej zabawki za kilkaset złotych. To opis mycia rąk.
Nie używamy mydła w płynie z kilku względów. Po pierwsze małemu dziecku jest ciężko wycisnąć, a po drugie zdecydowanie wolimy kostki myjące (nazywane też syndetami) od mydła. Czym się różnią?
Kostka myjąca Baby Dove nie jest mydłem, nie zawiera mydła. Ma kwaśne PH i odpowiada naszej skórze, która ma PH w granicach 4,5- 5,5. Do tego wzbogacona jest o 1/4 kremu nawilżającego, który nawilża skórę i zapobiega wysuszeniu. Zawsze w sezonie zimowym miałam suche dłonie od częstego mycia rąk ( którego bardzo pilnuję u siebie i dzieci) i one się skończyły, kiedy używamy tej kostki myjącej. Jest ogólnie dostępna w sieci sklepów Rossmann i kosztuje 3,99 zł.
A już nie wspomnę, że trzymanie kostki w rękach i jej obracanie w mokrych rękach jest lepszą zabawą i do tego wydłużającą mycie niż używanie mydła w płynie.
Zdaję sobie sprawę, że pozwolenie na samodzielne mycie rąk może się skończyć mokrą podłogą, zachlapanym lustrem, mokrym ubraniem, ale to jest tego warte. Dziecko widzi swoje błędy i następnym razem postara się je skorygować. Oczywiście za pierwszym (pierwszymi kilkoma razami) warto jest być w łazience i pokazać dziecku, jak to zrobić żeby było jak najmniej „strat”. Ja jeszcze nie wymyśliłam, co mogę zrobić żeby Jul nie odkręcał wody „na full”. Ale staram się tym nie stresować.
Tak samo jest z ubieraniem – to doskonała zabawa, w czasie której dzieci uczą się koordynacji, równowagi. Obszerny wpis o ubieraniu się i naszych sposobach przeczytacie TUTAJ. A ja Was zachęcam do wyluzowania i spojrzenia na wszystkie próby samodzielności dzieci, jako lekcji, z której nauczą się więcej niż z książki.
Kolorowanka wodna jest najciekawszą książką aktywizującą. Od 1,5 roku nie ma tygodnia, w którym moje dzieci nie malowałyby wodą. Przerobiliśmy bardzo dużo różnych książek i dziś chciałabym Wam je pokazać.
Nadal nie doszłam do tego, jak to jest zrobione, że dzięki samej wodzie dziecko może kolorować, ale uważam, że jest to genialny wynalazek i polecam ją każdemu dziecku.
A ja chcę Wam pokazać jeszcze inne możliwości, które wspomagają motorykę małą i koordynację ręka – oko. Myślę, że możne je zaproponować dzieciom, które już mają kolorowanki wodne i malowanie pisakami, czy pędzelkami już je znużyło.
Do tych zabaw rozkładam ręcznik na stole
Pipeta i naczynie z wodą obok
Wacik kosmetyczny i naczynie z wodą
Patyczek kosmetyczny i naczynie z wodą
Pomoponik i spinacz
Jak widzicie jest mnóstwo możliwości, a teraz przechodzimy do kolorowanek wodnych. Zacznę od tych dla najmłodszych, a skończę na propozycjach dla starszych dzieci
Kupiłam ją TUTAJ – nie bójcie się tam zamawiać – wysyłka jest za darmo tylko czeka się na zamówienie około 2 tygodni. Kosztowała 35 zł.
Tak bardzo żałuję, że dopiero teraz ją kupiłam – jest absolutnie genialna, bo mogłaby być w użyciu od około 3 miesiąca życia. Dla takiego malucha niezwykle interesujące byłyby już same czarno – białe wzory. Książeczka ma miękkie, wypełnione pianką strony.
Tak naprawdę to jest książka do kąpieli – po zanurzeniu, ilustracje od razu nabierają barw. Kolory są bardzo intensywne. Ilustracje w niej są przepiękne. Po wyschnięciu znów można jej używać. Używamy jej na mnóstwo sposobów – wszystkie zdjęcia wyżej są właśnie z nią. Julek kładzie ją też na dnie wanny, staje ze spryskiwaczem i celuje.
Dostępna jest TUTAJ i kosztuje 15 zł, a jest rewelacyjna
są jeszcze takie wersje:
Zwierzęta z podwórka KLIK
Psotne kotki KLIK
Wesołe święta KLIK
Pamiętajcie tylko jedną rzecz – mazak odkręca się w drugą stronę;)
Kosztowała 10 zł i jest chyba najsłabszej jakości, porównując do pozostałych. Już po jednym użyciu karton się lekko ściera. Ale jeżeli potrzebujecie czegoś na szybko, to polecam sprawdzić.
Najtaniej możecie je kupić:
Pojazdy TUTAJ
Makijaże TUTAJ
Tą czerwoną mamy 18 miesięcy – była kolorowana ze 100 razy i dopiero teraz trochę trudniej łapie kolor. Uważam, że jest świetna i to od niej zaczęła się miłość do kolorowanek wodnych. Jest nieduża, można ją zabrać w podróż i ma wiele ciekawych elementów do wyszukania.
Kolorowanka wodna z postaciami z bajek. Kosztuje około 5 zł
Dostępna TUTAJ
Jest wiele różnych: z Maszą, ze Smerfami, Z Tomkiem
Nie ma do niej pędzelka lub pisaka, trzeba je przygotować.
Kolory może nie są bardzo nasycone, ale na początek jest bardzo fajna. Ja zamawiam zawsze kilka i zabieram w różne miejsca, albo na drobny upominek dla innego dziecka.
Dostępna jest też TUTAJ
To już któraś z kolei, którą mamy. Zamawiam je TUTAJ (wysyłka jest za darmo). Jest wiele różnych rodzajów i robią ogromne wrażenie. Są jednokrotnego użytku, ale powstałe obrazki są tak piękne, że wieszamy na ścianach. Kolor jest bardzo mocny, a w zestawie mamy pędzelek. Kolorowanki mają przepiękne ilustracje i jeszcze nie znalazłam podobnych.
Dostępna jest TUTAJ (akurat jest w promocji) i wiem, że bardzo trudno ją dostać, więc naprawdę warto kupić.
To nowość, która jest w naszym domu od kilku dni i jest non stop w użyciu. Kolorowanka jest wielokrotnego użytku, a dołączona jest do niej lupa. Dziecko wykonuje różne zadania: labirynty, „znajdź różnicę”, a póżniej za pomocą lupy odnajdujemy ukryte elementy, których nie widać bez niej. Świetna zabawa i do tego nauka. Jeżeli nie macie pomysłu na prezent dla dzieci na urodziny lub na Mikołajki to warto ją kupić – jest wyjątkowa.
dostępna TUTAJ
Kolorowanka wodna to świetna alternatywa dla farb, ale też dla zwykłych kolorowanek. Jeżeli jeszcze takich nie macie, to warto kupić.
Chyba każdy rodzic to zna, a ja przynajmniej bardzo dobrze. Mam nawet taką listę książek, które jak widzę to mam ochotę uciekać. Jak można czytać non stop Pucia, Kicię Kocię, Ulicę Czereśniową? Na hasło „Jeszcze raz” mam ochotę wrzucić książkę za szafę. Jak się okazuje powinniśmy zacisnąć zęby i robić to dalej, bo… od czytania wciąż tych samych książek mózg dzieci rozwija się szybciej.
Kiedy wieczorem Wasze dziecko wybiera swoją ulubioną książkę, które pewnie możecie poznać po tym, że:
a) jest najbardziej zużyta i ma wymiętolone strony
b) ma ślady po zębach, rozlanej wodzie lub innych płynach
c) na widok, której przewracacie oczami
d) wszystkie powyższe
Jak pokazują badania naukowe (KLIK) czytanie tych samych książek w kółko bardzo rozwija słownictwo. Chociaż nam się wydaje, że to wciąż te same wyrazy i czytanie tego po raz kolejny jest stratą czasu.
Dlaczego tak się dzieje?
Inaczej uzna daną informację ze bezużyteczną i ją zapomni. Powtarzanie powoduje, że mózg myśli „To jest ważne, że Pucio mówi o tym, że mam się pospieszyć, bo Pani w przedszkolu czeka”. Zapamiętuje i dzięki temu, że to powtarzamy je nawet kilkanaście razy lepiej je zapamięta.
Nie wiem, czy kojarzycie metodę globalnego czytania Glena Domana? Polega ona na tym, że nie uczymy dziecka liter, tylko ono odczytuje słowo jako obraz. Kojarzy daną zbitkę liter ze znaczeniem, które my czytamy dziecku.
Po kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu powtórzeniach dziecko, które nie zna liter wie, że tam gdzie jest napisane „kot” to ma przeczytać „kot”. Tak właśnie dzieje się przy wielokrotnym czytaniu tej samej książki. Warunkiem jest takie czytanie, aby dziecko dobrze widziało litery, a my możemy nawet śledzić je palcem.
Dlatego warto kupować dzieciom wartościowe książki, a nuż im się spodoba lektura o sprzątaniu, zmywaniu, myciu zębów i ścieleniu łóżka. To jest tak samo jakbyśmy my uczestniczyli w inspirującym szkoleniu. Słuchamy, powtarzamy, a po powrocie mamy ogromną chęć zrobienia tego w domu.
Dzięki wielokrotnemu czytaniu tego samego tekstu możemy bardziej dokładnie dostrzegać szczegóły, których nie widzieliśmy za pierwszym razem. Mnie zawsze zadziwiają dzieci, które potrafią dostrzec tak zupełnie niewidoczny (na pierwszy rzut oka) element w książce.
Jest jak ten kocyk, który możemy przytulić, gdy nam źle. Mózg bardzo szybko zapamiętuje miłe chwile, a te złe wymazuje. Jeżeli czytaniu towarzyszy atmosfera pełna miłości, zrozumienia to dziecko chce ją powtarzać wielokrotnie, bo jego mózg potrzebuje miłości do prawidłowego rozwoju.
Znacie to – czytacie i przez przepadek (lub specjalnie) zgubiliście słowo lub kilka słów z tekstu. A Wasze dziecko od razu daje Wam znać, że coś przegapiliście. Tak działa pamięć słuchowa, która jest niezbędna do późniejszej nauki.
Dzięki czytaniu tego samego tekstu dziecko też zapamiętuje ton Waszego głosu, melodię i nic dziwnego, że chce to powtarzać, bo kojarzy ją z czymś dobrym i rozwojowym.
Nasunęło mi się pytanie, dlaczego my często mamy tego dość?
Sprawa jest prosta – my już to umiemy i nasz mózg nie postrzega czytania tej samej książeczki po raz pięćdziesiąty jako atrakcyjnej – dlatego nas to nudzi. Dorośli czytają książki w innych celach i to, że po raz kolejny raz czytamy Kicię Kocię jest zwyczajnie nużące.
Zapytałam Was też na Facebooku i Instagramie o książki, które Wasze dzieci wałkują właśnie po kilkadziesiąt razy. Stwierdziłam, że fajnie jest zebrać je w listę.
Tak naprawdę nie jest ważne, jak dużo książek liczy Wasza biblioteczka. Jeżeli czytacie te same książki nawet po kilkadziesiąt razy to może mieć to większy wpływ na rozwój dziecka niż czytanie cały czas czegoś nowego. Dlatego następnym razem, jak dziecko przyniesie znów tą samą książkę to przypomnijcie sobie mój dzisiejszy wpis i pomyślcie, że czytanie dziesiąty raz Pucia sprawia, że Wasze dziecko będzie (jeszcze) mądrzejsze
Krzesełko do karmienia to nazwa mebla, która moim zdaniem powinna być zmieniona. Kojarzy mi się z karmieniem dzieci i na podstawie tej funkcji tak je nazywamy. Bo kiedy myślimy o tym, jaki model wybrać (szczególnie na początku życia dziecka) to właśnie tym się kierujemy i trochę nas to zapędza w pułapkę. Ja zdecydowanie wolę nazwę: krzesło rosnące z dzieckiem, które niekoniecznie służy do karmienia.
I kiedy inaczej spojrzymy na ten mebel, możemy znaleźć coś naprawdę świetnego, co będzie nam służyło przez lata.
Dziś chcę porównać 4 krzesła, których używaliśmy i często mnie pytacie, które jest lepsze.
od lewej:
Zacznę od tego, że kiedy 5,5 roku temu szukaliśmy krzesełka do karmienia, to na rynku było niewiele ciekawych modeli, dlatego po wielu radach uznaliśmy, że najpopularniejszy model Ikea Antilop to najlepszy pomysł z takich względów:
I to by było na tyle. Nie widziałam żadnych wad tego krzesła, tylko same zalety. Jednak podczas użytkowania wyszło sporo minusów, których wtedy nie widziałam. Dziś Wam o nich napiszę:
Nasza córka odmówiła siedzenia w tym krześle około 18 miesiąca życia. A ja z przyjemnością wrzuciłam je do komórki. Od tamtej pory jadła przy stole stojąc na kolanach. Widać, że było jej niewygodnie, bo po natychmiastowym jedzeniu od razu odchodziła od stołu. Nie siedziała na nim też jak coś chciała zrobić w kuchni.
Aż w końcu miałam dość i zdecydowałam się na flagowy produkt Stokke, czyli Tripp trapp. To było coś niesamowitego, bo różnica była ogromna. Zacznę od plusów, które spowodowały, że w końcu mogliśmy siedzieć przy stole dłużej niż 10 minut, a córka zaczęła też rysować przy dużym stole
Krzesełko do karmienia Stokke Tripp trapp najtaniej kupicie TUTAJ
Właśnie dlatego kiedy urodził się Jul zdecywoałam, że spróbujemy krzesła innej marki, która być może okaże się lepsza. Wybór padł na holenderskiego producenta. Jest ono tańsze od Stokke i ma kilka świetnych udogodnień. Przedstawiam:
Kidsmill Grow up kupicie TUTAJ
Tak wyglądają razem przy stole:
obydwa wchodzą pod stół
Dla porównania Antilop, którego nie używamy, ale wyciągnęłam go do zdjęć
Jak widać, nie wchodzi pod nasz stół i mocno wystaje.
Ostatnie krzesło to Nomi by Evomove, nasz ostatni wybór do biurka. Co ciekawe, zaprojektował je Peter Osvik, który jest autorem projektu Tripp Trappa. Ma ciekawy design i świetnie wygląda w nowoczesnych wnętrzach. Poprzednie modele, które pokazałam są raczej klasyczne. Nomi ma w sobie coś, co bardzo przyciąga oko.
Kupicie je np. TUTAJ
Na rynku jest szeroki wybór w kategorii krzesełko do karmienia, których niestety nie miałam okazji przetestować. Napiszę Wam modele, a może sami ich używacie i napiszecie o zaletach i ich wadach.
Sefety 1 st Timba (258 zł) więcej info TUTAJ
Hauck Beta (269 zł) więcej info TUTAJ
Babydan danchair (489 zł) (do 40 kg ) więcej info TUTAJ
Childhome Lambda (489 zł) więcej info TUTAJ
Fillikid (215 zł) więcej info TUTAJ
ABC design Hopper (Składane!) (715 zł) więcej info TUTAJ
Cybex Lemo (769 zł) więcej info TUTAJ
Geuther (769 zł) więcej info TUTAJ
Roba (289 zł) więcej info TUTAJ
A tu macie inspiracje na Pokój rodzeństwa
Na pewno też zapytacie o ubranka, w których są dzieci – to polska marka Pan Robak – zachwyciły mnie wzory i fasony. Jeżeli też chcecie poznać Pana Robaka, to mam dla Was rabat na -10 % ważny do końca października, na hasło nebule.
Dawno nie było u nas żądnego wpisu z zabawkami, a to dlatego, że całą wiosnę i lato spędziliśmy na podwórku. Teraz zaczyna się robić chłodniej, więc mamy kilka nowości zabawkowych. Dziś chciałabym się skupić na zabawkach sensorycznych, czyli takich, które pobudzają zmysły.
Najbardziej intensywnie poznają świat zmysłami małe dzieci, więc odwiedziłam moją przyjaciółkę i jej malutką córeczkę żeby pokazać Wam nowości.
Bardzo lubię powiedzenie Marii Montessori:„Czego nie ma w zmysłach, tego nie ma w umyśle”
Bardzo lubię powiedzenie Marii Montessori:
„Czego nie ma w zmysłach, tego nie ma w umyśle”
Zgadzam się z tym stwierdzeniem i od małego wybieram zabawki, które mądrze wspierają rozwój.
U malutkich dzieci warto skupić się na stymulowaniu jednego, maksymalnie dwóch zmysłów. Zbyt duża ilość bodźców spowoduje, że dziecko zupełnie z tej zabawki nie skorzysta. A jak już skorzysta, to nie w taki sposób jakie jest jego przeznaczenie.
Pisałam już Wam w tym wpisie (Mata edukacyjna), że nie popieram mat edukacyjnych z wbudowanym pałąkiem. Według mnie lekko ograniczają możliwości dziecka. Zdecydowanie wolę inne formy zabawy.
Zacznę też od podłoża, na którym najwięcej przebywa dziecko. Najlepiej jak jest to twarda mata. Moja przyjaciółka ma matę Skip hop TUTAJ, w formie dywanu. Jest dwustronna i doskonale się sprawdza. Mniej się przyczepia do niej kurz i szybciej się składa niż puzzle. Dzięki przebywaniu na takim twardym podłożu, dziecko ma lepsze możliwości do rozwoju.
Bardzo podobną możecie kupić TUTAJ. Do środka nalewa się wody, a dziecko próbuje dotykać różne kształty, które unoszą się w środku na wodzie.
Takie zabawki stymulują zmysł dotyku, niektóre mają szeleszczące elementy. Dzieci często wkładają je do buzi doskonalą koordynację ręka- oko.
Poniżej Myszka Sigkid TUTAJ
Takie zabawki motywują dzieci do chwytania, a przy okazji mogą łagodzić swędzące dziąsła. U nas też gryzaki Little leaf długo były w użyciu. Mają łagodne kolory i zachęcają do przekładania w rączkach. Do tego produkowane są w Polsce z przyjaznych materiałów.
Gryzaki Little leaf TUTAJ
Nic tak nie działa na dzieci jak własne odbicie. Lusterko dla dzieci z małymi sensorycznymi wypustkami to fajny pomysł na przedłużenie czasu na brzuszku. Dzieci mogą obserwować swoją mimikę w odbiciu, a przy okazji chwytać je dłońmi.
Lusterko Sigkid TUTAJ
Nie ma co ukrywać, że najlepszym kompanem do zabaw jest drugi człowiek albo własne ciało.
A wiadomo, że to jednak Twarz mamy jest najlepszą interaktywną zabawką sensoryczną:)
Cała filozofia i historia marki jest naprawdę warta przedstawienia.
Rubbabu to indyjska marka wyjątkowych, ręcznie robionych zabawek, wykonanych ze 100% naturalnej pianki kauczukowej, rekomendowanych dla dzieci od 1 roku życia. Niezwykle miękkich, z aksamitną, przyjemną w dotyku powierzchnią. Ich żywe kolory i sprężystość sprawiają, że są fantastycznymi towarzyszami do zabawy, wspierającymi rozwój sensoryczny dzieci. Produkowane są ręcznie w rodzinnej fabryce w Indiach – jedynej manufakturze zabawek w tym kraju, która przestrzega zasad fair trade i zero waste.
Wszystkie zabawki stymulują rozwój dotyku – są aksamitne i wyjątkowo przyjemne w dotyku. Niektóre z nich np. piłki mają wypustki które dodatkowo pobudzają zmysły. Są miękkie i dzięki temu nawet rzucone do dziecka nie zrobią krzywdy. Kształty są opływowe i idealnie pasują do małych rączek.
Sę rekomendowane dla dzieci od 1 roku życia, ale Julek podzielił się nimi z młodszą koleżanką. W ofercie są piłki sensoryczne TUTAJ, które mają bardzo soczyste kolory i ciekawe faktury.
Są też autka, samoloty, zwierzątka i pociągi. Kółka są miękkie i świetnie masują plecy rodzica (sprawdzone info;) TUTAJ
Wszystkie zabawki Rubbabu są barwione barwnikami spożywczymi i mają podobne kolory, może ich używać do nauki segregowania ze względu na jedną cechę.
Pokażę Wam jeszcze dwie zabawki dla starszaków, które są genialne! Szczególnie dla rodzeństwa, które rozsadza energia.
U nas służą na mnóstwo sposobów i jest to chyba najchętniej zdejmowana z półki zabawka. Dostępne TUTAJ
Oprócz tego, że rzucają do celu, to grają we „frisbee”. Rzucają do siebie i celują w rękę. Zakładają na nogi i robią wyścigi. Julek często bierze jedno koło i udaje, że jest to kierownica, albo koło, które odpadło. Możliwości jest ogrom.
Świetna zabawka na ćwiczenie koordynacji ręka – oko i zabaw z inną osobą. Kręgle są pięknie wykonane i do tego miękkie. Kula ma nawet dziurki, do których wkłada się palce. Jest to świetna zabawka, która rozwija zmysły i motorykę dużą. Myślę, że to dobry pomysł na prezent.
Dostępne są TUTAJ
Zabawki sensoryczne są fajnym pomysłem na wspieranie rozwoju przez zabawę.
Jeżeli spodobał Ci się ten wpis, kliknij „Lubię to” i udostępnij go swoim znajomym – podziękują Ci.
Dzieci mają na sobie ubranka Mybasic i kacpie Soft Sole Bobux .
Plac zabaw Pomiechówek, to miejsce, które musicie odwiedzić jeszcze przed zimą. Znajdziecie tam wszystko, czego dzieci potrzebują. Jesteśmy zachwyceni tym terenem i z pewnością nie raz tam wrócimy.
O powstawaniu tego miejsca wiedziałam już od dłuższego czasu i bardzo liczyłam, że uda nam się je odwiedzić przed sezonem zimowym. Kiedy jeszcze zobaczyłam je u Kai to wiedziałam, że muszę je Wam pokazać abyście i Wy mogli się nim nacieszyć.
Możecie oczywiście autem – dziś był mały problem z parkowaniem, ale myślę, że później już tak nie będzie. A teraz najlepsze: do Pomiechówka możecie pojechać pociągiem z Warszawy Gdańskiej. My na co dzień nie korzystamy z pociągów, więc taka wyprawa byłaby świetną przygodą. Park znajduje się bardzo blisko stacji kolejowej na ulicy Nasielskiej. Zobaczycie mały drewniany plac zabaw i to zanim jest ten właściwy – plac zabaw Pomiechówek.
Miejsce jest naprawdę wspaniałe – warto nawet sobie zrobić wagary w tym tygodniu lub wczesniej wyjdźcie z pracy kiedy jest pogoda. Dziś było sporo ludzi, ale w tygodniu będzie luźniej.
Na każdym kroku czekają na nas edukacyjne wiaty z wielkimi liustracjami z książki Rok w lesie – możemy w nich się dowiedzieć różmnych rzeczy o życiu zwierząt.
Teren jest spory i przepiękny! Jesienne liście dosłownie mienią się promieniach słońca. Przechodzicie przez dwa urocze mostki i możecie się bawić.
Na początku jest miejsce, które jest przeznaczone na wodny plac zabaw.
Są też ciekawe konstrukcje do zabawy i wspinaczki.
Jest też długa tyrolka i duża drewniana karuzela.
Możecie też podziwiać modele ogromnych owadów, które zdobią plac zabaw Pomiechówek.
W lesie znajdziecie też drewniane konstrukcje do wspinaczki.
A na końcy labirynty z rur.
Pierwszy to korony drzew! To jest niesamowity pomysł. Przechodzicie jak w parku linowym, ale bez żadnych przeszkód. Myślę, że na dwulatki by przeszły.
A drugie to przyjście przy rzece – bardzo urokliwe z miejscami na piknik.
Bardzo Wam polecam wycieczkę do Pomiechówka, bo to miejsce niezwykłe. Cieszę się, że powstało i mam nadzieję, że będzie się rozwijać. A jeżeli jeszcze Wam będzie mało, to możecie zajechać na pobliską farmę dyń do Wieliszewa.
A jeżeli szukacie czegoś w okolicy Powsina to pojedźcie Farma dyń
Dzieci mają na sobie ubranka Pan Pantaloni i buty Bobux
Ja: golf Zalando essientals, spódnica Risk, buty Balagan studio
Co włożyć do śniadaniówki dla dzieci, aby było smaczne, zdrowe, a do tego przygotowanie nie zajęło pół godziny. Na początku września wpadłam na pomysł, że codziennie rano sfotografuję zawartość naszej śniadaniówki. Dziś mam dla Was nasze propozycje.
a tu świeże zestawienie – Śniadaniówka – co włożyć? Top lista zdrowych gotowców!
Od pobudki do wyjścia mamy około 45 minut, więc nie bardzo mam czas na smażenie naleśników, czy też kaszę jaglaną. Z resztą u nas jest tak, że rano i tak dzieci jedzą owsiankę, jajko w chlebie, dobre płatki śniadaniowe z mlekiem. Fakt, że ma kabanosy nie oznacza, że jemy je cały dzień. Pytałam też córkę, co do śniadaniówki wkładają inni rodzice, to mówiła najczęściej: sok, ciastka, kanapki, bułki. Zależy mi żeby miała coś pożywnego, a zarazem w miarę zdrowego. Później i tak w szkole ma obiad.
A tu łapcie – Śniadaniówka z przegródkami do szkoły – najlepszy lunchbox!
wafelki kukurydziane, pomidorki koktajlowe, kabanosy, woda do picia
pół bajgla, papryka, ogórek, paluszek serowy, do picia woda
gofry z moczonej niepalonej kaszy i banana (śniadania w 5 min) przepis, suszone żurawiny, jabłka w kawałkach, do picia woda
Jogurt Bakoma bio, winogrona, batonik zbożowy bez cukru z Rossmanna, do picia woda
szybkie racuchy z borówkami (przepis TUTAJ – w oryginale są z jabłkami, a ja je robię z prawie wszystkimi owocami), papryka, do picia woda
kanapka z chlebem gryczanym i dżemem śliwkowym, gruszka, zdrowe żelki ślimak Bob , do picia woda
Placki gryczane z łyżką smaku dynia i brzoskwinia Helpa (przepis jak na gofry z wpisu Szybkie śniadanie tylko usmażyłam na oleju kokosowym na patelni). Tym razem włożyłam gorące placki do pudełka Innobaby , zamknęłam w śniadaniówce termoizolacyjnej i Lila mówiła, że były cieplutkie.
Kanapka z chlebem żytnim i szynką, pomidorki kokatjlowe, banan, woda do picia
Babeczka z borówkami (klik przepis), papryka , banan, do picia woda
kanapka z chlebem gryczanym, masłem i miodem, suszone niesiarkowane morele i orzechy, jabłko w kawałkach i woda do picia
Paluszek serowy, papryka, gruszka, wafelki kukurydziane i woda do picia
Chlebek bananowy z poprzedniego dnia (cudem został 😉 przepis TUTAJ
A jeżeli szukacie zdrowych przekąsek, które możecie dorzucić dzieciom do śniadaniówki to polecam nowości z HELPA KLIK
Pudełka ze stalą Innobaby są ulubione – stal dłużej utrzymuje świeżość owoców. Jeśli włożymy do niego gorące placki i zamkniemy je w śniadaniówce z termoizolacją to naprawdę są ciepłe.
Mamy też pudełka Lassig na inne przekąski – są mniejsze i lżejsze.
Cały posiłek pakuję do śniadaniówki Penny scalan – dobrze trzyma ciepło, mieści całe śniadanie i jest łatwa w utrzymaniu czystości.
Butelka/ bidon Pura Kiki – pisałam o niej we wpisie Letni niezbędnik
Temat w co pakować ostatnio szerzej opisałam też we wpisie Lunchbox dla dzieci
Kolejne urodziny już za nami i dziś chciałabym Wam pokazać kilka fajnych pomysłów, który możecie wykorzystać też u siebie. Co roku mam chęć na nowe, więc szukam ciekawych inspiracji już od początku września.
Co roku mamy taką tradycję, że w dzień urodzin na dzieci rano czekają balony i mały torcik, a świętujemy w weekend.
Poniżej już tort z imprezy 🙂
Zacznę od miejsca – w tym roku zorganizowaliśmy urodziny dość nietypowo. Impreza odbyła się muzeum Polin „U króla Maciusia”. W Warszawie jest sporo miejsc, które oferują przygotowanie takiego przyjęcia dla dzieci, a nam zamarzyło się właśnie tam. O samym miejscu, do którego możecie się wybrać prawie każdego dnia pisałam więcej tu: U Króla Maciusia
Temat imprezy był związany z Królem Maciusiem, więc dekoracjami staraliśmy się dopasować do motywu dworskiego. Zamówiłam przepiękne dekoracje z Meri meri
Spinka korona TUTAJ
W tym roku zamówiłam też pierwszy raz CUKSY. Napisała mi o nich czytelniczka (dziękuję!). Bardzo fajny pomysł na urodziny, czy inną okazję. A polega na tym, że zamawiamy krówki w spersonalizowanym papierku. Możemy dodać sam napis lub napis ze zdjęciem. Jeżeli i Wam się spodobał ten pomysł to pamiętajcie żeby je zamówić odpowiednio wcześniej.
Czeka się na nie około 10 dni. Chciałam żeby Lila zabrała je do szkoły w dzień urodzin, ale nie doszły, bo za późno zamówiłam. Na szczęście mieliśmy jeszcze imprezę dla rówieśników i tam przyjęły się rewelacyjnie. One są przeeepyszne (ciągutki:)
Co by było gdybyś został królem? Poznamy historię króla Maciusia bohatera książki Janusza Korczaka. Podczas imprezy postaramy się zbudować zamek, w którym zasiądzie na tronie król- solenizant. Zastanowimysię wspólnie, czy to fajnie jest być królem?
O samej ofercie urodzinowej możecie przeczytać TUTAJ. My zdecydowaliśmy się na urodziny z animatorami i było wspaniale – dzieci i rodzice byli zachwyceni! Po przywitaniu i kilku zabawach ruchowych zeszliśmy razem na wystawę żeby na własne oczy obejrzeć rekonstrukcję synagogi z Gwoźdźca i poszukać na niej ukrytych zwierząt. Później dzieci robiły stroje królewskie i hełmy. Na koniec wjechał tort i wszyscy zaśpiewali sto lat.
Mimo tego, że na stole były różne smakołyki, to dzieci były tak zajęte, że właściwie nie podchodziły do stołu.
Na Instastories prosiłam Was o polecenie tortów na zamówienie i kilka razy padała odpowiedź Niebieskiemigdały. Zamówiłam tort śmietanowy z malinami i crunchy w maślanej polewie w kolorze ombre (księżniczkowym). Ten tort był przepyszny! Gościom też smakował i wszyscy mnie pytali, gdzie go zamawiałam. Więc, mogę Wam polecić również. Odbiór jest przy Rondzie Daszyńskiego.
Świeczka (zimny ogien w kształcie cyfry jest TUTAJ lub TUTAJ), a pikery z księżniczkami są z Meri meri
A tak wyglądała impreza:
Dzieci zeszły na wystawę:
Ktoś się zmęczył:)
Jeżeli szukacie ciekawego miejsca na zorganizowanie urodzin lub chcecie miło spędzić czas z dziećmi to bardzo Wam polecam przestrzeń „U króla Maciusia”.
Wszystko dla tych naszych dzieci kupujemy. Kolejne książki, zabawki i inne bardzo potrzebne rzeczy. A o sobie na końcu lub prawie na końcu myślimy. A to czasu nie mamy, a to szkoda pieniędzy na kolejną durnotkę – znam to dobrze. Chodzę od 5 lat w tym samym wełnianym płaszczu, a dzieciom już teraz mam wszystko na zimę.
Dziś pod przykrywką tych małych przyjemnostek kryje się coś więcej. Dlaczego wszystko jest tutaj różowe. Z jednego powodu: jest październik. Rok temu w listopadzie miałam rutynowe usg piersi – wszystko ok – powiedział lekarz. Widzimy się za rok – jednak ja nie odpuszczam i badam się regularnie sama. Kilka miesięcy później dzwoniłam i szukałam terminu usg „na już”. Myślałam tylko o TYM, co wyczułam.
Chciałam mieć już spokój w głowie i poszłam prawie z marszu. Spodziewałam się najgorszego i autentycznie wstrzymałam oddech jak lekarz przyłożył głowicę. Zdziwił się, że sama wyczułam taką maleńką torbiel, która okazała się zupełnie nie groźna. Odetchnęłam z ulgą i w końcu moja głowa była wolna od tej myśli. Powiedziałam mojej znajomej o całej sytuacji – ona się wystraszyła i przez to poszła na usg. Lekarz szybko powiedział, że widzi coś niepokojącego, koniecznego do dalszej diagnostyki inwazyjnej …
Dlatego ja też dziś pod przykrywką tych różowości, które są symbolem walki z rakiem piersi proszę Was żebyście sprawdziły, czy przez ostatnie 12 miesięcy miałyście usg piersi. Jeżeli nie, zapiszcie się już dziś. Jak to zrobicie – powiedzcie o tym mamie, przyjaciółce. Im też się przypomni. Czas szybko leci i może nam się wydawać, że niedawno byłyśmy.
Niestety co 19 sekund jedna kobieta na świecie słyszy diagnozę rak piersi.
A teraz czas na małe przyjemności, bo nie samymi dziećmi kobieta żyje. Musi pamiętać też o sobie.
1. Mini kolekcja Risk made in Warsaw Purple Pink – po raz kolejny marka przystąpiła do Kampanii na rzecz Walki z Rakiem Piersi Estee Lauder Companies – z ich sprzedaży 20 % w październiku zostanie przekazana na rzecz Ośrodka Nowotworów Dziedzicznych przy Pomorskim Uniwersytecie Medycznym w Szczecinie. Piękna idea, piękny kolor i jak zwykle cudowne kroje. Primaballerina będzie świetnie wyglądać do czarnych rzeczy. Wiele razy mnie pytałyście o te spódnice. Mówię szczerze, zanim nie miałam Primy to nigdy nie chodziłam w spódnicy, a teraz chodzę non stop.
2. Serial Bold type – to takie moje małe guilty pleasure – oglądam, bo lubię silne kobiety i tematy związane z kobietami. Jedna z nich ma mutację genu BRCA1 i musi dokonać ważnych wyborów. Bardzo polecam na jesienne wieczory.
3. Serum Estee Lauder Advanced Night Repair – świetne serum, ze sprzedaży którego marka odda 20% na badania nad rakiem piersi u kobiet z mutacją w genie BRCA1 prowadzone w Ośrodku Nowotworów Dziedzicznych przy Pomorskim Uniwersytecie Medycznym w Szczecinie.
4. Segregator medyczny #jestemkobietą stworzony przez Nicole Sochacki, która jest jedną z kobiet, które wciąż nam przypominają żeby badać się regularnie. W końcu zamawiam segregator żeby mieć czarno na białym – kiedy ostatnio się badałam i jakie miałam wyniki.
5. Pomadka Velvet Bourjois – mam jedną w bardziej stonowanym kolorze, ale ta będzie idealna na ożywienie twarzy jesienią i zimą. Świetnie się trzyma, nie klei się i jest matowa!
6. Esencja odmładzająca Resibo – nowość z marki, którą bardzo lubię. Używam od kilku dni i uwielbiam – lekka, nawilżająca i napinająca skórę. Polubimy się na dłużej!
7. Portfel Kanken – kultowa marka wypuściła nowość i kilka tygodni temu kupiłam większą wersję taką – sprawdza się świetnie i gdyby nie fakt, że od 1. 10 nie trzeba mieć przy sobie dowodu rejestracyjnego, to nawet nie myślałabym o mniejszym. Jednak nutka niepewności została zasiana i może się skuszę na wymianę.
8. Lakier Mardi Gras Semilac – bardzo okazjonalnie maluję paznokcie lakierami hybrydowymi, a jak już to tylko dlatego, że nie mogę znaleźć zamienników ukochanych kolorów. Tak jest z Mardi – to mój ulubiony kolor – świetnie wygląda do stonowanego ubrania ( szary golf + camelowy płaszcz).
9. Planer pełen czasu – wpiszcie tam koniecznie kolejne badania
10. Szalik Lindex – gruby szal z akcentem różowym
11. Golf Lindex – pokochałam miłością wielką golfy z merino lub kaszmiru. Sama mam taki (obeecnie w promo) i chodzę w nim non stop!
12. Pomadka Lipstick queen – w tamtym roku kupiłam miniaturkę i już zużyłam. Jest genialna, bo zmienia kolor na piękny lekki róż, długo się trzyma i świetnie nawilża.
To jak sprawdziłyście już datę ostatniego badania?
Szaro już za oknem, a plac zabaw już tak nie zachęca do zabawy. Dziś przygotowałam Wam najfajniejsze książki, po które ostatnio sięgamy. Sporo się tego nazbierało – następnym razem postaram się dodawać wpisy po książek, żeby Wam nie kazać aż tak długo czekać.
Mam też do Was prośbę – jak klikacie, korzystacie albo zwyczajnie podoba się Wam to co tutaj robię, to kliknijcie „Lubię to”, to dzięki Waszemu jednemu kliknięciu każdy wpis może dotrzeć do większej liczby osób, a tak jest ukrywany na tablicach i wtedy nie wiem, czy mam dalej robić to co robię, czy zacząć pisać o kotach lub instaskandalach;)
Zaczynamy, bo długie wieczory przed nami
Ostatnio zapanowała moda na książki z krótkimi biografiami osób, które coś wniosły w historię tego świata. Myślę, żę jest to fajnie podana wiedza, z którą kiedyś dzieci się zetkną. Tym bardziej lubię książki o silnych kobietach. Ta książka była rownież ciekawa dla mnie, bo dowiedziałam się z niej więcej niż z lekcji w szkole. Polecamy dziewczynom i chłopakom.
Pamiętacie „Anatomię farmy” – kompendium wiedzy dla dzieci o życiu na wsi? Teraz jest dostępna kolejna część z tej świetnej serii, z której dowiecie się wszystkiego o drzewach, roślinach, zwierzętach. Sporo informacji, ale podanych w przystępny sposób. Każdy dowie się czegoś nowego – nawet Wy. A całość zdobią przepiękne i bardzo szczegółowe ilustracje.
Oh, jak my ją lubimy! Pewnie trochę też dlatego, że jest o Lili i Paryżu, do którego ciągle nam nie po drodze. Piękne ilustracje, ciekawa wyszukiwanka – a przy okazji krótki przewodnik po mieście. Często pojawia się w popularnym dyskoncie. Jest też druga część „Lila w podróży dookoła świata” TUTAJ
Oj lubimy Rusinkowe żarciki słowne. Poprzednie książki, a w szczególności „Wierszyki domowe” KLIK czytamy minimum raz w tygodniu. Zaskakujące porównania, pointy, czy zabawy fonetyczne sprawiają, że czytanie dla rodzica nie jest nudne. Za każdym razem sama się uśmiecham jak i jest to dla mnie dobra rozrywka. A w tym wydaniu, przy okazji, możemy poznać kawałek świata. Mam lekki niedosyt, bo wierszyki są zdecydowanie krótsze niż w poprzednich książkach.
Bardzo lubimy takie książki, z których można dowiedzieć się wielu ciekawych informacji. Mój mąż ma takie same zdanie i zwyczajnie odkłada książki, które „nic nie wnoszą”. Man zou, tak jak inne książki z tej serii zaciekawi i zaszczepi głód wiedzy. Jest pięknie wydana i zilustrowana. Jeżeli Wasze dzieci lubią uczyć się w ten sposób, to bardzo ją polecam.
Piękna i mądra książka, którą po prostu trzeba mieć. Przepięknie opisane i zilustrowane uczucia, które znają wszyscy, ale niekoniecznie potrafią je rozpoznawać u siebie. Ciekawym elementem jest wycięty chłopiec, który jest obecny na każdej stronie. Za chwilę będzie kolejna książa z tej serii, więc warto na nią rzucić okiem.
Ciężko jest trafić na baśń, która nie jest straszna i w pełni zgodna z moimi przekonaniami. Sama w dzieciństwie umierałam ze strachu przy baśniach Braci Grimm, czy Andersena, więc na razie oszczędzam je dzieciom. Czasami jednak trafiają się fajne książki, które mają coś z baśni. Ta jest bardzo przyjemna i pokazuje, jak to jest być odrzuconym. Pewien smok nie mógł wystąpić w żadnej bajce, bo nikt go tam nie chciał. Aż w końcu się udało:)
Królika Feliksa chyba nie muszę Wam przedstawiać? Kolejna część jego przygód, jak zawsze budzi emocje u dzieci. Tym razem królik wybrał się w naprawdę dalekie podróże i przesyła do swojej przyjaciółki listy. Ta seria jest wspaniała i każda z tych książek idealnie nadaje się na prezent. A muszę Wam zdradzić sekret, bo już niedługo będą dostępne kolejne i ciężko będzie się im oprzeć.
Moją uwagę do tej książki przyciągnęła ilustratorka. Bardzo lubię kreskę Joanny Bartosik, za to, że jest taka nieoczywista, a jednocześnie bardzo czytelna dla dzieci. Na każdej stronie znajdziecie piękne ilustracje przygód misia, który szukał przyjaciela. Ciekawa książka, która budzi emocje i chce się ją czytać dalej. Świetnie się nadaje do usypiania i na podróże.
Jeżeli szukacie książki dla starszych dzieci 5+, 6+ to ta jest wspaniała! Dowcipna i bardzo ciekawa. Przypomina mi skandynawskie klasyki, a to pewnie dlatego, że akcja toczy się w Estonii. Jeżeli lubicie Basię, serię 8+2, Jaś i Janeczka to Jonasz też Wam się spodoba. Czyta się szybko i wciąż ma się ochotę na kolejny rozdział.
Powiem szczerze, że brakowało nam takiej książki na półce. Wszystkie tematy związane z naszym krajem są omówiony w interesujący sposób, a zarazem prosty. Jest bardzo ładnie wydana i wg mnie idealnie nadaje się na prezent szczególnie dla polskich dzieci, które nie mieszkają w kraju.
Świetna książka, dla dzieci, które chcą wiedzieć więcej. Znani i lubiani autorzy wyjaśniają znaczenie słów. Do tego piękne ilustracje.
Dla wszystkich fanów Basi – wielka księga słów. Uwielbiam takie książki, bo oprócz miłego czasu podczas czytania dzieci uczą się wielu ciekawych słów. Dzięki takim książkom łatwiej jest poszerzać słownictwo.
Bardzo ciekawa książka pokazująca, jak na przełomie dziejów zmieniała się pozycja kobiet – jakie miały obowiązki, jak wyglądało ich życie. Chociaż wiemy, że nie było im łatwo to po jej lekturze bardziej docenimy to, w jakich czasach obecnie żyjemy i np. posprzątanie pokoju po zabawie to żaden problem. Według mnie dla trochę starszych dzieci 7+, ale my ją Lilce czytaliśmy i była bardzo zaciekawiona.
W tej książce znajdziecie mnóstwo informacji na temat ssaków. Jeżeli Wasze dzieci interesują się ciekawostkami ze świata zwierząt to z pewnością ta im przypadnie do gustu. Do tego duży format, piękne ilustracje – świetnie nadaje się na prezent.
Jaka to jest piękna książka – duża, mnóstwo szczegółów, dopracowana dosłownie w każdym calu! Pochylamy się nad nią na długie godziny, bo jest w niem mnóstwo informacji, które mnie też interesują. Naprawdę warto mieć ją na półce i sięgać po nią często.
Jeżeli spodobał się Wam ten wpis i chcecie żeby takie zestawienia pojawiały się na tym blogu to kliknijcie „lubię to” i udostępnijcie na swojej tablicy – znajomi Wam podziękuj