kontakt i współpraca
Wózek Elodie Details Stockholm od zawsze był na mojej liście do przetestowania. Wiele razy widziałam go na ulicy i bardzo mi się podobał.
Zbliża się u nas koniec wózkowania, bo drzemki dzienne odchodzą w niepamięć, więc uznałam, że to ostatni moment żeby przetestować wózek Elodie Details.
Zacznę od tego, że mamy wersję 3.0, czyli poprawiony model, który już nie ma podwójnych kół z przodu. Do tego łatwiej się wypinają. Z nowości ma też uchwyt na ramie do podnoszenia złożonego wózka
Tak, jak piszę w każdej recenzji wózków, uważam, że nie ma wózka idealnego, przynajmniej dla mnie, bo jest dość wymagającym użytkownikiem. Tak samo jest z wózkiem Elodie Details. Ma mnóstwo plusów, których nie mają inne wózki, ale ma też kilka minusów (dla kogoś innego mogą być nieznaczące).
Wózek jest naprawdę duży i dziecku jest w nim wygodnie. Zaskoczyła mnie ogromna budka, która ma filtr przeciwsłoneczny SPF50. Dawno też nie miałam wózka z podwójną rączką i byłam nastawiona na to, że trudno będzie się go prowadzić. Ale dzięki zmianie kół naprawdę dobrze się jedzie prowadzi i czasami na prostej drodze da się nawet jedną ręką. Bardzo podoba mi się design i wykończenie – wózek jest przepiękny (wiele razy oglądałam się za nim na ulicy).
Dodam, że Julek waży obecnie 14 kg, czyli brakuje mu tylko kilograma żeby przekroczyć dopuszczalny limit. A ma 94 cm wzrostu i w tym wózku nadal ma dużo miejsca, nawet jak śpi.
Dzięki ulepszeniu kółek naprawdę dobrze prowadzi się po dziurawym chodniku. Nawet z 14-kilogramowym Julkiem podbija się na krawężnikach i radzi sobie z nierównościami. Zmiana kółek pomogła też przy zwrotności przednich kół. Rączki są bardzo wygodne i wysokie, a do tego powleczone eko skórą, która jest bardzo miła w dotyku. Na rączkach możecie powiesić torbę (to jest plus takich rozwiązań)
O tej budce mogłabym napisać poemat. W żadnym z wózków, które miałam do tej pory nie było aż takich ułatwień. Według mnie jest po prostu idealna! Łatwo się rozkłada, ma kilka możliwości skrócenia budki i dostosowania do warunków pogodowych. Po rozłożeniu siedziska do spania i maksymalnym naciągnięciu budki żaden promień słońca nie zaświeci Waszym dzieciom w oczy. Do tego ma okienko do podglądania, czy dziecko już zasnęło.
Siedzisko jest bardzo duże i wygodne nawet dla sporego dziecka. 5- punktowe pasy bezpieczeństwa bez problemu przekształcicie w 3-punktowe (sam pas). Siedzisko jest wysokie (47 cm) i szerokie 30 cm. Rozkłada się prawie na płasko pociągnięciem uchwytu. Tak samo się składa- szybko i cicho.
Wózek Elodie Details ma podnoszony podnóżek, który dobrze trzyma nóżki podczas spania i wystarcza dla Julka. Sam podnóżek na stopy (podczas siedzenia) jest dość nisko i Julek do niego dosięga, ale mniejszym dzieciom nóżki będą wisiały.
Kosz jest spory, ale trzeba przy nim kucać żeby znaleźć coś na końcu kosza. Minusem jest brak dostępu do kosza, kiedy siedzisko jest maksymalnie rozłożone.
Wózek Elodie Details składa się i rozkłada dość sprawnie, ale potrzebne są dwie ręce. Jeżeli macie mały, miejski samochód (jak ja) to możliwe, że będzie musieli za każdym razem zdejmować przednie koła. Tak jak pisałam wyżej, na szczęście można zrobić to jednym ruchem.
Kocyk Fethers Elodie Details
Podsumowując wózek Elodie Details jest z pewnością najpiękniejszym i najładniej wykończonym wózkiem jaki miałam. Buda, która w wielu wózkach doprowadzała mnie do szału tutaj jest IDEALNA. Wózek jest duży i bardzo wygodny dla dziecka (też do spania). Natomiast kosz na zakupy jest do poprawki. Jak musicie przewieść zakupy to możecie zawiesić siatki na rączkach.
Wózek jest dostępny w kilku wersjach kolorystycznych TUTAJ
a tu macie inne wózkowe recenzje:
Wózek na dużych kołach Dubatti One
Lekka spacerówka
Bugaboo Cameleon
Lekka spacerówka rozkładana na płasko Easywalker Buggy XS
⭐️ Blog dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej ✉️kontakt@nebule.pl 📚Moje książki dla dzieci wspierające rozwój mowy ⬇️⬇️⬇️
Chyba każdy rodzic chciałby żeby jego dziecko lubiło czytać książki. A to wszystko dzięki temu, że wszędzie mówi się o dobrodziejstwach płynących z tej czynności. Całe szczęście, że wychowanie małego czytelnika jest naprawdę łatwe, tylko trzeba wiedzieć o kilku rzeczach.
Książki warto wprowadzać jak najszybciej. Nie ma dolnej granicy wieku – ważne jest tylko aby wybierać książki odpowiednie do wieku. Oczywiście możecie czytać noworodkowi “Pana Tadeusza”, ale cel tego czytania będzie zupełnie inny niż wzięlibyśmy czarno-białą książeczkę z twardymi stronami i postawilibyśmy ją przed dzieckiem leżącym na brzuchu, a do tego zaczęli opowiadać.
To jest bardzo ważne! Jeżeli chcesz wychować małego czytelnika, sam MUSISZ nim też być. Dlaczego? Dzieci najwięcej uczą się przez naśladowanie i jeżeli widzą, że Ty też czytasz książki to z bardzo dużym prawdopodobieństwem będą Cię naśladować. Sama dawno temu doszłam do wniosku, że dziecko nie widzi mnie z książką, bo czytam tylko wtedy kiedy ono śpi. Od tamtej pory to zmieniłam i staram się przeczytać nawet kilka stron tak żeby widziało. Mimo tego, że mam czytnik to często kupuję też książki papierowe żeby dzieci mogły mnie naśladować.
Jest to jeden z ważniejszych punktów. Książki, które są zgodne z wiekiem i zainteresowaniami dziecka będą dosłownie POCHŁANIANE (czasem nawet po 100 razy, a dlaczego jest to ważne pisałam o tym tu: Przeczytaj mi jeszcze raz. Dlaczego tak się dzieje? Mózg uczy się zdecydowanie szybciej jeżeli jest zaangażowany. Często na moim blogu piszę właśnie o książkach podzielonych na wiek, bo wtedy jest Wam łatwiej je dobierać.
Zauważyłam u swoich dzieci (i Wy też mi o tym piszecie), że w momencie kiedy Wasze dzieci zaczynają doskonalić chodzenie, wspinanie (czas po 1 roku życia) to zainteresowanie książkami opada. Dlaczego tak się dzieje? Bo zazwyczaj żeby przeczytać książkę trzeba… USIĄŚĆ. A kiedy układ nerwowy jest teraz zorientowany na ruch i eksplorowanie świata to zwyczajne siadanie i czytanie jest marnotrawieniem drogocennego czasu. Co zrobić? Nie przejmować się, przeczekać. To jest też dobry czas na zaczęcie czytania przed snem. Takie maluchy też przed snem ciągle wstają, siadają ale może właśnie książka spowoduje zaciekawienie i kilka minut posłuchają.
Czasami rodzice chcą aby wszystkie książki były piękne, napisane literackim językiem z trudnymi metaforami. (Sama przyznaję, że książki dla dzieci kupuję też dla siebie, bo w końcu ja je czytam). Czasami jak widzę w księgarni po jakie książki sięgają moje dzieci, to aż czasami nie wierzę;) Wcale nie piękne, tylko takie z infantylnymi ilustracjami. No cóż! Takie książki najczęściej wypożyczamy z biblioteki. Czy są potrzebne? Według mnie tak, uczą dzieci rozpoznawania czy coś jest wartościowe, skłaniają do rozmów i dyskusji.
Poszukajcie w okolicy dobrze zaopatrzonej biblioteki. Ja sama odkryłam to miejsce dość wcześnie i byłam zdziwiona jak nasza biblioteka jest wyposażona. Moje dzieci dosłownie tam wbiegają i rzucają się na półki z książkami. Wypożyczają po 10 na głowę. To jest niesamowite, że teraz biblioteka jest tak przyjaznym miejscem dla dzieci.
Muszę poświęcić jeden punkt na ten rodzaj książek, bo wiem, że wiele dzieci je lubi. Ja mam na ich punkcie małą obsesję i jak widzę tylko nowość, która zapowiada się na ten typ to od razu kupuję. Zdecydowanie książki, w których bohaterami są dzieci mają bardzo dobry wpływ na rozwój, jak i czytelnictwo. Dzieci bardzo często utożsamiają się z bohaterami i odnoszą się do realnego życia. Dzięki temu czują jeszcze większy pociąg do książek.
Ostatnimi hitami na naszej półce są książki o Pepe – chłopcu, który jest taki jak nasze dzieci: jest wesoły, ciekawy świata i trochę obawia się pewnych sytuacji. Do tej pory ukazały się dwie, ale mam nadzieję, że jeszcze będą kolejne. Książki mają piękne ilustracje (trochę retro w skandynawskim stylu) i bardzo ciekawą treść.
Pierwsza część jest o wizycie u fryzjera. A na końcu macie dyplom i miejsce, gdzie dzieci mogą wkleić swój kosmyk włosów. No genialne!
“Pepe idzie do fryzjera”, Anna-Karin Garhamn, wyd. Kapitan Nauka- dostępna TUTAJ
A druga jest o wizycie w kinie. Na końcu możecie razem z dzieckiem napisać pierwszą recenzję.
“Pepe idzie do fryzjera”, Anna-Karin Garhamn, wyd. Kapitan Nauka – dostępna TUTAJ
(Macie ode mnie rabat na hasło: nebule na aż 25% na wszystko z www.kapitannauka.pl)
Takie właśnie książki powodują miłość do czytania, mówię Wam!
Wiele dzieci w Polsce zaczyna przygody z książkami od Ulicy czereśniowej, a później przechodzi do innych. Książki obrazkowe czytane razem z dzieckiem będą później zachęcać do samodzielnego sięgania po nie. O ile dla mniejszych dzieci jest sporo obrazkowych książek, to dla starszych już niewiele, ale na szczęście ostatnio trafiła w moje ręce Mela i Kostek. To bliźniacy, którzy są bardzo podobni do naszych dzieci. Realistyczne ilustracje i ciekawe zadania (idealnie nadają się do samodzielnego przeczytania). Książka zachęca do wymyślania różnych historii i rozwija wyobraźnię.
Mela i Kostek, czyli zwykły dzień bliźniaków, Anastasila Moshina, wyd. Kapitan Nauka, dostępna TUTAJ
Wiadomo, że zależy nam na tym aby dzieci czytały jak najwięcej, ale nie popadajmy w paranoję. Kiedy mówimy dziecku, że może obejrzeć bajkę dopiero jak przez 30 minut będzie czytało, powodujemy więcej szkody niż pożytku. Mimo tego, że nie nazywamy tego karą, to tak dziecko to odbiera. Nie warto łączyć książek z negatywnymi emocjami ( “Idź poczytaj książkę to się uspokoisz”). Dzięki takimi sformułowaniom na zawsze obrzydzimy dzieciom książki.
Głośno, wyraźnie i codziennie! Chociaż wieczorem przed snem:)
Jeżeli spodobał się Wam ten wpis to kliknijcie “Lubię to” i udostępnijcie ten wpis znajomym – podziękują Wam 🙂
Dostaję często od Was różne pytania, niektóre czasami wprawiają mnie w osłupienie. Ale to świadczy tylko o tym, że chcecie dla swoich dzieci jak najlepiej, a informacyjny szum skutecznie Wam w tym przeszkadza.
Ja też często czuję się zagubiona wśród newsów, które spadają na mnie z każdej strony. I gdyby tak na to spojrzeć, to WSZYSTKO szkodzi. Nie dajmy się zwariować:)
Część odnośników w artykule to linki afiliacyjne.
Jedno pytanie powtarza się bardzo często, kiedy gdzieś w tle (np. na instastories) dzieciaki jeżdżą na hulajnogach, czy nie obawiam się skutków jeżdżenia na tych sprzętach. I tak szczerze, to najpierw łapałam się za głowę, bo tak naprawdę to wszystko może szkodzić… A później zaczęłam się zastanawiać, dlaczego sprzęt skłaniający do ruchu może powodować takie kontrowersje.
Zawsze zachwycały mnie maluchy w kaskach jeżdżące na hulajnogach. Sama też dałam się złapać w marketingową pułapkę, że 2-latek to już może zasuwać! Kupiliśmy Lilce Mini micro, a ona do 5 roku życia nie chciała na niej jeździć. Wiedziałam z czego wynika niechęć (mała asymetria w wieku niemowlęcym) i pozwalałam jej na wybór. A ona do niej dorosła w wieku 5 lat i dopiero zaczęła jeździć.
Ważne: jeżeli Wasze dziecko miało lub ma asymetrię, to przed zakupem warto zapytać fizjoterapeutę, czy to dobry pomysł.
Scootandride Highwaykick
Oczywiście, bardziej rozwijającą aktywnością jest jazda na rowerze. Niestety rower ma swoje minusy, takie jak np. gabaryty i łatwiej jest zabrać hulajnogę. Jednak, nie ma co ukrywać, że rower (najpierw biegowy, a póżniej z pedałami) jest bardziej korzystny dla rozwoju motorycznego.
Jednak same dzieci często wolą hulajnogi i warto ich posłuchać.
Z dużym prawdopodobieństwem nie i możecie śmiało zaproponować tę aktywność dzieciom. Fizjoterapeuci mówią o tym, żeby podczas jazdy zmieniać nogę odpychającą. Według mnie jest to duży wysiłek dla mózgu i mało kto będzie tak robił. Z resztą organizm dzieci jest o wiele mądrzejszy niż nam się wydaje. Podczas jazdy nasze ciało bardzo intensywnie ćwiczy i zwyczajnie się męczy (podobne ruchy jak przy robieniu przysiadów). Nie jest możliwa jazda nawet godzinę non stop. Więc według mnie, nie ma się czego obawiać i można pozwalać jeździć dzieciom.
Jeżeli nasze starsze dziecko ma problemy z kręgosłupem (np. skolioza) to też warto zapytać o hulajnogę fizjoterapeutę.
Widzę, że jazda na 3 – kołowej bardziej wspiera rozwój stronny niż 2-kołowa. Dlaczego? Po pierwsze często mają węższy podest i nie ma możliwości dostawienia drugiej stopy, chyba że jedna za drugą. Po drugie hulajnogi 2-kołowe skręcają wtedy, kiedy przekręci się kierownice, a 3-kołowe zmieniają swój kierunek, przechylając ciężar ciała i balansujemy (wspieranie układu równowagi).
Scootandride Highwaykick 5
Według mnie tylko wtedy, kiedy dziecko jeździ bez kasku, a to juz zupełnie inny czynnik.
Testowaliśmy oba modele, więc chętnie Wam napiszę nasze wrażenia
Ogólnie są to bardzo podobne sprzęty, cenowo również. Rekomendowany wiek również jest identyczny.
Jul: Scootandride Highwaykick 1 Lila: Scootandride Highwaykick 5
I to by było na tyle:)
Hulajnoga Highwaykick 1 jest również jeździkiem. Najpierw dziecko może na nim jeździć na siedząco, a po zmianie siedziska staje się hulajnogą.
Składana Scootandride Highwaykick 3
Podsumowując, jazda na hulajnodze jest aktywnością, która angażuje całe ciało i sprawia ogromną radość. Nie ma co się przejmować i warto zaufać dzieciom, one będą wiedziały, kiedy coś im nie służy, szybciej niż nam się wydaje.
A tu łapcie rabat na zakupy do sklepu todler.pl gdzie na kod Nebule – dostajesz 5% rabatu na rowerki Woom, Puky czy na hulajnogi Micro.
a tu macie więcej wpisów o rowerach:
W Warszawie, co weekend jest mnóstwo atrakcji dla dzieci. Czasami aż trudno wybrać coś ciekawego, bo wybór jest tak ogromny. My też, jak tylko zostajemy w stolicy na sobotę i niedzielę to często uczestniczymy w różnych wydarzeniach.
Zazwyczaj relacjonuję Wam te wydarzenia już po i często piszecie: “Żałuję, że nie dałaś znać nam wcześniej, to udałoby się nam dotrzeć”. Więc dziś mam dla Was zapowiedź bardzo ciekawego wydarzenia, które będzie się odbywało w ten weekend w Warszawie.
Jest to kolejna edycja (już 8!) tego wydarzenia i już Wam mogę powiedzieć, że będzie bardzo ciekawie. Dlaczego? Bo oprócz wspaniałej zabawy będzie też mnóstwo edukacyjnych atrakcji. Oprócz zabawy dla całej rodziny, zarówno dzieci, jak i rodzice, mogą nauczyć się, jak zadbać o bezpieczeństwo najmłodszych – w przestrzeni publicznej, nad wodą, w lesie i zadbać o swoje zdrowie, co jest szczególnie ważne w okresie przedwakacyjnym, ale również przydatne na co dzień
Na co dzień nie mamy możliwości posłuchać ciekawostek od służb bezpieczeństwa, a tym razem będzie to możliwe. Jeżeli Wasze dzieci interesują się działaniami Straży pożarnej, Policji lub nawet bezpiecznymi przejazdami autobusem, to spodoba się im na pikniku.
Cała impreza powiązana jest ściśle z bezpieczeństwem: dzieci i rodzice będą mogli skorzystać z wiedzy ekspertów. W czasie pikniku będzie też wiele innych i konkursów z nagrodami.
Będą też animacje dla dzieci, warsztaty ogrodnicze przygotowane przez Leroy Merlin i zajęcia sportowe poprowadzone przez trenerów Zdrofit.
A wszystko to odbędzie się przed Arkadią tuż obok świetnego placu zabaw, który odwiedziliśmy wczoraj. Sam plac jest genialny i uważam, że to jeden z lepszych w całym mieście i często go odwiedzamy. Sami zobaczcie:
Informacje praktyczne:
Najwygodniej będzie Wam zaparkować w Arkadii (bezpłatny parking). A jak zgłodniejecie możecie skorzystać z restauracji w środku. Przy okazji koniecznie zaprowadźcie dzieci na zjeżdżalnie przy strefie jedzenia.
My wczoraj jedliśmy obiad w Black’u i było pysznie! (restauracje są też czynne w niehandlowe niedziele). Była Pani animatorka, która tak zajęła dziećmi, że nie chciały wychodzić.
Sam program pikniku jest imponujący i organizatorzy zadbali o wszystkie możliwe aspekty bezpieczeństwa. Cieszę się, że takie pikniki rodzinne to już nie tylko dmuchańce i kiełbaska z grilla tylko właśnie takie wielkie wydarzenie, z których dzieci i rodzice mogą wynieść wiele ciekawych informacji.
My też się pojawimy, więc liczę, że się zobaczymy pod Arkadią 🙂
Jeżeli spodobał się Wam post to kliknijcie “Lubię to” i puśćcie go dalej, niech inni też się dowiedzą o tym wydarzeniu 🙂
Jak czytacie tytuł tego wpisu to czujecie już mały zgrzyt? Czy Wy też tak mówicie lub mówiliście do swoich dzieci? Znam wielu rodziców, którzy specjalnie wystrzegali się takiej komunikacji z dzieckiem, która w dużym stopniu opiera się na wyrażeniach dźwiękonaśladowczych, używania 3 osoby czy też stosowania dużych uproszczeń.
W dzisiejszym wpisie chciałabym poruszyć ten temat, czyli mowy kierowanej do najmniejszych dzieci i przytoczyć ciekawe badania na ten temat.
Zacznę od tego, że na studiach logopedycznych ( Akademia Pedagogiki Specjalnej) wpojono nam, żeby mówić do dzieci NORMALNIE.
Kiedy kończyłam studia byłam przekonana, że to jest jedyna właściwa metoda wspomagająca rozwój mowy dzieci. I wtedy urodziłam dziecko… i zwyczajnie mój instynkt podpowiadał mi zupełnie inaczej.
Tak jakby wyłączyła mi się moja wiedza ze studiów i zaczęłam mówić do mojego niemowlęcia w zakazany sposób. Zaczęłam zdrabniać, używać zupełnie innego języka od poprawnego i w końcu po jakimś czasie to zauważyłam.
Nawet jak to piszę, to chce mi się śmiać bo od razu słyszę mój ton głosu, który przypomina mowę nianiek. Wiele mam (napiszę później o ojcach) się tego wstydzi i mówi tak do dziecka tylko jak jest z nim sam na sam.
A ja nie byłabym sobą żebym nie zaczęła drążyć tego, dlaczego tak się dzieje. Dotarłam do wielu ciekawych badań, które Wam poniżej przytoczę.
Właśnie ta mowa nazywana jest w literaturze mową fatyczną – jej najistotniejszą funkcją NIE jest wymiana informacji, ale nawiązywanie i podtrzymywanie kontaktu z dzieckiem. Mówimy do dziecka w ten sposób żeby nawiązać relację, a nie żeby opowiedzieć o współczesnej sytuacji politycznej (a wtedy doszłyby przekleństwa).
W tej komunikacji dużą rolę odgrywa uśmiech matki, który jest bardzo silnym stymulatorem zwrotnych reakcji dziecka.
“Chodź umyjemy rączki” “Założymy buciki” “Włożymy spodenki” “Umyjemy buźkę” (wiem, że wiele osób to drażni).
Używając zdrobnień i spieszczeń dorosły nie tylko pokazuje dziecku czułość, ale też próbuje pokazać dziecku, że otaczający świat jest przyjazny i pełen wielu miłych wydarzeń. A nawet takie miłe słówka stosowane są na zachętę.
Bardzo ciekawa jest obecność zdrobnień i spieszczeń w języku angielskim. Słynny duński anglista – Otto Jespersen napisał o tym języku tak: “Jest językiem dorosłego mężczyzny i nie ma w sobie prawie nic dziecinnego lub niewieściego” i w związku z tym jest w nim niewiele zdrobnień, a jak już są to są bardzo rzadko używane.
Wiele spieszczeń i zdrobnień jest elementem naszego folkloru. Być może nawet nasze mamy i babcie tak do nas mówiły i my instynktownie tak komunikujemy się z dziećmi (za Renatą Grzegorczykową)
“Pójdziemy spatki (spatuchny, spateńki), okryjemy się kołdereczką, weźmiemy poduszeczkę itd”
Taka wypowiedź służy podtrzymania pozytywnego nastroju i jest najczęściej wyrazem ciepłego stosunku do dziecka.
“Jak miło się tu bawię”
“A co my tu będziemy robić”
“A dlaczego się rozpłakałem?”
Takie użycie służy do zacieśnienia kontaktu między opiekunem i dzieckiem. Ma też pewien walor edukacyjny: kiedy używamy pierwszej osoby dorosły wypowiada się w imieniu dziecka , naśladując jego wewnętrzny głos.
Tak właśnie dlatego zupełnie nieświadomie mówimy o dziecku (i czasem o sobie) w 3 osobie : “Julek stęsknił się za mamą?”
Nie jest, już wyjaśniam dlaczego.
To zjawisko nazywa się mianem neutralizacji opozycji osobowych, która polega na opóźnieniu wprowadzania kategorii osoby do języka dziecka. Pozwalamy dziecku na łatwiejsze przyswojenie deklinacji rzeczownika (odmiana przez przypadki), która zwykle wyprzedza nabywanie koniugacji (odmiana przez osoby) (o około rok).
Przejdziemy teraz do tzw. głupich pytań, które również wpisują się w styl tej mowy. Kiedyś pewna mama powiedziała mi, że nie będzie robić z dziecka głupka i nie będzie pytać, gdzie ma oczko, gdzie ma nosek. Przecież to dziecko doskonale wie.
“Gdzie masz oczko?”
“Gdzie mama ma nosek?”
“Jak szczeka piesek?”
Te pytania są taką ukrytą sugestią żeby dziecko coś nam pokazało lub znalazło. Jak się okazuje to są też pytania fatyczne, czyli takie, które podtrzymują kontakt z dzieckiem. Przecież nie będziemy rozmawiać z dzieckiem o rosnących podatkach. Służą one głównie dla przyciągnięcia uwagi i podtrzymania relacji z dzieckiem.
Z wielu badań wynika, że ojcowie na ogół w o wiele mniejszym stopniu modyfikują swoją mowę. Do tego są bardziej wymagający, używają innych pytań i szerszego zasobu słownictwa, a do tego krócej niż matki podtrzymują “temat rozmowy”.
Wielu językoznawców jest zdania, że to właśnie mowa ojców stanowi pomost między dobraną do możliwości dziecka mową matek, a złożoną mową dorosłych (Vasta).
Co ciekawego mowy matek używają też starsze dzieci (starsze rodzeństwo). Uczeni mówią, że można to zauważyć już u dzieci czteroletnich. Natomiast piszą też o dwóch warunkach: młodsze dziecko zaczyna mówić i różnica wieku między dziećmi jest większa niż dwa lata. Chodzi o dzieci z tej samej rodziny, związane ze sobą silnie emocjonalnie ( V. Vasić)
Bardzo jest też ciekawe takie zjawisko: dorośli, którzy używają języka matek uważają, że są to słowa tzw. drugiego gatunku. Sądzą nawet, że przeszkadzają w przyswojeniu języka i sprzyjają dziecinnym nawykom. Takie sformułowania mogą być do tego źródłem wielu konfliktów w rodzinie np. ze starszymi pokoleniami.
Tylko doskonale potrafią odczytać nowe umiejętności dziecka i powoli wykreślać tamte słowa ze słownika. Źródła podają, że ich zanik następuje u dzieci w okresie 1,8 do 2,6.
Były nawet przeprowadzone badania na grupie polskich dzieci w wieku od 3 do 7 lat. Poddano analizie 100 000 słów i autorki badania (H. Zgółkowa i K.Buczyńska) wynotowały tylko 14 takich słów, określanych jako dziecięce, czyli stanowią one 0,22%.
Z tego badania wynika jeden fakt: jeżeli mówimy do naszego malutkiego dziecka w taki sposób i będziemy za nim podążać po kolei wykreślając je z jego repertuaru słów, zastępując je nowymi (poprawnymi formami), to nie musimy się bać, że 20- letni Jaś będzie mówić na psa “haua”.
“…mowa otoczenia powinna być poprawna. Do dziecka trzeba mówić wolno, wymowa winna być dokładna i wyraźna. Trzeba koniecznie zaniechać sztucznego spieszczania i używania tzw. języka dziecięcego.”
To wielu badaczy jest innego zdania i ja się ku nim skłaniam.
Fińska badaczka Kirsti Toivainen np. uważa, że język dziecięcy nie może zepsuć języka dziecka, gdyż słyszy ono również w wielu sytuacjach język dorosły. Tak samo uważa Hanna Olechnowicz.
Są również opinie, że tylko niektóre elementy tzw. języka dziecięcego wpływają pozytywnie na rozwój.
Ja sama stosowałam wszystkie elementy tego języka w stosunku do swoich dzieci i widzę bardzo dobry wpływ na ogólny rozwój mowy. Skłaniam się też ku temu żeby nie podawać AŻ tak ścisłych zaleceń dla rodziców, bo powoduje to duży informacyjny szum i prowadzi do dezorientacji: ” To jak mam w końcu mówić?”
Po lekturze książki Stanisława Milejskiego, z której pochodzi większość badań przytoczonych w tym artykule wnioskuję zgodnie z autorem, że tak naprawdę nie ma to większego wpływu, w jaki sposób rodzice będą się porozumiewali z dzieckiem. NAJWAŻNIEJSZE jest to żeby do dziecka mówić od samego początku i czy będziemy czułym głosem opowiadać o konstrukcji traktora, czy zachwycać się każdym paluszkiem naszego berbecia – to nie ma większego znaczenia.
Bardzo ciekawie na ten temat napisał Roger Brown w książce “Talking to children”: “Istnieją tacy rodzice, bardzo wrażliwi na punkcie edukacji, którzy nie zamierzają NIGDY używać języka dziecięcego. Każdemu z nich udaje się omijać tylko kilka cech języka dziecięcego, o których wszyscy wiedzą, takich jak np. zdrobnienia”. Nieświadomie zaś używają 100 innych. Chyba szczęśliwie dla swoich dzieci”.
A jeżeli macie chęć poczytać o innych badaniach na ten temat przeczytajcie wpis Alicji z mataja.pl. Alicja przytacza tam wiele ciekawych badań naukowych potwierdzających tę teorię.
Tu macie Książki wspomagające rozwój mowy
A tu link do wpisu Kiedy do logopedy?
W opracowaniu tego artykułu korzystałam z własnej wiedzy i bardzo ciekawej książki Stanisława Milewskiego “Mowa dorosłych kierowana do niemowląt. Studium fonostatyczno-fonotaktyczne” wyd. Harmonia.
Jeżeli spodobał się Wam ten wpis, kliknijcie “Lubię to” i puśćcie go dalej w świat.
Też macie trochę dość idealnego świata? W bajkach dla dzieci wszyscy są mili i rozwiązują problemy szybko i sprawnie. W książkach dla dzieci: mama zawsze uśmiechnięta i chętna na zabawy z dziećmi. A jak jest w życiu? No różnie.
Chociaż wiadomo nie od dziś, że lubimy poczytać takie sielankowe historie i oderwać się od swojego bałaganu, problemów, to czasem warto sięgnąć po coś prawdziwego.
Dziś chciałabym Wam polecić dwie książeczki, które wczoraj miały swoją premierę. Bohaterami są Mela i Groszek – rodzeństwo, które ma takie same problemy jak nasze dzieci. Mieszkają w bloku z mamą, tatą i psem o wdzięcznym imeniu Wampir. Są to dzieci, takie jak nasze, które potrafią zrobić awanturę o kolor kubka.
Pokażę Wam dwie książki, które właśnie się ukazały. A ja mam cichą nadzieję, że z tego zrobi się fajna seria dla dzieci i rodziców.
Dostępna TUTAJ
Znacie to? Nie takie getry, nie taki jogurt, nie taki dzień! Każdy z nas ma czasami zły dzień i warto o tym mówić. Dzieciom też zdarzają się takie dni (nawet często), że wszystko idzie jak po grudzie. Często wystawiają naszą cierpliwość na próbę i tym samym sprawiają, że i nam się ten humor udziela.
Tak samo jest z Melą – 6- latką, której trafił się właśnie taki dzień. Zaspali do przedszkola, mama dała nie takie getry, a na koniec trafił się nie taki jogurt. Chyba każdy z nas ma prawo się wtedy złościć i przeżywać? Na szczęście pod koniec dnia udaje się Meli rozpędzić złe humory!
W książce przedstawione są normalne sytuacje z dnia codziennego i dzięki temu tak dobrze się z nimi identyfikujemy. Dziecko podczas czytania książki może zobaczyć w niej siebie i swoje problemy, które często mu się przytrafiają.
Młodszy brat Meli właśnie debiutuje w przedszkolu i bardzo się denerwuje. Nie jest pewien, czy mu się spodoba i ma mnóstwo obaw. Próbuje sam sobie poradzić ze swoimi zmartwieniami, jednak nie jest to proste. Na szczęście okazuje się, że w przedszkolu jest super! Ale oczywiście pojawią się również problemy, które udaje się rozwiązać.
Ta część jest idealna dla dzieci, które debiutują w przedszkolu. Dzięki realistycznym ilustracjom i ciekawej treści przybliżycie im życie przedszkolne.
Te dwie książki są bardzo wartościowe i liczę na to, że niedługo powstaną kolejne części. Mają realne ilustracje, a bohaterowie są tacy jak my. Dzieci dzięki takim sytuacjom przedstawionym w książce mogą się identyfikować z bohaterami. Każda z tych historii kończy się dobrze, więc dzieci mogą mieć pewność, że zawsze jest wyjście z problemów i trudnych sytuacji.
Dzień Dziecka już niedługo i żeby Wam ułatwić poszukiwania przygotowałam pierwszy post z ciekawymi propozycjami. Myślę, że Wam się spodobają!
Do napisania tego wpisu zaprosiła mnie marka Janod, która ma teraz w swojej ofercie wiele nowości (zobaczycie je poniżej).
Zacznę od zabawek dla najmłodszych i pokaże 3 bardzo ciekawe propozycje.
Zupełna nowość, dlatego nie mam realnych zdjęć. Szukałam takiego, jak Julek był mały i przeżywał fascynację sorterami. Jeżeli macie dziecko w okolicach roku to bardzo polecam Wam właśnie taką zabawkę. Jest bardzo ciekawy, bo można wkładać klocki na dwa różne sposoby i ma drzwiczki, dzięki którym szybko się je wyjmuje.
Dostępny TUTAJ
Takie same miał Julek w okolicy roku i to była jedna z ulubionych zabawek. Dźwięki bardzo przypominają realne odgłosy zwierząt. Dzieci uczą się rozpoznawać kształty i ćwiczyć prawidłowy chwyt.
Dostępne TUTAJ
Ogromne puzzle z elementami dotykowymi zaciekawią nawet maluszki. Do układanki dołożony jest plakat, dzięki któremu łatwiej będzie je Wam ułożyć. Najpierw możecie kłaść je na plakacie, a później probować bez. Świetny pomysł na prezent dla dziecka od 2 roku.
A teraz pomysły na prezenty dla 3-latka. Julek miał niedawno urodziny i dostał właśnie ten warsztat.
Świetny stolik z narzędziami do zabawy w warsztat. Już dawno o nim myślałam i to był strzał w dziesiątkę. W zestawie jest mnóstwo elementów, które możecie wykorzystywać w zabawie. Są narzędzia, które przyczepia się do ścianki za pomocą magnesów, śrubki, listewki, koła zębate, a nawet kreda do pisania po tabliczce.
To idealna zabawka dla małego miłośnika straży pożarnej. Wszystkie elementy są ruchome: możemy odkręcać i przykręcać śrubki. W zestawie jest też 3 strażaków, których można ustawiać w różnych miejscach w wozie.
Nowość, która totalnie zachwyciła moje dzieci. Najpierw układamy puzzle, a później za pomocą lupy wyszukujemy ukryte obrazki. Świetna zabawa!
To nie są zwykłe pieczątki! W zestawie jest dużo różnych obrazków i można z nich stworzyć całe scenki. Jak wyschną możecie je pokolorować. Dla małego fana dinozaurów to prezent idealny.
Jest też taki zestaw dla miłośniczek mody. Możecie mieszać stroje i fryzury, a na koniec pokolorować. Świetny zestaw kreatywny, który można wykorzystywać na wiele sposobów.
Piękny zeszyt z zestawem naklejek do samodzielnego wyklejania. Po bokach są też elementy do kolorowania. Na koniec możecie wyciąć obrazek i powiesić na ścianie.
A ten piękny pamiętnik upatrzyłam na Dzień Dziecka.
Po ostatniej wizycie u znajomych moje dzieci non stop by na czymś grały. A pianinko Janod ma zmienione dźwięki i brzmi naprawdę dobrze, a do tego pięknie wygląda. Poniżej nagrałyśmy filmik żebyście mogli usłyszeć brzmienie.
Chociaż sugerowany wiek to 5 lat +, to my graliśmy w tę grę też z Julkiem. Można właśnie grać w nią jak w zwykłą loteryjkę, a jak dzieci dorosną to zastosować wszystkie reguły, które naszym zdaniem są świetne. Sami jesteśmy fanami rekreacyjnego pokera i grywamy na żetony, a ta gra zawiera jego elementy.
A Wy już macie pomysł na prezenty na Dzień Dziecka?
A tu inspiracje na konkretny wiek:
Prezent na roczek 100 inspiracji
Prezenty dla 2 latka
Prezenty dla 3-latka
Prezent dla 4 latka
Prezenty dla 5-latka
Prezenty dla 6 latka
Prezenty dla 8-latka
Prezenty na święta dla dzieci 2021
Atrakcje dla dzieci – Białystok, czyli przegląd miejsc, do których bardzo często jeździmy i odkrywamy na nowo.
Jak wiecie, to moje miasto rodzinne – tam mieszkałam przez 19 lat życia. Mam tam rodzinę, przyjaciół i miejsca, które przyciągają jak magnes.
Dziś chciałabym Wam opisać atrakcje dla dzieci, które odwiedziliśmy w Majówkę.
EDIT: Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że wrócimy w rodzinne strony. Dziś uaktualnię ten wpis, bo pojawiło się mnóstwo ciekawych atrakcji. Dodałam też listę najlepszych restauracji. Przy każdym miejscu dodałam jeszcze przewidywaną datę otwarcia.
Oczywiście, że tak! Zacznę od tego, że odległość (180 km) pokonacie nawet w 1.40 h. Od samego wylotu Warszawy do Białegostoku jest droga dwupasmowa, którą jeździ się doskonale! Pociągiem przejedziecie w ok. 2:20, jest to też dobra opcja, a dodatkowo dzieci będą miały przygodę.
Dziś pokażę Wam tylko wybrane miejsca, bo chciałabym żeby każde opisane miejsce miało też zdjęcia, a to mi trochę zajmie. Mogę śmiało powiedzieć, że tym wpisem zaczynam cykl, bo z pewnością będzie ich więcej i jestem przekonana, że nabierzecie ochoty żeby odwiedzić Moje Magiczne Podlasie.
Jak będziecie wybierać się do Białegostoku, to koniecznie sprawdźcie repertuar BTL. Za każdym razem, jak tam jesteśmy, coś sobie wyszukamy. Bilety są tańsze niż do kina! (20 zł ulgowy, 23 normalny) Ja się wychowałam na tym teatrze i jak tylko jestem w Białymstoku to zabieram dzieci. Nie ma większych problemów z biletami i kupicie je w kasie przed spektaklem.
Blisko teatru znajduje się moja ulubiona księgarnia z książkami dla dzieci
ul. Grochowa 4 lok. 2U (CENTRUM)
Francuska cukiernia z pięknym wystrojem i mini kącikiem dla dzieci. Jadłam tam przepyszne zawijasy cynamonowe i z pewnością będę wracać. Pyszna kawa i ciastka.
Niedaleko jest też chyba jedna z najbardziej znanych kawiarni w Białymstoku.
ul. Lipowa 16/24 (CENTRUM)
To niepozorne miejsce ze stolikiem dla dzieci i książeczkami. Tam wypijecie znakomitą kawę i zjecie wyborne desery! Ich pączki osławiła już Eliza z whiteplate.com. Jednak nie tak łatwo na nie trafić;) Możecie zadzwonić i zarezerwować, bo bardzo szybko się rozchodzą.
Chociaż ja się wychowałam w Białysmtoku bez Rynku, to teraz jest i to bardzo fajny! Możecie się tam wybrać na spacer, na lody (do Bella vita).
Malutkie i darmowe Zoo, gdzie możecie obejrzeć kilkanaście zwierząt (nie ma tam zwierząt tropikalnych), ale zobaczycie: ciekawe rasy kur, rysie, niedźwiedzie, świnki, króliki i nawet jest żubr. Z tyłu Zoo jest przyjemny plac zabaw. Za ZOO jest plac zabaw, a już niedługo będziemy mieli pierwszy wodny plac zabaw.
Piękne zadbane miejsce, które jest idealne na wycieczkę rowerową lub spacer. Jest tam też jeden z najbardziej obleganych placów zabaw. W sezonie letnim są pokazy multimedialne fontann. Teren przed i za Pałacem Branickim jest przepiękny i zachęca do spacerów.
Obok jest znakomita restauracja z placem zabaw
To miejsce, gdzie naprawdę dobrze zjecie, a w czasie oczekiwania dzieci pobawią się na placu zabaw, a wy pykniecie partyjkę warcabów. Pyszne jedzenie i piękne miejsce.
Jest to nasze obowiązkowe miejsce do odwiedzenia, kiedy jesteśmy w Białymstoku. Oprócz tego, że jest jezioro, to znajdziecie tam z 6 (a może więcej placów zabaw). Możecie wziąć swoje jedzenie lub zamówić coś na miejscu. Możecie się tam wybrać nawet, jak nie ma upału i pobawić się na placu.
Nie byłam tam z 20 lat! W deszczową Majówkę zabraliśmy dzieci i bawiliśmy się świetnie. Chociaż widać ząb czasu, to atrakcje, które tam znajdziecie podobały nam się bardzo. Jest basen z falami, brodzik, basen pływacki, dwie duże zjeżdżalnie, 3 ogrome lecznicze jazuzzi (borowinowe, ługowe i magnezowo-wapniowe), grota solna, grota śnieżna (!).
Niewiele osób wie, że w Białymstoku jest mnóstwo świetnych murali. Jeden z najbardziej znanych to “Dziewczynka z konewką”. Całą mapę murali znajdziecie TUTAJ
Najlepiej kupcie bilety online TUTAJ
Nowootwarte Centrum jest genialne – obecnie to nasze ulubiona atrakcja w mieście.
Dostępne są dwie strefy:
DLA MNIEJSZYCH DZIECI – Strefa Małego Odkrywcy – od 3 do 10 lat
DLA STARSZYCH DZIECI I DOROSŁYCH – WYSTAWA GŁÓWNA
a tu szerszy cały wpis o atrakcjach EPI CENTRUM
TIP: Przyjdźcie najedzeni i weźcie ubranie na zmianę. Parkować można w zatoczce pod samym Epi Centrum
Tu mamy oddzielny wpis wraz z przewodnikiem do pobrania gdzie jest omówiona BIAŁOWIEŻA i jej atrakcje.
Oddalona od Białegostoku o 90 km jest miejscem wyjątkowym. Raz w roku MUSZĘ tam być, chociaż na jeden dzień. Jeżeli też macie chęć to polecam Hotel Żubrówka (z super strefą spa i basenami) lub skorzystajcie z agroturystyki Stoczek 1929 z doskonałą kuchnią lub Apartamenty Carskie. W tych miejscach są też najlepsze restauracje w Białowieży.
Niedaleko Białowieży jest też Wiejska Zagroda Podlasie – fajne miejsce, w którym spaliśmy
Za każdym razem, jak tam jesteśmy to musimy się przespacerować Parkiem Pałacowym, pobawić się na placu zabaw przy Stacji Białowieża, zjeść soljankę i wtedy możemy wracać. Nie byłam jeszcze z dziećmi w samej Puszczy w rezerwacie, bo czekam, aż będą starsze i też zakochają się w tym miejscu.
Czyli posiadłość kilka kilometrów od Białegostoku – tam kilka lat temu było nasze wesele. Teraz oprócz znakomitej restauracji jest sporo atrakcji dla dzieci (wstęp jest płatny):
Możecie tam być kilka długich godzin.
Czyli miejsce, które znają chyba wszyscy białostoczanie. Nie jest może bardzo wypasione, ale moim dzieciom się podobało. Wstęp do samych dinozaurów jest płatny. Przed wejściem jest też mini wesołe miasteczko, które ma już swoje lata, ale nadal sprawia wiele radości.
Samo Podlasie jest piękne! Czasem dzieciom wystarczą same patyki i przepiękna otaczająca przyroda (bez żadnego filtra). To idealne miejsce na wycieczki rowerowe!
To już wszystkie atrakcje dla dzieci – Białystok to miejsce, które ma wg mnie jeszcze nie do końca odkryty potencjał i dzięki temu są tam atrakcyjne ceny i nie ma wielu turystów. Byliście tam kiedyś? Miasto bardzo się zmieniło i bardzo nam się tam podoba.
Z wiekiem staję się coraz bardziej sentymentalna. Częściej oglądam zdjęcia i filmiki z czasów, jak dzieci były malutkie. Sama też z ogromną chęcią wracam do moich wspomnień z dzieciństwa.
W maju wypada wyjątkowy dzień – Dzień Mamy, a ja chciałam stworzyć coś nietuzinkowego na prezent dla siebie i mojej Mamy. Długo myślałam, czym mogłabym obdarować moją Mamę, aż w końcu wymyśliłam.
Wpadłam na pomysł stworzenia albumu z wszystkimi najpiękniejszymi zdjęciami z mojego całego życia, na których jestem z moją Mamą. Przyznam szczerze, że jest ich naprawdę niewiele i trochę żałuję, że kiedyś nie robiono tak dużej ilości zdjęć, jak teraz.
Zebrałam ze wszystkich albumów w moim rodzinnym domu te najpiękniejsze, które wzbudzają we mnie najcieplejsze wspomnienia.
Samo selekcjonowanie zdjęć wprawiło mnie dobry humor, bo kiedyś fotografie były zupełnie inne. Spędziłam bardzo miły wieczór na wybieraniu i wspominaniu tych najpiękniejszych chwil.
Później zeskanowałam wszystkie fotografie i wgrałam w Printu.
Zawsze myślałam, że zrobienie fotoksiążki wymaga poświęceniu kilku wieczorów, a tymczasem dzięki gotowym pięknym szablonom trwało to pół godziny. W ofercie macie do wyboru różne szablony (nawet są na Dzień Mamy). Wystarczy porozmieszczać zdjęcia, zatwierdzić i gotowe!
Od tamtej pory obejrzałam go chyba z 30 razy i tak szczerze, że nie mogę doczekać, kiedy podaruję go mojej Mamie.
Jeżeli nie macie pomysłu na prezent na Dzień Mamy, to bardzo Wam polecam taką cudną pamiątkę. Zrobicie go szybko, a gwarantuję, że osoba obdarowana będzie przeszczęśliwa.
Mam też dla Was kupon rabatowy, jeżeli chcecie też zrobić sobie taką fotoksiążkę. Wystarczy, że klikniecie TUTAJ i automatycznie naliczy Wam się rabat -40 zł.
Wpis powstał w ramach współpracy z Printu.
Jeżeli spodobał się Wam ten pomysł, to kliknijcie “Lubię to” i udostępnijcie ten wpis znajomym – podziękują Wam.
Po więcej inspiracji na prezenty dla kobiet zajrzyjcie do wpisu Prezenty dla niej
a tu macie inne inspiracje na Prezent na Dzień Mamy
Układanki edukacyjne często goszczą na naszych półkach. Takie zabawki pozwalają zaspokoić głód wiedzy, a przy okazji pobawić się. A wiadomo nie od dziś, że nauka przez zabawę przynosi najlepsze efekty.
Dziś chciałabym Wam pokazać układanki edukacyjne, które mamy w domu i bardzo często z nich korzystamy.
Wiem też, że zbieracie powoli inspiracje na prezenty na Dzień Dziecka, więc postów z inspiracjami będzie sporo.
Zacznę od klocków – układanki dla najmłodszych
KLIK
My mamy wersję z zawodami, ale są dostępne również inne. Już dłuższy czas szukałam takiej układanki edukacyjnej. Ta jest świetna, bo dodatkowo ma magnesy. Dzieci układają wertykalnie klocki i tak tworzą postać. Są niewielkie i lekki, a dzięki temu sprawdzają się też w podróży.
Odkryłam bardzo fajną markę układanek i je niżej Wam zalinkuję.
Piękne puzzle z bardzo szczegółowymi ilustracjami. Nie będę ukrywać, największą radość sprawia późniejsze świecenie latarką i odnajdywanie wszystkich elementów zaznaczonych na boku. Według mnie i moich dzieci są rewelacyjne, a do tego stosunkowo tanie.
W zestawie jest latarka i suchościeralny mazak.
Z tej firmy są jeszcze fajne dla młodszych dzieci: TAKIE, TAKIE, TAKIE,
A dla starszych TAKIE, TAKIE do nauki angielskiego
Julek uwielbia tę układankę i zna już ją prawie na pamięć. Najpierw układamy puzzle z literami razem, a później on dopasowuje litery i nazywa przedmioty. Jest bardzo prosta, ale naprawdę dużo można się z niej nauczyć. Obecnie szukam czegoś podobnego tylko, że w języku polskim.
Świetne puzzle, które mają też elementy w kształcie planet. Możecie je układać na dwa sposoby: układać wszystko na raz lub najpierw ułożyć normalne puzzle, a później powkładać planety. Do tego proporcje pomiędzy wielkościami są zachowane. Jeżeli szukacie czegoś dla miłośników kosmosu to bardzo je polecam.
Dostępne najtaniej TUTAJ
Przepiękne puzzle, z których dowiecie się wielu ciekawych rzeczy. Możecie używać też do nich figurek ze zwierzętami. Układaliśmy je już kilkanaście razy i jeszcze się nie znudził. Są dostępne jeszcze drugie (trudniejsze) KLIK
Dostępne najtaniej TUTAJ (kosztują 10 zł!)
Świetne memory do nauki, a do tego do świetnej zabawy. Możecie przełożyć kartoniki do woreczka i wziąć w podróż. Plus za realne zdjęcia.
Piękne puzzle, które czekają na długi deszczowy dzień (jeszcze tak dużych nie układałam z Lilą). Na ilustracjach są przedstawione sławne rasy psów. Jest też wersja z kotami KLIK
Puzzle przedstawiające wybitnych naukowców. Bardzo fajny pomysł żeby zrobić puzzle w taki motyw – w czasie układania możemy na tem temat porozmawiać z dziećmi, a później poszukać informacji. Jest też wersja z samymi kobietami
Jeżeli jeszcze Wam mało to kliknijcie wpis z zabawkami do nauki Geografia przez zabawę i o ciele człowieka Zabawki edukacyjne.
Jeżeli spodobał się Wam ten wpis, kliknijcie “Lubię to” i udostępnijcie ten wpis znajomym – podziękują Wam.