fbpx

Pokój dla chłopca i dziewczynki, czyli nasze cztery kąty

Pokój naszego chłopca i dziewczynki w końcu jest gotowy – dziś pokażę Wam całość. Jest to tymczasowe rozwiązanie – dopóki nie zdecydujemy się co dalej. Póki co, jestem bardzo zadowolona ze wspólnego pokoju, bo dzieci bawią się ze sobą bardzo dużo i mają sporo wspólnych zabawek.

Pokój nie jest duży, ale dość ustawny. Ma kształt prostokąta i z tyłu dużą szafę na ubrania i zabawki, których aktualnie nie używają. Nie do końca sprawdza mi się ta opcja, bo jednak wolę trzymać wszystko w komodach. W kolejnym naszym domu na pewno o to zadbam.

Pokój chłopca i dziewczynki

Łóżko

Najpierw mieliśmy kanapę i małe łóżko Julka. Jednak zostało mało miejsca w pokoju na zabawę, więc zdecydowaliśmy, że razem będą spać na kanapie. Niestety Julek non stop z niej spadał, a ciężko było zabezpieczyć boki. Przyszedł mi do głowy genialny pomysł i zaczęłam szukać łóżek z rozsuwanym drugim materacem. Zaryzykowałam i kupiłam łóżko Ikea Slakt. Jestem zadowolona z tego wyboru w 100 %. W pełni odpowiada naszym potrzebom, czyli:

  • po złożeniu zajmuje mało miejsca
  • szybko się rozkłada i składa
  • ma pojemnik na pościel
  • dziecko śpi na normalnym materacu, na który można naciągnąć nieprzemakalny pokrowiec
  • jak kiedyś będziemy zmieniać mieszkanie, to łóżko będzie u jednego z dzieci i będzie mogło zapraszać kolegów na nocowanie
  • sama spałam też na nim i jest bardzo wygodne
  • można założyć barierkę na bok

(jedyny minus to dość długi montaż – zajęło to około 6 h)

pokój dla chłopca i dziewczynki

Biurko Minko

Tak jak pisałam Wam we wpisie: Biurka dla dzieci zamówiłam biurko Minko. W ostatniej chwili zdecydowałam, że zamówimy duże biurko BASIC, a nie KIDS. To była dobra decyzja, bo po pierwsze: wystarczy na dłużej, a po drugie pasują do niego duże krzesła. Po ponad miesiącu użytkowania jestem zachwycona jakością.

Nie muszę kłaść podkładek, bo nic się nie odbija. Wszystkie ślady wycieram magiczną gąbką i biurko jest w stanie idealnym. Do tego bardzo przydatne są szuflady pod blatem i szufladka na nadstawce.

Krzesło Nomi (pisałam o nim zresztą wpis Krzesełko Nomi)

Julek ma biurko i krzesełko po siostrze Les Gambettes, ale muszę przyznać, że z niego nie korzysta zbyt często. Zdecydowanie woli się bawić na podłodze.

Dekoracja ściany

Jasna ściana wygląda fajnie i najpierw nie zamierzałam nic z nią robić. Jednak pokój wydawał mi się mało przytulny, więc zaczęłam szukać czegoś ciekawego. Trafiłam do Dekornika i dosłownie przepadłam. Przepiękne wzory naklejek, aż trudno było coś wybrać. Zależało mi na wzorze uniwersalnym i jak pokazałam dzieciom balony, to też potwierdziły mój wybór. Zamówiłam zestaw balonów (KLIK) i do tego jako uzupełnienie kropki. Całość wygląda razem przepięknie i bardzo pasuje do tego wnętrza. Naklejki bardzo łatwo jest przykleić i odkleić (nie zostawiają śladów).

Dodatki

Brakującym elementem pokoju były tekstylia, to one dodały przytulnego charakteru.

Pościel Cozydots zachwyciła mnie już dawno. Falbanki przy poszewkach są urocze i do tego pięknie wyglądają. Pościel nie gniecie się i to jej dodatkowy plus. Do tego mają wszyte kryte suwaki i dzięki temu wypełnienia nie wychodzą. Prezentuje się znakomicie i myślę, że wystarczy na lata.

Pościel TUTAJ, Poduszka Serce TUTAJ

psst. Mam też rabat dla Was na pościel i poduchę serce kod to nebule15 i daje rabat -15% ważny do 7.11

pokój dla chłopca i dziewczynki

Szukałam też dwustronnej narzuty pasującej do pokoju i nic ciekawego nie mogłam znaleźć, więc zapytałam Cozydots o opcje personalizacji. Dzięki temu, że szyją w Polsce i mają swoją szwalnie, udało się uczyć taką piękną kapę. (Niedługo będzie dostępna zakładka na ich stronie z indywidualnymi zamówienia).

Dwustronna narzuta wygląda tak:

Do tego mamy piękne poduchy i pufę polskiej marki Betty’s Home KLIK

Pięknie uzupełniają wnętrze, a do tego dzieci zabierają je często do zabawy. Miękkie welurowe akcesoria świetnie tu pasują. Literki też dodają charakteru. Mamy też małą pufę, której używamy do czytania książek i zabaw na podłodze.

Poprosiliście też o rabat do Betty’s home – hasło nebule na -15% ważny do 17.11.

pokój dla chłopca i dziewczynki
pokój dla chłopca i dziewczynki

Meble

Do mebli nie przywiązywaliśmy wielkiej uwagi, więc dokupiliśmy regał Billy z Ikei i przewieźli szafkę (niestety już jej nie ma).

Często pytacie o magnetofon dla dzieci – my mamy Sony i bardzo dobrze nam służy KLIK

Wciąż nam służy dywan Lorena Canals, który można prać w pralce KLIK.

a tu macie kolejne wpisy z serii:

Wykończenie domu

Inspiracje na dom marzeń

Biały czy kolor – Kolory ścian

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

8 sposobów, które naprawdę działają – nauka angielskiego dla dzieci

Kto chciałby się dowiedzieć jak u nas wygląda nauka angielskiego dla dzieci – dziś przyszedł czas na konkret. Popełniłem kiedyś wpis a zarażaniu potomków głodem do języków: Dlaczego warto uczyć dzieci języków obcych – dziś opiszę praktykę. Jak to robimy? Co działa? Co nie działa? Choć sam akurat władam kilkoma językami, nie jestem żadnym edukacyjnym guru. Tym bardziej nie mówię, że mamy cudowną receptę, po zaaplikowaniu której, wasze dziecko w jedną noc nauczy się języka angielskiego.

Opiszę ci po prostu moje starania – a ty sama zdecydujesz, które hacki mogą przypaść do gustu i zdziałać cuda, przy konkretnie twoim dziecku. Jestem też ciekaw co działa u Ciebie?

1. Przyswajanie języka

Chcesz zapewnić swojemu dziecku najlepszą edukację. Siadasz do komputera i wpisujesz w wyszukiwarkę frazy: nauka angielskiego dla dzieci, nauka angielskiego w domu, nauka angielskiego dzieci online etc.

Wszędzie pojawia się wspólny mianownik – słówko NAUKA.

Póki Lila miała 2-3 latka, czy na obecnym etapie Julka – odrzuciliśmy coś takiego jak Nauka Angielskiego (czy Nauka Chińskiego). Samo słowo Nauka – wznieca w nas uczucie, że wiąże się to z jakimś trudem czy wysiłkiem. Natomiast tak naprawdę chodzi tylko o to, że Nauka oznacza świadome stosowanie przeróżnych zabiegów by zrozumieć i opanować język, słownictwo, gramatykę, strukturę języka. Spójrz za to na język ojczysty – nabywasz go spontanicznie. Dziecko samoistnie go przyswaja. Próbuj więc na pierwszym etapie właśnie takiej naturalnej akwizycji/przyswajania.

Jak Julek widzi, że na coś po raz piąty, dziesiąty, pięćdziesiąty mówię „imbryk”, to koduje, że to jest imbryk. To jest przyswajanie/naturalna akwizycja. Nie mam recepty jak sprawić by przyswoił jego angielski odpowiednik – teapot – ale próbuję mniej czy bardziej udolnie – zamiast pytać „a jak jest imbryk po angielsku?” – formułować pytanie tak by go zaciekawić – „Julek, a wiesz jak Anglicy mówią na imbryk? Teapot!”. Subtelnie – ale ku swej radości obserwuję, że Julek pyta – “a jak Anglicy mówią na Triceratopsika:)?”

Czyli reasumując – przez zabawę, przez użycie zwrotów/słówek naturalnie – wymiennie z rodzimymi. Taki hack u nas DZIAŁA

2. Kukiełka mówiąca po angielsku

Dowolna lalka, miś, kukiełka – ogólnie postać, którą animujemy ręką i dajemy jej głos.

Kiedy to my chcielibyśmy mówić do dzieci w obcym języku – dzieci buczą i nas zakrzyczą. „Taaato, przestań”. Kiedy za to animujemy jakąś zabawkę – możemy się upierać, że Winnie the Pooh jest brytyjskim gentelmenem i można się z nim porozumiewać jedynie po angielsku. To też hack na przyswajanie. Miś prosi o miodzik, balonik, inne zabawki czy smakołyki – parę słówek i zwrotów uda się w zabawie przemycić? Doskonale DZIAŁA.

3. Bajki po angielsku

Założę się, że potwierdzisz – pierwsze dziecko jest wychowywane w sposób dużo bardziej – jak by tu ująć – kategoryczny – niż każde kolejne. Jako rodzice nie mamy jeszcze pewnego bagażu doświadczeń, mamy za to większą spinkę – co naturalne – w końcu wszystko, to wtedy – „ten pierwszy raz”. Lila np. nie wiedziała co to cukier, była dzieckiem kompletnie BLW (w życiu nie dostała słoiczka), nie była też narażona na uroki telewizji? Kiedy w końcu została dopuszczona przed ekran – samo zło – mogło to być tylko w celach edukacyjnych. „Baby Einstein” i te sprawy. Jednym z moich pomysłów było by – jeśli już ma oglądać bajki – to TYLKO w oryginale.

OK, osłuchać się osłuchała. Czy natomiast w tym wieku – nie znając żadnych słówek mogło to coś dać? Mam poważne wątpliwości. Jest to tak pasywne – hehe jest to tak „pasywna aktywność”, że od samego oglądania bajek w oryginale – kompetencji językowych jej nie przybyło.

Hack na bajki – a tak zupełnie pasywnej postaci – NIE DZIAŁA.

4. Obrazkowe fiszki do ćwiczenia słówek

Idąc chronologicznie – kolejnym kamieniem milowym na naszej ścieżce były fiszki. Nie będę się rozwodził nad zaletami. Możesz mnie wypunktować, że to już nauka a nie przyswajanie. Będę polemizował – myśmy zaczynali w wieku około 2 lat – fiszki były obrazkowe

na przykład takie KLIK

Zwłaszcza przy rzeczownikach – jest to łatwe, proste i przyjemne. Jak już widzisz że słowo opanowane – odkładasz głębiej w pudełko i powtarzasz rzadziej. Nie był to jakiś szykowany dla Lilii z premedytacją scenariusz – to zresztą ciekawa historia. Jedna z czytelniczek, zwróciła naszą uwagę, że Lilce na zdjęciach uciekają oczy. Po fazie początkowego oburzenia – przyznaliśmy sami przed sobą, że coś na rzeczy jest – i udaliśmy się do specjalisty. Ten nakazał ćwiczenia – codziennie mamy Lilii przykładać rzeczy blisko oczu, by robiła zeza i w ten sposób ćwiczyła mięśnie. Tu więc potwierdzam tylko że sposób na fiszki DZIAŁA i przechodzę do kolejnego punktu:

5. Angielski dla dzieci – 10 minut dziennie

Jako, że oczy trzeba było ćwiczyć codziennie – oparliśmy na tym rytuał. 10 minut ćwiczeń – czyli 10 minut fiszek – a potem oglądanie bajek (tak, wyobraźcie sobie że oglądanie bajek z bliskim ekranem też było zaleceniem zdrowotnym…).

To doskonałe combo – fiszki + systematyczność. Słówka wchodzą ślicznie do szufladek w mózgu. Powtarzane z odpowiednim algorytmem – pięknie się magazynują w pamięci długotrwałej. Już nie pamiętam od ilu lat Lila nie musi ćwiczyć oczu – a fiszki robimy prawie codziennie. Wierzcie mi, przy nauce chińskich znaków, ciężko byłoby bez tego o rezultaty.

10 minut dziennie – to SUPER MOC – wspaniale DZIAŁA

6. Stacjonarny kurs językowy dla dzieci

Chcemy przecież zapewnić potomkom najlepszą możliwą edukację – Lila chodziła więc też na tradycyjny stacjonarny kurs angielskiego dla dzieci. Dwa razy w tygodniu. Z nativem. Miała 5 lat. Jako rodzic czułem się spełniony, że jej to zapewniam. A do tego zabiegany ponad normę. Jako że koło tej dobrej szkoły ciężko było o miejsce parkingowe – plus popołudniowy korek – dojazdy autem były wykluczone. Nasuwaliśmy więc lato, zima komunikacją miejską.

Biegałem z wywieszonym językiem z pracy by się wyrobić. Aby dać odsapnąć żonie, która spędzała z dziećmi większość czasu – jeździł z nami i Julek. Kiedy czekaliśmy na Lilę, biegałem wytrwale po korytarzach za tym niestrudzonym eksploratorem. Po powrocie do domu, padałem wyzuty jak pęknięta dętka. Ale to logistyka.

Kurs na pewno pokazał Lilii, że nauka języka może być aktywnością spędzaną z rówieśnikami. Natomiast że było to jeszcze w wieku przedszkolnym – to mogą być jej pierwsze asocjacje z nauką. Czyli trudem i znojem. Choć nie powiem złego słowa na kurs jako taki – na pewno był wartościowy, to szczerze – nie wiem czy bogatszy w doświadczenia – powtórzyłbym ten scenariusz. Mam więc problem z jednoznacznym oszacowaniem. Kurs na pewno DZIAŁA – ale myślę że więcej przyniesie na późniejszym etapie życia.

Jeszcze ostatnia refleksja dotycząca logistyki – kurs ze względu na choćby 5 osobową – ale jednak grupę dzieci – odbywa się zawsze w ustalonych, sztywnych terminach. Np. wtorek – czwartek 16.30 – jeśli cokolwiek wypadnie – lekcja przepada. Dziecko musi nadganiać i nic z tym zrobić się nie da.

7. Lektor języka angielskiego online

dziecko przed komputerem uczy się angielskiego online - jak wygląda nauka angielskiego dla dzieci

Biurko Lili – Minko.co

Angielski dla dzieci online to jednym słowem – szach-mat. Tak mogę streścić nasze ostatnie doświadczenia. Kto śledzi IG czy FB Stories nebule – widział na pewno wyzwanie, na jakie się zdecydowaliśmy dla Lilii by ją w angielskim rozgadać. Za wszystkim stała jak to zwykle rekomendacja. Czy to u Matki Wariatki czy to u makóweczki – widzieliśmy że ich dzieci uczą się w internecie. Zaczęliśmy drążyć. Nie dość, że od nich usłyszeliśmy, że to działa – to w parę sekund można się zapisać na darmową lekcję. Tylko uważajcie – to wciąga!

O wszystkich zaletach nauki angielskiego dla dzieci online możecie poczytać u zaprawionych użytkowników:

  • że nie trzeba wozić
  • że lekcja trwa 25 min (tak jak w szkole Montessori – tyle dziecko jest w stanie efektywnie skupić uwagę)
  • że świątek, piątek niedziela – można umawiać dowolne i wygodne dla twojego dziecka godziny
  • że możesz to robić czy w domu czy na wyjeździe (potrzebny jest tylko internet)
  • że w jednym tygodniu możesz wziąć tylko 1 lekcję a w kolejnym 3 – zupełnie dowolnie – ustalasz harmonogram wyłącznie pod siebie bo zajęcia są 1 na 1
  • że na 8h przed lekcją – możesz przełożyć czy odwołać i wybrać inny termin (nie musisz się oglądać na żadną grupę. Przy stacjonarnym kursie angielskiego dla dzieci, ta lekcja by ci po prostu przepadła.)
  • że jeżeli dziecko jest długo chore, to mu lekcje nie przepadają, bo jeśli chce może uczestniczyć w lekcji.
  • że możesz wraz z dzieckiem wybrać dowolnego nauczyciela (o każdym jest filmik z wizytówką)
  • że masz opcje nauki z nativem, bądź ekonomiczniejszą – jeśli wolisz mieć za tyle samo po prostu więcej lekcji – z wykształconym nauczycielem, który mówi jak native.
  • że po każdej lekcji – nauczyciel wysyła ci maila z raportem czego dotyczyła lekcja, co możesz ćwiczyć z dzieckiem i utrwalać (jeśli nie mówisz po angielsku – jest ok – raport jest tłumaczony na polski)
  • że masz dostęp do materiałów edukacyjnych – dziecko może czy to samo, czy z tobą – wracać do ulubionych zabaw
Dziecko podczas nauki angielskiego online

Dlaczego nauka angielskiego online z lektorem działa?

Mógłbym tak jeszcze wymieniać jak wszyscy zachwyceni przede mną – spróbuję natomiast krótko a treściwie wyjaśnić skąd sukces – dlaczego Lila nagle się otworzyła i zaczęła aktywnie mówić: formuła 1×1 online wymusza dialog!

Nauczyciel nie mówi ni słowa po polsku. Natomiast to wciąż przyswajanie i zabawa! Trick polega na tym, że nie tylko języka, ale też technologii. Lila nie miała dostępu do komputera. Lekcja na komputerze to dla niej ekscytująca przygoda. Siada, uczy się obsługiwać myszkę, klikać, rysować po ekranie. Materiały są dla dzieci, które już zaczynają przygodę z czytaniem – natomiast operują obrazkami. Dziecko zakreśla, podkreśla – to co widzi. To interesująco przygotowany program. Słowo klucz – interaktywny.

Sam nauczyciel to mały kwadracik w dole ekranu. Moderator aktywności. Jest tu więc i element fascynacji technologią, i element grywalizacji. Lektor wprowadza dziecko w ten magiczny świat – interakcja jest na początku inicjowana gestem – a potem rośnie naturalnie w tempie wykładniczym. Jasne – na sukces akurat Lilki i jej akurat przypadku – składa się cały dotychczasowy plecak doświadczeń – natomiast te lekcje jakby otworzyły niepohamowany strumień zasobów, które do tej pory były gdzieś głeboko ukryte i niedostępne.

Obserwujcie Stories – tam możecie zobaczyć – jak dziecko odkrywa świat nowego języka. Odkrywa jak komunikować się z całym anglojęzycznym światem. DZIAŁA DZIAŁA DZIAŁA!

angielski dla dzieci online - dziecko uczy się alfabetu

8. Karaoke

Ostatni ważny hack – zamiast szukać metod jak się uczyć – szukamy metod jak się jezykiem bawić!

U jednego może to być rysunek, u innego czytanie – dla Lili to śpiew. Kiedy bawiła się chińskim jako 2-3 latka – pierwsze były piosenki. Uczyła się znaków/tekstu by potem śpiewać razem z youtubem. Do tego mając umysł jak gąbka, śpiewa piosenki po węgiersku, hiszpańsku – naturalnie słowa z nich nie rozumiejąc – opanowała abstrakcyjne zwroty tak jak my tekst piosenki doktora Paj Chi Wo z Pana Kleksa.

Teraz kiedy ma 7 lat, kiedy jest faza na pisanie i czytanie – bawimy się na przykład aplikacją Lyrics Training. Jeśli znacie jakieś inne podobne – dajcie znać. Lyrics Training odtwarza teledysk piosenki wraz z tekstem i mniej lub bardziej akuratnie – kursorem pokazuje gdzie obecnie wokalista się znajduje.

printscreen ze strony z karaoke
nauka angielskiego dla dzieci – Lyrics Training

Można wybierać różne rodzaje muzyki. Jest też cała sekcja poświęcona piosenkom dla dzieci, gdzie znajdziemy ich ulubione hity.

strona www z karaoke - wybór angielskich piosenek dla dzieci
nauka angielskiego dla dzieci – Lyrics Training – piosenki dla dzieci

Jest też element grywalizacji – gdy można uzupełniać brakujące słowa

Oprócz samej nauki języka – można w ten sposób ćwiczyć czytanie czy pisanie po angielsku. Lila ma jakąś ulubioną piosenkę, której słowa już zna na pamięć. Tłumaczymy tekst by nadać słowom znaczenie. Dzięki paru powtórzeniom może wyłapać jak się zapisuje poszczególne słowa. Na koniec utrwala się to w grze w uzupełnianie tekstu.

printscrees z ulicy sezamkowej po angielsku w formie karaoke
nauka angielskiego dla dzieci – Lyrics Training

Można się bawić albo na stronie – albo w aplikacji na telefonie. Każda z opcji oferuje trochę inne możliwości zabawy. Można dobrać co kto lubi.

przykład aplikacji karaoke na android w nauce angielskiego dla dzieci
grywalizacja w aplikacji

Piosenki są doskonałym materiałem – refreny, teksty, ciągłe powtórzenia – wymowa słówek sama rozbrzmiewa w głowie. Do tego jeśli dziecko samo śpiewa – dochodzi element wokalny – mózg ma jeszcze łatwiej zapamiętać skoro generuje te dźwięki i słówko samo się na wielu poziomach utrwala. – WIELOPOZIOMOWO DZIAŁA

Jak jeszcze może wyglądać nauka angielskiego dla dzieci?

Tak jak pisałem – nie jestem wyrocznią, wszystkie wyżej opisane sposoby, przetestowałem na człowiekach – członkach mojej rodziny a jeszcze wcześniej w dużej mierze na sobie. Jestem bardzo ciekaw waszych tricków! Proszę piszcie i inspirujcie co najlepiej działa na wasze pociechy?

kolejna część tego wpisu to Guwernantka XXI wieku – język angielski online

to info dlaczego Chiński jest prosty a tu life-hack jak opanować Rosyjski alfabet bez wysiłku i na jeden raz! A tu Alfabet ukraiński

A może chcecie zrobić o jakiejś partii słownictwa edukacyjny Lapbook?

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

10 lifehacków, które uratowały moje macierzyństwo

Też tak macie, że jak widzicie jakiś nowy gadżet, który ułatwia życie rodzicom to sobie myślicie “Genialne, to na pewno wymyśliła jakaś matka!”. Ja tak – jestem pewna, że potrzeba jest prawdziwą MATKĄ wynalazku. Dlatego dziś zebrałam 10 moich sposobów, aby macierzyństwo było prostsze.

Do podzielenia się moimi sposobami na prostsze życie, zaprosiła mnie marka Hortex

1.Dzwoniący domofon

Też to znacie? Usypianie 40 minut, odłożenie dziecka na paluszkach tak aby ładunek się nie zdetonował, nakrycie milutkim kocykiem. Wyjście z pokoju bezszelestnie jak złodziej, zamknięcie drzwi najwolniejszym ruchem i z precyzją chirurga. Siadacie, głęboko oddychacie i wtem … DZWONI DOMOFON. #%^$$&%&* (można tu wstawić własne epitety). Dziecko w płacz, Wy prawie też. Co w takim razie zrobić? U mnie nie ma opcji ściszenia, a jeżeli odłożę słuchawkę, to na pewno listonosz wrzuci mi awizo do skrzynki.

Mam jeden super patent – wieszam kurtkę dziecięca na domofon, jak tylko dziecko zaśnie. Odzienie dziecięce, ciepłe doskonale maskuje piszczący dźwięk. Genialne?

mama wiesza kurtkę na domofonie by wytłumić hałas
kurtka powieszona na domofonie by wytłumić hałas

2. Szybki obiad, kiedy jest pusta lodówka

Och, jestem mistrzem tej sprawności. Kiedy byłam studentką i mieszkałam w akademiku naprawdę potrafiłam wyczarować istne cuda w zaledwie 10 minut!  W zamrażarce zawsze miałam jakieś Warzywa na patelnię, i to był mój stały obiad. Mało tego – jedno opakowanie wystarczało mi nawet na dwa dni.  

mama rodziny zastanawia się nad obiadem

Odkąd jestem mamą to też bardzo kombinuję w kuchni. Moje dzieci nie lubią wymyślnych dań i kiedy po godzinie gotowania stwierdzały, że nie będą tego jeść – to zwyczajnie odpuściłam. Lubię ułatwiać sobie życie i wolę oszczędność czasu.

kobieta wyciąga z zamrażarki mrożone warzywa na gotowę zupę krupnik

Do dzisiaj, zawsze w zamrażarce mam zestaw produktów, z których mogę coś szybko wyczarować. Mrożone mieszanki warzyw czy gotowe zupy nie raz ratują mi skórę!  A, że jest to dla mnie ważne żeby moja rodzina jadła zdrowo to wybieram możliwie co najlepsze i zawsze zwracam uwagę na skład.

kobieta czyta skład mrożonej zupy
gotowanie mrożonego dania

To takie moje koło ratunkowe – pamiętam, żeby mieć jakieś gotowe, lub półgotowe produkty mrożone w domu. Nie muszę zastanawiać się, biec do warzywniaka, obierać czy kroić – wszystko mam gotowe. A do zupy, wystarczy że zagotuję wodę, wrzucę warzywa i bazę i.. jest!  

zbliżenie na przyprawę do zupy krupnik
kucharka sprawdza czy danie jest smaczne
krupnik

3. Zagubione skarpety – już mnie to nie dotyczy

Ha! Ale wymyśliłam świetny sposób na wiecznie zagubione skarpetki. Teraz kupuję skarpety w wielopakach i wszystkie w takim samym kolorze. Jak się zgubi jedna, to pasuje do drugiej. Oszczędza mi to czas rano, kiedy wybieram ubrania dla dzieci, bo w 10 sekund mam parę skarpet.

4. Samodzielność dzieci i przystosowane otoczenie

Było to spore wyzwanie, ale uważam, że warto uczyć dzieci samodzielności nie tylko z egoistycznych pobudek. Nie muszę ich ubierać, rozbierać, bo robią to same. Dzięki temu macierzyństwo jest o wiele prostsze.

Przystosowane otoczenie do dzieci pozwala Wam też na większy komfort – nie musicie wieszać ich kurtek, bo mają nisko wieszak. Nie musicie podawać szklanek, bo mają nisko w szufladze itd. Dzieci mają ogromną satysfakcję z tego, że robią to same, a Wy macie luz.

Ten sposób wkładania kurtki uważam za genialny i warto go jak najszybciej nauczyć dziecko.

5. Szybsze wkładanie butów na właściwą nogę

Tego sposobu nauczyłam się w przedszkolu, w którym pracowałam. Pozwala dzieciom założyć prawidłowo buty. Wystarczy, że przetniecie większą naklejkę na pół i nakleicie je w butach. Dziecko będzie wiedziało, jak je ma założyć.

kobieta tnie obrazek na pół
żółte buciki z przeciętą naklejką w środku

6. Magiczna gąbka

Przyznaję się, że magiczna gąbka uratowała wiele rzeczy w naszym domu. Pomazany markerem biały magnetofon, zafarbowane biurko od plasteliny, porysowane ściany – wszystko wyczyszczone magiczną gąbką bez wysiłku. Do tego nie trzeba detergentów, a odrobinę wody. Nawet jak wyjeżdżam gdzieś z dziećmi to odcinam kawałek gąbki i wrzucam ją do torby. Zawsze się przydaje.

kobieta myje myjką zlew
kobieta myje radio

7. Zbyt duże użycie mydła i żelu

Moje dzieci same myją ręce, więc zostawiam im dużą sowbodę. Problemem dla mnie był zbyt duże użycie mydła do rąk. Zawsze jak wciskały to brały pełną pompkę, a wystarczyłaby spokojnie 1/4 tego. Założyłam więc gumkę, która ogranicza manewry. A mydło wystarcza na dwa razy dłużej!

opakowanie kremu do rąk
dłonie eksponują krem do rąk

8. Zbyt głośne zabawki

Też macie dość melodyjek, które aż wżerają się w mózg? My mamy niewiele grających zabawek, ale dosłownie każdą ściszałam… taśmą klejącą lub plastrem z opatrunkiem. Jak zakleicie głośnik to słychać dwa razy ciszej. Proste i genialne!

9. Sprzątanie razem z dziećmi

Ok, ja wiem, że to czasem jest syzyfowa praca, ale ma wiele plusów! Ja od początku robiłam wszystkie domowe obowiązki razem z dziećmi, bo zależało mi na 3 rzeczach:

  • żeby widziały, że mieszkanie nie sprząta się samo, kiedy śpią
  • żeby mieć wolny czas kiedy zasną
  • żeby ich nauczyć obowiązków

10. Kiedy dzieci spadają z łóżek

Nie wiem jak Wasze dzieci, ale moje wędrują w nocy po całym łóżku i niestety spadają. Wymyśliłam świetną barierkę, która ich zatrzyma. Sprawdza się też na wyjazdach, kiedy nie macie jak założyć materaca. Wystarczy, że włożycie między ramę łóżka a materac ksiązki. Prawda, że fajny pomysł?

Jak Wam się podoba moja lista sposobów? Pewnie tez macie swoje pomysły na to żeby ułatwić sobie macierzyństwo. Koniecznie podzielcie się z nami swoimi sposobami.

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

W końcu przyszedł czas na mnie

Niedomknięte projekty, niedokończone książki odłożone na półkę, wciąż przekładane ćwiczenia i myśli o sobie, które zostały przesunięte na dalszy plan. Kiedyś “ja” na końcu, a teraz na początku. Przyszedł w końcu czas, który był mi wcześniej niepotrzebny – tak wtedy myślałam.

Zapisałam się na studia, zaczęłam bardziej dbać o siebie, a przede wszystkim myśleć o sobie.

Ktoś mnie wtedy zapytał, po co Ci studia?

I zasiał we mnie ziarenko niepewności. Tak jak wcześniej byłam pewna tej decyzji, to wtedy znów weszłam w mój dawny schemat myślowy: w weekend jest czas dla rodziny, będziesz zmęczona po całym tygodniu, przecież lubicie rodzinne wyjazdy na 2-3 dni…

I wtedy jednym słowem ucięłam te wewnętrzne wycieczki w głąb dawnej siebie. STOP! Teraz moja kolej, żeby być nie tylko matką i żoną. Chcę wrócić do innych ról:

  • koleżanki, z którą można porozmawiać o innych rzeczach niż o dzieciach
  • dziewczyny, która ma nową zajawkę
  • kobiety, która chce się czegoś nowego nauczyć

Pierwsza rzecz, jaka mi przyszła na myśl to fakt, że przede mną 30 lat pracy zawodowej. 30 kolejnych lat, które chciałabym żeby sprawiały mi przyjemność i dawały codziennego kopa motywacyjnego. Pytacie mnie często, czy wrócę jeszcze do pracy terapeuty. Chyba już nie. Śmieję się, że wszystkie pokłady cierpliwości wyczerpałam na moje dzieci;) i jeszcze trochę musi mi zostać na męża;)

Brakuje mi kontaktów z ludźmi, których nie znam. Przez te lata odkąd jestem matką moje grono znajomych wyraźnie się zawęziło. Odczuwam niedosyt takich powierzchownych rozmów o pogodzie. Poznawania innych ludzi, którzy być może nie mają ze mną nic wspólnego. A może się okaże, że coś nas jednak łączy.

Chcę wyjść z własnego schematu myślowego, który skrzętnie budowałam w swojej głowie w dresach poplamionych zupą i w kapciach z króliczkami. Czuję, że spełniłam swoją rolę w 100 %, a teraz nadchodzi mój czas, który pozwala mi jeszcze bardziej docenić to co mam. Wiem też, że spełniłam się w tej roli i uwielbiałam ten. Niczego bym nie zmieniła. Wiedziałam, że mój czas w końcu też nadejdzie.

W końcu mam swoje biurko, nie muszę pisać pomiędzy mieszaniem zupy, a budowaniem z Lego. Mogę spokojnie porozmawiać przez telefon, nie przerywając ciągle “Zaraz Ci dam”, “Już idę” “Poczekaj sekundkę”. Myślę, że to zrozumieją tylko mamy. Kawa wypita w spokoju w temperaturze zgodnej z sugerowaną i samotna wizyta u lekarza.

Biurko Slim Minko.co

Biegnę po nie do szkoły i przedszkola z uśmiechem na ustach.

Mogę śmiało powiedzieć, że to jest najpiękniejszy moment dnia, kiedy Julek rzuca mi się na szyję i mówi “Tęskniłem za Tobą, było dziś super!!!”, a Lila opowiada, co nowego przytrafiło się jej w szkole. Mam ogromny zapał do tego żeby spędzać czas po południu razem z nimi i nie przewracać oczami, na widok kolejnego kasztana walającego się po domu. Po prostu przyszedł na to czas.

Mam wiele planów i marzeń, które powolutku będę realizować. Rozmawiam z moimi przyjaciółkami, które też niedawno wróciły do pracy i czują podobnie. Myślę, że jest to naturalnie wpisane w życie matki – jeszcze przyjdzie i na Was czas, trzymam kciuki żebyście nie bały się myśleć o sobie.

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

Prezenty dla 3-latka – ulubione zabawki

Prezenty dla 3-latka mogą czasami sprawić problem. Często pytacie mnie, czym się bawi Julek. Dziś pokażę Wam ulubione zabawki naszego 3-latka.

Nie mamy zbyt wiele nowości i mam wrażenie, że im mniej jest zabawek na półce tym zabawa bardziej udana. Urodziny i Dzień Dziecka z nami, więc kilka zabawek nam przybyło, które idealnie nadają się na prezent dla trzylatka.

a tu macie najnowszy wpis Prezenty na Dzień Dziecka

Prezenty dla 3-latka – najciekawsze zabawki

Magformers zestaw policyjny

dostępny TUTAJ

prezent dla trzylatka - klocki magformers
Ulubione klocki

Magnetyczne klocki Magformers mamy z 4 lata i nadal są na topie (pisałam o nich tu: Klocki magnetyczne). Mamy już kilka klasycznych zestawów, a teraz dołączył ten – policyjny. Julek buduje sam (chociaż dołączona jest instrukcja z wieloma ciekawymi pomysłami na budowanie). Klocki są świetne i wciągają na długo. Magformers to idealny pomysł na prezent dla trzylatka.

Mam też w szafie zestaw strażacki i będzie idealny na Święta (KLIK)

Zestaw konstrukcyjny Quercetti

Dostępny TUTAJ

Bardzo ciekawe klocki konstrukcyjne, które są w kształcie rurek. Mamy ten zestaw z kulkami, którym można budować labirynt. Te rurki można montować dowolnie, bo każda do siebie pasuje. Julek buduje z nich peryskopy, lunety i inne ciekawe przedmioty.

Ciastolina Play Dooh wheels

Faza na ciastolinę trwa już u nas dobre 2 lata i myślę, że to idealny pomysł na prezent dla trzylatka. Mieliśmy kilka zestawów, ale ten jest fantastyczny! Ta cała seria jest genialna:

sama ciastolina Wheels – KLIK i ta KLIK

Zestaw z pojazdami KLIK (bardzo polecam – kosztuje 35 zł i to super pomysł na prezent dla trzylatka)

prezent dla trzylatka - ciastolina
Prezenty dla 3-latka
prezent dla trzylatka - wywrotka

Z tej serii są jeszcze takie zestawy: KLIK, KLIK,

Lego (Friends, City, Classic)

Nie spodziewałam się, że tak szybko nasz trzylatek przedzie z Duplo na małe klocki. Razem z siostrą budują codziennie z wymieszanych klocków takie pojazdy, że sama jestem w szoku.

Jeżeli nie macie jeszcze małego Lego, to ten zestaw jest super na początek KLIK.

prezent dla trzylatka - klocki lego

Laweta Melissa&doug

dostępna TUTAJ

Julek dostał ją od znajomych i nie ma dnia żeby się nią nie bawił. Jest fajnie wykonana i pozwala na wiele możliwości zabawy.

prezent dla trzylatka - laweta melissa&doug
Prezenty dla 3-latka - laweta drewniana

Klocki Jeżyki B.toys

dostępne TUTAJ

prezent dla trzylatka - klocki jeżyki b.toys

To są klocki, które mają już z 5 lat i nadal są non stop w użyciu. Sensoryczne klocki to bardzo fajnym pomysł na prezent dla trzylatka. Można z nich budować pojazdy, budowle lub inne przedmioty.

Tory drewniane i kolejki

To też jest zestaw po starszej siostrze, który uzupełniliśmy o kilka innych elementów. Drewniana kolejka sprawdza się od lat i uważam, że to super pomysły na prezenty dla 3-latka.

Mamy kilka zestawów: KLIK, KLIK, KLIK

Granna smart car

Mamy już długo ten zestaw KLIK i jest genialny. Zobaczyłam, że wyszła właśnie wersja mini KLIK i też jest świetna. Do autka i klocków dołączona jest książeczka z wzorami do układania (Jul jeszcze z niej nie korzysta) układa jak chce.

Ta gra jest nawet do 10 lat i świetnie nadaje się też na podróż.

Prezenty dla 3-latka - granna smart car
Prezenty dla 3-latka - granna auto

A tu inspiracje na konkretny wiek:

Prezent na roczek 100 inspiracji

Prezenty dla 2 latka

Prezenty dla 3-latka

Prezent dla 4 latka

Prezenty dla 5-latka

Prezenty dla 6 latka

Prezenty dla 8-latka

Prezenty na święta dla dzieci 2021

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

Świetna książka dla rodziców niemowląt – “Sensoryczne niemowlę”

W końcu jest – książka dla rodziców niemowląt, która wypełnia dużą lukę w temacie integracji sensorycznej dzieci. Sama już przed ciążą z Julkiem szukałam informacji na ten temat i zapisałam się na kurs dla specjalistów.

Integracja sensoryczna niemowląt jest bardzo ważna. Świeżo upieczony rodzic nie ma pojęcia, jak przebiega rozwój sensomotoryczny jego dziecka. Często nie wie dlaczego ciągle płacze, dlaczego się pręży i nie śpi w nocy. Ja też przy pierwszym dziecku niewiele na ten temat wiedziałam i działałam instynktownie.

Dzięki tej książce zrozumiecie swoje niemowlę i nauczycie się je obserwować, a do tego będziecie mogli wymyślać wspólne zabawy wspomagające rozwój.

“Sensoryczne niemowlę” – Aleksandra Cheręzińska i Joanna Szulc wyd. Mamania

Aleksandra Cheręzińska jest znaną specjalistką od Integracji Sensorycznej najmniejszych dzieci. Na podstawie wieloletniego doświadczenia w pracy z dziećmi i dzięki obserwacji swojej córeczki napisała tę pozycję, aby ułatwić rodzicom początki rodzicielstwa.

Joanna Szulc jest autorką wielu wartościowych tesktów i książek o rozwoju dzieck

Razem stworzyły książkę, którą wg mnie powinno dostawać się na porodówce, bo w wielu kwestiach pomoże początkującym rodzicom w zrozumieniu dziecka.

Nie od dziś wiadomo, że noworodki potrzebują dużo czasu aby nauczyć się życia w sensorycznym świecie. Jego zmysły muszą tak wiele przyjąć do siebie. Przecież przez 9 miesięcy było tylko ciemno, cicho i ciepło.

Książka złożona jest z kilku bloków tematycznych, które są ze sobą ściśle związane:

  • Zrozumieć wrażliwców – dzięki tym informacjom znacznie łatwiej będzie Wam nauczyć się tego, jak funkcjonuje niemowlę. Dlaczego płacze? Dlaczego nie płacze jak je nosimy?Czy moje dziecko jest HNB? Ten rozdział jest naszpikowany wieloma ciekawostkami, które pomogą Wam zrozumieć dzieci.
  • Siedem dróg do mózgu – bardzo ważny rozdział, z którego dowiecie się wielu interesujących faktów o zmysłach i ich integracji. Wszystkie dane są zgodne z najnowszymi badaniami i wytycznymi
  • Sensozabawy – genialny rozdział z zabawami dla dzieci, do których nie potrzebujecie wymyślnych zabawek
  • Terapia zaburzeń – tutaj odpowiecie sobie na pytanie, które zadaje sobie wielu rodziców. Czy moje dziecko ma zaburzenia Integracji sensorycznej? Co robić? Jak przebiega terapia?
  • Różne oblicza wrażliwości – na podstawie przykładów przeczytacie o zaburzeniach SI u innych dzieci. Dzięki nimi będziecie mogli inaczej spojrzeć na swoje dziecko

Jak widzicie książka jest naszpikowana wiedzą i praktycznymi wskazówkami

Mimo tego, że sama jestem terapeutą SI, to wiele informacji mnie zaskoczyło. Niewielu terapeutów ma przygotowanie do pracy z niemowlętami, dlatego uważam, że ta książka jest świetna i wg mnie jest bardzo przydatną pozycją na półce rodzica.

Myślę też, że jest wręcz obowiązkowa dla wszystkich specjalistów którzy pracują z małymi dziećmi: pediatrów, niań, opiekunek w żłobkach, logopedów itd.

Najważniejsze jest to, że została napisana bardzo przystępnym językiem, a wiedza przekazana jest w taki sposób, że łatwo ją przyswoić.

Ilustracje i tabelki sprawiają, że książkę czyta się szybko i dużo się zapamiętuje.

Dzięki informacjom z tej książki naprawdę dużo się dowiecie. Wy będziecie szczęśliwi, że rozumiecie swoje dziecko, a ono Wam się odwdzięczy uśmiechem.

Książka do kupienia TUTAJ – myślę też, że “Sensoryczne niemowlę” to fajny pomysł na prezent dla przyszłej Mamy:)

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

Jak kupować taniej – moje sposoby

Przyznaję się – mam głęboko zakorzeniony tryb życia zbieracko -łowiecki. Uwielbiam polować, czatować na okazje, ustrzelić jakąś perełkę za grosze. Dziś napiszę Wam o mich sposobach na to, żeby nie wydawać majątku na zakupy.

Też lubicie ten dreszczyk i zadowolenie, kiedy uda się Wam kupić coś znacznie taniej niż myślałyście? Ja to KOCHAM, a mogę nawet powiedzieć, że od tej adrenaliny jestem lekko uzależniona.

Chodzi mi o te momenty, kiedy muszę coś kupić, bo tego bardzo potrzebuję, a udaje mi się wydać na to mniej pieniędzy.

Stwierdziłam, że może i Wam się przydadzą moje tricki, które weszły mi już w krew.

Biurko – Minko.co

10 sposobów żeby kupować taniej:

1. Idź i sprawdź

Najważniejsze że ten sposób pozwala na zaoszczędzenie 100 %, który planowaliście wydać i do tego najbardziej efektywny. ZAWSZE, ale to zawsze jak myślę, że czegoś potrzebuję do ubrania, czy też do domu to idę i sprawdzam, czy czegoś takiego nie mam.

Naprawdę, tak się złapałam ostatnio, bo uznałam, że nie mam czapki na zimę. Byłam o tym absolutnie przekonana, że jej potrzebuję. Szukałam ideału w kilku sklepach i kiedy byłam już gotowa na zakupy, to zajrzałam do górnej półki w szafie. Okazało się, że mam czapkę w świetnym stanie, o której zapomniałam. Zaoszczędzona kasa – 100%

2. Secondhandy

Wiecie, że jestem ogromną fanką tej instytucji, bo wiele razy za grosze udało mi się kupić prawdziwe perełki. (może kiedyś napiszę wpis, o moich sposobach na wyszukiwanie takich rzeczy?) Natomiast minus zakupów w SH jest taki, że potrzebujesz swetra, a wychodzisz z kurtką dla dziecka. Ciężko jest kupić coś, co akurat w tym momencie potrzebujesz.

3. Kluby zakupowe

To prosty sposób żeby kupić coś czego akurat planujemy kupić, tylko, że za mniejsze pieniądze. Najczęściej zaglądam na Limango i Limango Outlet. W pierwszym trzeba trochę poczekać na wysyłkę, ale zawsze można coś taniej upolować. A w Outlecie przesyłkę macie szybko w domu, a produkty są jeszcze tańsze.

Opiszę moje ostatnie zakupy. W grudniu pierwszy raz w życiu jedziemy na rodzinne narty. Ja ostatni raz jeździłam 12 lat temu i wtedy pożyczyłam strój od koleżanki;) A teraz mamy plan jeżdżenia co roku, więc uznałam, że warto kupić porządną kurtkę oraz spodnie dla siebie i męża. Zajrzałam do Outletu Limango i znalazłam kurtki i spodnie w dużo niższych cenach. Dlaczego kupiłam je teraz? O tym będzie w kolejnym punkcie.

Kurtka, która podobała mi się w sklepie kosztowała 800 zł, a tę kupiłam dużo taniej i mam zamiar użytkować ją przez kilka sezonów. Tak samo ze spodniami – kilka stów zostało w kieszeni.

A to zestaw Daniela

Kurtka Burton i spodnie Salomon

Dla dzieci teraz jest fajna kampania odzieży Outdoorowej Trollkids (zamówiłam właśnie dzieciom rękawice tej marki) I Helly Hansen

4. Zakupy przed sezonem

Chociaż na narty jedziemy pod koniec grudnia, to wiem, że w okolicach świąt będzie dużo wydatków, dlatego rozkładam zakupy w czasie. Też jest tak, że im dalej do sezonu tym jest taniej i wybór jest zdecydowanie większy. Dlatego wolę kupić wcześniej bez pośpiechu. W tym roku wcześniej też kupić prezenty na Święta, bo chcę uniknąć gorączki świątecznej.

5. Inwestuję w ubrania dobrej jakości

Kiedyś miałam mnóstwo ubrań byle jakiej jakości i ciągle musiałam kupować nowe. Ubrania lepszej jakości wychodzą często taniej. Mam je po kilka lat i noszę non stop. Jedne buty na kilka sezonów sprawdzają się znacznie lepiej, a i wychodzi mniej pieniędzy niż gdyby kupować co sezon nowe. Ja na przykład mam takie buty z Loft37, które są tak uniwersalne, że zaczynam w nich 3 sezon, myślę, że spokojnie kolejne 3 przede mną.

Klasyczne, czarne botki z wbudowanym obcasem – pasują do wszystkiego!

6. Wyprzedaże, Black friday, Dzień Darmowej Dostawy itd.

Nie lubię wyprzedaży, to przyznaję i bardzo rzadko kupuję wtedy. Ale mam na przykład zapisaną jedną rzecz, którą chcę kupić w BF i to ma wtedy sens. Dzięki takim przemyślanym zakupom nie kupujemy niepotrzebnych rzeczy.

7. Newslettery

Jestem zapisana do kilku newsletterów na takiej skrzynce, której nie używam na co dzień. Inaczej by mnie denerwowały ciągłe meile i powiadomienia. Dodam też, że newslettery zachęcają do ciągłego kupowania, więc ja mam je na innej skrzynce i jak coś akurat potrzebuję z danego sklepu to w wyszukiwarce patrzę, czy akurat nie ma rabatu do tego sklepu.

8. Nie odrywam metek

To ciekawy punkt;) Kiedy coś kupuję wcześniej i nie muszę tego nosić lub używać od razu – to nie odrywam metki. Wkładam rzecz do szafy i czekam na ten moment, kiedy faktycznie będę to nosić. Dlaczego? Bo może się zdarzyć, że uda mi się coś kupić jeszcze taniej lub trafić w SH i wtedy będę mogła daną rzecz zwrócić. Metki na spodniach i kurtce narciarskiej zostaną na nich aż do dnia wyjazdu, bo może jeszcze je wymienię na coś innego.

9. Korzystam ze zwrotów

Tak jak napisałam wyżej, dzięki temu, że nie odrywam metek, to mogę daną rzecz zwrócić. Korzystam z tego prawa dość często, bo wtedy mogę podjąć decyzję, że to jest to, co dokładnie chciałam i za takie pieniądze jak zaplanowałam. Ostatnio zamówiłam sobie kapelusz i specjalnie nie oderwałam metki. Kiedy na niego czekałam byłam pewna, że przechodzę w nim całą jesień.

Przyszedł i okazał się przepiękny, ale ja zaczęłam mieć wątpliwości, czy będę w nim dużo chodzić. Nie oderwałam metki i położyłam na półce. Przez cały tydzień kiedy wychodziłam z domu zakładałam kapelusz na głowę i zapamiętywałam do czego mi pasuje. Po tygodniu okazało się, że tylko do jednej stylizacji był idealny. Uznałam, że to za mało i zwróciłam go bez problemu.

10. Porównywarki

Korzystam z internetowych porównawarek, bo często widać jak różnią się ceny. Mało tego – jest często tak:

  • chcę kupić książkę i wrzucam to hasło w Google. Znajduje sklep i tam książka kosztuje 25 zł
  • wrzucam w porównywarkę internetową i tam w tym samym sklepie pokazuje, że ta sama książka kosztuje 23 zł – inna cena naliczyła się przez porównywarkę

11. Turystyka zakupowa

Dobra, może sama jej nie stosuję, ale często jak, moi znajomi jeżdżą gdzieś to mnie pytają co przywieźć. Mam też taką czytelniczkę (pozdrawiam Marta!), która kupuje mi rzeczy w USA. Wychodzi dużo taniej, ale jest ryzyko, że nie będzie pasować i wtedy może pojawić się problem. Dlatego w taki sposób kupuję tylko sprawdzone rzeczy, które wiem, że będą pasowały.

A Wy macie swoje sposoby? Chętnie o nich poczytam 🙂

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

Metoda Montessori w domu – co nam się sprawdziło, a co nie?

Był taki czas, kiedy uważałam tę metodę za bardzo pomocną przy wychowywaniu dzieci. Starałam się stosować te zasady w życiu codziennym, jednak zauważyłam, że metoda Montessori stosowana w domu w całości,może nie wszystkim służyć.

Metoda Montessori na czym polega?

Trzeba pamiętać przede wszystkim (i jest to to bardzo ważne), że jest to kierunek pedagogiki, czyli są to działania związane ściśle z edukacją. Wspieranie rozwoju dziecka jest tutaj kluczowe. Zwraca się uwagę na takie założenia:

  • szacunek do dziecka
  • podążanie za dzieckiem i zwracanie uwagi na jego rozwój (chłonny umysł)
  • przystosowane otoczenie do jego umiejętności
  • obserwacja dziecka – fazy sensytywne (inaczej okresy wrażliwe)
  • ciągłe samokształcenie (edukacja nauczyciela)
Metoda Montessori – pomoce Montessori

Jeżeli stosujemy te elementy ogólnie – to według mnie możemy opierać się na nich w wychowywaniu dzieci. Mogą być naprawdę dobrym drogowskazem dla rodziców.

Natomiast jeżeli zaczynamy podchodzić do tej metody, jako głównego sposobu na życie codziennie – to warto to jeszcze przemyśleć.

Czy Maria Montessori zmieniłaby swoją metodę?

Metoda Montessori ma ponad 100 lat i nie miała żadnych aktualizacji. Dużo na ten temat myślałam, co na przykład Maria Montessori zmieniłaby gdyby żyła w dzisiejszych czasach. Świat przecież idzie do przodu cały czas, a zapatrując się ślepo w metody sprzed ponad wieku możemy wpaść w pewny konserwatywny schemat.

Gdy ja go u siebie zauważyłam, zdecydowałam, że będę stosować tylko wybrane elementy pedagogiki Marii Montessori w domu. Zrobiłam to bardzo świadomie i nie żałuję. Przestałam się zadręczać, a zaczęłam cieszyć się macierzeństwem.

Metoda Montessori – zabawa ze spinaczami dla dziecka

Czy w takim razie pedagogika Montessori nadaje się do stosowania w domu?

Kiedyś odpowiedziałabym – tak, zdecydowanie. A dziś, kiedy 7 lat macierzyństwa już jest za mną – mogę jedynie odpowiedzieć “nie wiem”. Był taki czas, że metoda Montessori była dla mnie bardzo ważna i rzeczywiście robiłam wciąż nowe materiały, przygotowywałam wieczorem ciekawe zajęcia… A rano moje dziecko zupełnie się tym nie interesowało, albo nie pracowało z pomocą tak jak nakazuje instrukcja.

Wiele osób mi zarzucało, że odchodzę od metody Montessori i to była prawda. Ja nie czułam, że jest to dobre dla mojego dziecka w takim wydaniu.

Co innego przedszkole Montessori – dziecko ma określone zasady, które są dość konserwatywne. A kiedy wychodzi z przedszkola ma możliwość styczności na przykład z fikcją, która jest dozwolona w tej metodzie od 6 roku życiu. 100 lat temu ograniczenie fikcji rzeczywiście było możliwe, bo nie było ani bajek, ani internetu. A w dzisiejszych czasach, czy jest to możliwe? Według mnie nie i w końcu prędzej czy później dziecko się z nią zetknie – możliwe, że nie będzie na to przygotowane. Może to być niebezpieczne.

Prawdziwe przedszkole Montessori za to jest wspaniałym miejscem. Dziecko ma możliwość wszechstronnego rozwoju i kiedy wychodzi z niego do domu ma właśnie tę różnorodność. Tak samo szkoła Montessori – małe klasy mieszane wiekowo, nauczyciel jest mentorem, który poprzez mądre przewodnictwo uczy dzieci.

Metoda Montessori – dziecko bawi się spinaczami

Dlaczego nie sprawdziła nam się Metoda Montessori w domu?

Z prostej przyczyny, ja podchodziłam do tego bardzo ambitnie i chciałam aby jak najwięcej elementów było spełnionych. Nauczycielki w przedszkolu Montessori lub w szkole nie muszą w tym czasie prać, sprzątać, zmywać, żeby móc towarzyszyć dziecku w procesie uczenia. Mogą w czasie pracy własnej obserwować dzieci, robić notatki, pisać opinie i dzięki temu móc dostosowywać program do indywidualnych potrzeb.

A ja zwyczajnie nie dałam rady. Wolałam swoje wydanie “Montessori”: czyli dzieci ze mną sprzątały, gotowały, rozwieszały pranie. Przestałam przygotowywać prace i zamiast tego kupowałam ciekawe edukacyjne zabawki, które według mnie były ciekawsze niż pomoce Montessori. Mogę śmiało powiedzieć, że straciłam radość macierzyństwa starając się być nauczycielem mojego dziecka. Widziałam w dzieciach wielkie zainteresowanie światem fikcji, a wg twórczyni powinnam się wstrzymać do 6 roku życia. Moje dzieci też miały wiele kreatywnych pomysłów, co do pracy z pomocami i nie mogłam im tego odmówić, a wręcz przeciwnie – podziwiałam sposób myślenia poza schematem.

Na przykład instrukcja rozwijania dywanika. Zobaczcie na youtube jak to wygląda:

Pokazałam Lilce, jak to się robi, a ona wolała na dywaniku jeździć na brzuchu po korytarzu. A później złożyła dywan w kostkę (co jest złamaniem zasady i w przedszkolu jest niedopuszczalne).

Dzieci wykorzystują wszystkie możliwości do rozwoju i trzeba im zapewnić pomoc. Uczenie to nie tylko metody, programy, artykuły, to przede wszystkim obserwacja dziecka.

Kurczowe stosowanie się do zasad, a szczęśliwe dziecko

Szkoła podstawowa czy przedszkole według mnie są świetnym pomysłem na alternatywną edukację – ale pełne wykorzystanie tej metody w domu jest według mnie niemożliwe. A co z kolejnymi etapami edukacji? Liceum, studia? To już nie są takie proste decyzje. Szkoły Montessori są też dobrym pomysłem dla dzieci, które nie odnajdują się w systemie.

Na koniec mam jedno przemyślenie – odkąd przestałam kurczowo trzymać się zasad, to stałam się szczęśliwsza i moje dzieci również.

Jeśli interesuje cię Metoda Montessori tu moje poprzednie wpisy:

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

Nauka czytania dla najmłodszych – ciekawa i skuteczna metoda

  • CZYTANIE
  • 6  min. czytania
  •  komentarze [9]

Nauka czytania wcale nie jest nudna – można przyswajać litery w bardzo atrakcyjny sposób. Dziś chciałbym Wam napisać o bardzo ciekawej metodzie, którą możecie stosować w domu. A jeżeli pracujecie w przedszkolach, to myślę, że ją znacie.

Często piszecie, jak poznać, że dziecko jest już gotowe na naukę czytania. Czy przejawia jakieś specjalne zainteresowania?

Faza na litery zaczyna się stopniowo i ten początek czasami jest trudno wychwycić.

Napiszę o naszych początkach, które zauważyłam u jednego i drugiego dziecka (a nie przeczytacie o nich w żadnych podręcznikach).

Kiedy mowa czynna i bierna została opanowana w dobry stopniu (okolice 3 roku życia u moich dzieci) to zaczęłam obserwować bardzo duże zainteresowanie … (tu się zdziwicie) markami samochodów.

Jedno i drugie z naszych pociech uwielbiało chodzić między samochodami i rozpoznawać marki samochodów po ich znakach. Po pierwsze była to świetna rozrywka, która zawsze urozmaicała drogę jednostajnie prostą, a po drugie nauka symboli.

Rozpoznanie znaku np. Mazdy i zapamiętanie go, a następnie przy ponownym zauważeniu tego samego logo jest nie czym innym, ale umiejętnością, której używamy przy czytaniu. Tylko zamiast litery jest logo.

Prawda, że genialne? Nauka czytania ma z tym wiele wspólnego.

Moje dzieci szybko poznały wszystkie marki i zaczęły ich używać z ogromną precyzją. Wypatrywały ich też na blillboardach i z daleka krzyczały “Tam jest Peżot”.

Zobaczcie, jak doskonały jest dziecięcy mózg, który nie potrafi czasami poradzić sobie z kolorem kubka, a ze 100 metrów rozpozna mały znaczek Peugeota.

W obu przypadkach dla mnie był to sygnał, że powoli nadchodzi czas na litery.

Co robić dalej żeby pociągnąć temat?

Bez sensu już uczyć globalnego czytania (czyli rozpoznawania całych wyrazów).

Bez sensu uczyć po kolei wszystkich liter alfabetu.

Za wcześnie na czytanie sylabowe skoro dziecko nie umie jeszcze podzielić wyrazu na sylaby.

To mam dla Was podpowiedź – prosta metoda, która wprowadzi bardzo łagodnie dzieci w świat liter.

Mowa o odimiennej metodzie czytania autorstwa dr I. Majchrzak – nauka czytania dla najmłodszych

Spotkałam się z nią pierwszy raz w przedszkolu Montessori, gdzie dzieci od pierwszego dnia oswajały się z … literami w swoim imieniu.

Według mnie jest to idealny pomysł na sam początek przygody z literami. Dlaczego?

  • na początku przedszkola dziecko jest w takim wieku, że wciąż Ono jest najważniejsze i to, że zacznie się uczyć od swojego imienia (a nie od Ali co miała kota) spowoduje ogromną radość
  • własne imię jest czymś wyjątkowym, więc zmotywuje dziecko jeszcze bardziej
  • imię dziecka jest kluczem otwierającym świat liter – prawda, że piękne założenie?

Od czego zacząć?

Do tej metody nie potrzebujecie żadnych skomplikowanych pomocy. Wystarczy, że dokładnie przeczytacie o co w niej chodzi na przykład TUTAJ. Z powodzeniem możecie stosować ją w warunkach domowych.

Dla jakiego wieku?

W przedszkolach zaczyna się już od 3 roku życia, ale wiadomo, że dzieci są inne i będą takie, które zainteresują się wcześniej, a inne później.

Jak zacząć?

Zaproście dziecko, posadźcie tak żeby widziało, jak piszecie jego imię. Dużymi literami po kolei napiszcie imię dziecka i zróbcie jego wizytówkę.

Używać pisanych liter, czy drukowanych?

W Montessori używa się liter pisanych. A w przedszkolach systemowych widziałam, że Panie piszą drukowanymi.

My próbowaliśmy Lilę uczyć czytać pisanymi literami, niestety wg mnie jest to bardzo trudne w warunkach domowych, kiedy wszystko otaczające nas jest napisane drukowanymi. Zupełnie inaczej jest już w przedszkolu Montessori, gdzie używa się tylko pisanych liter. Po kilku tygodniach porzuciliśmy litery pisane na rzecz drukowanych i uważam, że to była dobra decyzja, bo i tak nauczyła się szybko czytać (jak to zrobiliśmy – Jak nauczyć dziecko czytać).

No to mamy już wizytówkę dziecka (najlepiej napisać wyraźnym mazakiem). Jeżeli macie laminarkę, to można ją zalaminować. A jeżeli nie macie, to polecam moją metodę: szeroką przezroczystą taśmą klejącą “laminujecie” wizytówkę dziecka żeby był trochę sztywniejsza.

Na samym początku zapisujecie i nazywacie powoli wszystkie litery imienia dziecka.

Ważne! Wszystkie litery czytamy dziecku bez elementu wokalicznego, czyli zamiast: a, be, ce, de, e, ef czytamy króciutko, tak jak jest napisane: a, b, c, d, e. Bo gdybym tak nazywała litery w imieniu Julek, to brzmiałoby to: Jot-u-el – e – ky. Zwracajcie na to uwagę, bo później dzieciom trochę zejdzie żeby się przestawić i tak będą czytać.

Możecie też napisać swoje imię i porównać, które litery się powtarzają, które są wspólne.

Ogólnie chodzi o zabawę literami: możecie na samym początku poprosić dziecko żeby zaniosło swoje imię do swojego łóżka albo żeby położyło na swoim krześle.

Później możecie wypisać imiona wszystkich członków rodziny i zrobić im koszyczek. Czyli na małych wizytówkach wypisujemy wszystkie imiona i rozdajemy wszystkim. Kiedy dziecko już zna swoje imię to możemy poprosić dziecko o wyjęcie tylko swojego imienia z koszyka. Kiedy już zna pozostałe imiona może na przykład porozdawać je członkom rodziny.

Pamiętajcie tylko, że wizytówka dziecka jest czymś BARDZO WAŻNYM dla niego. Nie możecie jej zabrać, lepiej jej pilnujcie (bo może się zgubić), nie możecie przekreślać itd. Nie może być żadnych negatywnych emocji wokół wizytówki.

Co możecie robić dalej?

Kiedy dziecko zna już litery swojego imienia to możecie na przykład:

  • powiedzieć żeby pokazało literę “J” i nakleiło na nią kulkę z plasteliny i tak po kolei każda litera
  • Możecie na innej kartce zapisać litery oddzielnie i wyciąć (albo jak dziecko potrafi niech wytnie samo) i niech szuka tych samych liter
  • Kolejną zabawą może być gra memory, czyli w dwóch egzemplarzach piszecie imię dziecka i wycinacie z nich kwadraciki. Następnie zakrywacie i szukacie par.
  • tak naprawdę możecie sami wymyślać zabawy, tak aby to było atrakcyjne dla dziecka i dla Was

Kiedy macie już to przećwiczone – dziecko doskonale już zna swoje imię i litery to możecie przejść do podpisywania świata – czyli przedmiotów w domu i zanoszenia wizytówek w odpowiednie miejsca w domu.

W taki sposób szybko nauczycie liter dziecko, a najważniejsze, że od razu będzie znało ich znaczenie.

Jest mnóstwo zabaw z literami, które możecie razem robić. Dzięki nim nauka czytania będzie super zabawą.

A ja jeszcze Wam pokażę dwie pomoce, które też mogą być przydatne i urozmaicą zabawę z literami.

Układanki imienne polskiej marki Woobiboo – według mnie to świetna opcja do nauki i zabawy. Myślę, że to must have na półce.

(myślałam nawet o tym – szkoda, że nie są oznaczone samogłoski i spółgłoski czerwonym i niebieskim kolorem, ale dla tak małych dzieci to nie ma znaczenia – a kolorowe są bardziej atrakcyjne)

Układanki są świetnie wykonane, zamawiacie imię dziecka, a z tyłu można dopisać cytat. Kiedy dziecko wyrośnie możecie zostawić ją na pamiątkę. Pięknie też wygląda na ścianie. Nauka czytania plus fajna zabawa.

My się pracujemy z nimi jeszcze tak:

Odbijamy w ciastolinie (ciastolina brokatowa TUTAJ)

Układamy fasolę lub pestki (pamiętajcie, że im więcej zmysłów jest zaangażowanych – tym szybciej mózg się uczy)

odrysowujemy kształty i wycinamy

Mamy też cały alfabet KLIK, z którego na razie wybieramy litery z Jula imienia, ale w przyszłości przyda się też do innych celów.

Jeżeli szukacie ciekawych pomocy z literami to polecam Wam te. Do tego to fajny pomysł na prezent dla dziecka na roczek, dwa, trzy, cztery.

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

Moje dziecko nie mówi lub mówi mało – co robić?

  • LOGOPEDIA
  • 4  min. czytania
  •  komentarze [25]

“Moje dziecko nie mówi, ale pewnie się rozgada”

„Wnuk sąsiadki też długo nie mówił, a jak już się rozgadał, to nie mógł przestać.”

„Córka znajomych do trzeciego roku życia mówiła tylko coś po swojemu, za to potem rozmawiała już bardzo ładnie.”

„On ma jeszcze czas, przyjdzie jego pora.”

„Nie ma się czym przejmować, dajcie się dziecku rozwijać we własnym tempie.”

Znacie to, drodzy Rodzice? 

Każdy, kto uważnie obserwuje rozwój i stan zdrowia swojego dziecka, raczej z łatwością wyłapie jakieś niepokojące sygnały. Wiadomo, rodzic po prostu czuje i widzi, kiedy coś jest nie tak. A dochodzą do tego jeszcze spotkania z innymi rodzicami i porównywanie dzieci ze swoim własnym (“Jaś już od dłuższego czasu to potrafi, a nasza Zosia jeszcze nie!”)

Kiedy tylko zaczyna nas coś martwić i nie daje nam spokoju, zaczynamy działać. Szukamy pomocy i chcemy zasięgnąć rady, gdzie się tylko da, to zrozumiałe. Z mową jest podobnie. Jeśli dziecko mówi bardzo mało lub nie mówi w ogóle, rodzice często zaczynają się zastanawiać, czy ich pociecha rozwija się prawidłowo.

Ale wiecie, dziwi mnie jedno.

Jeśli dziecku cokolwiek dolega, najczęściej wiemy, gdzie iść i działamy szybko. Gdy boli ząb, od razu zabieramy je do dentysty, kiedy słabo widzi, udajemy się do okulisty itd. Dlaczego w takim razie, Mamo, Tato, masz takie opory i zwlekasz, jeśli dziecko nie mówi, lub, w Twoim pojęciu, mówi zdecydowanie za mało?

Przecież zastanawiasz się, czy wszystko jest w porządku. I dlaczego, zamiast od razu zasięgnąć porady u logopedy słuchasz takich wypowiedzi, jak wyżej albo zadajesz pytania na forach internetowych? Przecież nikt z rodziny czy znajomych (a tym bardziej osób, które w życiu nie widziały malucha na oczy i go po prostu nie znają) nie widzi dziecka tak często, nie obserwuje go tak jak rodzice.

Nikt poza Wami, Mamo i Tato, nie wie, jak na co dzień dziecko się zachowuje, w jaki sposób się komunikuje, jak się bawi, jak i ile mówi. Poza tym przypadkowe osoby najczęściej też nie mają specjalistycznej wiedzy logopedycznej czy pedagogicznej, więc zwyczajnie nie są w stanie stwierdzić, czy aby na pewno nie ma się czym martwić albo przeciwnie – coś się na pewno dzieje. Dzieci są różne i każde z nich rozwija się we własnym tempie – to fakt, ale nigdy nie wiadomo, co w tym konkretnym przypadku jest przyczyną problemu.

To może stwierdzić tylko specjalista. Pewne jest jedno – samo „niemówienie” to może być (ale nie musi!) tylko wierzchołek góry lodowej.

Rodzice nie zdają sobie sprawy, że poza opóźnionym rozwojem mowy jest mnóstwo innych przyczyn, które trudno jest wychwycić.

Brak mowy może wynikać z tego, że Dziecko nie powie, że słabiej słyszy lub nie słyszy w ogóle. Bez prawidłowego słyszenia mowa nie jest się w stanie w pełni rozwinąć. Nasz maluch nie słyszy dobrze odgłosów otoczenia ani tego, co ktoś do niego mówi, więc nie będzie w stanie przyswoić i sam wytworzyć tych dźwięków. Trzeba zwrócić szczególną uwagę na to czy i w jaki sposób dziecko reaguje na swoje imię, polecenia itp., ale w przypadku, kiedy nie mówi, zawsze trzeba zbadać słuch.

Być może u już trochę starszego dziecka da się zauważyć, że nie mówi nic „od siebie”, a cały czas tylko powtarza zasłyszane, powiedziane przez kogoś słowa, nawet całe i długie zdania. Sprawia wrażenie, że mówi ot tak, po prostu, bez konkretnego celu, a nie po to, żeby się z kimś porozumieć. Może nawet jego umiejętność mówienia zdaje się cofać. To też wyraźny sygnał, że trzeba skonsultować się ze specjalistą.

Może też być tak, że problem z mową u dziecka wynika z uszkodzenia ośrodków w mózgu. Bo na przykład były trudności przy porodzie, albo już potem dziecko doznało jakiegoś urazu lub na coś chorowało. Wtedy mowa może pojawić się z bardzo dużym opóźnieniem, cofnąć się albo w ogóle się nie wykształcić, dlatego trzeba szybko działać żeby jak najwcześniej pomóc dziecku.

To, że dziecko w ogóle nie mówi to wcale nie musi oznaczać, że ma po prostu opóźniony rozwój mowy, ale problem może leżeć głębiej i być dużo poważniejszy niż się spodziewamy.

Nie, nie chcę nikogo straszyć, tylko bardzo zachęcam do tego, żeby jak najszybciej zabrać dziecko do logopedy. Po prostu po to, żeby czegoś nie przeoczyć i nie zrobić mu krzywdy. Bo czas jest bardzo ważny i nic nam go nie odda ani nie cofnie. Jeśli się coś zlekceważy to, niestety, potem można mieć pretensje tylko do siebie. Możliwe, że nic się nie dzieje i rzeczywiście dziecko „jeszcze się rozgada”, ale nie ma przecież gwarancji, że tak na pewno się stanie. A co, jeśli będzie inaczej? Lepiej chyba jednak nie zwlekać tylko zacząć działać, prawda?

No dobrze, w takim razie, kiedy, Mamo, Tato, powinniście udać się ze swoją pociechą do logopedy?

  • jeśli niemowlę (ok. 4-6 miesiąca) nie odwraca głowy w kierunku źródła dźwięku, nie reaguje na zmiany tonu głosu, muzykę z zabawek, nie nawiązuje kontaktu wzrokowego z osobami będącymi w zasięgu jego wzroku, nie gaworzy
  • kiedy roczne dziecko nie podaje, nie wskazuje przedmiotów lub osób, o które pytamy,  nie reaguje na mowę innych; maluch w tym wieku powinien też używać pojedynczych prostych słów (mama, tata, baba itp.)
  • jeśli dwulatek nie wskazuje prawidłowo części ciała, nie wykonuje prostych poleceń (typu: zrób pa pa), nie naśladuje gestów, nie mówi wyrazów dźwiękonaśladowczych, nie wypowiada prostych wyrażeń jak np. mama daj, baba am, nie wymawia głosek p, b, t, d, k, g, m, n, ń
  • kiedy trzylatek nie buduje już stopniowo coraz dłuższych wypowiedzi, nie rozumie, nie wykonuje bardziej złożonych poleceń (np. posadź misia na krzesełku i nakarm go), nie zadaje pytań, nie wymawia dodatkowo spógłosek l, ł, f, w, h, ś, ź, ć, dź
  • jeśli czterolatek nie wymawia dodatkowo spółgłosek s z c dz, pięciolatek – sz, ż, cz, dż, u sześcioletniego dziecka powinna pojawić się już głoska r, siedmiolatek powinien mówić już w pełni prawidłowo i pamiętajmy też o tym, że cały czas stopniowo rozwija się słownik dziecka – u sześciolatka to już nawet 4500 wyrazów

Wizyta u specjalisty naprawdę nie boli i nie będzie przykrym doświadczeniem ani dla dziecka ani dla Was, a może jedynie pomóc i zaoszczędzić maluchowi wielu trudności i nieprzyjemności nie tylko na przyszłość (mowa dziecka może mieć wpływ na późniejsze przyswajanie umiejętności czytania i pisania w szkole), ale nawet już teraz.

Dlatego, drodzy Rodzice, jeśli cokolwiek Was niepokoi w rozwoju mowy Waszego dziecka, nie ma co dalej zwlekać, a trzeba jak najszybciej zawitać ze swoją pociechą w gabinecie logopedycznym. Zapewniam, że nie będzie wcale strasznie 🙂

mgr logopedii, Małgorzata Monach

SMARTPARENTING - nebule.pl dla rodziców, którzy chcą wiedzieć więcej

Bądź z nami na bieżąco
Dołącz do nas na Facebooku
NEBULE NA FACEBOOKU
Możesz zrezygnować w każdej chwili :)
close-link